Idę ugorami pełnymi czułej wilgoci
wdychając woń bezsilnych wstrząsów
niewybaczalnie wolny od poczucia winy
tam gdzie kończy się bieg ulic
Kiedy dzień dobiegnie końca
zapalę papierosa którego dym
ułoży się w postacie z mych marzeń
zaprzeczenie smutnego oddechu
Gdybym stracił choć jedną minutę
mych zwidów mych rojeń na jawie
byłbym jak syn marnotrawny
który wrócił już po śmierci ojca
14 kwietnia 2011