Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Stalker
#1
Witam serdecznie, nosiłem się wcześniej z zamiarem napisania czegoś w temacie post apokaliptycznym i ukazania zamkniętej społeczności tych, którzy przetrwali. Chciałem ująć ich działania jako działania firmy, pewnego rodzaju działalności, której wykonywanie jest konieczne, aby jakoś funkcjonować. Pomyślałem sobie wtedy, że stalker to mógłby być całkiem niezły zawód. Napisałem sobie rozdział, żeby zobaczyć jak to będzie wyglądało i smakowało. Proszę Was o podzielenie się swoją opinią. Dziękuję.

__

Naprawdę ciężko jest żyć w tym nowym świecie,
gdzie dzieci nie wiedzą jak wygląda słońce i niebo. Ciężko
jest mi, starcowi, który patrzy w te zdziwione, blade twarzyczki
tłumacząc, że tam na powierzchni nie ma sufitu, a zamiast lamp
świeci gwiazda.
Stary Gryfon
ROZDZIAŁ I
Praca w biurze szła pełną parą od samego rana, jak co dzień. Otworzyły się drzwi i wszedł żwawym krokiem wysoki mężczyzna, jeszcze pewnie przed trzydziestką. Miał na sobie obdarte tu i ówdzie spodnie wojskowe z dodatkowymi kieszeniami i czarny sweter. Też obdarty. Na plecach workowaty plecak, na głowie zwinięta kominiarka.
Gdzie dzisiaj? - jego głos był jakby rozmazany. Niski i zasadniczy, ale jednak gubił się pośród dźwięków otoczenia.
Logistyk zajrzał do listy, nie patrząc nawet na przybyłego. Bez pośpiechu przewracał papierzyska.
To nie... To nie twoje... - mruczał pod nosem. - O, jest! Dziś wychodzisz blisko, tylko do cmentarza.
Którego? - słowo utonęło gdzieś w zgiełku rozmowy pracowników biura.
Będziesz musiał sprawdzić, czemu Razny nie wrócił. Obawiamy się najgorszego.
Którego? - powtórzył pytanie stalker , nie dając za wygraną. - Do którego cmentarza?
Radzieckiego – odpowiedział po chwili szpakowaty referent, w taki sposób jakby było to coś oczywistego. - Gotów na odprawę?
Mężczyzna skinął głową.
No to zapraszam, panie Słaby.
W tej nowej, niewesołej rzeczywistości ludzie porzucili dawne imiona. Już nikt nie nazywał dzieci ładnymi imionami. Imiona, a raczej przezwiska się nabywało i były one zwykle dosadnym określeniem danego człowieka. Określeniem, które wydawało się odpowiednie z perspektywy tych, którzy je nadawali. Ten, którego nazywali wcale nie musiał być zadowolony. Dlaczego on musiał być Słabym? Irytował się za każdym razem, gdy słyszał swoje przezwisko. No tak, mało kto liczył się z jego zdaniem, choć bywały takie dni, gdy czuł, że ma kontrolę nad pewnymi sprawami i nawet ludźmi. Ponadto nie był jakoś przesadnie szeroki w barkach i przegrywał „na rękę” praktycznie z każdym, co sprawiło, że porzucił tę rozrywkę na rzecz gry w kości. Może nazwano by go Szczęściarzem, gdyby chociaż w te kości szło mu lepiej. No ale niestety nie szło.
Tutaj – logistyk wskazał ołówkiem miejsce na mapie. - Ostatnio wysłaliśmy Raznego.
Słaby zastanawiał się po co za każdym razem przy odprawie pokazywał mu mapę. Przecież doskonale znał najważniejsze miejscówki w okolicy. Już nie raz chodził na akcje, które wymagały zapuszczenia się daleko poza tak zwaną bezpieczną strefę.
Razny miał zbadać ruiny kaplicy Św. Gertrudy – kontynuował szpakowaty. - Pod ołtarzem miało się znajdować przejście do podziemi. Liczyliśmy na to, że Razny będzie w stanie to zweryfikować. No i nadal liczymy na to, że w tych podziemiach jest dużo przydatnych nam rzeczy.
Rozumiem – rzekł cicho stalker i lekko skinął głową.
Twoim zadaniem nie będzie jednak penetracja rzeczonej krypty.
Słaby nie wiedział, które z uczuć które na niego spłynęły jest mocniejsze, zawód z powodu powierzenia mu niedostatecznie odpowiedzialnego i ekscytującego zadania, czy ulga, którą poczuł z tego samego powodu.
A zatem co? - spytał beznamiętnie.
Tylko tam pójdziesz i sprowadzisz Raznego z powrotem. Jego, lub jego ciało. Jeśli rzeczywiście zginął, musimy go pochować jak człowieka. Naszego człowieka.
Stalker przytaknął z powagą.
Tylko musisz być bardzo ostrożny. Po rozmowach z pozostałymi stalkerami, którzy ostatnio bywali w okolicy cmentarza, mamy podejrzenia o wzmożonej aktywności paskudztw w tym rejonie.
Zgnilce?
Nie tylko mutacje.
Słaby zmarszczył gęste brwi. Jeśli nie chodziło o zmutowaną faunę to o co? Że niby Anomalie? Nie. W to nie uwierzy. Strefa została podzielona na bezpieczną, przejściową i niezbadaną. W granicach bezpiecznej, choć nie do końca zasługiwała sobie na takie miano, mieścił się cały obszar, na którym nie występowały żadne anomalie, czyli zjawiska, które zaburzały w różnoraki sposób znane człowiekowi pojmowanie otaczającej go rzeczywistości. Narażanie się na wpływ takich zjawisk oznaczał zwykle ogromne ryzyko dla zdrowia fizycznego i psychicznego. Jeden ze stalkerów jakiś czas temu zapuścił się dość daleko w strefę przejściową. Nazajutrz odnalazł go inny, który przyprowadził go z powrotem do schronu, zapatrzonego nieobecnym wzrokiem w dal, przekręconego na umyśle. To musiał być wpływ anomalii. Facet i tak miał szczęście, że przeżył, choć wielu mówiło, że takie życie nie jest nic warte.
Masz na myśli Anomalie? - stalker uśmiechnął się z niedowierzaniem.
Mhm.
Ciężko mi w to uwierzyć. Do tej pory nigdy się nie przemieszczały, a nawet jeśli tak było to nigdy nie przemieściły się do naszej strefy.
Logistyk uniósł brwi i wzruszył ramionami.
Obyś miał rację – powiedział. - Jednak jeśli zauważysz coś niepokojącego, zamelduj mi o tym.
Oczywiście.
Słyszysz?
Tak.
Referent wskazał drzwi gestem ręki. Bez słowa. Słaby obrócił się na pięcie i ruszył wolno w ich kierunku, po drodze przyglądając się rycinom na ścianach. Przedstawiały one poszczególne rodzaje mutacji, jakie można było napotkać na powierzchni. Spojrzał na oślizga i natychmiast poczuł ciarki na grzbiecie. Jak zawsze. Chwycił za klamkę.
Aha – krzyknął za nim szpakowaty. - Pamiętaj, Słaby, że trupów nam już więcej nie potrzeba. Niezastąpiony to ty może nie jesteś, ale ludzi do pracy potrzeba. Także, gdyby sytuacja okazała się naprawdę niebezpieczna, wiej stamtąd. Zrozumiałeś?
Stalker skinął głową, nie obracając się nawet w stronę logistyka. Wyszedł.
W przedsionku kotłowało się mnóstwo ludzi. Stalkerzy, interesanci, handlarze i pracownicy biura, wszyscy przeciskali się, usiłując załatwić swoje sprawy, dogadać się, coś sprzedać. Ruszył prosto do magazynu.
Wyjął z kieszeni klucz i jednym, szybkim ruchem otworzył ciężki zamek. Niewielkie pomieszczenie stanowiło przede wszystkim zbrojownię. Znajdowała się tutaj broń i narzędzia różnego rodzaju. Od tasaków, poprzez pistolety, aż do karabinów, strzelb i sztucerów. Pośród całego sprzętu bardzo dużo było samoróbek wykonanych przez Procha, tutejszego rusznikarza. Ostatnim jego wynalazkiem i gorącym tematem numer jeden pośród stalkerów były teraz bąki, czyli granaty z ustawianym licznikiem, które eksplodowały silnie w bardzo małym promieniu. Można było go rzucić przed siebie na bezpieczną odległość bez obawy o własne bezpieczeństwo. Minusem takiego rozwiązania było jednak to, że owa broń zaczepna wymagała od użytkownika doskonałej precyzji rzutu. Wystarczyło spudłować o kilka metrów i ładunek automatycznie stawał się zbyt mało skuteczny. Bąki leżały jeden na drugim w głębokich metalowych skrzyniach. Codziennie rano pomocnicy Procha przynosili do magazynu świeżą dostawę, nad którą sam rzemieślnik pracował przez cały poprzedni dzień. Śmiało można powiedzieć, że bąki zrewolucjonizowały działania zbrojne stalkerów, dlatego też schodziły jak świeże bułeczki.
Pan wybaczy – uśmiechnął się szeroko jeden z pracowników niosących metalową skrzynię.
Świeża dostawa – dodał drugi, również wesoło.
Słaby usunął się na bok, robiąc miejsce dla nowej skrzyni z bąkami. Poczekał aż pracownicy ustawią ja na miejscu. Wziął dwie sztuki i wrzucił do plecaka. Oby mi się nie przydały, pomyślał, choć z drugiej strony oczekiwał akcji. Jak co dzień. Chwycił jeszcze swój automat. Był to dość mocno już wysłużony PM o oznaczeniu A10, jeden z pierwszych projektów Procha. Miał dość spory rozrzut, ale wypluwał pociski z ogromną prędkością. Było to dużą zaletą podczas walki na niewielkim dystansie z jakimś upierdliwie odpornym przeciwnikiem. A trzeba nadmienić, że takiej zarazy na powierzchni nie brakowało. Choćby taki cerber, czyli dziki pies, który pod wpływem mutacji, delikatnie mówiąc, nabrał cech właściwych sierściuchowi pochodzącemu wprost z greckiej mitologii. I nie chodziło tutaj tylko o dodatkowe głowy, dwie lub trzy, które pozostawały jakby obumarłe i groteskowo zwisały z karku zwierzęcia. Kreatura posiadała bowiem niebywałą odporność na ból i zadawane jej rany. Mogła ją powstrzymać jedynie nawałnica ołowiu. Miał tylko nadzieję, że tym razem broń się nie przegrzeje, ani nie zatnie. A lubiła.
Za każdym razem, gdy zbliżał się do powierzchni, czuł dreszcz emocji, podekscytowanie związane z niebezpieczeństwem i tajemnicą. Może dlatego, że był jeszcze dość świeży, wszak minął dopiero rok. Gdy winda pokonała już połowę drogi w górę, serce młodego stalkera zaczynało bić szybciej. Lęk mieszał się z ekscytacją i uczuciem stresu. Lubił to. Dźwięk pracującej wciągarki stawał się bardzo monotonny, wydłużał cały proces. Pozostali stalkerzy albo żartowali, albo stali w spokoju, nie zdradzając zupełnie żadnych oznak zdenerwowania. Słaby za każdym razem był przekonany, że tylko on jeden czuje lęk, że niepewność i czyhające niebezpieczeństwo niepokoi tylko jego. Stało się. Dojechali. Nie było uścisków dłoni, wymiany spojrzeń, żadnych słów na pożegnanie, nikt nie życzył sobie powodzenia. Po prostu każdy szedł w swoją stronę. Powoli, bez zbędnego pośpiechu.
Słaby pierwszy przekroczył portal potężnej katedry i znalazł się pod gołym niebem. Drogi Boże, cóż to było za uczucie. Chyba nigdy nie przestanie tego przeżywać. Wiatr był dziś umiarkowany, granatowo sine niebo płakało drobnymi kroplami deszczu. Zapach mokrego asfaltu natychmiast uderzył jego nozdrza. Poczuł dziwny spokój. Zupełnie jakby uspokajała go perspektywa mierzenia się z upiornościami post-nuklearnego świata. Ruszył ostrożnym krokiem na północny zachód, uważnie lustrując otoczenie. Postaci pozostałych stalkerów stawały się coraz mniejsze i mniejsze. Gdy obrócił się po raz kolejny, zupełnie zniknęły w delikatnej, mlecznej mgiełce, która snuła się wdzięcznie tuż nad ziemią. Przestrzeń wypełnił przeciągły skrzek, odbił się echem od ścian opustoszałych budynków. Harpia, pomyślał stalker, niechybnie. Należało czym prędzej zejść z pola widzenia i ukryć się w jakichś gruzach, albo między gęstwiną gałęzi. Nagich, bezlistnych gałęzi mówiąc ściślej, bowiem nie uświadczysz w nowym świecie pięknych zielonych drzew i krzewów. Tak też uczynił. Skoczył w krzew suchych badyli, dodatkowo maskowany przez rosnące tuż obok jarzębiny. Spojrzał w niebo. Wysoko kołowało skrzydlate monstrum, wydając co jakiś czas przerażający krzyk. Wyglądało jak wielki nietoperz, ale głowę miało jakby ludzką, z zadartym nosem i płaską twarzą. Małe, głęboko osadzone oczka nadawały jej tępawego wyrazu. Przerażały go te istoty. Miał już z nimi do czynienia, gdy parę miesięcy wstecz wybierał się na granicę strefy przejściowej. Musiał wtedy odnaleźć i zniszczyć gniazdo harpii. Pół nocy przesiedział na bagnach w oczekiwaniu aż paskudy opuszczą swoje legowisko. Wtedy ostrożnie opuścił kryjówkę i zbliżył się do ulepionych ze słomy, gałęzi i błota okręgów. Daleko nad nim słychać było skrzek. Słaby bał się wtedy, że ohyda może w każdej chwili go zobaczyć i dać nura z powietrza, chwytając go w swoje szpony. Okrutny byłby to koniec, a niejeden już tak skończył. Szybko ustawił licznik bąków na minutę i ułożył dwie sztuki pośród szarych, nakrapianych na biało jaj wielkości ludzkiej pięści. pędem puścił się z powrotem w bagna. Gdy wychodził od drugiej strony lasu, usłyszał eksplozję. A po dłuższej chwili przeraźliwy okrzyk. Okrzyk rozpaczy i wściekłości. Nie był to okrzyk ludzki. I na co to wszystko, myślał, kuląc się pośród badyli i obserwując lot kreatury, te paskudy podlatują coraz bliżej katedry. A może one chcą się mścić za te gniazda?
Na szczęście stwory te nie należały do cierpliwych i szybko traciły zainteresowanie obszarem, gdy stwierdziły, że odnalezienie potencjalnej ofiary wymagać będzie dłuższych poszukiwań. Dlatego też Słabemu dość szybko udało się dotrzeć do radzieckiego cmentarza. Palec powędrował w okolice spustu „A dziesiątki”. Lepiej być zawsze w gotowości. Cholera. Zapomniał przytroczyć bąki do paska. Zostawił je luzem w workowatym plecaku, jak totalny amator. Był na siebie zły, że wciąż zdarzały mu się tego typu zaniedbania. A takie błędy, na pozór drobne, mogły kosztować go życie. Zdjął plecak i wygrzebał dwa małe granaty. Szybko umieścił je w łatwo dostępnym miejscu, z przodu skórzanego paska. Wiedział, że robi niepotrzebny hałas, to już drugi błąd. Jeden ciągnie za sobą kolejny. A trzeba nadmienić, że robienie hałasu w miejscach, które są uznawane za siedziska mutantów nie było rzeczą mądrą. Oczywiście nie każdy stwór był jednakowo wyczulony na dźwięki, ale na przykład taki zębacz polegał prawie tylko na swoim słuchu. Potrafił usłyszeć szept z odległości około stu pięćdziesięciu metrów. Całe szczęście na radzieckim cmentarzu ani razu nie stwierdzono obecności żadnego zębacza.
Przeszedł wzdłuż suchych żywopłotów i zeskoczył małym okienkiem wewnątrz ruin kaplicy. Pusto. Nie było tu śladów walki, nigdzie nie mógł dopatrzyć się łusek od pocisków, żadnych śladów krwi. W ogóle nie było tu żadnych śladów, żadnych odchodów, które wskazywałyby na obecność jakichkolwiek stworzeń, żadnych tropów odciśniętych w piachu. Nic. Słaby postanowił dokładniej przyjrzeć się wnętrzu ruin. Może uda mu się znaleźć przejście, o którym mówił logistyk. Kapliczka była bardzo mała. Wnętrze świetnie oświetlone, jako że przybytek już od dawna pozbawiony był dachu. Ruiny na owo miano zasłużyły sobie jeszcze na długo przed nuklearnym dniem ostatecznym, bo po drugiej wojnie światowej. Stalker sięgnął do plecaka. Po chwili zaczął rozkopywać piach za pomocą saperki. Nigdzie nie było żadnych płyt, żadnej klapy. A może to przejście wcale nie znajdowało się pod kaplicą, a gdzieś w obrębie cmentarza?
Przeszedł szeroką, ułożoną z betonowych płyt dróżką pod pomnik żołnierzy radzieckich. Odlane z betonu sylwetki leżały pod piedestałem, jakby nożem ucięte od pasa w górę. Wiele się swego czasu naoglądały i nasłuchały, gdy, jeszcze przed wybuchem, młodzi chadzali na cmentarz praktycznie co weekend, by rozmawiać na najróżniejsze tematy i pić piwo. Teraz leżały. Upadli żołnierze, już nie zwycięzcy. Pamięć o nich, a także o okrucieństwach, których byli świadkami i które wyrządzali, pamięć o ludziach, których bronili i którym zadawali krzywdę zaginęła. Człowiek o nich zapomniał.
A czort – zaklął pod nosem Słaby, wyrywając się z zadumy.
Obszedł powoli monument szukając jakichkolwiek wskazówek. Nagle usłyszał łopotanie skrzydeł. Spojrzał szybko w niebo. To tylko kruk. Ptak natychmiast potwierdził swoją przynależność do gatunku kracząc przeciągle. Tu też niczego nie było. Z resztą, gdyby to było takie oczywiste, ktoś już dawno odkrył by to wejście. Byłoby o tym głośno w mediach. Naraz, przyszła stalkerowi do głowy myśl odkrywcza i odrażająca. A co jeśli wejście znajduje się pod jedną z mogił? Jeśli w rzeczywistości tak było, na pewno nie miał ochoty dociekać jego położenia. Jeżeli zamaskowano je w tak podstępny i niemoralny wręcz sposób, musiał być ku temu diabelnie dobry powód. Słaby nie wiedział, czy w ogóle przedstawiać ten pomysł przełożonym. Może lepiej po prostu wrócić z pustymi rękami. Rozgrzebywanie mogił, naruszanie pokoju umarłych... Te rzeczy nie kojarzyły mu się dobrze w żaden sposób. Jeśli nie było tu żadnych śladów, znaczy, że Razny nie znalazł przejścia. Tym samym nie spotkało go nic złego w pobliżu cmentarza, nie zszedł do tajemnej komnaty. Przecież nie było tu nawet śladu jakichkolwiek działań. Musiałby szukać kompana gdzie indziej, a przecież właśnie to było jego zadaniem. Usiadł na cokole, głowę schował w dłoniach. Zalały go te same myśli co zwykle, gdy coś szło nie tak. Mieszanina tęsknoty, nostalgii, żalu, poczucia winy i smutku głębszego niż otchłań kosmosu. Czas przestał mieć znaczenie, a gdy je odnalazł na tarczy ręcznego zegarka, Słaby zorientował się, że siedzi tak już od godziny.
Opuścił cmentarz, wychodząc od północy. Przeszedł się jeszcze niespiesznie po małym lasku, tuż obok. Nie spodziewał się co prawda czegokolwiek tam znaleźć, ale skoro już tu był, nie zaszkodziło sprawdzić. W istocie, poza kilkoma kapslami, które natychmiast wrzucił do dużej kieszeni na wysokości łydki, nie znalazł nic ciekawego. Nie lubił niedokończonych zleceń. Zawsze w takich sytuacjach czuł się winny, choć wiedział, że nie może zrobić więcej nic. A przynajmniej nic sensownego. No bo co, zapuści się aż pod granice strefy przejściowej w poszukiwaniu Raznego? Nieszczęsny stalker mógł być wszędzie. On, lub jego ciało. Nie, zdecydowanie nie mógł już nic na to poradzić. Czas wracać pod katedrę. Jednak kwaśna mina logistyka i Starego Gryfona będzie tym, co wprawi go w poczucie winy i irytację. Ale przecież nie może nic poradzić. Po co w ogóle się tłumaczy? I to jeszcze sam przed sobą, zanim w ogóle stanął przed przełożonymi. Jak ja lubię się zadręczać. Gdyby płacono mi za rozmyślanie, byłbym bogaty. No i nie musiałbym znosić niczyich grymasów. Niestety płacono mu za wypady na powierzchnię, nie za rozmyślanie. Nieraz sobie tłumaczył, że w związku z powyższym powinien mniej myśleć i mniej się zadręczać, a czasem wręcz wyłączyć myślenie. Co będzie, to będzie. Czas wracać. Przynajmniej jest trzy kapsle do dniówki na plusie.
Do Katedry dotarł bez przeszkód. Ani śladu harpii, którą widział rano. Przeszedł środkiem wielkiego kościoła, pośród strzelistych kolumn. Skręcił w prawo i już był przy windzie. Wezwał ją przyciskiem. Przysiadł na zwalonym kawałku betonu. Wiedział, że chwilę zajmie, zanim kabina przyjedzie na górę. Wiedział, że teraz korytarz, głęboko pod Katedrą wypełnia się dźwiękiem alarmowym. Przeciągłym i uporczywym. Oczami wyobraźni widział jak jeden z dyżurnych stalkerów zdejmuje z ramienia karabin i rusza w kierunku windy, uprzednio nałożywszy kuloodporną kamizelkę. Wkracza do kabiny i naciska przycisk.
W końcu rozległ się trzask hamującej windy.
Hej, Słaby – przywitał go Bomber, opuszczając broń. Czuć było, że naraz się rozluźnił. - Jesteś ostatni. Chodź, zjeżdżamy w dół. Raznego, jak widzę...
Nie, nie znalazłem go – przerwał mu szybko.
Droga w dół minęła w milczeniu. Bomber zdradzał nagłe rozluźnienie zagadując co chwila na przeróżne tematy, które Słabego nie interesowały. Nawet nie próbował go słuchać. Przytakiwał tylko i uśmiechał się sztucznie co jakiś czas. Lekko się irytował, ale doskonale rozumiał kolegę. Sam nie raz miał dyżur na dole. Oj tak, wtedy każdy alarm niemal przysparzał o zawał. Oby tam na powierzchni czekał jeden z naszych, oby nie jakaś kreatura, albo całe stado. Myśli, te najbardziej niedorzeczne i zagmatwane komponowały się w logiczną całość w momencie, gdy rozbrzmiewał alarm.
Powiedz lepiej, co tam dziś słychać na dole? - zdecydował się w końcu zagadać. - Jakieś sensacje?
E tam – pucołowaty stalker machnął niedbale ręką. - Nudy jak trza. Biurowi jak zwykle udają, że mają kupę roboty, Stary Gryfon zrzędzi jak stara baba. Normalka.
Dzień jak co dzień?
Bomber przytaknął, wydymając wargi.
A jak tam było na górze? - spytał w rewanżu.
Spokojnie. Była jedna harpia, rano. Pokrążyła i poleciała.
Pewno szuka sprawcy, co to jej nienarodzone potomstwo rozkwasił – zarechotał pucołowaty, obnażając żółte zęby. - A cmentarz?
Co cmentarz?
No, czy na cmentarzu co grasuje?
Nic.
Co? Są tam jakie szkarady?
Nic – powtórzył Słaby. Dużo głośniej. Chyba za głośno. A zresztą, pies to drapał. I tak każdy już go brał za nadętego ponuraka.
A co ty taki nerwowy? - Bomber prawie się oburzył.
Nie usłyszał odpowiedzi. Winda zahamowała z hukiem. Słaby natychmiast wyszedł i ruszył długim korytarzem na wprost. Zapukał do ostatnich drzwi po prawej stronie. Nie czekając na zaproszenie wparował do środka. Już otworzył usta, by zdać raport, ale oniemiał. Przed nim stał logistyk w towarzystwie nikogo innego jak Raznego. Albo jeszcze śnił i to wszystko, co miało miejsce do tej pory było snem, albo ktoś z niego drwił.
Razny? - wyjąkał, uśmiechając się niepewnie.
We własnej osobie – odpowiedział tamten szczerząc zęby. - Tak czy inaczej, składam ci podziękowania, że chciało ci się po mnie fatygować.
Ale co się właściwie... Skąd ty się tu... - Słaby wskazał kciukiem drzwi. - Dlaczego Bomber nic nie wie o twoim przybyciu?
Razny spojrzał tajemniczo na logistyka, który siedział z głową wspartą o złożone jak do modlitwy dłonie i przysłuchiwał się dialogowi.
Gawron, myślę, że możemy wtajemniczyć kolegę?
Logistyk wstał niespiesznie z miejsca i podszedł do drzwi. Przekręcił klucz. Zamek kliknął wdzięcznie. Referent wrócił na swoje miejsce, uniósł brwi i spojrzał Słabemu w oczy. Takie spojrzenie mogło oznaczać tylko jedno. Znał je dobrze, obdarzali nim najczęściej Stary Gryfon i właśnie Gawron. Owo spojrzenie wyrażało nakaz zachowania tajemnicy i jednocześnie okazanie łaski poprzez doinformowanie, rzekomo zupełnie incydentalne, osoby przypadkowej. Znów teatrzyk, pomyślał stalker, uciekając na moment wzrokiem w lewo.
Kilkanaście minut po twoim wyjściu na powierzchnię, Razny zapukał do mojego biura.
Mhm, a wszyscy stalkerzy, którzy byli na powierzchni, w tym ja, po prostu go przeoczyliśmy?
Logistyk przymknął na chwilę oczy i kontynuował, o ćwierć tonu głośniej.
Przyszedł i zaczął mi opowiadać o tym, co miało miejsce podczas wykonywania jego zadania. Razny, powiedz mu.
Młody stalker skinął głową i przeczesał dłonią czarną czuprynę.
Wszystko zaczęło się od tej ukrytej krypty na cmentarzu...
Zaraz – natychmiast przerwał mu Słaby. - Byłem na cmentarzu. Nie ma tam żadnego tajnego przejścia.
Słabo szukałeś – wyszczerzył zęby młody. - Krypta znajduje się dokładnie pod kaplicą.
Logistyk wydął wargi i ponownie uniósł brwi. A widzisz, Słaby, co z ciebie za stalker, zdawało się mówić owo spojrzenie.
Kojarzysz ten tunel z betonowych kręgów, którym wypływa rzeczka? - kontynuował Razny. - Tam jest przejście. Zajęło mi sporo czasu, by do tego dojść. Kręciłem się po cmentarzu dobrą godzinę. Kaplicę też dokładnie przeczesałem, ale nic nie znalazłem.
W głowie Słabego zapaliła się lampka, starał się jednak tego nie zdradzać mimiką ani słowem. Nie wierzył w słowa młodszego kolegi. Był w kaplicy i nie widział żadnych śladów przeczesywania. Może lepiej zagrać w otwarte karty? Tak. Ale nie z nim. Na osobności, z logistykiem.
Dopiero na powrocie coś mnie tknęło. Postanowiłem sprawdzić ten tunel rzeczny. I to było to. Znalazłem kryptę, a w niej... A co ci będę gadał, musisz to sam zobaczyć.
Słaby spojrzał pytająco na Gawrona. Napotkał ten sam co zwykle, pełen pogardy, czy też politowania wzrok. Logistyk znów podniósł się z miejsca. Leniwie i jakby z przymusu. Gestem ręki nakazał iść za sobą. Przekręcił klucz. Klik. Wyszli z biura, cała trójka.
Ruszyli długim korytarzem, skręcając przy windzie w lewo. Po drodze minęli Bombera, który, ujrzawszy Raznego stanął z otwartymi ustami i wybałuszonymi ustami. Słaby spojrzał na niego, uśmiechając się krzywo. Na końcu korytarza było wejście do kotłowni. Logistyk wyszukał w całym pęku odpowiedniego klucza.
Zapraszam – zrobił zamaszysty gest ręką, prześmiewczy, przesycony sarkazmem.
Weszli do środka. Piec mruczał przyjemnie. Słabemu pomieszczenie zawsze wydawało się przytulne, było tu ciepło i jakoś tak swojsko. Piece, skrzynki z drewnem, te elementy sprawiały, że miał ochotę zaszyć się tu i nie wychodzić. Dziwne upodobania, skrytykował w myślach sam siebie.
Logistyk gestem ręki nakłonił młodszego stalkera do działania, na co tamten natychmiast chwycił pogrzebacz, który do tej pory oparty był o drzwiczki od pieca i zaczął dziobać nim w podłodze. Słaby z zaciekawieniem obserwował jak deski, jedna po drugiej odchodzą od podłogi. Bez żadnego oporu, niczym elementy układanki. W końcu ich oczom ukazała się klapka z metalowym uchem.
Zejście? Dokąd prowadzi?
Na zewnątrz – młody stalker uśmiechnął się tajemniczo. - I do krypty. To właśnie tędy przyszedłem, dlatego nikt z was mnie nie widział przy Katedrze.
Czyli można tędy bez żadnych przeszkód wyjść na powierzchnię?
Razny pokręcił głową, zaciskając usta.
Niestety nie. Droga przez te podziemia jest bardzo niebezpieczna. Sam ledwo uszedłem z życiem. Miałem naprawdę ogromne szczęście, że wróciłem tu w jednym kawałku.
Słabemu zaczynało się to nie podobać. Na szczęście wszyscy mieli go tu za głupka, więc nie musiał się zbytnio przejmować tym, że ktoś spostrzeże, iż ta historia absolutnie nie składa mu się do kupy. Skąd niby młody wiedział, że tu jest jakaś klapa? Wybadał ją na czuja? Pytania kłębiły się w jego głowie.
I co z tym teraz zrobimy?
Zabezpieczymy, wyczyścimy i zrobimy wyjście – odpowiedział od niechcenia i jakby z wielkim wysiłkiem Gawron.
Tylko, że – wtrącił Razny. - Stary Gryfon nie chce się na to zgodzić. Woli wysadzić tunel.
Dlaczego? - spytał Słaby, choć domyślał się powodów.
Młody spojrzał na logistyka, potem na kolegę po fachu.
Twierdzi, że przejście jest zbyt niebezpieczne.
Sam tak stwierdziłeś.
To prawda, ale jakby oczyścić je z paskudztw - w tonie stalkera dało się wyczuć coraz większe podniecenie. - No i obstawić dodatkowy dyżur, mielibyśmy drugie wyjście.
Dwa wyjścia to podwójne ryzyko. A jakie są korzyści z posiadania dwóch wyjść na powierzchnię? Może Stary Gryfon ma rację?
Logistyk westchnął ciężko i wyciągnął przed siebie dłoń. Wiadome było, że chce przemówić. Zanim to jednak nastąpiło, Gawron spojrzał swoim zwyczajem z wyższością po obu stalkerach.
Drugie wyjście oznacza możliwość nagłej ewakuacji.
Ewakuacji? - spytał Słaby zdziwionym tonem. - A kto nas będzie atakował od strony windy? Mutanty? Wydaje mi się, że dużo większe zagrożenie stanowią właśnie te cholery, które czają się w tej krypcie pod kaplicą.
Logistyk położył palec wskazujący na wydętych ustach. Pajac, pomyślał stalker, krzywiąc wargi, zwyczajny pajac. Gest ręki. Gest władczy i teatralny, nakazujący bezwzględne posłuszeństwo.
Za mną, panowie – rozkazał zniecierpliwionym tonem Gawron. - Stary Gryfon chciał nas widzieć, jak tylko zbierzemy się w komplet.
Komplet? - żachnął się Słaby.
Ano tak – młodszy stalker wyszczerzył zęby. - Pomożesz nam przekonać starego do tego, że drugie wyjście jest niezbędne.
Ale...
Ale co? - warknął logistyk, odkładając nagle na bok swoje melancholijne usposobienie. - Chcesz pracować jako stalker, czy może wolisz roznosić grochówkę na stołówce?
*
Poranek był zimny. Jak wszystkie poranki. No, chyba że ktoś dobrowolnie zgłosił się do nocnego dyżuru w kotłowni i podkładał drewno, podczas gdy inni smacznie spali. Wtedy, gdy poranną porą drewno w piecu jeszcze się tliło, w pokojach mieszkalnych było ciepło. Dyżury odbywały się głównie, gdy dwóch lub więcej kolegów zgadywało się na nocną pogawędkę przy gorzałce. Okazji było bez liku. Urodziny, imieniny, wyjście w jednym kawałku z bliskiego spotkania ze zgnilcem, premia. Jednym słowem wszystko, co dało się świętować. Tej nocy najwyraźniej nikt nie miał powodów do świętowania.
Słaby wstał, a raczej zerwał się z pryczy. Nie lubił przeciągać całego rytuału pobudki, pewnie dlatego, że cholernie lubił spać i chciał mieć to już jak najszybciej za sobą. Podszedł do zlewu, odkręcił kran. Szybko ochlapał twarz lodowatą wodą. Sięgnął do aluminiowego kubeczka. Szczoteczka i pasta. Szorował mechanicznie, bardziej skupiając się na pryszczu pod okiem, niż na dokładnym oczyszczeniu uzębienia. Ponownie ochlapał twarz. Nałożył biały podkoszulek i podarte spodnie.
Wyszedł ze swojego pokoju, zatrzaskując głośno drzwi. Nie zamykał zamka na klucz. Do biura logistyki miał ledwie kilka kroków. Wszedł bez pukania. Logistyk rozmawiał z Raznym. Jego wejście bynajmniej nie zrobiło na nikim żadnego wrażenia.
Naliczone już? - spytał szybko i od niechcenia Słaby.
Powolny gest ręki Gawrona nakazał mu czekać. Irytował się, ale postanowił odstać swoje.
Pięciu jest za nami – mówił podniecony Razny. - Sześciu ni jak nie dało się przekonać.
Gawron cmoknął.
Niedobrze – wybełkotał. - Licz jeszcze starego. On jest na nie, to razem siedmiu na nie. Ale jeśli jest jeszcze olej w głowach naszych stalkerów... - spojrzał prosto na Słabego.
Naliczone już? - powtórzył pytanie tamten, jak gdyby nie słysząc całej rozmowy.
Gawron skinął głową, wykrzywiając usta.
I ile wyszło?
Trzy.
Czyli razem sześć kapsli, przeliczył w myślach, ciesząc się jak dziecko ze znalezionej w pobliżu cmentarza waluty.
Odbierzesz od szefa, po głosowaniu – głos logistyka był bełkotliwy i pełen niechęci. Jak zwykle zresztą.
Słaby skinął krótko głową, po czym pospiesznie opuścił pomieszczenie.
Biuro Starego Gryfona było wiekowe, ale ładne. Mocna dębowa podłoga doskonale współgrała z ciemną boazerią i ciężkimi, skórzanymi meblami. Na suficie wisiały dwa żyrandole, wykonane z jeleniego poroża. W pomieszczeniu unosił się zapach, będący mieszanką dymu papierosowego i drewna.
Zajęli miejsca na krzesłach i kanapach. Słaby siedział na tej mniejszej, wraz z Gawronem i Raznym. Pięciu innych stalkerów zajmowało miejsca na większej kanapie. Jeszcze sześciu siedziało na krzesłach. Na przeciwko nich, w fotelu zasiadał Stary Gryfon.
Szef pogładził palcami siwe wąsy.
Panowie, jak doskonale wiecie ostatnim razem zaginął nam na dłuższą chwilę jeden z naszych młodszych stalkerów – w tym miejscu uraczył Raznego uśmiechem. - I jak doskonale widzicie, nasz człowiek odnalazł drogę do domu. Z całym zajściem wiąże się jednak pewne odkrycie.
Większość niewtajemniczonych jeszcze w temat drugiego wyjścia stalkerów spojrzała po sobie ze zdziwieniem. Każdy z nich próbował wyczytać z twarzy towarzyszy, czy aby nie jest jedynym nieświadomym w całym zgromadzeniu.
Razny – Stary Gryfon uniósł brwi.
A więc tak – podjął młody stalker. - Jak dobrze wiecie, moim zadaniem było zbadanie podziemnej krypty, która miała się znajdować pod Kaplicą Świętej Gertrudy i która w istocie się tam znajduje. Jednak nie to jest tym odkryciem...
Do rzeczy – wtrącił logistyk.
No więc, okazało się, że owa krypta to nie tylko zwykła krypta, a tak naprawdę ogromny podziemny kompleks, z którego odchodzi mnóstwo pobocznych korytarzy. Jeden z nich prowadzi tutaj, pod Katedrę.
Tak – niemalże wykrzyknął szef. - A to oznacza, że mamy już dwa przejścia do naszej siedziby, co według mnie obniża poziom bezpieczeństwa nas wszystkich. O ile nie byliśmy, jak do tej pory, jakoś specjalnie zagrożeni atakami ze strony mutantów od strony katedry, o tyle uważam, że bezpośrednie połączenie z cmentarzem drastycznie takie ryzyko podnosi.
A ja uważam – natychmiast zabrał głos Gawron. - Że takie spojrzenie na sytuację jest zbytnio przepełnione nieuzasadnionymi obawami. Skoro żaden mutant do tej pory nie przedostał się do nas, nie powinniśmy się zbytnio obawiać. Nie ma potrzeby niszczyć tunelu, jak proponujesz, Stary Gryfonie. Zauważcie – logistyk zwrócił się do wszystkich zgromadzonych, powolnie wyciągając dłoń przed siebie. - Że drugie przejście oznacza ułatwiony transport dóbr z powierzchni. Moglibyśmy na ten przykład wybudować w tunelu kolejkę transportową.
Szef zmarszczył brwi i pokręcił nerwową siwą głową. Wstał bez słowa i ruszył w głąb pokoju, gdzie stało jego biurko. Na dębowym blacie leżała niewielka miska, wypełniona małymi skrawkami papieru. Stary Gryfon chwycił naczynie i ustawił na stole, pośrodku.
Niech każdy po kolei odda głos – powiedział w końcu, siadając z powrotem na swoim miejscu. - Każdy, kto uważa, że tunel powinien zostać zniszczony niech zapisze wyraz „zniszczyć” na kawałku kartki. Kto natomiast uważa, że tunel powinien zostać zagospodarowany, niech napisze „zostawić”.
Po tych słowach szef wyciągnął z kieszeni koszuli swój długopis i niedbale rzucił go na blat. Stalkerzy zaczynali po kolei wyciągać karteczki z miski i zapisywać na nich swoje głosy. Gawron zmierzył Słabego wymownym spojrzeniem. W końcu przyszła ich kolej. Razny wyrzucił zwinięty w kulkę skrawek papieru na blat równie szybko, co wyciągnął go z miski. Widać nie wahał się ani chwili. Logistyk podobnie, choć ze względu na jego flegmatyczne usposobienie, cały proces oddawania głosu zajął mu nieco dłużej. Słaby sięgnął po ostatnią już karteczkę. Chwycił długopis. Napisał.
Stary Gryfon spojrzał długo po zebranych. Jego spojrzenie zdradzało niepewność i jakby nutkę zdenerwowania. Chwycił pierwszą papierową kulkę. Rozwinął.
Zostawić – odczytał na głos, na co Gawron zareagował lekkim, acz pełnym satysfakcji uśmiechem.
Szef pogładził palcami siwe wąsy i odchrząknął, jak gdyby wymuszenie. Chrząkał tak i sapał odczytując kolejne głosy. Walka była zacięta, głosy co rusz wzajemnie się zbijały. W końcu zabrakło karteczek. Siedem głosów za zniszczeniem nowo odkrytego tunelu i siedem głosów przeciw. Stary Gryfon rozsiadł się wygodnie w swoim fotelu, a cały stres jakby natychmiast z niego zszedł. Uśmiechnął się z satysfakcją.
Ostatni głos należy do mnie, panowie. Siedem do siedmiu, a ja mówię „zniszczyć”.
Twarz Gawrona poczerwieniała. Pełne wściekłości spojrzenie dosięgło Słabego. Stalker odwrócił wzrok. Podświadomość przywołała mu zapach grochówki.
Odpowiedz
#2
Cytat:W tej nowej, niewesołej rzeczywistości ludzie porzucili dawne imiona. Już nikt nie nazywał dzieci ładnymi imionami. Imiona, a raczej przezwiska się nabywało i były one zwykle dosadnym określeniem danego człowieka.
za dużo "imion"

Cytat:Bomber zdradzał nagłe rozluźnienie zagadując co chwila na przeróżne tematy, które Słabego nie interesowały.
Uważaj na zwroty "różne, przeróżne" itp. Mają paskudny zwyczaj wybijać czytelnika z rytmu. Po prostu mózg na poziomie podświadomości nie umie wyobrazić sobie "różny" w takim kontekście.

Cytat:Logistyk gestem ręki nakłonił młodszego stalkera do działania, na co tamten natychmiast chwycił pogrzebacz, który do tej pory oparty był o drzwiczki od pieca i zaczął dziobać nim w podłodze.
Nie sądzę, żeby podłoga w miejscu takim jak duża kotłownia miała podłogę z desek. Nie ma szans, ze względu na warunki pożarowe. Kolejna sprawa - jak wyobrażasz sobie tradycyjną kotłownię wiele metrów pod ziemią. Pierwszy problem - doprowadzenie powietrza, drugi - odprowadzenie spalin. Można to teoretycznie zrobić, ale wymaga zbyt dużo zachodu (komin nie wystarczy - bo spaliny zdążą wystygnąć i nie będzie ciągu). Tym bardziej, że zapotrzebowanie na ciepło w pomieszczeniach jest odpowiednio mniejsze niż na powierzchni, więc łatwo to załatwić innymi, mniej kłopotliwymi metodami.

Cytat: Skąd niby młody wiedział, że tu jest jakaś klapa? Wybadał ją na czuja? Pytania kłębiły się w jego głowie.
znów nie trzyma się kupy. Stalker dotarł do klapy od spodu, więc nie musiał jej szukać. Było tam jakieś podejście, drabina, albo coś w tym stylu. Po prostu podniósł ją i wyszedł do kotłowni. Otwarte pozostaje pytanie jak wylazł z zamkniętej kotłowni, no chyba, że zamek od środka był typu łucznik - z pokrętłem od środka.

Fajnie to napisałeś. Całkiem przyjemnie się czyta. Miejscami może ciut naiwne, ale niech tam. Osobiście dosyć lubię takie postapokaliptyczne klimaty. Całość nawet przypadła mi do gustu.

No ale dość achów... Tekst niestety ma dziury logiczne. Po pierwsze sam klimat. Napisałeś, że świat jest tuż po jądrowej zagładzie. No powiedzmy parę lat i ludzie nie oglądają słońca bo niebo jest zachmurzone cały czas.....
Zastanawiam się czy w ramach przygotowania poczytałeś sobie o skutkach wojny jądrowej. Otóż z nieba nie padałby deszczyk i nie byłoby dosyć, jak się wydaje, ciepło. Jeśli jeszcze jest "jądrowe zachmurzenie" a trwało by to (od kilku miesięcy do nawet do dwudziestu lat ze względu na wzbite w niebo pyły), to z nieba padałby co najwyżej śnieg a temperatury byłyby znacznie niższe od zera. Zakładam, że o takim właśnie czasie piszesz. Z niektórych symulacji wynika, że po pół roku nie ma już co w schronie siedzieć, bo jod się już rozpadł a stront i cez to conajmniej 30 - 50 lat by z nami był. Ale on zabija tak łatwo, że nawet mając toto w kościach przeżyje się spokojnie z 50 lat zanim skutki się ujawnią. No ale chodzi mi raczej o to, że świat po zagładzie nuklearnej byłby raczej ciemnym i zimnym miejscem. Choć mrok nie byłby oczywiście całkowity, raczej taki, jak w porządnie pochmurny dzień, albo przy dobrym zaćmieniu słońca (zapewne takie widziałeś).

Kolejna sprawa - co robi rozbudowany system pomieszczeń głęboko pod katedrą i jakąś kaplicą na cmentarzu? Pod katedrami bywają krypty grobowe, ale to wszystko. Ja bym akcję umieścił raczej w jakimś systemie schronów, byłym metrze przerobionym na takowe, albo coś w tym stylu. No i skąd wziąłby się tam gustowny gabinet z żyrandolami wykonanymi z poroża. Takie miejsca wykonane są zazwyczaj dość spartańsko.

Co zaś do ogrzewania (które Ci już wytknąłem) miejsca takie ogrzewa się elektrycznie, lub ciepłem odpadowym z siłowni elektrycznych (czy to na ropę, mazut czy nawet minireaktora. Kotłownia tradycyjna musiała by być tuż pod powierzchnią ziemi i grzać całość parą technologiczną, możliwe, ale dosyć trudne w logistyce. Energia elektryczna może być pozyskiwana z systemu wiatraków, sam napisałeś, że w Twoim świecie raczej mocno wieje Wink

No ale ja Ci tu marudzę jako inżynier energetyk. Nie obeznany czytelnik może się nie połapie. Nie mniej jednak przemyśl te sugestie. Fajnie jest, jeśli świat opowiadania wydaje się w miarę realistyczny (na ile to możliwe).

Jak już wspomniałem, opowiadanie czyta się dość fajnie, więc warto nad tym dalej pracować.

A tak zupełnie na marginesie i żartem - Po co tygrysowi na Twoim awatarze gacie? Przecież to kot, a u nich niewiele jest na wierzchu Wink.

Pozdrawiam serdecznie
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Pierwsze co się rzuca w oczy to brak "-" w dialogach.
Cytat:Słaby nie wiedział, które z uczuć które na niego spłynęły jest mocniejsze, zawód z powodu powierzenia mu niedostatecznie odpowiedzialnego i ekscytującego zadania, czy ulga, którą poczuł z tego samego powodu.
Spory nadmiar które w tym zdaniu.
Cytat:Przedstawiały one poszczególne rodzaje mutacji, jakie można było napotkać na powierzchni.
Słowo zbędne, to wynika z poprzedniego zdania.
Cytat:Pamiętaj, Słaby, że trupów nam już więcej nie potrzeba. Niezastąpiony to ty może nie jesteś, ale ludzi do pracy potrzeba.
Co prawda to wypowiedź postaci, ale dwa razy "potrzeba" na końcu zdania brzmi jakoś sztucznie.
Cytat:Słaby bał się wtedy, że ohyda może w każdej chwili go zobaczyć i dać nura z powietrza, chwytając go w swoje szpony.
Wiadomo, że nie w cudze szpony Wink
Cytat:A takie błędy, na pozór drobne, mogły kosztować go życie.
Tutaj podobnie zdanie może się obyć bez "go".
Cytat:ale na przykład taki zębacz polegał prawie tylko na swoim słuchu.
Cytat:Przeszedł wzdłuż suchych żywopłotów i zeskoczył małym okienkiem wewnątrz ruin kaplicy.
Raz, że brakuje tu na pewno przecinków, ale tego czepiał się nie będę bo sam na przecinkach się nie znam :p to podkreślona fraza brzmi bardzo kulawo. Może " zeskoczył małym okienkiem do wnętrza zrujnowanej kaplicy"?
Cytat:Jak ja lubię się zadręczać. Gdyby płacono mi za rozmyślanie, byłbym bogaty. No i nie musiałbym znosić niczyich grymasów.
Myśli bohaterów warto odznaczyć pismem pochyłym.
Cytat:Bomber zdradzał nagłe rozluźnienie zagadując co chwila na przeróżne tematy,
Rozluźnił się już jak zobaczył Słabego. A teraz znowu? i to "nagle"?
Cytat:ujrzawszy Raznego stanął z otwartymi ustami i wybałuszonymi ustami.
Chyba coś innego wybałuszał? Smile
Cytat:Nie zamykał zamka na klucz.

W tekście pojawiają się zbędne zaimki, brak większych błędów gramatycznych utrudniających czytanie, czyta się dość wartko. Plus za opis zwyczajów harpii Smile

Gorzki,
Cytat:Kolejna sprawa - co robi rozbudowany system pomieszczeń głęboko pod katedrą i jakąś kaplicą na cmentarzu?
Przez lata mogli rozbudować istniejące katakumby Wink A jak to jest w środku miasta to nie trudno przebić się do np. kanałów, piwnic okolicznych i urządzić się po swojemu Wink
Ja mam inne zastrzeżenia:
Jeśli palą drewnem, a nic nie rośnie to w sporym promieniu od ich siedziby nie powinno zostać nic z drewna - ani krzaki, ani suche żywopłoty.
Słaby miał pastę do zębów? W świecie postapokaliptycznym takie precjoza starego świata to chyba bardzo cenne i rzadkie rzeczy? Chyba ze to pasta domowej roboty z węgla drzewnego i soli Smile

Ogólnie lubię postapokalipse więc za to +. Historia zaciekawia i skłania do oczekiwania części dalszej. Ogólne wrażenie pozytywne Smile
Odpowiedz
#4
Dziękuję, drodzy Panowie, że zechciało się Wam poświęcić chwilę na przeczytanie, skomentowanie i udzielenie cennych rad. Błędy poprawię. Spieszę natomiast z szybkim wyjaśnieniem kwestii podziemnego kompleksu pod "katedrą". Otóż owa "katedra" to nie katedra, lecz Kościół Mariacki w miejscowości o nazwie Chojna, w której mieszkam. To właśnie tam postanowiłem umiejscowić akcję. Jest u nas taka legenda miejska o tym, że podczas II wojny światowej zbudowano przejście pod "katedrą", które prowadziło aż na lotnisko. Miało to mieć znaczenie strategiczne podczas obrony miasta przed idącymi na Berlin Rosjanami.
Serdeczne dzięki za wytknięcie błędów logicznych, które namolnie się gdzieś tam u mnie pojawiają. Przychodzą zawsze wtedy, gdy za długo myślę nad jakąś kwestią dialogową, lub dalszym rozwojem akcji. To bardzo irytujące, będę z tym walczył. Co do podłogi w kotłowni i wszelkich spraw technicznych to przyznaję się, że tutaj problemem jest brak znawstwa z mojej strony i niewiedza, powinienem był zbadać temat, mój błąd.
Odpowiedz
#5
Brak tabulatora i myślników przed dialogami przeszkadza i męczy.

Bardzo mi się podoba początek.

Cytat:W tej nowej, niewesołej rzeczywistości ludzie porzucili dawne imiona.
Dlaczego? Po co? W sumie to trochę przesadziłeś. Nie wierzę w to, nie kupuję tego.

Z granatami niepotrzebnie kombinujesz. Po pierwsze nie wierzę, że granaty samoróbki mogą być lepsze od grantów produkowanych fabrycznie. Po drugie wcale tego technicznie nie opisałeś i wydaje mi się, że taki efekt jaki ty opisujesz jest niemożliwy. Wiesz mógłbyś napisać, że w tej norze nie mają grantów tradycyjnych i dlatego taką furorę robią granaty improwizowane.

I jeszcze ta kryjówka pod kaplicą cmentarną. Co robi jakaś kryjówka pod kaplicą cmentarną? Co tam jest? Brzmi niewiarygodnie.

Fajnie się wczuwasz w stalkera.

Cytat:A trzeba nadmienić, że robienie hałasu w miejscach, które są uznawane za siedziska mutantów nie było rzeczą mądrą.
bez tego podkreślenia, brzmi jak stara babcia, a nie jak stalker.

Cytat:Upadli żołnierze, już nie zwycięzcy. Pamięć o nich, a także o okrucieństwach, których byli świadkami i które wyrządzali, pamięć o ludziach, których bronili i którym zadawali krzywdę zaginęła. Człowiek o nich zapomniał.
no nie dramatyzujmy, jeszcze każdy chyba pamięta kim byli radziecki żołnierze.

Naprawdę wysyłają pojedynczych ludzi na takie misje?

I ten motyw z tunelem nieudany. Tak naprawdę to powinni ono pierw zbadać ten tunel czy tam nie ma czegoś przydatnego. Strasznie nie kupuję tej debaty zniszczyć czy nie zniszczyć tunelu. Tak naprawdę to nie ma żadnych argumentów ani za jedną opcją ani za drugą. Nie wiadomo na ile relacja Raznego jest prawdziwa. W końcu niby tam jest tak niebezpiecznie, a przeżył. Ten końcowy kawałek mógłby być fajny, a nie był.

Tez się zastanawiam skąd mają tyle drewna do palenia w piecu, a mimo to na powierzchni są pozostałości drzew i krzewów.

W sumie fajny tekst. Inspirujący.

Chojna w Zachodniopomorskim czy jakaś inna Chojna?
natural born killer
Odpowiedz
#6
Przede wszystkim dzięki, Jeżu że wpadłeś i zechciałeś przeczytać! Smile

Cytat:W tej nowej, niewesołej rzeczywistości ludzie porzucili dawne imiona.

Ano tak jakoś uznałem, że ludzie zaczęli mówić do siebie przydomkami, radykalna reakcja na radykalną zmianę. Sam nie wiem, mi się to wydaje w porządku.

Cytat:Z granatami niepotrzebnie kombinujesz.

Z czymś trzeba. Miejscowy "rusznikarz" to taki bardziej pasjonat. Opracował granaty bezpieczne (relatywnie) dla użytkownika i niebezpieczne dla przeciwnika. Coś w tym stylu.

Cytat:I jeszcze ta kryjówka pod kaplicą cmentarną. Co robi jakaś kryjówka pod kaplicą cmentarną? Co tam jest? Brzmi niewiarygodnie.

Bursztynowe kaplice, złote pociągi... no wiesz, te sprawy Wink

Cytat:no nie dramatyzujmy, jeszcze każdy chyba pamięta kim byli radziecki żołnierze.

To bardziej przemyślenia głównego bohatera.

Cytat:I ten motyw z tunelem nieudany. Tak naprawdę to powinni ono pierw zbadać ten tunel czy tam nie ma czegoś przydatnego. Strasznie nie kupuję tej debaty zniszczyć czy nie zniszczyć tunelu. Tak naprawdę to nie ma żadnych argumentów ani za jedną opcją ani za drugą. Nie wiadomo na ile relacja Raznego jest prawdziwa. W końcu niby tam jest tak niebezpiecznie, a przeżył. Ten końcowy kawałek mógłby być fajny, a nie był.

Dlatego muszę wciąż czekać na jakiś ciekawszy pomysł, aż przyjdzie mi sam do głowy znaczy się. Nie mam talentu do wymyślania dobrych historii (co bardzo mnie boli Wink), dlatego piszę takie rzeczy, żeby się szkolić. Cieszę się, że zajrzałeś.

I tak, chodzi o Chojnę w województwie zachodniopomorskim.
Odpowiedz
#7
Cześć.

Nie ukrywam, że jako fan gier GSC, filmu Tarkowskiego i "Pikniku na skraju drogi" przywędrowałem zachęcony tytułem.



Cytat:W tej nowej, niewesołej rzeczywistości ludzie porzucili dawne imiona. Już nikt nie nazywał dzieci ładnymi imionami. Imiona, a raczej przezwiska się nabywało i były one zwykle dosadnym określeniem danego człowieka. Określeniem, które wydawało się odpowiednie z perspektywy tych, którzy je nadawali.

Powtórzenia. Do tego pytanie: to jak nazywano kogoś, kto nie dorobił się jeszcze przezwiska?

Cytat:Otworzyły się drzwi i wszedł żwawym krokiem wysoki mężczyzna, jeszcze pewnie przed trzydziestką.

Zdanie-potworek z Yody mistrza szkoły. Lepiej brzmiałoby: Drzwi otworzyły się i do środka wszedł żwawo mężczyzna, na oko 30-letni.

Cytat:Gdzie dzisiaj? - jego głos był jakby rozmazany. Niski i zasadniczy, ale jednak gubił się pośród dźwięków otoczenia.
Logistyk zajrzał do listy, nie patrząc nawet na przybyłego. Bez pośpiechu przewracał papierzyska.
To nie... To nie twoje... - mruczał pod nosem. - O, jest! Dziś wychodzisz blisko, tylko do cmentarza.
Którego? - słowo utonęło gdzieś w zgiełku rozmowy pracowników biura.
Będziesz musiał sprawdzić, czemu Razny nie wrócił. Obawiamy się najgorszego.
Którego? - powtórzył pytanie stalker , nie dając za wygraną. - Do którego cmentarza?
Radzieckiego – odpowiedział po chwili szpakowaty referent, w taki sposób jakby było to coś oczywistego. - Gotów na odprawę?


Zły zapis dialogów, problem całego opowiadania. 

Cytat:Gdy winda pokonała już połowę drogi w górę, serce młodego stalkera zaczynało bić szybciej. Lęk mieszał się z ekscytacją i uczuciem stresu. Lubił to. Dźwięk pracującej wciągarki stawał się bardzo monotonny, wydłużał cały proces.

Hehe, prawie jak winda w pierwszym Mass Effect Big Grin



Jako pierwszy rozdział tekst się sprawdza doskonale, bo czytelnik ma ochotę poznać ciąg dalszy. Warsztat musisz poprawić, bo to trochę niechlujnie wygląda, że nie zadałeś sobie trudu poprawnego zapisania dialogów, a tekst publikujesz na forum. Co do ogólnych wrażeń z czytania, to są one pozytywne. Masz prosty, ale obrazowy styl, łatwo sobie wyobrazić krajobrazy które kreślisz, jednak warto byłoby się pokusić o większe urozmaicenie, bo scena wyjścia z windy jako żywo przypomina jedną z misji z Metro 2033.

Właśnie to jest moim zdaniem największa wada tekstu - bardzo, nawet jeżeli w sposób niezamierzony, przypomina uniwersum Głuchowskiego. Nawet opis harpii jest podobny do kreatury z książki Rosjanina. Osobiście, chociaż całą trylogię Metro bardzo lubię i niesamowicie poważam, liczyłem na więcej Stalkera w rozumieniu "Pikniku na skraju drogi". Nie zrozum mnie źle, mi się podoba. To są moje klimaty i kolejne opowiadanie zawsze przeczytam z chęcią, jednak dla postronnego czytelnika to będzie tylko kolejne "postapo w klimacie Metro". Dodaj coś do świata, aby był bardziej Twój. Nawet nazwy maszkar masz jakby żywcem wyjęte z Gothica, tylko ścierwojadów brakuje. Trochę naciągane także wydaje mi się głosowanie. Cała "organizacja" ma charakter militarny, toteż bardzo wątpliwe żeby od razu nie pomyśleli o zapasowym wyjściu. To jeden z priorytetów przy zakładaniu obozów/fortyfikowaniu się - droga odwrotu.



Podsumowując, jestem na tak. Oczywiście na moją ocenę rzutują osobiste preferencje, bo jak napisałem wyżej, taki klimat lubię i ciągle mi go mało. Warto kontunuować.

Jakbym miał ocenić, to dałbym 7/10.

Pozdrawiam.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości