13-03-2011, 10:53
Wersja poprawiona. Dodany Rozdział II. Zapraszam
Rozdział I
Siedziałem przed telewizorem, patrząc na logo mojej ulubionej stacji - księżyc w pełni na niebieskim tle. Przyszedłem trochę za wcześnie, gdyż mój najukochańszy film „Śmierć nadejdzie jutro” rozpoczynał się dopiero za dwie godziny, ale byłem zbyt podekscytowany i nie mogłem się doczekać. Saltop rozpoczął akurat nadawać „Samą śmierć” - serial, który kiedyś bardzo lubiłem. Niestety, twórcy - chcąc podążać za aktualnymi trendami - tchnęli w bohaterów życie, robiąc z nich dziwne, nienaturalne twory. Skąd oni wzięli pomysł na oddychanie? Zmienili serial o zwykłej conocności w jakieś durne science-fiction... Ech, szkoda gadać. [/p]
Za oknem dostrzegłem pierwsze promyki słońca, więc podbiegłem opuścić żaluzję, cobym nie był rozpraszany podczas oglądania. Nienawidzę tej żółtej, gorącej kuli. Wróciłem na fotel, by przez te dwie godziny poszydzić sobie z głównych bohaterów serialu - niestety chwilę później usnąłem. Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wstając, rzuciłem okiem na zegarek - szósta rano. Pół godziny do mojego filmu - odnotowałem w pamięci.[/p]
„Kto to może być tak późno?” - pomyślałem, przechodząc przez przedpokój.[/p]
Spoglądając przez judasz doznałem takiego szoku, że prawie poczułem bicie serca! Nawet nie wyobrażacie sobie, jak straszliwe obrazy galopem przetoczyły się przez moją głowę. Byłem przecież taki młody! Ledwo wszedłem w dorosłość! Nie, nie, nie to nie może się tak skończyć. Nie otworzyłem. Zamiast tego pobiegłem po telefon, by zawiadomić jedyną osobę, która była w stanie mnie ocalić. Przypomniałem sobie, jak rodzice zostawili mi ten numer, ot tak, na wszelki wypadek, żebym po prostu miał. Jaki wtedy byłem cwany. [/p]
„Przestań mamo, mnie to nie spotka” - mówiłem.[/p]
A teraz? Teraz mało nie narobiłem w gacie.[/p]
- Proszę? - ponury głos odezwał się w słuchawce.
- Dobra noc, znaczy dzień... Dzień dobry. Tutaj Lakim - odpowiedziałem, siląc się na spokój, lecz i tak słyszałem drżenie własnego głosu.
- Dzień dobry. Proszę się uspokoić i powiedzieć w czym mogę pomóc.
- Niedawno wróciłem z pracy, z życiarza, gdzie jestem dozorcą. Włączyłem telewizor, czekając na „Śmierć nadejdzie jutro”, a w międzyczasie narzekałem na twórców „Samej śmierci”, którzy ożywili bohaterów. Według mnie zepsuli tym cały serial. - Nagle dziwnie się rozluźniłem, gadając o takich pierdołach, podczas gdy na wycieraczce ziszczały się najgorsze koszmary.
- Do rzeczy - ponaglił mnie rozmówca.
- Już, już... Nie zdążyłem nawet dobrze przysnąć, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.
„Trochę późną porę ktoś sobie wybrał na odwiedziny” - pomyślałem, ale poszedłem otworzyć. Przez judasza zobaczyłem coś potwornego... - Głos załamał mi się na moment. - Zobaczyłem Życie.
- Rozumiem. Proszę powiedzieć tylko, ile zauważył pan proporczyków na Guan Dao.
- Jeden - odpowiedziałem, nie wiedząc po co komu ta informacja.
- Hmmm... Najsłabszy z Żyć, więc... - Usłyszałem tylko tyle, nim połączenie zostało zerwane, ale wiedziałem, że pomoc jest w drodze - to byli profesjonaliści.
Pukanie do drzwi stawało się coraz bardziej natarczywe. W myślach dziękowałem nowym systemom antywłamaniowym, które zamontowałem tydzień wcześniej. [/p]
Wiem, że to trochę chore, zważając na okoliczności, ale poszedłem do pokoju, gdyż właśnie rozpoczynał się mój film. Życie nie zając...[/p]
***
Minęło raptem piętnaście minut, gdy poczułem przenikliwy chłód. [/p]
„Przybył” - pomyślałem, aczkolwiek nie byłem pewny, gdyż tylko z opowieści rodziców znałem te tajemnicze istoty. [/p]
Do drzwi wystartowałem, jak sprinter, słyszący wystrzał pistoletu. Uchyliłem je tylko odrobinkę, tak by mieć podgląd sytuacji, ale też tak bym zdążył się schować, gdyby stan rzeczy przybrał niekorzystny obrót.
- Witaj Życie. - Łagodnym głosem odezwał się przybysz ubrany w czarną, zwiewną pelerynę. Gdy odrzucił kaptur, wybałuszając oczy dostrzegłem, iż osoba oddelegowana do ocalenia mnie to kobieta... Piękna kobieta. - Jestem Maiti, śmierciar drugiego stopnia. Niezmiernie mi miło.
- Witaj. Przyznam szczerze, iż jestem rozczarowany. Śmierć wysłała zwykłego podwładnego...
- Zważ na słowa - odcięła się kobieta. - Jesteś wszakże najsłabszym z Trójcy. Jak mogłeś myśleć, że mój Pan pofatyguje się osobiście?
- Najsłabszym mówisz... - tajemniczo odrzekł Życie, uśmiechając się delikatnie.
- Tak. A teraz wybacz, ale mam rozkaz Cię zgładzić. Śmierć nie toleruje żywych w Khun.
Maiti odrzuciła pelerynę odsłaniając, idealnie wyrzeźbione ciało, skryte pod przylegającym, skórzanym mundurem. Płynnym ruchem wyciągnęła ukryte na łopatkach zakrzywione noże, zatrute sokiem z drzewa Sumu ( to też wiem od rodziców ). Powoli okrążała przeciwnika z prawej strony, badając go spojrzeniem. Jego delikatne potknięcie przy kroku w tył, było dla niej sygnałem startu - momentalnie doskoczyła, jednym ostrzem mierząc w serce, drugim w wątrobę. Przez moment myślałem, że dopnie swego, lecz Życie w ostatniej chwili zgrabnym piruetem uniknął ciosu. Maiti zachwiała się, wytrącona z równowagi tym nagłym zrywem. Niestety, jej rywal dostrzegł tę chwilę słabości - potężna pięść spadła na tył głowy dziewczyny, ścinając ją z nóg.[/p]
- Najsłabszy! - skwitował to jej przeciwnik, uśmiechając się szyderczo.
Kobieta poderwała się jak rozjuszona kotka, mierząc go gniewnym wzrokiem. Z kieszeni wyciągnęła małą, szarą kulkę, którą cisnęła w stronę Życia. Dwa metry od celu, kuleczka eksplodowała, wydobywając z siebie oślepiający, czerwony blask. Szybko cofnąłem się do domu, przekręcając po omacku zamki w drzwiach, bym mógł w spokoju odzyskać wzrok. Z podjazdu usłyszałem tylko ciche jęknięcie, a gdy moje oczy odzyskały sprawność, przylgnąłem do judasza - Maiti klęczała niecałe dwa metry od przeciwnika, trzymając się za brzuch. Guan Dao Życia było całe we krwi. Walka skończona.[/p]
- Zostało jeszcze chwilę czasu nim sok Dawa zacznie działać, więc mam małą prośbę. Pozdrów ode mnie Śmierć - z uśmiechem powiedział zwycięzca, pstrykając czerwony proporczyk.
- Życie... Takie triki... To nie w twoim stylu... - z wysiłkiem odpowiedziała kobieta.
- Cóż, nie mogę być uczciwy, walcząc z oszustem - odrzekł, po czym rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając za sobą tylko smużkę dymu.
- Maiti, co.. Co się stało? Miał być najsłabszy... - powiedziałem, podbiegając do dziewczyny. - Mogę Ci jakoś pomóc? - zreflektowałem się, kucając obok.
- Nie. W moim ciele Dawa powoli ożywia tkanki, więc już po mnie. Nie dam rady skontaktować się z moim Panem... Ty... Ty... musisz to zrobić - dokończyła, krztusząc się krwią.
- Ja?! Ze Śmiercią?! - Osłupiałem. - I co miałbym powiedzieć?
- Życie zaczęło stosować sztuczki. Proporczyki na broni Trójcy oznaczają ich siłę. - Westchnęła ciężko i pokiwała głową, widząc moje zdziwienie. - Ten tutaj miał jeden, więc... Więc powinien być najsłabszy. Nie było tak... Śmierć mówił, że te wstążki przytwierdzone są jakąś pradawną magią... Że nie da się ich zdjąć. Życiu ktoś musiał pomóc... Ale kto? Nie mam pojęcia... Nie wiem... - mówiła, gapiąc się w przestrzeń
- Mhm - przytaknąłem, nie wiedząc czy mówi do mnie, czy do siebie.
- Powtórz to mojemu Panu - powiedziała, odwracając głowę w moją stronę - jej oczy były pełne życia, to było straszne, aż ciarki przeszły mi po plecach.
- Dobrze Maiti.
- Wiem! - krzyknęła tak nagle, że wystraszony upadłem na tyłek. - Parę tygodni wcześniej przed pałacem Śmierci stał jakiś żebrak. Mój Pan poszczuł go dwoma sunakami, więc ten odszedł, rzucając w nas wiązanką przekleństw. Jak tak teraz o tym myślę, to przypomina mi się pewna legenda usłyszana od rodziców...
- O Nieśmiertelnym Nieożywialnym Żebraku?! - krzyknąłem nagle w przypływie olśnienia, przerywając jej w pół zdania.
- Tak. Do tej pory w niego nie wierzyłam, ale nawet jak się głębiej zastanowię, to żaden inny konflikt Śmierci nie przychodzi mi do głowy...
- Maiti, ja dobrze znam tę legendę. Kiedyś całe dnie spędzałem przeszukując różne almanachy, by znaleźć choć strzęp informacji o tej tajemniczej istocie - odpowiedziałem, czując, że jednak w czymś mogę pomóc. - W domu mam nawet notatki na jego temat.
Poderwałem się z miejsca, nie czekając na odpowiedź i z entuzjazmem ruszyłem w stronę domu. Wpadłem do piwnicy, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu pudeł z napisem „NNŻ”, ale niestety nigdzie ich nie widziałem. Biegałem jak opętany od jednego kąta do drugiego, przewracając całe pomieszczenie na drugą stronę - niestety, bez widocznego rezultatu. Po kilkunastu minutach przeszukiwania pozostałych zakątków domu dotarło do mnie, że moje notatki zniknęły. [/p]
„Nie ma ich” - pomyślałem zrozpaczony.[/p]
Wracając do Maiti, rozmyślałem, co mogło się z nimi stać, lecz gdy wyszedłem na podjazd, inna myśl pochłonęła moją uwagę - dziewczyna zniknęła. [/p]
Rozdział II
Kilkanaście godzin po ożywieniu śmierciara do moich drzwi zapukał posłaniec Śmierci i oznajmił, że jego pan odwiedzi mnie za dwie doby. Celem tej wizyty byłoby omówienie istotnych faktów, mających miejsce podczas walki Maiti z Życiem. [/p]
Kilka godzin przed przybyciem straszliwego gościa moje zdenerwowanie osiągnęło apogeum. Nie mogłem usiedzieć na miejscu. Chodziłem z jednego pokoju do drugiego ( że miałem ich dwa to inna sprawa ). Co chwila zerkałem przez okno czy to już.[/p]
Ubrałem się w najlepszy garnitur. Odwiedziłem fryzjera i zgoliłem brodę. Chciałem się zaprezentować z jak najlepszej strony. W sumie nie wiedziałem po co, ale chciałem i już. [/p]
Robiłem herbatę, gdy usłyszałem dźwięk dzwonka. Próbowałem odstawić szklankę na blat, niestety napięte do granic możliwości nerwy znacznie mi to utrudniły - kubek zatańczył na krawędzi, po czym runął na podłogę, roztrzaskując się po całej kuchni. Nie zważając na syf, który narobiłem, pognałem do drzwi. Przez wizjer dostrzegłem potworną postać spowitą ciemno-granatowym płaszczem. Długi obciągnięty cienką warstwą popielatej skóry palec ponownie powędrował w stronę dzwonka. Twarz przybysza była straszliwie wychudzona. Nie przedstawiała żadnego wyrazu. Czarne jak smoła oczy spoglądały w judasz. Wiedziałem, że mnie nie widzą, ale i tak na plecach poczułem strużki zimnego potu. Otworzyłem.[/p]
- Witam - powiedziałem, powstrzymując dzwonienie zębów, wywołane chłodem bijącym od przybyłego.
- Witaj - odrzekł Śmierć, po czym wszedł do środka nie czekając na zaproszenie. Ciągnął za sobą aurę mroku.
Władca Khun od razu skierował się do salonu, jakby doskonale wiedział co, gdzie jest. Nie pozostało mi nic innego, tylko pójść w jego ślady, jak grzeczny piesek. Śmierć usadowił się na fotelu przy oknie, po czym spojrzał na mnie tym przenikliwym wzrokiem.[/p]
- Proszę usiądź i opowiedz mi o wydarzeniach z przed dwóch dni - powiedział, pokazując fotel naprzeciwko.
Bez słowa sprzeciwu oklapłem na wskazany mebel. Jakoś nie miałem ochoty na kłótnie, nawet jeśli byłem rozstawiany po kątach we własnym domu. Przez kolejne kilkanaście minut rozwodziłem się na temat niedawnej walki i słów, które usłyszałem od Maiti. Śmierć nawet nie patrzył w moją stronę, słuchając tego wszystkiego. Jedynym momentem, w którym zaszczycił mnie wzrokiem, było wspomnienie o Nieśmiertelnym Nieożywialnym Żebraku. Zobaczyłem wtedy, jak jego oczy rozszerzają się. Nie byłem pewny, ale chyba poczuł strach. [/p]
- Nigdy nie wierzyłem w tego starca. Nic nie wiem na jego temat, ale myślę, że masz coś dla mnie - powiedział bardziej rozkazując, niż prosząc.
- Tak... Tak. Jak pan wie istnieje pewna legenda. Nie będę jej przytaczał w całości, bo... Bo nie jestem pewny kilku... Szczegółów, ale opowiem mniej więcej o co chodzi - odpowiedziałem ze zdenerwowaniem.
- Słucham.
- Nieśmiertelny Nieożywialny Żebrak jest istotą z innego wymiaru. Według pewnych źródeł jest starszy, niż wszystko co znamy. Jest wszędzie i nigdzie. Istnieją nawet teorie, iż jest stwórcą otaczającego nas świata. Może w dowolny sposób operować otaczającą go materią - to tłumaczyłoby, jak zdjął proporczyki. Nie da się go zabić ani ożywić, gdyż nie przebywa w naszym wymiarze - opowiadałem bez najmniejszego zająknięcia, gdyż był to dla mnie bardzo fascynujący temat. - Tym menelem, którego pan pogonił była prawdopodobnie tylko materialna powłoka. Właśnie stąd wziął się jego przydomek, gdyż zawsze przybiera postać żebraka. Przeważnie jest neutralny i nie miesza się do naszych spraw, ale gdy ktoś zalezie mu za skórę, potrafi się zemścić. Pewnie rozzłościły go pańskie krwiożercze psy, mimo że niczego nie były wstanie mu zrobić. Oczywiście są to informacje, które udało mi się zdobyć. Nie gwarantuję ich poprawności, ale z małym przybliżeniem można się nimi śmiało posługiwać.
- Hmm... Interesujące. Nie powiedziałeś tylko, jak można się z nim skontaktować - odrzekł Śmierć, zatykając mnie tym samym.
- Panie... Nie... Nigdzie nie udało mi się wyszperać informacji na ten temat - odpowiedziałem zlękniony.
- Dobrze - powiedział. - Wiesz co to jest Sumu i Dawa?
- Tak. Drzewa, z których pozyskuję się magiczne soki. Sumu potrafi unicestwić Życie i jego żołnierzy, a Dawa pana i pańskich.
- Zgadza się, ale jak dobrze wiesz, rośliny te rosną tylko w okolicach Khun. Nasuwa się tu pewien wniosek. Życie albo ma swojego agenta w moim świecie, albo jest w stanie stworzyć syntetyczny związek, którego właściwości są zbliżone do prawdziwego.
- Mhm - odrzekłem przestraszony czy to, aby nie jakaś aluzja w moją stronę.
- Druga opcja wydaje się bardziej prawdopodobna, gdyż wiem, że moi poddani są lojalni jak nikt inny. Dochodzimy tu do kolejnego wniosku. Jestem w potwornym zagrożeniu. Jeśli Życie jest w stanie wytwarzać Dawę bez ograniczeń, istnieje ryzyko, że wymyśli inny sposób na jego użycie, niż tylko zatrucie ostrza. O ile już tego nie zrobił. Osobiście preferuję staromodne rozwiązania, jakimi są bronie białe. Niestety, skoro Życie stwierdził, że jestem oszustem może się posunąć do użycia karabinów z Dawa-pociskami, że tak powiem. Wtedy będzie miał multum możliwości - przerwał na moment, po czym dodał. - Mam dla ciebie zdanie Lakimie.
Śmierć momentalnie znalazł się przy mnie, zaciskając kościstą rękę na mojej szyi. Uniósł mnie w górę z dziecinną wręcz łatwością i przysunął do ściany. Byłem okropnie przerażony. Widziałem głębie, która zagościła w jego oczach, jakby strach innych sprawiał mu przyjemność.[/p]
- Najpierw dowiesz się, jak Życie skontaktował się z tym starcem. Potem przenikniesz w szeregi jego żołnierzy, aby poznać sekret sposobu pozyskiwania Dawy. Wszczepię w ciebie cząstkę mojej mocy, abyś był w stanie dać sobie radę - powiedział, wyciągając dłoń, która rozbłysła niebieskawym płomieniem. Zesztywniałem ze strachu, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku. - Nie bój się.
Zobaczyłem, jak jego dłoń przenika przez moją klatkę. Czułem tylko przenikliwy chłód. Płomienie nie wyrządziły mi większej szkody. Nagle po moim ciele rozlała się mroźna fala, napełniając mnie niebywała energią. Poczułem się, jakbym w każdej chwili mógł zwolnić uścisk Śmierci, jakbym w każdej chwili mógł wyzwać Pana Khun na pojedynek, jak równy z równym. Jakbym był wszechmocny.[/p]
- Czujesz. Widzę to po twoich oczach. - powiedział, po czym, ku mojemu zdziwieniu, wbił szpiczaste palce w moje serce. O dziwo, poczułem tylko lekkie pieczenie.- Żaden śmierciar nie ma w sobie cząstki mnie. Pamiętaj o tym. Jako jedyny przeniesiesz się do świata żywych, nie tracąc swoich wspomnień - dodał, wyciągając zakrwawioną dłoń.
Rozdział I
Siedziałem przed telewizorem, patrząc na logo mojej ulubionej stacji - księżyc w pełni na niebieskim tle. Przyszedłem trochę za wcześnie, gdyż mój najukochańszy film „Śmierć nadejdzie jutro” rozpoczynał się dopiero za dwie godziny, ale byłem zbyt podekscytowany i nie mogłem się doczekać. Saltop rozpoczął akurat nadawać „Samą śmierć” - serial, który kiedyś bardzo lubiłem. Niestety, twórcy - chcąc podążać za aktualnymi trendami - tchnęli w bohaterów życie, robiąc z nich dziwne, nienaturalne twory. Skąd oni wzięli pomysł na oddychanie? Zmienili serial o zwykłej conocności w jakieś durne science-fiction... Ech, szkoda gadać. [/p]
Za oknem dostrzegłem pierwsze promyki słońca, więc podbiegłem opuścić żaluzję, cobym nie był rozpraszany podczas oglądania. Nienawidzę tej żółtej, gorącej kuli. Wróciłem na fotel, by przez te dwie godziny poszydzić sobie z głównych bohaterów serialu - niestety chwilę później usnąłem. Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wstając, rzuciłem okiem na zegarek - szósta rano. Pół godziny do mojego filmu - odnotowałem w pamięci.[/p]
„Kto to może być tak późno?” - pomyślałem, przechodząc przez przedpokój.[/p]
Spoglądając przez judasz doznałem takiego szoku, że prawie poczułem bicie serca! Nawet nie wyobrażacie sobie, jak straszliwe obrazy galopem przetoczyły się przez moją głowę. Byłem przecież taki młody! Ledwo wszedłem w dorosłość! Nie, nie, nie to nie może się tak skończyć. Nie otworzyłem. Zamiast tego pobiegłem po telefon, by zawiadomić jedyną osobę, która była w stanie mnie ocalić. Przypomniałem sobie, jak rodzice zostawili mi ten numer, ot tak, na wszelki wypadek, żebym po prostu miał. Jaki wtedy byłem cwany. [/p]
„Przestań mamo, mnie to nie spotka” - mówiłem.[/p]
A teraz? Teraz mało nie narobiłem w gacie.[/p]
- Proszę? - ponury głos odezwał się w słuchawce.
- Dobra noc, znaczy dzień... Dzień dobry. Tutaj Lakim - odpowiedziałem, siląc się na spokój, lecz i tak słyszałem drżenie własnego głosu.
- Dzień dobry. Proszę się uspokoić i powiedzieć w czym mogę pomóc.
- Niedawno wróciłem z pracy, z życiarza, gdzie jestem dozorcą. Włączyłem telewizor, czekając na „Śmierć nadejdzie jutro”, a w międzyczasie narzekałem na twórców „Samej śmierci”, którzy ożywili bohaterów. Według mnie zepsuli tym cały serial. - Nagle dziwnie się rozluźniłem, gadając o takich pierdołach, podczas gdy na wycieraczce ziszczały się najgorsze koszmary.
- Do rzeczy - ponaglił mnie rozmówca.
- Już, już... Nie zdążyłem nawet dobrze przysnąć, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.
„Trochę późną porę ktoś sobie wybrał na odwiedziny” - pomyślałem, ale poszedłem otworzyć. Przez judasza zobaczyłem coś potwornego... - Głos załamał mi się na moment. - Zobaczyłem Życie.
- Rozumiem. Proszę powiedzieć tylko, ile zauważył pan proporczyków na Guan Dao.
- Jeden - odpowiedziałem, nie wiedząc po co komu ta informacja.
- Hmmm... Najsłabszy z Żyć, więc... - Usłyszałem tylko tyle, nim połączenie zostało zerwane, ale wiedziałem, że pomoc jest w drodze - to byli profesjonaliści.
Pukanie do drzwi stawało się coraz bardziej natarczywe. W myślach dziękowałem nowym systemom antywłamaniowym, które zamontowałem tydzień wcześniej. [/p]
Wiem, że to trochę chore, zważając na okoliczności, ale poszedłem do pokoju, gdyż właśnie rozpoczynał się mój film. Życie nie zając...[/p]
***
Minęło raptem piętnaście minut, gdy poczułem przenikliwy chłód. [/p]
„Przybył” - pomyślałem, aczkolwiek nie byłem pewny, gdyż tylko z opowieści rodziców znałem te tajemnicze istoty. [/p]
Do drzwi wystartowałem, jak sprinter, słyszący wystrzał pistoletu. Uchyliłem je tylko odrobinkę, tak by mieć podgląd sytuacji, ale też tak bym zdążył się schować, gdyby stan rzeczy przybrał niekorzystny obrót.
- Witaj Życie. - Łagodnym głosem odezwał się przybysz ubrany w czarną, zwiewną pelerynę. Gdy odrzucił kaptur, wybałuszając oczy dostrzegłem, iż osoba oddelegowana do ocalenia mnie to kobieta... Piękna kobieta. - Jestem Maiti, śmierciar drugiego stopnia. Niezmiernie mi miło.
- Witaj. Przyznam szczerze, iż jestem rozczarowany. Śmierć wysłała zwykłego podwładnego...
- Zważ na słowa - odcięła się kobieta. - Jesteś wszakże najsłabszym z Trójcy. Jak mogłeś myśleć, że mój Pan pofatyguje się osobiście?
- Najsłabszym mówisz... - tajemniczo odrzekł Życie, uśmiechając się delikatnie.
- Tak. A teraz wybacz, ale mam rozkaz Cię zgładzić. Śmierć nie toleruje żywych w Khun.
Maiti odrzuciła pelerynę odsłaniając, idealnie wyrzeźbione ciało, skryte pod przylegającym, skórzanym mundurem. Płynnym ruchem wyciągnęła ukryte na łopatkach zakrzywione noże, zatrute sokiem z drzewa Sumu ( to też wiem od rodziców ). Powoli okrążała przeciwnika z prawej strony, badając go spojrzeniem. Jego delikatne potknięcie przy kroku w tył, było dla niej sygnałem startu - momentalnie doskoczyła, jednym ostrzem mierząc w serce, drugim w wątrobę. Przez moment myślałem, że dopnie swego, lecz Życie w ostatniej chwili zgrabnym piruetem uniknął ciosu. Maiti zachwiała się, wytrącona z równowagi tym nagłym zrywem. Niestety, jej rywal dostrzegł tę chwilę słabości - potężna pięść spadła na tył głowy dziewczyny, ścinając ją z nóg.[/p]
- Najsłabszy! - skwitował to jej przeciwnik, uśmiechając się szyderczo.
Kobieta poderwała się jak rozjuszona kotka, mierząc go gniewnym wzrokiem. Z kieszeni wyciągnęła małą, szarą kulkę, którą cisnęła w stronę Życia. Dwa metry od celu, kuleczka eksplodowała, wydobywając z siebie oślepiający, czerwony blask. Szybko cofnąłem się do domu, przekręcając po omacku zamki w drzwiach, bym mógł w spokoju odzyskać wzrok. Z podjazdu usłyszałem tylko ciche jęknięcie, a gdy moje oczy odzyskały sprawność, przylgnąłem do judasza - Maiti klęczała niecałe dwa metry od przeciwnika, trzymając się za brzuch. Guan Dao Życia było całe we krwi. Walka skończona.[/p]
- Zostało jeszcze chwilę czasu nim sok Dawa zacznie działać, więc mam małą prośbę. Pozdrów ode mnie Śmierć - z uśmiechem powiedział zwycięzca, pstrykając czerwony proporczyk.
- Życie... Takie triki... To nie w twoim stylu... - z wysiłkiem odpowiedziała kobieta.
- Cóż, nie mogę być uczciwy, walcząc z oszustem - odrzekł, po czym rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając za sobą tylko smużkę dymu.
- Maiti, co.. Co się stało? Miał być najsłabszy... - powiedziałem, podbiegając do dziewczyny. - Mogę Ci jakoś pomóc? - zreflektowałem się, kucając obok.
- Nie. W moim ciele Dawa powoli ożywia tkanki, więc już po mnie. Nie dam rady skontaktować się z moim Panem... Ty... Ty... musisz to zrobić - dokończyła, krztusząc się krwią.
- Ja?! Ze Śmiercią?! - Osłupiałem. - I co miałbym powiedzieć?
- Życie zaczęło stosować sztuczki. Proporczyki na broni Trójcy oznaczają ich siłę. - Westchnęła ciężko i pokiwała głową, widząc moje zdziwienie. - Ten tutaj miał jeden, więc... Więc powinien być najsłabszy. Nie było tak... Śmierć mówił, że te wstążki przytwierdzone są jakąś pradawną magią... Że nie da się ich zdjąć. Życiu ktoś musiał pomóc... Ale kto? Nie mam pojęcia... Nie wiem... - mówiła, gapiąc się w przestrzeń
- Mhm - przytaknąłem, nie wiedząc czy mówi do mnie, czy do siebie.
- Powtórz to mojemu Panu - powiedziała, odwracając głowę w moją stronę - jej oczy były pełne życia, to było straszne, aż ciarki przeszły mi po plecach.
- Dobrze Maiti.
- Wiem! - krzyknęła tak nagle, że wystraszony upadłem na tyłek. - Parę tygodni wcześniej przed pałacem Śmierci stał jakiś żebrak. Mój Pan poszczuł go dwoma sunakami, więc ten odszedł, rzucając w nas wiązanką przekleństw. Jak tak teraz o tym myślę, to przypomina mi się pewna legenda usłyszana od rodziców...
- O Nieśmiertelnym Nieożywialnym Żebraku?! - krzyknąłem nagle w przypływie olśnienia, przerywając jej w pół zdania.
- Tak. Do tej pory w niego nie wierzyłam, ale nawet jak się głębiej zastanowię, to żaden inny konflikt Śmierci nie przychodzi mi do głowy...
- Maiti, ja dobrze znam tę legendę. Kiedyś całe dnie spędzałem przeszukując różne almanachy, by znaleźć choć strzęp informacji o tej tajemniczej istocie - odpowiedziałem, czując, że jednak w czymś mogę pomóc. - W domu mam nawet notatki na jego temat.
Poderwałem się z miejsca, nie czekając na odpowiedź i z entuzjazmem ruszyłem w stronę domu. Wpadłem do piwnicy, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu pudeł z napisem „NNŻ”, ale niestety nigdzie ich nie widziałem. Biegałem jak opętany od jednego kąta do drugiego, przewracając całe pomieszczenie na drugą stronę - niestety, bez widocznego rezultatu. Po kilkunastu minutach przeszukiwania pozostałych zakątków domu dotarło do mnie, że moje notatki zniknęły. [/p]
„Nie ma ich” - pomyślałem zrozpaczony.[/p]
Wracając do Maiti, rozmyślałem, co mogło się z nimi stać, lecz gdy wyszedłem na podjazd, inna myśl pochłonęła moją uwagę - dziewczyna zniknęła. [/p]
Rozdział II
Kilkanaście godzin po ożywieniu śmierciara do moich drzwi zapukał posłaniec Śmierci i oznajmił, że jego pan odwiedzi mnie za dwie doby. Celem tej wizyty byłoby omówienie istotnych faktów, mających miejsce podczas walki Maiti z Życiem. [/p]
Kilka godzin przed przybyciem straszliwego gościa moje zdenerwowanie osiągnęło apogeum. Nie mogłem usiedzieć na miejscu. Chodziłem z jednego pokoju do drugiego ( że miałem ich dwa to inna sprawa ). Co chwila zerkałem przez okno czy to już.[/p]
Ubrałem się w najlepszy garnitur. Odwiedziłem fryzjera i zgoliłem brodę. Chciałem się zaprezentować z jak najlepszej strony. W sumie nie wiedziałem po co, ale chciałem i już. [/p]
Robiłem herbatę, gdy usłyszałem dźwięk dzwonka. Próbowałem odstawić szklankę na blat, niestety napięte do granic możliwości nerwy znacznie mi to utrudniły - kubek zatańczył na krawędzi, po czym runął na podłogę, roztrzaskując się po całej kuchni. Nie zważając na syf, który narobiłem, pognałem do drzwi. Przez wizjer dostrzegłem potworną postać spowitą ciemno-granatowym płaszczem. Długi obciągnięty cienką warstwą popielatej skóry palec ponownie powędrował w stronę dzwonka. Twarz przybysza była straszliwie wychudzona. Nie przedstawiała żadnego wyrazu. Czarne jak smoła oczy spoglądały w judasz. Wiedziałem, że mnie nie widzą, ale i tak na plecach poczułem strużki zimnego potu. Otworzyłem.[/p]
- Witam - powiedziałem, powstrzymując dzwonienie zębów, wywołane chłodem bijącym od przybyłego.
- Witaj - odrzekł Śmierć, po czym wszedł do środka nie czekając na zaproszenie. Ciągnął za sobą aurę mroku.
Władca Khun od razu skierował się do salonu, jakby doskonale wiedział co, gdzie jest. Nie pozostało mi nic innego, tylko pójść w jego ślady, jak grzeczny piesek. Śmierć usadowił się na fotelu przy oknie, po czym spojrzał na mnie tym przenikliwym wzrokiem.[/p]
- Proszę usiądź i opowiedz mi o wydarzeniach z przed dwóch dni - powiedział, pokazując fotel naprzeciwko.
Bez słowa sprzeciwu oklapłem na wskazany mebel. Jakoś nie miałem ochoty na kłótnie, nawet jeśli byłem rozstawiany po kątach we własnym domu. Przez kolejne kilkanaście minut rozwodziłem się na temat niedawnej walki i słów, które usłyszałem od Maiti. Śmierć nawet nie patrzył w moją stronę, słuchając tego wszystkiego. Jedynym momentem, w którym zaszczycił mnie wzrokiem, było wspomnienie o Nieśmiertelnym Nieożywialnym Żebraku. Zobaczyłem wtedy, jak jego oczy rozszerzają się. Nie byłem pewny, ale chyba poczuł strach. [/p]
- Nigdy nie wierzyłem w tego starca. Nic nie wiem na jego temat, ale myślę, że masz coś dla mnie - powiedział bardziej rozkazując, niż prosząc.
- Tak... Tak. Jak pan wie istnieje pewna legenda. Nie będę jej przytaczał w całości, bo... Bo nie jestem pewny kilku... Szczegółów, ale opowiem mniej więcej o co chodzi - odpowiedziałem ze zdenerwowaniem.
- Słucham.
- Nieśmiertelny Nieożywialny Żebrak jest istotą z innego wymiaru. Według pewnych źródeł jest starszy, niż wszystko co znamy. Jest wszędzie i nigdzie. Istnieją nawet teorie, iż jest stwórcą otaczającego nas świata. Może w dowolny sposób operować otaczającą go materią - to tłumaczyłoby, jak zdjął proporczyki. Nie da się go zabić ani ożywić, gdyż nie przebywa w naszym wymiarze - opowiadałem bez najmniejszego zająknięcia, gdyż był to dla mnie bardzo fascynujący temat. - Tym menelem, którego pan pogonił była prawdopodobnie tylko materialna powłoka. Właśnie stąd wziął się jego przydomek, gdyż zawsze przybiera postać żebraka. Przeważnie jest neutralny i nie miesza się do naszych spraw, ale gdy ktoś zalezie mu za skórę, potrafi się zemścić. Pewnie rozzłościły go pańskie krwiożercze psy, mimo że niczego nie były wstanie mu zrobić. Oczywiście są to informacje, które udało mi się zdobyć. Nie gwarantuję ich poprawności, ale z małym przybliżeniem można się nimi śmiało posługiwać.
- Hmm... Interesujące. Nie powiedziałeś tylko, jak można się z nim skontaktować - odrzekł Śmierć, zatykając mnie tym samym.
- Panie... Nie... Nigdzie nie udało mi się wyszperać informacji na ten temat - odpowiedziałem zlękniony.
- Dobrze - powiedział. - Wiesz co to jest Sumu i Dawa?
- Tak. Drzewa, z których pozyskuję się magiczne soki. Sumu potrafi unicestwić Życie i jego żołnierzy, a Dawa pana i pańskich.
- Zgadza się, ale jak dobrze wiesz, rośliny te rosną tylko w okolicach Khun. Nasuwa się tu pewien wniosek. Życie albo ma swojego agenta w moim świecie, albo jest w stanie stworzyć syntetyczny związek, którego właściwości są zbliżone do prawdziwego.
- Mhm - odrzekłem przestraszony czy to, aby nie jakaś aluzja w moją stronę.
- Druga opcja wydaje się bardziej prawdopodobna, gdyż wiem, że moi poddani są lojalni jak nikt inny. Dochodzimy tu do kolejnego wniosku. Jestem w potwornym zagrożeniu. Jeśli Życie jest w stanie wytwarzać Dawę bez ograniczeń, istnieje ryzyko, że wymyśli inny sposób na jego użycie, niż tylko zatrucie ostrza. O ile już tego nie zrobił. Osobiście preferuję staromodne rozwiązania, jakimi są bronie białe. Niestety, skoro Życie stwierdził, że jestem oszustem może się posunąć do użycia karabinów z Dawa-pociskami, że tak powiem. Wtedy będzie miał multum możliwości - przerwał na moment, po czym dodał. - Mam dla ciebie zdanie Lakimie.
Śmierć momentalnie znalazł się przy mnie, zaciskając kościstą rękę na mojej szyi. Uniósł mnie w górę z dziecinną wręcz łatwością i przysunął do ściany. Byłem okropnie przerażony. Widziałem głębie, która zagościła w jego oczach, jakby strach innych sprawiał mu przyjemność.[/p]
- Najpierw dowiesz się, jak Życie skontaktował się z tym starcem. Potem przenikniesz w szeregi jego żołnierzy, aby poznać sekret sposobu pozyskiwania Dawy. Wszczepię w ciebie cząstkę mojej mocy, abyś był w stanie dać sobie radę - powiedział, wyciągając dłoń, która rozbłysła niebieskawym płomieniem. Zesztywniałem ze strachu, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku. - Nie bój się.
Zobaczyłem, jak jego dłoń przenika przez moją klatkę. Czułem tylko przenikliwy chłód. Płomienie nie wyrządziły mi większej szkody. Nagle po moim ciele rozlała się mroźna fala, napełniając mnie niebywała energią. Poczułem się, jakbym w każdej chwili mógł zwolnić uścisk Śmierci, jakbym w każdej chwili mógł wyzwać Pana Khun na pojedynek, jak równy z równym. Jakbym był wszechmocny.[/p]
- Czujesz. Widzę to po twoich oczach. - powiedział, po czym, ku mojemu zdziwieniu, wbił szpiczaste palce w moje serce. O dziwo, poczułem tylko lekkie pieczenie.- Żaden śmierciar nie ma w sobie cząstki mnie. Pamiętaj o tym. Jako jedyny przeniesiesz się do świata żywych, nie tracąc swoich wspomnień - dodał, wyciągając zakrwawioną dłoń.