11-05-2014, 10:38
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 11-05-2014, 10:40 przez chmurnoryjny.)
Wojbiku, tak się zastanawiam, czy nie brzmiałoby mocniej i dwuznaczniej w finale:
"ale co mogłem zrobić gdy wyda-li-ło mnie niebo" (to rozdzielenie myślnikami i wytłuszczenie czynię jedynie dla wyróżnika technicznego!). Słowo wydalenie może mieć tu wg mnie dość ciekawe odniesienie. Między fizjologicznym a w sumie tradycyjnym znaczeniem. Przy tym chyba wydania (na świat) również tu nie neguje?
Ot, tak mi przyszło.
Inna rzecz, to cała wypowiedź autotematyczna Peela.
Wiesz, w sumie to nic nowego, sam wiesz. Owszem, u Ciebie jest to jak lekki bezpretensjonalny uśmiech, z wyczuwalną autoironią.
Cała wypowiedź liryczna zmierza do puenty, która chyba mogłaby być zakończeniem każdego innego worka skojarzeń itp.
Swoją drogą idąc o stopień dalej, czyli do artystycznego samookreślenia się, już nie tylko jako wydanego (wydalonego) przez niebo, ale jako prawie alter-ego boskie, mamy niemało przykładów z historii sztuki, kultury i literatury w ogóle.
Polecam lekturę "Dzienników" Wacława Niżyńskiego (zwanego "Bogiem tańca') i w ogóle wniknięcia w jego tragiczną biografię. Ewentualnie warto zobaczyć spektakl "Bóg Niżyński" Teatru Wierszalin z Supraśla.
Tak, wtedy refleksja ironiczna i auto-kpiąca umyka, ale...??? wierz staremu błaznowi, że warto...
4/5 ciut naciągane, bo jednak nie bez biegłości, ale jednak się prześlizgujesz po autotematyce. W sumie warto byłoby spowiedź nieco bardziej potraktować niejednoznacznie, ale to wymagałoby poświęcenia czasu na wyrafinowanie w wykonaniu utworu. A wiem, że potrafisz
"ale co mogłem zrobić gdy wyda-li-ło mnie niebo" (to rozdzielenie myślnikami i wytłuszczenie czynię jedynie dla wyróżnika technicznego!). Słowo wydalenie może mieć tu wg mnie dość ciekawe odniesienie. Między fizjologicznym a w sumie tradycyjnym znaczeniem. Przy tym chyba wydania (na świat) również tu nie neguje?
Ot, tak mi przyszło.
Inna rzecz, to cała wypowiedź autotematyczna Peela.
Wiesz, w sumie to nic nowego, sam wiesz. Owszem, u Ciebie jest to jak lekki bezpretensjonalny uśmiech, z wyczuwalną autoironią.
Cała wypowiedź liryczna zmierza do puenty, która chyba mogłaby być zakończeniem każdego innego worka skojarzeń itp.
Swoją drogą idąc o stopień dalej, czyli do artystycznego samookreślenia się, już nie tylko jako wydanego (wydalonego) przez niebo, ale jako prawie alter-ego boskie, mamy niemało przykładów z historii sztuki, kultury i literatury w ogóle.
Polecam lekturę "Dzienników" Wacława Niżyńskiego (zwanego "Bogiem tańca') i w ogóle wniknięcia w jego tragiczną biografię. Ewentualnie warto zobaczyć spektakl "Bóg Niżyński" Teatru Wierszalin z Supraśla.
Tak, wtedy refleksja ironiczna i auto-kpiąca umyka, ale...??? wierz staremu błaznowi, że warto...
4/5 ciut naciągane, bo jednak nie bez biegłości, ale jednak się prześlizgujesz po autotematyce. W sumie warto byłoby spowiedź nieco bardziej potraktować niejednoznacznie, ale to wymagałoby poświęcenia czasu na wyrafinowanie w wykonaniu utworu. A wiem, że potrafisz