Via Appia - Forum

Pełna wersja: Ulubione wiersze
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9
bardzo ładne. szkoda, że miałem angielski, nie ruski w szkole.
K.K. Baczyński " Z głową na karabinie "

Nocą słyszę, jak coraz bliżej
drżąc i grając krąg się zaciska.
A mnie przecież zdrój rzeźbił chyży,
wyhuśtała mnie chmur kołyska.
A mnie przecież wody szerokie
na dźwigarach swych niosły ptaki
bzu dzikiego; bujne obłoki
były dla mnie jak uśmiech matki.

Krąg powolny dzień czy noc krąży,
ostrzem świszcząc tnie już przy ustach,
a mnie przecież tak jak innym
ziemia rosła tęga - nie pusta.
I mnie przecież jak dymu laska
wytryskała gołębia młodość;
teraz na dnie śmierci wyrastam
ja - syn dziki mego narodu.
Krąg jak nożem z wolna rozcina,
przetnie światło, zanim dzień minie,
a ja prześpię czas wielkiej rzeźby
z głową ciężką na karabinie.
Obskoczony przez zdarzeń zamęt,
kręgiem ostrym rozdarty na pół,
głowę rzucę pod wiatr jak granat,
piersi zgniecie czas czarną łapą;
bo to była życia nieśmiałość,
a odwaga - gdy śmiercią niosło.
Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością.
Pchła - John Donne

Spójrz, pchła: ten widok opór twój pokona —
To, czego pragnę, małe jest jak ona.
Ssała krew z mego, teraz z twego ciała;
Obie krwie nasze w sobie więc zmieszała.
Wcale się wszakże nie obruszysz na to,
Nie nazwiesz grzechem, hańbą, czci utratą;
A jednak insekt, nim go kto rozgniecie,
Krwią napęczniały, użył sobie przecie:
Więcej dokonał niż my na tym świecie.

Nie, puść ją; po co życiom trzem nieść zgubę?
Ta pchła nas wiąże więcej niźli ślubem,
Jest mną i tobą, nazwać ją też możem
Ślubną świątynią i małżeńskim łożem;
Mimo twe dąsy, rodziców sprzeciwy,
Już nas otoczył mur czarny i żywy.
Zabij mnie w owej pchle, o to nie stoję;
Lecz będzie w tym i samobójstwo twoje,
I świętokradztwo: zatem przestępstw troje.

Och, a więc jednak, okrutnico miła,
Niewinna krew twój panokieć splamiła?
I w czymże wina nieszczęsnej istotki?
Że ci upiła kropelkę krwi słodkiej?
Sama wszak widzisz, że nic to nie zmienia:
Nie widać po nas oznak osłabienia.
Więc porzuć trwogę, nie wzbraniaj mi ciała:
O tyle tylko mniej czci będziesz miała,
Ile ci życia śmierć tej pchły zabrała

__
Przełożył Stanisław Barańczak


Swego czasu straaasznie mnie rozbawił, gdy go przerabiałem na lekcji j. polskiego Smile

EDIT: Jeżeli chodzi o kontekst to warto dodać, że w czasach autora pchły były straszną plagą, a mycie się mało popularnym zajęciem.
Stanisław Jerzy Lec:

W rocznicę

Na bitwy czerwonym dnie
po twarzy głaskały mnie
rozchwiane na wietrze
cieniutkie trawy źdźbła.
Dotknięcie to się nie zetrze,
nie będzie co roku bledsze
jak rana z owego dnia.

Jeśli poeta

Jeśli poeta
szarpie kraty,
nie mów:
Jakże inaczej
dźwięczą
harfy!

Patrzył na wszystko

Patrzył na wszystko
przez palce.
W pewnej chwili
zacisnął pięść.


Cytat:bardzo ładne. szkoda, że miałem angielski, nie ruski w szkole.
To nie rosyjski, a białoruski Wink Jak ktoś czyta cyrylicę, wiersz jest zrozumiały w miarę. A wkleiłam w oryginale, bo po przetłumaczeniu traci melodię.
Wisława Szymborska
Radość pisania


Dokąd biegnie ta napisana sarna przez napisany las?
Czy z napisanej wody pić,
która jej pyszczek odbije jak kalka?
Dlaczego łeb podnosi, czy coś słyszy?
Na pożyczonych z prawdy czterech nóżkach wsparta
spod moich palców uchem strzyże.
Cisza - ten wyraz też szeleści po papierze
i rozgarnia
spowodowane słowem las gałęzie.

Nad białą kartką czają się do skoku
litery, które mogą ułożyć się źle,
zdania osaczające,
przed którymi nie będzie ratunku.

Jest w kropli atramentu spory zapas
myśliwych z przymrużonym okiem,
gotowych zbiec po stromym piórze w dół,
otoczyć sarnę, złożyć się do strzału.

Zapominają, że tu nie jest życie.
Inne, czarno na białym, panują tu prawa.
Okamgnienie trwać będzie tak długo, jak zechcę,
pozwoli się podzielić na małe wieczności
pełne wstrzymanych w locie kul.
Na zawsze, jeśli każę, nic się tu nie stanie.
Bez mojej woli nawet liść nie spadnie
ani źdźbło się nie ugnie pod kropką kopytka.

Jest więc taki świat,
nad którym los sprawuję niezależny?
Czas, który wiążę łańcuchami znaków?
Istnienie na mój rozkaz nieustanne?

Radość pisania.
Możność utrwalania.
Zemsta ręki śmiertelnej



Właściwie to piosenka, ale bardzo ją lubię:
Jacek Kaczmarski
Ballada czarno-biała


Mam czarno-biały świata obraz;
Rzecz ponoć bardzo to niedobra,
Bo może jeszcze wróg się obra-
Zić, że nie widzę w nim partnera.
Przez to mozaika mi umyka
Wewnętrznych wstrząsów polityka,
Którego bezlitośnie tykam,
Złaszam, oczerniam, poniewieram.
Cieszy mnie krytyka tak szczera,
Bowiem dowodzi, że docieram
Do tego, o co chcą się spierać
Ludzie myślący, a więc - żywi:
Gdy nagła bierze mnie cholera,
Lub, kiedy już bezsilność zżera,
Jest coś, w czym łatwo powybierać -
Wszechłagodzący relatywizm:
Nie całkiem jest cywilem - cywil,
Nie tacy białowłosi - siwi,
Nie-obrzydliwi - obrzydliwi
Lecz w końcu wszyscy mili Bogu:
- Zdają się mówić ci poczciwi,
Jakby nie wiedząc, że ich cywi-
Lizacja każdą myśl wykrzywi,
A Bóg ich Bogiem - Dekalogu.
Zawsze tęsknotą ludzi małych
Porządek świata będzie stały,
Wieczne sojusze i podziały
Choćby najwyższej ceny warte;
I to jest obraz czarno-biały,
Jakby się mrówki dogadały,
Że wspólnym domem ich wspaniałym
Ma jedno być mrowisko - martwe.
A w mojej bieli - migotliwe
Barwy ratują to, co żywe,
Co moja czerń obraca wniwecz
Jak, kiedy światła nagle gasną.
Dusze subtelne i wrażliwe
Nie chcą uwierzyć w byt kontrastów -
Ja z pragnień - jedno mam żarliwe:
Móc widzieć ciemność
Widzieć jasność.

Niepogodzony


Mój ojciec był samotnym i wulgarnym wałem,
Sam przed telewizorem z klęską, swoją zmorą,
Snuł różne dziwne plany, a przy tym nietrwałe,
Lecz miał radochę z tego, że wszystkie w łeb biorą.

Traktował mnie jak szczura, którego się goni,
Odpychał go sam pomysł posiadania syna.
Mój widok był mu wstrętny, bo mu przypominał,
Że zostanę wśród żywych, gdy będzie już po nim.

Umierał jakoś w kwietniu, poskręcany cały,
Jęcząc, wyglądem zdradzał bezgraniczną wściekłość.
Chyba co trzy minuty robił matce piekło,
Szydził z wiosny, powtarzał prostackie kawały.

Na końcu, tuż przed jego ostatnim oddechem,
Spostrzegłem, że mu jakby ulżyło na chwilę,
„Kąpię się cały w szczynach”, powiedział z uśmiechem,
Po czym lekko zacharczał i to było tyle.

Michel Houellebecq

"Do mięsożerców" - Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Dla nich ryby skrzelami pracują w szafliku,
mając na ustach ciszę i krwawiące rany.
Dla nich kuchnia rozbrzmiewa od wrzasku i krzyku
gardzieli podrzynanych i szyj ukręcanych.

Oni to piją grozę z krwią zabitej kaczki
i warzą głowy dzieci: zadziwionych cieląt.
Wypruwają wnętrzności, krzycząc: flaczki, flaczki,
i jedzą je w niedzielę, z rodziną się dzieląc.

Lubią wody na smaku bezradnych piszczeli,
wszechzwierzęce girlandy cynicznej kiełbasy,
krwawe raki z piekielnej wyjęte kąpieli
i baraniego ciała brązowe atłasy.

Rozsmarowują trupy na niewinnym chlebie,
obwąchują zająca, czy aby dość skruszał.
z martwym ozorem w zębach czują się jak niebie,
i do cudzego mózgu śmieje się im dusza.

Pożerają, dymiący, jak nowe cmentarze,
te stroskane przystawki, te gorzkie potrawy -
Karki im nabrzmiewają, obwisają twarze,
na których śmieszek hieny zawita trupawy.

Po pięknookiej sarnie nie noszą żałoby,
ale żrą ją na stypie, w dzień pogrzebu radcy,
i zezują miłośnie do gęsiej wątroby,
bujni brzuchem jedynie, a łysiną gładcy,
a twardzi tylko sercem - i w całej stolicy
głośni - ale mlaskaniem, smętni biesiadnicy.



I piękna aranżacja zespołu Fate Smile



Polecam te teksty z czysto poetyckiego powodu, choć mają równie piękny przekaz. Do tego z radością informuje, że przełożyła je z języka rosyjskiego moja mama. Wszystkie teksty: tutaj.

Tutaj kilka przykładów:

Rozdział I (zwrotki 3 i 4)

Nie jestem mistrzem słowa,
I wszystko, co powiem, jest już znane.
Dlatego, nie myśląc o korzyści dla innych,
Piszę to, aby lepiej zrozumieć.

Tak bowiem wzmocni się we mnie
Dążenie, by czynić dobro.
Może inni szczęśliwcy, mnie podobni,
Ujrzą te wiersze i również im przyniosą one pożytek.

Rozdział II (zwrotki 2-6)

Wszystkie kwiaty i owoce,
Wszelkie zioła lecznicze,
Wszystkie klejnoty tego świata,
Wszelkie wody — orzeźwiające i czyste;

Góry skarbów, lasy i gaje,
Ustronia radujące duszę;
Pnącza, w piękne kwiaty zdobne,
Gałęzie drzew gnące się pod ciężarem owoców.

Ze świata bogów i istot niebiańskich —
Aromaty, kadzidła, drzewa z klejnotów i drzewa życzeń;
Plony, które same dojrzały
I wszelkie ozdoby godne ofiarowania;

Ukwiecone lotosami jeziora i stawy
I cudowną pieśń dzikich gęsi,
Wszystko, co pojawia się w bezkresnej przestrzeni
I nie należy do nikogo,

W myślach ofiarowuję
Najmądrzejszym z mądrych i ich Synom.
Wielce Miłosierni, godni drogocennych darów,
Objawcie mi swą miłość, przyjmując me ofiary.

Rozdział VI (zwrotki 7-9)

Niezadowolenie rodzące się we mnie,
Kiedy coś dzieje się wbrew mojej woli,
Lub przeszkadza w spełnieniu moich pragnień,
To strawa dla niszczącego mnie gniewu.

Dlatego muszę pozbawić strawy
Tego nieprzyjaciela,
Bo to właśnie on
Przysparza mi kłopotów.

Cokolwiek przyniesie los
Niech niezmienna będzie moja radość,
Gdyż strapiony nie osiągnę celu,
I zaprzepaszczę swój potencjał.
To akurat tekst piosenki, ale się nadaje.

choroba
zwana miłością

ona
mokra jest
a on
sztywny też


~Apteka.
Nie spotkałem się wcześniej z twórczością Bruna, ale po przeczytaniu tego wiersza stwierdzam, że czas nadrobic zaległości! Genialna poezja, genialna!

Bruno Jasieński "RZYGAJĄCE POSĄGI"
Pani Sztuce

Na klawiszach usiadły pokrzywione bemole,
Przeraźliwie się nudzą i ziewają Uaaaa...
Rozebrana Gioconda stoi w majtkach na stole
I napiera się głośno cacao-choix.

Za oknami prześwieca żółtych alej jesienność,
Jak wędrowne pochody biczujących się sekt,
Tylko białe posągi, strojne w swoją kamienność,
Stoją zawsze "na miejscu", niewzruszenie correct.

Pani dzisiaj, doprawdy, jest klasycznie... niedbała...
Pani, która tak zimno gra sercami w cerceau,
Taka sztywna i dumna... tak cudownie umiała
Nawet puścić się z szykiem po 3 szkłach curacao.

I przedziwne, jak Pani nie przestaje być w tonie,
Będąc zresztą obecnie najzupełniej moderne. -
Co środy i piątki w Pani białym salonie
Swoje wiersze czytają Iwaszkiewicz i Stern.

A ja - wróg zasadniczy urzędowych kuluar,
Gdzie się myśli, i kocha, i rozprawia, i je,
Mam otwarty wieczorem popielaty buduar
Platonicznie podziwiać Pani déshabillé...

Ale teraz, jednakże, niech się Pani oszali, —
Nawet lokaj drewniany już ośmiela się śmieć...
Dziś będziemy po parku na wyścigi biegali
I na ławki padali, zadyszani na śmierć.

A, wpatrując się w gwiazdy całujące się z nami,
W pewnym dzikim momencie po dziesiątym Clicôt,
Zobaczymy raptownie świat do góry nogami,
Jak na filmie odwrotnym firmy Pathé & Co.

I zatańczą nonsensy po ulicach, jak ongi,
Jednej nocy pijanej od szampana i warg.
Kiedy w krzakach widziałem RZYGAJĄCE POSĄGI
Przez dwunastu lokajów niesiony przez park.
(...)
woda pękała na moich oczach pod ciśnieniem
tysiąca nasłonecznionych akwariów
jak te wiotkie łuski soczewek kontaktowych
i było lato, ekstra, a może wręcz ultra

light, mam na myśli światło, i wkrótce
słońce krwawiło w górze jak peleryna supermana
i sączyło się za mną jeszcze jakiś czas
żyłkami ostatnich promieni

więc zdążyłem pomyśleć: żegnaj, kołowrotku,
ja tam w dole już widzę suwerenną błystkę
boskiej imprezy
(...)

Andrzej Sosnowski, Grimoire

[Obrazek: 1000438_567317576639972_736754670_n.jpg]
To z fejsbuka? Bo czytałem to dziś na jednej z fejsbukowych stron, z takim samym zdjęciem Smile
tak, ze zdystansowanych nihilistów. mega mi się spodobał razem z fotką Smile
Dobry, to fakt. Nihiliści to fajna grupa Smile
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9