Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Nagrania podpalonego Esia
#1
Z góry uprzedzam, że postęp tego projektu będzie w znacznym stopniu zależał od zainteresowania czytelników. Póki co niewielki fragment początkowy.


Spalił się dom. Poczerwieniałe pierścienie z drewnianych belek oświetlały ścieżkę w głąb lasu. Po lewej stronie siedział nadpalony pluszowy miś. Ze smutkiem spoglądał na gasnący pożar. W guzikowych oczach odbijały się płomienie. Konwertowane cyfrowo zapisywane były na niewielkim dysku, stanowiącym niejako serce zabawki. Do niedawna system ten miał służyć do ochrony właściciela misia. Rodzice chcieli mieć pewność, że ich pociecha nie jest molestowana psychicznie, spędzając całe dnie w przedszkolu. Po prawej stronie ścieżki Rafcio próbował wygramolić się z pułapki. Wielka zasłona zaatakowała go z powietrza. Wierzgał nóżkami, leżąc na plecach i wołał swojego pluszowego przyjaciela, by przybył mu z pomocą. W końcu, zupełnie niespodziewanie, wiatr zdmuchnął napastliwy fragment materiału. Chłopczyk obrócił się na bok. Gdy zlokalizował misia, natychmiast podbiegł do niego na czworakach.
- Esio, cemu mi niepomagaśny byłeś?
Pluszowa zabawka jednak była zahipnotyzowana widokiem strzelających iskier. Rafcio zatem niegramotnie wyprostował nogi, wypinając tyłeczek w stronę lasu. Po czym delikatnie ustawił się do pionu. Chwycił misia za łapkę i odwrócił się za siebie.
Miał poczochrane brązowe włosy. Ubrany był w niebieską piżamkę w kolorowe baloniki. Na prawym nadgarstku zawiązaną miał materiałową bransoletkę w pstrokate wzory. Marysia ofiarowała mu ją kilka dni temu, oświadczając, że ma jej w ogóle nie zdejmować, bo od dziś jest jej Edwardem. Rafcio nie miał pojęcia, co to mogło znaczyć, ale domyślał się, że miało coś wspólnego z rosnącym wpływem starszej siostry na dziewczynkę. Podobała mu się jednak ta rzecz, pewnie ze względu na kolorowe dzióbki i daszki, dlatego postanowił zastosować się do polecenia. Oczywiście mamusia zdejmowała mu ją przed kąpielą, ale zaraz potem zawiązywała dokładnie tak jak było.
Esio był kudłatym misiem. Miał odstające uszy, których nie dało się zgiąć, co usilnie próbował chłopczyk uczynić, co najmniej raz w tygodniu. Miś miał wygolony brzuszek i zameczek na plecach, do którego suwaka mamusia przypięła niewielki breloczek z kłódeczką. Rafcio wielokrotnie pytał, po co, ale jedyną sensowną odpowiedzią jaką uzyskał było: nie kłopotaj sobie tym główki.
Nagle chłopczyk zrobił zaskoczoną minę.
- O, łewiólka!
Po czym bujanym, niezdarnym krokiem udał się za zwierzątkiem w głąb lasu. W zasadzie to był niewielki zagajnik, składający się z kilkunastu drzew, pomiędzy którymi tatuś wydeptał ścieżkę, by chłopcy mogli bezpieczniej się do siebie transportować. Na jej drugim końcu bowiem stał dom Robcia, najlepszego kolegi Rafcia.
Chłopczyk starał się podejść wiewiórkę od tyłu, ale ona niespodziewanie odwróciła się. Stając twarzą w twarz z jej pyszczkiem odchylił się za bardzo do tyłu, co spowodowało, że upadł na pupę.
- Łops.
Refleks jednak wziął górę i prostując rączki z Esiem w kierunku gryzonia, sprawił że wiewiórka uciekła na drzewo. W tej samej chwili odwracając wzrok spojrzał w stronę płonącego domu.
- Esio, pats! Fontanna!
Powoli wracał mu też słuch, zatem westchnął w zachwycie słysząc coraz głośniej syrenę straży pożarnej. W tej samej chwili zza pleców usłyszał głos przyjaciela.
- Rafciu! Rafciu, zyjes?
Chłopczyk spojrzał w zdziwieniu na podbiegającego Robcia, ciągnącego mamę za rękę.
Rafcio jednak nie rozumiał zupełnie tego zainteresowania. A już tym bardziej nie wiedział, jak odpowiedzieć na to pytanie. Mama Robcia nachyliła się nad nim.
- Rafałku, gdzie są twoi rodzice?
On zrobił ustami dzióbek, prawie jak do pocałunku, po czym zaczął przewracać oczami z lewego do prawego górnego rogu zakresu jego postrzegania. Na koniec wzdrygnął ramionami. Spojrzał na misia.
- Esio? Wiziałeś mamusię i tatusia… - tutaj zamyślił się i z braku innego pomysłu dodał dla podkreślenia - zisiaj?
Pluszowa zabawka jednak znów wpatrywała się w tlący żar spalonego domu. Mamusia Robcia nachyliła się jeszcze mocniej, opierając ciężar ciała na ręce. Po czym położyła się na ziemi.
- Mamunia musi być bardzutko zmęczonawa. Środek nocy jest. - podsumował Robcio.
Ubrany był w granatowe spodnie dresowe i przyciasnawą, fioletową bluzkę z dinozaurem. Tak naprawdę jednak efekt taki uzyskany został dzięki temu, że chłopczyk był pucułowaty. Fryzurę miał na garnek. Pomimo środka nocy wydała się Rafciowi podejrzanie wyczesana.
Robcio zaczął układać liście na mamusi, tłumacząc, że to po to, by nie zmarzła. Jego przyjacielowi takie gesty wydawały się zawsze przesadzone. Często powtarzał, że kiedyś tego typu troska o szczegóły wpędzi go w kłopoty. Ale co tam Rafcio mógł wiedzieć? Jedyne, o co tak naprawdę się troszczył, było to pluszowe, kudłate ‘coś’, które wszędzie za sobą taszczył. Robcio uważał, że chłopcy w wieku pięciu lat powinni zacząć interesować się samochodami i sportem. Rafcio zawsze dodawał, że jego przyjaciel sport to jedynie mógłby oglądać w telewizji z paczką chipsów, podobnie jak wyścigi samochodowe z miską popcornu. Chłopcy uważali jednak, by w tych uszczypliwościach nigdy nie przesadzić.
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#2
Ufff... uff... ech...

1.
Cytat:Spalił się dom. Poczerwieniałe pierścienie z drewnianych belek oświetlały ścieżkę w głąb lasu. Po lewej stronie [lewej czego?] siedział nadpalony pluszowy miś. Ze smutkiem spoglądał na gasnący pożar. W guzikowych oczach odbijały się płomienie. Konwertowane cyfrowo zapisywane [zjadłeś jakiś wyraz, pewnie obrazy] były na niewielkim dysku, stanowiącym niejako serce zabawki. Do niedawna system ten miał służyć do ochrony właściciela misia.[--> te zdania powinno sie połączyć] Rodzice chcieli mieć pewność, że ich pociecha nie jest molestowana psychicznie,spędzając całe dnie w przedszkolu. [niewłaściwie, nieczytelnie zastosowany równoważnik] Po prawej stronie ścieżki Rafcio próbował wygramolić się z pułapki [logika - najpierw usiłuje wygramolić się z pułapki, a potem dopiero dowiaduje się o zasłonie, skutek wyprzedził przyczynę]. Wielka zasłona zaatakowała go z powietrza. Wierzgał nóżkami, leżąc na plecach i wołał swojego pluszowego przyjaciela, by przybył mu z pomocą. W końcu, zupełnie niespodziewanie [fakt - zupełnie nie spodziewanie], wiatr zdmuchnął napastliwy fragment materiału. Chłopczyk obrócił się na bok. Gdy zlokalizował misia, natychmiast podbiegł do niego na czworakach.

Ekspozycja wymaga, według mnie, starannej uwagi. Wygląda, jak tekst wielokrotnie poprawiany, modyfikowany i pogubiła się w nim logika obrazowania. W lekturze toporny, jakby narrator miał kłopot z uporządkowaniem toku myśli. Wyróżniona kolorem część nie powinna tu przeszkadzać informacjami, bo zakłóca wejście w przestrzeń świata.
*
Ten rodzaj nieuporządkowanej, chaotycznej narracji jest typowy dla całości. Im dalej tym lepiej, więc pewnie to chwilowe niedomaganie. Rozumiem przerzutność uwagi dziecka, ale narrator nie jest dzieckiem.
Dlatego uff-amWink
Bo to mi się podoba. Lubię opowieści "dziecięce" i masz do tego dryg.
I nie podoba mi się jednocześnie. Jest poskładane na patatajkę.
Rodzi się dobre opowiadanie i wystarczy zapanować nad narratorem i jego przerzutną - rozrzutną narracją.

I nad błędami językowymi. Sporo ich i rażące!

OCENA
Przyjęłam, że ten fragment jest w połowie drogi do artystycznego ładu, a ma ciekawy zamysł (choć Miś jest trochę "sprzedany" już u Milne'a) i lubię groteską
6 /10
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#3
1. po lewej stronie ścieżki do lasu, jak dla mnie to oczywiste.
2. Faktycznie zjadłem obrazy. Mniam.
3. Nic się nie powinno połączać. Gdyż, z jakiejkolwiek strony by nie patrzeć, autor jest bogiem tekstu.
4. Nie mam pomysłu na inny równoważnik.
5. Pułapka jest słowem samowystarczalnym. Wyjaśnienie może nadejść kiedykolwiek. Ot taka niespodzianka :-)
6. Niespodziewanie mi się nie podświetliło czerwonym ślaczkiem xD

Faktycznie tekst był poprawiany. Być może nawet wielokrotnie. Ale kto by tam liczył xD Jako że nawet najlepsi (a ja do takowych nie należę) mają zastępy edytorów, którzy wyłapią im błędy, jakich ja nie dostrzegam; dlatego starannie wyłapane złośliwości uznam za pikantny objaw sympatii.
Narrator jest dzieckiem i zawsze nim pozostanie. Podobnie jak autor. Nie uznaję tego za nic nagannego :-)
I za przerzutną - rozrzutną narrację również dziękuję. Cel osiągnięty. Mission accomplished xDD

Dziękuję za poświęcony czas, opinię i uwagi. A obrazy wyplułem do oryginału xD
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#4
4. Nie mam pomysłu na inny równoważnik.
To podkreślone wypowiedzenie wymaga zdania, równoważnik z imiesłowem jest błędem.

Tarzam się w popiele: Niespodziewanie napisałam niespodziewanie dla siebie błędnie.

I postaram się nie używać więcej w komentarzu języka, co do którego miałbyś podejrzenie, że zawiera złośliwości (a nie zawierał).
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#5
Wynika z tego, że rodzice pracowali w przedszkolu xD czyli jak ta piosenka szła? <myśli>
aha: "cudownych rodziiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiców mam..." xDDDDD
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#6
No i znowu konfuzja (edytowałam ;-(((

Przedtem napisałam, że z gramatyki wychodzi, że rodzice pracowali w przedszkolu.
Sorry.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#7
A ja się będę trzymał wersji, że 'ich pociecha, spędzając'. Mogę pójść na kompromis i wstawić 'całe dnie' na koniec xD
I wytłumaczam xD 'chwilowe niedomaganie' może być odebrane jako złośliwość. Gdyż dobór słów zaadresowany w kierunku mężczyzny jest znaczący. Always. Kwestia tylko na ile świadomie Krytyk zdaje sobie sprawę jak jest odbierany język wypowiedzi. Odniosę się tu do archetypu nauczycielki karcącej ucznia, która ma bardzo liczną widownię na niektórych, specjalnie do tego stworzonych, serwisach xD Mon dieu, jak wtedy można by było odebrać to uff-anie? ;p Tak jak wspominałem, uwagi do-autorskie są prywatnym odbiorem czytelnika, przydałoby się w nich mniej pewności. Taka rada :-)
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#8
Dyskusja mogłaby stać się całkowicie niemerytoryczna, więc przepraszam za swoją złośliwość (niezamierzoną, odczytaną wbrew intencjom w komentarzu o narracji etc. )
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości