Ocena wątku:
  • 4 głosów - średnia: 3.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
"Poza życiem"
#46
Wersja poprawiona.


~~~~~~Rozdział I~~~~~~

Na środku pokoju, na podartym, starym dywanie stał wysłużony fotel. Siedzący w nim młody mężczyzna spoglądał w ekran wiekowego telewizora. Akurat skończył się jakiś głupi serial i leciały równie głupie reklamy, zachwalające nikomu niepotrzebne produkty. Lakim nienawidził tego steku bzdur, którym był karmiony przez stacje telewizyjne. Rodzice nauczyli go, by nigdy nie kupował rzeczy tam reklamowanych. Wpoili mu, żeby sam metodą prób i błędów ustalał, co jest warte uwagi, a co nie. Postępuje tak do dziś, mimo że jego mentorzy zostali mu odebrani. Bardzo przeżył ich stratę, ale po trzech latach zdołał się już pozbierać i wrócić do normalności. Jego nowa praca bardzo w tym pomogła, dając ukojenie w ciężkich chwilach. A teraz, dzięki sumiennym wysiłkom i staraniom, może nawet zostać najmłodszym w historii Kapłanem Życiarza. Rodzice byliby dumni.
Niedługo miał się rozpocząć ulubiony film Lakima – „Śmierć nadejdzie jutro”. Mimo że widział go już kilkanaście razy, i tak był bardzo podekscytowany. To arcydzieło nie może się znudzić. Niecierpliwie przebierał rękami, gdy przez okno do pokoju wpadły pierwsze promienie słońca. Szybko podbiegł, by opuścić zasłony. Miał ogromną awersję do tej świecącej kuli. Siadając z powrotem na fotelu, spojrzał niecierpliwie na antyczny zegar stojący w rogu pokoju. Pół godziny do filmu.
„Chyba tu zdechnę do tej pory” – pomyślał, mając w pamięci te denne reklamy.
Rozłożył się wygodniej i postanowił uciąć sobie krótką drzemkę. Niestety, po kilku minutach jego plany legły w gruzach, gdy z przedpokoju dało się słyszeć nachalne dzwonienie do drzwi. Podniósł się niespiesznie, przeklinając w myślach osobę, która ma czelność odwiedzać go o tak późnej porze. Już chwytał klamkę, by nazwymyślać niechcianemu gościowi, gdy przypomniał sobie, że przed otworzeniem drzwi zawsze, ale to zawsze lepiej sprawdzić przez wizjer, kto stoi na podjeździe. Odchylił zasłonkę i o mało nie poczuł bicia własnego serca! Wyskoczył z holu, jak poparzony, szukając w salonie komórki, by zadzwonić do jedynej osoby, która mogła go teraz ocalić. Ze stolika szybko porwał kartkę z telefonem, którą kiedyś zapisali mu jego świętej pamięci rodzice, i wykręcił numer.

– Proszę? – ponury głos odezwał się w słuchawce.

– Dobra noc, znaczy dzień... Dzień dobry. Tutaj Lakim – odpowiedział młodzieniec, siląc się na spokój, lecz i tak dało się słyszeć drżenie jego głosu.

– Dzień dobry. Proszę się uspokoić i powiedzieć, w czym mogę pomóc.

– Niedawno wróciłem z pracy, z życiarza. Włączyłem telewizor, czekając na „Śmierć nadejdzie jutro”, a w międzyczasie narzekałem na dzisiejszą telewizję. Te reklamy to po prostu koszmar, nie sądzi pan? Pomyślałem, że lepiej się zdrzemnę przed filmem. – Mężczyzna poczuł się dziwnie rozluźniony, gadając o jakiś głupotach, podczas gdy na wycieraczce ziszczały się najgorsze koszmary.

– Do rzeczy – ponaglił rozmówca.

– Tak, tak... Nie zdążyłem nawet dobrze przysnąć, gdy usłyszałem dzwonienie do drzwi.
Wyobraża pan sobie? Nieproszony gość o tej porze... Czysta kpina. Byłem potwornie zirytowany, ale poszedłem otworzyć. Już.... już by było po mnie, gdybym najpierw nie spojrzał przez wizjer. Przed... przed moim domem stoi... – Głos uwiązł mu w gardle na moment. – Stoi Życie.

– Rozumiem. Proszę powiedzieć tylko, ile zauważył pan proporczyków na Guan Dao.

– Jeden – odpowiedział Lakim, nie widząc sensu tej informacji. – Proszę się pospieszyć – dodał błagalnym tonem.

– Hmmm... Najsłabszy z Żyć, więc... – Dało się słyszeć w słuchawce, nim połączenie zostało zerwane, ale chłopak wiedział, że pomoc jest już w drodze – to byli profesjonaliści.

Dzwonienie do drzwi stało się bardziej natarczywe. Lakim w myślach dziękował nowym systemom antywłamaniowym, które zamontował miesiąc wcześniej. Doszedł do wniosku, że skoro i tak czeka na ratunek, to nic nie stoi na przeszkodzie, by wrócić przed telewizor i rozkoszować się swoim ulubionym filmem.

***

Minęło jakieś dwadzieścia minut, gdy dzwonienie ustało. Lakim szybko poderwał się z fotela, by zobaczyć, co się zaraz stanie przed domem. Przebiegając przez przedpokój, potknął się o fałdę na dywanie i boleśnie runął na twarz. Nie przejmując się cieknącą z nosa krwią, szybko wstał i dopadł do drzwi. Szybkim ruchem zerknął przez wizjer, sprawdzając, czy Życie aby nie starał się go oszukać, po czym delikatnie je uchylił.
Na podjeździe ubrany w zwiewną, czarną pelerynę stał jego wybawca. Młodzieniec mimo jasnego słońca, którego przecież nie znosił, nie schował się do środka, za bardzo był ciekaw nadchodzących wydarzeń.

– Witaj, Życie, jestem Maiti, śmierciar drugiego stopnia – odezwała się kobieta, odrzucając kaptur.

– Witaj. Przyznam szczerze, iż jestem rozczarowany... Śmierć wysłał tylko zwykłego podwładnego...

– Zważ na słowa – odrzekła. – Jesteś najsłabszym z Żyć i chciałeś, żeby mój Pan pofatygował się osobiście?

– Najsłabszym mówisz... – tajemniczo odrzekł Życie, uśmiechając się delikatnie.

– Tak, a teraz żegnam. Śmierć nie toleruje żywych w Khun.

Maiti odrzuciła pelerynę, odsłaniając idealnie wyrzeźbione ciało skryte pod dokładnie przylegającym, skórzanym mundurem. Płynnym ruchem wyjęła zakrzywione ostrza ukryte na łopatkach. Noże były zatrute sokiem Sumu, powodującym obumieranie tkanek – tylko tak można było pokonać Życie.
Kobieta zaczęła okrążać przeciwnika z prawej strony, dokładnie badając go wzrokiem. Jego delikatne potknięcie przy kroku w tył, było jak sygnał startu – momentalnie doskoczyła, jednym ostrzem mierząc w serce, drugim w wątrobę. Przez moment wydawało się, że dopnie swego, lecz Życie w ostatniej chwili zgrabnym piruetem uniknął ciosu. Maiti zachwiała się, wytrącona z równowagi tym nagłym zrywem. Niestety, jej rywal dostrzegł tę chwilę słabości – potężna pięść spadła na tył głowy dziewczyny, ścinając ją z nóg.

– Najsłabszy! – skwitował to jej przeciwnik, spokojnie odchodząc kilka kroków.

Oglądający walkę Lakim zaczął się obawiać o jej wynik. Sam nie był w stanie nic zrobić, więc tylko zamknął drzwi, postanawiając dalszą część widowiska obejrzeć przez judasz.
Kobieta poderwała się jak rozjuszona kotka, mierząc wroga gniewnym wzrokiem. Z kieszeni wyciągnęła małą, szarą kulkę, którą cisnęła pod nogi Życia. Tuż przed nim, kuleczka eksplodowała, wydobywając z siebie oślepiający, czerwony blask. Maiti w ostatniej chwili zasłoniła oczy, unikając utraty wzroku. Niestety, nie zauważyła przez to, że Życie również zdołał się zakryć. Skoczyła do przodu, myśląc, że przeciwnik jest oślepiony. Już czuła smak zwycięstwa, gdy tuż przed zadaniem ostatecznego ciosu, dostrzegła uśmiech na twarzy rywala. Nie zdążyła nawet zareagować, gdy Guan Dao rozcinało jej brzuch, przebijając się na drugą stronę ze znikomym oporem. Na jej twarzy malowało się niedowierzanie. Dopiero po chwili zrozumiała swój błąd, lecz teraz to i tak bez znaczenia. Opadła na kolana próbując złapać oddech. Życie popatrzył na kobietę bez krzty współczucia, po czym brutalnie wyszarpał włócznię z jej ciała, wyrywając przy tym spory kawał wątroby.

– Zostało jeszcze chwilę czasu, nim sok Dawa zacznie działać, więc mam małą prośbę. Pozdrów ode mnie Śmierć – powiedział zwycięzca, pstrykając z uśmiechem czerwony proporczyk.

– Życie... Takie triki... To nie w twoim stylu... – z wysiłkiem odpowiedziała kobieta, rozumiejąc, że została oszukana i wysłana na pewny koniec.

– Cóż, nie mogę być uczciwy, walcząc z oszustem – odrzekł, po czym rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając za sobą tylko smużkę dymu.

Gdy Lakim spostrzegł, że zagrożenie minęło, szybko wybiegł z domu, by spróbować pomóc rannej kobiecie. Chusteczką z kieszeni powstrzymywał cieknącą z nosa krew.

– Maiti! Jak... jak to się stało?! Mówiłaś, że jest najsłabszy!

– Życie nas oszukał... – odrzekła z wysiłkiem, krztusząc się krwią. – Podaj mi dłoń. Potrzebuję... trochę twojej siły... by przekazać to co muszę.

Chłopak wykonał polecenie bez mrugnięcia okiem i natychmiast poczuł się dziwnie osłabiony. Przestraszył się na moment, że Maiti chce go poświęcić, by samej się uratować. Już miał wyszarpnąć dłoń, gdy kobieta zwolniła uścisk. Odetchnął z ulgą.

– Proporczyki oznaczają siłę. Śmierć uczył nas, że są one przytwierdzone do broni rodzajem pradawnej magii, tak samo jak dana broń do jej użytkownika. Ale Życie wprowadził nas w błąd, na swojej broni miał tylko jedną wstążkę. – Maiti odzyskała wigor i opowiadała bez najmniejszego zająknięcia. – W tej walce popełniłam dwa błędy, jednym z nich było zignorowanie siły przeciwnika. Po prostu nie spodziewałam się takiego oszustwa. Nie mam pojęcia, jak Życie odczepił pozostałe dwa proporczyki.

– Mhm.

– Musisz to przekazać mojemu Panu – powiedziała kobieta, powoli tracąc siły.

– Dobrze, Maiti – odrzekł Lakim, lekko zszokowany tą perspektywą.

– Wiem! – krzyknęła tak nagle, że zaskoczony chłopak upadł na pośladki. – Parę tygodni wcześniej przed pałacem Śmierci stał jakiś żebrak. Mój Pan poszczuł go dwoma sunakami, więc ten odszedł, rzucając w nas wiązanką przekleństw. Jak tak teraz o tym myślę, to przypomina mi się pewna legenda...

– O Nieśmiertelnym Nieożywialnym Żebraku?! – chłopak wdarł się jej w pół słowa.

– Tak. Do tej pory w niego nie wierzyłam, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy.

– Maiti, ja dobrze znam tę legendę. Kiedyś całe dnie spędzałem przeszukując różne księgi, by znaleźć choć strzęp informacji o nim. W dzieciństwie byłem zafascynowany tą istotą – odpowiedział Lakim, czując, że jednak w czymś może pomóc. – W domu mam nawet notatki na jego temat.

Poderwał się z miejsca, nie czekając na odpowiedź, i z entuzjazmem ruszył w stronę domu. Wpadł do piwnicy, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu pudeł z napisem „NNŻ”, ale niestety nigdzie nie było ich widać. Młodzieniec biegał jak opętany od jednego kąta do drugiego, przewracając całe pomieszczenie na drugą stronę – bez widocznego rezultatu. Po kilkunastu minutach przeszukiwania pozostałych zakątków domu dotarło do niego, że notatki zniknęły.
„Nie ma ich” – pomyślał zrozpaczony.
Wracając do Maiti, rozmyślał, co mogło się z nimi stać, lecz gdy wyszedł na podjazd, inna myśl pochłonęła jego uwagę – dziewczyna zniknęła.

~~~~~~Rozdział II~~~~~~


Kilkanaście godzin po przegranej Maiti, posłaniec Śmierci oznajmił Lakimowi, że za dwa dni zostanie odwiedzony przez jego Pana. Celem tej wizyty będzie omówienie istotnych faktów z niedawnej walki.
Chwilę przed przybyciem straszliwego gościa zdenerwowanie Lakima sięgnęło apogeum. Nie mógł usiedzieć na miejscu. Chodził z jednego pokoju do drugiego, co chwila zerkając przez okno czy to już.
Ubrał się w najlepszy garnitur. Odwiedził fryzjera i zgolił brodę. Chciał zaprezentować się z jak najlepszej strony. W sumie nie wiedział po co, ale chciał i już.
Stał przy wypolerowanym blacie kuchennym, robiąc herbatę, gdy usłyszał dźwięk dzwonka. W pośpiechu chciał odstawić szklankę, niestety napięte do granic możliwości mięśnie znacznie to utrudniły – kubek zatańczył na krawędzi, po czym runął na podłogę, roztrzaskując się po całej kuchni. Nie zważając na bałagan, który narobił, chłopak pognał do drzwi. Przez wizjer dostrzegł potworną postać spowitą ciemnogranatowym płaszczem. Długi, obciągnięty cienką warstwą popielatej skóry palec ponownie powędrował w stronę dzwonka. Twarz przybysza była straszliwie wychudzona. Nie przedstawiała żadnego wyrazu. Czarne jak smoła oczy spoglądały w judasz. Lakim wiedział, że go nie widzą, ale i tak na plecach poczuł strużki zimnego potu. Otworzył.

– Witam – powiedział, powstrzymując dzwonienie zębów, wywołane chłodem bijącym od przybyłego.

– Witaj – odrzekł Śmierć, po czym wszedł do środka nie czekając na zaproszenie. Ciągnął za sobą mroczną aurę.

Władca Khun od razu skierował się do salonu, jakby doskonale wiedział, co gdzie jest. Lakimowi nie pozostało nic innego, tylko pójść w jego ślady jak grzeczny piesek. Śmierć usadowił się w fotelu, po czym spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem.

– Proszę usiądź i opowiedz mi o wydarzeniach sprzed dwóch dni – powiedział, wykonując szybki gest dłonią, któremu towarzyszyła dziwna niebieska poświata.

Bez słowa sprzeciwu chłopak oklapł na wskazany mebel. Jakoś nie miał ochoty na kłótnie, nawet jeśli był rozstawiany po kątach we własnym domu. Przez kolejne kilkanaście minut rozwodził się na temat niedawnej walki i słów, które usłyszał od Maiti. Śmierć nawet nie patrzył w jego stronę, słuchając tego wszystkiego. Jedynym momentem, w którym zaszczycił Lakima spojrzeniem, było wspomnienie o Nieśmiertelnym Nieożywialnym Żebraku. Wtedy dało się dostrzec, jak jego oczy rozszerzają się. Śmierć poczuł strach.

– Nigdy nie wierzyłem w tego starca. Nic nie wiem na jego temat, ale myślę, że masz coś dla mnie – powiedział bardziej rozkazując, niż prosząc.

– Tak... Tak. Jak pan wie, istnieje pewna legenda. Nie będę jej przytaczał w całości, bo... bo nie jestem pewny kilku... szczegółów, ale opowiem mniej więcej o co chodzi – odpowiedział ze zdenerwowaniem młodzieniec.

– Słucham.

– Nieśmiertelny Nieożywialny Żebrak jest istotą z innego wymiaru. Według pewnych źródeł jest starszy, niż wszystko co znamy. Jest wszędzie i nigdzie. Istnieją nawet teorie, iż jest stwórcą otaczającego nas świata. Może w dowolny sposób operować otaczającą go materią – to tłumaczyłoby, jak zdjął proporczyki. Nie da się go zabić ani ożywić, gdyż nie przebywa w naszym wymiarze – opowiadał bez najmniejszego zająknięcia, gdyż był to dla niego bardzo fascynujący temat. – Ten menel, którego pan pogonił, był prawdopodobnie tylko materialną powłoką. Jego przydomek wziął się stąd, że zawsze przybiera postać żebraka. Przeważnie jest neutralny i nie miesza się do naszych spraw, ale gdy ktoś zalezie mu za skórę, potrafi się zemścić. Pewnie rozzłościły go pańskie krwiożercze psy, mimo że niczego nie były w stanie mu zrobić. Oczywiście są to informacje, które udało mi się zdobyć. Nie gwarantuję ich poprawności, ale z małym przybliżeniem można się nimi śmiało posługiwać.

– Hmm... Interesujące. Nie powiedziałeś tylko, jak można się z nim skontaktować – odrzekł Śmierć, zamurowując chłopaka.

– Panie... Nie... Nigdzie nie udało mi się wyszperać informacji na ten temat – odpowiedział zlękniony.

– Dobrze – odparł. – Wiesz, co to jest Sumu i Dawa?

– Tak. Drzewa, z których pozyskuje się magiczne soki. Sumu potrafi unicestwić Życie i jego żołnierzy, a Dawa pana i pańskich.



 – Zgadza się, ale zdajesz sobie sprawę, że rośliny te rosną tylko w okolicach Khun. Nasuwa się tu pewien wniosek. Życie albo ma swojego agenta w moim świecie, albo jest w stanie stworzyć syntetyczny związek, którego właściwości są zbliżone do prawdziwego.

– Mhm – odrzekł przestraszony, czy to aby nie jakaś aluzja w jego stronę.

– Druga opcja wydaje się bardziej prawdopodobna, gdyż wiem, że moi poddani są lojalni jak nikt inny. Dochodzimy tu do kolejnego wniosku. Jestem w potwornym zagrożeniu. Jeśli Życie jest w stanie wytwarzać Dawę bez ograniczeń, istnieje ryzyko, że wymyśli inny sposób na jego użycie, niż tylko zatrucie ostrza. O ile już tego nie zrobił. – przerwał na moment, po czym dodał. – Mam dla ciebie zadanie Lakimie.



Śmierć poderwał się z fotela, w ułamku sekundy stając przed chłopakiem. Koścista ręka oplotła szyję, unosząc Lakima z dziecinną wręcz łatwością. W oczach władcy Khun zagościła nieprzenikniona głębia. Strach innych sprawiał mu niesłychaną przyjemność.

– Najpierw dowiesz się, jak Życie skontaktował się z tym starcem. Potem przenikniesz w szeregi jego żołnierzy, aby poznać sekret sposobu pozyskiwania Dawy. Wszczepię w ciebie cząstkę mojej mocy, abyś dał sobie radę – powiedział, wyciągając dłoń, która rozbłysła niebieskawym płomieniem. Lakim zesztywniał ze strachu, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku. – Nie bój się.

– Ale... Panie, dlaczego ja?

– Moi żołnierze przesiąkają martwą esencją, Życie mógłby ich wykryć. Z tobą tak łatwo mu nie pójdzie.

Kościste palce powoli wnikały w klatkę piersiową chłopaka. Lakim czuł tylko przenikliwy chłód, roznoszący po całym ciele niebywałą energię. Poczuł, jakby w każdej chwili mógł zwolnić uścisk Śmierci, jakby w każdej chwili mógł wyzwać Pana Khun na pojedynek, jak równy z równym. Jakby był wszechmocny.

– Czujesz. Widzę to po twoich oczach – powiedział. – Żaden śmierciar nie ma w sobie cząstki mnie. Pamiętaj o tym. Jako jedyny przeniesiesz się do świata żywych, nie tracąc swoich wspomnień – dodał, wyciągając dłoń wolną od krwi.

~~~~~~Rozdział III~~~~~~

Kamienistą ścieżką, pnącą się po stromym zboczu wzniesienia, na szczycie którego stał mały domek, ledwie widoczny w nikłym blasku księżyca, szła zakapturzona postać. Owady i małe zwierzęta pierzchały spod nóg straszliwego wędrowca, nie chcąc narazić się na złość Śmierci. Nieopodal, na starym, martwym drzewie ze strasznie powykręcanymi gałęziami siedział kruk, przeszywając ciszę nocy donośnym krakaniem. Zimny wiatr smagał twarz przybysza, lecz chłód nie robił na nim wrażenia. W końcu sam za ciepły nie był.
Powoli, lecz nieustannie zmierzał do celu. Gdy zatrzymał się kilkanaście metrów przed chatką, jej parterowe okna zajaśniały nikłym, dziwnie przyćmionym światłem, które sprawiało wrażenie niemogącego wyrwać się na wolność. Domek wyglądał na bardzo stary – farba odpadała od ścian, pod dachem roiło się od pajęczyn, a w jednym z okien na piętrze ziała dziura. Dostrzegł te wszystkie smutne szczegóły, tuż przed wejściem do środka. Nie bawił się w pukanie, nie było sensu, czuł się tu jak u siebie.

– Witaj, Ciemności, mój stary przyjacielu – powiedział, wchodząc do salonu. Jego twarz rozpromieniła się w strasznym grymasie uśmiechu na widok dawnego kompana.

– Witaj – odparł starszy mężczyzna, nawet nie patrząc w stronę przybyłego.

– Widzę, żeś spodziewał się mojej wizyty – zażartował, rozglądając się po zabałaganionym pokoiku. Mały stolik pod oknem uginał się pod ciężarem stosu papierów, na podłodze walały się różne śmieci, niewiadomego pochodzenia. Kanapy i reszta mebli, pokryte były grubą warstwą kurzu. Jedynie fotel zajmowany przez Ciemność, wydawał się być używany.

– Spodziewałem – odrzekł beznamiętnie. – Niestety, nie jestem w stanie ci pomóc. Już w tym nie siedzę.

– Ach, jak zwykle znakomicie doinformowany. Wszystko wiesz, a mówisz, że już się tym nie zajmujesz, tak? Ciekawe.

– Hmm, dobra, masz mnie – odrzekł po chwili ciszy, w końcu ukazując uśmiech na starej, pooranej zmarszczkami twarzy. – Mów, co dokładnie miałbym zrobić. Cenę znasz.

– Chcę, żebyś obserwował pewnego dzieciaka, Lakima. Wysłałem go w szeregi Życia, by rozeznał się, co i jak, bo wiesz, trzy dni temu podstępem odebrano mi Maiti. Tylko ty jesteś w stanie tam przeniknąć i w razie potrzeby mu pomóc.

– Tak, tak wiem.

– Nie wymagam od ciebie kontaktowania się z nim czy z żołnierzami Życia, to by raczej nie przeszło. Po prostu go pilnuj. – Na moment zamknął oczy, po czym dodał. – Proszę.

– Myślę, że zapłata z góry byłaby wskazana – odparł Ciemność. Wskazując swoją aparycję, dodał. – Z oczywistych względów, rzecz jasna.

Śmierć wyciągając prawą dłoń uśmiechnął się nieznacznie. Niebieski płomień rozświetlił pomieszczenie. Atmosfera dziwnie się naelektryzowała, po czym pod najpaskudniejszą ścianą pojawił się młody chłopiec, spętany kajdanami. Miał na sobie tylko przepaskę biodrową, lepiącą się od brudu, zresztą jak i sam dzieciak. Ze strachem spojrzał na obecnych i rzucił się w kąt, zapominając o więzach. Rozcięcie na głowie nie zrobiło jednak na nim wrażenia, podczołgał się tylko jak najdalej od swoich ciemiężycieli i skulił w rogu, niczym zbity szczeniak.

– Proszę – powiedział Śmierć, odwracając się w stronę wyjścia. – Do zobaczenia, przyjacielu.

– Żegnaj – odparł staruszek, dziwnym wzrokiem patrząc, jak gość opuszcza dom. Przez jego twarz przebiegł ledwo dostrzegalny uśmiech, by zaraz ustąpić miejsca zwykłemu zmęczeniu.

Ciemność niespiesznie podniósł się z fotela i skierował swe oblicze na zasmarkanego chłopca w rogu pokoju. Stanął nad nim, jak kat nad bezbronną ofiarą, i dokładnie zlustrował wzrokiem. Na oko miał z piętnaście lat, nie więcej. Jak na warunki panujące w lochach Śmierci, dzieciak był dość dobrze zbudowany.
„Idealny” – pomyślał staruszek.

– Jak się nazywasz, chłopcze?

– Ja... Nie... Panie... proszę.

– Zadałem ci proste pytanie! – zagrzmiał Ciemność. – Zresztą, to bez znaczenia. Wstań.

Chłopiec wstał, dalej kuląc się w sobie. Staruszek mruknął coś pod nosem i szybkim ruchem przeniknął przez ciało dziecka. Pokój wypełnił się jasnym blaskiem i chłopak znikł, związany przez zaklęcie w ciele Ciemności. Staruszek podszedł do okna i dostrzegł niewyraźnie odbicie przystojnego, młodego mężczyzny bez śladu zmarszczek. Uśmiechnął się triumfalnie, tylnym wyjściem wybiegając w mrok.

~~~~~~Rozdział IV~~~~~~

W ciemnej izbie znajdowało się tylko polowe łóżko, na którym pogrążona we śnie leżała Maiti. Nie miała żadnych śladów niedawno stoczonej walki – przeniosła się do świata żywych bez uszczerbków fizycznych. W momencie odzyskiwania świadomości przez dziewczynę, drzwi pokoju otworzyły się z cichym jękiem. Niska postać ubrana w szary habit bezszelestnie weszła do środka.

– Cieszę się, że w końcu do nas wróciłaś, Maiti – powiedział karzeł, zdaje się, szczerze uradowanym tonem.

– Kto? Gdzie ja jestem? – odpowiedziała dziewczyna, najwyraźniej nic nie pamiętając.

– Maiti, to twoje imię. Jesteś w skrzydle szpitalnym, w Żywym Pałacu. Masz iść ze mną, Życie coś tam chce od ciebie.

Dziewczyna grzecznie wstała z łóżka, dziwiąc się, że wykonała polecenie bez najmniejszych oporów. Blask słońca, wpadający przez wysokie, ozdobione misternymi witrażami okna, dobrze oświetlał korytarz, którym podążała za mnichem. Pomiędzy wnękami paliły się czerwone pochodnie, a rozchodzący się z nich zapach przypominał dojrzałe wiśnie. Maiti co rusz obracała głowę we wszystkie strony, podziwiając to obrazy wiszące na ścianach, to ozdobne sceny walk na witrażach, nie mogąc wyjść z zachwytu. Karzeł widział w jej oczach uznanie, ale niestety, nie mógł pozwolić na więcej rozczuleń – Życie bywał niecierpliwy.
Korytarz okazał się nadzwyczaj długi, szli już z dobrą minutę, gdy w końcu, po zakręcie w lewo ich oczom ukazały się potężne wrota z mahoniowego drewna. Płaskorzeźba wyryta na drzwiach przedstawiała trzy postacie, trzymające dzidy z zatkniętymi na nich głowami wrogów. Jedynym kolorowym elementem sceny były czerwone proporczyki.
Mnich, wraz z dziewczyną stanęli przy prawym skrzydle, a to otworzyło się ze zgrzytem, wypełniając hol echem. Odźwierny ubrany w złotą togę, gestem ręki zaprosił ich do środka. Sala, w której się znaleźli, oszałamiała ogromem – gdyby nie wczesna pora dnia, sklepienie ginęłoby w mroku, a przeciwległy koniec komnaty, pewnie byłby ledwo widoczny w świetle pochodni. Ale teraz, w znacznej odległości, na wprost od wejścia, dało się dostrzec trzy oblane luksusem trony i trzech władców w nich zasiadających.
Mijając ogromne, jak pnie najstarszych drzew, filary, Maiti dostrzegła czających się za nimi strażników, gotowych bez litości zabić nieproszonych gości. Czarno-złote zbroje promieniały nienaturalnym blaskiem, a miecze sprawiały wrażenie, jakby samym wyglądem mogły unicestwiać. Czarne tarcze ze złotym krzyżem, przez prawie każdego wojownika trzymane w lewej ręce, zdawały się rozpościerać aurę nietykalności. Tylko jeden rycerz odstawał od reszty, będąc odwrotnie uzbrojonym. Sprawiał też wrażenie dziwnie niespokojnego – rzucał ukradkowe spojrzenia to na piedestał, to na kobietę. Maiti jednak nie przyjrzała się temu z większym skupieniem, całą jej uwagę pochłonęła wielka trójca. Kobieta nie wiedziała kim są, lecz i tak wydawali jej się potężni. Moc, która od nich emanowała, onieśmieliłaby najodważniejszych wojowników, a co dopiero taką dziewczynę, jak ona.

– Długo to trwało, Parseku – odezwał się, siedzący pośrodku najpotężniejszy z władców.

– Wiem, wiem. Dziewczyna dochodziła do siebie, nie marudź – odparł karzeł, najwidoczniej nic nie robiąc sobie z wyższości swojego Pana.

– Możesz odejść. – Życie puścił ostatnią uwagę mimo uszu. Lubił tego pajaca, choć nieczęsto to okazywał.

– Żegnam jaśnie pana. – Mnich wyszczerzył zęby, po czym odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem skierował w stronę wyjścia.

– Maiti, pamiętasz coś? – upewnił się, siedzący po lewej, najsłabszy władca. Dziewczyna w odpowiedzi przecząco pokręciła głową, głos uwiązł jej w gardle.

– Usiądź, proszę – powiedział, po czym machnął na jednego z przybocznych, by ten przyniósł krzesło.

– Pozwól, że przypomnę ci ostatnie wydarzenia. Przynajmniej postaram się, dysponując informacjami, które udało nam się zebrać – znowu odezwał się najpotężniejszy. – Dziesięć dni temu zostałaś wysłana do Khun, by zdobyć trochę Dawy. Niestety, śmierciary wykryły twoją obecność. Prawdopodobnie wysłano tylko rekrutów, bo nie mieli zatrutych ostrzy – tylko dlatego jesteś tu dziś z nami. Mimo to i tak ledwo ocalałaś, było ich zbyt wielu. Na twoje szczęście te niedoświadczone gnojki zostawiły cię na wpół żywą, myśląc pewnie, że i tak już po tobie. –Życie za wszelką cenę, chciał wzbudzić w niej nienawiść do Śmierci. Miała doskonale wyszkolone ciało, ruchy zaprogramowane w podświadomości, trzeba było tylko odpowiednio ukierunkować jej tok myślenia. – Pamiętaj, Śmierć jest bezwzględny. Zrobimy, co w naszej mocy, abyś jak najszybciej wróciła na czynną służbę.

– To wszystko. Możesz teraz udać się do swojej komnaty, odpocząć – dokończył najsłabszy. – Jeśli masz jakieś wątpliwości, karzeł jest do twojej dyspozycji.

– Żegnam – uciął krótko, siedzący po prawej, widząc, że dziewczyna już otwierała usta.

Maiti posłusznie ruszyła w drogę powrotną przez ogromną salę. Na moment zatrzymała wzrok na wyróżniającym się żołnierzu i przez chwilę wydawało jej się, że ten puścił oczko. Kobieta jednak nie zwrócił na to większej uwagi, uznała, że coś musiała sobie wymyślić – niby czemu rycerz miałby do niej mrugać.
Przed jej komnatą, Parsek odpowiedział na wszystkie zadane mu pytania. Co to jest Dawa, kto to są śmierciary i tym podobne. Maiti wchodząc do celi, podziękowała karłowi za opiekę i rzuciła się na łóżko, zasypiając z głową pełną rodzącej się nienawiści.
~~~~~~Rozdział V~~~~~~

W swojej mglistej postaci Ciemność zaszył się pod sklepieniem sali tronowej, imitując cień rzucany przez filary, i z bezpiecznej odległości obserwował zebranych. Trójca Życia przed momentem wyprosiła byłą podopieczną jego przyjaciela, a teraz oddawała się cichej rozmowie, której nie był w stanie usłyszeć. Ryzykując wykrycie, zbliżył się jak mógł, by wyłapać choć część szeptów.

– Dobrze – odrzekł najpotężniejszy po chwili zadumy. – Pojmać go – dodał, wskazując na wyróżniającego się rycerza.

Ciemność już wcześniej zorientował się, który z przybocznych to Lakim, lecz teraz nie był w stanie zareagować, gdy dwóch żołnierzy pochwyciło chłopaka i postawiło przed obliczem władców.

– Jestem pod wrażeniem – przyznał szczerze Życie. – Nigdy nie mieliśmy szpiega. Niestety... mój podziw cię nie uratuje.

Już unosił swoje Guan Dao, gdy lord siedzący z prawej, szepnął coś w jego stronę. Pierwszy z trójcy popatrzył na niego ze zdziwieniem, by po chwili wahania zgodzić się z zasłyszaną sugestią.

– Tak, masz rację – odrzekł entuzjastycznie. – Do lochu z nim. Egzekucja odbędzie się jutro na placu głównym.


Drzwi do komnaty Maiti otworzyły się z impetem. Parsek wpadł do środka, mało nie gubiąc zębów na marmurowej posadzce. Mimo hałasu, którego narobił, dziewczyna nawet nie drgnęła, tylko dalej smacznie spała.

– Maiti! – krzyknął karzeł i dopiero, gdy dziewczyna podniosła głowę, dodał. – Życie kazał mi niezwłocznie przekazać, że jutro w południe masz stawić się na placu głównym. Wykonasz karę śmierci na szpiclu, którego wczoraj pojmano!

– Co? Czemu ja?

– Pan pewnie uważa, że zabicie szpiega Śmierci pomoże ci wrócić do pełnej sprawności.

– Szpiega Śmierci? – Źrenice rozszerzyły jej się z podniecenia. – Pewnie!

– No, to ja spadam. Możesz kimać dalej.

Parsek wyszedł z komnaty, delikatnie zamykając drzwi i ciesząc się w myślach, że plan Życia szedł jak z płatka. Dziewczyna już była po ich stronie. Karzeł w sumie nie wiedział, czemu jego Panu tak na niej zależy, ale jakoś niespecjalnie go to interesowało. Ważne, że wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Uwielbiał, gdy Życie jest w dobrym humorze, stawał się wtedy strasznie hojny – przed oczami już świtał mu obraz młodego chłopca, którego niedawno podziwiał w lochach.
„Tak, będzie mój.” – Oblizał się na samą myśl.
Zmierzał właśnie do laboratoriów genetycznych, w których małomówny, drugi z trójcy magią pomagał naukowcom w badaniach. Skrzydło Żywej Genetyki znacznie różniło się od pozostałej części pałacu. Sterylnie białe ściany na każdym kroku ozdobione były nowoczesnymi holo-obrazami, przedstawiającymi najnowsze osiągnięcia badaczy. Karzeł co chwila mijał próżniowo zamykane drzwi, chronione przez zamki skanujące siatkówkę oka. Tabliczki sygnalizowały, jakie badania są aktualnie prowadzone w danym pomieszczeniu; „Ssaki drapieżne”, „Gady”, „Ludzie”. Wszędzie dało się dostrzec kamery czy czujniki ruchu. To skrzydło, aż uginało się pod naporem najnowszych zdobyczy technologii.
Dwa tygodnie temu, Parsek oddał jednego ze swoich podopiecznych – ładnego chłopca w wieku trzynastu lat – do laboratorium hybryd. Karzeł w mrocznych zakątkach swojego chorego umysłu był pedofilem, ale jego największym, obrzydliwym marzeniem było połączenie człowieka z ptakiem.

– Witam, doktorze. Jak mój eksperyment? – zapytał, wchodząc do głównego pomieszczenia, ubrawszy wcześniej kombinezon ochronny.

– Niestety, Parseku, tym razem też nic z tego. – Naukowcy Życia wyzbyli się wszelkich norm moralnych, także nie przejmowali się specjalnie preferencjami seksualnymi mnicha. Dla nich ważne były tylko osiągnięcia genetyczne. – Modyfikacja zewnętrzna udała się niemal w stu procentach, niestety, dziecko tego nie przeżyło – dodał po chwili, wskazując na kapsułę tlenową, z której nie usunięto jeszcze zwłok.

Parsek na chwiejnych nogach podszedł do szyby i o mało nie padł na kolana, widząc martwego chłopca. Stopy przekształciły się w ostro zakończone szpony, nogi porosły delikatnymi piórkami, ręce przypominały teraz nielotne skrzydła, a usta, nabrawszy żółtawego koloru, delikatnie ułożyły się w kształt szpiczastego dziobu. Mnich bliski był płaczu, widząc kąsek, który wyślizgnął mu się z rąk.

– Trudno. Niedługo dostarczę kolejny obiekt i mam nadzieję, że tym razem wam się uda – powiedział siląc się na spokój, mimo to na jego twarzy dało się dostrzec wrzącą w nim rozpacz. – Dziękuję i do zobaczenia.

Opuściwszy laboratoria, skierował kroki do swych ekskluzywnych komnat. Gromadka jego dzieci odpokutuje za rozczarowanie, którego właśnie doświadczył.

***

Lochy umiejscowione były głęboko pod Żywym Pałacem, toteż panował tu niemiłosierny ziąb. Kamienne ściany śliskie od ściekającej wody lśniły w nikłym blasku pochodni. Te tutaj nie pachniały już tak słodko – ich trupia woń przyprawiała o zawrót głowy. Strażnik sprawujący pieczę nad więźniami domykał właśnie kraty do celi szpiega, a Ciemność czaił się nieopodal, czekając aż ten wróci do stróżówki.
Lakim, nawet jeśli został zaskoczony przez materializującą się na środku celi postać, nie dał tego po sobie poznać. Patrzył beznamiętnie w przestrzeń, przeklinając w duchu, że tak łatwo dał się pojmać.

– Witaj – odezwał się Ciemność. – Jestem przyjacielem Śmierci.

– On też kazał mnie zabić? – Chłopak zastanawiał się czy wieść o tym, że go wykryto, tak szybko się rozniosła.

– Co?

– Wiadro. – Lakim popadł w podły nastrój.

– Jestem tu z jego polecenia – odrzekł spokojnie, postanawiając nie wdawać się w utarczki słowne. – Miałem cię pilnować i pomóc w razie potrzeby.

– No, to gratulacje.

– Nie moja wina, żeś jak cymbał trzymał tarczę nie w tej ręce – zdenerwował się Ciemność. – Dobra, dość. Stąd nie ma jak uciec, ale jutro, gdy strażnicy będą wyprowadzali cię na plac, damy nogę. Bądź gotów do natychmiastowego działania, zrozumiano?

– Tak – przytaknął zrezygnowany chłopak, a jego sojusznik rozpłynął się w powietrzu.

~~~~~~Rozdział VI~~~~~~

Setki stromych, kamiennych stopni pięło się w górę niemającą końca spiralą, tak znienawidzoną przez Parseka. Karzeł, jedyne czego miał dość w Żywym Pałacu, to te przeklęte schody, które za każdym razem utrudniały mu dotarcie do swoich przepięknych komnat i do jego cudnych dzieci.
Pot kapał ze zmarszczonego czoła, a chwytanie się polerowanych, drewnianych poręczy było coraz trudniejsze, mając tak mokre i śliskie dłonie. Na szczęście, do przejścia pozostało tylko kilka stopni i po chwili przed mnichem ukazały się rzeźbione drzwi z czarnego hebanu. Dzieci już dawno pojęły, że lepiej pomóc karłowi przejść ostatnie kilka kroków, dzielących go od łazienki (był wtedy łagodniejszy) – toteż słysząc jego stękania szybko wybiegły z pomocą. Trzymając Parseka pod ramiona, skierowali się do łaźni, szybko mijając przepiękne pomieszczenie, stylizowane na średniowieczne komnaty królów. Klasyczne meble zwieńczały tylko dzieło, tworzone przez znakomitej jakości arrasy wraz ze złotymi zasłonami, zwisającymi do samej marmurowej posadzki.
Znalazłszy się w wielkiej, miedzianej wannie, karzeł rozkazał dwójce chłopców zrzucić ubrania i dołączyć do niego, by nie tylko kąpielą mógł się rozkoszować. Dzieci mimo wewnętrznych oporów, wykonały polecenie bez mrugnięcia okiem – nienawidziły tego mnicha, ale był ich panem. Nic nie mogły zrobić, choć najchętniej zepchnęłyby go ze schodów tej przeklętej wieży.
Ciemność z obrzydzeniem przyglądał się całej scenie, skryty w cieniu rzucanym przez stojący nieopodal parawan. Każdą cząstką siebie czuł wstręt do tego plugawego karła. Ale to nie ze współczucia tym biednym dzieciom chciał go zgładzić. Myśl, że piętnastu młodych chłopców marnuje się w rękach tego psychopaty nie dawała mu spokoju – przecież on, dzięki tym dzieciakom mógł posiąść niemalże wieczną młodość, wtedy nie musiałby się martwić o nic.
Odczekał, aż chłopcy zaspokoiwszy karła, opuścili łazienkę, po czym zbliżył się bezszelestnie, zachodząc go od tyłu. W chudej dłoni błysnął sztylet.

– Bądź zdrów – zażartował, chwytając mnicha.

– Co do... – krzyknął Parsek, nim knebel wylądował w jego ustach. Zaraz potem poczuł więzy na rękach i nogach.

– Spokojnie. Zobaczysz kto cię zabił – rzucił Ciemność, widząc jak karzeł wykręca szyję, by dostrzec napastnika.

„A więc taki będzie mój koniec? Zaszlachtowany we własnej łazience z pałą na wierzchu... Pozazdrościć” – myślał Parsek. – „A moje marzenie było już tak blisko spełnienia...” – nawet tuż przed śmiercią, w głowie miał obraz martwego chłopca z laboratoriów.
Mnich grzmotnął o posadzkę, rzucony przez agresora, łamiąc nos o jedną z nóg wanny. Ciemność przesunął się, by wejść w zasięg wzroku swojej ofiary i z uśmiechem na twarzy wbił zatrute ostrze prosto w serce karła. Jeszcze przez chwilę przyglądał się, jak życie uchodzi z paskudnie zdeformowanego ciała, ale w jego głowie już kłębiły się myśli o zdobyczach wojenny, czekających w komnacie obok.

– Witajcie – zwrócił się do przestraszonych dzieci, po opuszczeniu miejsca zbrodni. – Lubiliście tego mnicha?

Żaden nie odpowiedział, ale w ich oczach widział głęboko zakorzeniony strach, wręcz nieopisane przerażenie i , jak mu się zdawało, lekkie oznaki radości spowodowane prawdopodobnie śmiercią ich oprawcy. W pewnym sensie im współczuł – przecież nie znały prawie niczego, poza byciem wykorzystywanym przez jakiegoś pedofila-psychopatę, który zniszczył im życie, porywając ich z domów w tak młodym wieku.

– Gwarantuję, że wasz koszmar się skończy, ale musicie mi zaufać. – Starał się przekonać ich do siebie. – Nie ruszajcie się stąd, a ja niedługo po was wrócę, zgoda?

Ponownie odpowiedziała mu grobowa cisza, ale uznał ją za potwierdzenie, więc tylko uśmiechnął się do chłopców i opuścił komnatę, mając w zamyśle przeszukanie celi Lakima.

***

Na poszukiwania właściwej komnaty stracił parę godzin i trochę żałował, że nie wyciągnął tego od karła – na szczęście, teraz to już bez znaczenia, bo właśnie stał przed odpowiednimi drzwiami. Szybko przeniknął przez kratę, osadzoną na wysokości głowy i zmaterializował się w celi. Widząc wystrój wnętrza, zrobił tylko marsową minę i podszedł do jedynego mebla, stojącego w pomieszczeniu – łóżka. W poszewce znalazł zapieczętowany jakąś białą mazią list, którego adresatem prawdopodobnie był Śmierć.

„ Panie, udało mi się trochę dowiedzieć o produkcji Dawy. Pośredni Życie jest tu znany ze swoich umiejętności magicznych, którymi wspiera naukowców, zatrudnionych w pałacu, przez co mogli do tego dojść. Z informacji, które zdołałem zdobyć wynika, że ktoś z Khun lub okolic dostarczył im prawdziwego soku lub nawet sadzonki. Niestety, nie mam pojęcia, kto to mógł być. Słyszałem tylko wzmianki o nim.
Wracając do laboratoriów – jakiś czas temu, uruchomiono badania dotyczące hybryd. Nie jestem pewny, ale prawdopodobnie pierwsze sukcesy mają już za sobą. Nie wiem też, czy badania nad Dawą i mutantami są ze sobą w jakiś sposób połączone, lecz lepiej mieć się na baczności. Ci naukowcy mają naprawdę wielkie możliwości.
W pałacu nic nie mówi się o NNŻ, zaczynam wątpić w jego udział w tej sprawie, tak samo jak w jego istnienie.”


Z korytarza dało się słyszeć ciężkie kroki. Ciemność, wciąż się uśmiechając, schował zwitek za pazuchę i znikł w momencie, w którym drzwi stanęły otworem. Strażnik uważnie rozejrzał się po celi, po czym skierował swe kroki w stronę niedawno ograbionego łóżka. Dostrzegł otwartą poszewkę i już miał wrócić, poinformować o tym, że cela szpiega została przez kogoś przeszukana, gdy drzwi zamknęły się z hukiem.

– Źle zrobiłeś, żeś tu przyszedł – złowieszczo szepnął Ciemność, pojawiając się tuż przed strażnikiem.

Wartownik wyuczonym odruchem sięgnął po miecz zawieszony u lewego boku i ciął przeciwnika od dołu, lecz ten zdematerializował się w momencie, w którym ostrze miało rozpłatać mu bok. Zdezorientowany strażnik rozglądał się na boki, poszukując wroga, gdy nagle poczuł cios w okolicach prawej nerki – upuszczając miecz, kątem oka dostrzegł rozmazującą się ciemną postać. Opadł na jedno kolano, próbując złapać oddech i w chwili, w której jego przeciwnik przybrał fizyczną postać, chwycił za nogę, z której miał otrzymać cios. Szybko doskoczył na obalonego przeciwnika, wyciągając zatknięty za pas sztylet.

– Kim jesteś? – wydyszał, uśmiechając się triumfalnie.

Niestety, to był błąd. Strażnik myśląc, że już opanował sytuację, za bardzo się rozluźnił – ostrze Ciemności wbiło się w szyję rywala, zrywając tym samym rdzeń kręgowy, na miejscu unieszkodliwiając przeciwnika.

~~~~~~Rozdział VII~~~~~~

Łuczywko, stojące na niskim, rozlatującym się stoliku, powoli dogasało, więc Lakim z czasem pogrążał się w coraz większych ciemnościach. Rozmyślał nad swoim położeniem i wspominał czasy, w których jego największym problemem był wybór filmu w telewizji. Niby tak bliskie, a jednak tak odległe – minęło raptem kilkanaście dni, a on miał już wszystkiego serdecznie dość. W dodatku teraz, gdy został wykryty, na nic już nie przyda się Śmierci i w sumie bardziej obawiał się powrotu do Khun, niż samej egzekucji. Niedawno miał szansę zostać najmłodszym Kapłanem Życiarza, a teraz? Teraz, pewnie jego Pan skaże go, zabierając mu duszę. Zniknie ze świata, tak jak zniknęli jego rodzice.
Czas spędzony w lochu dłużył się niemiłosiernie i Lakim, po kilku godzinach, stracił rachubę. Nie wiedział, ile pozostało do egzekucji. Nie wiedział też czy plan tamtego tajemniczego człowieka odniesie pożądany skutek. Niby nie przejmował się egzekucją, ale jednak wolał się na niej nie pojawiać – chciał zdobyć więcej informacji dla swojego Pana. Tak, zdecydowanie nie chciał widzieć Śmierci, wpadającego w szał.
Brutalne spoliczkowanie wyrwało Lakima z niespokojnego snu. Chłopak jeszcze nie do końca się obudził, gdy dwóch strażników chwyciło go pod ramiona i siłą wywlokło z celi.

– Pora na ciebie, szpiclu – rzucił jeden z nich, uśmiechając się głupkowato.

Żołnierze puścili go przodem, popychając co chwila na stromych schodach, by obił sobie kolana. Lakim już miał się rzucić na eskorterów, gdy u szczytu dostrzegł Życie – tego, który odwiedził go w Khun.

– Nawet nie próbuj – rzekł najpotężniejszy, trafnie odczytując zamiary chłopaka. – Możecie odejść – dodał, zwracając się do strażników. – Odprowadzę go na plac.

Żołnierze zasalutowali i skierowali się z powrotem w stronę lochów. Życie skinął ręką, by chłopak się pospieszył i go dogonił. Lakim prędko wbiegł po schodach, zaciekawiony faktem, że sam Pierwszy chciał mu towarzyszyć w drodze na egzekucję.

– Witaj, Lakimie. – Życie uśmiechnął się, widząc zdziwienie na twarzy chłopaka.

– Skąd wiesz, że to ja, przecież nie widziałeś mnie w Khun?

– Naprawdę myślisz, że przypadkiem znalazłem się pod twoim domem? Że z milionów mieszkańców, akurat ty, czystym przypadkiem, miałeś tego pecha? Zastanów się.

– Ja... Eee.

– Pomyśl, chłopcze.

– To chyba nie... Co? Nie... Moi rodzice jednak... – Głos uwiązł mu w gardle, gdy pojął sens słów Życia.

– Tak – spokojnie odpowiedział Życie. – Przyszedłem po ciebie, lecz musiałeś zawiadomić Śmierć...

Świat Lakima zawirował. Nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Zawsze uważał rodziców za chodzące ideały, za istne wzory do naśladowania. A teraz, w tej jednej chwili został całkowicie wyprany z uczuć. Wszystko dookoła stało się nic nie znaczącymi barwami. Jakieś słowa, padające z ust Życia, pozbawione były najmniejszego sensu. Myśli kłębiące się w jego głowie po prostu wyparowały. Był wyzuty. Wyzuty ze wszystkiego.
Po chwili marszu, Życie wprowadził chłopaka na plac, przypominający amfiteatr. Na widowni zasiadło kilku mnichów, wraz z kucharkami i gosposiami, żyjącymi w pałacu. Na scenie stała Maiti oraz towarzyszący jej najsłabszy, który po niewyjaśnionej śmierci karła (dzieci nie pisnęły słowem), przejął jego obowiązek zajmowania się dziewczyną. Maiti, na widok swojej przyszłej ofiary, znacznie się ożywiła – na jej twarz wpełzł uśmiech, a dłońmi pocierała o siebie, by rozgrzać palce.

– Dobrze. Bez zbędnych ceregieli, Maiti, zabij go – polecił Życie, wkroczywszy na podium wraz z więźniem. – Sztylet. – Machnął na przybocznego, by podał broń. Ruchem dłoni nakreślił tajemnicze symbole nad ostrzem.

– Co zrobiłeś, Panie? – zapytała dziewczyna, przyjmując sztylet.

– Rzuciłem zaklęcie, które rozerwie jego duszę.

Maiti z bronią w ręku zbliżyła się do skazanego. Uniosła jego podbródek, by zajrzeć mu w oczy. Lakim podniósł wzrok i ich spojrzenia zetknęły się w jednym punkcie. Niestety, ani on, ani ona nie rozpoznawali się wzajemnie. Amnezja kobiety na to nie pozwalałą, a wstrząs, jakiego doświadczył młodzieniec, chwilowo odebrał mu zdolność właściwego postrzegania świata. Dziewczyna już miała wykończyć Lakima, gdy scena amfiteatru pogrążyła się w egipskich ciemnościach. Wszystkie odgłosy zostały całkowicie stłumione, a mrok był, dosłownie, wyczuwalny na opuszkach palców. Ciemność dopiero teraz mógł wyrwać chłopaka ze szpon zagłady, wcześniej Życie był zbyt blisko.

– Co się stało? – odezwała się Maiti, gdy wszystko wróciło do normy.

– Tylko jedna osoba mogła to zrobić, Panie – rzekł przyboczny od sztyletu.

– Tak, wiem – odpowiedział Pierwszy, po czym zszedł ze sceny, najwyraźniej nie przejmując się zaistniałą sytuacją.
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#47
Błędów żadnych nie zauważyłem. Fabuła podobała mi się bardzo. Czekam na dalszą część Big Grin
Niebo dla tego, kto rozpęta piekło!

Piekło dla tego, kto nie wierzy w niebo!
Odpowiedz
#48
Cytat:Dzieci, mimo wewnętrznych oporów, wykonały polecenie bez mrugnięcia okiem - nienawidziły tego mnicha, ale był ich panem.
Tego IMO zbędne.

Cytat:Jeszcze przez chwilę przyglądał się, jak życie uchodzi z paskudnie zdeformowanego ciała, ale w jego głowie już kłębiły się myśli o zdobyczach wojenny, czekających w komnacie obok.
Wojennych - literówka

Cytat:„ Panie, udało mi się trochę dowiedzieć o produkcji Dawy. Pośredni Życie jest tu znany ze swoich umiejętności magicznych, którymi wspiera naukowców, zatrudnionych w pałacu, przez co mogli do tego dojść. Z informacji, które zdołałem zdobyć wynika, że ktoś z Khun lub okolic dostarczył im prawdziwego soku lub nawet sadzonki. Niestety, nie mam pojęcia, kto to mógł być. Słyszałem tylko wzmianki o nim.
Wracając do laboratoriów – jakiś czas temu, uruchomiono badania dotyczące hybryd. Nie jestem pewny, ale prawdopodobnie pierwsze sukcesy mają już za sobą. Nie wiem też, czy badania nad Dawą i mutantami są ze sobą w jakiś sposób połączone, lecz lepiej mieć się na baczności. Ci naukowcy mają naprawdę wielkie możliwości.
W pałacu nic nie mówi się o NNŻ, zaczynam wątpić w jego udział w tej sprawie, tak samo jak w jego istnienie.”
Tu chyba za wcześnie wstawiłeś [/i]

Innych błędów nie wyłapałam.
Właśnie miałam zamar zacząć narzekać, że Lakim za długo siedzi w celi, ale na szczęście go uwolniłeś. Będzie ciekawiej...
Trochę mi żal, że uśmierciłeś jedną z najbardziej wyrazistych postaci. Chyba nadszedł czas żeby główny bohater stał się bardziej wyrazisty.
Czekam na więcej.
Odpowiedz
#49
Pierwszym poważnym minusem tego opowiadania jest to że wstawiasz go po kawałeczku. Jeśli zdążyłeś się już ze mną nieco poznać, to wiesz, że wszelkiego typu seriale działają na mnie wyjątkowo alergogennie. Sam zastanawiam się, skoro mam już tego "admina", czy nie zakazać pod karą, np wsadzenia gołym zadkiem w mrowisko, publikowania niedokończonych tekstów.

To była opera, teraz będzie mizianie.
Przede wszystkim Twój pomysł jest stanowczo nietuzinkowy. Dwa światy, życia i śmierci. Zabicie w jednym świecie, to ożywienie w drugim. Przyznam że na taki patent jeszcze nie trafiłem. tak że duży plus.
Bohaterowie
Przede wszystkim ich pomysły: choćby Maiti (martwe ciało) Ciemność, czy wreszcie Parsek. ( w tym ostatnim przypadku to bardzo subtelna ironia, nadać karłowi imię oznaczające długość ok 3,3 roku świetlnego) Co zaś do owego karła, nie sądzę by tej opowieści specjalnie wychodził na dobre epatowanie jego pedofilskimi skłonnościami.
Zgadzam się również, że warto by było co najmniej najważniejszym postaciom ponadawać jakieś cechy charakterystyczne wypowiedzi. Maniery itp.
Kolejna sprawa, ale zaliczam ją na plus. Nie wiem jak w tej opowieści się poruszać, bo na razie nie ma w żaden sposób zaznaczonej osi dobro-zło. Hmm, jak na razie to wszyscy tu z wyjątkiem Lakima (znowu imię z sugestią Smile ) są wredni, w miarę wredni, albo jeszcze bardziej wredni Smile. Zakładam jednak, że dalej planujesz czymś zaskoczyć w tym względzie.

Plan, czyli szkielet akcji.
Jest co najmniej niezły, z silną tendencją w kierunku dobry.
wprowadzenie postaci Ciemności, który ma możliwość krycia się jako cień, tajemnicze doświadczenia związane z hybrydyzacją, trzech władców życia.. Budzi to ciekawość. Właściwie każdy może znaleźć tu interesujący wątek.

Prowadzenie akcji:
Tu muszę się trochę poczepiać. Miejscami jest ona nieco naiwna. No bo sam pomyśl, wpadka głównego bohatera polegająca na tym że trzymał uzbrojenie w niewłaściwych rękach. Na dodatek stojącego w szeregu gwardzistów? No ciut mocno to naginane.
Poza tym opowieści przydało by się ciut więcej barw, szczypta mroku.
O ile starałeś się to robić w pierwszych fragmentach, o tyle im dalej, to trochę zaczynało to zdychać.

Co mogę Ci poradzić. Warto by Ci się trochę pobawić akcją, tak by ja uatrakcyjnić. Trudno mi to wytłumaczyć, ale w języku filmowym była by to zmiana rodzaju ujęcia. Dobrze że Twoja opowieść podzielona jest na sceny, ale warto by było, żeby nie były opowiedziane tak samo.
Warto by również wprowadzić do opisów nieco dynamiki. Zdania miejscami są, moim zdaniem, zbyt wypracowaniowate Smile
Bardzo też trzeba się wystrzegać zbytniej drobiazgowości w opisach walki. Powinny być one przede wszystkim dynamiczne!

Czyli ogólnie dobrze, choć zawsze może być lepiej Smile. Warto bowiem popracować nad tym, by opowieść lśniła barwami, jak dobrze obrobiony klejnot. Czego z serca Ci życzę.
Pozdrawiam

corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#50
Dziękuję za komentarze, są one bardzo pomocne, ale pozwólcie, że na razie dokończę moją opowieść, a dopiero potem powprowadzam kosmetyczne poprawki, które sugerujecie.

Jeszcze raz dziękuję, a niebawem kolejna część Smile

Pozdrawiam Smile
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#51
Warsztat bardzo ok. Sama fabuła zaś to duży powiew świeżości. W końcu nie skostniałe fantasy o smokach, goblinach, orkach i przepowiedni starszej niż dinozaury. Nakreślony świat wciąga, fabuła jest prowadzona dobrze i nie nudzi. W zasadzie jedyne zastrzeżenie (chociaż to chyba słowo na wyrost w tym przypadku) to to, że tekst nie jest całością, bo aż szkoda, że się urywa. Podobnie jak Kass żałuję śmierci najbardziej wyrazistej postaci. Fajnie, jakby główni bohaterowie dostali więcej ikry. Jest bardzo dobrze, obyś dokończył. Pozdro.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#52
Dzięki Fit, spoko, że się podobało. W końcu będę musiał przysiąść do tego, wziąć się za poprawki i dokończenie Wink

Pozdrawiam
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#53
1.
Cytat:Mam dla ciebie zadanie Lakimie.



Tu chyba brakuje przecinka.

2. Czy tylko ja widzę [/p] na końcu każdego akapitu?

Więcej błędów nie zauważyłem.

Fabularnie tekst jest świetny i przyznam, że czytałem go z dużym zaciekawieniem. Warsztatowi również nic zarzucić nie można. Ogólnie, czekam na ciąg dalszy. Z niecierpliwością.

[może i to nie jest "konstruktywna krytyka", ale... za bardzo nie ma czego krytykować Wink]
Odpowiedz
#54
Już zwątpiłem czy dasz radę Big Grin No zjadł się tam przecinek. A to [/p] jest, bo wcześniej trzeba było akapit robić i zamykać [/p], a teraz już zamknięcia nie trzeba ;o chyba że to tylko u mnie tak Big Grin

Dzięki i pozdrawiam.
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#55
Noooo, Haniel przyznam, że zapunktowałeś u mnie mocno! Czyta sie szybko, prosto, brak wyraźnego podziału na dobro i zło, interesująca fabuła i kilka ciekawych postaci... To wciąga!
Oczywiście jest parę błędów, ale zostały one wymienione wcześniej, więc nie ma sensu się powtarzać.
Czekam na ciąg dalszy:]
Jgbart, proud to be a member of Forum Literackie Inkaustus since Nov 2009.
http://www.youtube.com/watch?v=4LY-n9nx5...re=related

Necronomicon " Possesed Again" \m/
Necrophobic "Hrimthursum" \m/

EVERYONE AGAINST EVERYONE - CHAOS!
Odpowiedz
#56
Nie jestem do końca zadowolony z tego rozdziału, miałem trochę problemy z językiem, ale mam nadzieję, że nikt nie ucierpi, a trochę mi pomoże Wink I dodaję go też, by nie było, że porzuciłem opowiadanie.

~~~~~~Rozdział VIII~~~~~~

Chłopak stał sam w szczerym polu. Rozglądając się dookoła, zachodził w głowę jakim cudem tu trafił. Nie wiedział nawet, gdzie jest. W Khun nigdy nie widział pól, a z tego co wiedział, w najbliższych okolicach też ich nie było. Jedyne, co przychodziło mu do głowy to to, że znalazł się na terenach niezbadanych przez śmierciarów. Ta myśl nie napawała go jednak zbytnim optymizmem, bo w końcu kto cieszyłby się z pobytu w miejscu, do którego nie zapuszczali się nawet elitarni żołnierze.
Jeszcze raz się rozejrzał i na chybił trafił, wybrał kierunek marszu. Za punkt orientacyjny wyznaczył sobie wysoką górę, z dziwnym kamiennym monumentem na szczycie, która znajdowała się daleko z prawej strony. Brnąc przez pole, starannie stawiał kroki, uważając, by nie zanurzyć się zbytnio w świeżym błocie. Wkoło nie było żywej ani martwej duszy. Nie podobało mu się to.
Mimo że słońce ciągle drażniło chłopaka, zdołał się do niego przyzwyczaić – na szczęście, niedługo zniknie za wysokimi górami. Szedł już parę godzin i zmęczenie powoli dawało o sobie znać. Nogi zaczęły mu się plątać, a wielkie krople potu co chwila spływały do oczu. Dopiero dotarł na skraj pola i znajdował się teraz na udeptanym trakcie. Niestety, jak wzrokiem sięgał, szlak prostą linią ciągnął się w obie strony, toteż nic nie ułatwiło mu wyboru kierunku marszu. Po chwili namysłu, postanowił zostawić swój punkt orientacyjny za plecami i ruszył w dalszą drogę.
Ptaki, siedzące na nielicznych drzewach, znajdujących się przy gościńcu, wygrywały melancholijną melodię, znakomicie pasującą do nastroju Lakima. Chłopak, kilka godzin po zmroku, postanowił zatrzymać się przy wielkim głazie, stojącym na zakręcie. Oparł się plecami o twardą skałę, a przyjemny chłód kamienia koił jego zmęczone ciało i skołatane nerwy. Nie wiedział nawet, kiedy zmorzył go sen.
Rankiem, pierwszą rzeczą, którą dostrzegł po przebudzeniu były ślady stóp. Może i nic dziwnego by w tym nie było (pomijając, że to pustkowie), gdyby nie fakt, że stopy te trzykrotnie przerastały rozmiarem normalne. Chłopak wstał, by podążyć za tropem, a przy okazji zastanawiając się, jakim sposobem stworzenie tej wielkości przeszło obok nie robiąc przy tym żadnego hałasu. Lakim, zaaferowany tym dziwnym odkryciem, nie zauważył nawet, jak znalazł się przy ogromnym jeziorze. Z miejsca, w którym stał, nie widać było nawet drugiego brzegu. Jednak od wielkiego zalewu, o którym nigdy nie słyszał, bardziej interesowało go, dlaczego trop kończy się w wodzie. Niestety, nic nie mógł z tym zrobić, toteż ze smutną miną zawrócił w stronę traktu.
Odszedł zaledwie kilka kroków, gdy usłyszał dziwny bulgot, jakby spokojna do tej pory tafla nagle zaczęła wrzeć. Nie oglądając się za siebie, podbiegł do pobliskiego głazu, kryjąc się za nim i stamtąd obserwował brzeg. Stworzenie było gigantyczne. Przerosło to najśmielsze wyobrażenia chłopaka. Stwór brnął przez wodę, jakby w ogóle nie czuł jej oporu. Gdy wyszedł na brzeg, Lakim dostrzegł, że potwór, jak na swoje rozmiary, porusza się z wielką gracją i jakby z przestrachem. Chłopak rzucił się za skałę, zobaczywszy, że gigant skierował się w jego stronę. Dopiero gdy stwór minął kryjówkę, Lakim dostrzegł, że gruba jak beka noga porośnięta jest znaczną ilością wodorostów, których korzenie przytwierdzone były do mułu, pokrywającego szarawą skórę. Ręce wyglądały, jakby dwoma palcami mogły zmiażdżyć kamień, za którym skrywał się chłopak. Włosy monstrum, nabrawszy zielonkawego koloru od częstego przebywania w wodzie, kołysały się w rytm kroków, a małże w nie zaplątane postukiwały o siebie. Stwór powoli zmierzał przed siebie, nie rozglądając się na boki, toteż chłopak odetchnął z ulgą.
Po kilkunastu minutach, gdy Lakim stracił z oczu to dziwne stworzenie, a jego serce trochę się uspokoiło, postanowił wrócić na trakt. Zrobiwszy kilka kroków, zobaczył wgniecioną w ziemię muszelkę z włosów monstrum. Nie wiedział, czemu, ale mechanicznie schował ją do kieszeni. Starał się sobie wytłumaczyć, że to na szczęście, jednakże mogło to być również spore zainteresowanie nieznanym stworzeniem.
Na ścieżce zaczął kierować się w lewo, gdy po chwili zamyślenia, uświadomił sobie, że idzie w kierunku swojego punktu orientacyjnego. Przecież nie miał zamiaru się wracać; nic ciekawego za sobą nie zostawił, toteż czym prędzej zmienił kierunek marszu.
Po dłuższej chwili, w oddali przed sobą dostrzegł to dziwne monstrum. Musiał mocno wysilić wzrok, ale dostrzegł, że potwór coś goni, coś zwinnego, chyba jelenia. Lakim zaczął się obawiać, że zaraz będzie świadkiem okropnego mordu, dokonanego gołymi rękoma, lecz stwór dobiegłszy do swojej domniemanej ofiary, tylko delikatnie pogłaskał ją po grzbiecie. Chłopak znacznie się zdziwił, lecz od razu do głowy wpadła mu myśl, że przecież nie musi się obawiać niczego złego ze strony olbrzyma, skoro ma tak łagodne usposobienie. Pocieszający fakt, bo wątpił, że dałby radę konfrontacji.
Młodzian stał, przyglądając się obu stworzeniom, gdy z lasu za nimi wyszedł jakiś mężczyzna. Stąd dobrze nie widział, ale był niemal pewien, że to starszy jegomość w obdartych ubraniach. Nie zastanawiając się długo, Lakim ruszył w stronę przybysza. Miał przecież szansę dowiedzieć się, gdzie tak właściwie jest. Nie bał się, gigantyczny potwór okazał się łagodnym barankiem, to cóż mógł mu zrobić człowiek?

Witam. - Niepewnie zaczął chłopak, gdy w końcu doszedł do celu. Starszy mężczyzna widział go już wcześniej, ale postanowił nie reagować, aż do tej chwili.
Witaj, chłopcze. Jesteś głodny? - zapytał starzec szczerze się uśmiechając.
Ja... E... Tak. - Pytanie było według młodzieńca bardzo nie na miejscu, co też trochę go zaskoczyło.
Chodź za mną, Lakimie. Zjemy ziemniaczki wyhodowane przez gganta, a potem porozmawiamy. Teraz już o nic nie pytaj. - Starzec odwrócił się na pięcie, machnął ręką na chłopaka i skierował się w stronę lasu.

Lakim z rozdziawionymi ustami ruszył za tajemniczym dziadkiem, nie mając pojęcia, co to miało być. Przecież się nie przedstawiał. A ten olbrzym, ggant, hoduje ziemniaki? Nie wiedział, co o tym myśleć, toteż ruszył potulnie za swoim gospodarzem.
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#57
No cóż, tekstowi brakuje nieco do poprzednich części. Można było dołożyć tu nieco wiecej tajemniczości, może nieco oniryzmu, lub deliryzmu.
Ponadto wynalazłem kilka braków przecinka i innych pomniejszych błędów,ale z racji tego, że użytkuję neta z komórki, nie bardzo jestem w stanie je wskazać,ale myślę, że jeśli sam się wczytasz w tekst to latwo je odnajdzieszWink
3/5
Jgbart, proud to be a member of Forum Literackie Inkaustus since Nov 2009.
http://www.youtube.com/watch?v=4LY-n9nx5...re=related

Necronomicon " Possesed Again" \m/
Necrophobic "Hrimthursum" \m/

EVERYONE AGAINST EVERYONE - CHAOS!
Odpowiedz
#58
Stare błędy:

Cytat:[brakuje spacji]Życie za wszelką cenę, chciał wzbudzić w niej nienawiść do Śmierci.

Cytat:Kobieta jednak nie zwrócił na to

Cytat:Amnezja kobiety na to nie pozwalałą, a wstrząs


Jeśli chodzi o nowy fragment, to mam tylko dwa zastrzeżenia:
  • Dla mnie zbyt często używasz słowa monstrum. Niby jest w tekście sporo zamienników, ale dalej mi to przeszkadzało.
  • Czy tylko mi w tym fragmencie:

    Cytat:Witam. - Niepewnie zaczął chłopak, gdy w końcu doszedł do celu. Starszy mężczyzna widział go już wcześniej, ale postanowił nie reagować, aż do tej chwili.
    Witaj, chłopcze. Jesteś głodny? - zapytał starzec szczerze się uśmiechając.
    Ja... E... Tak. - Pytanie było według młodzieńca bardzo nie na miejscu, co też trochę go zaskoczyło.
    Chodź za mną, Lakimie. Zjemy ziemniaczki wyhodowane przez gganta, a potem porozmawiamy. Teraz już o nic nie pytaj. - Starzec odwrócił się na pięcie, machnął ręką na chłopaka i skierował się w stronę lasu.

    ... czegoś brakuje?

To tyle jeśli chodzi o problemy.

Właściwie to nowy fragment nie zmazał zbyt mojego pozytywnego wrażenia nt. całego opowiadania, więc nie jest tak źle, co nie zmienia faktu, że było lepiej. Dlatego potraktuję to jako odskocznię od wypełnionych akcją poprzednich rozdziałów i poczekam na kolejny - mam nadzieję, że też wypełniony akcją.
Odpowiedz
#59
Jgb, wiem, że jest gorzej. Następny będzie lepszy.

Przemek, czego brakuje? Tak miało być, potem się wyjaśni;p
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#60
Może to moje widzi mi się, ale chyba powinny być myślniki Tongue.

A jeszcze dostrzegłem to:

Cytat:Witaj, chłopcze. Jesteś głodny? - zapytał starzec (,) szczerze się uśmiechając.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości