Oto początek mojej pierwszej książki, proszę bądźcie wyrozumiali. Jeśli coś się nie spodoba proszę powiedzieć. A to właśnie moje dotychczasowe wypociny
1
Każdy świat ma jakichś bohaterów i swoje historie ,te bardziej przyjemne i te mniej ,a oto przed tobą znajdują się dzieje największego bohatera jednego z wielu światów który nie nosi jako takiej nazwy gdyż zwą go tak jak największe i jedyne królestwo znajdujące się na nim ,a mianowicie Zjednoczone królestwo wszystkich królestw. W roku w którym wszystko się zaczęło świat ten był u szczytu swojej potęgi ,nie licząc czasu przed wielkim odłamem od ,którego liczy się lata. Wszystko zaczęło się w 507 roku od wielkiego odłamu ziem północnych. Wtedy oto urodził się największy, jak już wspomniałem bohater Królestwa. Przenieśmy się do tego czasu kiedy matka w nieszczęśliwym wypadku musi oddać swe dziecko w objęcia morzu na którym przez następne 3 dni dryfowało w wiklinowym koszyku. Miało ono wtedy 6 miesięcy i 17 dni. Nie płakało, lecz było świadome że jest w niebezpieczeństwie, ale nie tego że ocierało się o śmierć . Gdy jego koszyk został wyrzucony na brzeg przygarnęła go rodzina rybaka , który nadzwyczaj uwielbiał pastwić się nad dziećmi, ale w przypadku naszego małego bohatera odłożył to sobie na czas aż podrośnie. Miał on całkowicie zwyczajne dzieciństwo w małej zacofanej wiosce na północy kraju, która w całości utrzymywała się z połowu ryb.
Kiedy młodzieniec skończył 12 lat jego rutynowe i bardzo nijakie życie zaczęło przeistaczać się w nieustającą przygodę.
-Gdzie ten gówniarz!?Jestem jego ojcem i mam prawo wiedzieć gdzie się pałęta!- Wykrzykiwał wiecznie podpity ojczym Anoda {tak dali mu na imię, gdyż nie wiedzieli jak się nazywa.}.Chyba lubi być bity, ma mało pręgów na plecach, tym razem w obroty wezmę łańcuch a nie jak dotąd pas! Poczym ryknął urywanym śmiechem.
Stary rybak nadal huczał-Nie dość że go karmię to jeszcze mam go szukać!?Co on ma w głowie?
-Nabijesz mu rozsądku!- Krzyknął jeden z równie pijanych kompanów.
-Tak zrobię, ale teraz… teraz wypijmy za te ciężkie czasy.
-Bo my pracujemy, wypruwamy flaki ,a w miastach co!?Bawią się szuje jedne, za naszą krew i wysiłek! Za naszą pracę!- Poczym wziął wielki łyk taniego i zalatującego dymem trunku.
-Jutro Przyjeżdżają z gildii namawiać do wstąpienia ,ach jak bym miał trochę grosza to zaraz bym najstarszego posłał na strażnika ,by się ojczyźnie przysłużył, a tak to pójdzie na zmarnowanie!
-A w miastach się bawią! I nagle pięciu pijanych mężczyzn krzyknęło-Tak- z taką złością jak by ktoś zburzył ich domy.
Anod siedział nad stawem w osamotnieniu i patrzył w wodę, nie miał on przyjaciół ani nawet kolegów, w ogóle wszyscy w wiosce odnosili się do niego z pogardą. „Dziecko nierządnicy” „Syn zesłany za karę” To były najczęstsze hasła ludzi, którzy go spotykali , a rzucał się w oczy gdyż był jedynym blondynem w wiosce ,a morze nawet w całym kraju, ponieważ jedyni blond-ludzie pochodzili z odłamanej części świata {dryfowała gdzieś tak daleko że nie było z nią łączności} ,a oni nigdy się nie mieszali, byli na to za dumni. Ludzie starali sobie jakoś wytłumaczyć ten niecodzienny kolor włosów ,a że nie lubili myśleć zrobili to jak najprościej, jego ojczym chciał go pokazywać jako wybryk natury i by to zrobił, lecz się go obawiał ,a najbardziej jego spojrzenia… było bystre, ostre, zimne i tak przerażające że ludzi wyzywali go nie patrząc mu w twarz. Obawiali się. Różnił się od pozostałych , był cichy , skryty, tajemniczy i inteligentny, tego ludzie nie lubili, bo tacy jak on mogli coś zmienić ,a każdy chłop bał się zmian.
Kiedy nadszedł dzień otwarty gildii przyjechali reprezentanci wszystkich akademii , a było ich 6.Gildia Zabójców, Łowców bestii, Strażników ,Magów ,Mrocznych jeźdźców i Czarnych siepaczy.
Kiedy ich mównice zostały rozstawione ,a ludzie zaczęli się przy nich kłębić i słuchać co do powiedzenia mają delegaci Anod podszedł do wysłannika z gildii magów ,gdyż właśnie magia fascynowała go najbardziej i zapytał.
-Możesz mnie stąd zabrać?- Powiedział.
-Amm… a co na to twoi rodzice?- Odrzekł mu wysłannik
-Na pewno się zgodzą, byle się mnie pozbyć.
Te słowa wprowadziły zakłopotanie na twarz jego rozmówcy.
-Wybacz , ale taka wyprawa wiąże się ze sporymi kosztami… i no wiesz raczej tyle nie masz, co?
-A o jakiej sumie dokładnie mówimy?
Delegat począł liczyć.
- Podróż i prowiant, to będzie jakieś 100 królewskich monet. Powiedział to licząc że załatwi tym sprawę i był tego pewien kiedy spojrzał w smutne i zmęczone oczy chłopca.
-Wybacz- Kontynuował- ale mam sporo do zrobienia jeśli nie dysponujesz tą sumą pieniędzy to nie ma o czym mówić. Odwrócił się.
Chłopiec zawahał się , lecz odparł:
-Mam…117 monet… nie pytaj skąd, po prostu mam.
Oczy reprezentanta stały się wielkie ze zdziwienia, nie chciał tego robić ale musiał złamać marzenia chłopaka.
-I jeszcze opłata za przyjęcie do gildii…500 królewskich monet… a ,…tyle nie masz …prawda?
Anod stał w osłupieniu i nie wiedział co ma myśleć a po 5 minutach krzyknął:
- Dobrze! Nie muszę iść z tobą, pójdę sam!
-To pewna śmierć.-Z chłodem powiedział rozmówca.
-Tylko to… -ściszył głos- …Tylko to mi pozostało. Poczym odszedł się spakować do dalekiej podróży. Długo po jego odejściu mag patrzył w miejsce gdzie stał podczas rozmowy.
Wezmę tylko potrzebne rzeczy, jedzenie nóż ubrania i… może ten wielki hak, nieco już pordzewiały ale zawsze jakiś. Tak wezmę i hak! Złapał go, wszystko wsadził do wielkiego worka i odszedł.
Ledwo świtało , a już na horyzoncie można było dostrzec małego człowieka , który wyruszył w podróż która zmieni jego życie.
Dobrze że kupiłem sobie tę starą mapę.-Powiedział sam do siebie- Tak całkiem dobrze.
Po 12 godzinach zaczął wątpić w swoje możliwości i już miał zawracać, lecz nagle powietrze przeszył krzyk.
Spojrzał w kierunku z którego dobiegł odgłos, szeroko rozwarł oczy i rzucił się w tamtą stronę. 60 metrów dalej ze wzgórza widział jak kliw , straszliwa bestia podobna do wilka, lecz większa i groźniejsza zbliża się do pulchnej dziewczyny mniej więcej w jego wieku. Myślał- Co robić, ryzykować czy odejść?- I kiedy zaczął się obracać dziewczyna go dostrzegła i krzyknęła piskliwie-Pomocy!- Stanął jak wryty wyciągnął nóż, złapał go ostrzem w górę i pobiegł w stronę potwora. Kiedy był metr od niego bestia stanęła na tylnich łapach i wydała ryk budzący grozę w każdym, lecz nie w małym bohaterze. Kiedy zwierzę się uniosło ten wbił nóż w brzuch zanurzając w nim ostrze do połowy, szybkim ruchem pociągnął broń w dół i wyjął ją. Zraniony zwierz upadł na plecy , a jego wnętrzności wylały się z rany. Ten obraz przyprawiał o mdłości, lecz chłopiec tylko wytarł nóż o pobliski mech i napawał oczy pierwszym trupem , który przybliżył go do bycia znaczącym się wojownikiem.
-D…zię..kuję-Płaczliwym głosem wycedziła dziewczyna-Jestem Amanda , a ty?
- Ja… po prostu mów mi… Anod.
-Tak masz na imię?
- N… nie, nie wiem i tyle, jestem Anod.
- Niech ci będzie , ale to raczej pospolite imię do ciebie nie pasuje.
Na chwilę zamyślił się nad tymi słowami po czym odparł.
-Gdzie się wybierałaś? Nie wyglądasz na chłopkę.
-To fakt, jestem z rodu Adnama , idę do gildii magów i…- W tym Momencie jej przerwał i powiedział.
-Na prawdę?
-Tak, czemu to tak cię dziwi?
-Bo ja też tam zmierzam… ,ale nie mam wystarczająco pieniędzy i… nie ważne , będzie bezpieczniej jeśli pójdziemy razem.
-Fakt-Popatrzyła na zabite zwierze i dodała.-A co z tym?
-Jeśli chcesz je wziąć to proszę bardzo ale ja ci nie pomogę nieść.-Powiedział kpiąco.
-Czyli to tu zostaje!?
-A masz lepszy plan?
-Ach… chodź już ściemnia się.
Kilka godzin później ognisko już płoneło.
Anod pogrążył się w myślach i rozważał co ma począć. Nie mam pieniędzy, domu…- przeleciał po wszystkim wzrokiem. Obok śpiącej Amandy leżała skrzyneczka, bogato zdobiona. Podszedł bliżej, po cichu ją otworzył i ujrzał w niej mnóstwo monet, co najmniej 1500.
- Aaaa…aa- Wydukał nieświadomie poczym zamknął skrzynkę. Zawahał się chwilę i opadł na ziemię. Zasnął wbijając swe smutne oczy w ziemie , a kiedy to się stało Amanda uśmiechnęła się do siebie, gdyż jedno oko miała przez ten cały czas otwarte.
Słońce lekko musnęło twarz Anoda i choć spał poczuł nieopisaną ulgę , lecz chwilę później poczuł stęchły zapach wydychanego powietrza.
Powoli i ostrożnie otworzył oczy i kontem uchwycił ziejącego nad nim kliwa, kiedy lekko przesunął głowę dostrzegł jeszcze 3, wielkie , czarne z czerwonymi dzikimi oczami. Bestia nad jego uchem rozwarła paszczę by zatopić zęby w miękkiej szyi chłopca. Amanda gdzieś zniknęła, i mnie tu zostawiła, nieświadomie zmarszczył czoło. Ciepły oddech śmierci owiał jego szyję. Szeroko rozwarł oczy i poderwał się z impetem, zwierze ze zdziwienia odskoczyło na bok , ale długo się niezastana wiało i ruszyło w pościg tak samo jak 3 pozostałe. Dysząc nerwowo gnał przed siebie balansując miedzy drzewami i przeskakując co większe kamienie. Za plecami słyszał porykiwanie napastników i lekkie uderzenia ich łap. Po chwili kiedy wybiegł na małe wzniesienie zobaczył Amandę zbierającą drewno.
- Uciekaj!- Krzyknął- a ta gdy zobaczyła co goni jej kolegę rzuciła drewno które uzbierała i zaczęła uciekać w przeciwnym kierunku. Niedługo się zrównali , gdyż Anod był szybszy , a gdy upłynęła kolejna chwila wybiegli z lasu, niezatrzymani się , ale po chwili Amanda obejrzała się przez ramię. Zwierzęta zatrzymały się na skraju lasu i patrzyły posępnie na dzieci, jeden z nich zawył poczym wszystkie 3 powróciły do swojego domu-lasu. Kręciło mu się w głowie , lecz był zadowolony, w końcu udało im się przeżyć. Po krótkiej chwili niczym fala obiła go myśl.
-Szkatułka!- Wykrzyknął niemal płaczliwie. Twarz Amandy stała się smutna, po chwili pochyliła głowę w zamyśleniu i wyjęła właśnie tą szkatułkę zza pleców. Chłopiec nie chciał wiedzieć jak, po prostu cieszył się że jeszcze nie został skreślony przez życie. Usiadł na kamieniu i kiwał się miarowo z zamkniętymi oczami. Otworzył mapę i stwierdził że właśnie minęli „Czarny las”, co oznaczało że do gildii pozostało niewiele ponad 300 kilometrów.
- Dwa tygodnie drogi.- Powiedział wesoło-Oby. Nastało milczenie, lecz nie trwało długo.
- Nie martw się pożyczę ci pieniądze , w końcu uratowałeś mi życie.
- Dziękuję, … am… naprawdę.
Bym zapomniał, w tym fragmencie jest sporo ortografów i jeszcze więcej zgubionych literek.
1
Każdy świat ma jakichś bohaterów i swoje historie ,te bardziej przyjemne i te mniej ,a oto przed tobą znajdują się dzieje największego bohatera jednego z wielu światów który nie nosi jako takiej nazwy gdyż zwą go tak jak największe i jedyne królestwo znajdujące się na nim ,a mianowicie Zjednoczone królestwo wszystkich królestw. W roku w którym wszystko się zaczęło świat ten był u szczytu swojej potęgi ,nie licząc czasu przed wielkim odłamem od ,którego liczy się lata. Wszystko zaczęło się w 507 roku od wielkiego odłamu ziem północnych. Wtedy oto urodził się największy, jak już wspomniałem bohater Królestwa. Przenieśmy się do tego czasu kiedy matka w nieszczęśliwym wypadku musi oddać swe dziecko w objęcia morzu na którym przez następne 3 dni dryfowało w wiklinowym koszyku. Miało ono wtedy 6 miesięcy i 17 dni. Nie płakało, lecz było świadome że jest w niebezpieczeństwie, ale nie tego że ocierało się o śmierć . Gdy jego koszyk został wyrzucony na brzeg przygarnęła go rodzina rybaka , który nadzwyczaj uwielbiał pastwić się nad dziećmi, ale w przypadku naszego małego bohatera odłożył to sobie na czas aż podrośnie. Miał on całkowicie zwyczajne dzieciństwo w małej zacofanej wiosce na północy kraju, która w całości utrzymywała się z połowu ryb.
Kiedy młodzieniec skończył 12 lat jego rutynowe i bardzo nijakie życie zaczęło przeistaczać się w nieustającą przygodę.
-Gdzie ten gówniarz!?Jestem jego ojcem i mam prawo wiedzieć gdzie się pałęta!- Wykrzykiwał wiecznie podpity ojczym Anoda {tak dali mu na imię, gdyż nie wiedzieli jak się nazywa.}.Chyba lubi być bity, ma mało pręgów na plecach, tym razem w obroty wezmę łańcuch a nie jak dotąd pas! Poczym ryknął urywanym śmiechem.
Stary rybak nadal huczał-Nie dość że go karmię to jeszcze mam go szukać!?Co on ma w głowie?
-Nabijesz mu rozsądku!- Krzyknął jeden z równie pijanych kompanów.
-Tak zrobię, ale teraz… teraz wypijmy za te ciężkie czasy.
-Bo my pracujemy, wypruwamy flaki ,a w miastach co!?Bawią się szuje jedne, za naszą krew i wysiłek! Za naszą pracę!- Poczym wziął wielki łyk taniego i zalatującego dymem trunku.
-Jutro Przyjeżdżają z gildii namawiać do wstąpienia ,ach jak bym miał trochę grosza to zaraz bym najstarszego posłał na strażnika ,by się ojczyźnie przysłużył, a tak to pójdzie na zmarnowanie!
-A w miastach się bawią! I nagle pięciu pijanych mężczyzn krzyknęło-Tak- z taką złością jak by ktoś zburzył ich domy.
Anod siedział nad stawem w osamotnieniu i patrzył w wodę, nie miał on przyjaciół ani nawet kolegów, w ogóle wszyscy w wiosce odnosili się do niego z pogardą. „Dziecko nierządnicy” „Syn zesłany za karę” To były najczęstsze hasła ludzi, którzy go spotykali , a rzucał się w oczy gdyż był jedynym blondynem w wiosce ,a morze nawet w całym kraju, ponieważ jedyni blond-ludzie pochodzili z odłamanej części świata {dryfowała gdzieś tak daleko że nie było z nią łączności} ,a oni nigdy się nie mieszali, byli na to za dumni. Ludzie starali sobie jakoś wytłumaczyć ten niecodzienny kolor włosów ,a że nie lubili myśleć zrobili to jak najprościej, jego ojczym chciał go pokazywać jako wybryk natury i by to zrobił, lecz się go obawiał ,a najbardziej jego spojrzenia… było bystre, ostre, zimne i tak przerażające że ludzi wyzywali go nie patrząc mu w twarz. Obawiali się. Różnił się od pozostałych , był cichy , skryty, tajemniczy i inteligentny, tego ludzie nie lubili, bo tacy jak on mogli coś zmienić ,a każdy chłop bał się zmian.
Kiedy nadszedł dzień otwarty gildii przyjechali reprezentanci wszystkich akademii , a było ich 6.Gildia Zabójców, Łowców bestii, Strażników ,Magów ,Mrocznych jeźdźców i Czarnych siepaczy.
Kiedy ich mównice zostały rozstawione ,a ludzie zaczęli się przy nich kłębić i słuchać co do powiedzenia mają delegaci Anod podszedł do wysłannika z gildii magów ,gdyż właśnie magia fascynowała go najbardziej i zapytał.
-Możesz mnie stąd zabrać?- Powiedział.
-Amm… a co na to twoi rodzice?- Odrzekł mu wysłannik
-Na pewno się zgodzą, byle się mnie pozbyć.
Te słowa wprowadziły zakłopotanie na twarz jego rozmówcy.
-Wybacz , ale taka wyprawa wiąże się ze sporymi kosztami… i no wiesz raczej tyle nie masz, co?
-A o jakiej sumie dokładnie mówimy?
Delegat począł liczyć.
- Podróż i prowiant, to będzie jakieś 100 królewskich monet. Powiedział to licząc że załatwi tym sprawę i był tego pewien kiedy spojrzał w smutne i zmęczone oczy chłopca.
-Wybacz- Kontynuował- ale mam sporo do zrobienia jeśli nie dysponujesz tą sumą pieniędzy to nie ma o czym mówić. Odwrócił się.
Chłopiec zawahał się , lecz odparł:
-Mam…117 monet… nie pytaj skąd, po prostu mam.
Oczy reprezentanta stały się wielkie ze zdziwienia, nie chciał tego robić ale musiał złamać marzenia chłopaka.
-I jeszcze opłata za przyjęcie do gildii…500 królewskich monet… a ,…tyle nie masz …prawda?
Anod stał w osłupieniu i nie wiedział co ma myśleć a po 5 minutach krzyknął:
- Dobrze! Nie muszę iść z tobą, pójdę sam!
-To pewna śmierć.-Z chłodem powiedział rozmówca.
-Tylko to… -ściszył głos- …Tylko to mi pozostało. Poczym odszedł się spakować do dalekiej podróży. Długo po jego odejściu mag patrzył w miejsce gdzie stał podczas rozmowy.
Wezmę tylko potrzebne rzeczy, jedzenie nóż ubrania i… może ten wielki hak, nieco już pordzewiały ale zawsze jakiś. Tak wezmę i hak! Złapał go, wszystko wsadził do wielkiego worka i odszedł.
Ledwo świtało , a już na horyzoncie można było dostrzec małego człowieka , który wyruszył w podróż która zmieni jego życie.
Dobrze że kupiłem sobie tę starą mapę.-Powiedział sam do siebie- Tak całkiem dobrze.
Po 12 godzinach zaczął wątpić w swoje możliwości i już miał zawracać, lecz nagle powietrze przeszył krzyk.
Spojrzał w kierunku z którego dobiegł odgłos, szeroko rozwarł oczy i rzucił się w tamtą stronę. 60 metrów dalej ze wzgórza widział jak kliw , straszliwa bestia podobna do wilka, lecz większa i groźniejsza zbliża się do pulchnej dziewczyny mniej więcej w jego wieku. Myślał- Co robić, ryzykować czy odejść?- I kiedy zaczął się obracać dziewczyna go dostrzegła i krzyknęła piskliwie-Pomocy!- Stanął jak wryty wyciągnął nóż, złapał go ostrzem w górę i pobiegł w stronę potwora. Kiedy był metr od niego bestia stanęła na tylnich łapach i wydała ryk budzący grozę w każdym, lecz nie w małym bohaterze. Kiedy zwierzę się uniosło ten wbił nóż w brzuch zanurzając w nim ostrze do połowy, szybkim ruchem pociągnął broń w dół i wyjął ją. Zraniony zwierz upadł na plecy , a jego wnętrzności wylały się z rany. Ten obraz przyprawiał o mdłości, lecz chłopiec tylko wytarł nóż o pobliski mech i napawał oczy pierwszym trupem , który przybliżył go do bycia znaczącym się wojownikiem.
-D…zię..kuję-Płaczliwym głosem wycedziła dziewczyna-Jestem Amanda , a ty?
- Ja… po prostu mów mi… Anod.
-Tak masz na imię?
- N… nie, nie wiem i tyle, jestem Anod.
- Niech ci będzie , ale to raczej pospolite imię do ciebie nie pasuje.
Na chwilę zamyślił się nad tymi słowami po czym odparł.
-Gdzie się wybierałaś? Nie wyglądasz na chłopkę.
-To fakt, jestem z rodu Adnama , idę do gildii magów i…- W tym Momencie jej przerwał i powiedział.
-Na prawdę?
-Tak, czemu to tak cię dziwi?
-Bo ja też tam zmierzam… ,ale nie mam wystarczająco pieniędzy i… nie ważne , będzie bezpieczniej jeśli pójdziemy razem.
-Fakt-Popatrzyła na zabite zwierze i dodała.-A co z tym?
-Jeśli chcesz je wziąć to proszę bardzo ale ja ci nie pomogę nieść.-Powiedział kpiąco.
-Czyli to tu zostaje!?
-A masz lepszy plan?
-Ach… chodź już ściemnia się.
Kilka godzin później ognisko już płoneło.
Anod pogrążył się w myślach i rozważał co ma począć. Nie mam pieniędzy, domu…- przeleciał po wszystkim wzrokiem. Obok śpiącej Amandy leżała skrzyneczka, bogato zdobiona. Podszedł bliżej, po cichu ją otworzył i ujrzał w niej mnóstwo monet, co najmniej 1500.
- Aaaa…aa- Wydukał nieświadomie poczym zamknął skrzynkę. Zawahał się chwilę i opadł na ziemię. Zasnął wbijając swe smutne oczy w ziemie , a kiedy to się stało Amanda uśmiechnęła się do siebie, gdyż jedno oko miała przez ten cały czas otwarte.
Słońce lekko musnęło twarz Anoda i choć spał poczuł nieopisaną ulgę , lecz chwilę później poczuł stęchły zapach wydychanego powietrza.
Powoli i ostrożnie otworzył oczy i kontem uchwycił ziejącego nad nim kliwa, kiedy lekko przesunął głowę dostrzegł jeszcze 3, wielkie , czarne z czerwonymi dzikimi oczami. Bestia nad jego uchem rozwarła paszczę by zatopić zęby w miękkiej szyi chłopca. Amanda gdzieś zniknęła, i mnie tu zostawiła, nieświadomie zmarszczył czoło. Ciepły oddech śmierci owiał jego szyję. Szeroko rozwarł oczy i poderwał się z impetem, zwierze ze zdziwienia odskoczyło na bok , ale długo się niezastana wiało i ruszyło w pościg tak samo jak 3 pozostałe. Dysząc nerwowo gnał przed siebie balansując miedzy drzewami i przeskakując co większe kamienie. Za plecami słyszał porykiwanie napastników i lekkie uderzenia ich łap. Po chwili kiedy wybiegł na małe wzniesienie zobaczył Amandę zbierającą drewno.
- Uciekaj!- Krzyknął- a ta gdy zobaczyła co goni jej kolegę rzuciła drewno które uzbierała i zaczęła uciekać w przeciwnym kierunku. Niedługo się zrównali , gdyż Anod był szybszy , a gdy upłynęła kolejna chwila wybiegli z lasu, niezatrzymani się , ale po chwili Amanda obejrzała się przez ramię. Zwierzęta zatrzymały się na skraju lasu i patrzyły posępnie na dzieci, jeden z nich zawył poczym wszystkie 3 powróciły do swojego domu-lasu. Kręciło mu się w głowie , lecz był zadowolony, w końcu udało im się przeżyć. Po krótkiej chwili niczym fala obiła go myśl.
-Szkatułka!- Wykrzyknął niemal płaczliwie. Twarz Amandy stała się smutna, po chwili pochyliła głowę w zamyśleniu i wyjęła właśnie tą szkatułkę zza pleców. Chłopiec nie chciał wiedzieć jak, po prostu cieszył się że jeszcze nie został skreślony przez życie. Usiadł na kamieniu i kiwał się miarowo z zamkniętymi oczami. Otworzył mapę i stwierdził że właśnie minęli „Czarny las”, co oznaczało że do gildii pozostało niewiele ponad 300 kilometrów.
- Dwa tygodnie drogi.- Powiedział wesoło-Oby. Nastało milczenie, lecz nie trwało długo.
- Nie martw się pożyczę ci pieniądze , w końcu uratowałeś mi życie.
- Dziękuję, … am… naprawdę.
Bym zapomniał, w tym fragmencie jest sporo ortografów i jeszcze więcej zgubionych literek.