Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bernard dentysta.
#6
(dalszy ciąg opowiadania, zapraszam)



- Ja...
- Dobra. Nie mów. Nawet nie chce wiedzieć.
- Co?!
- Nie chce wiedzieć. Nadmiar informacji szkodzi. Nie słyszałeś?
Spojrzałem na Biesa który właśnie wstał i rozłożył śpiwór na starych deskach. Po chwili dodał, wyciągając z plecaka jakieś dziwne urządzenie.
- Mamy dwie godziny snu. Potem podwiozę Ciebie do Twojego przyjaciela i nasze drogi się rozejdą.
- A warta? Przecież tutaj na pewno nie jest bezpiecznie?!
- Te małe urządzenie - Łowca podniósł do góry kanciasty kształt.- To wykrywacz ruchu pracujący w obszarze od kilku do nawet kilkunastu kilometrów. Jest tak zaawansowany, że reaguje jedynie na wcześniej ustalone współczynniki.
- Cholera! Gdzie takie coś można dostać?
Bies spojrzał się na mnie zdziwiony.
- To?! Nigdzie. To jest unikalna technologia. Powiedzmy, że jedynie Moja profesja posiada możliwość zakupu tego typu sprzętu.
- Co Ty gadasz!? To znaczy, że macie jakąś pieprzoną wyłączność... .
Tak, wściekłem się.
-... przecież taka technologia mogła by w bardzo dużej mierze pomóc naszym chłopakom. Może nie wygralibyśmy tylko dzięki niej, tej zasranej wojny o planetę ale przynajmniej mielibyśmy większe szanse i mniejsze straty w ludziach!
- Bern. Odpuść.

Bies położył wykrywacz ruchu na kawałku krzesła.

- Jeżeli kiedykolwiek mamy wygrać tą wojnę to na pewno nie w otwartej walce i nie sami. A teraz, takie gadanie to tylko niepotrzebne strzępienie języka. Zrób głęboki wdech i wydech. Odpocznij. Masz tylko dwie godziny.
Łowca położył się na swoim miejscu i odwracają się na bok odburknął.
- Gniew zostaw na wrogów, w pustych słowach on nic nie daje.
Zrobiłem jak kazał. Po krótkiej chwili poczułem się głupio. Przecież takie urządzenie to kropla wody w morzu potrzeb. Nawet gdyby każdy żołnierz ziemi byłby w nie wyposażony to i tak brakuje wśród ziemian jedności. Tak wiele organizacji współpracuje z Rdzawymi. Tak wielu ludzi przeszło na stronę Imperium. To nie ludzie przegrywają, to dobro. Dopiero teraz to do mnie doszło. Zło stało się potęgą i ta potęga przyciąga ludzi. Dobro już dawno przestało być atrakcyjne.

V

Gdy zamknąłem oczy miałem wrażenie, że się unoszę. Lecę ponad wszystkimi moimi problemami. Ponad ruinami miast mojej ojczyzny, a gdy poczułem promienie gorącego słońca, które zaczęły mnie przyciągać łagodnością. Brutalnie ze snu zbudziła mnie ręka Biesa zamykająca moje usta i jego szept.


-... tylko spokojnie. Obok nas rozbił się patrol Rdzawych. Musimy zachowywać się cholernie cicho. Jeżeli rozumiesz, kiwnij głową. Dobrze, wycofujemy się na tył budynku. Tylko powoli!

Byłem trochę otumaniony nagłym wyrwaniem ze snu. Łowca musiał wiedzieć o nich wcześniej, za nim nadjechali, bo wszystko było wysprzątane i spakowane. No tak! Wykrywacz!
Gdy wstałem, przez zniszczoną i brudną szybę, kątem oka zobaczyłem rzekomy patrol. Było ich sześciu. Nie mieli żadnych odznaczeń, nikt z nich nawet nie miał na sobie munduru Rdzawych. Skąd w takich razie Bies wiedział, że to ludzie Rdzawej Ręki?

Gdy przeszliśmy na tył budynku, Łowca zaczął sprawdzać swoją broń. Był skupiony, cholernie skupiony. Jego jednoślad stał w przy bocznej ścianie. Pewnie Bies wprowadził go przez sporą dziurę w ścianie na końcu korytarza. To musiało być kiedyś pomieszczenie socjalne, albo jakaś mniejsza stołówka.

- Skąd wiesz, że to Rdzawi? - Zapytałem się po chwili, też uzupełniają amunicję w mojej M30.

- Nie tylko mundur i oznaczenia mogą wiele powiedzieć o noszącym je osobniku. Ci akurat panowie zawsze są łatwi do poznania, przynajmniej dla mnie.

- Dobra! Ale co daje Ci tą pewność, że to oni!

Spojrzałem na Biesa z niecierpliwością. Ale wiedziałem też, że ten człowiek myślami już planuje i sprawdza wszelkie ewentualności związane z dalszymi naszymi krokami, dlatego takie błahe pytania mogą dochodzić do niego o wiele dłużej niż zazwyczaj. W końcu jednak odpowiedział.

- Wszyscy są ścięci na łyso. Mają postawę wyprostowaną, wykonują czynności mechanicznie i energicznie. Nie widać wśród nich rozluźnienia, a to dlatego, że są na obcym terenie. Takie zachowanie świadczy o ich militarnym przeszkoleniu, może nawet specjalnym. Ich broń nie wygląda na zaniedbaną, lub rzadko czyszczoną, jak to często zdarza się wśród chaotycznych band jakiś rabusiów. Kończąc na ich mordach...

W ostatnim słowie Inżyniera słychać było wielką nienawiść. Dlatego z przekąsem zapytałem o kolejną rzecz, znając już co prawda na nią odpowiedź.
- Nie lubisz ich, co?
- A Ty ich lubisz?
- JA? Nienawidzę.
- No właśnie.
- Dobra. To może zadam inne pytanie... - nurtowało mnie ono tak samo jak to, skąd on wiedział, że to Rdzawi - Co oni robią tutaj, tak daleko od swojej granicy? Bies podniósł wzrok na mnie i dopiero po kilku sekundach wpatrywania się w moje oczy odpowiedział.
- Sądzę, że przyjechali po to samo, po co Ty przyjechałeś.

Nic mu nie powiedziałem. Nie miałem przy sobie żadnej rzeczy, która mogła by zdradzić moje prawdziwe zamiary. Kurde! Nawet Moja czerwona karta tożsamości nie zawierała żadnych tajnych danych, ani niczego podobnego. Byłem w kropce, ale nie zamierzałem wyjawiać czegokolwiek. To wszystko wydawało się bardzo dziwne.

- Nie wiem o co Ci chodzi, ale nieważne. Lepiej powiedz co dalej robimy?
- We dwóch nie damy im rady, nawet z zaskoczenia. Te gnojki są zazwyczaj bardzo dobrze przeszkoleni, a już na pewno Ci tutaj. Musimy jak najszybciej podrzucić Ciebie do Twojego kolegi. Ja sam jestem w stanie więcej zdziałać nie martwiąc się jeszcze o Twoją dupę. Bez urazy.

Uśmiechnął się chamsko kończąc ostatnie zdanie.

- Dobra. No to jazda.

Towarzyszyło nam chyba szczęście. Rdzawi akurat mieli postój i nie kontynuowali swojej podróży gdy my po cichu, pchając maszynę Biesa na luzie, przemierzaliśmy ruiny nowego miasta. Gdy byliśmy w bezpiecznej odległości Łowca odpalił swoją bestię i ruszyliśmy w stronę mojego znajomego.

Po kilkudziesięciu minutach przybyliśmy na umówione miejsce w starym mieście. Budynek, w którym miałem się spotkać z moim kolegą, nie wyróżniał się zbytnio na tle pozostałych rozsypujących się reliktach przeszłości. Jedyne co było elementem informującym mnie o przybyciu na miejsce to brudna, czerwona zasłona wisząca na brzegu okna, na drugim piętrze.

- To tutaj? - Bies zagaił.
- Tak. Tutaj.
- Czyli co? Nasze drogi się rozchodzą doktorku.
- Na to wychodzi.- Uśmiechnąłem się szczerze. Bies spojrzał się na mnie i wyciągając coś z bocznej torby powiedział:
- Tutaj masz specjalny nadajnik. Gdy go użyjesz ja odbiorę Twój sygnał. Tylko proszę Cię. Nie używaj go wtedy gdy nie będzie to konieczne. Każdy facet musi umieć przepychać swój własny kibel, co nie?
Polubiłem tego dupka, to prawda.
- Dobra, dzięki... - Odpowiedziałem krótko.
- Aha i jeszcze jedno doktorku. Mam na imię Ignacy. Ignacy Wysocki. - Wyciągnął rękę.
- Bernard Morawiecki.


VI

Pożegnanie nie trwało długo. Po chwili Bies odjeżdżał już w wiadomym tylko mu celu na tle starych budynków i dziwnie dziś jasnego słońca, a ja spokojnym krokiem wkroczyłem do rozsypującej się kamienicy.

Korytarz przed mną dzielił swoją przestrzeń ze schodami po prawej stronie. Drzwi do mieszkań były regularnie ustawione co kilkanaście metrów. Stare ściany obite były pleśniejącą tapetą przedstawiającą powielający się wzór słoneczników.
Pamiętałem dobrze. Drugie piętro, mieszkanie ósme, zapukać kombinację. Jednak gdy wszedłem na drugie piętro i spojrzałem na drzwi od interesującego mnie mieszkania ukłucie strachu postawiło mnie w pełną gotowość.

Drzwi do mieszkania były w strzępach. Zdjąłem z pleców M30. Podszedłem od boku i zajrzałem do środka.

W przedpokoju leżał prawdopodobnie pierwszy z napastników. Miał kilku dziur w klatce piersiowej i jedną w okolicach czoła. Broń Krótka. Pewnie mojego przyjaciela.
Wszedłem do mieszkania. Pokój po prawej. Kolejny trup. Nóż do rzucania w szyi. Przejście do kolejnego pomieszczenia.

Serce zaczęło bić mi jak młot. Obawiałem się najgorszego.
Gdy wślizgnąłem się do kolejnego pomieszczenia które kiedyś za pewne było biblioteczką, zobaczyłem mojego przyjaciela. Był zatłuczony. Dosłownie. Ślady masakry sugerowały na ciężki, tępy przedmiot. Prawdopodobnie była to ciężka rura.

Gdy stałem nad ciałem martwego Kamila, czułem przygnębienie. Promienie słońca, wpadające przez resztki szyb w oknach, oświetlały ciała wrogów i mojego przyjaciela. Lecz nie jego śmierć była dla mnie największą udręką. Prawdę mówiąc, widziałem tego człowieka tylko raz, dawno temu w siedzibie Rzeczpospolitej i tak, to nie był mój prawdziwy przyjaciel. Wtedy wychodził w mundurze Rzeczpospolitej z nowymi rozkazami. Odwaga i stanowczość malowała się na jego twarzy.

Teraz. Siniaki zakrywały większość jego truchła, powybijane zęby i wydłubane oko. Połamane nogi i ręce. Jednak najstraszniejszy był fakt, że przy Kamilu nie było przedmiotu, który miał mi przekazać. Jeżeli go schował, przedmiot był już stracony ale jeżeli ktoś go zabrał to była szansa na jego odzyskanie.
Dlatego trzeba było zacząć dochodzenie.

Przyjrzałem się jeszcze raz martwym napastnikom. Byli młodymi osobnikami, ubranymi niespójnie i wręcz odpychającą, mieszając na sobie kawałki metalowych przedmiotów z codziennymi ubraniami. Twarze i skóra świadczyły o częsty przebywaniu na świeżym powietrzu, braku kąpieli oraz braku jakiejkolwiek podstawowej higieny osobistej. Te wszystkie spostrzeżenia świadczyły o tym, że napastnicy nie byli związani z żadną korporacją. Co z kolei dawało nadzieje, że to są, po prostu tutejsi grasanci, którzy odkryli samotnika z Rzeczpospolitej i dla prostego łupu zatłukli go jak świnię. Jednak mój wzrok przykuło coś co wprowadzało niejako zamieszanie w wcześniejszą tezę.

Tatuaż na karku jednego z denatów. Odwrócona litera E, stojąca plecami do litery R. Są to pierwsze litery niemieckiej nazwy organizacji Ein Rennen co po polsku oznacza Jedna Rasa. Te symbole świadczyły o tym, że właśnie do gry wkroczyła społeczno-militarna organizacja Ernesta Ussteinboun'a. Osobnika wielokrotnie oskarżonego o ekstremalny antysemityzm i chorobliwą nienawiść do wszystkich istot nie będącymi ludźmi.

A jeżeli to byli jego ludzie, to na pewno będą kierować się w stronę granicy z Niemcami. Ernest nie może dostać tego przedmiotu w swoje ręce. Bo jeżeli to nastąpi , to na pewno nic dobrego z tego nie wyniknie.
Ślady mordu były dość świeże. Obstawiałem jakieś trzy godziny. W tym czasie mogli być albo daleko stąd albo właśnie trzeźwieli gdzieś w starych ruinach jakiegoś domostwa. Niestety. Jeżeli to byli ludzie z ER to prawdopodobnie byli już w drodze do starej granicy z Niemcami. Druga opcja nie wchodziła w grę jeżeli to była zdyscyplinowana grupa uderzeniowa, mająca konkretną misję i konkretny cel.

Dlatego musiałem się śpieszyć.

Gdy wychodziłem na zewnątrz usłyszałem niepokojący dźwięk. Samochód z silnikiem spalinowym. Przykucnąłem pod oknem na parterze i delikatnie się wychyliłem.

Szary i lekko zdezelowany WAN błyszczał w promieniach słońca. Przez skórę czułem, że to na pewno Rdzawi i na pewno jadą po to samo po co ja przyjechałem do Kamila. Psie mordy musiały w jakiś sposób dojść do rozkazów Rzeczpospolitej. Ktoś znów poinformował wroga.

Nie miałem wyjścia. Musiałem się stąd jak najszybciej ulotnić. Ale gdybym moja droga ucieczki prowadziła przez główne drzwi to na pewno dostał bym kulkę. Dlatego swoje kroki skierowałem na tył budynku aby tam przedostać się przez okno na zewnątrz.

Teraz liczył się czas, a ja musiałem znaleźć działający pojazd.

Gdy wychodziłem przez okno, na chodniku zobaczyłem sporej wielkości plamę krwi. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na korytarz za mną. Ciemność w budynku skutecznie maskowała plamy juchy. Nie było jej dużo w środku jednak spora jej ilość za oknem wskazywała na głęboką ranę.

Kamil postrzelił trzeciego i dopiero za oknem opatrunek był już przesiąknięty krwią. Pomyślałem ciesząc się w duchu i zacząłem szybko iść za czerwoną chaotyczną linią.

Dziwnym był fakt, że napastnicy z ER nie poruszali się za pomocą jakiegokolwiek pojazdu. Ale prawdę mówiąc jego używanie często przyciąga niepotrzebne zainteresowanie różnych ludzi, a czasem nawet obcych, dlatego gdy chodzi o tego typu misje, cisza i niewidzialność jest głównym sojusznikiem.

Po kilkudziesięciu minutach marszu ruinami Poznania, zauważyłem jak jucha skręca w trzewia większego budynku mieszkalnego. M30 znów wykazało swoją gotowość delikatnym i cichym dźwiękiem mechanizmu odbezpieczającego.
Wszedłem do środka.

W powietrzu unosił się zapach fekali. Korytarz był zapełniony fragmentami ścian i sufitów, zniszczonymi drzwiami oraz resztkami mebli wyrzuconych z porzuconych mieszkań. Schody na wyższe piętra były w dość dobrym stanie, jednak coś podpowiadało mi, że cel, który szukam jest tutaj, na parterze.

Wyciszyłem oddech i skupiłem się na otoczeniu. Oprócz śpiewu kilku ptaków na zewnątrz usłyszałem gdzieś z głębi budynku nieregularne wydechy. W miarę gdy zacząłem się do nich zbliżać, pojawiły się odgłosy nieregularnych wdechów.
Po chwili byłem już przy dziurze w ścianie która kiedyś dumnie nosiła miano drzwi. Właśnie za nimi, w starym mieszkaniu był ranny członek ER, który mógł coś wiedzieć na temat podarunku Kamila.

Użyłem lusterka dentystycznego aby zobaczyć co czeka mnie w środku. Korytarz za otworem był podzielony na dwa wejścia do pokoi po lewej jak i po prawej stronie. Dalej były dwie pary poniszczonych drzwi i wejście do pomieszczenia na prawo.

Powoli wszedłem do środka, stawiają stopy najciszej jak tylko byłem do tego zdolny. Nieregularne oddechy dochodziły z pierwszego pomieszczenia po lewej. Znowu użyłem lusterka, które delikatnie wsunąłem od dołu.
Młody facet siedział oparty o ścianę. Miał ranę postrzałową brzucha. Prawa ręka w której trzymał Rozjemce, pistolet o dwóch trybach ognia, drgała. Wyglądał na wpół przytomnego. Aż dziw, że zapach fekali nie przyciągnął do niego żadnego dzikiego zwierzęcia. Jego rana była dobrze zabandażowana i prawdopodobnie tylko to spowodowało, że jeszcze nie zszedł.

Powoli podszedłem do rannego. Mężczyzna podniósł głowę, lecz widać było wyraźnie, że żaden inny ruch nie wchodzi już w grę. Stracił za dużo krwi. Śmierć zapewne już szła korytarzem.

- Już... już jesteście? - wybełkotał - tak szybko wróciliście po mnie?
Gdy miałem odpowiedzieć, z korytarza głównego, za mną, rozniosło sie echo pojazdu. Silnik spalinowy. Przez moment pomyślałem, że Rdzawi namierzyli plamy krwi jednak różnica w pracy silnika była zbyt wyraźna.

To byli koledzy rannego. Opatrzność mnie nie opuściła.

Bez namysłu zaczaiłem się w sąsiednim pokoju po prawej stronie. Otwarte starcie z przeciwnikiem nie wchodziło w grę. Za duże ryzyko. Moja misja była zbyt ważna abym mógł pozwolić sobie na porażkę.
Stałem oparty o ścianę a M30 ściskałem przy sobie jak matka ściska dziecko gdy wyczuwa niebezpieczeństwo. Było ich dwóch, szli bardzo szybko i energicznie. Od pewnego momentu usłyszałem ich rozmowę.

- A jak wykituje? Przecież to jego syn! Zabije nas!
- Zamknij się! Tak czy siak, już jesteśmy martwi. Chyba, że jakimś cudem chłopak przeżyje transport do Frankfurtu.
- Przecież to nie możliwe! Chłopak jeszcze oddycha tylko dlatego naszprycowaliśmy go chemikaliami! Jak tylko zejdzie z niego to świństwo to zdechnie tak szybko jak z niego cieknie!
- Zrozum kurwa, że jeżeli jego nie przywieziemy to zastrzelą nas za nieupilnowanie. Jeżeli przywieziemy go martwego to zastrzelą nas za nieupilnowanie, a jeżeli przyjedziemy z nim i będzie jeszcze dychał to może nas nie zastrzelą!
- Darek. To może zwiejemy z tym gównem i spróbujemy to sprzedać?
- Jak!? Jak nawet nie wiesz do czego to gówno służy i ile to jest warte?

Uspokoiłem oddech i przygotowałem się do walki... .

c.d.n.
https://horyzontrpg.com
System fabularny space-apo. Indi.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Bernard dentysta. cz.I - przez Żubr - 02-09-2014, 17:03
RE: Bernard dentysta. cz.I - przez miriad - 02-09-2014, 19:37
RE: Bernard dentysta. cz.I - przez Gorgiasz - 03-09-2014, 06:58
RE: Bernard dentysta. cz.I - przez Żubr - 04-09-2014, 21:18
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 02-03-2015, 17:08
RE: Bernard dentysta. - przez gorzkiblotnica - 02-03-2015, 23:32
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 03-03-2015, 16:28
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 24-08-2015, 22:09
RE: Bernard dentysta. - przez gorzkiblotnica - 26-08-2015, 20:50
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 21-10-2015, 22:10
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 04-02-2016, 21:07
RE: Bernard dentysta. - przez gorzkiblotnica - 04-02-2016, 22:18
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 07-02-2016, 10:09
RE: Bernard dentysta. - przez gorzkiblotnica - 09-02-2016, 22:27
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 10-02-2016, 16:41
Bernard Dentysta cz.II - przez Żubr - 27-12-2014, 15:15

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości