Ocena wątku:
  • 4 głosów - średnia: 3.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
"Poza życiem"
#1
Pomoc w kwestiach technicznych - Kali i Duśka. Dziękuję.

Oto wersja poprawiona opowiadania Haniela, którą wstawiam na prośbę Autora//InFlames

Cały rozdział I. Błędy poprawione, więc zapraszam do czytania Wink


Dodaję przerobioną na narrację trzecioosobową wersję opowiadania. Proszę o komentarze czy wyszło to na lepsze Wink

Rozdział I

Na środku pokoju, na podartym, starym dywanie stał wysłużony fotel. Siedzący w nim młody mężczyzna, spoglądał w ekran wiekowego telewizora. Akurat skończył się jakiś głupi serial i leciały równie głupie reklamy, zachwalające nikomu niepotrzebne produkty. Lakim nienawidził tego steku bzdur, którym był karmiony przez stacje telewizyjne. Rodzice nauczyli go, by nigdy nie kupował rzeczy tam reklamowanych. Wpoili mu, żeby sam metodą prób i błędów ustalał, co jest warte uwagi, a co nie. Postępuje tak do dziś, mimo że jego mentorzy zostali mu odebrani. Bardzo przeżył ich stratę, ale po trzech latach zdołał się już pozbierać i wrócić do normalności. Jego nowa praca bardzo w tym pomogła, dając ukojenie w ciężkich chwilach. A teraz dzięki sumiennym wysiłkom i staraniom, może nawet zostać najmłodszym w historii miasta Kapłanem Życiarza. Rodzice byliby dumni.
Niedługo miał się rozpocząć ulubiony film Lakima - „Śmierć nadejdzie jutro”. Mimo, że widział go już kilkanaście razy i tak był bardzo podekscytowany. To arcydzieło nie może się znudzić. Niecierpliwie przebierał rękami, gdy przez okno do pokoju wpadły pierwsze promienie słońca. Szybko podbiegł, by opuścić zasłony. Miał ogromną awersję do tej świecącej kuli. Siadając z powrotem na fotelu, spojrzał niecierpliwie na antyczny zegar stojący w rogu pokoju. Pół godziny do filmu.
„Chyba tu zdechnę do tej pory” - pomyślał, mając w pamięci te denne reklamy.
Rozłożył się wygodniej i postanowił uciąć sobie krótką drzemkę. Niestety, po kilku minutach jego plany legły w gruzach, gdy z przedpokoju dało się słyszeć nachalne dzwonienie do drzwi. Podniósł się niespiesznie, przeklinając w myślach osobę, która ma czelność odwiedzać go o tak późnej porze. Już chwytał klamkę, by nazwymyślać niechcianemu gościowi, gdy przypomniał sobie, że przed otworzeniem drzwi zawsze, ale to zawsze lepiej sprawdzić przez wizjer, kto stoi na podjeździe. Odchylił zasłonkę i o mało nie poczuł bicia własnego serca! Wyskoczył z holu, jak poparzony, szukając w salonie komórki, by zadzwonić do jedynej osoby, która mogła go teraz ocalić. Ze stolika szybko porwał kartkę z telefonem, którą kiedyś zapisali mu jego świętej pamięci rodzice i wykręcił numer.

- Proszę? - ponury głos odezwał się w słuchawce.

- Dobra noc, znaczy dzień... Dzień dobry. Tutaj Lakim. - odpowiedział młodzieniec, siląc się na spokój, lecz i tak dało się słyszeć drżenie jego głosu.

- Dzień dobry. Proszę się uspokoić i powiedzieć w czym mogę pomóc.

- Niedawno wróciłem z pracy, z życiarza. Włączyłem telewizor, czekając na „Śmierć nadejdzie jutro”, a w międzyczasie narzekałem na dzisiejszą telewizję. Te reklamy to po prostu koszmar, nie sądzi pan? Pomyślałem, że lepiej się zdrzemnę przed filmem. - Mężczyzna poczuł się dziwnie rozluźniony, gadając o jakiś głupotach, podczas gdy na wycieraczce ziszczały się najgorsze koszmary.

- Do rzeczy - ponaglił rozmówca.

- Tak, tak... Nie zdążyłem nawet dobrze przysnąć, gdy usłyszałem dzwonienie do drzwi.
Wyobraża pan sobie? Nieproszony gość o tej porze... Czysta kpina. Byłem potwornie zirytowany, ale poszedłem otworzyć. Już.... już by było po mnie, gdybym najpierw nie spojrzał przez wizjer. Przed... przed moim domem stoi... - Głos uwiązł mu w gardle na moment. - Stoi Życie.

- Rozumiem. Proszę powiedzieć tylko, ile zauważył pan proporczyków na Guan Dao.

- Jeden - odpowiedział Lakim, nie widząc sensu tej informacji. - Proszę się pospieszyć - dodał błagalnym tonem.

- Hmmm... Najsłabszy z Żyć, więc... - Dało się słyszeć w słuchawce, nim połączenie zostało zerwane, ale chłopak wiedział, że pomoc jest już w drodze - to byli profesjonaliści.

Dzwonienie do drzwi stało się bardziej natarczywe. Lakim w myślach dziękował nowym systemom antywłamaniowym, które zamontował miesiąc wcześniej. Doszedł do wniosku, że skoro i tak czeka na ratunek, to nic nie stoi na przeszkodzie, by wrócić przed telewizor i rozkoszować się swoim ulubionym filmem.

***

Minęło jakieś dwadzieścia minut, gdy dzwonienie ustało. Lakim szybko poderwał się z fotela, by zobaczyć co się zaraz stanie przed domem. Przebiegając przez przedpokój, potknął się o fałdę na dywanie i boleśnie runął na twarz. Nie przejmując się cieknącą z nosa krwią, szybko wstał i dopadł do drzwi, lekko je uchylając.
Na podjeździe ubrany w zwiewną, czarną pelerynę stał jego wybawca. Młodzieniec mimo jasnego słońca, którego przecież nie znosił, nie schował się do środka, za bardzo był ciekaw nadchodzących wydarzeń.

- Witaj Życie, jestem Maiti, śmierciar drugiego stopnia - odezwała się kobieta, odrzucając kaptur.

- Witaj. Przyznam szczerze, iż jestem rozczarowany... Śmierć wysłał tylko zwykłego podwładnego...

- Zważ na słowa - odrzekła. - Jesteś najsłabszym z Żyć i chciałeś, żeby mój Pan pofatygował się osobiście?

- Najsłabszym mówisz... - tajemniczo odrzekł Życie, uśmiechając się delikatnie.

- Tak, a teraz żegnam. Śmierć nie toleruje żywych w Khun.

Maiti odrzuciła pelerynę, odsłaniając idealnie wyrzeźbione ciało skryte pod dokładnie przylegającym, skórzanym mundurem. Płynnym ruchem wyjęła zakrzywione ostrza ukryte na łopatkach. Noże były zatrute sokiem Sumu, powodującym obumieranie tkanek - tylko tak można było pokonać Życie.
Kobieta zaczęła okrążać przeciwnika z prawej strony, dokładnie badając go wzrokiem. Jego delikatne potknięcie przy kroku w tył, było jak sygnał startu - momentalnie doskoczyła, jednym ostrzem mierząc w serce, drugim w wątrobę. Przez moment wydawało się, że dopnie swego, lecz Życie w ostatniej chwili zgrabnym piruetem uniknął ciosu. Maiti zachwiała się, wytrącona z równowagi tym nagłym zrywem. Niestety, jej rywal dostrzegł tę chwilę słabości - potężna pięść spadła na tył głowy dziewczyny, ścinając ją z nóg.

- Najsłabszy! - skwitował to jej przeciwnik, uśmiechając się szyderczo.

Oglądający walkę Lakim, zaczął się obawiać o jej wynik. Sam nie był w stanie nic zrobić, więc tylko zamknął drzwi, postanawiając dalszą część widowiska obejrzeć przez judasz.
Kobieta poderwała się jak rozjuszona kotka, mierząc wroga gniewnym wzrokiem. Z kieszeni wyciągnęła małą, szarą kulkę, którą cisnęła w stronę Życia. Dwa metry od celu, kuleczka eksplodowała, wydobywając z siebie oślepiający, czerwony blask. Maiti w ostatniej chwili zasłoniła oczy, unikając utraty wzroku. Niestety, nie zauważyła przez to podstępu Życia. Rzuciła się na niego, myśląc, że przeciwnik jest oślepiony. Już czuła smak zwycięstwa, gdy tuż przed zadaniem ostatecznego ciosu, dostrzegła uśmiech na twarzy rywala. Nie zdążyła nawet zareagować, gdy Guan Dao rozcinało jej brzuch, przebijając się na drugą stronę ze znikomym oporem. Na jej twarzy malowało się niedowierzanie. Dopiero po chwili zrozumiała swój błąd, lecz teraz to i tak bez znaczenia. Opadła na kolana próbując złapać oddech. Życie popatrzył na kobietę bez krzty współczucia, po czym brutalnie wyszarpał włócznię z jej ciała, wyrywając przy tym spory kawał wątroby.

- Zostało jeszcze chwilę czasu nim sok Dawa zacznie działać, więc mam małą prośbę. Pozdrów
ode mnie Śmierć - powiedział zwycięzca, pstrykając z uśmiechem czerwony proporczyk.

- Życie... Takie triki... To nie w twoim stylu... - z wysiłkiem odpowiedziała kobieta, rozumiejąc, że została nabrana i wysłana na pewny koniec.

- Cóż, nie mogę być uczciwy, walcząc z oszustem - odrzekł, po czym rozpłynął się w powietrzu,
pozostawiając za sobą tylko smużkę dymu.

Gdy Lakim spostrzegł, że zagrożenie minęło, szybko wybiegł z domu, by spróbować pomóc rannej kobiecie. Chusteczką z kieszeni powstrzymywał cieknącą z nosa krew.

- Maiti! Jak... jak to się stało?! Mówiłaś, że jest najsłabszy!

- Życie nas oszukał... - odrzekła z wysiłkiem, krztusząc się krwią. - Podaj mi dłoń. Potrzebuję... trochę twojej siły... by przekazać to co muszę.

Chłopak wykonał polecenie bez mrugnięcia okiem i natychmiast poczuł się dziwnie osłabiony. Przestraszył się na moment, że Maiti chce go poświęcić, by samej się uratować. Już chciał wyszarpnąć dłoń, gdy kobieta zwolniła uścisk. Odetchnął z ulgą.

- Proporczyki oznaczają siłę. Śmierć uczył nas, że są one przytwierdzone do broni jakąś pradawną magią, tak samo jak dana broń do jej użytkownika. Ale Życie wprowadził nas w błąd, na swojej broni miał tylko jedną wstążkę. - Maiti odzyskała wigor i opowiadała bez najmniejszego zająknięcia. - W tej walce popełniłam dwa błędy, jednym z nich było zignorowanie siły przeciwnika. Po prostu nie spodziewałam się takiego oszustwa. Nie mam pojęcia, jak Życie odczepił pozostałe dwa proporczyki.

- Mhm.

- Musisz to przekazać mojemu Panu - powiedziała kobieta, powoli tracąc siły.

- Dobrze, Maiti - odrzekł Lakim, lekko zszokowany tą perspektywą.

- Wiem! - krzyknęła tak nagle, że zaskoczony chłopak upadł na tyłek. - Parę tygodni wcześniej przed pałacem Śmierci stał jakiś żebrak. Mój Pan poszczuł go dwoma sunakami, więc ten odszedł, rzucając w nas wiązanką przekleństw. Jak tak teraz o tym myślę, to przypomina mi się pewna legenda...

- O Nieśmiertelnym Nieożywialnym Żebraku?! - chłopak wdarł się jej w pół słowa.

- Tak. Do tej pory w niego nie wierzyłam, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy.

- Maiti, ja dobrze znam tę legendę. Kiedyś całe dnie spędzałem przeszukując różne almanachy, by znaleźć choć strzęp informacji o nim. W dzieciństwie byłem zafascynowany tą istotą. - odpowiedział Lakim, czując, że jednak w czymś może pomóc. - W domu mam nawet notatki na jego temat.

Poderwał się z miejsca, nie czekając na odpowiedź i z entuzjazmem ruszył w stronę domu. Wpadł do piwnicy, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu pudeł z napisem „NNŻ”, ale niestety nigdzie nie było ich widać. Młodzieniec biegał, jak opętany od jednego kąta do drugiego, przewracając całe pomieszczenie na drugą stronę - niestety, bez widocznego rezultatu. Po kilkunastu minutach przeszukiwania pozostałych zakątków domu dotarło do niego, że notatki zniknęły.
„Nie ma ich” - pomyślał zrozpaczony.
Wracając do Maiti, rozmyślał, co mogło się z nimi stać, lecz gdy wyszedł na podjazd, inna myśl pochłonęła jego uwagę - dziewczyna zniknęła.

Rozdział II


Kilkanaście godzin po przegranej Maiti, posłaniec Śmierci oznajmił Lakimowi, że w ciągu dwóch dni zostanie odwiedzony przez jego Pana. Celem tej wizyty będzie omówienie istotnych faktów z niedawnej walki.
Kilka godzin przed przybyciem straszliwego gościa zdenerwowanie Lakima sięgnęło apogeum. Nie mógł usiedzieć na miejscu. Chodził z jednego pokoju do drugiego, co chwila zerkając przez okno czy to już.
Ubrał się w najlepszy garnitur. Odwiedził fryzjera i zgolił brodę. Chciał zaprezentować się z jak najlepszej strony. W sumie nie wiedział po co, ale chciał i już.
Stał przy wypolerowanym blacie kuchennym, robiąc herbatę, gdy usłyszał dźwięk dzwonka. W pośpiechu chciał odstawić szklankę na szafkę, niestety napięte do granic możliwości mięśnie znacznie to utrudniły - kubek zatańczył na krawędzi, po czym runął na podłogę, roztrzaskując się po całej kuchni. Nie zważając na syf, który narobił, chłopak pognał do drzwi. Przez wizjer dostrzegł potworną postać spowitą ciemno-granatowym płaszczem. Długi, obciągnięty cienką warstwą popielatej skóry palec ponownie powędrował w stronę dzwonka. Twarz przybysza była straszliwie wychudzona. Nie przedstawiała żadnego wyrazu. Czarne jak smoła oczy spoglądały w judasz. Lakim wiedział, że go nie widzą, ale i tak na plecach poczuł strużki zimnego potu. Otworzył.

- Witam - powiedział, powstrzymując dzwonienie zębów, wywołane chłodem bijącym od przybyłego.

- Witaj - odrzekł Śmierć, po czym wszedł do środka nie czekając na zaproszenie. Ciągnął za sobą mroczną aurę.

Władca Khun od razu skierował się do salonu, jakby doskonale wiedział, co gdzie jest. Lakimowi nie pozostało nic innego, tylko pójść w jego ślady, jak grzeczny piesek. Śmierć usadowił się na fotelu, po czym spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem.

- Proszę usiądź i opowiedz mi o wydarzeniach z przed dwóch dni - powiedział, pokazując fotel, który właśnie wyczarował.

Bez słowa sprzeciwu chłopak oklapł na wskazany mebel. Jakoś nie miał ochoty na kłótnie, nawet jeśli był rozstawiany po kątach we własnym domu. Przez kolejne kilkanaście minut rozwodził się na temat niedawnej walki i słów, które usłyszał od Maiti. Śmierć nawet nie patrzył w jego stronę, słuchając tego wszystkiego. Jedynym momentem, w którym zaszczycił Lakima wzrokiem, było wspomnienie o Nieśmiertelnym Nieożywialnym Żebraku. Wtedy dało się dostrzec, jak jego oczy rozszerzają się. Śmierć poczuł strach.

- Nigdy nie wierzyłem w tego starca. Nic nie wiem na jego temat, ale myślę, że masz coś dla mnie - powiedział bardziej rozkazując, niż prosząc.

- Tak... Tak. Jak pan wie istnieje pewna legenda. Nie będę jej przytaczał w całości, bo... bo nie jestem pewny kilku... szczegółów, ale opowiem mniej więcej o co chodzi - odpowiedział ze zdenerwowaniem młodzieniec.

- Słucham.

- Nieśmiertelny Nieożywialny Żebrak jest istotą z innego wymiaru. Według pewnych źródeł jest starszy, niż wszystko co znamy. Jest wszędzie i nigdzie. Istnieją nawet teorie, iż jest stwórcą otaczającego nas świata. Może w dowolny sposób operować otaczającą go materią - to tłumaczyłoby, jak zdjął proporczyki. Nie da się go zabić ani ożywić, gdyż nie przebywa w naszym wymiarze - opowiadał bez najmniejszego zająknięcia, gdyż był to dla niego bardzo fascynujący temat. - Ten menelem, którego pan pogonił, był prawdopodobnie tylko materialną powłoką. Co do menela, właśnie stąd wziął się jego przydomek, gdyż zawsze przybiera postać żebraka. Przeważnie jest neutralny i nie miesza się do naszych spraw, ale gdy ktoś zalezie mu za skórę, potrafi się zemścić. Pewnie rozzłościły go pańskie krwiożercze psy, mimo że niczego nie były wstanie mu zrobić. Oczywiście są to informacje, które udało mi się zdobyć. Nie gwarantuję ich poprawności, ale z małym przybliżeniem można się nimi śmiało posługiwać.

- Hmm... Interesujące. Nie powiedziałeś tylko, jak można się z nim skontaktować - odrzekł Śmierć, zamurowując chłopaka.

-Panie... Nie... Nigdzie nie udało mi się wyszperać informacji na ten temat - odpowiedział zlękniony.

-Dobrze - odparł. - Wiesz co to jest Sumu i Dawa?

- Tak. Drzewa, z których pozyskuję się magiczne soki. Sumu potrafi unicestwić Życie i jego żołnierzy, a Dawa pana i pańskich.



- Zgadza się, ale jak dobrze wiesz, rośliny te rosną tylko w okolicach Khun. Nasuwa się tu pewien wniosek. Życie albo ma swojego agenta w moim świecie, albo jest w stanie stworzyć syntetyczny związek, którego właściwości są zbliżone do prawdziwego.

- Mhm - odrzekł przestraszony, czy to aby nie jakaś aluzja w jego stronę.

- Druga opcja wydaje się bardziej prawdopodobna, gdyż wiem, że moi poddani są lojalni jak nikt inny. Dochodzimy tu do kolejnego wniosku. Jestem w potwornym zagrożeniu. Jeśli Życie jest w stanie wytwarzać Dawę bez ograniczeń, istnieje ryzyko, że wymyśli inny sposób na jego użycie, niż tylko zatrucie ostrza. O ile już tego nie zrobił. - przerwał na moment, po czym dodał. - Mam dla ciebie zdanie Lakimie.



Śmierć poderwał się z fotela w ułamku sekundy, stając przed chłopakiem. Koścista ręka oplotła szyję, unosząc Lakima w górę z dziecinną wręcz łatwością. Był okropnie przerażony. W oczach władcy Khun zagościła nieprzenikniona głębia. Strach innych sprawiał mu niesłychaną przyjemność.

- Najpierw dowiesz się, jak Życie skontaktował się z tym starcem. Potem przenikniesz w szeregi jego żołnierzy, aby poznać sekret sposobu pozyskiwania Dawy. Wszczepię w ciebie cząstkę mojej mocy, abyś dał sobie radę - powiedział, wyciągając dłoń, która rozbłysła niebieskawym płomieniem. Lakim zesztywniał ze strachu, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku. - Nie bój się.

Kościste palce powoli wnikały w klatkę piersiową chłopaka. Lakim czuł tylko przenikliwy chłód, rozchodzący się po ciele, ciągnący za sobą niebywałą energią. Poczuł, jakby w każdej chwili mógł zwolnić uścisk Śmierci, jakby w każdej chwili mógł wyzwać Pana Khun na pojedynek, jak równy z równym. Jakby był wszechmocny.

- Czujesz. Widzę to po twoich oczach - powiedział. - Żaden śmierciar nie ma w sobie cząstki mnie. Pamiętaj o tym. Jako jedyny przeniesiesz się do świata żywych, nie tracąc swoich wspomnień - dodał, wyciągając dłoń wolną od krwi.

Rozdział III


Kamienistą ścieżką, pnącą się po stromym zboczu wzniesienia, na szczycie którego stał mały domek, ledwie widoczny w nikłym blasku księżyca, szła zakapturzona postać. Owady i małe zwierzęta pierzchły spod nóg straszliwego wędrowca, nie chcąc narazić się na złość Śmierci. Nieopodal, na starym, martwym drzewie ze strasznie powykręcanymi gałęziami siedział kruk, przeszywając cisze nocy donośnym krakaniem. Zimny wiatr smagał twarz przybysza, lecz chłód nie robił na nim wrażenia. W końcu sam za ciepły nie był.
Powoli, lecz nieustannie zmierzał do celu. Gdy zatrzymał się kilkanaście metrów przed chatką, jej parterowe okna zajaśniały nikłym, dziwnie przyćmionym światłem, które sprawiało wrażenie, niemogącego wyrwać się na wolność. Domek wyglądał na bardzo stary - farba odpadała od ścian, pod dachem roiło się od pajęczyn, a w jednym z okien na piętrze ziała dziura. Dostrzegł te wszystkie smutne szczegóły, tuż przed wejściem do środka. Nie bawił się w pukanie, nie było sensu, czuł się tu jak u siebie.

- Witaj, Ciemności, mój stary przyjacielu - powiedział, wchodząc do salonu. Jego twarz rozpromieniła się w strasznym grymasie uśmiechu na widok dawnego kompana.

- Witaj - odparł starszy mężczyzna, nawet nie patrząc w stronę przybyłego.

- Widzę, żeś spodziewał się mojej wizyty - zażartował, rozglądając się bo zabałaganionym pokoiku. Mały stolik pod oknem uginał się pod ciężarem stosu papierów, na podłodze walały się różne śmieci, niewiadomego pochodzenia, kanapy i reszta mebli, pokryte były grubą warstwą kurzu. Jedynie fotel zajmowany przez Ciemność, wydawał się być używany.

- Spodziewałem - odrzekł beznamiętnie. - Niestety, nie jestem w stanie ci pomóc. Już w tym nie siedzę.

- Ach, jak zwykle znakomicie doinformowany. Wszystko wiesz, a mówisz, że już się tym nie zajmujesz, tak? Ciekawe.

- Dobra, stary durniu, widzę, że się ciebie nie pozbędę - odrzekł po chwili ciszy, w końcu ukazując uśmiech na starej, pooranej zmarszczkami twarzy. - Mów, co dokładnie mogę zrobić. Cenę znasz.

- Chcę, abyś miał baczenie na pewnego gówniarza, Lakima. Wysłałem go w szeregi Życia, by rozeznał się, co i jak, bo wiesz, trzy dni temu podstępem odebrano mi Maiti. Tylko ty jesteś w stanie tam przeniknąć i w razie potrzeby mu pomóc.

- Tak,tak wiem.

- Nie wymagam od ciebie kontaktowania się z nim czy z żołnierzami Życia - to, by nie przeszło. Po prostu go pilnuj. - Na moment zamknął oczy, po czym dodał. - Proszę.

- Myślę, że zapłata z góry byłaby wskazana - odparł Ciemność. Wskazując swoją aparycję, dodał. - Z oczywistych względów, rzecz jasna.

Śmierć wyciągając prawą dłoń, uśmiechnął się nieznacznie. Niebieski płomień rozświetlił pomieszczenie. Atmosfera dziwnie się naelektryzowała, po czym pod najpaskudniejszą ścianą pojawił się młody chłopiec, spętany kajdanami na nogach i rękach. Miał na sobie tylko przepaskę biodrową, lepiącą się od brudu, zresztą jak i sam dzieciak. Ze strachem spojrzał na obecnych i rzucił się w kąt, zapominając o więzach. Rozcięcie na głowie nie zrobiło jednak na nim wrażenia, podczołgał się tylko jak najdalej od swoich ciemiężycieli i skulił w rogu, niczym zbity szczeniak.

- Proszę - powiedział Śmierć odwracając się w stronę wyjścia. - Do zobaczenia, przyjacielu.

- Żegnaj - odparł staruszek, dziwnym wzrokiem patrząc, jak gość opuszcza dom. Przez jego twarz przebiegł ledwo dostrzegalny uśmiech, by zaraz ustąpić miejsca zwykłemu zmęczeniu.

Ciemność niespiesznie podniósł się z fotela i skierował swe oblicze na zasmarkanego chłopca w rogu pokoju. Stanął nad nim, jak kat nad bezbronną ofiarą i dokładnie zlustrował wzrokiem. Na oko miał z piętnaście lat, nie więcej. Jak na warunki jakie panują w lochach Śmierci, dzieciak był dość dobrze zbudowany.
„Idealny” - pomyślał staruszek.

- Jak się nazywasz, chłopcze?

- Ja... Nie... Panie... proszę.

- Zadałem ci proste pytanie! - zagrzmiał Ciemność. - Zresztą, to bez znaczenia. Wstań.

Chłopiec wstał, dalej kuląc się w sobie. Staruszek mruknął coś pod nosem i szybkim ruchem przeniknął przez ciało dziecka. Pokój rozjarzył się jasnym blaskiem i chłopak znikł, związany przez zaklęcie w ciele Ciemności. Staruszek podszedł do okna i dostrzegłszy niewyraźnie odbicie przystojnego, młodego mężczyzny bez śladu zmarszczek. Uśmiechnął się triumfalnie, tylnym wyjściem wybiegając w mrok.

Rozdział IV

W ciemnej izbie znajdowało się tylko polowe łóżko, na którym pogrążona we śnie leżała Maiti. Nie miała żadnych śladów niedawno stoczonej walki - przeniosła się do świata żywych bez uszczerbków fizycznych. W momencie odzyskiwania świadomości przez dziewczynę, drzwi pokoju otworzyły się z cichym jękiem. Niska postać ubrana w szary habit, bezszelestnie weszła do środka.

- Cieszę się, że w końcu do nas wróciłaś Maiti - powiedział karzeł, zdaje się, szczerze uradowanym tonem.

- Kto? Gdzie ja jestem? - odpowiedziała dziewczyna, najwyraźniej nic nie pamiętając.

- Maiti, to twoje imię. Jesteś w skrzydle szpitalnym, w Żywym Pałacu. Masz iść ze mną, Życie coś tam chce od ciebie.

Dziewczyna grzecznie wstała z łóżka, dziwiąc się, że wykonała polecenie bez najmniejszych oporów. Blask słońca, wpadający przez wysokie, ozdobione misternymi witrażami okna, dobrze oświetlał korytarz, którym podążała za mnichem. Pomiędzy wnękami paliły się czerwone pochodnie, a rozchodzący się z nich zapach przypominał dojrzałe wiśnie. Maiti co rusz obracała głowę we wszystkie strony, podziwiając to obrazy wiszące na ścianach, to ozdobne sceny walk na witrażach, nie mogąc wyjść z zachwytu. Karzeł widział w jej oczach uznanie, ale niestety, nie mógł pozwolić na więcej rozczuleń - Życie bywał niecierpliwy.
Korytarz okazał się nadzwyczaj długi, szli już z dobrą minutę, gdy w końcu, po zakręcie w lewo ich oczom ukazały się potężne wrota z mahoniowego drewna. Płaskorzeźba wyryta na drzwiach przedstawiała trzy postacie, trzymające dzidy z zatkniętymi na nich głowami wrogów. Jedynym kolorowym elementem sceny, były czerwone proporczyki.
Mnich, wraz z dziewczyną stanęli przy prawym skrzydle, a te otworzyło się ze zgrzytem, wypełniającym hol echem. Odźwierny ubrany w złotą togę, gestem ręki zaprosił ich do środka. Sala, w której się znaleźli, oszałamiała ogromem - gdyby nie wczesna pora dnia, sklepienie ginęłoby w mroku, a przeciwległy koniec komnaty, pewnie byłby ledwo widoczny w świetle pochodni. Ale teraz, w znacznej odległości, na wprost od wejścia, dało się dostrzec trzy oblane luksusem trony i trzech władców w nich zasiadających.
Mijając ogromne, jak pnie najstarszych drzew, filary, Maiti dostrzegła czających się za nimi strażników, gotowych bez litości zabić nieproszonych gości. Czarno-złote zbroje promieniały nienaturalnym blaskiem, a miecze sprawiały wrażenie, jakby samym wyglądem mogły unicestwiać. Czarne tarcze ze złotym krzyżem, przez prawie każdego wojownika trzymane w lewej ręce, zdawały się rozpościerać aurę nietykalności. Tylko jeden rycerz odstawał od reszty, będąc odwrotnie uzbrojonym. Sprawiał też wrażenie dziwnie niespokojnego - rzucał ukradkowe spojrzenia to na piedestał, to na kobietę.Maiti jednak nie przyjrzała się temu z większym skupieniem, całą jej uwagę pochłonęła wielka trójca. Kobieta nie wiedziała kim są, lecz i tak wydawali się potężni. Moc, która od nich emanowała, onieśmieliłaby najodważniejszych wojowników, a co dopiero taką dziewczynę, jak ona.

- Długo to trwało, Parseku - odezwał się, siedzący pośrodku najpotężniejszy z władców.

- Wiem, wiem. Dziewczyna dochodziła do siebie, nie marudź - odparł karzeł, najwidoczniej nic nie robiąc sobie z wyższości swojego Pana.

- Możesz odejść. - Życie puścił ostatnią uwagę, mimo uszu. Lubił tego pajaca, choć nieczęsto to okazywał.

- Żegnam jaśnie pana. - Mnich wyszczerzył zęby, po czym odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem skierował w stronę wyjścia.

- Maiti, pamiętasz coś? - upewnił się, siedzący po lewej, najsłabszy władca. Dziewczyna w odpowiedzi przecząco pokręciła głową - głos uwiązł jej w gardle.

- Usiądź, proszę - powiedział, po czym machnął na jednego z przybocznych, by ten przyniósł krzesło.

- Pozwól, że przypomnę ci ostatnie wydarzenia. Przynajmniej postaram się, dysponując informacjami, które udało nam się zebrać - znowu odezwał się najpotężniejszy. - Pięć dni temu zostałaś wysłana do Khun, by zdobyć trochę Dawy. Niestety, śmierciary wykryły twoją obecność. Prawdopodobnie wysłano tylko rekrutów, bo nie mieli zatrutych ostrzy - tylko dlatego jesteś tu dziś z nami. Mimo to i tak ledwo ocalałaś, było ich zbyt wielu. Na twoje szczęście te niedoświadczone gnojki zostawiły cię na wpół żywą, myśląc pewnie, że i tak już po tobie. - Życie kłamał, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że dziewczyna nie może mu tego wytknąć. Za wszelką cenę, chciał wzbudzić w niej nienawiść do Śmierci. Miała doskonale wyszkolone ciało, ruchy zaprogramowane w podświadomości, trzeba było tylko odpowiednio ukierunkować jej tok myślenia. - Pamiętaj, Śmierć jest bezwzględny. Zrobimy, co w naszej mocy, abyś jak najszybciej wróciła na czynną służbę.

- To wszystko.Możesz teraz udać się do swojej komnaty, odpocząć - dokończył najsłabszy. - Jeśli masz jakieś wątpliwości, karzeł jest do twojej dyspozycji.

- Żegnam - uciął krótko, siedzący po prawej, widząc, że dziewczyna już otwierała usta.

Maiti posłusznie ruszyła w drogę powrotną przez ogromną salę. Na moment zatrzymała wzrok na wyróżniającym się żołnierzu i przez chwilę wydawało jej się, że ten puścił oczko. Kobieta jednak nie zwrócił na to większej uwagi, uznała, że coś musiała sobie wymyślić - niby czemu rycerz miałby do niej mrugać.
Przed jej komnatą, Parsek odpowiedział na wszystkie zadane mu pytania. Co to jest Dawa, kto to są śmierciary i tym podobne. Maiti wchodząc do celi, podziękowała karłowi za opiekę i rzuciła się na łóżko, zasypiając z głową pełną rodzącej się nienawiści.
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#2
Pierwsza część tekstu - Niemal świetnie.
Druga - No, jakoś słabiej.
"a w [międzyczasie] narzekałem na twórców"
"gadając o takich pierdołach[,] podczas[_]gdy na wycieraczce ziszczały się najgorsze"
"Dwa metry od celu, kuleczka eksplodowała[,] wydobywając z siebie oślepiający"
"Maiti odrzuciła pelerynę[,] odsłaniając idealnie wyrzeźbione ciało, " - Tu nie jestem pewien.
"Wytrącona z równowagi tym nagłym zrywem,[_]Maiti zachwiała [się]." - "Się" nie powinno występować na końcu zdania.
Więcej błędów nie dostrzegłem. Mam nadzieję, że było to spowodowane ich brakiem, a nie moją nieuwagą.
Pozdrawiam, dziękuję za uwagę.
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out.
Odpowiedz
#3
Cytat:Niestety jej rywal dostrzegł chwilę słabości - potężna pięść spadła na tył głowy dziewczyny, ścinając ją z nóg.

piszemy w narzędniku, w bierniku...

Bardzo podoba mi się pokazanie śmierci, jako walki Życia, no i Śmierci (xD) Uważam, że pomysł miałeś dobry, ale nic nie zaciekawiło mnie w tym tekście. Przejechałem wzrokiem, czytając, i zapadło mi w pamięci tylko: "No dobra." Postaraj się ciekawić czytelnika w taki sposób, aby chciał więcej i więcej.
Od strony technicznej bardzo dobrze, ale postaraj się samemu pisać. Sam wyszukuj sobie błędów, pomaga w tym komentowanie innych opowiadań, ponieważ jeśli komuś wytkniesz błąd, to zobaczysz go u siebie.

Pisz, dużo czytaj i komentuj.

Pozdrawiam, InFlames.
Odpowiedz
#4
Mam małą prośbę , mógł byś mi dać dokładniejszy opis Mati , utwór wszak jest dobry , walka rodem z kina akcji , pobudza wyobraźnię , mi się podobało Big Grin
,,the last good bye, whne you will join me in tis river, R.I.P DIMM''

[Obrazek: tumblr_m9w66uw9Jr1r9huebo1_250.gif]
Odpowiedz
#5
Zwróć nieco większą uwagę na nazewnictwo. Najpierw jest życiarz i z kontekstu wynika, że to jakieś miejsce, a potem jest śmierciarz, wydawałoby się - analogicznie, a tu się okazuje, że to zawód czy też nazwa jakiejś funkcji. To tyle, co mi się rzuciło w oczy. Błędów nie wypatrywałam, a ogólnie o tekście się wypowiem, jak będzie nieco więcej. Ale czuje, że nie jest źle.
Odpowiedz
#6
No fajne to Smile Zasadniczo nie wiem co, po co i dlaczego, ale mnie się najzwyczajniej w świecie podobało. Napisane lekko, przyjemne w czytaniu. Ciekawy jestem jedynie czy to zamknięta całość czy wstęp do czegoś większego.
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#7
Gorzki, napisałem u góry, że to rozdział pierwszy, więc będzie więcej Tongue

Księżniczko, też się zastanawiałem nad tym, ale nic innego mi nie przychodziło do głowy, bo życiarz wziąłem od cmentarz, a śmierciarz jakoś tak, żeby nie pisać czegoś w stylu Żołnierz Śmierci Wink
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#8
O, będzie więcej? To ja chętnie Big Grin
Muszę przyznać, że na razie podoba mi się średnio. Dlatego czekam na rozwinięcie, bo telepatycznie wyczuwam w Tobie potencjał Smile

Rzuciły mi się w oczy błędy w zapisach dialogów i gdzieniegdzie brak przecinków - przyjrzyj się temu.


Cytat: Niestety, twórcy chcąc podążać za aktualnymi trendami, tchnęli w bohaterów życie, robiąc z nich dziwne, nienaturalne twory.
Może tak:
Niestety, twórcy - chcąc podążać za aktualnymi trendami - tchnęli w bohaterów życie, robiąc z nich dziwne, nienaturalne twory.

Cytat:Maiti odrzuciła pelerynę, odsłaniając idealnie wyrzeźbione ciało, skryte pod przylegającym, skórzanym mundurem.

Cytat:Niestety, jej rywal dostrzegł tę chwilę słabości(...)
Cytat:Kobieta poderwała się jak rozjuszona kotka, miotając gniewnym wzrokiem.
Nie jestem pewna, czy wzrokiem można miotać. Mogłaby go mierzyć gniewnym wzrokiem albo coś takiego.
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#9
Cześć, haniel,
co mi nie pasuje:

"Saltop"
Nie lepiej byłoby Taslop? Skoro już siedzimy w tej odwróconej rzeczywistości?

"Dobra noc"
Może lepiej "noc dobra"?, lepiej koresponduje z "dzień dobry", no i nie brzmi jak dobranoc.

"- Jeden. - odpowiedziałem, nie wiedząc po co komu ta informacja."
Bohater o Życiu i procedurze postępowania w razie jego ataku zdaje się wiedzieć całkiem sporo, ma nawet całe pudło NNŻ, ale o proporczykach - dla przeżycia (a raczej jego śmiertelnego odpowiednika, tylko jak go nazwać?) kwestii przecież niemal kluczowej - nie wie nic?

"stan rzeczy nabrał niekorzystnego przebiegu."
Nabieranie przebiegu mi nie brzmi. Może lepiej "przybrał niekorzystny obrót".

"Z podjazdu usłyszałem tylko ciche jęknięcie"
Nie wiem dokładnie dlaczego, ale do tej pory miałam wrażenie, że walka toczyła się za drzwiami mieszkania, ale w korytarzu.

"rzucając w nas soczystymi obelgami"
w zwykłym dialogu "soczysty" brzmi zbyt literacko.

Pierwszy akapit czyta się trochę jak taką fajną przypowiastkę filozoficzną (do czego jeszcze dokłada się tytuł), gdzie do drzwi abnegata-kinomana puka tak zwane Życie. Potem wyjaśnia się, że bohater nie dość, że wcale nie jest Kolesiem, to jeszcze, bezczelny, ma pracę! Ale okay, przed filozofię wysuwa się raczej średnio ciekawa akcja, za to patos walki wysłanników Życia i Śmierci przyjemnie dystansuje wyluzowana postawa głównego bohatera, który w kulminacyjnym momencie rozwiązania tajemnicy proporczyków wymownie pada na tyłek. I to mi się podoba :) Wciągnęłam się.
I’m giving you a night call to tell you how I feel
I want to drive you through the night, down the hills
I’m gonna tell you something you don’t want to hear
I’m gonna show you where it’s dark, but have no fear
Odpowiedz
#10
(08-03-2011, 10:30)Lena napisał(a): Cześć, haniel,
co mi nie pasuje:

"Saltop"
Nie lepiej byłoby Taslop? Skoro już siedzimy w tej odwróconej rzeczywistości?

"Dobra noc"
Może lepiej "noc dobra"?, lepiej koresponduje z "dzień dobry", no i nie brzmi jak dobranoc.

"- Jeden. - odpowiedziałem, nie wiedząc po co komu ta informacja."
Bohater o Życiu i procedurze postępowania w razie jego ataku zdaje się wiedzieć całkiem sporo, ma nawet całe pudło NNŻ, ale o proporczykach - dla przeżycia (a raczej jego śmiertelnego odpowiednika, tylko jak go nazwać?) kwestii przecież niemal kluczowej - nie wie nic?

"stan rzeczy nabrał niekorzystnego przebiegu."
Nabieranie przebiegu mi nie brzmi. Może lepiej "przybrał niekorzystny obrót".

"Z podjazdu usłyszałem tylko ciche jęknięcie"
Nie wiem dokładnie dlaczego, ale do tej pory miałam wrażenie, że walka toczyła się za drzwiami mieszkania, ale w korytarzu.

"rzucając w nas soczystymi obelgami"
w zwykłym dialogu "soczysty" brzmi zbyt literacko.

Pierwszy akapit czyta się trochę jak taką fajną przypowiastkę filozoficzną (do czego jeszcze dokłada się tytuł), gdzie do drzwi abnegata-kinomana puka tak zwane Życie. Potem wyjaśnia się, że bohater nie dość, że wcale nie jest Kolesiem, to jeszcze, bezczelny, ma pracę! Ale okay, przed filozofię wysuwa się raczej średnio ciekawa akcja, za to patos walki wysłanników Życia i Śmierci przyjemnie dystansuje wyluzowana postawa głównego bohatera, który w kulminacyjnym momencie rozwiązania tajemnicy proporczyków wymownie pada na tyłek. I to mi się podoba Smile Wciągnęłam się.

Rzeczywistość nie jest tak do końca odwrócona i nazwa kanału od tyłu mi się nie podoba, anagram lepszy Tongue

Noc dobra wg mnie tak głupio brzmi, ale może ktoś jeszcze się wypowie na ten temat.

Co mają proporczyki Życia do NNŻ ( Nieśmiertelnego Nieożywialnego Żebraka)? To nie jest jedna osoba przecież.

W walce nie ma wysłannika Życia Tongue

Hmm no w sumie nie napisałem, że koleś mieszka w domku, ale chyba takiej tragedii z tym nie ma co?Tongue

Poprawiłem te obelgi, a nad obrotem się zastanowię. Dziękuję za komentarz Wink

Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#11
"Co mają proporczyki Życia do NNŻ ( Nieśmiertelnego Nieożywialnego Żebraka)? To nie jest jedna osoba przecież."
No tak, a byłam przekonana, że to znaczy Notatki Na temat Życia, czy coś w tym stylu. Mój błąd.

"W walce nie ma wysłannika Życia :P"
Pisałam w sensie ogólnym.

I’m giving you a night call to tell you how I feel
I want to drive you through the night, down the hills
I’m gonna tell you something you don’t want to hear
I’m gonna show you where it’s dark, but have no fear
Odpowiedz
#12
Pomysł z zamianą życia i śmierci bardzo mi się podobał. Fajnie to brzmi, kiedy bohater przerażonym głosem mówi "zobaczyłem Życie". Tylko te nazwy soków i drzew mi nie pasują. Sprawiają wrażenie, jakby pochodziły z jakiejś azjatyckiej gry fantasy.

Tylko ten fragment mi nie pasuje:
Cytat:Proporczyki na broni Trójcy oznaczają ich siłę. Ten tutaj miał jeden, więc teoretycznie powinien być najsłabszy. Sam widzisz, że tak nie było.

Za spokojnie jak na kogoś, kto umiera. (no właśnie, śmierć umiera?). Poza tym z poprzedniego tekstu dowiadujemy się, że bohater już cokolwiek wie o tych proporczykach i o Życiu, więc jest to raczej ogólnie dostępna wiedza. Jeśli tak jest, to Maiti nie powinna tego mówić. Jeśli nie, a bohater jest pod względem tej wiedzy wyjątkiem, to mógłby jej przerwać. Np:
"- Proporczyki na broni Trójcy...
- Tak, wiem, oznaczają ich siłę. Ten powinien być najsłabszy..."

Oczywiście, nie musisz tego zmieniać, ale radzę ci przynajmniej zdynamizować trochę wypowiedź Maiti. Zdania krótsze, urywane, bez wyrażeń typu "teoretycznie", "sam widzisz".
Odpowiedz
#13
"Nie, w moim ciele Dawa powoli ożywia tkanki, więc" - Maiti to nie Śmierć i nie umiera Tongue
Gdzie się dowiadujemy, że bohater coś wie o Życiu? Tam, gdzie mówi, że miał być najsłabszy? Jeśli tak, to w telefonicznej to usłyszał Wink

Co do nazw soków, nigdzie nie jest napisane, że nazwy muszą być polskie czy coś Tongue Chyba, że masz jakąś propozycję, to chętnie przeczytam Wink

Wiem właśnie, że napisałem ten końcowy dialog, jakby Maiti sobie leżała. Coś postaram się z tym zrobić Wink

Edytowałem Wink
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#14
Hhhhmmmmmmmm ciekawa ta 2 część , zastanwia mnie jedno , czy Mati polubiła by mnie ?
,,the last good bye, whne you will join me in tis river, R.I.P DIMM''

[Obrazek: tumblr_m9w66uw9Jr1r9huebo1_250.gif]
Odpowiedz
#15
Haniel, człowieniu! Przeczytałem w końcu!Big Grin
Musze przyznać, że zamysł miałeś całkiem ciekawy, ale i ryzykowny. Wymyśliłeś motyw, który mógłby okazać się niełatwy do napisania w naprawdę dobry sposób. Według mnie wybrnąłeś średnio. Niby całkiem nieźle, ale jednak można by było napisać to...no... inaczejBig Grin I nie pytaj mnie, co mam na myśli, bo zupełnie nie potrafię nazwać tego, o co ci teraz chodzi Tongue
W moim odczuciu nieco spłyciłeś opowiadanie trochę zbyt nachalnymi przeciwieństwami zawartymi w nazwach własnych, tytułach, tym przekręcaniem nazw itd. To takie mało wyszukane imho.

Błędów nie będę wypisywał, bo nic mi się szczególnego w oczy nie rzuciło. Poza tym widzę, że wymęczyłeś już od ludzi mnóstwo komentarzy, oni na pewno przeorali to opowiadanie wzdłuż, wszerz i na krzyż Smile

Podsumowując: opowiadanie jest w porządku, ale mnie na strzępy nie rozwaliło. Raczej po prostu przeciętne.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości