07-09-2011, 19:57
Słońce wznosiło się ponad horyzont, a wpadające do izby przez okno promienie światła delikatnie pokrywały coraz większą część zamkniętych przez Micka powiek. Nie spał już ale nie zamierzał o tym uświadamiać innych chcąc odpocząć przed nadchodzącym dniem jeszcze przynajmniej parę minut. Oczywiście gdyby mógł nie wstawał by w ogóle z łóżka lecz spodziewał się jak co dzień wpadającej z hukiem żony uświadamiającej go co dzisiaj jeszcze jest do zrobienia po uprzednim 5 minutowym prologu zaczynającego się od słowa kurwa. Zresztą na nim też kończyła. Nigdy specjalnie nie wsłuchiwał się w poranne pokrzykiwanie żony ale gdyby po środku tej wypowiedzi usłyszałby chociaż jedno miłe słowo, znaczy takie które by nie brzmiało plugawie wiedział by że dalej śpi. Tego dnia też się nie zawiódł.
- Kurwa wstawaj nierobie ty jeden - krzyk dobiegł już za drzwi zagłuszany biciem jakiegoś narzędzia kuchennego o garnek. Chyba garnek zamyślił się choć nie interesowało go czy w tym momencie żona chce go takim odgłosem obudzić czy zjada właśnie resztki wczorajszej zupy. – nie udawaj, że mnie nie słyszysz ja wiem że nie śpisz wstawaj żniwa się kurwa zaczynają a ty śpisz długo po pianiu koguta. Wiem że byś chciał do wieczora przespać do nocnej hulanki z twoimi pobratymcami ale pole samo się nie obrobi
Wstał jak co rano nawet bez słowa, ze zmrużonymi oczami które jeszcze oślepiał blask porannego słońca. Idąc ociężale odsunął od drzwi małżonkę która nazywała się Livia. Imię piękne w szczególności w ustach kogoś z Linthijskim akcentem. Niestety to co stało w drzwiach nie odpowiadało wyobrażeniu jakiemu można ulec słysząc to imię. Była to całkiem przeciętna kobieta o trochę masywniejszej budowie ciała spowodowanej codzienną pracą w roli. Wychodząc na podwórko podniósł szarą miskę z widocznymi śladami użytkowania. Na szczęście okazało się że była napełniona i nie musiał pokonać kolejnej drogi do studni aby nabrać wody. Przechylił naczynie nad glową wylewając przy tym strumień zimnej wody na twarz i barki. Była to jego poranna higiena po której nawet nie chciało mu się wycierać co spowodowane było gorejącym powietrzem które momentalnie wysuszało odzień z wilgoci.
- Płoniesz ogniem psssss. Płoną twoje oczy, serce. Każdy twój oddech przybliża śmierć… Śmierć pssss orszakiem - szept wydobył się z nie wiadomego źródła. Żarty sąsiada pomyślał sobie Micek. Choć w promieniu kilometra nie było nawet najmniejszej. kępy trawy aby ktoś się mógł w niej schować - Nie to nie Kilzer. Tak nie powiedziałeś tego na głos. Czytamy w twoich myślach – w jednej chwili słońce jakby ściemniało a horyzont zaczął się zapadać do punktu w którym on stał. Szept nie milkł lecz on obserwował coraz to ciemniejszy krajobraz. Z oddali tam gdzie przed chwilą załamał się horyzont była jakaś postać. Szept już przestał być szeptem stał się krzykiem nawoływaniem - Chodź do nas , chodź tu jest twoje miejsce pośród płomienia zielonego płomienia – czarna postać powoli jakby się oddalała jej słowa stawały się coraz mniej wyraźnie aż przekształciły się w bełkot, który cichł aż do momentu w którym całkowicie zamilkł. Postać zniknęła a czarna otchłań zaczęła ustępować miejsca polu z złocistym owsem.
Gdy znowu odzyskał pełną orientację w rzeczywistym świecie był już w sadzie nieopodal domku zbierając jabłka z drzew. Kosz był już w połowie zapełniony co sugerowało przynajmniej godzinę spędzoną w sadzie. Kłębek myśli zakrzątnął jego głowę. Co się ze mną stało ? Co ty była za postać ? Kto nazbierał jabłek ? i jedno najważniejsze choć na samą myśl o tym pytaniu musiał przełknąć ślinę a serce przyspieszyło znacznie swoje bicie, ale zadał je Czy jestem obłąkany ? zadał choć nie umiał udzielić odpowiedzi.
Proszę o ocenę i ewentualne porady
- Kurwa wstawaj nierobie ty jeden - krzyk dobiegł już za drzwi zagłuszany biciem jakiegoś narzędzia kuchennego o garnek. Chyba garnek zamyślił się choć nie interesowało go czy w tym momencie żona chce go takim odgłosem obudzić czy zjada właśnie resztki wczorajszej zupy. – nie udawaj, że mnie nie słyszysz ja wiem że nie śpisz wstawaj żniwa się kurwa zaczynają a ty śpisz długo po pianiu koguta. Wiem że byś chciał do wieczora przespać do nocnej hulanki z twoimi pobratymcami ale pole samo się nie obrobi
Wstał jak co rano nawet bez słowa, ze zmrużonymi oczami które jeszcze oślepiał blask porannego słońca. Idąc ociężale odsunął od drzwi małżonkę która nazywała się Livia. Imię piękne w szczególności w ustach kogoś z Linthijskim akcentem. Niestety to co stało w drzwiach nie odpowiadało wyobrażeniu jakiemu można ulec słysząc to imię. Była to całkiem przeciętna kobieta o trochę masywniejszej budowie ciała spowodowanej codzienną pracą w roli. Wychodząc na podwórko podniósł szarą miskę z widocznymi śladami użytkowania. Na szczęście okazało się że była napełniona i nie musiał pokonać kolejnej drogi do studni aby nabrać wody. Przechylił naczynie nad glową wylewając przy tym strumień zimnej wody na twarz i barki. Była to jego poranna higiena po której nawet nie chciało mu się wycierać co spowodowane było gorejącym powietrzem które momentalnie wysuszało odzień z wilgoci.
- Płoniesz ogniem psssss. Płoną twoje oczy, serce. Każdy twój oddech przybliża śmierć… Śmierć pssss orszakiem - szept wydobył się z nie wiadomego źródła. Żarty sąsiada pomyślał sobie Micek. Choć w promieniu kilometra nie było nawet najmniejszej. kępy trawy aby ktoś się mógł w niej schować - Nie to nie Kilzer. Tak nie powiedziałeś tego na głos. Czytamy w twoich myślach – w jednej chwili słońce jakby ściemniało a horyzont zaczął się zapadać do punktu w którym on stał. Szept nie milkł lecz on obserwował coraz to ciemniejszy krajobraz. Z oddali tam gdzie przed chwilą załamał się horyzont była jakaś postać. Szept już przestał być szeptem stał się krzykiem nawoływaniem - Chodź do nas , chodź tu jest twoje miejsce pośród płomienia zielonego płomienia – czarna postać powoli jakby się oddalała jej słowa stawały się coraz mniej wyraźnie aż przekształciły się w bełkot, który cichł aż do momentu w którym całkowicie zamilkł. Postać zniknęła a czarna otchłań zaczęła ustępować miejsca polu z złocistym owsem.
Gdy znowu odzyskał pełną orientację w rzeczywistym świecie był już w sadzie nieopodal domku zbierając jabłka z drzew. Kosz był już w połowie zapełniony co sugerowało przynajmniej godzinę spędzoną w sadzie. Kłębek myśli zakrzątnął jego głowę. Co się ze mną stało ? Co ty była za postać ? Kto nazbierał jabłek ? i jedno najważniejsze choć na samą myśl o tym pytaniu musiał przełknąć ślinę a serce przyspieszyło znacznie swoje bicie, ale zadał je Czy jestem obłąkany ? zadał choć nie umiał udzielić odpowiedzi.
Proszę o ocenę i ewentualne porady