Via Appia - Forum

Pełna wersja: Ulubione wiersze
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9
To w zasadzie piosenka, a nie wiersz. Ale teksty Niki mają w sobie tyle liryki, że z powodzeniem można je uznać za poezję. Bardzo dobrą poezję.

Post Regiment - Norma

Nic nie grozi,
gdy skulona pod ścianami
biegnę z bramy w bramę.
I unikam wzroku.
Dziś nie biją.
Odmieńców
mijacie bez słowa.
Idę, biegnę, zaczepiam
wasze ostre krawędzie.

Nie bój się. Tak bardzo chcę.
Powiem ci, jak migają dni.
Powiem ci,
jak się tulą do mnie psy.
Nie bój się. Dotknij mnie.

Żyjecie razem
albo trwacie oddzielnie.
Każdy zamknięty
własnym obłędem.
Dziś nie biją.
Odmieńców
mijacie bez słowa.
Idę, biegnę, zaczepiam
wasze ostre krawędzie.

Mrok gęstnieje
ciężkim oddechem.
Trzymam strach w zaciśniętej
ręce.
Żeby tylko nie stracić kontroli.
Żeby tylko nie stracić kontroli.

Myśl tak jasna że aż boli
i na strzępy szarpie mózg!

Żeby tylko nie stracić kontroli!
Żeby tylko nie...

Nie bój się. Tak bardzo chcę.
Powiem ci, jak migają dni.
Powiem ci,
jak się tulą do mnie psy
Nie bój się.
Dotknij mnie.



Dla zainteresowanych, aranżacja muzyczna tu: http://www.youtube.com/watch?v=wwTSNOLAcgk
Bardzo, bardzo lubię ten wiersz Jacka Podsiadło. Zawsze jak go czytam, wzbiera we mnie coś, czego nie umiem nazwać... No takie nienazwane coś wzbiera.

Spacer z Maritką i strach

już się mnie domyślają
i cienką skórę dzielą
jeszcze wiruje w piersiach
serce - złamany szeląg

modlę się na pastwiskach
do Matki-krowy: strzeż mnie
lecz syn ze mnie garbaty
a krowy - święte rzeźne

więc Bogu ducha winny
a ziemi dłużny ciało
proszę nie wiedząc kogo
o bardzo bardzo mało

niech będzie wtedy przy mnie
w noc rozrywaną bólem
Bóg albo coś małego
do czego się przytulę

87.05.06
To w zasadzie piosenka, ale tekst to czysta poezja. Lubię. Bardzo.

Post Regiment - Rodzina

Kamień tuli się do kamienia
Wrasta w kamienną rodzinę
Wśród skamielin skomlenia
Toczy kamienną ślinę

Kamień trze się o kamień
Skrzesał kamienny ogień
Skrzesał miłość i trwogę
Kryje się w mroku przed wrogiem

Wróg jest bez twarzy bez oczu
Kamienia wróg jest kamieniem
Zabity ciosu nie poczuł
Swoim kamiennym ciemieniem

Nad nimi Maria kamienna
Kamienny duch i dzieciątko
Ślą głazy modły z bezdna
Ku swoim kamiennym świątkom

Imię - ma imię człowiecze
Kształt - ma kształty człowiecze
Serce - ma serce jelenie
Kamienna w kamieniu krew
Ciecze
Przed śmiercią swą nie uciecze
Choć jest kamieniem



Wykonanie:



Krzysztof Kamil Baczyński
Ballada o wisielcach


I
Kołyszemy się, kołyszemy,
wmurowani w pejzaż szubienic.
Wieje śmiercią znużoną. Jak kruk
krąży niebo drapieżnie i cicho
dzwoni wiatr u ostrogi nóg!
Nocy inna, nie przyjdziesz, nie przychodź,
Tylko dni obdrapany mur
kończy ziemię wyrwaną krokom.
Zaciśnięty wilgocią sznur -
żalu lament skowyczy nad drogą.
Jak upiory żerujemy na snach,
jak upiory wypijamy życie.
Nocą księżyc podchodził jak znak
i jak oko wisielca z chmur wyciekł.
Kołyszemy się, kołyszemy,
wmurowani w pejzaż szubienic,
pośród zdarzeń, zygzaków i gwiazd,
z długich rąk wyrzucamy cienie -
pętle palców na martwy sen miast.
Wmurowani w pejzaż szubienic.

II
Ci sami
w schodów dysonans wchodzimy co wieczór.
do tych samych mieszkań, gdzie martwa żarówka ćmi.
budzimy się jesienią, zawsze jesienią,
oczy zawsze - w czarny wyrok drzwi.
Potem w długie ulice, od mgły
gęstniejące w realny opór.
W nasze głowy - drzewa jesienne,
słońce spada zachodem jak tupór.
Potem dalej, potem dalej, potem dalej,
w noc bezgwiezdną, w puste ręce łapać oddech,
w korowody zaplątanych alej,
w gwiazdy czarne i jak niebo - chłodne.
Potem dalej, potem dalej, potem dalej,
zawikłani w wodorosty zjaw i cieni,
obudzimy się kołysząc, znów kołysząc,
wmurowani w pejzaż szubienic.
Życie jest... - św. Matka Teresa z Kalkuty .

Życie jest szansą, schwyć ją.
Życie jest pięknem, podziwiaj je.
Życie jest radością, próbuj ją.
Życie jest snem, uczyń je prawdą.
Życie jest wyzwaniem, zmierz się z nim.
Życie jest obowiązkiem, wypełnij go.
Życie jest grą, zagraj w nią.
Życie jest cenne, doceń je.
Życie jest bogactwem, strzeż go.
Życie jest miłością, ciesz się nią.
Życie jest tajemnicą, odkryj ją.
Życie jest obietnicą, spełnij ją.
Życie jest smutkiem, pokonaj go.
Życie jest hymnem, wyśpiewaj go.
Życie jest walką, podejmij ją.
Życie jest tragedią, pojmij ją.
Życie jest przygodą, rzuć się w nią.
Życie jest szczęściem, zasłuż na nie.
Życie jest życiem, obroń je.
Mój wiersz, kiedy jestem wściekła, często słuchany w wersji śpiewanej.

Całujcie mnie wszyscy w dupę"

Julian Tuwim


Absztyfikanci Grubej Berty

I katowickie węglokopy,

I borysławskie naftowierty,

I lodzermensche, bycze chłopy.

Warszawskie bubki, żygolaki

Z szajką wytwornych pind na kupę,

Rębajły, franty, zabijaki,

Całujcie mnie wszyscy w dupę.



Izraelitcy doktorkowie,

Widnia, żydowskiej Mekki, flance,

Co w Bochni, Stryju i Krakowie

Szerzycie kulturalną francę !

Którzy chlipiecie z “Naje Fraje”

Swą intelektualną zupę,

Mądrale, oczytane faje,

Całujcie mnie wszyscy w dupę.



Item aryjskie rzeczoznawce,

Wypierdy germańskiego ducha

(Gdy swoją krew i waszą sprawdzę,

Werzcie mi, jedna będzie jucha),

Karne pętaki i szturmowcy,

Zuchy z Makabi czy z Owupe,

I rekordziści, i sportowcy,

Całujcie mnie wszyscy w dupę.



Socjały nudne i ponure,

Pedeki, neokatoliki,

Podskakiwacze pod kulturę,

Czciciele radia i fizyki,

Uczone małpy, ścisłowiedy,

Co oglądacie świat przez lupę

I wszystko wiecie: co, jak, kiedy,

Całujcie mnie wszyscy w dupę.



Item ów belfer szkoły żeńskiej,

Co dużo chciałby, a nie może,

Item profesor Cy… wileński

(Pan wie już za co, profesorze !)

I ty za młodu nie dorżnięta

Megiero, co masz taki tupet,

Że szczujesz na mnie swe szczenięta;

Całujcie mnie wszyscy w dupę.



Item Syjontki palestyńskie,

Haluce, co lejecie tkliwie

Starozakonne łzy kretyńskie,

Że “szumią jodły w Tel-Avivie”,

I wszechsłowiańscy marzyciele,

Zebrani w malowniczą trupę

Z byle mistycznym kpem na czele,

Całujcie mnie wszyscy w dupę.



I ty fortuny skurwysynu,

Gówniarzu uperfumowany,

Co splendor oraz spleen Londynu

Nosisz na gębie zakazanej,

I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,

A srać chodziłeś pod chałupę,

Ty, wypasiony na Ikacu,

Całujcie mnie wszyscy w dupę.



Item ględziarze i bajdury,

Ciągnący z nieba grubą rentę,

O, łapiduchy z Jasnej Góry,

Z Góry Kalwarii parchy święte,

I ty, księżuniu, co kutasa

Zawiązanego masz na supeł,

Żeby ci czasem nie pohasał,

Całujcie mnie wszyscy w dupę.



I wy, o których zapomniałem,

Lub pominąłem was przez litość,

Albo dlatego, że się bałem,

Albo, że taka was obfitość,

I ty, cenzorze, co za wiersz ten

Zapewne skarzesz mnie na ciupę,

Iżem się stał świntuchów hersztem,

Całujcie mnie wszyscy w dupę!…
Słońce przylepione do szyby jak glonojad
objęło już swoim zasięgiem znaczną część pokoju.
Pociąg, którym miałaś przyjechać, uległ zdematerializowaniu
za sprawą Cooperfielda albo innego zawiadowcy stacji.
Nie ma najmniejszych szans na równowagę. Ludzie,
Których obserwuję przez okno, poruszają się w stadach
jak orki, wydając dźwięki nie zrozumiałe przez nikogo.
Żeby chociaż któregoś z nich pierdolnął samochód,
zaliczyłbym ten wiersz do udanych. A tak stoję
w miejscu. I czekam.

- Krzysztof Śliwka.
Widzę, że Mestari wspomniała już twórczość Tuwima, ale do mnie bardziej trafia inne niedocenione dzieło tego poety:

Na pewnego endeka, co na mnie szczeka - Julian Tuwim

(Przytaczam z pamięci)

Próżnoś repliki się spodziewał
nie dam ci prztyczka ani klapsa
nie powiem nawet "pies cię jebał"
bo to mezalians byłby dla psa

Najlepsza riposta ever!

Poza tym warto wspomnieć twórczość Andrzeja Bursy. Często recytowałem go na KKR-ach Smile

np. ten jest dobry:

Jak oddać zapach w poezji...
na pewno nie przez proste nazwanie
ale cały wiersz musi pachnieć
i rym
i rytm
muszą mieć temperatury miodowej polany
a każdy przeskok rytmiczny
coś z powiewu róży
przerzuconej nad ogniem
rozmawialiśmy w jak najlepszej symbiozie
aż do chwili gdy powiedziałem:
"wynieś proszę to wiadro
bo potwornie tu śmierdzi szczyną"
możliwe że to było nietaktowne
ale już nie mogłem wytrzymać.

To oczywiście "Dyskurs z poetą". Moim zdaniem doskonale podsumowuje wiele dokonań współczesnej poezji Wink
Wisława Szymborska


Zakochani

Sen nocy letniej



Jest tam tak cicho, że słyszymy
piosenkę zaśpiewaną wczoraj:
"Ty pójdziesz górą, a ja doliną..."
Chociaż słyszymy - nie wierzymy.

Nasz uśmiech nie jest maską smutku,
a dobroć nie jest wyrzeczeniem.
I nawet więcej, niż są warci,
niekochających żałujemy.

Tacyśmy zadziwieni sobą,
że cóż nas bardziej zdziwić może?
Ani tęcza w nocy.
Ani motyl na śniegu.

A kiedy zasypiamy,
We śnie widzimy rozstanie.
Ale to dobry sen,
ale to dobry sen,
bo się budzimy z niego.





Próba

Oj tak, piosenko, szydzisz ze mnie,
bo choćbym poszła górą, nie zakwitną różą.
Różą zakwita róża i nikt inny. Wiesz.

Próbowałam mieć liście. Chciałam się zakrzewić.
Z oddechem powstrzymanym - żeby było prędzej -
oczekiwałam chwili zamknięcia się w róży.

Piosenko, która nie znasz nade mną litości:
mam ciało pojedyncze, nieprzemienne w nic,
jestem jednorazowa aż do szpiku kości.






Czwarta nad ranem

Godzina z nocy na dzień.
Godzina z boku na bok.
Godzina dla trzydziestoletnich.

Godzina uprzątnięta pod kogutów pianie.
Godzina, kiedy ziemia zapiera nas.
Godzina, kiedy wieje od wygasłych gwiazd.
Godzina a-czy-po-nas-nic-nie-pozostanie.

Godzina pusta.
Głucha, czcza.
Dno wszystkich innych godzin.

Nikomu nie jest dobrze o czwartej nad ranem.
Jeśli mrówkom jest dobrze o czwartej nad ranem
- pogratulujmy mrówkom. I niech przyjdzie piąta,
o ile mamy dalej żyć.






Nic dwa razy

Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.

Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.

Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.

Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi było, jakby róża
przez otwarte wpadła okno.

Dziś, kiedy jesteśmy razem,
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?

Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne.

Uśmiechnięci, współobjęci
spróbujemy szukać zgody,
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody.




Już las w Ardenach świeci.
Nie zbliżaj się do mnie.
Głupia, głupia,
zadawałam się ze światem:

Jadłam chleb, piłam wodę,
wiatr mnie owiał, deszcz mnie zmoczył.
Dlatego strzeż się mnie, odejdź.
I dlatego zasłoń oczy.

Odejdź, odejdź, ale nie po lądzie.
Odpłyń, odpłyń, ale nie po morzu.
Odfruń, odfruń, dobry mój,
ale powietrza nie tykaj.

Patrzmy w siebie zamkniętymi oczami.
Mówmy sobie zamkniętymi ustami.
Bierzmy się przez gruby mur.

Małośmieszna para z nas:
zamiast księżyca świeci las,
a podmuch zrywa twojej damie
radioaktywny płaszcz, Pyramie.




Rozmowa z kamieniem

Pukam do drzwi kamienia.
- to ja wpuść mnie.
Chcę wejść do twojego wnętrza,
Rozejrzeć się dokoła,
Nabrać ciebie jak tchu.

- odejdź- mówi kamień.-
jestem szczelnie zamknięty.
Nawet rozbite na części
Będziemy szczelnie zamknięte.
Nawet starte na piasek
Nie wpuścimy nikogo.

Pukam do drzwi kamienia.
- to ja wpuść mnie
przychodzę z ciekawości czystej.
Życie jest dla niej jedyna okazją.
Zamierzam przejść się po twoim placu,
A potem jeszcze zwiedzić liść i kroplę wody.
Niewiele czasu na to wszystko mam.
Moja śmiertelność powinna cię wzruszyć.

-jestem z kamienia - mówi kamień-
i z konieczności musze zachować powagę.
Odejdź stąd.
Nie mam mięsni śmiechu.

Pukam do drzwi kamienia.
-to ja wpuść mnie.
Słyszałam, że są w tobie wielkie puste sale,
Nie oglądane, piękne nadaremnie,
Głuche, bez echa czyichkolwiek kroków.
Przyznaj, że sam niedużo o tym wiesz.

-wielkie i puste sale- mówi kamień-
ale w nich miejsca nie ma.
Piękne, być może, ale poza gustem
Twoich ubogich zmysłów.
Możesz mnie poznać, nie zaznasz mnie nigdy.
Całą powierzchnią zwracam się ku tobie,
A całym wnętrzem leżę odwrócony.

Pukam do drzwi kamienia.
-to ja wpuść mnie.
Nie szukam w tobie przytułku na wieczność.
Nie jestem nieszczęśliwa.
Nie jestem bezdomna.
Mój świat jest wart powrotu.
Wejdę i wyjdę z pustymi rękami.
A na dowód, że byłam prawdziwie obecna,
Nie przedstawię niczego prócz słów,
Którym nikt nie da wiary.

-nie wejdziesz- mówi kamień.-
brak ci zmysłu udziału.
Żaden zmysł nie zastąpi ci zmysłu udziału.
Nawet wzrok wyostrzony aż do wszechwidzenia
Nie przyda ci się na nic bez zmysłu udziału.
Nie wejdziesz, masz zaledwie zamysł tego zmysłu,
Ledwie jego zawiązek, wyobraźnie.

Pukam do drzwi kamienia.
-to ja wpuść mnie.
Nie mogę czekać dwóch tysięcy wieków
Na wejście pod twój dach.

-jeżeli mi nie wierzysz- mówi kamień-
zwróć się do liścia powie to, co ja.
Do kropli wody, powie to, co liść.
Na koniec spytaj włosa z własnej głowy.
Śmiech mnie rozpiera, śmiech, olbrzymi śmiech,
Którym śmiać się nie umiem.

Pukam do drzwi kamienia.
-to ja wpuść mnie.

-nie mam drzwi- mówi kamień



"Na zdrowie"

Ślachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz.
Tam człowiek prawie
Widzi na jawie
I sam to powie,
Że nic nad zdrowie
Ani lepszego,
Ani droższego;
Bo dobre mienie,
Perły, kamienie,
Także wiek młody
I dar urody,
Mieśca wysokie,
Władze szerokie
Dobre są, ale -
Gdy zdrowie w cale.
Gdzie nie masz siły,
I świat niemiły.
Klinocie drogi,
Mój dom ubogi
Oddany tobie
Ulubuj sobie!
Buczek

takie sobie pierdolenie

to że w wieku piętnastu lat
usiłowałem się powiesić
na sznurze pamiątce znad morza
a za jedynego boga uznawałem Szatana

to było tylko takie pierdolenie
zwykłe pierdolenie
i nic więcej

i to że mieszkałem blisko dziewięć lat w Krakowie
gdzie uwierzyłem w mit poety przeklętego
który wierszem i wódką żyje
i wyszedłem w końcu
poza margines społeczeństwa

to było tylko takie pierdolenie
zwykłe pierdolenie
i nic więcej

i to że teraz mieszkam we Wrocławiu
gdzie jest zupełnie inaczej
z przeznaczoną sobie kobietą
i jestem superszczęśliwy

to jest tylko takie pierdolenie
zwykłe pierdolenie
i nic więcej

bo ja faktycznie umarłem
i nie ma mnie już wśród was
było mi po prostu za ciasno w tej piaskownicy
więc po prostu umarłem
i cześć wam zasrańcy

i to już nie jest tylko takie pierdolenie
zwykłe pierdolenie
ale nic więcej

jako poeta mógłbym jeszcze wiele

mógłbym jeszcze wlać w siebie parę hektolitrów piwa może nawet wódki
bo przyjemnie jest chodzić najebanym od zmierzchu do świtu mógłbym zerżnąć
kilka głupich dup które chętnie zrobią poecie laskę w pierwszej lepszej bramie
bo to egzotycznie i zawsze na topie mógłbym mieć jeszcze ze trzy żony i wszystkie
byłe przeszłyby do historii literatury jako wyjątkowej klasy suki mógłbym nawet
wypierdolić wydawcę żeby zwiększyć nakład swojego kolejnego niedochodowego
tomiku poezji mógłbym dać komuś w mordę w knajpie że niby krzywo na mnie
spojrzał i w ogóle nie zna się na pisaniu wierszy mógłbym wyrzygać się na publiczność
podczas spotkania autorskiego i podciągnąć to pod performance mógłbym wrócić
do Krakowa do ukochanego getta albo zamieszkać w paru innych miastach żeby was
powkurwiać swoją niewygodną obecnością mógłbym także zapić się na śmierć
powiesić na pasku od spodni skoczyć z mostu do Wisły Odry Wełtawy czy innej rzeki
którą miałbym akurat pod ręką że się tak wyrażę kolokwialnie mógłbym ten wiersz
uczynić o wiele lepszym pod względem treści i formy tak aby przyjemnie się go czytało
bez niepotrzebnego grymasu zniesmaczenia na twarzy mógłbym być o wiele mniej
cyniczny i wtedy czytelnik miałby szansę kto wie nawet mnie polubić i mógłbym jeszcze
wiele jako poeta ale od tego beznadziejnego wymyślania rozbolała mnie już głowa
więc kończę chociaż nie ukrywam że mógłbym pieprzyć takie smuty do białego rana







Piotr Maur

***

oto jest moja strona świata
zapisuje ją powoli, starannie.
każdego dnia dopisuję choć kilka słów.
potem przyglądam się temu, co
widnieje na stronie.
to od dawna nie jest już poezja,
a raczej sztuka kaligrafii.
przychodzi śmierć, czyta.
wykreśla zbędne słowa.
wykreśla tysiące zbędnych słów,
usuwa je, wymazuje.
odchodzi, gdy zostają same spójniki.

oto jest moja strona świata.
tu wszystko mogłoby połączyć się ze wszystkim,
nic jednak nie łączy się z niczym.
dlaczego więc mielibyśmy my?
Masahide - Haiku Śmierci (1656 – 1723)

Mój dom spłonął
I nic już
nie zasłania księżyca
Walt Whitman - Kimże ja w końcu jestem

Kimże ja w końcu jestem, jak nie dzieckiem
zakochanym w brzmieniu własnego imienia
i powtarzającym je ciągle?
Przysłuchuję się z boku - nigdy mnie to nie nuży.


Podobnie twoje imię dla ciebie -
Czy myślałbyś, że można je wypowiedzieć tylko na dwa
albo trzy sposoby?
Maksim Bahdanowicz - Pieśń skandynawska

Была Інгеборг, як сасонка, страйна,
- Так вецер суворы пяе -
I горкую долю спаткала яна.
- Шкада нам, шкада нам яе.


He слухала маткі, не чула айца,
- Так вецер суворы пяе -
Кахала Аскара, марскога байца,
- Шкада нам, шкада нам яе.



Ў чужую паехаў Аскар старану,
- Так вецер суворы пяе -
Надоўга нявесту пакінуў адну.
- Шкада нам, шкада нам яе.



Шмат дзён праняслося, шмат доўгіх начэй,
- Так вецер суворы пяе -
Шмат слёз пралілося з дзявоцкіх вачэй.
- Шкада нам, шкада нам яе.



I весткі праз рок да Аскара дайшлі:
- Так вецер суворы пяе -
Спіць моцна твая Інгеборг у зямлі.
- Шкада нам, шкада нам яе.



I цяжка Аскару зрабілася жыць,
Так вецер суворы пяе -
Ён кінуўся ў бой, каб дзяўчыну забыць.
- Шкада нам, шкада нам яе.



I вось напаткаў ён смяротны удар,
- Так вецер суворы пяе -
I умёр праз нявесту адважны Аскар.
- Шкада нам, шкада нам яе.



Таміцца па ім Інгеборг без канца,
Tак вецер суворы пяе -
Няма ўсё Аскара, марскога банца.
- Шкада нам, шкада нам яе.



Над морам навісла скала, як сцяна,
- Так вецер суворы пяе -
Штодня Інгеборг там чакае адна.
- Шкада нам, шкада нам яе.

бачыць нарэшце: з далёкіх зямель
- Так вецер суворы пяе -
Ўвесь чорны Аскараў плыве карабель...
- Шкада нам, шкада нам яе.



I кінулась, скрыкнуўшы, ў мора яна
- Так вецер суворы пяе -
I ўжо не паднялася з цёмнага дна.
- Шкада нам, шкада нам яе.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9