10-09-2011, 14:41
oto Prolog mojej powieści fantastycznej (choć nie do końca ;p). przeczytajcie, proszę, wychwyćcie błędy (nagle jak się ich chata nie zatrzęsie! :p) i powiedzcie, co sądzicie. akcja całości toczy się kilkaset lat później... wstawię później 1 rozdział!
Gardeus od wieków wiedział, że na jego potomków spadną zło, agresja, rozpacz. Ale kto by mu uwierzył? Był przecież zwykłym chłopem, a jeśli ktoś by się dowiedział, że uczy się magii, z pewnością powiedziałby innym mieszkańcom wioski, co doprowadziłoby do spalenia go na stosie. Albo jeszcze gorzej. Miał przynajmniej plan, który by mógł zapobiec złu, które czeka na jego dzieci: Steven’a, Ian’a i Olivię. W zimną, księżycową noc, kiedy wszyscy już spali, postanowił sprawdzić czy ów plan ma przyszłość. Poszedł do otaczającego wioskę lasu i tam odnalazł dogodną jaskinię na jego „ laboratorium”. Była przede wszystkim ciemna, stara, pachniała ziemią. Położył patyk oskubany, naostrzony i oczyszczony z najmniejszej drzazgi na stoliku, gdzie leżało jeszcze paręnaście składników między innymi: woda, cytoplazma roślinna, ząb mamuta, kieł rekina, włos rusałki oraz nerka dzika. Wszystkie te i więcej dziwnych, magicznych składników wrzucił do kotła, porządnie rozmieszał i nasączył nimi patyk. Wtem rozbłysło światło, huk! Brzdęk! Grzmot! I wiele innych dźwięków. Czarodziej zrozumiał, że ma teraz potężną moc. W końcu miał różdżkę. Wrócił do wioski, bo już świtało, a różdżkę zostawił w jaskini w obawie przed ciekawskimi przechodniami. Położył się do łóżka jak gdyby nigdy nic, a przy śniadaniu podzielił się sukcesem z rodziną. I nagle jak się ich chata nie zatrzęsie! Odgłos syreny zagłuszył wszystko.
- Wojna! Wojna!- darli się przerażeni ludzie. Tak to było tragiczne przeżycie dla całej wioski. Niestety nikt nie przeżył…
Prolog
Gardeus od wieków wiedział, że na jego potomków spadną zło, agresja, rozpacz. Ale kto by mu uwierzył? Był przecież zwykłym chłopem, a jeśli ktoś by się dowiedział, że uczy się magii, z pewnością powiedziałby innym mieszkańcom wioski, co doprowadziłoby do spalenia go na stosie. Albo jeszcze gorzej. Miał przynajmniej plan, który by mógł zapobiec złu, które czeka na jego dzieci: Steven’a, Ian’a i Olivię. W zimną, księżycową noc, kiedy wszyscy już spali, postanowił sprawdzić czy ów plan ma przyszłość. Poszedł do otaczającego wioskę lasu i tam odnalazł dogodną jaskinię na jego „ laboratorium”. Była przede wszystkim ciemna, stara, pachniała ziemią. Położył patyk oskubany, naostrzony i oczyszczony z najmniejszej drzazgi na stoliku, gdzie leżało jeszcze paręnaście składników między innymi: woda, cytoplazma roślinna, ząb mamuta, kieł rekina, włos rusałki oraz nerka dzika. Wszystkie te i więcej dziwnych, magicznych składników wrzucił do kotła, porządnie rozmieszał i nasączył nimi patyk. Wtem rozbłysło światło, huk! Brzdęk! Grzmot! I wiele innych dźwięków. Czarodziej zrozumiał, że ma teraz potężną moc. W końcu miał różdżkę. Wrócił do wioski, bo już świtało, a różdżkę zostawił w jaskini w obawie przed ciekawskimi przechodniami. Położył się do łóżka jak gdyby nigdy nic, a przy śniadaniu podzielił się sukcesem z rodziną. I nagle jak się ich chata nie zatrzęsie! Odgłos syreny zagłuszył wszystko.
- Wojna! Wojna!- darli się przerażeni ludzie. Tak to było tragiczne przeżycie dla całej wioski. Niestety nikt nie przeżył…