Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Numer [+18] (CAŁOŚĆ)
(20-10-2019, 13:09)Gunnar napisał(a): Tylko dlaczego Klemens miał wysłać do sortu sterownik do psychoników? Bo jak rozumiem chodziło o urządzenie, które kiedyś pożyczył łowcy, gdy ten szukał dziewczyny, a drugie miała jedna z naukowców, którą zlikwidowali.
(a chciał go sprzedać rządowi razem z urządzeniem?)
Tak, chodziło dokładnie o ten nadajnik. Każdy Psychonik posiadał taki "dodatek". Troian nie był w tym względzie wyjątkowy. Klemens, po stracie Fredericy, chciał uniknąć konsekwencji i wydać Troiana, razem z dedykowanym do niego urządzeniem. Ktoś musiałby go kontrolować, albo unieszkodliwić.

(20-10-2019, 13:09)Gunnar napisał(a): Dobry zabieg z inwersją czasową. Pozostawiasz otwarte pytanie, czy Klemens zszedł z tego świata sam z siebie, czy Troian mu dopomógł.
Mam dość silne przekonanie co do odpowiedzi Big Grin

Czy teraz, kiedy okazuje się, że Xernagen jest Sortem Zero, jest uzasadniona obecność windy zjeżdżającej na sam dół i gigantycznych rachunków? Firma jest w rzeczywistości częścią machiny rządowej, a jednocześnie została pociągnięta do odpowiedzialności finansowej za niezrealizowanie zlecenia.

Dzięki za uwagi, skorzystałam z każdej Smile
Odpowiedz
(20-10-2019, 18:32)Eiszeit napisał(a): Czy teraz, kiedy okazuje się, że Xernagen jest Sortem Zero, jest uzasadniona obecność windy zjeżdżającej na sam dół i gigantycznych rachunków? Firma jest w rzeczywistości częścią machiny rządowej, a jednocześnie została pociągnięta do odpowiedzialności finansowej za niezrealizowanie zlecenia.

No to rzeczywiście była zaskakująca informacja, że koncern jest częścią rządowego układu, a w zasadzie można by powiedzieć elementem "partnerstwa publiczno-prywatnego" lub elementem rządowym udającym prywatny. Ciekawe jaki był motyw rządu (w zamierzchłych czasach, bo przecież ten układ liczy sobie z 200-300 lat) by ukrywać przed opinią publiczną ten fakt. Zastanawiam się też, jak w takich okolicznościach wyglądało prawo własności. Czy Xeragen należy do rodziny Troiana, czy są tylko administratorami udającymi właścicieli? Winda jest jak najbardziej uzasadniona.
A rachunki? Jeśli Klemens jest tylko "cywilnym" administratorem rządowego mienia (i rząd pozwala mu się bogacić i na tym mieniu też prowadzić własne interesy) to taka kara jest uzasadniona, bo wtedy rząd nie karze sam siebie, ale administratora, który jednak ma "z czego oddać". Czyli zdyscyplinowanie "oligarchy". Zaś co do samej wysokości (czterokrotność aktywów) to trudno orzec. Jeśli zasoby prywatne Shindlerów w ramach Xeragenu są spore wtedy ok (rząd dokręcił śrubę, by mocno pokazać kto tu rządzi) inaczej to przekładnie z kieszeni do kieszeni tych samych spodni (jeśli karę płacą i tak z tego, co należy do rządu).
Za pierwszą opcją przemawia też walka o "prywatność" Xeragenu, która tam w tle wybrzmiewała, by pewne rzeczy ukryć przed sortowymi reserchrami, by ukryć pewne rzeczy przed rządową inwigilacją.

Tu mi się nasuwa kwestia jak jest zorganizowany sam rząd. Czy jest to monolit zarządzany przez kolegium technokratów (bo jak na razie nie było wzmianki o żadnym dyktatorze, więc podejrzewam, że zarządzanie jest rozmyte, kolegialne), czy elementy układu rządowego (sorty) rywalizują jednak między sobą. I czym jest rząd? Czy taką funkcję pełni jeden z sortów? Czy rząd jest nad wszystkimi sortami?
W książce polityka przemyka gdzieś w tle. Na pierwszym planie są wyraziste postacie i ich rozbudowana psychologia, interakcja i rywalizacja. I to jest dobre oczywiście. Tylko w takim układzie ciężko wnioskować o sprawach politycznych. Choć tak wyobrażam sobie II tom - jako starcie bohaterów z machiną rządową - i wtedy II tom to byłoby miejsce na rozbudowanie i przedstawienie czytelnikowi niuansów politycznych.

Materiał na naprawdę skomplikowaną intrygę Wink

Ale się spisałem Smile
Komentarz w "Szepcie" przeczytałem, a odpowiem jutro, bo dziś już łóżeczko wzywa Big Grin

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
(21-10-2019, 21:18)Gunnar napisał(a): Tu mi się nasuwa kwestia jak jest zorganizowany sam rząd. Czy jest to monolit zarządzany przez kolegium technokratów (bo jak na razie nie było wzmianki o żadnym dyktatorze, więc podejrzewam, że zarządzanie jest rozmyte, kolegialne), czy elementy układu rządowego (sorty) rywalizują jednak między sobą. I czym jest rząd? Czy taką funkcję pełni jeden z sortów? Czy rząd jest nad wszystkimi sortami?
W książce polityka przemyka gdzieś w tle. Na pierwszym planie są wyraziste postacie i ich rozbudowana psychologia, interakcja i rywalizacja. I to jest dobre oczywiście. Tylko w takim układzie ciężko wnioskować o sprawach politycznych. Choć tak wyobrażam sobie II tom - jako starcie bohaterów z machiną rządową - i wtedy II tom to byłoby miejsce na rozbudowanie i przedstawienie czytelnikowi niuansów politycznych.

Materiał na naprawdę skomplikowaną intrygę Wink
Faktycznie na ten moment tematy polityki zostają daleko w tyle. Patrząc na zakończenie Numeru myślę, że to ewentualny drugi tom będzie nakreślał wyraźniej sytuację polityczną. Na ten moment mogę powiedzieć, że rządów na pewno nie sprawuje dyktator. Skłaniam się raczej ku kilku osobom, jak napisałeś, zarządzanie rozmyte. Rząd stoi nad wszystkimi Sortami, a każdy Sort ma za zadanie wspierać Rząd. Sort Zero, podobnie jak Sort Dziewięć, są projektami tajnymi, ukrytymi przed opinią publiczną ze względu na ich specyfikę - tu i tu tworzą ludzi w wątpliwie moralny sposób, bez 100% przewidywalności, co wyjdzie. Mimo wszystko, Sorty mogą korzystać z wzajemnej pomocy, np., Sort Ósmy jest wspierany przez Sort Trzeci podczas eksterminacji dzielnic. Sort Dziewiąty dostawał dziewczęta do inicjacji z Sortu Piątego, itp., itd.. Projekt Psychonik leży w rękach Sortu Zero, ale pozostałe wiedzą o projekcie i są zobligowane, żeby go wspierać. Myślę, że przez główny zarząd Sortu przechodzą raporty do Rządu, dlatego Klemens i Troian musieli rozmawiać z Naczelnikiem Sortowym.

Skłaniam się ku opcji, że rodzina Schindlerów przejęła projekt, na pewno od samego początku nie był ich własnością, podobnie jak Xernagen. Wobec tego Klemens został ukarany jako administrator i musiał rozliczyć się z własnych pieniędzy, które generuje legalna firma farmaceutyczna. To, że zaczął ukrywać postępy badań przed Sortami, wynikało z faktu, że na własną rękę zaczął tworzyć nowego, niezarejestrowanego Psychonika.

Dzięki za uwagi, na pewno bardzo mi się przydadzą, bo jestem kiepska w tworzeniu politycznych układów Wink

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
W sprawach politycznych i nie tylko zawsze służę pomocą Smile
Odpowiedz
(23-10-2019, 19:02)Gunnar napisał(a): W sprawach politycznych i nie tylko zawsze służę pomocą Smile
Nie zawaham się skorzystać z tej wiedzy Big Grin 


Muzyka poruszała jego wnętrznościami. Przy każdym uderzeniu basu, żołądek kurczył się i unosił żeby ponownie opaść, do pętli bitu. Zamruczał dodatkowy głośnik, na suficie zadrżały szklane żyrandole. Opierał się o ścianę, spoglądając nad mrowiem ludzi w jeden punkt. Masa wijących się ciał, utopionych w zapachu potu i ekstazy rozdzielała ich skupione spojrzenia. Pachniało podnieceniem. Światło zabarwiło twarze na fioletowo. Przesunął wzrok po ustach Fredericy, mokrych i czerwonych. Miała na sobie krótkie spodnie, kabaretki sięgające nad pępek i buty na obcasie. Czarny top opinający drobne piersi. Do stylizacji nie pasowały trzeźwe oczy. Wymienili ze sobą kolejne spojrzenie; sygnał, że zaczynają. Każde z nich przestało podpierać swoją ścianę. Ruszyli w stronę schodów. Adrian miał ochotę połamać wszystko, co dotykało jego ciała. Elastyczne kończyny napierały na niego jak bariera ze splątanych ramion. Co jakiś czas zerkał na prawo, analizując położenie dziewczyny. Radziła sobie lepiej, lawirując między przećpaną masą tańczących. Każde z nich szło przeciwną stroną schodów. Wiedziała, dokąd ją prowadził. Zbadali układ pomieszczeń, korytarzy ewakuacyjnych i zewnętrznych traktów dla obsługi obiektu. Mieli co najmniej sześć możliwości wyjścia. Minęli podest dla tancerek; jedna z nich obracała się na rurze głową w dół, zamiatając parkiet włosami sztywnymi od lakieru. Pierwszy korytarz z pokojami ich nie interesował. Szli dalej, kierując się w stronę pomieszczeń dla gości specjalnego typu. Lepsze drinki, droższe kurwy, czystsza podłoga. Nie zamienili ze sobą ani słowa. Widziała, jak montował tłumik. On poczuł alert mechanizmu w głowie, kiedy przepuściła przez siebie pierwsze wyładowanie. Byli gotowi do zlecenia.
Stanęli na środku okrągłego pomieszczenia, z podłogą, która przypominała gigantyczną lampę wodną. Brokatowe okręgi przesuwały się leniwie w podświetlonej cieczy, zmieniając opasły kształt. Wokół było różowo. Za siedmioma mlecznymi szybami widzieli wyuzdane cienie. Kontury nagich ciał tancerek zwieńczały pobudzone sutki. Przy każdej szybie migotał czerwony neon „Zajęte”. Dwa wyjścia ewakuacyjne na przeciwległych ścianach były oznaczone zielonymi strzałkami. Pancerne rolety zaciągnięte i nieruchome. Czekali. Wijące się cienie dziewcząt przyprawiały ją o ból głowy. Napis nad jednym z pokoi zmienił się na „Dostępne”. Spojrzała na Adriana. Skinął głową. Miał wejść pierwszy i sprawdzić sytuację. Potem przyjdzie czas na pytania. Została sama, obserwując, jak znika w pomieszczeniu. Poruszyła palcami, próbując zidentyfikować emocję, która pojawiła się w piersi. Obawa, albo lęk. Nie podobało jej się miejsce, w którym pracowali. Ani fakt, że poszedł tam sam. Zesztywniała, gdy gruchnął strzał. Stała jak przywiercona do podłogi i poderwała głowę, kiedy padły cztery kolejne. Na ścianach środkowej kapsuły pojawiła się rozbryźnięta krew a cień tancerki zgubił rytm. Frederica zobaczyła dwie dłonie sunące po mlecznym szkle, za nimi kołtun pozlepianych włosów. Paniczne krzyki pozostałych dziewczyn brzmiały jak stłumione masami wody. Jednocześnie otworzyły się wszystkie drzwi. Nie wiedziała, w którą stronę ma patrzeć, otoczona chmarą wrzeszczących dziewcząt. Jej wzrok przykuł android w czarnym mundurze. Padła na ziemię, uciekając przed serią strzałów. Jedna z kobiet zwaliła się obok niej, z przestrzeloną szyją mokrą od krwi. W pomieszczeniu zaroiło się od czarnych sylwetek. Nie widziała Adriana, oślepiona coraz mocniejszym światłem. Panika rozsadzała ściany. Kolejna seria rozbiła w pył mleczne szkło. Frederica czuła je w zębach. Wczołgała się do jednej z kapsuł, ogłuszona terkotem kul. Pachniało dusznymi perfumami i dymem. Skuliła głowę w ramionach, próbując zlokalizować jakiekolwiek napięcie, które mogłaby zniszczyć. Punktów było za dużo. Napierały na nią, jak fala wyładowań elektrycznych. Wychyliła się zza kapsuły, łapiąc wzrokiem obiekt zlecenia. Mignęły kolorowe adidasy, przykrótkie spodnie i młodzieżowa koszulka, zza której wystawał pierwszy ślad brzucha hodowanego po czterdziestce. Zobaczyła rogową oprawę okularów i zmierzwione włosy, zanim Waschenko wypadł na korytarz, osłaniany przez cztery androidy. Zerwała się, żeby za nim biec i znowu upadła na kolana, chlaśnięta ogłuszającym wyciem alarmu. Zacisnęła dłonie na uszach. Pancerne rolety wyjść ewakuacyjnych sunęły ze zgrzytem ku górze. Nagie dziewczęta z panicznym wizgiem przeciskały się przez szczeliny, nie czekając, aż wejście będzie całkowicie otwarte. Skuliła się przed kolejnym strzałem, usłyszała huk i tąpnięcie, a potem coś jak przepalany mechanizm. Cichy alert pod czaszką androida zawiadamiał o niewydolności systemu operacyjnego. Usłyszała kolejny łoskot i spadło na nią coś ciężkiego. Krzyknęła, szorując brzuchem po odłamkach szkła. Duża dłoń zacisnęła się na jej ustach.
- Uciekaj, Mała. Uciekamy. – Chrapliwy szept dał jej do zrozumienia, że jest źle. Poderwała się na nogi, zaciskając palce na jego rękawie. Chciała zobaczyć jego twarz, sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Nie było czasu. Popędzili w kierunku korytarza ewakuacyjnego. Alarm wył, zawiadamiając ochronę obiektu. Obejrzała się za siebie i zobaczyła, jak kolejna kolumna androidów wysypuje się z pomieszczenia obok. Przyspieszyła. Czerwone światło wydawało się ciężkie, ciasna przestrzeń przypominała przełyk. Schylili głowy przed kolejnym strzałem, nad nimi eksplodowała lampa. Łowca padł na ziemię, dziewczyna przywarła plecami do ściany. Ciszę wypełniał łoskot pościgu, echo wymienianych między robotami komend i dwa przyspieszone oddechy. Zacisnęła powieki, słysząc, że kolumna wpadła na korytarz. Spojrzała na Łowcę, który stał już na nogach, skupiony na czarnej masie przelewającej się w ich stronę. Uniósł broń, przeładował. Miał rozcięte czoło, prawą stronę twarzy zalaną krwią. Widziała rozszerzone źrenice i filtrujące nozdrza. Spojrzał na nią, na czarne włosy przyklejone do czaszki i mokrą twarz. Widział, jak szybko pracowała drobna pierś. Światło zamigotało, czerwień zamienia się w czerń. Poczuł, że panika pełznie mu do piersi.
Zostaw to mnie.
Cichy szept w głowie sprowokował zamknięcie oczu. Odchylił kark, przywierając potylicą do ściany. Oddychał bezgłośnie, analizując bliskość kroków. Zacisnął zęby, gdy poczuł, że zaczęła.
Pierwszy android padł sześć metrów od nich. Drugi prawie w tym samym miejscu. Kolorowe diody na maskach gasły jedna po drugiej, w gęstej czerni. Śmierdziało paloną izolacją. Adrian wyczuł jednego z nich bardzo blisko, tak, jakby się mijali. Syk zwarcia i zapach dymu poprzedziły łoskot padającego ciała.
Idź naprzód.
Zaczął przesuwać się przy ścianie, krok po kroku, w kierunku wyjścia. Musieli wydostać się na zewnątrz. Alarm wybrzmiewał na kolejnych poziomach klubu, informując o strzelaninie. Padł następny android. Zamrugało światło, ale nie zdążył zobaczyć, co się dzieje. Łomot, huk, zgasły kolejne sztuczne oczy. Uniósł broń, wycofując się tyłem, wciągnął w nozdrza smród spalenizny i własnego potu. Błysnęły światła, przez chwilę czuł się jak pod stroboskopem, a potem lampy odzyskały stabilność. Zobaczył w korytarzu kilka czarnych kształtów, nieruchomych jak zbieranina zdechłych much. Frederica stała na środku, wsparta dłonią o ścianę. Włosy zasłaniały jej twarz. Zobaczył ruch przy jej ramieniu, kiedy się prostowała. Wystrzelił bez zastanowienia. Dziewczyna zamknęła oczy zdegustowana, czując rozbryzg obcej krwi na lewej stronie twarzy. Otarła policzek dłonią, oglądając się na podłogę.
- To akurat był kelner – stwierdziła, patrząc na Łowcę z powątpiewaniem. Wzruszył ramionami.
- Chciałem się wykazać.
Pobiegli dalej. Zdała się na niego, czując, że traci orientację w labiryncie klubowych korytarzy. Zza grubych ścian docierał do nich bas i krzyki ludzi, zagłuszające alarm. Część środowiska w zamkniętym piekle nie zdawała sobie sprawy z tego, co się dzieje. Dziewczyna przełknęła ślinę, mając wrażenie, że łyka metal. Wpadli do opustoszałego baru w sekcji dla prestiżowych gości. Gross wskazał drzwi z okrągłym okienkiem i puścił ją przodem. Byli w połowie drogi, kiedy ktoś strzelił w bar. Butle z alkoholem rozprysły się jak trujące bomby, eksplodowały lampy ścienne. Łoskot, kurz i huk wypełniły pomieszczenie. Adrian nie wiedział, co się dzieje. Poczuł uderzenie w kark i w krzyż, na tyle mocne, żeby powalić go na podłogę. Upadł, przygnieciony panelami podwieszanego sufitu, który runął na ziemię. Starał się wyczołgać spod sterty gruzu, słysząc syk instalacji i stłumiony dźwięk przeładowanej broni. Zamrugał, otwierając szeroko oczy, w które wciskał się pył. Dwa androidy rozglądały się w zakurzonym pomieszczeniu, nawigując ruch. Tym razem dostrzegł oznaczenie klubowej ochrony na korpusach. Próbował strzelić, bezgłośnie przekręcając się na plecy. Zacisnął zęby, szarpiąc zacięty tłumik. W końcu go zdjął. Oddał dwa celne strzały, przez chwilę prawie zdziwiony ich odgłosem. Podniósł się na kolana, wciągnął przez usta zakurzone powietrze i natychmiast zgiął się w pół. Charczał, mając wrażenie, że wypadną mu płuca. Strużka śliny pociekła na podłogę z rozchylonych warg, zamknął oczy i uspokoił oddech. Płytko, żeby znowu się nie zakrztusić. Wyprostował się i rozejrzał.  
- Mała..? – Żadnej reakcji. Wyrzut adrenaliny kazał mu ruszyć z miejsca. Odwalił na bok pogruchotany panel, potem drugi. Przewalał gruz, chaotycznie szukając wzrokiem jej ciała. Dłoń. Albo chociaż but. – Mała! – Znieruchomiał, słysząc jęk na prawo od baru. Ominął rozbite oświetlenie i ukucnął, pomagając jej rozgarnąć stertę, pod którą była zakopana. Kaszlała, dusząc się kurzem. Miała rozbitą wargę i skaleczenie pod uchem. Wąska strużka krwi ściekała po szyi na obojczyk. Pomógł jej podnieść się na nogi, przyciskając do twardego boku. Szorstko otrzepał ją z kurzu. – Chodź, nic ci nie jest – mruknął, ale jej nie puścił. Idąc do drzwi bez przerwy oglądali się za siebie. Frederica łapała coraz więcej powietrza, ostatecznie rzygając po wyjściu na zewnętrzną klatkę schodową. Niechętnie zaczekał, zanim pociągnął ją niżej, do wyjścia. Odgłosy muzyki i alarmu były coraz bardziej stłumione.
 - Uciekł…
- Znajdziemy go. – Odepchnął barkiem ciężkie drzwi. Śmierdzące powietrze trzeciej kondygnacji wydało im się najlepszą rzeczą, jakiej mogli doświadczyć. Nie pozwolili sobie na przystanek, klucząc pomiędzy alejkami. Minęli cztery tylne wyjścia innych klubów, zanim opadli na chodnik, jedno przy drugim. Dziewczyna się nie odzywała, on szukał papierosów. Zaklął, rozumiejąc, że musiał zgubić je w trakcie zamieszania.
- Co tam się stało? – zapytała. Adrian poruszył głową jak zniecierpliwiony pies.
- Przyszedł na jebanie z obstawą. Pochowani po kątach, zaczęli strzelać. – W pigułce przekazał jej burdelowe wydarzenia sprzed chwili. Dotknął przegubem czoła i zaklął, niechcący na nowo rozkrwawiając ranę. Dziewczyna cały czas patrzyła w stronę lokalu, z którego uciekli. Wydawało się, że nikt nawet nie zauważył poruszenia, trupów, ani prywatnej porażki, której doświadczyli. Siedzieli w milczeniu dziesięć minut. Chodnikowe płyty błyszczały kolorowym światłem lamp. Z każdej strony docierały do nich stłumione dźwięki ludzi i muzyki. Wstał pierwszy i poszedł w stronę najbliższego klubu. Frederica uniosła głowę.
- Poświętuję, że mnie nie zastrzelili – stwierdził, stojąc w połowie drogi między wejściem, a dziewczyną. Zawahała się, jeszcze raz spoglądając w stronę miejsca, z którego uciekli. Wiedziała, że to nie oni byli obiektem polowania. Ich cel uciekł, ale o konsekwencjach mogła pomyśleć jutro. Wstała, otrzepała spodnie i poszła za nim. Weszli do środka tylnym wejściem. Od frontu nikt by ich nie wpuścił.


Frederica podniosła twarz znad zlewu. Przepłukała usta, jeszcze raz wyszorowała dłonie i odgarnęła mokrymi palcami włosy klejące się do czoła. Wokół odpływu rozlewały się brunatno-czerwone smugi kurzu i krwi. Potarła knykciami rozbitą wargę, podciągnęła kabaretki nad pępek i wygładziła szorty. Ogromna dziura pod lewym kolanem sprowokowała ją do rozdarcia rajstop jeszcze w kilku miejscach. Tak wyglądało naturalniej. Wyszła z łazienki, lokalizując wzrokiem Grossa. Mył łeb w fontannie pełniącej rolę podajnika wody pitnej. Strząsnął się, wyprostował i spojrzał na nią, wyraźnie zadowolony. Skierowała wzrok na bajoro, które zrobił w szklanej misie i pokręciła głową, nie komentując. Wyszli z sekcji sanitarnej, z każdym krokiem słysząc muzykę coraz głośniej. Dźwięki były elektroniczne, bez łupaniny, od której bolała ją głowa. Zmrużyła oczy, wkraczając w przestrzeń rozświetloną błękitem i turkusem. Klimatyzacja chodziła na najwyższych obrotach, schładzając tłum tańczących ciał. Dziewczyna zobaczyła skrzący się strumień wody, ale nie umiała zlokalizować jego źródła. Błysnęły różnokolorowe lampy. Miała wrażenie, że jest bardziej przestrzennie. Wokół siebie czuła aromatyzowany dym. Rzędy zajętych kanap odbijały się w gigantycznych szybach. Za szybami był mrok. Odwróciła głowę, kiedy Łowca wcisnął jej w dłoń kieliszek z alkoholem. Przyjrzała się drobnym bąbelkom uciekającym ku górze, powąchała i poczuła, że cierpnie jej język. Z wahaniem dotknęła wargami krawędzi szkła. Przechyliła. Zanim zdążyła zdecydować, gdzie odstawić kieliszek, ktoś z obsługi już jej go zabrał. Android, oczywiście. Kelnerka stylizowana na człowieka miała dwa blond kucyki. Weszli głębiej. Dziewczyna nigdy nie widziała tak kolorowych strojów. Neonowe materiały przecinały parkiet, wyglądając jak świecące w ciemności. Zobaczyła gigantyczne platformy i różnobarwne warkocze, wirujące w powietrzu jak pejcze. Uśmiechnęła się do tego widoku, pozwalając prowadzić się głębiej. Miała muzykę w ciele. Malinowy dym uderzył ją w nozdrza, chwilę potem poczuła marakuję. Nie potrafiłaby rozpoznać tych zapachów, ale zlokalizowała napisy na urządzeniach, które produkowały dym. Zauważyła, że ludzie zaciągali się nimi kilkukrotnie i wypuszczali ustami kółka. Nie wiedziała, co to było, ale było interesujące. Przyjęła od niego kolejny kieliszek alkoholu. Jeszcze nie wiedziała, że obszar C mocno jej za to podziękuje. To była jej pierwsza świadoma styczność z substancjami psychoaktywnymi. Spojrzała na Adriana, który zdawał się dokładnie wiedzieć, dokąd idą. Albo szedł z nią donikąd. Wybrała drugą opcję, kiedy wtopili się między mrowie ciał. Chłonęła wzrokiem wszystko, co mogła zobaczyć, z fascynacją dotykając innego świata. Pozwoliła sobie na ruch. Na dotyk, krótki i przypadkowy. Poczuła, że wiruje, poprowadzona przez osobę, której nie znała, a potem przez następną. Niebieski zmieszał się z turkusem. Wypiła kolejny kieliszek, wciągnęła w płuca dym.
Pamiętała, że byli mokrzy, przez chwilę lawirując między biczami wody. Każdy z nich był w innym kolorze. Stado lśniących ciał tańczyło między sobą, wzbijając w górę błyszczące krople. Miała wrażenie, że ogląda sceny w zwolnionym tempie. Od uśmiechu bolały ją policzki. Chwyciła Łowcę za dłoń, nie chcąc zgubić się w tłumie. Mokra koszulka przylegała do chudego brzucha, widział, jak szybko pracuje jej przepona. Zrobili sobie przerwę, kotwicząc się przy barze. Zamówił piwo, a jej kolorowego drinka. Była urzeczona warstwowym połączeniem żółtego i błękitu. Wsunęła do ust grubą słomkę, obserwując profil Adriana. Złowiła kilka głodnych spojrzeń w jego stronę i z zaskoczeniem uznała, że rozumie ich źródło. Przez chwilę mu się przyglądała. Spojrzał na nią, ale nie zdążył zadać pytania, bo podeszła do nich sztuczna kelnerka, tym razem z czerwonym irokezem. Na srebrnej tacy miała porozkładane coś przypominającego prostokątne czekoladki zawinięte w sreberko. Na każdej z nich był symbol, którego dziewczyna nie rozumiała. Chłonęła ten widok rozszerzonymi źrenicami. Łowca odmówił, ale ona poczęstowała się jedną „czekoladką”.
- Co to jest? – spojrzała na niego. Dziewczyna poszła częstować dalej, on znów przechylił szklankę.
- Firmówka. Rozpuszczasz na języku i świat zaczyna wyglądać trochę lepiej. – Uśmiechnął się pod nosem, upijając łyk. – Otoczenie wydaje się inne. Widzisz ludzi inaczej, prawie tak, jakbyś chciała – wyjaśnił. Frederica spojrzała na substancję, na niego, potem znów na substancję i przekrzywiła głowę.
- Czyyli, jeżeli bym to wzięła, nagle stałbyś się mniej chamski, gwałtowny i narwany? – zapytała. Krótko się zaśmiał i nie odpowiedział na jej pytanie, dokańczając piwo. Azotowa kulka zagrzechotała o zęby. Odstawił szklankę na blat i nie zamówił kolejnego. Wyjął z kieszeni żeton. – A ja? – Kolejne pytanie zmusiło go, żeby na nią spojrzał. – Co by się zmieniło we mnie, gdybyś to wziął? – zapytała, najwyraźniej bardzo zainteresowana. Widział, jak błyszczały jej oczy. Przez chwilę się jej przyglądał, wystawiając nietrzeźwą cierpliwość na próbę, a potem odpowiedział.
- Nic. Byłabyś taka sama. – Odepchnął się od baru i wtopił między ludzi, zostawiając ją z wyrazem zaskoczenia na twarzy. Kilkoma długimi łykami skończyła swojego drinka, nie mając pojęcia, z jaką mocą alkohol uderzy w jej mózg. Poszła za nim.
Obrazy stawały się rozmyte, głosy rozciągnięte. Pamiętała, że tak było najlepiej. Wrażenie błogości i bezwładu odpinało jej rzeczywistość. Wiedziała, że cały czas są razem. Dotykała jego dłoni, potem znów byli mokrzy. Zaśmiała się, lądując na czymś miękkim i pulsującym. Wokół siebie miała światła i dym, obok innych ludzi i androidy. Zamknęła oczy, poruszając się w rytm stonowanych dźwięków.
- Co to jest? – zapytała, dotykając palcami miejsca, w którym siedzieli. Miała wrażenie, że pod obiciem znajdowała się plazma.
- Łóżko wodne – wyjaśnił, sięgając po jakiś przedmiot. Zamrugała, widząc ustnik, długi przewód i stację, podobną do tych, które produkowały smakowy dym. Na tej był napis Pomarańcza. Powiedziała, że chce spróbować. Podpatrzyła ludzi wokół nich, z analitycznym zmarszczeniem czoła oglądając proces zaciągania się. Przyłożyła wargi do ustnika, głęboko nabrała powietrza i zaczęła kaszleć jak opętana. Oczy zaszły jej łzami, słyszała, że Łowca się z niej śmieje. Przycisnęła zwinięte palce do ust, wywalając z płuc kolejne porcje dymu. Spojrzała na niego źle, kiedy wyjął ustnik z jej dłoni.
- Źle. Wolniej, jakbyś chciała napełnić całe płuca – poinstruował. Zaciągnął się. Złączył ich wargi. Zamarła z szeroko otwartymi oczyma, a potem bezwiednie rozchyliła usta. Zamknęła oczy i przyjęła dym, czując na języku smak pomarańczy.
Odpowiedz
_021
 
Mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby próbował odsłonić w uśmiechu kości policzkowe. Troian obserwował jego wyschnięte zęby, przypominające łopaty do kopania rowów. Uniósł do ust filiżankę kawy i uprzejmie poczekał, aż sortowy Zarządca zajmie swoje stanowisko w sprawie, którą przedstawił. Byli sami. Przed rozpoczęciem rozmowy pozostali uczestnicy zostali wyproszeni. Mężczyzna nerwowo poprawiał włosy, co chwilę wracając wzrokiem do dokumentów, leżących przed nim. Schindler czekał. Nie spieszyło mu się.
- Pańska propozycja jest nie do przyjęcia. Sort nie funkcjonuje według takich zasad – powiedział w końcu, składając dłonie przed sobą i poszerzając uśmiech jeszcze trochę. Troian nie zareagował, dopijając kawę. Podłą, w jego ocenie. – Musi pan zrozumieć, panie Schindler, że jednostka sortowa nie jest jednostką osobną. Współpracujemy ze sobą. To tak zwane naczynia połączone.
- A Sort Dziewiąty? – zapytał, odstawiając filiżankę na spodek. Grzechot wydawał się niesamowicie głośny w ciszy, która zapadła. Zarządca zaczął ważyć słowa.
- Sort Dziewiąty był projektem osobnym, przeznaczonym do innych działań, na mniejszą skalę.
- Sytuacja wygląda identycznie w przypadku Sortu Zero – zauważył, zakładając nogę na nogę i odchylając się w fotelu. Siedzieli po przeciwnych stronach stołu, rozdzieleni dwunastoma metrami blatu. Rozmowie przysłuchiwały się trzydzieści dwa krzesła. Przyciemnił światło. Zarządca uniósł wzrok, ale nie powiązał tego zjawiska ze swoim rozmówcą. Już się nie uśmiechał.
- Xernagen otrzymał bardzo szczegółowy projekt. Wystarczyło go zrealizować, trzymając się wytycznych. Pański ojciec sobie z tym nie poradził – stwierdził, wyrównując kartki. – Spekulacje nas nie interesują, panie Schindler. Rząd chce zobaczyć efekty, nie raporty. – Wskazał dłonią na teczkę. Troian poprosił o jeszcze jedną kawę. Bez odzewu.
- To nie są spekulacje. Xernagen stracił Obiekt, to prawda, ale nawet gdyby go dostarczył, projekt nie zostałby oceniony pozytywnie. Rząd oczekiwał od was czegoś innego. Wyliczenia były wadliwe, a sama jednostka niestabilna. Nadwrażliwy obszar C, trudności w blokowaniu wspomnień, agresja, przebodźcowanie, rozchwianie emocjonalne, wąskie spektrum umiejętności. Nie jestem pewien, czy o to wam chodziło. – Spojrzał na Zarządcę, splatając dłonie przed sobą i opierając na nich brodę. – Ma pan przed sobą parametry Obiektu Wzorcowego, który Xernagen stworzył w oparciu o własną metodykę. Jesteśmy w stanie wyprodukować więcej Psychoników. Znacznie więcej. Procedura jest opracowywana. Czekamy na kolejny egzemplarz, lepszy od poprzedniego. – Uśmiechnął się. Myślał o swojej narzeczonej. Jej udział w badaniach mógł skrócić proces o połowę. Zabawne, że myśl o Roxanie wywołała uśmiech, którego nigdy nie było dane jej widzieć w bardziej bezpośrednich okolicznościach. Zarządca wrócił wzrokiem do dokumentów.
- Sugeruje pan, że Sort powinien anulować dług, w oparciu o obietnice i piękne słowa, panie Schindler? – zapytał, znów rozciągając wargi w idiotycznym grymasie. Błysnęły zęby, Troian odwrócił wzrok. Czuł się znudzony. Zalała ich fala czerwonego światła. Alarm gruchnął w sortowych korytarzach. Zdezorientowany Zarządca chaotycznie rozglądał się wokół, zanim wystrzelił dłonią w kierunku panelu komunikacyjnego. Przez wycie syren przedarł się archaiczny syntezator.  
- Awaria systemu natryskowego w Sorcie Piątym, poparzone dziewczęta. Wybuch materiałów ćwiczeniowych, Sort Ósmy, dezorganizacja, należy przenieść rekrutów do innego sektora. Awaria na pętli komunikacyjnej w obszarze siedemnastym, zablokowano przejścia. Temperatura w Sorcie Trzecim osiągnęła parametr krytyczny, powtarzam, parametr krytyczny. Awaria sprzętów, powtarzam, awaria sprzętów. Zalecana procedura siódma, paragraf trzeci przez dwanaście, ustęp drugi, powtarzam…. – Mężczyzna bardzo powoli podniósł wzrok. Wpatrywał się w Troiana i mniej niż dwie sekundy zajęło mu, żeby zrozumieć. Młody Schindler oglądał swoje dłonie. Nie odezwał się, dopóki nie ucichł ryk alarmu.
- To nie pierwszy raz, kiedy nasz produkt powoduje awarie na waszym podwórku – stwierdził, myśląc o skali rozmachu, którą zaprezentował S725x. Oczy Zarządcy pokazały, że cofnął się o czternaście lat. Do tej pory Sort żył przekonaniem, że zabezpieczyli się na powtórkę. To było błędne przekonanie. Świadomość, że Xernagen na powrót dysponuje tak potężnym narzędziem nie była pokrzepiająca. Fakt, że główne zagadnienia, które Schindler prezentował na tym spotkaniu dotyczyły czegoś jeszcze bardziej niebezpiecznego, również. Wrócił wzrokiem do dokumentów, mając wrażenie, że czyta je na innym poziomie świadomości. Łączył fakty. Rozumiał.
- Mam przed sobą pańskie parametry, prawda? – zapytał. Jego głos przestał być głosem dominanta. Niepewnie uniósł kartki, jeszcze raz zapoznając się z raportem. Nie musiał poznawać odpowiedzi. – Skąd miał pan mapy Sortu? – To pytanie zadał jedynie z ciekawości.
- Researcher z Trójki. W systemie figurujemy jako naczynia połączone, prawa? – zapytał Troian, obserwując oczy przebiegające po linijkach tekstu. Twarz mężczyzny stężała, poruszył szczęką i odsunął od siebie teczkę. Nie musiał wiedzieć, że został poczęstowany łgarstwem. Gdyby nie android z zachowaną historią przesyłania danych, młody Schindler nigdy nie dowiedziałby się o mapach. – Xernagen wywiązał się z projektu. Stworzył Obiekt Wzorcowy, na podstawie metodyki, którą ulepszył. Zmiany są tak rozległe, że swobodnie możemy nazwać się jej autorem. Rząd nie powinien mieć z tym problemu. Dodatkowo, od dzisiaj będę raportował bezpośrednio. Nie musisz być łącznikiem. Projekt Psychonik będzie prowadzony jedynie z ramienia Sortu Zero – oświadczył, podnosząc się z miejsca. Zarządca się nie poruszył. Obserwował drastycznie wrastającą liczbę raportów alarmowych w rogu urządzenia komunikacyjnego. Mieli sporo rzeczy do posprzątania. Troian nie wydawał się zniechęcony. – Liczę, że przygotujecie odpowiednie dokumenty. Wyślijcie je na adres mojego nośnika – polecił i wyciągnął rękę, której mężczyzna nie uścisnął. Dotknął panelu na środku urządzenia, żeby odtworzyć pozostałe nagrania dotyczące awarii. Ich treść beznadziejnie omijała jego świadomość, odbijając się od rzędu zakluczonych szaf i surowych ścian sali obrad.
- Po prostu niech pan wyjdzie.
Schindler wyszedł. Zabrał ze sobą kontrolę sytuacji.
 
*~*~*
 
Zatrzymał się na podeście, kilka kroków od wejścia. Przez ściany elipsy zauważył, że M-0 leży na ziemi. Miał otwarte oczy, złączone nogi i ramiona rozłożone na boki. Troian wszedł do środka, nie komentując tego widoku. Prześwietlone kule wpatrywały się w sufit sali badawczej, w rzeczywistości widząc coś innego. Mężczyzna nie miał pojęcia, nad czym aktualnie pracował nadrzędny pacjent Xernagenu, ale podejrzewał, że to coś fascynującego. Zauważył, że w przedramiona wbudowano już nowe porty. Po cztery na każdym z nich, okrągłe. Czarne i lśniące, przypominały napęczniałe żuki. Jego czaszka wciąż była naga. U jej podstawy odcisnęła się krawędź czepca, w którym przygotowywano go do najważniejszej operacji na otwartym mózgu. M-0 czekał. Clyton był przerażony.
Troian obejrzał parametry na monitorze i z zadowoleniem uznał, że są lepsze, niż ostatnio. Organizm blondyna stawał się bardziej wytrzymały. Wpiął w główną stację nośnik informacyjny, wpisał kod i odwrócił się w stronę leżącego. Zauważył, że jego oczy rozbłysły, kiedy nowy strumień danych zaatakował mózg. M-0 rozchylił usta.
- Co to jest? – zapytał, nie zmieniając pozycji. Wyładowania na ścianach elipsy przepływały łagodniej. Schindler przysunął sobie krzesło, siadając dwa metry od niego. Obserwował mikro ruchy palców. Zniekształcone opuszki były zaczerwienione na końcówkach.
- Model maszyny, w której można rozwinąć i skontrolować płód. Przesłałem ci specyfikację. Drugi plik – wyjaśnił i znów jego uwagę przykuło gwałtowne rozjaśnienie oczu. Blondyn odwrócił głowę w jego stronę. Troian czuł się nieswojo pod tym spojrzeniem, bo zawsze miał wrażenie, że patrzyło przez niego.
- To stara maszyna. Droga – ocenił. – Mało wydajna – dodał, wymawiając na głos myśli Schindlera. Mężczyzna skinął głową.
- Potrzebuję innego modelu. Programu, który pozwoli na szybszą i wydajniejszą pracę. Takiego, który da się skopiować. To będzie duży projekt.
- Jak duży?
- Jeszcze nie wiem – skłamał.
- Od tego zależy dzielność kodu. To będzie droga maszyna. Bardzo droga. – Jego oczy zamigotały, głowa wróciła do poprzedniej pozycji. Dłonie drgnęły. – Powinna być mniejsza. I bardziej intuicyjna. Nie zdążę zaprojektować takiego modelu. To dodatkowe tygodnie pracy, pomijając stworzenie zabezpieczeń sieci przedsiębiorstwa – wybrzęczał, analizując dokładne parametry docelowe. Przerwał proces, słysząc odpowiedź Schindlera.
- Zajmij się tym w pierwszej kolejności. Zabezpieczenia mogą jeszcze poczekać. Będziesz potrzebował trochę czasu, zanim dojdziesz do pełnej sprawności po zabiegu. Jest bardzo inwazyjny, wiesz o tym – powiedział, przybierając ton przeznaczony do zbywania pacjenta. Delikatny, jakby nic się nie stało. Przecież rozmawiali o oczywistościach. Wstał i poszedł do wyjścia. Clyton usiadł, opierając dłonie na udach. Wpatrywał się w jego plecy.
- Troian. Ja chcę wrócić do domu – powiedział. Mężczyzna się zatrzymał. Może mu się wydawało, ale usłyszał w jego głosie coś innego. Może to była rozpacz, albo strach. A może logiczne wyciąganie wniosków z sytuacji, w której się znalazł. Połowicznie odwrócił głowę.
- Ja też, dlatego porozmawiamy o tym innym razem. Zajmij się pracą – pożegnał go i wyszedł z pomieszczenia.
M-0 siedział w tym samym miejscu, na wylot przeszywając oczyma oddalającą się sylwetkę. Troian czuł jego wzrok pod skórą.
 
*~*~*
Odpowiedz
(24-10-2019, 09:46)Eiszeit napisał(a): Masa wijących się ciał, utopionych w zapachu potu i ekstazy(przecinek?) rozdzielała ich skupione spojrzenia.
Zesztywniała(przecinek) gdy gruchnął strzał.
(...)
- Uciekaj(przecinek?) Mała. Uciekamy. – Chrapliwy szept dał jej do zrozumienia, że jest źle.
(...)
 Uniósł broń, wycofując się tyłem(przecinek) wciągnął w nozdrza smród spalenizny i własnego potu.
(...)
Dziewczyna zamknęła oczy ze zdegustowaniem (zdegustowana?), czując rozbryzg obcej krwi na lewej stronie twarzy.
(...)
Miała wrażenie, że jest bardziej przestrzennie,(kropka?) wokół siebie czuła aromatyzowany dym.

Była obiecana wtopa Wink
Pościg i ucieczka. Nieoczekiwanie zakończona ostrą imprezą i wejściem w świat używek. Można by pomyśleć, że zechcą wrócić do siebie, opatrzyć rany, odpocząć i przemyśleć porażkę. Ale takie niestandardowe zachowanie pasuje do tej pary.
Po takiej akcji "cel" zapewne się zbunkruje, ale na przemyślenia jeszcze przyjdzie czas. Być może wybiorą sobie inny cel.
Odpowiedz
(27-10-2019, 21:51)Gunnar napisał(a): Była obiecana wtopa Wink
Pościg i ucieczka. Nieoczekiwanie zakończona ostrą imprezą i wejściem w świat używek. Można by pomyśleć, że zechcą wrócić do siebie, opatrzyć rany, odpocząć i przemyśleć porażkę. Ale takie niestandardowe zachowanie pasuje do tej pary.
Po takiej akcji "cel" zapewne się zbunkruje, ale na przemyślenia jeszcze przyjdzie czas. Być może wybiorą sobie inny cel.
Nie może iść za dobrze Big Grin Konstruując tę dwójkę zawsze staram się myśleć poza schematem, może nie do końca logicznie i mądrze. Dwie nieprzystosowane jednostki ze skrajnych Sortów, musi być dziwnie Wink 

Dzięki za wizytę i sugestie, skorzystałam ze wszystkich.
Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
(27-10-2019, 12:00)Eiszeit napisał(a): - Sort Dziewiąty był projektem osobnym, przeznaczonym do innych działań, na mniej szeroką(mniejszą?) skalę.
- Sytuacja wygląda identycznie w przypadku Sortu Zero – zauważył, zakładając nogę na nogę i odchylając się w fotelu. Siedzieli po przeciwnych stronach stołu, rozdzieleni dwunastoma metrami blatu. 
Rozumiem, że chodziło o długość stołu a nie o szerokość i odległość między nimi?

(27-10-2019, 12:00)Eiszeit napisał(a): Rozmowie przysłuchiwały się trzydzieści dwa krzesła.
Ładne zdanie.

Tak moje przemyśliwania szły w stronę tego, że spowodowaniem awarii będzie Troian chciał coś uzyskać. Razem z nowymi zabezpieczeniami stawia na niezależność i bezpośrednie kontakty z rządem.
Tylko jeśli dobrze zrozumiałem, awarie wywołał wirus a Troian zrobił wrażenie, że to jego zasługa? Bo też jest tam wspomniane o zniszczeniach sprzed 14 lat, ale jak rozumiem, Troian nie wyjawił, że wirus znów jest w posiadaniu Xeragenu.

Troian zażegnał kryzys i wyprowadził firmę na lepszą pozycję. Założył też rodzinę. A jego siostra stoi w miejscu mając ten sam cel - zemstę, bez perspektyw na coś lepszego.

Czekam na kolejne zwarcie Troian-Federica, bo już wymieniali między sobą "uprzejmości" Wink
Choć być może, trzeba będzie z tym poczekać do II tomu.

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
(28-10-2019, 11:13)Gunnar napisał(a): Rozumiem, że chodziło o długość stołu a nie o szerokość i odległość między nimi?
O długość.

(28-10-2019, 11:13)Gunnar napisał(a): Tak moje przemyśliwania szły w stronę tego, że spowodowaniem awarii będzie Troian chciał coś uzyskać. Razem z nowymi zabezpieczeniami stawia na niezależność i bezpośrednie kontakty z rządem.
Tylko jeśli dobrze zrozumiałem, awarie wywołał wirus a Troian zrobił wrażenie, że to jego zasługa? Bo też jest tam wspomniane o zniszczeniach sprzed 14 lat, ale jak rozumiem, Troian nie wyjawił, że wirus znów jest w posiadaniu Xeragenu.
Troian nie wyjawił, że wirus jest z powrotem u nich, ale to było oczywiste. Zarządca także to zrozumiał, stąd nawiązanie do sytuacji sprzed 14 lat. Sprawy pomiędzy słowami, trochę jak w Szepcie, w intrydze między Sędzią, a Rolandem. Myślisz, że warto to doprecyzować?

(28-10-2019, 11:13)Gunnar napisał(a): Troian zażegnał kryzys i wyprowadził firmę na lepszą pozycję. Założył też rodzinę. A jego siostra stoi w miejscu mając ten sam cel - zemstę, bez perspektyw na coś lepszego.

Czekam na kolejne zwarcie Troian-Federica, bo już wymieniali między sobą "uprzejmości" [Obrazek: wink.gif]
Choć być może, trzeba będzie z tym poczekać do II tomu.
Cieszę się, że widzisz ten kontrast Big Grin 
Nie potwierdzam, nie zaprzeczam Wink 


Dzięki za wizytę Smile
Odpowiedz
(28-10-2019, 19:39)Eiszeit napisał(a):
(28-10-2019, 11:13)Gunnar napisał(a): Tak moje przemyśliwania szły w stronę tego, że spowodowaniem awarii będzie Troian chciał coś uzyskać. Razem z nowymi zabezpieczeniami stawia na niezależność i bezpośrednie kontakty z rządem.
Tylko jeśli dobrze zrozumiałem, awarie wywołał wirus a Troian zrobił wrażenie, że to jego zasługa? Bo też jest tam wspomniane o zniszczeniach sprzed 14 lat, ale jak rozumiem, Troian nie wyjawił, że wirus znów jest w posiadaniu Xeragenu.
Troian nie wyjawił, że wirus jest z powrotem u nich, ale to było oczywiste. Zarządca także to zrozumiał, stąd nawiązanie do sytuacji sprzed 14 lat. Sprawy pomiędzy słowami, trochę jak w Szepcie, w intrydze między Sędzią, a Rolandem. Myślisz, że warto to doprecyzować?
mamy tu w rozmowie dwie sprawy
1. Obiektu, i projektu psychoników, czego dotyczy cała rozmowa.
2. Wtrącenie między wierszami o wirusie, spowodowane awiariami


Awaria systemu natryskowego w Sorcie Piątym, poparzone dziewczęta. Wybuch materiałów ćwiczeniowych, Sort Ósmy, dezorganizacja, należy przenieść rekrutów do innego sektora. Awaria na pętli komunikacyjnej w obszarze siedemnastym, zablokowano przejścia. Temperatura w Sorcie Trzecim osiągnęła parametr krytyczny, powtarzam, parametr krytyczny. Awaria sprzętów, powtarzam, awaria sprzętów. Zalecana procedura siódma, paragraf trzeci przez dwanaście, ustęp drugi, powtarzam…. – Mężczyzna bardzo powoli podniósł wzrok. Wpatrywał się w Troiana i mniej niż dwie sekundy zajęło mu, żeby zrozumieć. Młody Schindler oglądał swoje dłonie. Nie odezwał się, dopóki nie ucichł ryk alarmu.
- To nie pierwszy raz, kiedy nasz produkt powoduje awarie na waszym podwórku – stwierdził, myśląc o skali rozmachu, którą zaprezentował S725x. Oczy Zarządcy pokazały, że cofnął się o czternaście lat. Do tej pory Sort żył przekonaniem, że zabezpieczyli się na powtórkę. To było błędne przekonanie. Wrócił wzrokiem do leżących przed nim dokumentów.
- Mam przed sobą pańskie parametry, prawda? – zapytał. Jego głos przestał być głosem dominanta. Niepewnie uniósł kartki, jeszcze raz zapoznając się z raportem. Nie musiał poznawać odpowiedzi. – Skąd miał pan mapy Sortu? – To pytanie zadał jedynie z ciekawości.

Podkreślonym zdaniem Troian daje do zrozumienia, że mają wirusa z powrotem. Mamy retrospekcje zarządcy i nagle mężczyzna dochodzi do wniosku, że to Troian jest obiektem wzorcowym. Chodzi o ten przeskok myśli. Jego umysł jest zaprzątnięty awariami. Rozmówca daje mu do zrozumienia, że to jego zasługa i że ma wirusa. I w tym momencie nie rozumiem tego przeskoku. Jak na to wpadł, że Troian jest obiektem i dlaczego akurat teraz? Oczywiście mógł w umyśle zamknąć temat, uznając przewagę rozmówcy i wrócić myślami do głównego tematu, czyli psychoników. Zdał sobie sprawę, że ta prezentacja miał przekonać go, do prawdziwości słów Troiana o tym, że mają wzorcowy obiekt. I wtedy doznał olśnienia (ze wzg na wiek Troiana?).
Choć tajemnicą może zostać jak na to wpadł, z jakich przesłanek, to myślę, że dobrze byłoby choć jednym zdaniem zaakcentować ten przeskok myśli. Np takim jak to pogrubione, które wstawiłem. 
Wtedy nadal wszystkie doniosłe stwierdzenia zostają między słowami, ale delikatnie naprowadza to czytelnika i dodaje pewnej płynności w procesie myślowym zarządcy. 

Sama idea jest ok, tak jak rozmowa Sędzia-Roland Wink
Warto czasami zmusić czytelnika do ponownego przeczytania dialogu i przemyślenia, o co tak naprawdę chodzi Big Grin
Odpowiedz
(29-10-2019, 16:55)Gunnar napisał(a): Podkreślonym zdaniem Troian daje do zrozumienia, że mają wirusa z powrotem. Mamy retrospekcje zarządcy i nagle mężczyzna dochodzi do wniosku, że to Troian jest obiektem wzorcowym. Chodzi o ten przeskok myśli. Jego umysł jest zaprzątnięty awariami. Rozmówca daje mu do zrozumienia, że to jego zasługa i że ma wirusa. I w tym momencie nie rozumiem tego przeskoku. Jak na to wpadł, że Troian jest obiektem i dlaczego akurat teraz? Oczywiście mógł w umyśle zamknąć temat, uznając przewagę rozmówcy i wrócić myślami do głównego tematu, czyli psychoników. Zdał sobie sprawę, że ta prezentacja miał przekonać go, do prawdziwości słów Troiana o tym, że mają wzorcowy obiekt. I wtedy doznał olśnienia (ze wzg na wiek Troiana?).
Choć tajemnicą może zostać jak na to wpadł, z jakich przesłanek, to myślę, że dobrze byłoby choć jednym zdaniem zaakcentować ten przeskok myśli. Np takim jak to pogrubione, które wstawiłem. 
Wtedy nadal wszystkie doniosłe stwierdzenia zostają między słowami, ale delikatnie naprowadza to czytelnika i dodaje pewnej płynności w procesie myślowym zarządcy.
Ok, teraz rozumiem, o co chodzi Big Grin Zmieniłam w taki sposób:

"(...) - To nie pierwszy raz, kiedy nasz produkt powoduje awarie na waszym podwórku – stwierdził, myśląc o skali rozmachu, którą zaprezentował S725x. Oczy Zarządcy pokazały, że cofnął się o czternaście lat. Do tej pory Sort żył przekonaniem, że zabezpieczyli się na powtórkę. To było błędne przekonanie. Świadomość, że Xernagen na powrót dysponuje tak potężnym narzędziem nie była pokrzepiająca. Fakt, że główne zagadnienia, które Schindler prezentował na tym spotkaniu dotyczyły czegoś jeszcze bardziej niebezpiecznego, również. Wrócił wzrokiem do dokumentów, mając wrażenie, że czyta je na innym poziomie świadomości. Łączył fakty. Rozumiał.
- Mam przed sobą pańskie parametry, prawda? – zapytał. Jego głos przestał być głosem dominanta. Niepewnie uniósł kartki, jeszcze raz zapoznając się z raportem. Nie musiał poznawać odpowiedzi."


Teraz ten przeskok myślowy nie jest aż tak gwałtowny?
Odpowiedz
Teraz jest idealnie Smile
Odpowiedz
(30-10-2019, 21:11)Gunnar napisał(a): Teraz jest idealnie Smile
Super Big Grin Dzięki za pomoc.


Frederica widziała biały sufit. Pęknięcia przy głośnikach zmieniały położenie, obracając się leniwie od prawej, do lewej i z powrotem. Poczuła, że musi zamknąć oczy. Każde mrugnięcie wywoływało dziki spazm, jakby ten drobny odruch nadwyrężał obwodowy układ nerwowy. Zasłoniła twarz dłońmi, czując na palcach zapach pomarańczy. Powoli spróbowała podnieść się do siadu. Rolety były zaciągnięte, a mieszkanie niecodziennie ciche. Była sama. Rozgarnęła kołdrę i poczuła, że jest nienaturalnie zimno. Nie zrobiła z tym nic, dopóki nie zaczęła szczękać zębami. Sięgnęła w stronę kartonów z ubraniami, na których leżała jego bluza. Zanim wciągnęła ją przez głowę, obejrzała swój top. Był nisko obsunięty, ale cały. Porwane kabaretki wydawały się jeszcze bardziej poszarpane, niż wczoraj. Nie miała na sobie szortów. Wciągnęła bluzę przez głowę, topiąc się w materiale. Wsadziła dłonie głęboko w rękawy i objęła piszczele. Potrzebowała chwili na ocenę sytuacji. Jej buty stały przy drzwiach, jeden obok drugiego. Nie pamiętała, czy była w stanie odstawić je tak elegancko. Jego buciorów nie było. Zerknęła na zegarek, było po piątej. Kolano za kolanem wypełzła z łóżka, mając wrażenie, że ktoś siłą próbuje zamknąć jej powieki. Musiała się napić. Podpierając się ścian, dotarła do kuchni i podstawiła kubek pod kran. Uniosła naczynie do ust i prowokowana trzeźwą myślą odstawiła na blat. Poszukała tabletek. Znalazła, ale nie była w stanie odkręcić wieczka. Za bardzo trzęsły jej się ręce. Cisnęła grzechoczące opakowanie do zlewu i zaczęła otwierać szafki. Znalazła w nich tylko suchy prowiant i torby owadziego białka. W lodówce kobiece mleko w szklanych butelkach. Nie była tak zdesperowana. Chaotycznie tocząc oczyma po pomieszczeniu zauważyła butelkę z resztką wody. Podeszła do stolika i wczepiła się ustami w plastik, pijąc łapczywie wszystko, co mogła wypić. Spierzchnięte gardło ściągnęło się jeszcze bardziej. Podejrzewała, że jej głos musiał brzmieć jak skrzek. Nie sprawdziła. Chwiejnie dotarła do łazienki, nie mając pewności, czy chce jej się wymiotować. Wisiała nad muszlą siedem minut, następne dziesięć przesiedziała na brzegu wanny. Bolały ją korzenie zębów. Cała szczęka, zatoki i oczodoły. Czuła się tak, jakby ktoś wbił jej lewarek w ciemię. Wymacała włącznik i uruchomiła deszczownicę. Zamknęła oczy, odchyliła głowę i pozwoliła wodzie spłynąć po włosach i po twarzy. Przepływała po rzęsach i w kotlince pod nosem. Napływała w złączenia warg, ale Frederica nie rozchyliła ust. Wstrzymała oddech, odnajdując chwilową ulgę.
Zmoczyła dłonie w umywalce i ściągnęła włosy do tyłu, obserwując swoje odbicie. Uznała, że wygląda jak gówno. Nie wiedziała, czy to jej powiedzenie, czy raczej Łowca nazwałby sprawy w ten sposób, ale czuła, że aktualnie nie ma lepszego określenia. Przez chwilę stała z dłońmi na czaszce, łokciami wycelowanymi w sufit i ciężkimi powiekami opadającymi coraz niżej. Bezwładnie powłócząc nogami dotarła do salonu i z powrotem wpełzła do łóżka. Czuła w nim zapach mężczyzny, ostry i chlorowany. Odpychała od siebie migawki powracające w chaotycznych seriach. Jak film zbyt dynamicznie pocięty w montażowni. Dotykała palcami jego twarzy i włosów. Zobaczyła krótki urywek, w którym objęła kolanami jego szyję. Zamknęła oczy, przytknęła dłoń do czoła i zapragnęła wtopić się w materac. Prawie nie czuła bólu w ciele. Nie rozumiała, co się stało, ani jak zakończyli noc. Poczuła, że powoli odpływa, taplając się w spekulacjach i domysłach.
Drgnęła, słysząc pisk kodu i chrzęst klamki. Do mieszkania wszedł Adrian, prowadząc niskiego, łysawego mężczyznę. Facet miał na sobie robocze ciuchy i pokaźny brzuch, uciskany przez pasek z narzędziami. Nawet nie spojrzeli w jej stronę. Frederica oparła się o ścianę, podkurczając kolana i kurczowo trzymając w palcach pościel. Widziała tylko profil Grossa.
- Panie, co ja panu mam więcej powiedzieć? Mówię, że to nie tylko tutaj. – Mężczyzna miał zrzędliwy głos. Zdarty od papierosów i niskojakościowej wódki. Zgodnie z poleceniem Łowcy otworzył skrzynkę pod sufitem, uprzednio ładując się na niski stolik. Nozdrza Adriana drgnęły, ale nic nie powiedział.
- I?
- To samo, co w całym budynku. Pierdyknęło panie nad ranem, no i tyle. Dzisiaj to tego raczej nie naprawimy. Coś się zesrało koncertowo – udzielił fachowej opinii i wzruszył ramionami. Zamknął skrzynkę, zszedł ze stolika. – Mówiłem panu, że to grubsza sprawa jest. Trzeba czekać. – Rozłożył ręce. Adrian zacisnął zęby i ruchem głowy wskazał mężczyźnie drzwi. Zniknął w kuchni w tym samym momencie, kiedy facet wyszedł z mieszkania. Frederica tępo patrzyła w ścianę.
Czegoś się wystraszyła. Zaczynało do niej wracać uczucie grozy i paniki, nad którym nie potrafiła zapanować. Nie umiała powiedzieć, co spowodowało ten koktajl, ale miała przed sobą namacalny dowód. Z narastającym uczuciem niepokoju wygrzebała się z łóżka.
Adrian siedział przy stole w kuchni, zagapiony w kapsułowy bidon. Dziewczyna stała w wejściu, obserwując jego prawe oko. Białko przybrało tak ciemny kolor, że prawie nie widziała źrenicy. Wyglądał tak, jakby ktoś przyrżnął mu w skroń tępym narzędziem. Podniósł na nią wzrok, po chwili odwracając głowę. Podeszła bliżej, ale jeszcze nie chciała siadać. W milczeniu gęstniejącym między nimi mogła sondować jego nastawienie. Niechęć, złość i rozczarowanie. Żadna z tych emocji nie była wycelowana w nią. Celował nimi w siebie. Chciała zapytać, co się stało, ale wiedziała, że jej nie odpowie. Spojrzała na jego dłonie. Przypomniała sobie, że prawa była na jej brzuchu, a lewa na wnętrzu uda. Bolały ją przywodziciele i ścięgna; przy tak drobnej budowie trudno było objąć nogami jego biodra. Zamknęła oczy i zwalczyła chęć potrząśnięcia głową. Poczuła, że na nią patrzył. Wskaźnik zawartości białka na obudowie spadł o kilka procent z kolejnym łykiem.
- Jadę szukać tego naukowca. Mogę zadać mu dwa pytania, a potem go odjebię – wtajemniczył ją w swoje plany. Objęła łokcie dłońmi i usiadła na krześle.
- Myślałam, że spróbujemy przesłuchać go razem – przyznała. Łatwiej było rozmawiać na tematy zawodowe niż prywatne. O ile dla niego w ogóle istniał jakiś temat. Pokręcił głową.
- Nie ma czasu. Widział nas. Nie wiem, komu może powiedzieć. Mi ta sytuacja też szkodzi – stwierdził, odsuwając od siebie bidon. Poruszał palcami prawej dłoni, walcząc z jakimś natręctwem, albo myślą. Frederica milczała. Rozumiała jego stanowisko i fakt, że widowiskowo rozjeżdżały im się założenia współpracy. Z drugiej strony, poprzedniej nocy nie spieszył się do załatwiania spraw z Waschenko. Potarła przedramiona.
- Może najpierw zrób coś z tym okiem – zaproponowała, czując, że brzmi głupio. Nie odpowiedział. Dokończył napój, wrzucił bidon do zlewu i poszedł do salonu. Zazwyczaj nie zostawiał po sobie bałaganu, poddając się pedantycznej manii. Frederica potarła dłońmi twarz, czując, że sytuacja ją przerasta. Zajrzał do kuchni, zanim wyszedł.
- Zakoduj drzwi jak wyjdziesz. – Wiedział, że poradzi sobie bez hasła. Zatrzymała go, kiedy zawracał do salonu.
- Na jakim etapie jest teraz projekt Psychonik. I jaką rolę odgrywa w nim Roxana. – Przekazała mu dwa pytania, na które chciała poznać odpowiedzi. Wybrała je spomiędzy innych, przygotowanych na poprzednią noc. Gdyby miała improwizować, w obecnym stanie nie wymyśliłaby niczego wartościowego. Skinął głową i wyszedł z mieszkania. Odchyliła głowę, odetchnęła i oparła pięty na siedzisku. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że wszystko się rozpada.
 
W bluzie zasłaniającej szorty, porwanych rajstopach i butach na obcasie wyglądała jak nieletnia prostytutka, za którą nikt się nie oglądał. Sama nie interesowała się niczym i nikim, przepruwając chodniki trzeciej kondygnacji. Chciała być w swoim łóżku, przy swoim biurku. Albo w wannie, z głową zanurzoną pod wodę w kolorze turkusu. Widziała ten kolor pod powiekami. Wracał do niej w migawkach sprzed kilkunastu godzin. Zakotwiczona we własnych rozmyślaniach minęła witrynę sklepu elektronicznego. Wzrok przyciągnięty refleksami światła złapał fragment wczesnego reportażu. Zatrzymała się, nie zwracając uwagi na to, że przechodzień z tyłu potrącił ją i klnąc, poszedł przed siebie. Gapiła się w telewizor wystawowy, na którym wyświetlano wiadomości. W ten sposób dowiedziała się o śmierci Klemensa Schindlera.
 
*~*~*

W przedsiębiorstwie było cicho. Zbyt wcześnie, żeby wstały dziewczęta i zbyt późno, żeby przyszli klienci. Około siódmej rano, Maud wypalała papierosa przy stoliku kawowym w głównej sali, wyglądając przez wielkie okna. Za nimi było szaro, z delikatnymi nutami czerwieni. Niedługo nad wieżowcami pojawi się wczesne, zimowe słońce. Podciągnęła bose stopy na sofę, wydmuchała dym i odwróciła głowę w kierunku Roxany. Kobieta zaznaczała odpowiednie tabele w raporcie finansowym, stawiając długopisem zgrabne iksy. Mimo wczesnej pory miała na sobie biznesowy uniform. Czerwony kostium opinał coraz wydatniejszy brzuch. Zachowując szczupłą sylwetkę w wysokiej ciąży, wyglądała, jakby połknęła piłkę. Zsunęła obcas z lewej pięty i leniwie rozrzedziła ruchem dłoni dym, lecący w swoją stronę. Przełożyła kartki.
- Ty szczęśliwa? – Głos Maud był taki, jak zawsze. Wibrujący na końcu i niski, z nieuchwyconą nutą erotyzmu. Jeszcze się nie umalowała, a Roxana zauważyła, że zaczyna wyglądać na swój wiek. Bez dorysowanych brwi sprawiała wrażenie łagodniejszej i wyblakłej. Zwiesiła wzrok na przedostatniej tabeli, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Nie wiem.
- Nie wiesz. – Macocha zaciągnęła się bardzo mocno, wysysając wszystko, co papieros miał do zaoferowania. Chwyciła niedopałek koniuszkami palców i zdusiła w szklanej popielniczce. Na filtrze został ślad jej zębów. Roxana obserwowała ułożenie dłoni na filiżance. Maud zawsze unosiła ją obiema, jak arystokratki na starych filmach. – Szczęście wymaga poświęceń, moja droga. Czasami rezygnacji z siebie – stwierdziła. Za chwilę cyknęła językiem i ściągnęła usta, degustując napar. Młodsza z kobiet poczekała na werdykt i sięgnęła po swoją filiżankę. Wychylenie się w stronę ławy stanowiło wyzwanie, dlatego najpierw obróciła się bokiem, a potem wyciągnęła rękę. Cały czas uczyła się funkcjonowania w nowym ciele i w nowej rzeczywistości, której nie budowała sama. Zastanawiała się, jaki udział w tym przedsięwzięciu leżał po jej stronie. W normalnym układzie powinna mieć połowę. Wydawało jej się, że Troian godził się na maksymalnie dwadzieścia procent. Spojrzała na Maud, zwieszając wzrok na luźnym upięciu chustki. Nagie skronie wydawały się czymś nienaturalnie gładkim. Jakby jej czaszka była z oszlifowanego kamienia.  
- Czyje to będzie wtedy szczęście? – zapytała. Wzrok kobiety spacerował po szybach. Im jaśniej się robiło, tym większe wydawało się pomieszczenie. Automat uruchomił sadzawkę w centralnej części salonu. Ruch wody zachęcił karpie koi do aktywności. W pstrokatych grzbietach odbiły się refleksy słońca.
- Jego. Ale jeżeli jego szczęście cię uszczęśliwia, powinnaś być zadowolona – zauważyła, zwracając twarz w jej stronę. Skupiła spojrzenie na brzuchu, po chwili podnosząc wzrok na profil. Roxana cały czas obserwowała kawę w filiżance. Nie zanosiło się na to, żeby odpowiedziała. – Twojego ojca uszczęśliwiłoby dziecko, którego nie mogłam mu dać. Przywiózł tutaj inną kobietę, ale dla mnie była narzędziem. Niektóre sposoby osiągnięcia celów mogą być dla nas niewygodne, ale wszystko rozbija się o to, czego chcesz. Siebie, czy jego – podsumowała, odstawiając filiżankę na spodek. Roxana zamknęła oczy. Zdawała sobie sprawę, że Maud nie jest najlepszym punktem odniesienia. Prawdę mówiąc, była przykładem osoby pogruchotanej niewłaściwą relacją. Takiej, która kochała patologicznie mocno.
Położyła dłoń na karku i w skupieniu starała się złapać swoje myśli. Wiedziała, że miał wizję. I ambicję, zdolną zeżreć wszystko do gołej kości. Dawał do zrozumienia, że potrzebuje jej niedaleko siebie. Potrafiła wyczuwać w gestach i słowach manipulację, ale nie zawsze ich używał. W krótkich chwilach, kiedy zdarzało mu się być całkowicie szczerym, dosadnie czuła, ile dla niego znaczy. Nigdy nie nazwał uczuć po imieniu, ale pokazał je czynami.
- A jeśli jego szczęście miałoby mnie unieszczęśliwić? Tak, jak ciebie? – zapytała. Zauważyła zaciśnięcie warg i napięte ścięgna na szyi. Maud sztywno odwróciła głowę, a potem zrobiła coś, czego Roxana nigdy wcześniej nie widziała; uśmiechnęła się do niej. Wyciągnęła rękę, grzechocząc kołowymi bransoletami i położyła zimne palce na dłoni albinoski. Ścisnęła na tyle mocno, żeby móc zadać ból, ale Roxana wiedziała, że nie to było celem. Trudno przekazać jednym gestem trzydzieści lat rozgoryczenia i miłości, które rozsadzają od środka.
- Wszystko ma swoje dobre strony – powiedziała, rozluźniając chwyt. Znów odwróciła głowę w stronę okien, zostawiając pasierbicę ze znaczeniem tych słów i tego dotyku. Był na tyle surrealistyczny, że prawie parzył wnętrze dłoni. Roxana zacisnęła usta, zmarszczyła brwi i poczuła ruch swojego syna. Po krótkiej analizie skinęła głową.
- Niech będzie i w ten sposób – stwierdziła, odstawiając na stolik nietkniętą filiżankę. Wróciła do raportów.
 
*~*~*
 
Minęły dwa dni, a ona nadal nie przestawała myśleć o tym, co się stało. Starała się ułożyć zdarzenia w logiczny ciąg, od czasu wyjścia z klubu po nieudanym zleceniu, do porannego otworzenia oczu. Poza turkusem, masą ciał i zapachem pomarańczy nie przypominała sobie żadnych szczegółów. Tylko krótkie migawki, które starała się odpychać, albo rozkładać na czynniki pierwsze. Jej ciało pamiętało. Za każdym razem, kiedy zapadała się w spekulacje, zaczynało reagować w sposób, który był dla niej obcy. Próbowała odciąć się od tych myśli, jednocześnie zbyt często zerkając na telefon. Nie kontaktowali się od czterdziestu ośmiu godzin.
Wróciła wzrokiem do monitora i sięgnęła po kawę. Zajmowała się namierzeniem nowego adresu Schindlerów. We własnej głowie przestawała postrzegać Roxanę jak osobną jednostkę. Była świadoma, że sprawy w końcu potoczą się w tym kierunku. Widziała ich zdjęcia. Widok albinoski, uśmiechającej się do reportera, objętej przez narzeczonego na wysokości ciążowego brzucha wydawał jej się surrealistyczny. Dopiero teraz dostrzegła różnicę pomiędzy grą, a naturalnością. Na samym początku naprawdę udawała. Frederica nie musiała zastanawiać się nad tym, co odczuwa. Poza złością i goryczą, było w niej dużo żalu. Stanęły po przeciwnych stronach planszy, chociaż kobieta obiecywała coś innego. Może wcześniej chciała pospinać ich wzajemne interesy, ale teraz dokonała wyboru. Moment, w którym Klemens Schindler przestał być znaczącą figurą, mógł kompletnie zmienić przebieg rozgrywki. Dziewczyna zastanawiała się, jakich odpowiedzi udzielił przed śmiercią swojemu synowi. Była pewna, że wylew nie nastąpił naturalnie. Wyłączyła ich zdjęcie.
Spojrzała w stronę zamkniętych drzwi do pokoju Olka. Nie wiedziała, czy był w domu, czy w pracy i niezbyt ją to interesowało. Wymieniali ze sobą sztywne uprzejmości, czasami przekazywał jej pozdrowienia od M-0. Często czuła irracjonalną zazdrość, którą próbowała tłumić logiką. Pobyt Clytona w Xernagenie niepokojąco się przedłużał. Podobno chodziło o jego stan, który uniemożliwiał szybkie przeprowadzenie kolejnych operacji. Dziewczyna nie wierzyła. Była pewna, że Schindler wydryluje go ze wszystkiego, co blondyn był w stanie im zaoferować, nie przejmując się stanem pacjenta. Nie miała pojęcia, jak szerokie kręgi zaczęła zataczać ich współpraca.
Odstawiła kubek i wróciła do odsłuchiwania rozmowy Artura Voil’a. W mniej niż minutę zorientowała się, że mężczyzna używał prymitywnego szyfru. Starała się dotrzeć do informacji o jego aktualnym miejscu zamieszkania. Określiła go jako kolejny cel na swojej liście. Znieruchomiała z palcami nad klawiaturą, kiedy na ekran telefonu wpadła ikona nowej wiadomości. Nie udało jej się powstrzymać uśmiechu.
„Mała, jak zaszyfrować połączenie?”. Wiadomość dotarła z nieznanego numeru. Przez jedną, szaloną chwilę rozważała, czy mu tego nie wytłumaczyć. Potem uznała, że łatwiej będzie zrobić to samej i do niego zadzwonić. Całość zajęła jej mniej, niż trzy minuty. Odebrał po czwartym sygnale. Zmarszczyła brwi, słysząc wyraźne zakłócenia i szum, tak, jakby był na zewnątrz, albo w trasie.
- Zaszyfrowane – przywitała go i umilkła, oczekując na to, co chciał jej powiedzieć. Spodziewała się, że znalazł Waschenko. Nie rozczarował jej.
- Za miesiąc będą mieli nowego Psychonika. Dawcą był Klemens Schindler, projekt nadzorowała ta sama kobieta, która prowadziła ciebie i jego syna. Nie znał jej nazwiska, podobno nawet stary go nie znał. Posługuje się pseudonimem – powiedział. Dziewczyna milczała. Słyszał, że poruszyła wargami i coś jak krótkie przełknięcie śliny. – Twój brat jest z nią w kontakcie. Wydaje polecenia dotyczące projektu. Wygląda na to, że przejął go po ojcu – mówił dalej, a ona czuła, że grunt coraz bardziej usuwa się spod jej nóg. Nieoczekiwanie zdała sobie sprawę ze swojego rozmiaru. I z tego, że jej wpływ był drobną, nic nie znaczącą inicjatywą w machinie, którą młody Schindler ponownie uruchomił, jak na pstryknięcie palców. Podczas ich pierwszej i jedynej rozmowy powiedział jej, że nie miała znaczenia. Wydrapała pazurami swoją pozycję, a teraz czuła się jak natrętna mucha, którą ktoś ignoruje, wiedząc, że i tak padnie. Zacisnęła palce na uchu kubka, wstając z miejsca i prawie nie zdając sobie z tego sprawy. Podeszła do balkonu i oparła się palcami o szybę. Neon z naprzeciwka obiecywał natychmiastowe efekty po zastosowaniu magicznego kremu. – Jesteś tam jeszcze? – Zamknęła oczy i odkaszlnęła w rękaw.
- Jestem. Co z Roxaną? – Miała nadzieję, że przez ten szum nie wyłapał drżenia w jej głosie. Albo, że postanowił go nie słyszeć.
- Nie wiedział. Schindler nigdy nie pokazał się z nią w laboratorium – przekazał. Nie czuła potrzeby, żeby dopytać, czy jest pewien. Jeżeli po przesłuchaniu przez Grossa ktoś nadal mówił, że nie wie, to znaczy, że nie wiedział. Skinęła głową, chociaż nie mogli się zobaczyć. Milczenie wisiało między nimi i pęczniało, pogłębiając obustronne wątpliwości. Po jego stronie coś z wyciem przejechało na autostradzie, a przynajmniej tak sądziła na słuch. Musiała odsunąć telefon od ucha przez zakłócenia.
- Gdzie jesteś? Próbuję namierzyć Voil’a. – Podeszła do kanapy, z pokusą zerkając na paczkę papierosów. Po Clytonie zostały nietknięte cztery sztuki.  
- Na pierwszej kondygnacji. Jadę do Sortu.  – Zesztywniała z palcami w połowie drogi po używkę.
Bezwiednie uniosła brodę i za mocno przycisnęła telefon do policzka. Zdrętwiało wyciągnięte ramię.
- Po co?
- Muszę załatwić sprawy.
- Ty stamtąd nie wyjdziesz. – Była pewna i ta pewność ją przeraziła. Usłyszała, że ten idiota się uśmiechnął. – Adrian, to jest szaleństwo.
- Tak, jakby do tej pory było normalnie – skontrował. – Zadzwoń, jak będziesz miała tego Voil’a. Coś na niego wymyślę – dodał. Pokręciła głową z niedowierzaniem i bezradnością, identyczną, którą odczuwała w przypadku Clytona. Kiedy się rozłączył, poczuła ulgę i gorycz jednocześnie. Nie wiedziała, co mogła mu powiedzieć.

*~*~*
Odpowiedz
(31-10-2019, 09:42)Eiszeit napisał(a):
Podpierając się ścian(przecinek?) dotarła do kuchni i podstawiła kubek pod kran.
(...)
Dotykała palcami jego twarzy i włosów.
(...)
 Bolały ją przywodziciele i ścięgna; 
Nie znałem wcześniej tego słowa.

(31-10-2019, 09:42)Eiszeit napisał(a): Około czwartej nad ranem, Maud wypalała papierosa przy stoliku kawowym w głównej sali, wyglądając przez wielkie okna. Za nimi było szaro, z delikatnymi nutami czerwieni. Niedługo nad wieżowcami pojawi się wczesne, zimowe słońce.
Z lokalizacji Xeragenu w północnych Niemczech, wnioskuję, że znajdują się w klimacie umiarkownaym, na naszej szerokości geograficznej. 
Przez 300 lat musieli trochę zmienić dobowe odliczanie godzin, jeśli zimowe słońce ma wstać w okolicach 4 rano. 

(31-10-2019, 09:42)Eiszeit napisał(a):  - Nie wiesz. – Jej macocha zaciągnęła się bardzo mocno, wysysając wszystko, co papieros miał do zaoferowania. 
(...)
We własnej głowie przestawała postrzegać Roxanę jako osobną jednostkę. (wariant)
(...)
Była świadoma, że sprawy w końcu potoczą się w tym kierunku. Widziała ich zdjęcia. Widok albinoski, uśmiechającej się do reportera, objętej przez narzeczonego na wysokości ciążowego brzucha wydawał jej się surrealistyczny. Dopiero teraz dostrzegła różnicę pomiędzy grą, a naturalnością. Na samym początku naprawdę udawała. Frederica nie musiała zastanawiać się nad tym, co odczuwa. Poza złością i goryczą, było w niej dużo żalu. Stanęły po przeciwnych stronach planszy, chociaż kobieta obiecywała coś innego. Może wcześniej chciała pospinać ich wzajemne interesy, ale teraz dokonała wyboru. Moment, w którym Klemens Schindler przestał być znaczącą figurą, mógł kompletnie zmienić przebieg rozgrywki. 
No i zmienił. Zamach na Klemensa utrącił wspólnego wroga, a Roxanę wepchnął w ramiona Troiana. Wychodzi na to, że wszystkiemu winny jest łowca Big Grin

(31-10-2019, 09:42)Eiszeit napisał(a): Nieoczekiwanie zdała sobie sprawę ze swojego rozmiaru. I z tego, że jej wpływ był drobną, nic nie znaczącą inicjatywą w machinie, którą młody Schindler ponownie uruchomił, jak na pstryknięcie palców. Podczas ich pierwszej i jedynej rozmowy powiedział jej, że nie miała znaczenia. Wydrapała pazurami swoją pozycję, a teraz czuła się jak natrętna mucha, którą ktoś ignoruje, wiedząc, że i tak padnie.
Czekałem, kiedy zda sobie z tego sprawę i ciekawi mnie, co z tym zrobi.

(31-10-2019, 09:42)Eiszeit napisał(a): - Gdzie jesteś? Próbuję namierzyć Voil’a. – Podeszła do kanapy, z pokusą zerkając na paczkę papierosów. Po Clytonie zostały nietknięte cztery sztuki.  
Kuszą kolejne nałogi.

Sam jestem ciekaw, co wyniknie z wizyty łowcy w sorcie.

Czekam na ciąg dalszy.

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 5 gości