Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bernard dentysta.
#1
Przed wami pierwsza część przygód Bernarda Dentysty w moim autorskim systemie fabularnym "Horyzont".


Zapewne znajdziecie trochę błędów, więc od razu za nie bardzo przepraszam. Miłej lektury i czekam na opinie. Smile



Bernard Morawiecki
Samozwańczy Dentysta

TAJEMNICA B16


I

Gdy pierwszy raz wyruszyłem z centrali Rzeczpospolitej Narodów mieszczącej się w starym metrze warszawskim i skierowałem się w stronę Berlina, po drodze spotkała mnie przedziwna sytuacja. Muszę tutaj nadmienić, że była to moja pierwsza w życiu, tak długa podróż.



Mój do połowy pusty plecak wydał się nagle niesamowicie ciężki, gdy przede mną stanęła grupka ludzi. Umorusani i obdarci, na pierwszy rzut oka krańcowo wygłodzeni, lustrowali mnie złowrogim, niepokojąco bystrym spojrzeniem szeroko rozwartych oczu. Pierwsza dwójka zaszarżowała zanim na dobre uświadomiłem sobie niebezpieczeństwo. Instynktownie ścisnąłem spust mojego m30.

Chmara śrutu, przeorała bark pierwszego z nadbiegających. Trafiony wywinął pokraczne salto, obryzgując ulicę czerwoną juchą. Gdy drugi dobiegł do mnie i brał zamach do uderzenia kawałkiem drąga, trzasnąłem go kolbą w szczękę, Pożółkłe zęby prysnęły spomiędzy rozbitych warg. Teraz wiedziałem już na pewno. To nie byli kanibale...

Gdy mężczyzna zatoczył się w tył, strzeliłem mu w banie. Coś eksplodowało oślepiającym snopem iskier, gdy jego głowa rozpadła się w kawałeczki. Wyglądało to zupełnie jakbym strzelił z bliska w transformator. Ciało padło podrygując, mózg rozchlapał się po chodniku krwawym wachlarzem.
Przecież nie mam śrutu z ładunkami elektrycznymi. Przemknęło mi wtedy przez myśl.
Nie było czasu, aby się zastanawiać. Pozostali trzej ruszyli do ataku. Bez krzyków bojowych, bez przekleństw, bez jakichkolwiek emocji biegli zupełnie jakby byli w bezwolnym transie.
W komorze oczekiwały 4 naboje.

Jacyś pomyleni! W głowie zabrzmiał znajomy głos mojej podświadomości.
Zdziwiłem się bardzo, gdy kilka centymetrów obok mojego prawego ramienia świsnął pocisk. Jeden z tych palantów miał w rękach glock'a! Jak mogłem tego nie zauważyć!? Skarciłem się w myślał i sprintem, klucząc na boki, pobiegłem ku najbliższemu budynkowi. Przez zrujnowane wejście wskoczyłem w wąski korytarz. Niemal tracąc oddech, wpadłem do jednego z pokoi. Okno wychodzące na ulice stało się dla mnie szansą. Dopadłem do krawędzi. Spojrzałem na zewnątrz. Dostrzegli mnie, padły dwa lub trzy strzały. Nie trafili.
– Pindy nie dają za wygraną! – wysyczałem przez zaciśnięte zęby. Wychyliłem się, podrzucając broń do ramienia. Ścisnąłem spust strzelby. Chmura rozżarzonej śmierci trafiła tego z gazrurką prosto w brzuch. Cisnęło nim z dwa metry do tyłu. Upadł z wielka dziurą w żołądku, nie wydając żadnego krzyku.
Drugi zdążył wbiec do wnętrza. Jego kroki zadudniły w korytarzu. Kucnąłem pod okno, chyba tylko cudem unikając pocisku z glocka wystrzelonego z ulicy. Odwróciłem się w stronę drzwi, przeładowałem i krzyknąłem.
– Te! Baran!
Wpadł do pomieszczenia. Huk wystrzału niemal mnie ogłuszył. Urwało mu nogę. Biodro zamieniło się w buchający krwią krater. Mężczyzna zwalił się na ziemie, wijąc się niemrawo w upiornym milczeniu.
Pozostał ten najniebezpieczniejszy. Ile pocisków mogło zostać w jego glocku? Wyciągnąłem lustereczko dentystyczne, ostrożnie uniosłem je ponad krawędź okna i spojrzałem na ulice. Pusto. Kilka chwil skrupulatnie przeczesywałem wzrokiem zacienione zakamarki, bezskutecznie starając się opanować drżenie dłoni. Gdy w końcu odważyłem się wychylić, dojrzałem tylko ciemny kształt, który przysiągłbym, zeskakiwał z trzeciego piętra pobliskiego budynku. Mogło mi się zdawać, ale raczej przypominało to człowieka.


II

Teraz żałowałem, że wybrałem jako główną trasę starą obwodnicę E30. Jeszcze nie dotarłem do Poznania, a już miałem takie problemy w mieście Wrześno, że aż dupa boli.



Była godzina popołudniowa gdy wyszedłem z budynku i powolnym krokiem, między fragmentami zarośniętych domów, powoli sunąłem w stronę wyznaczonej wcześniej drogi. Puste ulice jak w każdym prawie mieście dawały do zrozumienia, że i tutaj od czasu do czasu pojawiają się patrole Kohorty. Dlatego rzadko kto miał odwagę mieszkać na powierzchni. Chociaż nie ukrywam, zdarzyło mi się słyszeć o takich ludziach.
Gdy tak przedzierałem się przez cmentarzysko małego miasteczka, w pewnym momencie zobaczyłem przygarbioną kobietę biegnącą z torbą, w stronę jakiegoś większego budynku. Ogarnęła mnie niezdrowa ciekawość. W mojej głowie pojawiło się bardzo zabójcze pytanie;
Gdzie ona biegnie? A może ktoś lub coś ją goni?
Nie myśląc ani chwili dłużej wskoczyłem do jednej z bocznych uliczek i po cichu rozpocząłem pościg. Kobieta bardzo się śpieszyła, czułem w jej ruchach panikę i być może przerażenie. Nie wiem ile miała lat.
Nagle wbiegła przez stare drzwi do jakiegoś zniszczonego parterowego budynku. Cały czas byłem za nią, aż stanąłem jak wryty przed mężczyzną który celował do mnie z kałacha. Był wysoki i dobrze zbudowany, miał na sobie brudne niebieskie jeansy i skórzaną kurtkę.
Na prawym ramieniu miał znak P.O.C...
- Kim jesteś i czemu gonisz tą kobietę - powiedział szybko, grubym i oschłym głosem.
- Jestem Bern, znaczy Bernard... Eee Dentysta z warszawy - odpowiedziałem pośpiesznie, podnosząc w tym samym momencie ręce.
- Nie wyglądasz mi na dentystę - stwierdził z przekąsem mężczyzna.
- Bo to moje hobby które w tych ciężkich czasach znalazło swoje ujście - uśmiechnąłem się nieznacznie.
- Czemu goniłeś Elizę? - wycelowana broń strażnika ani drgnęła.
- Widziałem jak strasznie szybko biegła, jakby w panice. Pomyślałem, że potrzebuje pomocy. -
- Pomocy?! Od Ciebie? Dentysty?
- Przed, niespełna, trzydziestoma minutami miałem starcie z dziwnie wyglądającymi osobnikami. Myślałem, że ten jeden co przeżył, gonił tą kobietę. - na twarzy nieznajomego wylazł grymas zdziwienia.
- Widziałeś duchy?
- Jakie duchy? - zapytałem zaniepokojony.
- To ofiary politycznych. Co jakiś czas patrolując tutejsze ulice w poszukiwaniu nowych kandydatów do kolekcji sterowanych chodzących trupów.
- Jakich znowu politycznych ?- zapytałem niezmiernie zaciekawiony. Do tego, aż stopnia, że opuściłem obie ręce.
- HOLA HOLA! KOLEGO! ŁAPKI W GÓRĘ! - podniosłem je szybko i dodałem, aby nie wprowadzać niepotrzebnego napięcia.
- Macie tutaj polityków?
- Nie, to nie są politycy o jakich pewnie myślisz. To są specjalne jednostki Kohorty przejmujące wolę ludzi którzy posnęli w nieodpowiednich miejscach i w nieodpowiednim czasie. Nie wiesz o nich?
- Nie. Jak już wcześniej mówiłem jestem dentystą z warszawy, dokładnie z Centrali Rzeczpospolitej Narodów. O! Proszę, tutaj są papiery! - spojrzałem na jedną z moich kieszeni na lewej piersi. Mężczyzna nie zdejmując ze mnie muszki, wyjął czerwoną kartę i szybko podsunął do swojej tarczy energetycznej. W tym właśnie momencie, przed jego oczami ukazały się moje dane osobowe w postaci wirtualnej kartoteki.
- Bernard Morawiecki, oryginalność dokumentu: sto procent, brak śladów ewentualnych modyfikacji Kohorty
- Zgadza się!
- Tu rzeczywiście jest napisane, że jest pan specjalistą od zębów. - zaśmiał się i opuściwszy w dół broń dodał.

- Witamy w Wrześno Dolnym, panie Bernardzie! - poczym odsunął się od wejścia ukazując małe pomieszczenie. Kiedyś pewnie to była czyjaś kuchnia z schodami do piwnicy. Kiedyś, bo teraz to było wejście do małego schronu. Schody były drewniane i bardzo mocno skrzypiały. Przede mną rozciągnął się podziemny świat wydrążony ciężką pracą ludzi. Zmęczonych ludzi.

Podziemny korytarz był wykopany prowizorycznie, podtrzymywany przeróżnymi fragmentami pozostałości tamtych czasów. Drewniane stropy mieszały się z metalowymi konstrukcjami pospawanymi w pośpiechu. Wzdłuż tunelu wisiał rząd lampek zasilanych w ten czy inny sposób. Gdy wsłuchiwałem się w odgłosy otoczeniu aby usłyszeć chociaż szum pracującego agregatu, na pierwszym i drugim planie były tylko ludzkie rozmowy. Może za nim piekło nadleciało nad ziemię, ludność tego miasteczka miała jakiś niekonwencjonalny generator prądu. Coś na zasadzie baterii Kohorty używanych w niektórych urządzeniach, które ładowały sie samoczynnie, podłączone na przykład do ziemi. Podobno pracowały na zasadzie pobierania wszelkiej żywej materii... podobno.

Ludzie przypatrywali mi się ciekawsko gdy przemierzałem kolejne metry korytarza który powoli schodził co raz niżej. Sposób wykopania tunelu mnie nie dziwił. Podobno elita Kohorty traci łączność z centralą po pięciu może siedmiu metrach od powierzchni dlatego większość mieszkań zaczyna się dopiero na niższych kondygnacjach.

Tak też było i tutaj.

Po dosłownie kilku minutach doszedłem do wielkiej groty w której były porozstawiane lepianki, chatki, namioty i wszelkiej maści pomieszczenia zrobione dosłownie ze wszystkiego. Teraz wiedziałem, że sama grota nie była już wykonana przez mieszkańców. To uczyniła natura.

- Ej! - ktoś złapał mnie za bark i odwrócił. Nie byłem przygotowany na coś takiego. Mój tępy wyraz twarzy przywitał średniego wzrostu nieznajomego. Jego ubranie było całe w stwardniałym błocie i jakiś elementach roślinności.
- To Ty jesteś tym dentystą?
- Tak. Znaczy potrafię zrobić to i owo z zębami.- odparłem zmieszany nagłością spotkania.
- To dobrze. Słuchaj. Od tygodnia tak bardzo boli mnie jeden z tylnich zębów, że kurwicy można dostać. Nie mogę się nawet skupić na robocie.
- No dobra. Zobaczę co da się zrobić ale do tego potrzebuje dobrego światła i solidnego krzesła dla Ciebie.
- Żaden problem. Chodź za mną. Tylko się nie zgub!
Gdy przemierzaliśmy tę wielką grotę, byłem pełen podziwu. Na pewno wiele pracy kosztowało ludzi doprowadzenie do takiego stanu i wyglądu tego miejsca. Przez chwilę byłem nawet przekonany, że te niepozorne korytarze z kramikami, lepiankami i stoiskami mają swoje nazwy jak ulice kiedyś na górze.

Niestety tej obserwacji nie zdążyłem zweryfikować bo mój "pacjent" właśnie staną i pokazując ręką na robiący wrażenie, solidny dom z czerwonej cegły, poinformował, że właśnie dotarliśmy do centrum władzy tego podziemnego przybytku.

Z zewnątrz dom posiadał dwa piętra, każde o wysokości nie przekraczającej dwóch, może dwóch i pół metra. Budynek wyglądał groteskowo na tle jaskini, ale na pewno stanowił też świetny punkt obronny w razie ataku na podziemne miasteczko. Stare i połamane cegłówki porozrzucane gdzieniegdzie świadczyły o tym, że kruszec był zebrany z góry. Kolejny dowód na zaciętość mieszkańców.

W środku panowała cisza i spokój. Z tego co zaobserwowałem pierwsze niskie piętro zajmowali żołnierze, pewnie ochrona tego miejsca, zaś na górze była siedziba władz. Nieznajomy wprowadził mnie do małego pomieszczenia z wielką lampą, stolikiem i dwoma krzesłami.

- To chyba wystarczy doktorku? - gdy włączył lampę zrozumiałem, że znajduję się w swego rodzaju pokoju przesłuchań. Nieznajomy usiadł na krześle i otworzył usta. Po kilku chwilach na stoliku rozstawiłem wszystkie potrzebne mi przybory do rozpoczęcia prac nad zębami "klienta".
Dobrze, że znam się na chemii i mam schemat wyrabiania masy uzupełniającej ubytki. W innym przypadku stracił bym fortunę, a może i życie, szukając przedwojennych zapasów tego materiału... pomyślałem, patrząc na zęby nieznajomego.


- I jak? Lepiej? - Zapytałem się po skończonej robocie, gdy pakowałem swoje narzędzia do torby.
- Jeszcze jakoś ćmi,... ale rzeczywiście ten ból, co był wcześniej, ustąpił. Masz talent doktorku! - Nieznajomy pogratulował mi serdecznie i dodał.
- Jestem Feliks. Dowódca P.O.C . Muszę przyznać, że z początku nie wierzyliśmy, że jesteś dentystą ale teraz nikt nie ma w to wątpliwości. - uśmiechnąłem się nieznacznie na ten potok komplementów.
- Pewnie gdybyśmy zaproponowali Ci pozostanie w naszej miejscowości i otworzenie swojego małego gabinetu, usłyszelibyśmy negatywną odpowiedź.
- Niestety.
- No dobrze. To w czym chcesz zapłatę za wykonaną robotę i czy masz czas aby popracować jeszcze dla kilku innych osób?
- Przydałoby mi się kilka naboi do strzelby, trochę jedzenia i kilka litrów wody na dalszą podróż, jeżeli natomiast dołożycie garść bitów mogę zająć się jakąś niedużą liczbą nowych pacjentów...
https://horyzontrpg.com
System fabularny space-apo. Indi.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Bernard dentysta. cz.I - przez Żubr - 02-09-2014, 17:03
RE: Bernard dentysta. cz.I - przez miriad - 02-09-2014, 19:37
RE: Bernard dentysta. cz.I - przez Gorgiasz - 03-09-2014, 06:58
RE: Bernard dentysta. cz.I - przez Żubr - 04-09-2014, 21:18
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 02-03-2015, 17:08
RE: Bernard dentysta. - przez gorzkiblotnica - 02-03-2015, 23:32
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 03-03-2015, 16:28
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 24-08-2015, 22:09
RE: Bernard dentysta. - przez gorzkiblotnica - 26-08-2015, 20:50
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 21-10-2015, 22:10
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 04-02-2016, 21:07
RE: Bernard dentysta. - przez gorzkiblotnica - 04-02-2016, 22:18
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 07-02-2016, 10:09
RE: Bernard dentysta. - przez gorzkiblotnica - 09-02-2016, 22:27
RE: Bernard dentysta. - przez Żubr - 10-02-2016, 16:41
Bernard Dentysta cz.II - przez Żubr - 27-12-2014, 15:15

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości