Wisielczy humor, albo i nie, ale z pewnością udany wyraz poetyckiej spostrzegawczości.
Coś w ten serek.
Ładnie, rytmicznie (lecz to dobrze) mi się czytało. Nie doszukuję się podniosłości i symboliki ponad miarę, tak tylko czytam sobie, a moje krótkie nóżki dyndają parę centymetrów nad ziemią.
Cytat:Nad ramieniem ci dyndam,
nad sumieniem.
Mnie rozbroiło. Zresztą jak i moich poprzedników, z tego, co czytam.
Niby wiem, że dyndanie powinno się kojarzyć z wisielcami i karłami, a tematy wcale nie są (przynajmniej nie powinny) wprawiać w dobry humor. Lekkość pióra jest jednak tak ujmująca i wyraźna, że aż się raźniej człowiekowi robi. Ponadto, podmiot liryczny, o ile mogę się go doszukiwać w tej formie, nie kojarzy mi się ani z jednym, ani z drugim. Może jakieś wspomnienie, ulotne myśli, dyndające gdzieniegdzie... dyndająca nad sumieniem, ramieniem prawda, której "zajrzenie pod spódnicę" przysporzy podglądaczowi niespodzianek. Zwłaszcza, że polecenie zakończono kropką, nie wykrzyknikiem. Nienachalnie, nienamacalnie i cokolwiek nieprzewidywalnie. To może być wszystko. Albo nic. Albo konkretne coś.
Zależnie od czytelnika.
Jako wiersz - mało wierszowaty. Bardziej mi to pasuje na jakiś monolog męczącej faceta kobiety (metafora, bo to kobiety zwykle mędzą i monologują), albo przyśpiewkę do codziennych zajęć.
Cytat:Uznałam, że dyndanie jest fajne.
Wszystko mi wyjaśniło.
Choć forma, istotnie, wskazuje na wiersz, to nie czuję w tekście ostrych form poezji. Wyobrażam go sobie raczej jako bujną, soczystą i kolorową plamę, której nieregularne kształty sięgają to płótna liryki, to epiki... Świetne! Dyndasz dziełem w tę i we w tę i do urzeka.
Szalenie zajmujące!
PS
Który rodzaj dyndania jest najfajniejszy?