18-11-2009, 23:59
No, w horrach się okopałem, to atakujemy Fantasy Wink xD
Lorian, rycerz zakonu Srebrnych Smoków i członek (a dokładnie dowódca)
królewskiej straży przybocznej, właśnie wydał ostatnie tchnienie. Po drugiej stronie
pomieszczenia leżał martwy od paru minut Kanor - członek Bractwa Kruków, desygnowany
przez kapitułę zakonu do chronienia króla przed ewentualnym zamachem. Przez drzwi
słychać było odległe wrzaski i eksplozję. Od czasu do czasu słychać było demoniczny ryk.
Chociaż martwi tego nie wiedzieli, przysłane posiłki - cztery kompanie gwardzistów i
kilkudziesięciu zabójców z Bractwa, powoli wypierało demony i nieumarłych z królewskiego
pałacu. Wszystko zaczęło się zaledwie parę dni wcześniej, w momencie śmierci króla..
- Tharadorze. - powiedział wchodzący do pomieszczenia człowiek. Miał na sobie szarą szatę,
zakrywającą twarz. Siedzący na krześle potężnie zbudowany i ciemnowłosy mężczyzna z
początku nie odpowiedział. W rogach pomieszczenie stało dwóch członków Bractwa,
członków oddziału ochraniającego członków rodziny królewskiej. Każdy miał przy sobie
niewiadomą ilość ostrzy, noży do rzucania i innej broni, poukrywanej gdzie się tylko dało.
Każdy miał też dwa krótkie miecze. Wszyscy królowie Menorii uważali, że najlepszą ochroną
przed zabójcami są osoby myślące jak oni - czyli inny zabójcy
- Tharadorze. - Tym razem zapytany zaeragował.
- Co się stało posłańcze ?
- Twój ojciec, król, nie żyje.
Słysząc to, Tharador zasępił się. Wiadomość była dla niego wstrząsem, chociaż był na nią
przygotowany. Jego ojciec, Tharador II, chorował od wielu miesięcy i z każdym dniem czuł się
coraz gorzej. Uzdrowiciele byli bezradni. Była to jedna z ze śmiertelnych zaraz przenoszonych
przez służące Barachowi nieumarłe ścierwa. Można się nią było zarazić w wieku lat 20,
a objawy mogły nie pojawić się nigdy, dzień lub 30 lat później. Jakkolwiek by nie
było, po zarażeniu nie było ratunku. Zazwyczaj ofiara umierała po kilku dniach, jednak
król, cieszący się od zawsze świetnym zdrowiem, umierał przez dwa miesiące.
- To co teraz ? Kto zasiądzie na tronie jako Tharador III ?
- Rada Lordów już się zebrała. Oni podejmą decyzję. Następcą będziesz ty, albo twój brat,
Rondor.
Rada Lordów składała się z władców wszystkich prowincji Menorii. Obradowała w przypadku
śmierci króla, który nie miał męskich potomków, lub miał ich co najmniej dwóch. Miała
zapobiec kolejnym niszczącym wojnom domowym, jak ta po śmierci założyciela Menorii,
Falona. Pogrążyła ona Menorię w dziesięcioletnią wojnę pomiędzy synem Falona, Tahdarem i
Lordem Sevcoralem. Ostatecznie wygrał ten pierwszy. Później stworzono Radę, która zamiast
sposobem na pokój, stała się siedliskiem korupcji i „kolesiostwa”.
- Jak myślisz, kogo wybiorą ?
- Jesteś za agresywnym atakowaniem zarówno orków jak i nieumarłych. Lordowie prowincji
granicznych - Shairak, Galane, Vicavandrel i Pogranicza są więc po twojej stronie. Pozostali
albo się jeszcze nie zdecydowali, albo są za twoim bratem, który jest zwolennikiem rozbudowy
gospodarki i obrony
- Eh, jak znam ich, to skorzystają z okazji by się trochę pokłócić i powyciągać stare zaszłości
między nimi. Pewnie będą obradować przez parę dni. Muszę się ... oswoić ze śmiercią ojca.
Pójdę spać. Dobranoc.
- Dobranoc Tharangorze.
Nad pałacem królewskim zapadły nocne ciemności.
**************
Zakapturzony człowiek rozejrzał się po dziedzińcu. Widział w oddali jakiegoś
strażnika, ale był on zbyt daleko, by mógł mu przeszkodzić. Zeskoczył z muru, zręcznie
wylądował i kryjąc się w cieniach przebiegł wzdłuż ściany pałacu. Zauważył okno otwarte
przez przekupionego strażnika. Chwycił rękami za framugę i podciągnął się. Wszedł do
środka i rozejrzał się. W korytarzu było pusto i cicho. Delikatnie zamknął okno i wyjął jakąś
kartkę, na której ktoś zaznaczył trasy patrolów i opisał wszystkie pomieszczenia. Zgodnie
z mapą ruszył korytarzem. Tuż przed skręceniem w boczną odnogę, usłyszał z niej głos.
Ukrył się. Z korytarza wyszły dwie sprzątaczki. Po chwili zniknęły w ciemnym końcu
korytarza. Zabójca ruszył przez bezpieczną już drogę. Przez parę minut szedł bez problemu.
Nagle drzwi do jednego z bocznych pomieszczeń otwarły się. Zaskoczony zabójca nie zdążył
się ukryć. Przechodzący przez drzwi gwardzosta był równie zaskoczony. Obaj sięgnęli po
broń. Gwardzista chwycił za miecz ... i w tym momencie nóż zabójcy wbił mu się w gardło.
Krew z rany obryzgała zabójcę i częściowo pobliską ścianę.
Przewrócił się na ziemię i w tym momencie kolejny nóż wbił mu się w serce. Zabójca
wyciągnął swoją broń i wyczyścił ją z krwi. Zaciągnął zabitego w ślepy zaułek jednego
z pomieszczeń i tam zostawił. Ruszył dalej i wkrótce dotarł do swojego celu.
A dokładnie do drzwi sypialni którą zajmował. Pilnowało ich dwóch zabójców z Bractwa.
Ukryty za rogiem przygotował małą szklaną kulę. Wyskoczył zza róg i cisnął nią w kierunku
ochroniarzy. Zauważyli nadlatujący pocisk i błyskawicznie zorientowali się co to. Jeden rzucił
się w kierunku drzwi, by uderzeniem pięści zaalarmować ludzi znajdujących się wewnątrz.
Drugi z nożem w ręku rzucił się w kierunku napastnika. Kula uderzyła w posadzkę,
uwalniając ukryty w środku gaz, używany przez khorskich łowców niewolników do
poskramiania „zbuntowanych jednostek”, bez uszkadzania ich. Kruk biegnący w kierunku
drzwi błyskawicznie osunął się na ziemię. Tymczasem u drugiego, specjalne zaklęcie
„wyczuło” skażenie powietrza i natychmiast uszczelniło maskę na twarzy zabójca.
Jednocześnie do ust zaczęło płynąć powietrze, które poprzez ukryte w szacie cienkie
rurki z tkaniny, trafiało tam z małych zbiorniczków na plecach. Ukryty w chmurze dymu
cisnął nożem w miejsce, gdzie przed chwilą widział przeciwnika. Ostrze przecięło
powietrze i minęło głowę napastnika dosłownie o włos. Zaskoczony uskoczył zza róg i wyjął
małą igłę. W momencie w którym Kruk opuścił chmurę, agresor cisnął w niego trzymaną
w ręku bronią. Atakowany nie zdążył zaeragować. Igła wbiła mu się w brzuch uwalniając
zabójczą dawkę rzadkiej i trudnej do wykonania trucizny. Zabójca w bólach zaczął tarzać się
po podłodze. Trucizna w błyskawicznym tempie zaczęła niszczyć żyły, tętnice i organy
wewnętrzne. Zwycięzca minął go i ruszył w kierunku drzwi. Jeszcze zanim tam doszedł,
trucizna zatrzymała akcję serca Kruka. Otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia. Było
puste i ciemne. Minął stół. Nagle zaalarmował go trzask, dochodzący z lewej strony.
Odruchowo skoczył do tyłu, ledwo unikając nabicia na dwuręczny miecz. Potknął się o
małe krzesło i przewrócił na ziemię. Przed sobą zobaczył dowódcę gwardii przybocznej
swojego celu. Kolejne cięcie nieomal pozbawiło mordercę głowy. Cisnął on ukrytymi
w rękawicy zatrutymi igłami, celując w twarz przeciwnika. Ten jednak zasłonił się pancerną
rękawicą i uderzył mieczem. Zabójca zareagował zbyt późno. Miecz jednak ledwie go
drasnął. Zdesperowany rzucił się do przodu, uderzył gwardzistę w podbródek. Gdy głowa
odskoczyła do góry, szybkim ruchem noża poderżnął żołnierzowi gardło. Martwe ciało
zwaliło się na podłogę. Napastnik wyjął krótki miecz, podszedł do drzwi, po czym
przyłożył do nich ucho. Z drugiej strony nie dochodził żaden dźwięk. Odetchnął z ulgą.
Odglosy walki nie zbudziły jego celu. Cofnął się o krok, po czym wyważył zamknięte drzwi.
Chciał przebić cel zamachu, gdy ten będzie wstawał, po czym uciec przez okno. Sekundę
później, gdy spojrzał na ostrze wbite w pierś, wiedział już że mu się nie uda. Tuż
po zarejestrowaniu tego faktu już nie żył.
- Dobra robota Lorianie. - odezwał się Tharador. Z oddali dotarły do nich kroki zbliżających
się gwardzistów.
Lorian, rycerz zakonu Srebrnych Smoków i członek (a dokładnie dowódca)
królewskiej straży przybocznej, właśnie wydał ostatnie tchnienie. Po drugiej stronie
pomieszczenia leżał martwy od paru minut Kanor - członek Bractwa Kruków, desygnowany
przez kapitułę zakonu do chronienia króla przed ewentualnym zamachem. Przez drzwi
słychać było odległe wrzaski i eksplozję. Od czasu do czasu słychać było demoniczny ryk.
Chociaż martwi tego nie wiedzieli, przysłane posiłki - cztery kompanie gwardzistów i
kilkudziesięciu zabójców z Bractwa, powoli wypierało demony i nieumarłych z królewskiego
pałacu. Wszystko zaczęło się zaledwie parę dni wcześniej, w momencie śmierci króla..
- Tharadorze. - powiedział wchodzący do pomieszczenia człowiek. Miał na sobie szarą szatę,
zakrywającą twarz. Siedzący na krześle potężnie zbudowany i ciemnowłosy mężczyzna z
początku nie odpowiedział. W rogach pomieszczenie stało dwóch członków Bractwa,
członków oddziału ochraniającego członków rodziny królewskiej. Każdy miał przy sobie
niewiadomą ilość ostrzy, noży do rzucania i innej broni, poukrywanej gdzie się tylko dało.
Każdy miał też dwa krótkie miecze. Wszyscy królowie Menorii uważali, że najlepszą ochroną
przed zabójcami są osoby myślące jak oni - czyli inny zabójcy
- Tharadorze. - Tym razem zapytany zaeragował.
- Co się stało posłańcze ?
- Twój ojciec, król, nie żyje.
Słysząc to, Tharador zasępił się. Wiadomość była dla niego wstrząsem, chociaż był na nią
przygotowany. Jego ojciec, Tharador II, chorował od wielu miesięcy i z każdym dniem czuł się
coraz gorzej. Uzdrowiciele byli bezradni. Była to jedna z ze śmiertelnych zaraz przenoszonych
przez służące Barachowi nieumarłe ścierwa. Można się nią było zarazić w wieku lat 20,
a objawy mogły nie pojawić się nigdy, dzień lub 30 lat później. Jakkolwiek by nie
było, po zarażeniu nie było ratunku. Zazwyczaj ofiara umierała po kilku dniach, jednak
król, cieszący się od zawsze świetnym zdrowiem, umierał przez dwa miesiące.
- To co teraz ? Kto zasiądzie na tronie jako Tharador III ?
- Rada Lordów już się zebrała. Oni podejmą decyzję. Następcą będziesz ty, albo twój brat,
Rondor.
Rada Lordów składała się z władców wszystkich prowincji Menorii. Obradowała w przypadku
śmierci króla, który nie miał męskich potomków, lub miał ich co najmniej dwóch. Miała
zapobiec kolejnym niszczącym wojnom domowym, jak ta po śmierci założyciela Menorii,
Falona. Pogrążyła ona Menorię w dziesięcioletnią wojnę pomiędzy synem Falona, Tahdarem i
Lordem Sevcoralem. Ostatecznie wygrał ten pierwszy. Później stworzono Radę, która zamiast
sposobem na pokój, stała się siedliskiem korupcji i „kolesiostwa”.
- Jak myślisz, kogo wybiorą ?
- Jesteś za agresywnym atakowaniem zarówno orków jak i nieumarłych. Lordowie prowincji
granicznych - Shairak, Galane, Vicavandrel i Pogranicza są więc po twojej stronie. Pozostali
albo się jeszcze nie zdecydowali, albo są za twoim bratem, który jest zwolennikiem rozbudowy
gospodarki i obrony
- Eh, jak znam ich, to skorzystają z okazji by się trochę pokłócić i powyciągać stare zaszłości
między nimi. Pewnie będą obradować przez parę dni. Muszę się ... oswoić ze śmiercią ojca.
Pójdę spać. Dobranoc.
- Dobranoc Tharangorze.
Nad pałacem królewskim zapadły nocne ciemności.
**************
Zakapturzony człowiek rozejrzał się po dziedzińcu. Widział w oddali jakiegoś
strażnika, ale był on zbyt daleko, by mógł mu przeszkodzić. Zeskoczył z muru, zręcznie
wylądował i kryjąc się w cieniach przebiegł wzdłuż ściany pałacu. Zauważył okno otwarte
przez przekupionego strażnika. Chwycił rękami za framugę i podciągnął się. Wszedł do
środka i rozejrzał się. W korytarzu było pusto i cicho. Delikatnie zamknął okno i wyjął jakąś
kartkę, na której ktoś zaznaczył trasy patrolów i opisał wszystkie pomieszczenia. Zgodnie
z mapą ruszył korytarzem. Tuż przed skręceniem w boczną odnogę, usłyszał z niej głos.
Ukrył się. Z korytarza wyszły dwie sprzątaczki. Po chwili zniknęły w ciemnym końcu
korytarza. Zabójca ruszył przez bezpieczną już drogę. Przez parę minut szedł bez problemu.
Nagle drzwi do jednego z bocznych pomieszczeń otwarły się. Zaskoczony zabójca nie zdążył
się ukryć. Przechodzący przez drzwi gwardzosta był równie zaskoczony. Obaj sięgnęli po
broń. Gwardzista chwycił za miecz ... i w tym momencie nóż zabójcy wbił mu się w gardło.
Krew z rany obryzgała zabójcę i częściowo pobliską ścianę.
Przewrócił się na ziemię i w tym momencie kolejny nóż wbił mu się w serce. Zabójca
wyciągnął swoją broń i wyczyścił ją z krwi. Zaciągnął zabitego w ślepy zaułek jednego
z pomieszczeń i tam zostawił. Ruszył dalej i wkrótce dotarł do swojego celu.
A dokładnie do drzwi sypialni którą zajmował. Pilnowało ich dwóch zabójców z Bractwa.
Ukryty za rogiem przygotował małą szklaną kulę. Wyskoczył zza róg i cisnął nią w kierunku
ochroniarzy. Zauważyli nadlatujący pocisk i błyskawicznie zorientowali się co to. Jeden rzucił
się w kierunku drzwi, by uderzeniem pięści zaalarmować ludzi znajdujących się wewnątrz.
Drugi z nożem w ręku rzucił się w kierunku napastnika. Kula uderzyła w posadzkę,
uwalniając ukryty w środku gaz, używany przez khorskich łowców niewolników do
poskramiania „zbuntowanych jednostek”, bez uszkadzania ich. Kruk biegnący w kierunku
drzwi błyskawicznie osunął się na ziemię. Tymczasem u drugiego, specjalne zaklęcie
„wyczuło” skażenie powietrza i natychmiast uszczelniło maskę na twarzy zabójca.
Jednocześnie do ust zaczęło płynąć powietrze, które poprzez ukryte w szacie cienkie
rurki z tkaniny, trafiało tam z małych zbiorniczków na plecach. Ukryty w chmurze dymu
cisnął nożem w miejsce, gdzie przed chwilą widział przeciwnika. Ostrze przecięło
powietrze i minęło głowę napastnika dosłownie o włos. Zaskoczony uskoczył zza róg i wyjął
małą igłę. W momencie w którym Kruk opuścił chmurę, agresor cisnął w niego trzymaną
w ręku bronią. Atakowany nie zdążył zaeragować. Igła wbiła mu się w brzuch uwalniając
zabójczą dawkę rzadkiej i trudnej do wykonania trucizny. Zabójca w bólach zaczął tarzać się
po podłodze. Trucizna w błyskawicznym tempie zaczęła niszczyć żyły, tętnice i organy
wewnętrzne. Zwycięzca minął go i ruszył w kierunku drzwi. Jeszcze zanim tam doszedł,
trucizna zatrzymała akcję serca Kruka. Otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia. Było
puste i ciemne. Minął stół. Nagle zaalarmował go trzask, dochodzący z lewej strony.
Odruchowo skoczył do tyłu, ledwo unikając nabicia na dwuręczny miecz. Potknął się o
małe krzesło i przewrócił na ziemię. Przed sobą zobaczył dowódcę gwardii przybocznej
swojego celu. Kolejne cięcie nieomal pozbawiło mordercę głowy. Cisnął on ukrytymi
w rękawicy zatrutymi igłami, celując w twarz przeciwnika. Ten jednak zasłonił się pancerną
rękawicą i uderzył mieczem. Zabójca zareagował zbyt późno. Miecz jednak ledwie go
drasnął. Zdesperowany rzucił się do przodu, uderzył gwardzistę w podbródek. Gdy głowa
odskoczyła do góry, szybkim ruchem noża poderżnął żołnierzowi gardło. Martwe ciało
zwaliło się na podłogę. Napastnik wyjął krótki miecz, podszedł do drzwi, po czym
przyłożył do nich ucho. Z drugiej strony nie dochodził żaden dźwięk. Odetchnął z ulgą.
Odglosy walki nie zbudziły jego celu. Cofnął się o krok, po czym wyważył zamknięte drzwi.
Chciał przebić cel zamachu, gdy ten będzie wstawał, po czym uciec przez okno. Sekundę
później, gdy spojrzał na ostrze wbite w pierś, wiedział już że mu się nie uda. Tuż
po zarejestrowaniu tego faktu już nie żył.
- Dobra robota Lorianie. - odezwał się Tharador. Z oddali dotarły do nich kroki zbliżających
się gwardzistów.
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.
Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.
Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje