Via Appia - Forum

Pełna wersja: odpowiadasz szczerze i pytasz
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9
Byłam w Warszawie na gothotece. Upiłam się totalnie (leczyłam wódką ból gardła), zaczęłam tańczyć na stole, ludzie zaczęli wrzeszczeć: "zdejmij bluzkę!" Na co Triss: "Zdejmę, jak wy zdejmiecie!" Momentalnie wszystkie koszulki poszły w górę więc też musiałam zrobić striptiz Tongue Potem kolega chciał tańczyć ze mną, ale zlecieliśmy z tego stołu i podarłam sobie pończoszki. W takich podartych wyszłam na zewnątrz i zaczęłam prosić jakiegoś kolesia, żeby ze mną poszedł na sziszę. Wpakowaliśmy się z nim i moją koleżanką (druga została na lodzie ze swoim pijanym byłym, z którym zerwała dzień wcześniej) do czyjegoś samochodu. Obudziłam się rano w łóżku obok dwóch facetów i mojej przyjaciółki - tej, którą zostawiłam - jak się okazało, przyszła piechotą Big Grin Druga była 3 piętra niżej Tongue Na szczęście okazało się, że praktycznie całą noc przespałam i byłam grzeczna Tongue

Tak, wiem, że moja historia nei dorasta waszym do pięt Big Grin

Wspomnienie, do którego najbardziej wstyd Ci się przyznać? Big GrinBig GrinBig GrinBig Grin
Mhm, mam wrażenie, że ten wątek jest po to, by pochwalić się swoimi "osiągnięciami" w dziedzinie "historii w stanie wskazującym na spożycie", czyli kto ma lepsze imprezy albo kto więcej wypił zanim się zbełtał na drzwi do własnego mieszkania...

moje wspomnienie? Musiał bym nad tym dłużej pomyśleć...ale to "najbardziej...", które teraz mi przychodzi do głowy to przegrana solówka w technikum (wiem co Wam przyjdzie do głowy: młodociany przestępca czy recydywista ^^ - nie macie racji). Koleś chodził na siłownię i był trochę "koksik", skończyło się na batach (szczęście, że nie tęgich), chociaż on też nie wyszedł z tego bez szkody. Dziewczyny może mnie nie zrozumieją, ale chyba każdy facet, który poznał smak porażki zna to uczucie bezradnej wściekłości w gardle, które aż nie pozwala mówić...

Ciągnijcie dalej temat.
Wspomnienie, do którego najbardziej wstyd Ci się przyznać?
Ja pamiętam taką sytuację...

Byłem ze znajomymi w górach (jak to często robię). Oczywiście pełna kultura, zero alkoholu itd. itp. its. Jednak po powrocie postanowiłem iść na imprezę z kumplami. Nie mieszkam we Wrocławiu, a impreza tam właśnie była. Mam ostatni pociąg do siebie o 22.30, lecz na niego nie poszedłem (alkohol już działał). Wyszedłem z tamtąd około drugiej i udałem sę na dworzec. Zaczepiło mnie paru żuli, chcieli się ze mną napić. Poszedłem z nimi, kupiłem wódkę i piłem. Potem jeden mnie złapał od tyłu za szyję (stalowy uścisk, nie do zerwania), a pozostałych dwóch opróżniało mi kieszenie - 200 zł, telefon, dokumenty i klucze od domu. Na szczęście mnie nie zabili. Dalej jednak było ciekawiej. Po Paru minutach podniećli mnie policjanci, wzięli do radiowozu i pokazali napastników, pytjąc, czy "to oni". Okazało się, że odzyskałem wszystko, a świat stał się trochę bezpieczniejszy, gdyż tamtych trzech poszło siedzieć. Po tych zdarzeniach koledzy okrzykneęli mnie Pianym Mistrzem - specjalizacja w szczęściu, a ja polubiłem policjantów. Nie, żebym kiedyś ich nienawidził, byli mi neutralni, lecz teraz ich lubię. Także mam przestrogę, by nie pić (za dużo) i wracać bezpiecznie do domu.

A co do pytania ode mnie...

Wspomnienie, do którego najbardziej wstyd Ci się przyznać?
Hmmm... W wieku 13 lat wraz z trzema kolegami znaleźliśmy za remizą mejscowego filozofa pijanego w trzy dupy. Obok stała flaszka w połowie pełna i paczka fajek. No i resztki jakiegoś ogniska. Wpadliśmy na genialny pomysł, że zrobimy mu kuracje odwykową i do butelki z wódką nasypaliśmy mu popiołu, tytońu z fajek, ziemi, każdy z nas napluł i jeden koleś nasikał, choć usilnie prosiliśmy go by tego nie robił. Uradowani poszliśmy się bawić gdzie indziej. Cztery dni później dowiedziałem sie od jednego z kumpli, że tenże pijaczyna trafił do szpitala i tam też wykitował. Myśleliśmy, że to nasza wina i że to my go zabiliśmy, więc poszliśmy do księdza i się przyznaliśmy. A on na to, że postąpiliśmy bardzo nieodpowiedzialnie, ale to nie my ponosimy winy za jego śmierć, bo facet miał we krwi 5 promili i umarł w wyniku obszernego uszkodzenia mózgu.
Do dziś wstydze się spojżeć księdzu w oczy...

Kontynuuję: Wspomnienie, do którego najbardziej wstyd Ci się przyznać?
Było to 3 lata temu na sylwestra . Razem z kolegami poszliśmy do parku si narąbać , była z nami młoda dziewiastka jakieś 13 lat . Wzięła z nas przykład i kiedy nie patrzeliśmy napiła się 3 piw . Walnęło ją dosyć mocno , bo zaraz po tym wybiegła z parku w stronę rynku , my wszyscy narąbani za nią . Laska rzuciła się na jakaś kobietę z pięściami , próbowaliśmy ją powstrzymać , ale niestety sami także przypadkiem dosyć mocno ją poturbowaliśmy . Dziewczyna zaczęła biegać wokoło ratusza , my za nią , zrobiliśmy tak 20 kółek . W końcu zmęczona się poddała ale kiedy zobaczyła nas pędzących w jej stronę , zebrała wszystkie siły i ućkła do domu . My natomiast po tych 20 kółkach byliśmy trzeźwi jak niemowlaki . Był to najbardziej niezapomniany sylwester w moim życiu , a o do babki którą poturbowaliśmy , to trafiła ona do szpitala z dość i rozległymi sińcami i innymi obrażeniami i , postanowiliśmy ja odwiedzić i przeprosić za ro co niechcący jej zrobiliśmy . Gdy nas zobaczyła wezwała pielęgniarki które nas wygoniły , do dzisiaj jej nie przeprosiliśmy .

Kontynuuję: Wspomnienie, do którego najbardziej wstyd Ci się przyznać?
będąc w trzeciej klasie gimnazjum chodziłem w dresie. Normalnie komplecik reeboka, góra i dół; jak dresiarz jakiś. Jak se to przypomnę to mi cholernie wstyd.

Z braku pomysłu na pytanie kontynuuję: Wspomnienie, do którego najbardziej wstyd Ci się przyznać?
Podczas pierwszego porodu naćpali mnie czymś przeciwbólowym i zadawałam lekarzowi pytania jak idiotka ^^
"Czy to prawda, ze łożysko wygląda jak wątroba?"
"Jak czuje się dziecko w brzuchu, po odejściu wód płodowych?"
Na koniec zbluzgałam położną używając przekleństw, o których nawet nie wiedziałam, że je znam^^
Całe szczęście, że nie widziałam tych ludzi nigdy potem.

Kontynuujmy : Wspomnienie, do którego najbardziej wstyd Ci się przyznać?

Zdecydowanie wygrałaś tym postem, Zuza. Total Big Grin "Czy to prawda, ze łożysko wygląda jak wątroba?" mnie pozamiatało Big Grin Well done! -rr-
Zawsze jak sobie o tym pomyślę, to aż żal ściska z mojej naiwności. Dwa miesiące przed studniówką zapytałam kolesia, który mi się cholernie podobał, czy nie byłby moim partnerem. Kolo się zgodził, no to ja cała happy chodziłam do niego non stop ( tu muszę wspomnieć, że mieszkaliśmy w internacie, więc miałam do niego dwa pokoje dalej), zabawiałam, zagadywałam, itepe itede, bo wszystko zapowiadało się, że coś z tego wyjdzie. Ale już po samej studniówce, kiedy znaleźliśmy się w internackim pokoju sami, okazało się, że chciał mnie tylko przelecieć. Aha, chwilę wcześniej powiedział, że nie jest gotowy na związek, ale nie przeszkadzało mu to w zrealizowaniu maturalnego powiedzonka. Tak czy siak, jak sobie pomyślę o moim zachowaniu w stosunku do niego, jak się przymilałam i w ogóle starałam się być jego najlepszą przyjaciółką, to tylko śmiać mi się chce, bo nikomu nie chciałam wierzyć, że jest tępym ch... Wink Wink
Kontynuuję:
Wspomnienie, do którego najbardziej wstyd Ci się przyznać? ;D
Długo myślałam nad tym czy właściwie takie mam, ale w reszcie doszłam do wniosku że tak. Mianowicie:
Kiedy zaczynałam liceum byłam tym okropnie zestresowana i szukałam kogoś kto mnie uspokoi i wmówi że nie ma czym się denerwować. W necie poznałam jednego gościa, (dajmy mu na imię Marek). Był sporo trochę starszy, jakieś 3 czy 4 lata. Fajnie mi się z nim gadało, właściwie po pewnym czasie na każdy temat. Jednak kiedy zaczął się rok szkolny i miałam dużo mniej czasu na gawędzenie przez gadulca. Jakieś 1,5 roku później napisał do mnie na maila jakiś inny gość. Przedstawił się z imienia i nazwiska (powiedzmy Paweł Ziomek) i pytał czy znam owego Marka. Powiedziałam że tak, i to był chyba duży błąd, bo później strasznie o niego wypytywał. Chociaż nie tak nachalnie, prosił, właściwie, żebym mu opowiedziała co o nim wiem, bo to bardzo dla niego ważne. A ja, w swej naiwności, odpowiadałam na wszystkie jego pytania bez konsultacji z Markiem (i to by było pierwsze za co mi głupio, ale nie to jeszcze nie koniec). Dopiero po jakimś czasie (kilka dni rozmów) powiedział mi że jest aktualnym chłopakiem byłej dziewczyny Marka i ma problem bo ona go ciągle kocha. Więc ja nerwowo zaczęłam przeglądać archiwum zastanawiając się jak bardzo wkopałam biednego Marka i jak mogłam mu to zrobić. Oczywiście do niego samego dalej się nie odzywałam. Zrobiłam to dopiero po jakichś dwóch miesiącach, kiedy sprawa z Pawłem przycichła. Ten poinformował mnie z największym spokojem że jego była dziewczyna faktycznie nie może się od niego odczepić i robiła bardzo dziwne rzeczy żeby do niej wrócił (symulowała ciąże, napad, chorobę itp). Więc to prawdopodobnie ona włamała mu się na pocztę i pisała do mnie jako ten Paweł.
A mi do tej pory jest głupio że tak się dałam wrobić. Tongue

Aha, no i druga historia do której wstyd mi się przyznać (jak już się spowiadać to hurtowo).
To czego zawsze się bałam, jeśli chodzi o życie emocjonalno-uczuciowe to rozbicia czyjegoś związku. Zawsze wyrzekałam się że wolę sama być nieszczęśliwa aż do śmierci niż unieszczęśliwić w ten paskudny sposób inną dziewczynę.
A potem było liceum. I miałam w klasie przyjaciółkę. No, może to za duże słowo, ale zawsze wspierałyśmy się nawzajem kiedy było trudno nam obu, albo chociaż jednej z nas (dajmy jej na imię Magda, nie lubię umieszczać realnych imion w necie).
I któregoś pięknego dnia wieczorem dostałam SMSa. Okazało się że to pomyłka, że nie mogę znać tego kogoś, ale jednak z jakiegoś powodu miał mój numer zapisany w telefonie (dla mnie nie było to zagadką, gdyż w liceum często robiłam za budkę telefoniczną, ponieważ jako jedna z niewielu miałam telefon na abonament). Gadaliśmy trochę i doszliśmy do wniosku że jest chłopakiem mojej "przyjaciółki" - Magdy. Następnego dnia w szkole pokazałam jej te SMSy. Powiedziała mi że on robi to specjalnie, żeby wywołać u niej zazdrość i że sama to z nim "wyjaśni". Postanowiłam jej w tym pomóc i do niego nie pisać. Jednak, qrna, nie umiałam. Ciągle o coś pytał, a ja "musiałam" odpowiedzieć. Trwało to jakieś kilka dni. Potem przyznałam się Magdzie że nie przestałam z nim pisać. I zrobił się dym. Dosłownie. Reszta klasy domyśliła się że coś nie tak między nami (cóż, nie dało się nie zauważyć), i ciągle dopytywali, co nie ułatwiało nam rozmowy. Magda miała jakieś problemy, chyba typu przeprowadzkowego, więc coraz rzadziej ją widywałam. Chłopak w końcu okazał się idiotą, ale wówczas to już nie miało znaczenia. Kiedy w końcu Magda, po kilku tygodniowej nieobecności pojawiła się w szkole dowiedziałam się że zerwali ostatecznie. Nie było to raczej przeze mnie, gdyż mieli problemy już wcześniej, ale jeszcze długo czułam się podle.

Ok, widzę że ciekawie idą te mroczne historie, więc odbijam pytanie:
Wspomnienie, do którego najbardziej wstyd Ci się przyznać?

Pozdrawiam
Kasandra
Najgłupsza, najbanalniejsza historia świata.
Impreza urodzinowa. Dużo alkoholu. I gra w butelkę.
Potem kupa plotek, a jak to z plotkami bywa - co najmniej 75% to bujdy na resorach.
Szkoda tylko, że nikomu to nie przeszkadza i każdy oprócz tego, że w nie wierzy dodaje od siebie jakiś ciekawy wątek.
Miałam, mam i pewnie będę miała wyrzuty sumienia do końca świata i jeden dzień dłużej.
Nie pierwszy raz i nie ostatni.
Druga to jaranie jakiegoś zielska z dziewczynami.
"Ku chwale tych, którzy nas olali. Tych, którzy nas zdobyli i tych, których olałyśmy"
Żenada.
Było - minęło.
EDIT:
no i jeszcze taka mała akcja jak pobiłam koleżankę z klasy za obrażanie drugiej.
Miała pęknięte podniebienie i kilka siniaków.
Do tej pory mamy z tego ubaw

Kontynuuję:
Wspomnienie, do którego najbardziej wstyd Ci się przyznać?
No dobra, czas się zmierzyć z przeszłością...

Miałam wtedy jakieś 7, może 8 lat i , jak chyba każde dziecko na świecie, lubiłam pomagać rodzicom. Mama poprosiła mnie, żebym zaniosła kotlety do jadalni. Ochoczo zabrałam się do wykonywania zadania, niestety pośliznęłam się na schodach i... zrzuciłam kolację na klatkę schodową. Mama była wściekła...

Kontynuuję: Wspomnienie, do którego najbardziej wstyd Ci się przyznać?
W liceum brałem udział w walkach bokserskich za kasę i kiedyś tak zmasakrowałem koleżkę, że stracił głos na dwa dni.
Nie wiem do dziś, jak to się stało.
Przeprosiłem go za ten niezawiniony w sumie wypadek.
Nie było w nim złości - jesteśmy przyjaciółmi do dziśSmile

Kontynuuję: Wspomnienie, do którego najbardziej wstyd Ci się przyznać?
Głupio mi się zrobiło, naprawdę... I jakoś tak nieswojo...
Ale do rzeczy.
Wieczorem szłam do sklepu, takie małe, osiedlowe Tesco. Jak zawsze w glanach, jesień była, więc obowiązkowy, skórzany, czarny płaszcz, arafatka, słuchawki na uszach. Tuż przed nim natrafiłam na taką oto scenkę: ze sklepu wychodzi pan około lat sześćdziesięciu, jak gdyby nigdy nic. Zaraz za nim wybiega chłopak mniej więcej dwudziestokilkuletni, podbiega do mężczyzny, daje mu fangę w twarz i ucieka. Kilku gości, którzy widzieli, tak jak i ja, całą sytuację, rzuca się za napastnikiem, ja łapię za telefon, dzwonię na pogotowie, bo delikwent przewrócił się, rypnął potylicą o kostkę brukową i stracił przytomność. Polało się trochę krwi, wiadomo. Klęczę nad tym gościem, gadam do niego jakieś pierdoły, jak mnie uczono na kursach pierwszej pomocy. Nagle pan otwiera oczy, w których w momencie zagościło nieziemskie przerażenie. Broda mu zadrgała, z ust wydobył się szept.
- Jezu, przyszłaś po mnie...
- Przepraszam pana, nie bardzo rozumiem... Przewrócił się pan i zasłabł. - Nagle jego twarz rozpromieniła się.
- O Boże, czyli nie umarłem?!

Pierwszy raz ktoś mnie wziął za śmierć... Następnym razem, gdy będę komukolwiek udzielała pierwszej pomocy, to będę miała w zanadrzu kosę, dla lepszego efektu Tongue

Wspomnienie, do którego najchętniej wracasz.
Wspomnienie do którego chętnie wracam, to koncert na "Mera Lunie" w Niemczech. Była tam wtedy kupa fajnych zespołów, a ja wreszcie mogłam dać sobie luzu, przebrać się za anioła i bawić się do woli, bo był to dwu dniowy koncert. Chętnie wspominam wtedy uśmiech taty i jego żarty, budki z żarciem oraz kontrowersyjny ubiór koleżanki. Chętnie do tego wracam.


Wspomnienie, które dało Ci nauczkę na przyszłość
Hm...
Zacznijmy tak:
Mieszkam w Częstochowie, w przesławnej dzielnicy Raków. Dla tych, co nie wiedzą: jedna z najbardziej podłych dzielnic, w której niepodzielnie panują kibice RKS Rakowa. Nawet policja swego czasu na patrole chodziła we trzech i z psami (coby miał kto czytać numerki z tablic rejestracyjnych, tak w razie czego Wink ). Byłam w Katowicach, ponieważ tam studiowałam. Po zajęciach siedziałyśmy z kumpelą w barze. Jedno piwko, drugie piwko, kolejne piwko, wesoło i zadziornie. Patrzę na zegarek no i stwierdzam, że czas mi wracać, bo nie chciałam zbyt dużego problemu robić osobie, u której miałam nocować. Wracamy sobie odważne alkoholem, gdy nagle z samochodu wysiada pięciu karków, każdy z nich dwa razy większy od nas. Serce w gardle. W myślach żegnam się z całym stuffem, jaki mam przy sobie, modląc się jednocześnie, by tylko na tym się skończyło. Na ulicy pustka. Podchodzą do nas:
(d)res: Dziewczynki, a wy to nie boicie się tak same wieczorem chodzić
(k)apadocja - w przypływie resztek alkoholowej odwagi : Nie, a bo co?
(d): A to skąd jesteś, że się nie boisz?
(k) - hardo, patrząc prosto w oczy: z Rakowa, a co?
W tym momencie nastała grobowa cisza. W końcu oni wybuchają śmiechem
(d): Chłopaki, laska jest z Rakowa! Wiesz, my też jesteśmy z Rakowa. Na mecz tylko przyjechaliśmy.
(k): o.O
(d): A dokąd idziecie
(k): Tam i tam (podałam ulicę)
(d): To my was odprowadzimy, żeby wam się nic nie stało po drodze.
No i odprowadzili nas niemal pod same drzwi. Fakt faktem, nikt nas już potem nie zaczepił Big Grin
Nauczka?
Nie szwendać się po pijaku po obcym mieście?
Zawsze mówić, skąd się jest?
Być kibicem?
Ja nauczyłam się, że Raków to centrum Śląska X)



Twoje najwcześniejsze wspomnienie z dzieciństwa
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9