Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bernard dentysta.
#12
(sprostowanie: Poniżej zapraszam do pełnego, lekko zmodyfikowanego i poprawionego dalszego ciągu opowiadania.)

Bernard Morawiecki
Samozwańczy Dentysta
autor: Krzysztof "Vitalius" Pawłowski
TAJEMNICA B16
cz. II
"PRAWDA"

"Nowa formacja Rzeczpospolitej Narodów "Wysłannicy" zostali powołani i wyszkoleni do zadań specjalnych na terenie całego globu ziemskiego. Po ataku Kohorty oraz pojawieniu się wielu nowych zagrożeń dla RN, sztab generalny jak i głównodowodzący prof. Henryk Morawiecki stworzył jednostkę agentów przystosowanych do nowych warunków bojowych. Ich doktryna walki opiera się na głównym założeniu jakim jest "POZÓR"

[align=right]fragment tekstu instruktarzowego żołnierzy RN

VII
Gdy zobaczyłem jak Thomas opadł bez sił na podłogę i siedział oparty plecami o ścianę przez chwilę ujrzałem w nim całą ludzkość. Bezsilną i zmęczoną okrucieństwem napastnika i jego sojuszników. Ujrzałem Kohortę która porywa ludzi tylko po to aby się nimi żywić. Rdzawą Rękę, największego zdrajcę ludzkości która każdego dnia sięga po nasze ziemie aby pławić się w cierpieniu tych którzy postanowili się im przeciwstawić. Tym bardziej poczułem, że muszę wykonać powierzone mi zadanie. Za wszelką cenę.

Nastała noc gdy całkowicie ucichły odgłosy walki. Siedzieliśmy w sporym pomieszczeniu znajdującym się na drugim piętrze jednego z kilku połączonych mieszkań. Nad głową Thomasa wisiał zniszczony obraz przedstawiający las i dużą ilość ludzi odpoczywających w cieniu drzew. Prócz tego była kanapa, stół, barek i przewrócona szafa. Po całej podłodze rozrzucone były rozmaite książki i czasopisma. Księżyc nieśmiało zaglądał przez zniszczone i brudne plastikowe okna.
Thomas nie spał, ani przez chwilę w ciągu tych paru godzin nie zmrużył oczu. Musiał bardzo mocno przeżyć śmierć tego drugiego. Jego długie kasztanowe włosy rozpuszczone i posklejane od potu opadały na kurtkę.
Teraz gdy miałem pojemnik, a raczej gdy wiedziałem, że pojemnik jest kilka metrów przed mną nie musiałem już udawać młodego, narwanego idioty. Ta część misji została wykonana. Dlatego pozostawało tylko jedno pytanie. Czy zabrać pojemnik od razu i ruszyć dalej czy wykorzystać tą sytuacje werbując tego młodego chłopaka i brnąć we dwójkę?
Siedziałem na kanapie wpatrując się to na Thomasa to na obraz i rozmyślałem nad dalszym działaniem. Nagle odezwał się młody , nie podnosząc głowy, cichym ale wyraźnym głosem zaczął mówić.
- Darek w pewien sposób był moim bratem. Wiem, że masz to w dupie bo w ogóle się nie znamy ale teraz gdy on zginął to zrozumiałem, że jestem bezwartościowym śmieciem. To on wszystko załatwiał, to on gadał z ludźmi, i w końcu to on dawał mi gwarancje, że jutro też przeżyjemy. A teraz... . - po jego policzkach zaczęły ściekać łzy.- ... teraz to wszystko to jeden chuj. Jestem pewien, że jeżeli nie dzisiaj to jutro zginę - Jego głowa ukryła się w dłoniach. Płakał, a ja siedziałem na kanapie i zastanawiałem się nad jego przydatnością do zbliżającej się misji.
Był w zupełnej rozsypce. Jego osobowość przeżywała właśnie totalny kataklizm którego zakończenie miało przesądzić o jego przyszłości. Co niosło zakończenie? Ostateczne uformowanie charakteru. Coś czego nie wszyscy ludzie mogli doznać, bo po prostu nie dożywali tej chwili.
Wstałem i podszedłem do okna. Gwiazdy nieśmiało przebijając się przez chmury rozjaśniały szczyty poniszczonych budynków. Jak zwykle noc była cicha, lecz nikt kto żyw nie wierzył w ten złudny spokój. Nie zamierzałem zostawiać chłopaka samopas. Nie tym razem.
- Thomas. Teraz słuchaj mnie uważnie. Przeszłość jest częścią naszego życia ale ona nie kreuje przyszłość. Tylko ta chwila, może i zadecyduje o tym co będzie dalej. Dlatego nawet jeśli Darek robił wszystko za ciebie i był twoim najlepszym przyjacielem, to teraz przyszedł czas na ciebie! Musisz sam zacząć walczyć o własną dupę bo inaczej wszelkie wcześniejsze starania Darka pójdą na marne.
- Co?! - Thomas podniósł do góry głowę ukazując opuchnięte od płaczu oczy - O czym ty teraz mówisz? Co ma pójść na marne? Przecież ja już jestem trupem, kurwa!! - stan załamania nerwowego przerodził sie w panikę i szaleństwo. Gdy powoli odwróciłem się w jego stronę, zauważyłem jak w oczach Darka pojawił się niebezpieczny błysk. Ten błysk mówił jasno "zaczynam tracić kontrole nad własnym umysłem, nad własnym ciałem".
Próbując więc delikatnie załagodzić sytuacje dodałem -Thomas, jeszcze nie wszystko stracone! - Młody powoli wstał na proste nogi i energicznie gestykulując zaczął krzyczeć - To wszystko Twoja wina, ty Polska mendo! Gdyby nie Twój zasrany pojemnik i ten koleś od którego mieliśmy go zabrać, Darek by nie zginął. Tak kurwa! To wszystko TWOJA WINA!... -
Perswazja słowna przestała mieć jakikolwiek sens. Teraz wszystko mogło zakończyć się w ciągu kilku sekund. W wątłym świetle gwiazd zobaczyłem, że ten młody chłopak sięgał po pistolet. Dlatego musiałem szybko działać. Nie mogłem pozwolić na to aby Thomas staną między Rzeczpospolitą Narodów, a Berlinem. Musiałem doprowadzić tą misję do końca, nie ważne jakim kosztem.
- ... a według prawa RASY ten który doprowadzić do śmierci swoich towarzyszy musi ponieść konsekwencje... - W bladym blasku gwiazd, uśmiech który teraz zawitał na twarzy chłopaka wydał się przerażająco złowieszczy.- ... i zapewne domyślasz się czym są te konsekwencje. Nieznajomy.-

Tak, na pewno teraz wszystko się rozstrzygnie. Ta myśl przeszła przez mój umysł niczym błysk wybuchu.

Oboje wyciągnęliśmy broń w tym samym momencie. W tym samym momencie także nacisnęliśmy spust. Pocisk z jego pistoletu odbił się od mojego pola elektromagnetycznego, nie robiąc mi żadnej krzywdy. Natomiast chmura śrutu z mojej strzelby spowodowała, że tylko dzięki ochronie tarczy przed bezpośrednim trafieniem, Thomas został rzucony brutalnie o ścianę. Gdy spadł na ziemie był już nieprzytomny, a jego tarcza oddała ostatnią iskrę życia.
Thomas Thomas, i na co to komu było?! Pomyślałem i nachyliłem się nad nieprzytomnym aby go przeszukać. Prócz bezwartościowych dupereli, kilku racji suchego prowiantu oraz małej ilości amunicji ten chłopak nie posiadał nic. Oczywiście oprócz jednej, najważniejsze rzeczy! Mianowicie, w torbie przewieszonej przez ramię znalazłem zbiornik, był nietknięty.
Moja misja jest nadal aktualna. Pomyślałem z ulgą.

Po krótkiej chwili byłem już na kanapie i nie, nie wziąłem od niego tego zbiornika. Teraz musiałem zrobić coś ważniejszego. Z tylniej kieszeni plecaka wyjąłem nóż, mydło i trochę wody. Miałem kilka godzin za nim młody się obudzi, a nad ranem... .
- KURWA!- Wyraźny krzyk Thomasa wskazywał na to, że właśnie do tego doszło. Nie przebierał w słowach gdy macał się po ogolonej praktycznie do zera głowie. - TY ZBOCZEŃCU! Nie dość, że mnie ogoliłeś do zera to jeszcze jestem nagi! Gdzie są moje rzeczy pedale! - Był wściekły i w sumie mu się nie dziwię. W promieniach światła i na tle zagruzowanego pokoju, nagi mężczyzna był widokiem wręcz groteskowym, lecz bardziej ciekawe było to jak się teraz czuł?
Ale nie ważne, nie zamierzałem czekać, aż wyciągnie kolejne durne przypuszczenia.
- Po pierwsze! Nie pedale. Po drugie, tutaj w torbie koło Ciebie masz nowe ciuchy, a po trzecie od dzisiaj pracujesz dla mnie więc trochę kultury i przyzwyczaj się do nowej fryzury rekrucie. - Młody chyba nie wiedział co się dzieje. Stał przez dobrą minutę na środku pomieszczenia z miną sugerującą wyłączenie systemu odpowiedzialnego za racjonalne myślenie, aż w końcu wydusił.
- Że niby co? - Musiałem go trochę przyhamować, żeby się chłopak nie rozpędził za bardzo z tą jego "hardością". Więc wyprostowałem się solidnie i spojrzawszy głęboko w jego oczy, odpowiedziałem. - Gówno. - Młody stał bez ruchu. Po jego twarzy było jednak widać, że właśnie przeżywał kryzys umysłowy. Półkula racjonalnego myślenia starła się w zabójczym pojedynku z półkulą odpowiedzialną za nagłą śmierć, choroby i wypadki czyli z głupotą. Więc postanowiłem mu trochę pomóc, ale też nie za dużo.
- Po wczorajszej rozmowie zrozumiałem, że musisz się nauczyć samodzielności. Musisz nauczyć się żyć w tych zasranych przez Kohortę i Ruskich, czasach. A nic tak dobrze nie uczy jak zasadnicza służba wojskowa. Czy rozumie osoba? - Drętwe spojrzenie Thomasa sugerowało, że chyba nie nadąża za akcją.
- Od dzisiaj jestem Twoim przełożonym. I żeby było jasne, jedynym przełożonym. Dlatego jeżeli będziesz chciał iść się odlać, to pytasz się mnie o zgodę. Jeżeli będziesz chciał iść się wysrać, to też się pytasz o zgodę. Jeżeli chcesz pobyć w samotności, to musisz strzelić sobie w głowę bo w najbliższym czasie samotnością, powietrzem, matką i ojcem będę ja. Czy teraz osoba rozumie?- Chyba coś w jego umyśle zaskoczyło bo wymamrotał, trochę się przy tym jąkając.- A ja.. jak nie? -
- To wpierw spuszczę Ci taki wpierdol, że będziesz chodził dokładniej niż zegarek kwantowy, a później założę Ci smycz i będziesz jeszcze niżej niż szeregowy. Czy zrozumiała osoba? - Młody chyba wreszcie pojął, że nie istnieje żadna inna droga jak tylko ta, że musi się podporządkować. Przytaknął, nie za bardzo wiedząc czy powinien wpierw coś powiedzieć czy raczej było by to zbędne. Ten fakt konsternacji i użytecznego użycia mózgu ucieszył mnie niezmiernie.
- No! I to się nazywa duch walk! Skoro więc każdy z nas rozumie położenie w którym się znajduje to teraz osoba się ubierze i przygotuje do drogi. Bo trzeba jej wiedzieć, że czeka nas naprawdę długa i ciekawa podróż.

Po kilku minutach Młody był już ubrany w szarą bluzę z kapturem, skórzaną kurtkę i grube ciemne spodnie. Nie wyglądał jak rekrut ale tylko te ciuchy udało mi się znaleźć w pobliskich ruinach gdy ten cwaniaczek leżał nieprzytomny.
- Dobra dowódco, a broń? - Gdy usłyszałem te słowa, zamurowało mnie. - Słucham? Co osoba chce?- Thomas stał nie wiedząc co do końca ma odpowiedź, aż w końcu wymamrotał.
- No broń. No bo czym,... czym mam walczyć? - Prędzej czy później musiało paść te pytanie, ale miałem na nie bardzo dobrą odpowiedź.
- Aaa! Broń! Ma osoba! - rzuciłem w jego stronę łopatę. To była solidna, długa i dość ciężka łopata, a mówiąc jeszcze prościej, była to łopata węglowa. Służąca do przerzucania węgla.
- CO!? - W oczach Thomasa zobaczyłem tak wielkie zaskoczenie, że przez pierwsze kilka sekund miałem nadzieje, że nie zejdzie na zawał.- Przecież tym się nie da walczyć! Z resztą co będzie jak natrafimy na przeciwników z bronią palną? Do cholery! Przecież ja już nawet nie mam tarczy energetycznej!! - Wielka i nieograniczona rozpacz biła z tej młodej ale cholernie mocno zarośniętej twarzy, a do tego znowu zaczął wykonywać dziwne i chyba niekontrolowane ruchy czy może tiki nerwowe. W każdym bądź razie nie mogłem pozwolić aby rekrut w taki sposób odzywał do swojego przełożonego. Przecież stal rozgrzaną trzeba od razu kuć bo inaczej syf wyjdzie z pracy.
- OSOBA ZAMNKIE RYJ! - Krzyknąłem prosto w twarz Thomasa, a w moim oczach każdy mógłby w tej chwili wyczytać nie tylko gniew, ale i groźbę. Młody ucichł i znów staną wyprostowany. Zniżyłem ton rozmowy i teraz już spokojnie kontynuowałem. - Osoba nie kwestionuje decyzji przełożonego. Osoba nie odpowiada i nie mówi nie zapytana przez przełożonego i wreszcie osoba nie robi nic bez zgody przełożonego. Czy osoba rozumie? Tym razem pytam się ostatni raz. - Ostatnie słowa wypowiedziałem bardzo powoli i wyraźnie.
- Tak - Rekrut odpowiedział po kilku sekundach.
- No! To teraz najwyższy czas aby ruszyć w drogę. -

Włączyłem podsystem mapy, zainstalowany w T.E. Przed moimi oczami ukazało się zielone pole które po chwili wypełniło się przeróżnymi obiektami budowlanymi. Wpisałem dane. Te same pole, a było ono na tyle przezroczyste, że delikatnie prześwitywały przez nie gruzy budynku, w którym się znajdowaliśmy, zaczęło się zwijać i rozwijać. Nagle wyskoczył wynik wyszukiwania. W pełnym trójwymiarze przedstawione zostały przed moimi oczami cztery obiekty. Budynek radia Poznań, siedziba jakiejś grupy harcerzy, prywatny obiekt nadawczy oraz budynek radia BiznesFM. I to właśnie te ostatnie radio było najbliżej. Ale po co to wszystko? Ktoś mógłby zadać takie pytanie, otóż przed wyruszeniem do Berlina musiałem zdać raport o zdobyciu zbiornika oraz o ogólnym stanie misji. Oczywiście była bardzo duża szansa, że w każdym z tych miejsc, anteny już nie było ale musiałem zaryzykować, a młody przynajmniej miał możliwość sprawdzenia się w ewentualnej walce.

No tak, był bym zapomniał o nowej tarczy dla rekruta. W głowie zabrzęczało mi przypomnienie.
- Osoba trzyma, zamontuje to do siebie.- I wyciągnąwszy z plecaka, podałem młodemu używany ale sprawny egzemplarz tarczy energetycznej IV klasy. Za nim jednak młody podmienił go ze starym przypomniałem mu o pewnej czynności, bardzo ważnej gdy zmieniało się T.E.
- Tylko osoba pamięta! Musi odkazić igłę instalacyjną Tarczy! - Thomas spojrzał się na mnie i już chciał coś odpowiedzieć, ale go uprzedziłem.
- Nie. Nie mam żadnego alkoholu do odkażania. Osoba musi sobie sama takie coś naruchać. A gdzie, pewnie się zapyta? Nie wiem, kombinuj. - Uśmiechnąłem się delikatnie i wydałem polecenie do wymarszu. Młody szedł cały czas za mną, ściskając bardzo mocno kij od łopaty.
Jednak było prawdą to co mówili na zajęciach z walki, w Rzeczpospolitej. Zabicie bronią palną nie jest trudne, ale zabicie bronią białą to zawodowstwo. Pomyślałem chwilę przed tym jak wyruszyliśmy ulicą w stronę BiznesFM.

VIII
Nie byłem do końca przekonany czy moja choroba ustąpiła całkowicie i czy mój aktualny stan psychiczny dawał mi możliwości działania tak jak zostałem wyszkolony. Najgorsze jednak było to, że nie mogłem przewidzieć jak długo będę po tej agresywnej stronie. To, że strona bardziej depresyjna i narażająca mnie, włączyła się od momentu wyjazdu z Siedziby Rzeczpospolitej, było jasne i oczywiste. Trzymała mnie kilkanaście dni. Jednak to czy aktualna strona choroby będzie działać równie długo, nie było już tak oczywiste. Reasumując. Mogłem nie zatajać mojej dolegliwości przed oficerem prowadzącym, a jednak to zrobiłem. W innym przypadku nie został był Aktorem.

Droga przed nami wiodła między budynkami. Gruz pod nogami i zmielone, już praktycznie w proch szyby były jedynymi świadkami naszego marszu. Omijaliśmy główne ulice oraz większe place aby nie spotkać nikogo ani niczego co mogło by chociażby delikatnie opóźnić naszą podróż. Pogoda była dobra, chodź z zachodu widać było, że zbliżają się bardzo powoli chmury. Burza raczej nam nie groziła, ale deszcz był wysoce prawdopodobny. Młody co jakiś czas odwracał się w moją stronę, jakby upewniając się czy nadal idę za nim. Czy chciał uciec? Pewnie tak. Ale doskonale wiedział, że teraz samotnie na pewno nie przeżyje. Czy tego chciał czy nie, musiał iść ze mną i musiał się mnie słuchać.
Po niecałej godzinie marszu z daleka zauważyliśmy antenę i fragmenty szyldu BiznesFM, z tą tylko różnicą, że litera M już chyba dawno spadła bo nie było jej na swoim miejscu.
- Osoba teraz bardzo uważa co robi i gdzie chodzi. Bez zbędnego przeżywania. Osoba musi się teraz skupić bo będziemy powoli podchodzić do drzwi.- Powiedziałem trochę ciszej w kierunku Thomasa który delikatnie skinął głową na znak przyjęcia rozkazu i w pełnym skupieniu zaczęliśmy podchodzić do budynku. M-30 znalazło swoje ulubione miejsce, na moich rękach.

Wejście na pewno było otwarte siłą. Ta myśl pojawiła się pierwsza gdy zobaczyłem spore schody i parę wręcz wepchniętych do środka drzwi. Jednak nie to było najbardziej niepokojące. Przed wejście, prócz wszechogarniającej zieleni, traw, gruzu i połamanej litery M, leżały ludzkie kości oraz dość świeże i dziurawe jak sito ciało kobiety. Młody staną przed wejściem i niespokojnym wzrokiem zaczął oglądać hol radiostacji. Denerwował się i nie ma co się dziwić, gdybym ja teraz dostał ataku choroby kto wie co bym zrobił.
Po krótkie analizie zrozumiałem, że kości są stare jak ta litera M, jednak ta kobieta musiała zginąć maksymalnie kilka dni temu. Kaliber który zrobił takie spustoszenie ciała, tej względnie młodej dziewczyny był mały. To musiał być pistolet maszynowy. Spojrzałem uważniej na budynek. Miał trzy piętra i był dość sporą budowlą. Na pewno nie tylko znajdowała się tutaj radiostacja ale i pewnie kilka, a może i nawet kilkanaście biur czy pomieszczeń różnych firm. Nagle z rozmyśleń wyrwał mnie młody.
- Dowódca, proszę o pozwolenie zadania pytania. - Nie spodziewałem się, że ten młodziak zna takie bezpośrednie zwroty używane dawniej w większości wojsk. Do tej pory sądziłem, że tylko żołnierze weterani których jest co raz mniej używają i znają tego typu żargon.
- Dowódca pozwala, osoba mówi. - Ściszony tonem odezwałem się do Thomasa
- Czy aby na pewno nie mamy innej możliwości?
- Nie rozumiem co osoba ma na myśli.
- To nie wygląda dobrze, To nawet może być jakiegoś typu pułapka.- Spojrzałem się na młodego z grymasem uśmiechu.
- Osoba mówi, że pułapka?! Czyżby Osoba się bała?
- Nie, nie tylko... Jak już mamy tam wejść to może ja popilnuje tutaj wyjścia?! Co, dowódco?? - Mój grymas poszerzył się jeszcze bardziej.
- Osoba raczy żartować chyba! Przecież dobrze zdaje sobie z tego sprawę, że jak tylko zniknę Osobie z oczu to ta spieprzy, aż będzie się za nią kurzyło!
- Nie prawda!
- Prawda, prawda! Dobra koniec gadania, osoba włazi! Tylko powoli i cicho!

Młody wkroczył do środka. Wielkie i zastawione różnymi meblami pomieszczenie było zasypane gruzem. Światła dnia przebijały się przez brudne szyby oświetlając kiedyś eleganckie ściany z plakatami gwiazd muzyki i telewizji. Cały czas byłem kilka kroków za nim. Jego ręce drżały gdy przechodził nad przewróconymi krzesłami i zniszczonym biurkiem. Powietrze było stare i ciężkie, jeżeli można tak określić to co wdychaliśmy. Thomas nie był głupi, najprostszą drogą kierował się w stronę schodów na drugie piętro. Wiedział, że wędrówka po nierozpoznanych pomieszczeniach gdy ma się konkretny cel, jest nie tylko niepotrzebna co zbyt ryzykowna.
W końcu trafiliśmy na drugie piętro. I tutaj młody przystaną. Jego palce zacisnęły się na łopacie do tego stopnia mocno, że aż zbielały mu knykcie. Gdy podszedłem do niego bliżej zobaczyłem pierwszą prowizoryczną barykadę ustawioną w drzwiach. Ślady kilku serii wystrzelonych z małego kalibru rysowały ścieżki na ścianach. Ktoś tutaj się broni i z każdym następnym krokiem miałem co raz gorsze przeczucia.

Sama barykada skonstruowana z różnego rodzaju drzwi wyglądała na mocno zniszczoną. Dlatego nie mieliśmy najmniejszego problemu przez nią się przedostać. Dalej niestety nie było łatwiej. Na końcu korytarza znaleźliśmy drugą barykadę, z mebli biurowych, której konstrukcja została rozerwana przez słabą eksplozję jakiegoś małego ładunku wybuchowego.
Granat zaczepny? Pomyślałem.
- Dowódco. To na pewno nie jest dobry pomysł! - zaskamlał drżącym głosem Thomas.
- Na przód! - wydałem szybką i beznamiętną komendę, nie mając zamiaru wchodzić w żadną dyskusję.
Młody automatycznie ruszył po schodach do góry. Do naszych uszu nie dobiegało nic niepokojącego i właśnie to przepełniało nas delikatnym strachem. Gdy przed nami otworzył się korytarz który prowadził do wielu pokoi, zauważyliśmy drzwi które były dwa razy większe od pozostałych. Owe drzwi były otwarte.
- Pewnie jakiegoś typu sala konferencyjna. - burknąłem cicho pod nosem, na co szybko zareagował młody. Pewnie nerwy miał napięte jak struny dlatego był zdolny wyłapać każdy, nawet najmniejszy dźwięk.
- Co dowódca powiedział?
- Nic. Osoba idzie dalej, ale powoli!
Chwilę później byliśmy przy drzwiach. W nasze nozdrza uderzy bardzo mdły i obrzydliwy zapach. Młody mógł się nie domyślać co to oznaczało ale ja wiedziałem. Trupy, a do tego fetor był na tyle silny, że wskazywał na więcej niż jedno ciało. Lewą ręką złapałem młodego za bark i spokojny głosem powiedziałem.
- Za chwilę osoba wejdzie pierwsza do środka. Niech nie panikuje, niech wstrzyma oddech i niech będzie odważna. Cokolwiek zobaczy w środku musi zachować zimną krew. Czy to jasne dla osoby?
- Tak jest dowódco.

Thomas szturchnął łopatą drzwi. Rdza zagrała istną syfonie dźwięku. Przez kilka sekund w budynku zrobiło się naprawdę głośno. Młody wszedł do środka. Mimo, że nie odstępowałem go ani na krok wiedziałem, że jego przerażenie jest olbrzymie. Był na pierwszej linii ewentualnego ataku.

To co zobaczyliśmy w środku było przerażające. Kilka ludzkich ciał leżących w rządku na podłodze, od zachodu, było wręcz zmasakrowanych. Sądząc po ich ułożeniu, zostali podstawieni pod ścianą i rozstrzelani. Młody stał w miejscu. Czy dlatego, że się bał? A może po prostu adrenalina podniosła jego czujność, aż do granic możliwości? Nie wiem.
Powoli i dokładnie zacząłem rozglądać się po sali. Nie miałem zamiaru wpaść w jakąś durną pułapkę podchodząc do miejsca kaźni. Po krótkie chwili poszukiwań nie wykryłem nic niebezpiecznego ale za to dowiedziałem się wiele o ofiarach i ich oprawcach.

Ofiarami była wędrowna rodzina, dość liczna jak na standardy podróży tego typu. Nie wiem kto z nich zadecydował aby ruszyć w drogę w takiej ilości i jeszcze z kilkuletnim dzieckiem. Tak. Tam też było dziecko. Pewnie zatrzymali się w tym budynku na noc, barykady zaś stały tutaj już od dłuższego czasu. Ta rodzina na pewno ich nie zrobiła.
Napastnicy, na co wskazują ślady na podłodze, to istoty człekokształtne. Natomiast broń małego kalibru określa nam osobników jako prawdopodobnie zwiad lub oddział szybkiego reagowania. Rodzaj mordu przez rozstrzelanie przy ścianie może jedynie mówić o militarnym wyszkoleniu i bezdusznym podejściu do cywili. Brak śladów ewentualnych gwałtów na ciele wcześniejszej kobiety i tutaj, może jedynie powiedzieć, że albo się śpieszyli albo nie czuli takiej potrzeby. Mord był dla nich ważniejszy i przyjemniejszy.
Tak. Mógłbym strzelać i powiedzieć Rdzawa, ale jesteśmy za daleko na zachód, a oddział który nas ścigał nie mógł by przewidzieć gdzie zmierzamy, a nawet jeśli to nie wyprzedził by nas w drodze. To musiał być jakiś inny oddział, jakaś inna grupa. Podsumowując, ktokolwiek to był, nie był przyjazno nastawiony do "wędrowców" dlatego nie mogliśmy pozwolić sobie na jakikolwiek postój, przynajmniej nie tutaj.
- Dobra, nic tu po nas. Osoba się rusza. Idziemy na dach. Na moje, drabina musi być gdzieś w tych mniejszych pomieszczeniach wychodzących z tej sali. - młody ani drgnął. - Halo! Osoba słyszy! - stanąłem bezpośrednio przed nim i machnąłem ręką. Nic, zero efektu. Prawdopodobnie dostał jakiegoś rodzaju zapaści psychicznej. Za dużo śmierci i krwi jednego poranka. Zabić uzbrojonego wroga to jedno, ale widzieć zmasakrowanych i prawie bezbronnych cywili to drugie. Nie miałem wyjścia. Trzasnąłem go jak tylko mogłem najmocniej w twarz.
- Co jest, kur... - wycedził przez zęby, wstając z ziemi i masując szczękę. - Za co mnie uderzyłeś?! - spojrzałem na niego spokojnie i odpowiedziałem. - Byłeś nieobecny więc... - nie tak miałem do niego mówić. Nie taki był plan. Pomyślałem szybko i poprawiłem swój błąd.- Osoba była nieobecna więc ją sprowadziłem na ziemię, a teraz koniec tego użalania się nad szczęką i do roboty! Szukamy drabiny!

c.d.n.
https://horyzontrpg.com
System fabularny space-apo. Indi.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Bernard dentysta. cz.I - przez Żubr - 02-09-2014, 17:03
RE: Bernard dentysta. cz.I - przez miriad - 02-09-2014, 19:37
RE: Bernard dentysta. cz.I - przez Gorgiasz - 03-09-2014, 06:58
RE: Bernard dentysta. cz.I - przez Żubr - 04-09-2014, 21:18
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 02-03-2015, 17:08
RE: Bernard dentysta. - przez gorzkiblotnica - 02-03-2015, 23:32
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 03-03-2015, 16:28
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 24-08-2015, 22:09
RE: Bernard dentysta. - przez gorzkiblotnica - 26-08-2015, 20:50
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 21-10-2015, 22:10
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 04-02-2016, 21:07
RE: Bernard dentysta. - przez gorzkiblotnica - 04-02-2016, 22:18
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 07-02-2016, 10:09
RE: Bernard dentysta. - przez gorzkiblotnica - 09-02-2016, 22:27
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 10-02-2016, 16:41
Bernard Dentysta cz.II - przez Żubr - 27-12-2014, 15:15

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości