Ocena wątku:
  • 3 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Odbierz telefon, a opowiem Ci bajkę
#1
Nie jestem pewna, czy zamieszczam to opowiadanie w dobrym dziale, ale ciężko mi było zakwalifikować mi je do jakiejkolwiek innej kategorii.

Może nie powinnam tego opowiadać, a w każdym razie na pewno nie tak często, ale jednak to robię. Zawsze kiedy mi się nudzi (a zdarza się to dosyć często, w końcu ileż można rzucać woreczkami z wodą w bezdomne koty?) dzwonię pod przypadkowy numer i opowiadam. Ludzie często szybko się rozłączają, co strasznie mnie irytuje. Zazwyczaj wtedy ciskam słuchawką o podłogę i odsyłam nieszczęśnika do wszystkich diabłów. Teraz już nikt nie chce słuchać bajek, wszyscy się ich wstydzą i uważają za niepoważne. Ale co to ja miałam? Ach tak, opowiedzieć tą nieszczęsną historię. Jestem Halka, a Ty? Tak wiem, mam dziwne imię, ale to wszystko przez zamiłowanie taty do opery (doprawdy, co ciekawego jest w zdzieraniu sobie gardła i psuciu innym słuchu piskliwym świergotem?). Dlaczego nic nie mówisz? No tak, przecież Ty czytasz, a normalni ludzie (za jakiego zapewne w swej zarozumiałości śmiesz się uważać) nie mówią do siebie podczas czytania. To może zrobisz wyjątek i powiesz jak masz na imię? Nie? No cóż, szkoda. Najwyraźniej zaliczasz się do tych nudziarzy, którym wyobraźnię wypaczyła już kolorowa telewizja i Internet, w którym wyobraźnia jest gotowa do pobrania i w dodatku darmowa! Ale właśnie- miałam ci opowiedzieć historię. Chyba musisz się przyzwyczaić, że często gubię wątek. To moja słaba strona. Czasami zapisuję go na żółtej karteczce samoprzylepnej i przyczepiam ją do okna, ale najczęściej wtedy wychodzę do innego pokoju i o kartce zapominam. Ale do rzeczy, bo pewnie już Ciebie (chyba, ze wolisz Pana/Panią, bo dalej nie znam Twojego imienia.) szlag trafia, mam rację?
Ile ja mogłam mieć wtedy lat? Może dziesięć, może dwanaście... Na pewno nie wierzyłam już w Świętego Mikołaja, ale dalej lubiłam sukienki w motylki (sukienka- cóż za głupi wynalazek. Nie można w niej grać w piłkę i wygląda się w niej na ułożoną i grzeczną. A wtedy wszystkie starsze panie, słuchające radia przy otwartych oknach krzyczą na ciebie, że rzucanie woreczkami z wodą jest niebezpieczne. Kiedy tam naprawdę nikogo nie było, a ja przypadkiem trafiłam w tego grubego jamnika pani Sulskiej!). Pojechałam z rodzicami nad morze. Do Sopotu. Chociaż nie, chyba to był Kołobrzeg... A może Łeba albo Złote Piaski? Zresztą to nieważne, bo plaża i tak była pełna bladych ludzi, który bezczelnie pokazywali się innym prawie bez ubrania, uważając to za normalne. Przecież to ekshibicjonizm w czystej formie, takie plażowanie powinno być karalne! Mieszkaliśmy w jakimś pensjonacie, gdzie podawali paskudne śniadania (rzadka jajecznica i gumowate parówki z plastiku, silikonu i innych śmieci). Pewnej nocy nie mogłam spać. Była pełnia, a na mnie to jakoś dziwnie działa. No więc wyszłam sobie do ogródka i postanowiłam posiedzieć na plastikowym placu zabaw, ze zjeżdżalnią wysokości jednego metra. Co to za frajda zjeżdżać, kiedy siedząc na szczycie dotykasz stopami ziemi?! Usiadłam więc na huśtawce, ale i tak musiałam podciągnąć kolana pod brodę. Więc studiowałam z bliska liczne strupy i zadrapania na moich nogach (o, tu mam na przykład bliznę, która została mi po bójce z psem ciotki. Naprawdę, podłe zwierzę, jakaś krzyżówka wilczura, owczarka, wilka i Bóg wie czego jeszcze. A zęby to chyba ma z tygrysa szablozębnego!). I nagle usłyszałam dziwny krzyk. Jakby kogoś ze skóry obdzierali, tak się wydzierał. Trochę się przestraszyłam, w końcu byłam sama w ogródku jakiegoś szemranego pensjonatu, a niedaleko kogoś zabijali (to na pewno było zabójstwo, widziałam to w jednym filmie z czerwonym kwadracikiem w roku ekranu, jednym z tych, po których mam koszmary przez tydzień). No więc wstałam z tej nieszczęsnej huśtawki i poszłam w stronę krzyku. Ale nie mam dobrej orientacji w terenie, więc zgubiłam się i zaszłam aż na samą plażę, która o tej porze dnia była śliczna, taka niebiesko- srebrna. Krzyk jednak wciąż był blisko, a teraz nawet bliżej. Poszłam więc w stronę skał, takich dużych, szarych i ostrych (trochę przypominały jakiś pałac albo twierdzę warowną. Świetnie by się tam urządzało bazę przy bitwie na śnieżki, szkoda tylko że jest lato, a w dodatku bezśnieżne! Śnieg w zimie, przy tej temperaturze jest naprawdę bezsensowny, o wiele bardziej przydałby się w lipcu!). Wspięłam się więc po tych głazach i znalazłam małą wnękę, w której leżała jakaś dziewczyna. Była śliczna, miała zielone włosy (ale nie takie zielone jak butelka po piwie, tylko bardziej w kolorze soczystego jabłka) i bladą cerę. Od pasa w górę była naga, a zamiast nóg miała rybi ogon! Zakryłam usta ręką z wrażenia, bo takie rzeczy zdarzają się przecież tylko w kreskówkach albo w filmach fantastycznych, które wyglądają jak dla dzieci, ale wcale takie nie są. Swoją drogą- od tego jej ogona niemiłosiernie śmierdziało rybą, a między łuski wplątało jej się kilka glonów. Siedziała na kamieniu i wrzeszczała wniebogłosy. Zapytałam czemu tak krzyczy, a ona mi na to, że razem z przypływem znalazła się na tych kamieniach, ale trochę jej się przysnęło i gdy się obudziła woda już odpłynęła, a ona nie może żyć długo bez wody i potrzebowała pomocy. Zaproponowałam jej, że mogę ją trochę ochlapać, co przyjęła z wdzięcznością. W miseczkę utworzoną z rąk nie udało mi się nabrać dużo wody, więc poświęciłam się i nabrałam trochę tej słonej, brudnej substancji (woda to naprawdę nie najlepsze określenie dla tej podejrzanej cieczy) do ust i najzwyczajniej w świecie oplułam stwora.
-A nie boisz się, że gdyby znalazł cię jakiś naukowiec to wysłałby cię do jakiegoś laboratorium, gdzie pokroiliby cię na kawałki i zbadali,a następnie zasuszyli i wkleili do encyklopedii?
-Ach nie!- roześmiała się.- Uwierz, że mam bardzo mocny prawy sierpowy. Po takim ciosie szybko by się nie opamiętał.- Postanowiłam, że zepchnę ją z tych skał. Skóra cała jej zwiotczała, wysuszona brakiem wody. Musiała ją przytrzymywać i naciągać palcami. Nawet oczy wywróciła na lewą stronę, żeby całkiem nie wyschły. Stanęłam za nią i popchnęłam ją z całej siły. Stoczyła się po ostrych skałach, wprost do wody. Trochę ja poraniłam i nawet nie otworzyła oczu, gdy dryfowała w ciemnej wodzie na plecach w plamach własnej krwi (choć krew raczej to nie była, bardziej jakiś dziwny płyn, w kolorze atramentu, jak ten co wypuszczają kałamarnice. Wiem, bo babcia gotuje na tym tuszu czy atramencie zupę, pochorowałam się po niej). Zbiegłam do niej i uderzyłam w twarz. Podobno to powoduje ocucenie. Ale w tym przypadku było tylko gorzej. Siedziałam nad jej wątłym ciałkiem do rana, kiedy to zorientowałam się, że nie ma kości. A co się stało rano? Och, przyszła grupa dziennikarzy i naukowców z pęsetami i pipetami i zabrali ją! A mnie najpierw uczyniono bohaterką nauki . Ale potem zorientowali się, że zabiłam to stworzenie i zamknęli mnie w poprawczaku na dwa lata, gdzie poznałam zepchniętych na margines młodych, zdemoralizowanych i wychowanych w tak zwanych trudnych rodzinach.
Straszna historia, zniszczyła mi życie. Skąd wiesz, że kłamię?! To niemożliwe, ze zauważyłeś to wyłamywanie kostek, jak mogłeś to zauważyć przez papier? A może to przez ten Twój chory realizm i brak wiary w bajki? Tak, to pewnie to. Masz racje, kłamię. Wymyśliłam wszyściutko w tej historii, wszyściutko. A wymyśliłam ją pewnego deszczowego dnia, gdy byłam chora i znudziło mi się już barwienie barwnikiem spożywczym obiadu na różne kolory, a rzeźbienie w ogryzku z jabłka zaczęło mnie nużyć. Wzięłam wtedy kolorowy papier (bo na innym się bajek nie spisuje, to byłoby okropne i smutne!) i korektor (pisało się ciężko, ale jakoś dałam radę) i zapisałam koślawymi literami to wspomnienie- nie wspomnienie. Potem schowałam to do koperty w misie i spaliłam nad kuchenką (kuchenka gazowa to zbawienie! Gdyby nie ona- nad czym piekłabym pianki?). To doprawdy, romantyczne i powinnam czuć się jak w starych książkach mamy zakupionych za bajońskie sumy przed denominacją waluty. Ale w zamian czułam tylko swąd palonego papieru i jeszcze gorszy swąd palonego korektora. Potem wszystko ładnie zmiotłam na szufelkę i wrzuciłam kotu do plastikowego kubeczka po twarogu, w którym dostaje jedzenie. A teraz opowiadam ją ludziom, żeby choć trochę bajki pozostało w ich poważnym i nudnym życiu, w którym wyobraźnię ściąga się z Internetu, a marzenia kupuje w kolorowych katalogach, wydrukowanych na śliskim papierze.
Would you like to say something before you leave?
Perhaps you'd care to state exactly how you feel?
We say goodbye before we've said hello
I hardly even like you
I shouldn't care at all

Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Odbierz telefon, a opowiem Ci bajkę - przez Katniss - 09-03-2012, 21:04

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości