29-09-2012, 07:53
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29-09-2012, 08:57 przez Rafał Growiec.)
Telewizja nie tylko ogłupia, ale i głupia jest. Jest to o tyle ciekawe, że cieszy się w naszym "nowoczesnym" społeczeństwie wielkim powodzeniem. Wśród masy programów rozrywkowych czy dokumentalnych mamy także dostęp do tak zwanych "paradokumentów", które z dokumentem mają tyle wspólnego co parabank z bankiem.
Co to jest "paradokument"? Jest to historia odgrywana przez aktorów, jednak udająca zapis z prawdziwych wydarzeń. Rozgrywa się ona bądź na sali sądowej, bądź w biurze detektywa, bądź też na komendzie policji. W bardziej ambitnych produkcjach tego typu nie widać nigdzie kamerzysty czy dźwiękowca, a efekt "dokumentalności" osiąga się przez cenzurę brutalnych fragmentów, przekleństw i rejestracji samochodowych, czy wstawki z ukrytych kamer.
Ale są i bardziej szalone produkcje. Wyobraźcie sobie śniadanie w ciepły, wiosenny poranek. Siedzi ojciec, siedzi matka, siedzą mniej lub bardziej wyrośnięte dzieci, a tuż obok stoi ekipa filmowa.
- Mamo? - pyta dziecko. - Co tu robią ci panowie?
- Nie wiem, synku - odpowiada matka. - Wszak nie spodziewamy się żadnych problemów.
Nigdy, ale to NIGDY nie wpuszczajcie do siebie ekipy telewizyjnej na śniadanie. Nawet jeśli jesteście szczęśliwą rodziną z obrazka, to wiedzcie, że coś się zdarzy! Żona zdradzi, mąż zajdzie w ciążę, córka zacznie sypiać z wujkiem, syn zacznie pić w wieku siedmiu lat, a pies zostanie burmistrzem Warszawy. Zaczną się awantury, a ludzie bez skrępowania zaczną wyzywać się od najgorszych przed kamerą, choć ekipa nawet nie myśli interweniować w czasie pobicia czy gwałtu. Za to grzecznie odchodzi, gdy ktoś zakrywa dłonią obiektyw i w mocnych, wypikanych słowach każe im "uciekać". Co pewien czas dobrowolnie siada przed kamerą jakiś członek rodziny i zwierza się mniej lub bardziej zszokowany ze swoich przemyśleń na temat krewnych i spowinowaconych. Co ciekawe, najczęściej wygląda to tak, jakby kilka rozrzuconych wstawek kręcono w jednym czasie. I tak pewna pani w tej samej bluzce najpierw rozpacza z powodu zdrady męża, potem zastanawia się, czy to na pewno była zdrada, a na końcu cieszy się, że mąż nie zdradził jej z żadną kobietą, tylko z listonoszem.
Wszystkiemu towarzyszy lektor stale komentujący to, co się dzieje na ekranie - na przykład mówi, że bohaterka jest zszokowana, po czym kamera pokazuje "czterdziestosiedmiolatkę", która mówi "Jestem zszokowana!". Często-gęsto nawsadzane przerwy reklamowe służą chyba wyłącznie temu, by ten sam narrator mógł (po zapoznaniu się widza z ofertą najbliższego sieciowego monopolowego) streścić całą historię w dwudziestu sześciu zdaniach.
Oczywiście po jakimś czasie nadchodzi hepi-end, a pan zza ekranu ogłasza, że do domu Nowaków znów zawitał spokój. Ale gdy w domu bezpiecznie, zawsze można wyjechać na wakacje do hiszpańskiego Lorette de Mare, gdzie spotkają inną ekipę telewizyjną, która sfilmuje ich przy spożywaniu mięsnego jeża. Zastanawiające, że ta ekipa siedzi stale w tym Lorette de Mare lub na Gran Canarii i czatuje na Bogu ducha winnych Polaków, jakby Hiszpanie nie mieli żadnych zmartwień. I ściąga na nich kłopoty. Albo to nasi rodacy już tak mają, że jak tylko gdzieś wyjada, to robi się młyn? A może to efekt tego nagromadzenia naszych rodaków w hiszpańskich kurortach?
Jakby tego było mało, te programy się kalkuje. Obok Trudnych spraw są Pamiętniki z wakacji, Dlaczego ja? a nawet TuskVisionNetwork niemal dokładnie sklonował jeden z tych programów i nazwał go Ukrytą prawdą - nawet loga za bardzo nie zmieniali. Zresztą nawet z odcinka na odcinek niewiele się zmienia, gdyż zajmowane przez bohaterów lokale, a nawet aktorzy (nieraz pierwszoplanowi) są ci sami. Az miło wiedzieć, że nie ma zbyt wielu ludzi dość szalonych, byt brać udział w produkcji tych gniotów.
Absurd? Możliwe, gdyż reżyserią Trudnych Spraw zajmuje się niejaki Okił Khamidov, reżyser Świata według Kiepskich. Najwyraźniej Andrzej Grabowski nie miał czasu na kręcenie nowych odcinków, albo nie mógł jechać na Gran Canarię. W każdym razie otrzymaliśmy parodię dokumentu, która bawiąc, niczego nie uczy. No, może tego, żeby nie wpuszczać do domu ludzi kamerami - dla bezpieczeństwa żony, dzieci, psa i sąsiadki.
Co to jest "paradokument"? Jest to historia odgrywana przez aktorów, jednak udająca zapis z prawdziwych wydarzeń. Rozgrywa się ona bądź na sali sądowej, bądź w biurze detektywa, bądź też na komendzie policji. W bardziej ambitnych produkcjach tego typu nie widać nigdzie kamerzysty czy dźwiękowca, a efekt "dokumentalności" osiąga się przez cenzurę brutalnych fragmentów, przekleństw i rejestracji samochodowych, czy wstawki z ukrytych kamer.
Ale są i bardziej szalone produkcje. Wyobraźcie sobie śniadanie w ciepły, wiosenny poranek. Siedzi ojciec, siedzi matka, siedzą mniej lub bardziej wyrośnięte dzieci, a tuż obok stoi ekipa filmowa.
- Mamo? - pyta dziecko. - Co tu robią ci panowie?
- Nie wiem, synku - odpowiada matka. - Wszak nie spodziewamy się żadnych problemów.
Nigdy, ale to NIGDY nie wpuszczajcie do siebie ekipy telewizyjnej na śniadanie. Nawet jeśli jesteście szczęśliwą rodziną z obrazka, to wiedzcie, że coś się zdarzy! Żona zdradzi, mąż zajdzie w ciążę, córka zacznie sypiać z wujkiem, syn zacznie pić w wieku siedmiu lat, a pies zostanie burmistrzem Warszawy. Zaczną się awantury, a ludzie bez skrępowania zaczną wyzywać się od najgorszych przed kamerą, choć ekipa nawet nie myśli interweniować w czasie pobicia czy gwałtu. Za to grzecznie odchodzi, gdy ktoś zakrywa dłonią obiektyw i w mocnych, wypikanych słowach każe im "uciekać". Co pewien czas dobrowolnie siada przed kamerą jakiś członek rodziny i zwierza się mniej lub bardziej zszokowany ze swoich przemyśleń na temat krewnych i spowinowaconych. Co ciekawe, najczęściej wygląda to tak, jakby kilka rozrzuconych wstawek kręcono w jednym czasie. I tak pewna pani w tej samej bluzce najpierw rozpacza z powodu zdrady męża, potem zastanawia się, czy to na pewno była zdrada, a na końcu cieszy się, że mąż nie zdradził jej z żadną kobietą, tylko z listonoszem.
Wszystkiemu towarzyszy lektor stale komentujący to, co się dzieje na ekranie - na przykład mówi, że bohaterka jest zszokowana, po czym kamera pokazuje "czterdziestosiedmiolatkę", która mówi "Jestem zszokowana!". Często-gęsto nawsadzane przerwy reklamowe służą chyba wyłącznie temu, by ten sam narrator mógł (po zapoznaniu się widza z ofertą najbliższego sieciowego monopolowego) streścić całą historię w dwudziestu sześciu zdaniach.
Oczywiście po jakimś czasie nadchodzi hepi-end, a pan zza ekranu ogłasza, że do domu Nowaków znów zawitał spokój. Ale gdy w domu bezpiecznie, zawsze można wyjechać na wakacje do hiszpańskiego Lorette de Mare, gdzie spotkają inną ekipę telewizyjną, która sfilmuje ich przy spożywaniu mięsnego jeża. Zastanawiające, że ta ekipa siedzi stale w tym Lorette de Mare lub na Gran Canarii i czatuje na Bogu ducha winnych Polaków, jakby Hiszpanie nie mieli żadnych zmartwień. I ściąga na nich kłopoty. Albo to nasi rodacy już tak mają, że jak tylko gdzieś wyjada, to robi się młyn? A może to efekt tego nagromadzenia naszych rodaków w hiszpańskich kurortach?
Jakby tego było mało, te programy się kalkuje. Obok Trudnych spraw są Pamiętniki z wakacji, Dlaczego ja? a nawet TuskVisionNetwork niemal dokładnie sklonował jeden z tych programów i nazwał go Ukrytą prawdą - nawet loga za bardzo nie zmieniali. Zresztą nawet z odcinka na odcinek niewiele się zmienia, gdyż zajmowane przez bohaterów lokale, a nawet aktorzy (nieraz pierwszoplanowi) są ci sami. Az miło wiedzieć, że nie ma zbyt wielu ludzi dość szalonych, byt brać udział w produkcji tych gniotów.
Absurd? Możliwe, gdyż reżyserią Trudnych Spraw zajmuje się niejaki Okił Khamidov, reżyser Świata według Kiepskich. Najwyraźniej Andrzej Grabowski nie miał czasu na kręcenie nowych odcinków, albo nie mógł jechać na Gran Canarię. W każdym razie otrzymaliśmy parodię dokumentu, która bawiąc, niczego nie uczy. No, może tego, żeby nie wpuszczać do domu ludzi kamerami - dla bezpieczeństwa żony, dzieci, psa i sąsiadki.
"Problem w tym, mili moi, że za mało tu kowboi, a za dużo się wypasa świętych krów"
Z. Hołdys, Lonstar, "Countrowersja"
Z. Hołdys, Lonstar, "Countrowersja"
Kroniki Białogórskie: tom I - http://www.via-appia.pl/forum/showthread.php?tid=2143 (kto szuka ten znajdzie wersję płatną ); tom II - http://www.via-appia.pl/forum/showthread.php?tid=9341.
kronikibialogorskie.pl, czyli najbrzydsza strona www w internetach