07-05-2011, 21:38
Bezboleśnie
Na czerwono-czarnym, tanim dywanie wciąż jeszcze leżały kawałki szkła. Wydała z siebie cichy jęk, kiedy zraniła stopę. Szkło nie wbiło się jednak głęboko, ból był jakby niewyraźny, słaby. Powoli podeszła do stołu, zostawiając za sobą krwawe ślady. Na jej ustach pojawił się ledwie widoczny uśmiech, kiedy zauważyła, że na krześle wisi męska marynarka. Sztucznie nonszalanckim, nieco karykaturalnym ruchem narzuciła ją na ramiona, po czym wzięła do ręki kieliszek i przez chwilę wpatrywała się w niego. Na jego dnie, zgodnie z ruchami jej drżącej dłoni, tańczyła resztka wina. O wiele bardziej wartościowa zdała się jej stojąca obok otwarta, niemal pełna butelka. Chwyciła ją szybko, upuszczając jednocześnie kieliszek, który rozprysnął się, uderzając o drewno. Przez jej głowę przebiegła dziwna myśl, że to ma jakieś znaczenie. Usiadła pod zasłoniętym oknem, trzymając butelkę czerwonego wina i garść tabletek antydepresyjnych. Oparła się o wyblakłą ścianę i spojrzała na swój pokój. Właściwie nie było w nim nic ciekawego, ona jednak mogła patrzeć na niego godzinami. Na więdnące powoli w prostym, żółtym wazonie tulipany, na kiczowaty obraz, przedstawiający mężczyznę klękającego przed wybranką swojego serca.
- Co ty w niej widzisz? Miała być ideałem piękna, cholerną boginią seksu, ale malarz schrzanił robotę i jest nudna jak każda inna. Wcale nie musisz jej kochać – powiedziała, korzystając z okazji, że nikt nie może oskarżyć jej o to, że mówi sama do siebie. Zawsze bała się zdania innych, choć nigdy by się nie przyznała. Napiła się, po czym zamknęła oczy. Jej dłonie przesunęły się po ciele, dotknęły delikatnie piersi. To pomogło zagłuszyć tęsknotę, pustkę. Nagle zatrzęsła się i otworzyła oczy. Połknęła wszystkie tabletki, opróżniła butelkę. Ucichły wszystkie dźwięki, ona zaczęła tracić oddech, drżała coraz mocniej. Jej głowa uderzyła o ścianę, strużka krwi pojawiła się na czole. Zrobiło jej się niedobrze. Traciła kontrolę nad szalejącymi arytmicznie członkami. W końcu opadła na szarawy parkiet. Dzięki cierpieniu fizycznemu odeszła bezboleśnie.
Na czerwono-czarnym, tanim dywanie wciąż jeszcze leżały kawałki szkła. Wydała z siebie cichy jęk, kiedy zraniła stopę. Szkło nie wbiło się jednak głęboko, ból był jakby niewyraźny, słaby. Powoli podeszła do stołu, zostawiając za sobą krwawe ślady. Na jej ustach pojawił się ledwie widoczny uśmiech, kiedy zauważyła, że na krześle wisi męska marynarka. Sztucznie nonszalanckim, nieco karykaturalnym ruchem narzuciła ją na ramiona, po czym wzięła do ręki kieliszek i przez chwilę wpatrywała się w niego. Na jego dnie, zgodnie z ruchami jej drżącej dłoni, tańczyła resztka wina. O wiele bardziej wartościowa zdała się jej stojąca obok otwarta, niemal pełna butelka. Chwyciła ją szybko, upuszczając jednocześnie kieliszek, który rozprysnął się, uderzając o drewno. Przez jej głowę przebiegła dziwna myśl, że to ma jakieś znaczenie. Usiadła pod zasłoniętym oknem, trzymając butelkę czerwonego wina i garść tabletek antydepresyjnych. Oparła się o wyblakłą ścianę i spojrzała na swój pokój. Właściwie nie było w nim nic ciekawego, ona jednak mogła patrzeć na niego godzinami. Na więdnące powoli w prostym, żółtym wazonie tulipany, na kiczowaty obraz, przedstawiający mężczyznę klękającego przed wybranką swojego serca.
- Co ty w niej widzisz? Miała być ideałem piękna, cholerną boginią seksu, ale malarz schrzanił robotę i jest nudna jak każda inna. Wcale nie musisz jej kochać – powiedziała, korzystając z okazji, że nikt nie może oskarżyć jej o to, że mówi sama do siebie. Zawsze bała się zdania innych, choć nigdy by się nie przyznała. Napiła się, po czym zamknęła oczy. Jej dłonie przesunęły się po ciele, dotknęły delikatnie piersi. To pomogło zagłuszyć tęsknotę, pustkę. Nagle zatrzęsła się i otworzyła oczy. Połknęła wszystkie tabletki, opróżniła butelkę. Ucichły wszystkie dźwięki, ona zaczęła tracić oddech, drżała coraz mocniej. Jej głowa uderzyła o ścianę, strużka krwi pojawiła się na czole. Zrobiło jej się niedobrze. Traciła kontrolę nad szalejącymi arytmicznie członkami. W końcu opadła na szarawy parkiet. Dzięki cierpieniu fizycznemu odeszła bezboleśnie.
"I don't have to sell my soul,
he is already in me"
he is already in me"