21-06-2016, 18:09
Mozesz wziąć moje
Napisz to lepiej!
|
21-06-2016, 18:09
Mozesz wziąć moje
21-06-2016, 18:13
To może dajcie sobie nawzajem jakieś fragmenty?
Bo mi chyba nie idzie dobór. xd
21-06-2016, 18:19
E tam od razu nie idzie, po prostemu trafiło na przymuloną zawodniczkę
21-06-2016, 18:22
Awww, dobra! Biorę fragment przeznaczony dla Czarownicy
Dla Czarownicy proponuję fragment, nad którym pracowałam wcześniej! Cytat:Godzina 10:20, dom Dmitrija, 4 km od Petersburga. The Earth without art is just eh.
22-06-2016, 16:22
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22-06-2016, 16:53 przez czarownica.)
Godzina 17.00, Kornwalia
James siedział w niewielkiej, stylowo wykończonej kuchni, popijając aromatyczną earl grey. Uchylone okno wpuszczało łagodne promienie na rozłożoną przed nosem gazetę. Letni dom, w którym przebywał od dwóch tygodni, znajdował się na północnym wybrzeżu Kornwalii i należał do jego pięciu ulubionych miejsc na ziemi. Wśród surowego, morskiego klimatu i malowniczej okolicy, tajny agent odnajdywał spokój ducha. Choć, tak naprawdę było to powierzchowne uczucie. Lata służby odcisnęły mocne piętno na psychice i ciele podstarzałego już mężczyzny. Siwizna oraz liczne zmarszczki zdradzały zaawansowany wiek, choć niebieskie oczy wciąż lśniły pasją i zaangażowaniem. Służbę traktował jak zwykły zawód, w który było wpisane niebezpieczeństwo. Robił to, co do niego należało, a zabijanie było tylko częścią obowiązków. Dlatego nigdy nie oczekiwał medali ani defilad na swoją cześć. Wystarczyła tylko godziwa zapłata, uwielbienie kobiet i spokojna starość w małym, niespełna trzystu metrowym domku, wrastającym w jeden z nadmorskich klifów. Nagle od gazety oderwał go telefon. - Halo! - rzucił, wyraźnie rozdrażniony. - To ja, Kirył. Jesteś na bieżąco? - gorączkowo odezwał się męski głos. - Zależy, co masz na myśli. - Oglądasz wiadomości? Włącz CNN, leci na żywo. - To ty masz tam telewizję, na tej twojej Syberii? A tak narzekałeś na spartańskie warunki. - Przestań pierdolić i włącz te kurewskie wiadomości. - Spokojnie towarzyszu, uważaj na ciśnienie. Zgubiłem pilota, ale chętnie wysłucham twojej relacji, o ile się streścisz, bo za pięć minut mam tajski masaż. Kirył przyłożył słuchawkę do głośnika telewizyjnego. - Wczorajszej nocy, po starciach z milicją i wojskami wewnętrznymi, władzę na Ukrainie objął skrajnie nacjonalistyczny rząd - brzmiał głos dziennikarza. Mężczyzna z powrotem przyłożył słuchawkę do twarzy. - Obawiam się, że nie ominie nas plan B. Jestem po wstępnych rozmowach z brytyjskim rządem - powiedział. - Może... Mnie to i tak już nie dotyczy. Jestem na emeryturze - odrzekł agent i zaciągnął się papierosem. - Powiedz to jej - wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo. - Chyba żartujesz, stary. To niemożliwe. - Nigdy nie żartuję z Jej Królewskiej Mości. A ty nigdy jej nie odmawiasz, agencie 007.
Jarek miał chyba ciężkie przejścia ze świniami...
Dobrze, że nie lubię schabowego. – Kurwa, słyszysz ten krzyk? – Jeden z towarzyszących Morganowi żołnierzy pochylił się nad swoim nadpobudliwym dowódcą, starając się nie zgubić po drodze resztki odwagi i zachować spokojny ton głosu. Był tak przerażony, że nie zważał nawet na to, że klnie prosto do ucha pokracznego alkoholika, którego szalone spojrzenie silnie kontrastowało z nabrzmiałą twarzą. – Cisza, mother fucker! Tam biegniemy, no tak, damn it! Tam! Bestia pałaszowała jakieś ochłapy mięsa, które niewątpliwie jeszcze kilka chwil wcześniej były żywym człowiekiem, z zacięciem i charakterystyczną, zwierzęcą radością wprawiającą różowiejące uszka w ruch. Gdyby zapomnieć o przeczących prawom natury rozmiarach, pełnego kłów pyska i wydobywającej się z niego czerwonej pary, długiego jęzora lepiącego się od śliny, twardej skóry i spojrzenia z piekła rodem, świnka mogłaby jawić się jako najbardziej urokliwa istota pod słońcem. – Wymierzyć! – rozkazał Morgan, jako pierwszy przyklękając na jedno kolano. To sprawne. No, prawie sprawne po ostatniej bójce - chyba z Józkiem - w spelunie przy... No, nieważne. Pozostali poszli za jego przykładem, każdy oparł karabin o nogę i celował w skupieniu. Dłonie drżały im jak w febrze z przejmującego zimna, ale przede wszystkim z potwornego strachu. Czy tego olbrzyma da się w ogóle zabić kulą z karabinu? – Cel... Holy shit! Pal! Czwórka żołnierzy nacisnęła na spusty, rozległa się seria cichych, radujących serca greenpeace i innych zielonych ludków trzasków. Żaden z karabinów nie wypalił. – Co jest, kurwa... – jęknął Morgan. Był tak zaskoczony, że nawet zapomniał przekląć po angielsku, by podtrzymać szacunek do swojej osoby na właściwym poziomie. Patrzył na swoją broń w nikłym świetle sączącym się z ulicznej latarni jak zaczarowany. Nacisnął spust jeszcze kilkakrotnie z równie marnym efektem. Zaciął się, wszystkie się zacięły! Wtedy dojrzał maleńki napis na lufie i zrozumiał. Made in China.
– Cięcia w kosztach, kurwa – warknął rozwścieczony, a potem ryknął ile sił w płucach: – Uciekamy, mother fucker!Bestia spojrzała na nich i chrząknęła złowieszczo, szczerząc ząbki w pożegnalnym uśmiechu. Około 23:00 do 23:20 Potwór dopadł i zabił wszystkich oprócz Morgana. Oficera uratowało być może to, że przez lata pracy w knajpie przesiąkł zapachem jagnięciny i kurczaka, a może to, że nigdy nie przepadał za schabowym. W sumie kto by przepadał. 23:45 To była krwawa noc. Jeszcze bardziej krwawa niż wyobrażenia narkomana po złotym strzale. Knur jeszcze nigdy nie dokonał takiej masakry w ciągu jednego dnia. Umarł Krystian, gwiazda miejscowej drużyny piłkarskiej, szeregowy Pykadło i trzech innych żołnierzy. Wujek Staszek, Mistrz Ciętej Riposty nie miał o tym bladego pojęcia. I w sumie nic go to nie obchodziło. Włóczył się w melancholijnym nastroju po zaśnieżonych ulicach i wspominał dawne, wspaniałe dni, kiedy z jego ripost śmiała się cała Polska. Mógł otwarcie i z dumą powiedzieć: jestem kimś, nie to co wy, ciamajdy! Jestem sławny, jestem znany i lubiany! Upił kolejny łyk palącego płynu, przez który jego matka posiwiała przed czterdziestką. Nie wrócił do domu, by zdać relację z kazania, nie miał nastroju. Poza tym był i tak ledwo trzymał się na nogach. Jego melancholia osiągnęła w pewnym momencie stan tak głęboki, że nie zauważył nawet jak jego drogę zastawiło ogromne cielsko. Krwiożerczy Knur Zagłady, postrach całego Chrumkowa i okolicy, bestia z najbardziej przerażających koszmarów. Spojrzeli sobie głęboko w oczy. Zupełnie jak kochankowie tuż przez złączeniem w najintymniejszy z tańców po długiej rozłące. Potwór warknął cicho, przygotowując się do skoku. Gdzieś, kiedyś Mały prosiaczek bardzo lubił zabawy. Zresztą jaki maluch by nie lubił. W tamtych wspaniałych czasach nikt nie przypuszczałby nawet, że słodka, różowa świnka, oczko w głowie każdej dziewczynki we wsi zamieni się w przerażającą bestię. Że zostanie boleśnie wykopana przez swojego pijanego pana z chlewu i zdana na łaskę losu. Że będzie tułać się po lasach i walczyć z wilkami jak równy z równym o przetrwanie. Że będzie żywić się radioaktywnymi odpadami i powróci kiedyś jako Apokaliptyczny Wieprz Ludożerca. Nie, tego na pewno nikt się nie spodziewał. A tamtego dnia prosiaczek chciał się tylko trochę poprzekomarzać. Tymczasem, kiedy trącał gospodarza pyszczkiem, poczęstowano go niemal śmiertelnym kopnięciem, które odrzuciło go na kilka metrów w tył, wprost za drzwi, w śnieżną zamieć, a pełen nienawiści głos krzyczał... 23:47 – Spierdalaj! – krzyczał wujek Staszek. Wywrócił się i leżał na ziemi z nogami rozrzuconymi w obie strony pod dziwnymi kątami. Bestia stanęła w pół kroku, dosłownie o metr przed swą kolejną ofiarą. – Spierdalaj, różowy szczurze! – Mistrz Ciętej Riposty wrzeszczał jak opętany, jego głos wznosił się wprost ku niebiosom, niemalże do boga, chociaż w żadnego przecież nie wierzył. Krwiożerczy Knur Zagłady poczuł się znów jak malutki, odtrącony prosiaczek. W piekielnych, czerwonych ślepiach zaszkliły się łzy. Zachlipał i rzucił się do ucieczki. Staszek jeszcze długo leżał w śniegu i zastanawiał się czy to, co zdarzyło się chwilę temu było prawdą czy złudzeniem. A jeżeli działo się to naprawdę, to jakim cudem udało mu się przeżyć. 0:00 Krwiożerczy Knur Zagłady pędził przed siebie bez ustanku. Koszmary w jego umyśle powróciły, demony przeszłości obudziły się z głębokiego snu. Masa mięśni i tłuszczu taranowała wszystko, co stanęło na jej drodze. I nagle, jakby wyrósł spod ziemi, naprzeciwko rozpędzonej bestii stanął młody mężczyzna. Potwór poczuł żądze mordu, musiał odreagować na kimś swój niewyobrażalny smutek. – Avada kurvada! – krzyknął człowiek, a powietrze przeciął zielony błysk. Apokaliptyczny Wieprz Ludożerca zwalił się z potężnym hukiem na zamarzniętą jezdnię. Leon Mesicki schował różdżkę do tylnej kieszeni spodni i poszedł w swoją stronę. 2:33 Żołnierze znaleźli truchło i niemal od razu zawołali oficera. Ten kazał oddać do ścierwa kilka strzałów z nielicznych, działających karabinów i zawiadomił media. Nie wiadomo kiedy na miejscu zaroiło się od dziennikarzy i migających fleszami fotografów. Przyjechała nawet telewizja, szeregowcy puszyli się dumnie przed obiektywem kamery. Koszmar w Chrumkowie Górnym zakończył się raz na zawsze. Morgan stwierdził, że nauczył się w Nowym Jorku robić doskonałego kebaba. Wkrótce mieszkańcy wioski rozpalili ogromne ognisko i zabrali się do ćwiartowania potwora. I wtedy coś się stało. Zielone światło raz jeszcze przecięło nocne niebo, pozostawiając po sobie rażące, jasne światła. 2:45 Dwa zupełnie różne cienie wędrowały w świetle księżyca rzucanym na asfaltową powierzchnię. Widok był intrygujący, jakby krzywy ołówek i zużyta gumka chlebowa postanowiły zostawić artystę sam na sam z inspiracją. W powietrzu unosił się zapach spalonych ciał. Gdzieniegdzie rozchodziły się krzyki i pojękiwania. Jeden tylko dźwięk rozjaśniał niby nie ciemną noc. Rechot świni drapanej za uszkiem przez nowego przyjaciela. - Kolejna dobra robota, Schabowczaku. Oby tak dalej! The Earth without art is just eh.
Czarownico, świetna robota.
Lexi, myślałam, że wyciągniesz z tekstu jakieś dno, coś więcej. W sumie tylko dodałaś trochę do narracji, w dodatku do wielu tekstów bym się przywaliła, nawet mając na uwadze, że to tylko parodia: Cytat:W sumie kto by przepadał.Czytelnicy mogą się uprzedzić. Niby głupota, ale jakoś dotyka. Cytat:Wtedy dojrzał maleńki napis na lufie i zrozumiał.Dodawanie "i zrozumiał" w wielu sytuacjach wkurza mnie niemal tak samo jak "nie wiedział, że nie dożyje jutra" w różnych odsłonach. Kazałabym Ci to przepisać na dramat psychologiczny, ale dość już mam tego knura. Lexi, jak obiecałam: http://www.via-appia.pl/forum/showthread.php?tid=14545 Krótkie opko, popisz się! |
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|