Ryuuga!
Ale przecież stawiasz tym już nie granice, ale wysokie mury inności transseksualistów.
Dlaczego niby problem medyczny/psychologiczny transformacji ma być kategorialnie "lepszy" niż problemy heteroseksualnych? Dlaczego są osamotnieni? A dlaczego zatrzaskujesz drzwi do tych problemów magicznym "nikt ich nie zrozumie"?
Twój utwór jest literaturą - wprowadza w kulturę nową wartość. Jeżeli to wartością jest konkluzja - nigdy się nie porozumiemy, bo wy nie macie o nas pojęcia, to... Nobla nie dostaniesz.
Znam kobietę, która przez całe życie rozumiała, że nie powinna żyć za murem i bała się, że ten mur zbudują inni. Obudowała więc w sobie swą "inność" - była "normalna" i większość życia chciała być tak postrzegana.
Owszem w zakonspirowanym undergroundzie swej biografii funkcjonowała szczerze, ale nikogo z bliskich tam nie wpuszczała. Bo nie zrozumieją. Bo są INNI niż ona.
Ty w komentarzu masz tę samą tezę. Czym innym jest mastektomia u kobiety z rakiem, czym innym mastektomia transeksualisty? Ten drugi jest "biedniejszy?, musi zamknąć się w getcie i rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać o piersiach, macicy i członkach? (to stało się u Ciebie w opowiadaniu - nie wiem, jak jest w rzeczywistości. Czerpię doświadczenie z Twojej opowieści!)
W nowym poście, bo to ważne:
Ja nie chcę dążyć do "rozumiem Cię, was, ich" zawierającego litościwe kiwanie głowami i wewnętrzną radość (jak dobrze, że to, on/ona nie ja)
Chciałabym zwykłego "aha", w sensie poznaję, doświadczam poprzez emaptię.
Od Twojego opowiadania chciałabym, żebym powiedziała takie "aha', a uważam, że tą sceną to zepsułeś (zwulgaryzowałeś).
Że ustawiłam się "przeciwko" zbiorowości z radością swojego "rozumiem"
Ale przecież stawiasz tym już nie granice, ale wysokie mury inności transseksualistów.
Dlaczego niby problem medyczny/psychologiczny transformacji ma być kategorialnie "lepszy" niż problemy heteroseksualnych? Dlaczego są osamotnieni? A dlaczego zatrzaskujesz drzwi do tych problemów magicznym "nikt ich nie zrozumie"?
Twój utwór jest literaturą - wprowadza w kulturę nową wartość. Jeżeli to wartością jest konkluzja - nigdy się nie porozumiemy, bo wy nie macie o nas pojęcia, to... Nobla nie dostaniesz.
Znam kobietę, która przez całe życie rozumiała, że nie powinna żyć za murem i bała się, że ten mur zbudują inni. Obudowała więc w sobie swą "inność" - była "normalna" i większość życia chciała być tak postrzegana.
Owszem w zakonspirowanym undergroundzie swej biografii funkcjonowała szczerze, ale nikogo z bliskich tam nie wpuszczała. Bo nie zrozumieją. Bo są INNI niż ona.
Ty w komentarzu masz tę samą tezę. Czym innym jest mastektomia u kobiety z rakiem, czym innym mastektomia transeksualisty? Ten drugi jest "biedniejszy?, musi zamknąć się w getcie i rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać o piersiach, macicy i członkach? (to stało się u Ciebie w opowiadaniu - nie wiem, jak jest w rzeczywistości. Czerpię doświadczenie z Twojej opowieści!)
W nowym poście, bo to ważne:
Ja nie chcę dążyć do "rozumiem Cię, was, ich" zawierającego litościwe kiwanie głowami i wewnętrzną radość (jak dobrze, że to, on/ona nie ja)
Chciałabym zwykłego "aha", w sensie poznaję, doświadczam poprzez emaptię.
Od Twojego opowiadania chciałabym, żebym powiedziała takie "aha', a uważam, że tą sceną to zepsułeś (zwulgaryzowałeś).
Że ustawiłam się "przeciwko" zbiorowości z radością swojego "rozumiem"
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]
Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".