Via Appia - Forum

Pełna wersja: Ulubione wiersze
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9
Ero, to ja pociągnę errrotyk dalej Wink:

Julian Tuwim

Ostry erotyk

Składałem ci wizyty,
Okrutnie niezdobytej,
Nerwowo, gorączkowo,
Bredziłem chorą mową,
Wierszami cię męczyłem,
Łamałem każde słowo,
Do krwi je w zębach gryzłem,
Dawałem rozgryzione,
Zgniecione, rozkrwawione,
Przebite każdym zmysłem:
«Patrz»!

Składałem ci wizyty,
Nieznanej, głuchej, skrytej,
Słuchały meble święte
Tyrady niepojętej,
Tyrańskiej i cierniowej,
Gwałtownej, rozedrganej,
Słuchały mojej mowy
O ustach, piersiach, szczęściu —
Nierozdrapane ściany,
Nieposzarpane łóżko,
Nierozwalony pięścią
Stół.

Tęsknotą dziś przeszyty,
Tu przy samotnym stole,
Schwytany w widm niewolę,
Na tysiąc dni rozbity,
Gromadzę te wizyty
W kłąb jeden opętany.
W nerw jeden — wszystkie rany,
Ach, dzisiaj już szczęśliwy,
Ach, dzisiaj już kochany,
Daleki i pijany
Mąż.
Madonna nędzarzy, Niny Rydzewskiej

Miej w swojej świętej opiece,
Prześliczna Matko Boska
Siostrę twą – Matkę Nędzarzy
I dziecko jej, całe w krostach.

Przyodziej ich w swoją łaskę,
Jak w ciepłe szmaty...
Wyżebraj dla nich pięć groszy
U ludzi bogatych.

Weź w ręce wszystkie ich bóle
I łzy, co niecierpliwie się tłoczą
Ku oczom spłowiałym jak ranek,
Ku zaropiałym oczom.

I zważ te łzy i bóle
Na sprawiedliwej wadze u Niego-
Zobaczysz, jak pod ciężarem
Ugnie się Twoje niebo.

I jeszcze coś ci powiem
I jeszcze powiem ci więcej:-
Zobaczysz w ich głodnych oczach
Swą twarz paloną rumieńcem.

Wstydź się Prześliczna Panno,
Wyznaj swój grzech przed Bogiem
Że siostra twa – Matka Nędzarzy
Umiera z głodu pod progiem.
Adam Mickiewicz
"Do M"

Precz z moich oczu! ... posłucham od razu,
Precz z mego serca! ... i serce posłucha,
Precz z mej pamięci! ... nie ... tego rozkazu
Moja i twoja pamięć nie posłucha.

Jak cień tym dłuższy, gdy padnie z daleka,
Tym szerzej koło załobne roztoczy ...
Tak moja postać, im dalej ucieka,
Tym grubszym kirem twą pamięć pomroczy.

Na każdym miejscu i o każdej dobie,
Gdziem z tobą płakał, gdziem się z tobą bawił,
Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie,
Bom wszędzie cząstke mej duszy zostawił.

Czy zadumana w samotnej komorze
Do harfy zbliżysz nieumyślną rękę,
Przypomnisz sobie: własnie o tej porze
Śpiewałam jemu tę samą piosenkę.

Czy grając w szachy, gdy pierwszymi ściegi
Śmiertelna złowi króla twego matnia,
Pomyślisz sobie: tak stały szeregi,
Gdy się skonczyła nasza gra ostatnia.

Czy to na balu w chwilach odpoczynku
Siedziesz, nim muzyk tańce zapowiedział ,
Obaczysz próżne miejsce przy kominku,
Pomyślisz sobie: on tam że mna siedział.

Czy książkę weźmiesz, gdzie smutnym wyrokiem
Stargane ujrzysz kochanków nadzieje,
Złożywszy książkę z westchnieniem głębokiem
Pomyślisz sobie: ach! to nasze dzieje...

A jeśli autor po zwiłej próbie
Parę miłosną na ostatek złączył,
Zagasisz świecę i pomyślisz sobie:
Czemu nasz romans tak się nie zakończył?

Wtem błyskawica nocna zamigoce:
Sucha w ogrodzie zaszeleszczy grusza
I puszczyk z jękiem w okno zatrzepioce ...
Pomyślisz sobie, że to moja dusza.

Tak w każdym miejscu i o każdej dobie,
Gdziem z toba płakał, gdziem się z toba bawił,
Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie,
Bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił.




Wisława Szymborska
"Nic dwa razy"

Nic dwa razy sie nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.

Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.

Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.

Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymowil przy mnie głośno,
tak mi było, jakby róża
przez otwarte wpadła okno.

Dziś, kiedy jesteśmy razem,
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?

Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś-a więc musisz minąć.
Miniesz-a więc to jest piękne.

Uśmiechnięci, wpółobjęci
spróbujemy szukać zgody,
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody




Maria Konopnicka
"Preludium"

Nie kocham jeszcze, a już mi jest drogi,
Nie kocham jeszcze, a już drżę i płonę
I duszę pełną o niego mam trwogi
I myśli moje już tam, w jego progi
Lecą stęsknione...
I ponad dachem jego się trzepocą
Miesięczną nocą...

Nie kocham jeszcze, a ranki już moje
O snach mych dziwnie wstają zadumane,
Już chodzą za mną jakieś niepokoje,
Już czegoś pragnę i czegoś się boję
W noce niespane...
I już na ustach noszę ślad płomienia
Jego imienia.

Nie kocham jeszcze, a już mi się zdaje,
Że nam gdzieś lecieć, rozpłynąć sie trzeba,
W jakieś czarowne dziedziny i kraje...
Już mi się marzą słowicze wyraje
Do tego nieba,
Które gdzieś czeka, aż nas ukołysze
W błękitną ciszę.
Jeden z moich ulubionych "klatkowych wierszy" (z dedykacją dla Ero)

Jadwiga Stańczakowa, wiersz ze zbioru "Słyszę Mirona":

Nie szukajcie mnie
na Powązkach
bo mnie tam
nie ma
ja odwiedzam
warszawskie podwórka
z Matką Boską
pośród krzaków bzu
albo na jedenastym
piętrze mrówkowca
grywam
na ciszy
Bardzo ładne i takie... osobiste.
A ja chciałem się podzielić wierszem R. Kasprzyckiego "Mam wszystko, jestem niczym". Kawałek ten zawsze poprawia mi nastrój, mimo tekstu, szczególnie kiedy Robert go śpiewa Smile

Robert Kasprzycki - "Mam wszystko jestem niczym"

Jestem taki szczęśliwy bo niczego mi nie brak
może poza nieszczęściem żeby w szczęście je zmienić
jestem taki radosny bo niczego mi nie brak
może poza rozpaczą bym mógł szczęście docenić

Mam wszystko jestem niczym

Mam dom pełen wiatru rudy płomień na dachu
nie ma ścian pętla zwisa z sufitu na haku
mam litr wódki i bułkę i trującą ampułkę
i w kieszeni mam garście niepotrzebnych miedziaków

Mam wszystko jestem niczym

Pełno we mnie złej śmierci co oczami wypływa
i kołuje jak ptaki nim je deszcz spłucze z nieba
i czasu mam zbyt wiele żeby z czasem coś zrobić
więc się z nudów zabijam nic mi więcej nie trzeba

nic mi więcej nie trzeba
mam wszystko jestem
A mnie dzisiaj naszło na wiersze Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Cenię sobie jego twórczość, jego podejście do poezji- bardzo nietuzinkowe,nowatorskie i odważne jak na tamte czasy. Gałczyński nie jest poetą "szablonowym". Kroczy obraną przez siebie ścieżką, nie podporządkowuje się autorytetom, jest poetyckim outsiderem. Ma swój specyficzny styl- raz jest lekkoduchem, innym razem szarmanckim "czarusiem". Kiedy chce uderza czytelnika ciętą ripostą, groteską, sarkazmem.



Rozmowa liryczna

- Powiedz mi jak mnie kochasz.
- Powiem.
- Więc?
- Kocham cię w słońcu. I przy blasku świec.
Kocham cię w kapeluszu i w berecie.
W wielkim wietrze na szosie i na koncercie.
W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach.
I gdy śpisz. I gdy pracujesz skupiona.
I gdy jajko roztłukujesz ładnie -
nawet wtedy, gdy ci łyżka spadnie.
W taksówce. I w samochodzie. Bez wyjątku.
I na końcu ulicy. I na początku.
I gdy włosy grzebieniem rozdzielisz.
W niebezpieczeństwie. I na karuzeli.
W morzu. W górach. W kaloszach. I boso.
Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. Dniem i nocą.
I wiosną, kiedy jaskółka przylata.
- A latem jak mnie kochasz?
- Jak treść lata.
- A jesienią, gdy chmurki i humorki?
- Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki.
- A gdy zima posrebrzy ramy okien?
- Zimą kocham cię jak wesoły ogień.
Blisko przy twoim sercu. Koło niego.
A za oknami śnieg. I wrony na śniegu.

Miła moja

Prawda: na auto nie stać nas,
miła moja.
Lecz spójrz: tylko się durnie spieszą -
ileż dostojniej chodzić pieszo,
miła moja.

Na Londyn także brak funduszów,
miła moja.
Lecz po co Londyn? Londyn - nora:
W "Paris-Soir" czytałem wczoraj,
że markiz Q., to jest baronet,
psim makaronem otruł żonę...
Jasna cholera z takim Londynem,
miła moja!

Na kawior z Kremla, na jesiotra
również nie mamy, miła moja.
Lecz cóż Kreml, gdy mam twe biodra?
biodra są złote, a noc modra.
A jeszcze mamy lampkę wina
i konto w niebie u serafina.
Więc gwiżdż na auto, Kreml i Londyn,
miła moja.



Spotkanie z matką

fragment

Niebo to jest małe miasteczko w niedzielę,
gwiazdy gapią się na ziemię z okien,
a wiadomo, że gwiazd jest wiele
i że wszystkie są niebieskookie.

A tam w rogu, w mieszkaniu z balkonem,
w jednym oknie, gdzie kwiat czerwony,
a to drugie okno z drugim kwiatem...

tam ty mieszkasz. I pogrzebaczem
fajerki przesuwasz. I płaczesz
Bo tak długo czekasz na mnie z obiadem.

*

Idę do ciebie. W twoją zieleń,
I w twoje śniegi. I w twój wiatr.
W twój niezmierzony idę świat,
gdzie pory roku na twej dłoni
trojaka jak Ślązaczki tańczą
i kurz się wzbija, skrzypi wóz,
odyniec biegnie przez mokradła
i jeleń rośnie pośród światła,
co, dzwoniąc, bębniąc, tarabaniąc,
zaspane gwiazdy strząsa z brzóz.

Jesień to skrzypce potłuczone,
bezradna myśl nad ćwiercią smyczka,
zima to plecy twoje białe,
lato - jak złota rękawiczka,
którą porzucił w sadzie Jan,
ten Kochanowski, co mu łyżką
wystarczy stuknąć, a już wszystko
tańcuje, niebo się otwiera,
niebo niebieskich pełne piór,
truchleje wilk, basuje bór,
głosem Szekspira i Homera.

Ze srebrnych, księżycowych jezior
delfin wysuwa ucho, jesiotr
słuchaniem skraca sobie pobyt.
A z lasu truchcik sarnich kopyt.
Z rybackich ognisk bucha dym,
skwierczy na sadle płotka żółta -
to w wierszach Jana tak. I w nim
zakotwiczona moja nuta;
i wszystkie, wszystkie, wszystkie muzy,
bemole wszystkie, rytm i rym,
i księżyc, mój ubogi kuzyn,
co na telegraficznych drutach
nocą nabija sobie guzy.
But zgubił, choć jest cały światłem,
we łbie rozumu ani szczypty.
I nieskończonym sznurowadłem
wplątał się w moje manuskrypty.
Hm, a ja o Gałczyńskim zapomniałem zupełnie - dzięki, odświeżyłem sobie Smile

Grzebiąc wczoraj po sieci znalazłem kolejny wiersz mojego poetyckiego guru, nieocenionego Jacka Podsiadło. Wiersz, który od kiedy go przeczytałem pierwszy raz zawsze wzbudza we mnie skrajne i bardzo intensywne uczucia. Może to dlatego, ze zawsze starałem się podążać niekonwencjonalnymi ścieżkami i niejako "utożsamiam się z pointą" tego kawałka. Która za każdym razem bezpardonowo nokautuje mnie w pierwszym starciu.


Pacjenci

Dwoje chorych ludzi
spaceruje alejami parku
otaczającego klinikę psychiatryczną.
Trzymają się za ręce
jak dzieci.
Powietrze wypełnia śpiew ptaków.
Jasne niebo nad ich głowami
przecina srebrny samolot
z dźwiękami przypominającymi
niemiły zgrzyt szyby
ciętej diamentem.
Ptaki rzucają się na oślep
do ucieczki.
Ona zatyka uszy
i kuli się przy pniu klonu,
drży ze strachu.
On zadziera głowę i marzy,
że poleci kiedyś gdzieś daleko
srebrnym samolotem.


Kiedy huk silników
ginie w chmurach
ona znów chwyta jego dłoń.
Lecz nie chce wracać,
boi się lekarzy.
On mówi: "Idź, jesteś chora
i powinno się ciebie leczyć."

"A ty?"

"Ja też jestem chory,
ale mnie nie powinno się leczyć."


Roocik, kolejny raz dziękuję za zapoznanie mnie z twórczością Jacka Podsiadło.


__________________________
A dzisiaj zamieszam kilka utworów Rafała Wojaczka, poety buntownika i outsidera (również w życiu prywatnym), kreującego wokół siebie mit "poety przeklętego". Uzależniony od alkoholu, przejawiający symptomy choroby psychicznej, nie stroniący od obyczajowych skandali i ekscesów posiadał ogromną wrażliwość. Jak pisze Wojaczek? Przede wszystkim dosadnie, jego styl jest wyraźnie słodko-gorzki, chropowaty, miejscami wyuzdany i wulgarny, "abiwalentny" (tematyka). Wiersze Wojaczka traktują o śmierci i miłości, marzeniach i lękach. Fascynacja kobiecością i cielesnością również nie pozostała bez wpływu na jego twórczość, podobnie jak poczucie odrębności i alienacji. Wojaczek jest takim typem współczesnego Wertera, jednak pozbawionym lukrowatej otoczki, nienawidzącym i kochającym jednocześnie.


Była potrzeba

Była potrzeba życia, była śmierci potrzeba.
Była potrzeba wiersza, potrzeba miłości.
Była potrzeba Ciebie i Królową Polski
Nazywałem Cię wtedy na użytek wiersza.
Była potrzeba wódki i potrzeba śliny,
I piłem i zarówno smakowałem mydliny.
I gdy oszukiwałem na użytek potrzeby
Życia, z oszustwem zaraz rósł rachunek śmierci.


Kwiat zrywając, Ciebie biorąc

Kwiat zrywając, kwiat wąchając, ja zarazem
Świat mijałem będąc przy tym w swoim prawie

Ciebie biorąc, z Ciebie pijąc, ja o niebo
Już nie dbałem wiedząc przecież, że to jedno


Dla Ciebie piszę miłość

dla Ciebie piszę miłość
ja bez nazwiska
zwierzę bezsenne

piszę przerażony
sam wobec Ciebie
której na imię Być
ja mięso modlitwy
której Ty jesteś ptakiem

z warg spływa
kropla krwi
i gdzie Twój język
który by koił ból
wynikły z przegryzionego
słowa kocham


Gwiazda przeciekła do stóp

Gwiazda przeciekła do stóp I tak muszę iść
twarz pali a podbrzusze jak otwarte okno

Kiedy śpisz wiesz o czym ja myślę

Lecz czy śpiącą można zbudzić grzecznie

Szary Człowiek

Leopold Staff

Pogoda

Złote południe
Gwiezdne mam noce
Przed domem studnię
W sadzie owoce

Jaskółkę w strzesze
A pokój w izbie...
Wędrowców cieszę
Dzbanem na przyzbie

W izbie u góry
Pan Miłosierny...
W progu pies, który
Został mi wierny...

Ach, żyć w otusze
I tak wesołą
Mógłbym mieć duszę
Jak moje czoło

Ale mam zwykłą
Skrzypkę, co nuci
O tym, co znikło,
Co już nie wróci...


Kochać i tracić

Kochać i tracić, pragnąć i żałować,
Padać boleśnie i znów się podnosić,
Krzyczeć tęsknocie "precz!" i błagać "prowadź!"
Oto jest życie: nic, a jakże dosyć...

Zbiegać za jednym klejnotem pustynie,
Iść w toń za perłą o cudu urodzie,
Ażeby po nas zostały jedynie
Ślady na piasku i kręgi na wodzie


Wysiłek

Z zawiązanymi oczy
Przez pustą idę ziemię
Na rękach wśród pomroczy
Bolesne niosąc brzemię

Kamienną depcę drogę
By nie paść ciągle pomny
I ledwo unieść mogę
Ten ciężar przeogromny

Krwawią me stopy bose
O ostry głaz opoki...
Ślepiec, w ramionach niosę
Do grobu własne zwłoki

Wojtku, cieszę się, że podzieliłeś się z nami swoimi ulubionymi wierszami. Wpadaj tutaj częściej Wink.

Szary Człowiek

Zbigniew Herbert

U wrót doliny

Po deszczu gwiazd
na łące popiołów
zebrali się wszyscy pod strażą aniołów

z ocalałego wzgórza
można objąć okiem
całe beczące stado dwunogów

naprawdę jest ich niewielu
doliczając nawet tych którzy przyjdą
z kronik bajek i żywotów świętych

ale dość tych rozważań
przenieśmy się wzrokiem
do gardła doliny
z którego dobywa się krzyk

po świście eksplozji
po świście ciszy
ten głos bije jak źródło żywej wody

jest to jak nam wyjaśniają
krzyk matek od których odłączają dzieci
gdyż jak się okazuje
będziemy zbawieni pojedynczo

aniołowie stróże są bezwzględni
i trzeba przyznać mają ciężką robotę

ona prosi
- schowaj mnie w oku
w dłoni w ramionach
zawsze byliśmy razem
nie możesz mnie teraz opuścić
kiedy umarłam i potrzebuję czułości
starszy anioł
z uśmiechem tłumaczy nieporozumienie

staruszka niesie
zwłoki kanarka
(wszystkie zwierzęta umarły trochę wcześniej)
był taki miły - mówi z płaczem
wszystko rozumiał
kiedy powiedziałam -
głos jej ginie wśród ogólnego wrzasku

nawet drwal
którego trudno posądzić o takie rzeczy
stare zgarbione chłopisko
przyciska siekierę do piersi
- całe życie była moja
teraz też będzie moja
żywiła mnie tam
wyżywi tu
nikt nie ma prawa
- powiada -
nie oddam

ci którzy jak się zdaje
bez bólu poddali się rozkazom
idą spuściwszy głowy na znak pojednania
ale w zaciśniętych pięściach chowają
strzępy listów wstążki włosy ucięte
i fotografie
które jak sądzą naiwnie
nie zostaną im odebrane

tak to oni wyglądają
na moment
przed ostatecznym podziałem
na zgrzytających zębami
i śpiewających psalmy


Dojrzałość

Dobre jest to co minęło
dobre jest to co nadchodzi
a nawet dobra jest teraźniejszość

W gnieździe uplecionym z ciała
żył ptak
bił skrzydłami o serce
nazywaliśmy go najczęściej :niepokój
a czasem:miłość

wieczorami
szliśmy nad rwącą rzekę żalu
można się było przejrzeć w rzece
od stóp do głów

teraz
ptak upadł na dno chmury
rzeka utonęła w piasku

bezradni jak dzieci
i doświadczeni jak starcy
jesteśmy po prostu wolni
to znaczy gotowi odejść

w nocy przychodzi miły staruszek
ujmującym gestem zaprasza
- jak się nazywasz- pytamy strwożeni

-Seneka-tak mówią ci którzy kończyli gimnazjum
a ci ktorzy nie znają łaciny
wołają mnie :umarły


Epizod

Idziemy nad morzem
trzymając mocno w rękach
dwa końce starożytnego dialogu
— kochasz mnie
— kocham

ze ściągniętymi brwiami
streszczam całą mądrość
dwu testamentów
astrologów proroków
filozofów z ogrodów
i filozofów klasztornych

a brzmi to bez mała tak:
— nie płacz
— bądź dzielna
— popatrz wszyscy ludzie

wydymasz wargi i mówisz
— powinieneś być kaznodzieją —

i zagniewana odchodzisz
nie kocha się moralistów

cóż mam powiedzieć nad brzegiem
małego martwego morza

woda powoli wypełnia
kształty stóp które znikły


Skrzypce

Skrzypce są nagie. Mają chude ramionka. Niezdarnie
chcą się nimi zasłonić. Płaczą ze wstydu i zimna. Dlatego.
A nie, jak twierdzą recenzenci muzyczni, żeby było piękniej.
To nieprawda.


Piekło

Licząc od góry: komin, anteny, blaszany, pogięty dach. Przez okrągłe
okno widać zaplątaną w sznury dziewczynę, która księżyc zapomniał
wciągnąć do siebie i zostawił na pastwę plotkarek i pająków. Niżej kobieta
czyta list, chłodzi twarz pudrem i znów czyta. Na pierwszym piętrze młody
człowiek chodzi tam i z powrotem i myśli: jak ja wyjdę na ulicę z tymi
pogryzionymi wargami i w rozlatujących się butach? W kawiarni na dole
pusto, bo to rano.
Tylko jedna para w kącie. Trzymają się za ręce. On mówi: "Będziemy
zawsze razem. Proszę pana czarną i oranżadę." Kelner idzie szybko za
kotarę i tam dopiero wybucha śmiechem.


Gabinet śmiechu

Huśtawka, diabelski młyn, strzelnica - to rozrywki ludzi pospolitych.
Umysły subtelne, natury refleksyjne wolą gabinet śmiechu. Jego
celem wzniosłym i ukrytym jest przygotować nas na najgorsze.
Oto w jednym lustrze pokazuje ciało nasze zdjęte z koła - nieforemny
worek połamanych kości, w innym ciało nasze zdjęte z haka po
długotrwałej suchej destylacji powietrza.
Odwiedzajcie gabinet śmiechu. Odwiedzajcie gabinet śmiechu.
To przedsionek życia, przedpokój tortury.


Tren Fortynbrasa

Teraz kiedy zostaliśmy sami możemy porozmawiać książę jak
mężczyzna z mężczyzną
chociaż leżysz na schodach i widzisz tyle co martwa mrówka
to znaczy czarne słońce o złamanych promieniach
Nigdy nie mogłem myśleć o twoich dłoniach bez uśmiechu
i teraz kiedy leżą na kamieniu jak strącone gniazda
są tak samo bezbronne jak przedtem To jest właśnie koniec
Ręce leżą osobno Szpada leży osobno Osobno głowa
I nogi rycerza w miękkich pantoflach

Pogrzeb mieć będziesz żołnierski chociaż nie byłeś żołnierzem
jest to jedyny rytuał na jakim trochę się znam
Nie będzie gromnic i śpiewu będą lonty i huk
kir wleczony po bruku hełmy podkute buty konie artyleryjskie
werbel werbel wiem nic pięknego
to będą moje manewry przed objęciem władzy
trzeba wziąć miasto za gardło i wstrząsnąć nim trochę

Tak czy owak musiałeś zginąć Hamlecie nie byłeś do życia
wierzyłeś w kryształowe pojęcia a nie glinę ludzką
żyłeś ciągłymi skurczami jak we śnie łowiłeś chimery
łapczywie gryzłeś powietrze i natychmiast wymiotowałeś
nie umiałeś żadnej ludzkiej rzeczy nawet oddychać nie umiałeś

Teraz masz spokój Hamlecie zrobiłeś co do ciebie należało
i masz spokój Reszta nie jest milczeniem ale należy do mnie
wybrałeś część łatwiejszą efektywny sztych
lecz czymże jest śmierć bohaterska wobec wiecznego czuwania
z zimnym jabłkiem w dłoni na wysokim krześle
z widokiem na mrowisko i tarczę zegara
Żegnaj książę czeka na mnie projekt kanalizacji
i dekret w sprawie prostytutek i żebraków
muszę także obmyślić lepszy system więzień
gdyż jak zauważyłeś słusznie Dania jest więzieniem
Odchodzę do moich spraw Dziś w nocy urodzi się
Gwiazda Hamlet Nigdy się nie spotkamy
To co po mnie zostanie nie będzie przedmiotem tragedii

Ani nam witać się ani żegnać żyjemy na archipelagach
A ta woda te słowa cóż mogą cóż mogą książę


Diabeł

To jest zupełnie nieudany diabeł. Choćby ogon. Nie długi, mięsisty z czarnym pędzlem włosów na końcu. Ale mały, puszysty i zabawnie sterczący jak u zajączka. Skórę ma różową, tylko pod lewą łopatką znamię wielkości dukata. Ale najgorsze są rogi. Nie rosną na zewnątrz jak u innych diabłów, ale wewnątrz, w mózgu. Dlatego tak często cierpi na ból głowy. Jest smutny. Całe dnie śpi. Nie pociąga go ani zło, ani dobro. Kiedy idzie ulicą, widać wyraźnie, jak poruszają się jego różowe skrzydła płuc.


Pan Cogito rozmyśla o cierpieniu

Wszystkie próby oddalenia
tak zwanego kielicha goryczy -
przez refleksję
opętańczą akcję na rzecz bezdomnych kotów
głęboki oddech
religię -
zawiodły

należy zgodzić się
pochylić łagodnie głowę
nie załamywać rąk
posługiwać się cierpieniem w miarę łagodnie
jak protezą
bez fałszywego wstydu
ale także bez pychy

nie wywijać kikutem
nad głowami innych
nie stukać białą laską
w okna sytych

pić wyciąg gorzkich ziół
ale nie do dna
zostawić przezornie
parę łyków na przyszłość

przyjąć
ale równocześnie
wyodrębnić w sobie
i jeśli to możliwe
stworzyć z materii cierpienia
rzecz albo osobę

grać
z nim
oczywiście
grać

bawić się z nim
bardzo ostrożnie
jak z chorym dzieckiem
wymuszając na końcu
głupimi sztuczkami
nikły
uśmiech


Stary Prometeusz

Stary Prometeusz
pisze pamiętniki.
Próbuje w nich wyjaśnić
miejsce bohatera w systemie konieczności,
pogodzić sprzeczne ze sobą pojęcie
bytu i losu...
Ogień buzuje wesoło na kominku,
w kuchni krząta się żona- egzaltowana dziewczyna,
która nie mogła urodzić mu syna, ale pociesza się,
że i tak przejdzie do historii.
Przygotowanie do kolacji na którą ma przyjść
miejscowy proboszcz i aptekarz
najbliższy teraz przyjaciel
Prometeusza.
Ogień buzuje na kominku,
na ścianie wypchany orzeł i list dziękczynny tyrana Kaukazu,
któremu dzięki wynalazkowi Prometeusza
udało się spalić zbuntowane miasto.
Prometeusz śmieje się cicho.
Jest to teraz jednyny sposób
wyrażenia niezgody na świat.


Ala ma kota. W obronie analfabetyzmu

Z faktu przyswojenia sobie
wiedzy że Ala ma kota
Pan Cogito wyciągnął
zbyt daleko idące konsekwencje

czy nabyta umiejętność
upoważnia do ferowania wyroków
zakładania szkół dobrego gustu
opiniowania projektów budowy
ludzkości
na wzór komicznego
Augusta Comte'a

czy nie lepiej
było zaniechać
zdobytej
tanim kosztem wiedzy
i poprzestać
na mądrości
starych górali
o braku prawdziwego postępu

oznaczałoby to
wzrost bezrobocia
dużą ilość nie zatrudnionych
otworów gębowych

klarowną wiedzę
że wszelka filozofia
jest zbyteczna
a nawet szkodliwa


Przesłanie Pana Cogito

Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu
po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę
idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch

ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo
bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rozrachunku jedynie to się liczy

a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys

i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie

strzeż się jednak dumy niepotrzebnej
oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz
powtarzaj: zostałem powołany - czyż nie było lepszych

strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne
ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy
światło na murze splendor nieba
one nie potrzebują twego ciepłego oddechu
są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy

czuwaj - kiedy światło na górach daje znak - wstań i idź
dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę

powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz
powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem
jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku

a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką
chłostą śmiechem zabójstwem na śmietniku

idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek
do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda
obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów
Bądź wierny Idź
Szary napisał(a):Piekło

Licząc od góry: komin, anteny, blaszany, pogięty dach. Przez okrągłe(...)

Zabiło mnie. Dzięki za to.

Ode mnie:
Jacek Podsiadło jest poetą, którego wiersze czyta się, jak autobiografię - trzymając w ręce "Wiersze zebrane" z lat 1984 - 1999.
Są to bardzo osobiste utwory, które - przynajmniej we mnie - wzbudzają bardzo skrajne uczucia. Ten człowiek operuje słowem w ten niepowtarzalny sposób, który sprawia, że nawet najbardziej prozaiczne kawałki stają się poezją.

Będę Was już bez końca nim faszerował Smile






Vincent Van Gogh pisze a potem drze na strzępy list do K.

gdy zbliżam się do twego domu
wystraszone progi budzą się z czujnością kotów
wstają i prężysz ich grzbiety dumną nieobecnością

lecz nocą widzę cię w zalewanym smołą oknie
w kwadratowym oku burzy
stajesz nad moim barłogiem celem miotanych piorunów
dzielna i jasna jak gromnica strażniczka

i w dłoni owiniętej stułą płomienia
niosę cię żywą pochodnię nad rzekę nędzarzy
gdzie kwiaty nigdy dotąd nie miały kolorów
a słoneczniki wyciągają chude szyje by lepiej cię widzieć

przyjmij mnie chodź zapadła pierś nie jest mennicą
choć moje serce nie bije wciąż nowych i nowych monet
podobno chudnę w oczach ale to nie moje oczy

moje oczy są już w głębinie
dwie oszalałe ryby
a na wodzie gęsta woskowa ciemność
wykapana córka wdowy świecy

87.04.26







Spacer z Maritką i strach

już się mnie domyślają
i cienką skórę dzielą
jeszcze wiruje w piersiach
serce - złamany szeląg

modlę się na pastwiskach
do Matki-krowy: strzeż mnie
lecz syn ze mnie garbaty
a krowy - święte rzeźne

więc Bogu ducha winny
a ziemi dłużny ciało
proszę nie wiedząc kogo
o bardzo bardzo mało

niech będzie wtedy przy mnie
w noc rozrywaną bólem
Bóg albo coś małego
do czego się przytulę

87.05.06








Wiersz zamiast rozmowy, która mogłaby zakończyć się wojną

a1

Dopiero teraz, nad ranem
dźwigającym się ciężko
jak ogłuszony przed rzezią wieprz
spostrzegam
zmarszczki, których przybyło światu
minionego dnia.

b1

W Pobierowie przed wyjściem na plażę
mówiłem Renacie:
"Student pierwszego roku uznany za prowodyra
zajść został skazany na śmierć przez rozstrzelanie,
radio podało wczoraj w południe".
Wojtek wpadł mi w słowo:
"Masz dziwnie zieloną twarz, Renatko, zobacz
w lustrze".
Renata, zielona z przerażenia poetka:
"Zieloną? Co ty pleciesz, to niemożliwe, dlaczego
miałabym mieć zieloną twarz? Przywidziało
ci się. Tak, zatem przez rozstrzelanie? Nie,
mam zupełnie normalną twarz. Może makijaż mi
się rozmazał?"

c1

Zanim powiesz kiedyś, jak ów opędzający się od komarów
mężczyzna w autobusie:
"Cholerne tałałajstwo, że też nie da rady tego
wytruć"
- zanim tak powiesz kiedykolwiek,
odpowiedz sobie: kto uczynił dzikie zwierzęta domowymi?
Kto wymyślił pieniądze, prostytucję i napalm?
Kto stworzył Ku-Klux-Klan, Oświęcim i bombę atomową?
Komary?

c2

Proszę bardzo, możemy wypić herbatę.
Dwie herbaty.
Sto herbat? Bardzo proszę. Jestem gotów
wypić z tobą milion filiżanek herbaty,
jeśli miałoby to cokolwiek pomóc.

c3

Małżeństwo. Pisząc to słowo
wyobrażam sobie nasz wspólny poranek
za dziesięć, piętnaście lat.
Ty we mnie dzieckiem,
ja w ciebie ciszą.
Ty we mnie płaczem,
ja w ciebie kurwą.

b2

Dorośli bawili się na plaży,
grali w piłkę, ochlapywali się wodą jak dzieci.
Tylko ich brzuchy były ogromne
a śmiech zbyt donośny.

b3

"Nie możesz mnie dręczyć, bo igła nie potrafi
dręczyć kamienia. Ukłucia są kamieniowi obojętne,
kamień jest absolutnie skoncentrowany
na swej kamieniowatości".
Nina, mając za sobą tylko morze
i pół-polskie, pół-argentyńskie,
nasączone słońcem i solą ciało na obronę
poprosiła bym nie traktował wszystkiego tak poważnie.
Zamilkłem więc. Patrzyłem na Wojtka
uczącego się pływać blisko brzegu.
Lecz wyglądało to raczej, jakby mój Przyjaciel
uczył się tonąć.

a2

Trudno jest nie brać udziału w wojnie
i bardzo trudno jest kiełznać nienawiść,
która czyni gwałtownymi ruchy rąk.
O północy, kiedy biorący udział
w Akcji Pokuta młodzi Niemcy spali w Oświęcimiu,
pobiegłem do Małej i zostawiłem kartkę:
"Byłem dziś niedobry dla Ciebie. Wybacz".

a3

Nie mam już papierosów, jedynie niedopałki,
całą głowę niedopałków
i dzień, który trzeba sobą zapełnić.

87.06.22
Oj, Panowie, będę miała co czytać do poduszki Wink. Dziękuję za te wiersze.

P.S. Roocik, faszeruj do woli Smile.
Widzę, że powyżej już dorzucono "Tren Fortynbrasa" - genialny tekst. Smile Jak większość utworów Herberta. Jedynie cały ten cykl o Panu Cogito nie przypadł mi do gustu. Reszta świetna. Ale ponieważ nie chcę wrzucać tutaj kilkudziesięciu wierszy Zbigniewa Herberta, bo to się chyba mija z celem, to wspomnę o innym autorze: Stanisław Grochowiak.


Stanisław Grochowiak - "Płonąca żyrafa"

Tak
To jest coś
Biedna konstrukcja człowieczego lęku
Żyrafa kopcąca się pomaleńku
Tak
To jest coś

Coś z tamtej ściany z aspiryny i potu
Ta mordka podobna do roztrzaskanego kulomiotu
Tak
To jest coś

Czemu próchniejecie od brody do skroni
Jaki wam ząbek w pustej czaszce dzwoni
Tak
To jest coś

Coś co nas czeka
Użyteczne i groźne
Jak noga
Jak serce
Jak brzuch i pogrzebacz

Ciemna mogiła człowieczego nieba
Tak
To jest coś

O wiersz ja ten piszę
Sobie a osłom
Dwom zreumatyzowanym
Jednemu z bólem zęba
Oni go pojmą
Tak
To jest coś

Bo życie
Znaczy:

Kupować mięso Ćwiartować mięso
Zabijać mięso Uwielbiać mięso
Zapładniać mięso Przeklinać mięso
Nauczać mięso i grzebać mięso

I robić z mięsa I myśleć z mięsem
I w imię mięsa Na przekór mięsu
Dla jutra mięsa Dla zguby mięsa
Szczególnie szczególnie w obronie mięsa

A ONO SIĘ PALI

Nie trwa
Nie stygnie
Nie przetrwa i w soli
Opada
I gnije
Odpada
I boli

Tak
To jest coś


Gdyby ktoś pytał co w tym widzę? Hipnotyzujący rytm, fantastyczne frazy i siłę, moc.
Saul Williams. Niezwykle charyzmatyczny poeta i raper. Ostatnio dostałem jego tomik wierszy pt. "Dead Emcee Scrolls: The Teachings of Hip-Hop". Trafiłem dziś na ten kawałek, idzie do moich ulubionych. Smile

In a past life I was a wood-carver's knife. The
sharpened blade of a woodcutter. The eldest
son of the chief's brother. A maker of drums.

We scraped the insides of goat hides to find
the hollow where sound resides. Offering
the parts we did not use. To invoke the muse.

Music of the ghettos, the cosmos, the negroes,
the necros: overcomers of death; disciples of
breath. Dissection of drumbeats like Osiris
by Seth.

Breakbeats into fourteen pieces. Dissembled
chaos. Organized noise. A patchwork of
heartbeats to ressurect b-boys. Be men.

Let's mend the broken heart of Isis. Age of
Aquarius. Mother Nature is furious. While
you rhyme about being hardcore, be heart-
core. What is it that we do art for?

Metaphor. Meta-sin. It's an age of healing.
Why not rhyme about what you're feeling?
Or not be felt. Deal with the cards you're
dealt.

Calling all tarot readers and sparrow feeders
to cancel the apcalypse. Metaphorically
speaking.





A kto zaciekawion, tutaj próbka jego możliwości:
http://www.youtube.com/watch?v=ojDKI8JxfLs (to akurat fragment filmu),

i jeszcze kawałek

Telegram (muzyka: http://www.youtube.com/watch?v=j-j_l7SkYCc)

I'm fallin' up flights of stairs
Scrapin' myself from the sidewalk
Jumpin' from rivers to bridges
Drownin' in pure air

Hip hop is lyin' on the side of the road
Half dead to itself
Blood scrawled over it's mangled flesh like jazz
Stuffed into an over sized record bag

Tuba lips swollen beyond recognition
Diamond-studded teeth strewn like rice at Karma's wedding
The ring bearer bore bad news
Minister of Information wrote the wrong proclamation

An' now everyone's singin' the wrong song
Dissonant chords find necks like nooses
That nigga kicked the chair from under my feet
Harlem shakin' from a rope but still on beat

Damn, that loop is tight
That nigga found a way to sample the way the truth the light
Can't wait to play myself at the party tonight
Niggas are gonna die

Cop car swerves to the side of the road
Hip hop takes it's last breath
The cop scrawls vernacular manslaughter on a yellow pad
Then balls the paper into his hand decidin' he'd rather freestyle

"You have the right to remain silent"
"You have the right to remain silent"
An' maybe you should have, maybe you should have
Before your bullshit manifested

These thugs can't fuck with me, they're too thugged out
Niggas think I'm bugged out 'cause I ain't Sean John or Lugged out
This ain't hip hop no more, son, it's bigger than that
This ain't ghetto no more, black, it's bigger than black

So where my aliens at? Girl, we all illegal
This system ain't for us, it's for rich people
An' you ain't rich, dawg, you just got money
But you can't buy shit to not get hungry

Telegram to Hip Hop
Dear Hip Hop, stop
This shit has gone too far, stop
Please see that turntables an' mixer are returned to Kool Herc, stop

The ghettos are dancin' off beat, stop
The master of ceremonies have forgotten
That they were once slaves and have neglected
The occasion of this ceremony, stop

Perhaps we should not have encouraged them
To use cordless microphones
For they have walked too far from the source
An' are emittin' a lesser frequency, stop

Please inform all interested parties
That cash nor murder have been included to list of elements, stop
We are discontinuin' our line of braggadocio
In light of the current trend in 'Realness', stop

As an alternative, we will be confiscatin' weed supplies
An' replacin' them with magic mushrooms
In hopes of helpin' niggas see beyond their reality, stop
Give my regards to Brooklyn

These thugs can't fuck with me, they're too thugged out
Niggas think I'm bugged out 'cause I ain't Sean John or Lugged out
This ain't hip hop no more, son, it's bigger than that
This ain't ghetto no more, black, it's bigger than black

So where my aliens at? Girl, we all illegal
This system ain't for us, it's for rich people
An' you ain't rich, dawg, you just got money
But you can't buy shit to not get hungry

These cats can't fuck with me, I purr purple
Sold, increased, toe shell like a turtle
I walk the streets like the lie that I'm tellin'
One listener grips me and starts yellin'

I see through speakers, I speak what's seen
I eat and shed, I sleep and dream
I walk the streets of London like, "'Know what I mean? "
An' chillin' rack a momma, eatin' crib soy beans.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9