Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Powroty
#1
Bug 
Takie tam... Nie wiem, czy wyszło.

00. Początek

Marta zamknęła laptopa ze zrezygnowanym wyrazem twarzy i rozejrzała się po dużym, ale pustym mieszkaniu. Przeczesała palcami gęste, kręcone włosy i wstała z krzesła, kierując się po chwili do kuchni. Kolejna kawa, Marto, świetnie, dopiero szósta tego dnia, pomyślała włączając czajnik elektryczny. Wyjrzała przez okno. Żywej duszy, ale cóż, wszyscy są przecież w łóżkach i smacznie chrapią. A ty masz jeszcze dokończyć ten felieton, do cholery, więc zapal pieprzonego papierosa i bierz się z powrotem do roboty, skarciła się w duchu za zbytnie zastanawianie się i wzięła paczkę L&M’ów ze stołu. Z papierosem w ustach krzątała się po pomieszczeniu, gdy nagle zadzwonił telefon. Bez zastanowienia odebrała.
- Marta Klimowska, słucham? –rzuciła leniwie, bębniąc paznokciami o blat.
- Hej, Marta, co słychać? –usłyszała znajomy głos i otworzyła szerzej oczy ze zdziwieniem.
- Marysia? Jejku, nie miałam nawet czasu do ciebie zadzwonić, boże, mów co u ciebie lepiej, bo u mnie nic jak zwykle! – rzekła pospiesznie, przyciskając słuchawkę do ucha. Rozmowy z siostrą zawsze ją wzruszały i powodowały jakiś rodzaj ekscytacji.
- Nie mam zbyt wiele czasu, żeby gadać, Gabryś źle śpi i może się obudzić, a jestem sama. Będę w sobotę u mamy na noc, bo Tomek jedzie na delegację, dasz rady też przyjechać?
- Jejku, zobaczę jeszcze, ale możliwe, że tak! Bardzo bym chciała, nie widziałam Gabrysia od chrztu, pewnie strasznie podrósł?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo, już siedzi. Ciekawe, czy będzie cię kojarzył! Postaraj się przyjechać. Słuchaj! Muszę kończyć, Gabryś płacze, pa! – krzyknęła Marysia w słuchawkę i zanim Marta zdążyła cokolwiek powiedzieć, połączenie zostało przerwane.
Brunetka chwyciła popielniczkę, do której po chwili strzepnęła papierosa i usiadła na podłodze. Wzięła głęboki oddech i zalała się łzami. Dlaczego Maria może być szczęśliwa, a ja nie? Mam już przecież trzydzieści lat i dalej jestem sama. Co ze mną jest nie tak? Moje życie jest do dupy, pomyślała Marta i nerwowo odpaliła kolejnego papierosa.
***
Marta brnęła ku drzwiom wejściowym w sięgającym po kostki śniegu. W ręku trzymała torby z zakupami i uśmiechała się szeroko. Wreszcie powróciła do rodzinnego domu, po ponad półrocznym rozstaniu. Stanęła na schodach, otrzepała śnieg ze spodni i delikatnie otworzyła drzwi.
- Mamo? – zawołała głośno i usłyszała trzask dochodzący z kuchni. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Marta, dziecko! Dobrze, że przyjechałaś! –Do ganku weszła starsza, przeraźliwie chuda kobieta.
- Mamo, tak bardzo chciałam cię zobaczyć. Marysia już jest?– Marta ucałowała matkę i zabrała się za ściąganie płaszcza, czapki, szalika i kozaków.
- Jeszcze nie, ale powinna przyjechać za jakąś godzinkę. Posłuchaj, idź zanieś swoje rzeczy do swojego pokoju, a potem zejdź na dół, dobrze? – Matka uśmiechnęła się pocieszająco i popchnęła delikatnie córkę w stronę schodów.
Marta, uśmiechając się, weszła na górę i skierowała się do pierwszego pokoju z prawej. Świetnie, że mama i tata zostawili nasze pokoje w takim stanie, w jakich je zostawiliśmy, pomyślała. Czasem zastanawiała się, jak mamie chce się je sprzątać, ale to miło, że zawsze miała gdzie wrócić, by powspominać i chociaż na chwilkę cofnąć się w czasie. Popchnęła drzwi i stanęła w maleńkim, pomarańczowym pokoju z dość sporym, drewnianym łóżkiem. Marta, odkąd wyjechała do Warszawy na studia spała tu tylko raz, bądź dwa razy do roku. Uśmiechnęła się z nostalgią, spoglądając na plakaty Green Day, Eminema, Wisły Kraków i kilku innych obiektów, które wielbiła za czasów liceum. Runęła na łóżko z błogim uśmiechem, wspominając kiedy leżała tutaj jakieś piętnaście lat temu i myślała o wszystkim i o niczym. Wstała i podeszła do biurka. Ciekawe czy mama ruszała coś w nim od mojej ostatniej wizyty? Otworzyła wszystkie szuflady i znalazła tam stare zeszyty, książki, cienie do powiek, magazyny sprzed dobrych 10 lat. Że też mama nie wyrzuci tego i nie użyje tego biurka w jakiś inny sposób, a nie tylko jako składowisko rupieci.
Marta zaczęła grzebać w tym wielkim stosie makulatury, a jednocześnie pięknych pamiątek z lat młodzieńczych. Wcześniej jakoś nie miała na to czasu, zresztą teraz też nie, w końcu obiecała mamie, że zejdzie na dół, jak tylko zaniesie rzeczy. Po chwili bezcelowego przekładania stronic, kartek, postanowiła odłożyć to na później, jednakże zasuwając najniższą szufladę spotkała się z delikatnym oporem. Wyciągnęła ją całą i ku jej zdumieniu pod spodem położony był brązowy zeszyt, który przecież tak dobrze pamiętała, a jednak zapomniała o nim. Zwykły i jednocześnie nadzwyczajny. Drżącymi rękoma otwarła go.
„Marta, Ela, Klaudia i Beata. Nie otwierać pod żadnym pozorem” – głosiła pierwsza strona. Brunetka przewróciła na następną stronę.
„Marta Klimowska
Data urodzenia: 15 września 1992
Wygląd: metr pięćdziesiąt, czarne loki, brązowe oczy, dołki w policzkach kiedy się uśmiecha
Kilka zdań o sobie: Jestem zwykłą dziewczyną z najnormalniejszym życiem, jakie ktokolwiek może mieć. Lubię pisać, grać w piłkę nożną, biologię i oczywiście moje przyjaciółki. W przyszłości chciałabym zostać komentatorem sportowym i przede wszystkim mieć kochających ludzi wokół siebie.
Ela Wilczyńska
Data urodzenia: 30 września 1992
Wygląd: proste, blond włosy, zielone oczy, metr siedemdziesiąt
Kilka zdań o sobie: Lubię chłopców. Nie wystarczy? No dobra. W szkolę uchodzę za największego rozrabiakę, ale pomimo tego wszyscy mnie lubią. Interesuję się typowo babskimi rzeczami, takimi jak moda, kosmetyki, makijaż. W szkole jestem dobra z historii, języka polskiego i wiedzy o społeczeństwie. Chciałabym kiedyś zostać psychologiem i być szczęśliwa.
Julia Rojek
Data urodzenia: 7 czerwca 1992
Wygląd: rude włosy, bardzo jasna karnacja, brązowe oczy, metr sześćdziesiąt trzy
Kilka zdań o sobie: Marzę o podróżowaniu. Interesują mnie inne kultury i za wszelką cenę dążę do tego, żeby poznawać obcokrajowców. Dla mnie życie to ciągła wędrówka i w przyszłości chciałabym właśnie tak wędrować. Nie chcę być szablonowym dorosłym.
Beata Wolak
Data urodzenia: 29 listopada 1992
Wygląd: bardzo chuda, metr siedemdziesiąt osiem, włosy ciemne blond, duże, niebieskie oczy
Kilka słów o niej: Interesuję się aktorstwem i chciałabym pracować kiedyś w teatrze. Wiem, że to wymaga wyrzeczeń, ale jestem zupełnie na nie przygotowana. Lubię śpiewać i ludzie mówią, że całkiem nieźle mi to wychodzi. Oprócz tego lubię matematykę, fizykę, a przede wszystkim astronomię. Nie myślcie, że jestem jakimś mega ambitnym człowiekiem. Owszem, jestem ambitna, ale lubię imprezować, palić papierosy i ogólnie robić zakazane rzeczy. Z naszej paczki największy imprezowicz ze mnie i nieogar.”
Marta przeczytała to i łza zakręciła jej się w oku. Niby to głupie i prymitywne zabawy nastolatek, a jednak pomogły jej wrócić do czasów, kiedy największą tragedią była jedynka z matmy, czy pryszcz na czole. Ile dałaby by móc cofnąć czas. Ciekawe, co się dzieje z dziewczynami, osobami, z którymi przecież miała tyle wspólnego, a kontakt jakoś im się urwał? Ech, ile dałaby by móc je zobaczyć znowu, ciekawe czy zmieniły się tak samo jak ona?
- Marta, gdzie ty jesteś? – rozległ się donośny głos Marysi, na co Marta zamknęła zeszyt, rzuciła go bezładnie do szuflady i wyszła z pokoju.


01. Dzień z życia

Wyszła z mieszkania, głośno trzaskając drzwiami. Ostatnimi czasy miała bardzo dziwny nastrój. Stanęła na chodniku przed budynkiem i trzęsącymi się dłońmi wyciągnęła z paczki papierosa, wsadziła go w usta i odpaliła, mocno zaciągając się. Wiedziała, że nie powinna tego robić. W końcu jest w ciąży. Naciągnęła na głowę kaptur, pochylając się do przodu, aby ukryć łzy cieknące coraz szybciej z oczu.
Kiedy przyjedzie Michał wszystko będzie w porządku, jak zwykle, kochana. Znowu zacznie się czas wypełniony pełnymi ułudy uśmiechami i udawaną czułością. Zapomniałaś przecież, że ten ogień, który kiedyś mocno palił, teraz nawet się nie tli. Ale, przecież nie możesz mu powiedzieć tego, że to koniec, bo go nie kochasz. Nie po tylu latach razem, w których znosić musiałaś jego humory i despotyzm. Zawsze przecież byłaś bardzo ugodowa, pomimo swojego wielkiego temperamentu.
Przygryzła blade wargi i zmarszczyła jasne brwi. Bała się tego wszystkiego, co teraz czuje. Przecież miało być tak pięknie - ślub, dzieci, szczęśliwy dom. Bosko. Tyle, że udał jej się tylko cudowny ślub. Dziecko, owszem, jedno było jego, ale to drugie, które nosi teraz pod sercem, nie. Co do szczęśliwego domu, to na pierwszy rzut oka taki mógł być, ale to tylko pozory. Nikt przecież nie zauważał tego jak płacze, kiedy nikt jej nie widzi.
Rzuciła peta na podłogę i zdeptała go mocno butem, jakby starając się ukarać za to wszystko. Odwróciła się na pięcie i wmaszerowała na klatkę, robiąc przy tym wiele hałasu i krocząc głośno niczym olbrzym. Musiała jakoś się wyżyć. Do mieszkania weszła jednakże cicho i delikatnie, nie chcąc zwracać uwagi swojego syna, że coś jest nie tak. Podeszła tylko do chłopca i uśmiechnęła się serdecznie.
- Poradziłeś sobie na chwilkę sam? – spytała czule, całując go w czoło. Chłopiec popatrzył na matkę zielonymi oczyma, identycznymi jak u niej samej.
- Tak mamusiu, ktoś dzwonił – powiedział cicho i wrócił do oglądania bajki. Kobieta zmarszczyła brwi. Któż mógł dzwonić o tej porze?
- Odebrałeś, Kamilku? –Zbliżyła się do telefonu w dalszym ciągu zaniepokojona. Po chwili jednak rozluźniła się. Nie każdy telefon był od kogoś, kto nie powinien dzwonić. Uśmiechnęła się do siebie.
- Nie mamo, tak jak mnie uczyłaś, kiedy ciebie nie ma, nie odbieram telefonów – mruknął ośmiolatek, w dalszym ciągu nie odrywając oczu od telewizora.
Jasnowłosa nacisnęła przycisk, by odsłuchać nagrania na sekretarce…
***
Położyła parującą kawę na stoliku na tarasie i usiadła, naciągając swój króciutki szlafrok, aby wścibscy sąsiedzi zbyt dużo nie zauważyli. Wyciągnęła się leniwie w krześle, patrząc przed siebie na piękny krajobraz wybrzeża. Ostatnimi czasy miewa bardzo nostalgiczny nastrój. Pociągnęła łyk kawy, skrzywiła się lekko jak zwykle i zabębniła w blat palcami. Jak chciałaby mieć chociaż trochę urozmaicenia w życiu.
Spojrzała na zegarek. Za chwilkę pewnie wstanie Francisco, godzinę po nim Fabio i Adriana. Później wszyscy zjedzą wspólny posiłek i rozejdą się do pracy i szkoły. Interesujące. Nie o tym marzyła. Nigdy nie chciała mieć rodziny, więzy z kimś - to nie dla niej. Chciała podróżować, odkrywać świat i nie zatrzymywać się nigdzie dłużej.
Westchnęła głośno. Miała marzenia, piękne marzenia, ale później poznała Francisco, wyjechała do Hiszpanii i… zamiast realizować się, została po prostu kurą domową zamkniętą w pięknym apartamencie nad wybrzeżem Morza Śródziemnego. Spojrzała jeszcze raz przed siebie. Co z tego, że jest tu pięknie, ma kochających ludzi wokół, skoro nie wie, że żyje. Och, ile by dała, żeby móc po prostu spakować wszystkich i stąd wyjechać. Ale Francisco się nie zgodzi, a ona naprawdę nie miała ochoty na dyskusje z nim.
Usłyszała szmer i gwałtownie odwróciła głowę w stronę, z której ów dobiegał. Zobaczyła w drzwiach balkonowych małą, rudowłosą dziewczynkę przecierającą oczy leniwie. Uśmiechnęła się szeroko i podbiegła do córki.
- Adi – zaczęła, biorąc ją na ręce. – Dlaczego już nie śpisz? – spytała, siadając na krześle i kładąc sobie dziewczynkę na kolanach.
- Mamusiu – wyszeptała mała, ukrywając twarz w piersiach kobiety. – Śniło mi się, że musieliśmy stąd wyjechać – jęknęła, przytulając swoją matkę mocniej.
Kobieta poczuła ukłucie w sercu przez moment. Jej dziecko boi się stąd wyjeżdżać, a ona tego chce. Chyba nie jestem dobrą matką, skoro próbuję przedłożyć siebie ponad dziecko, pomyślała i uśmiechnęła się ciepło do córki.
- Nie kochanie, nigdy stąd nie wyjedziemy – wyszeptała, całując dziewczynkę w czoło.
Nagle zadzwonił telefon, a kobieta zerwała się z miejsca, zostawiając dziecko na krześle. Podniosła słuchawkę…
***
Otworzyła oczy leniwie, czując dziwną suchość w ustach. Kiedy zobaczyła w jakim stanie jest jej mieszkanie, o mało co nie spadła z kanapy. Rozejrzała się dokoła, starając się usiąść. Bywało, że jej przybytek był w złym stanie, ale to co teraz zastała nie mieściło się w żadnych schematach. Na podłodze oprócz rzeczy, które pozrzucała z szafek i stołu, walały się butelki po alkoholu wszelkiego rodzaju, niektóre rozbite, i z dziesięć paczek po papierosach. Ona sama siedziała teraz na zniszczonej sofie i gdyby nie majtki i buty można by powiedzieć, że jest naga.
Wstała i ruszyła przed siebie, starając się nie nadepnąć na szkło, które było dosłownie na każdym centymetrze kwadratowym podłogi. Przykucnęła, chwytając do rąk swój ulubiony łańcuszek, który teraz był zerwany. Nie wiedziała jak posprząta tą mieszaninę szkieł, ziemi, tytoniu, porcelany, złota i kto wie, czego jeszcze. Delikatnie uchyliła drzwi do sypialni i odetchnęła z ulgą. Na szczęście, ta została w prawie nienaruszonym stanie. Usiadła na łóżku, obejmując swoje ramiona. Westchnęła głośno.
Znowu nie pamięta niczego, co robiła, z kim, gdzie i dlaczego jej mieszkanie jest w takim stanie. Nie wiedziała nawet, jaki jest dzień tygodnia i kiedy ostatni raz miała świadomość. Może wczoraj, może tydzień temu. Najdłuższy urwany film trwał u niej tydzień. Przygryzła wargi. W chwilach, kiedy zachowywała trzeźwość umysłu, wiedziała, że musi coś z tym zrobić, ale to przecież było silniejsze. Znajomi wpadają na imprezę, wciągacie, popijacie alkoholem, palicie, bum, nic nie pamiętasz.
Podeszła do lustra i spojrzała na siebie. Wystające kości biodrowe, zapadnięty brzuch i policzki, uda wielkości ramienia zwykłego człowieka. Co z ciebie za aktorka, kochana, pomyślała i prychnęła. Chciała być aktorką albo piosenkarką, a skończyło się tylko na chęci. Wbiła paznokcia w swoje chude ramiona. Jak tak dalej pójdzie to nie będziesz żyć, mruknęła sama do siebie i wybuchła panicznym śmiechem.
Uderzyła pięścią w lustro i poszła do kuchni. Podskakując niczym małe dziecko, otworzyła lodówkę, aby wyjąć z niej butelkę Jacka Danielsa, której miała nadzieje nie wypiła wcześniej, gdy nagle zadzwonił telefon. Zmarszczyła brwi obawiając się, że to jakiś windykator, albo coś w ten deseń, ale jednak odebrała…
***
Oparła się o ścianę i westchnęła, przygotowana, aby odsłuchać nagrania.
- Cześć Ela – Kobieta zmarszczyła brwi, głos bowiem brzmiał bardzo znajomo, ale nie słyszała go dosyć długo. – Tutaj Marta. Marta Klimowska, nie wiem czy pamiętasz, ale chodziłyśmy razem do liceum – Jasnowłosa wyprostowała się gwałtownie, a oczy zaszły jej łzami. – Nie powiem, że łatwo było mi zdobyć twój numer, ale nie było to niewykonalne. Nie miałabyś ochoty spotkać się w naszym starym damskim gronie? Oddzwoń, kiedy będziesz miała czas – nagranie skończyło się, a Ela stała oparta o ścianę z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc wciąż uwierzyć w to, co usłyszała.
Marta, zapalona piłkarka i jedna z jej najlepszych przyjaciółek z czasów młodzieńczych. Ela zawsze zastanawiała się, dlaczego urwał im się kontakt, przecież rozumiały się niemalże bez słów. Potrząsnęła głową, żeby wyjść z szoku w jaki wprawiło ją nagranie na sekretarce.
Pewnie, że miała ochotę się spotkać.
Z bijącym sercem nacisnęła przycisk „oddzwoń” i chwyciła mocno słuchawkę przystawiając ją do ucha. Jeden sygnał… Dwa... Trzy… Nareszcie.
- Marta Klimowska, słucham? – odezwał się głos w słuchawce, a Ela przełknęła głośno ślinę.
- Cześć Marta. Tu Ela – zaczęła nieśmiało, nie wiedząc, co powiedzieć.
- O hej. Słuchaj, nie mam zbytnio czasu, żeby długo gadać, ale musimy się spotkać.
- Oczywiście… Ile to lat już minęło…?
- Z dziesięć na pewno… Słuchaj, z tego co wiem, nie mieszkasz teraz w Krakowie. Co ty na spotkanie tam, gdzie zawsze zwykłyśmy się spotykać? Gdzieś za dwa tygodnie, jeszcze ostatecznie dałabym ci znać.
- Tak… Uważam to za świetny pomysł – Ela czuła jak głos jej drży, pod wpływem emocji.
- Zadzwonię jeszcze, póki co to kończę. Pa – rzuciła głośno Marta i rozłączyła się.
Jasnowłosa podeszła do sofy i gwałtownie usiadła, co zwróciło uwagę jej synka. Oparła się i zaczęła po prostu płakać. Z radości, szoku, tęsknoty, sama nie wiedziała co to jest.
- Mamusiu, dlaczego płaczesz?
***
- Słucham? – spytała po hiszpańsku, po podniesieniu słuchawki i usłyszała głośny śmiech.
- Cześć Julia – usłyszała znajomy sobie głos, który w dodatku mówił po polsku. – Tu Marta, Marta Klimowska.
- Maaarta!!! – zawołała rudowłosa do słuchawki głośno, tak że jej głos odbił się echem po całym domu. – Jejku! Ta Marta? Marta piłkarka, mała i kręcone włosy? – spytała szybko, otwierając oczy ze zdumienia. Nie rozmawiały przecież od dobrych dziesięciu lat.
- Ta sama. Ruda Julia po drugiej stronie? – zażartowała Marta, na co kobieta zachichotała.
- A żebyś wiedziała!
- Co cię tak poniosło do Hiszpanii?
- Ech, mężczyzna, mogłoby być inaczej w moim przypadku?
- Mogłam się domyślić. Słuchaj, chciałabyś się spotkać w starym gronie?
- Jasne! Tak się składa, że planowałam przyjazd do Krakowa.
- Och, super! Zgadamy się jeszcze. Zadzwonię później! – zrzuciła Marta. – To pa – Rozłączyła się.
- Pa – mruknęła Julia do głuchego telefonu i zaśmiała się.
Wróciła na taras, podśmiechując się niczym dziecko, które właśnie dostało prezent na święta. Pociągnęła łyk kawy mocno i spojrzała na swoją córkę pogodnie.
- Wiesz, że jedziemy do Polski za dwa tygodnie? – spytała uśmiechając się szeroko i wyciągnęła rękę, aby pogłaskać ją po głowie.
***
Chwyciła telefon w dłoń i nacisnęła przycisk odbierania.
- Słucham? – rzuciła oficjalnym i nieco pretensjonalnym tonem.
- Beata? Marta Klimowska z tej strony – usłyszała z słuchawki i głośno przełknęła ślinę. Wiedziała, że skądś zna tę kobietę, ale jej skacowany mózg nie mógł sobie przypomnieć skąd.
- Marta? – spytała marszcząc brwi i chociaż wiedziała, że popełnia wielką gafę, wolała spytać.
- Chodziłyśmy razem do liceum. – Rozmówca był najwyraźniej trochę zbity z tropu.
- A! Tak, cześć Martuś! – krzyknęła Beata i o mało co, nie upuściła telefonu.
- Trudno było dostać twój numer, ale udało się. Z tego co wiem to mieszkasz dalej w Krakowie, tak?
- Tak, a kto jest twoim informatorem? – spytała Beata, nie ukrywając zdziwienia.
- Twój brat, kochana. Do rzeczy, za dwa tygodnie zbieramy się wszystkie we cztery, czyli ja, ty, Ela i Julia, tam gdzie zwykle spotykałyśmy się za gówniarza – rzuciła Marta szybko i jakby na jednym wydechu.
- Ta knajpa na Brackiej, tak? Dziwi mnie to, że ona jeszcze istnieje – Beata mimowolnie uśmiechnęła się na perspektywę spotkania z byłymi przyjaciółkami.
- Mnie też. Zadzwonię jeszcze w przyszłym tygodniu, okej?
- Nie ma problemu, pogadamy dłużej jak się spotkamy. Pa – zakończyła Beata i rzuciła telefonem na blat. Usiadła na podłodze, po czym na czworakach podeszła do lodówki. Wyciągnęła z niej whiskey i pociągła kilka łyków bezpośrednio z butelki.
Spotkanie z byłymi przyjaciółkami trzeba opić.
***
Marta położyła się leniwie na podłodze i rzuciła telefon w kąt. Przeciągnęła się ziewając lekko. Mruknęła niczym zadowolona kocica i przymknęła oczy. Czuła wszechogarniające ją zadowolenie i spełnienie z powodu rozmów z przyjaciółkami. Nie podejrzewała, że to będzie takie łatwe i zajmie jej niecały tydzień. Po raz pierwszy zapomniała o swojej pracy i o tym, żeby pisać, pisać i pisać. Poświęciła się w całości swojej misji doprowadzenia do spotkania z przyjaciółkami.
Westchnęła głośno. Nie może się doczekać tego, żeby je w końcu zobaczyć i ocenić jak się zmieniły. Ona sama niewiele się zmieniła, oprócz tego, że jej twarz nieco wydoroślała, ale mimo tego nadal wyglądała troszkę jak nastolatka. Zaśmiała się, przypominając sobie, jak często pytają ją w sklepie o dowód osobisty, mimo, że ma już przecież trzydzieści lat.
Położyła dłonie na brzuchu oddychając głośno. Poruszyła nieznacznie ciałem, przybierając wygodną pozycję do spania. Zamknęła oczy z uśmiechem na ustach, wyraźnie zadowolona z siebie.
Jak miło chociaż usłyszeć kogoś, kto kiedyś był bliski, a koleje losów sprawiły, że już taki nie jest.
you know that we are living in a material world and I'm a material girl.
Odpowiedz
#2
Prowadzisz narrację tak... obyczajowo, bez jakichś większych rewelacji, dlatego większym walorem jest tutaj nostalgiczna fabuła. Podoba mi się ujęcie każdej z przyjaciółek w osobnym akapicie. Czekam na ciąg dalszy.
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#3
Dzięki Wink Fabuła częściowo na faktach autentycznych, sama miałam z moimi przyjaciółkami (też było nas cztery) takie zeszycik.
Pozdrawiam!
you know that we are living in a material world and I'm a material girl.
Odpowiedz
#4
Piszesz naprawdę świetnie Wink Podoba mi się twój styl, fabuła jest ciekawa. Tekst naprawdę przyjemnie się czyta ;D Super Tongue
- Lily? After all this time?
- Always.
Odpowiedz
#5
Lisek, lisek, nice, nice

Cytat:Przygryzła blade wargi i zmarszczyła jasne brwi.
brzmi jak wierszyk:p Jeden przymiotnik mniej chyba dobrze by zrobił.

A więc to jest opowieść o przegranym życiu? Smutna. Ciekawe ile osób myśli mam taka samo, a ile mam nadzieje, że u mnie tak nie będzie. Kurde, jak to jest, że z kimś się zadajesz, gadasz mu o dziewczynach, a potem plum, i już nie?

Pani podróżniczki nie polubiłem, ale ja nie lubię takiego typu ludzi.

choć nie znam się na obyczajach to mi się podobało. Lekko, zgrabnie, sprytnie, kompozycyjnie.

Mam pytania. Używasz w tekście sformowania "brunetka" jako synonimu do jednej panny/pani. Czy ludzie używają w myślach takich sformowań, albo chociaż kobiety (bo ja na przykład widząc brunetkę nie myślę "brunetka" tylko "o fajna panna" albo nic nie myslę)? Zawsze myślałem, że takie sformuowanie jest typowo blogaskowe, ałtoreczkowe.
natural born killer
Odpowiedz
#6
Dzięki! Smile
Co do brunetki, to owszem, zdarza mi się nazywać tak ludzi w myślach, ale tylko jeżeli ich nie znam.
Opowiadanie jest po części oparte na moich własnych doświadczeniach, więc i pani podróżniczka, za którą ja też nie przepadam teraz, jest wzorowana na realnej osobie.
Pozdrawiam! Smile
you know that we are living in a material world and I'm a material girl.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości