Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Numer [+18] (CAŁOŚĆ)
(24-09-2019, 15:06)Gunnar napisał(a): Federica się trochę zbiesi, a Adrian nieco nawróci? Byłoby to ciekawe "wyrównanie".
Ciekawe, czy istnieją takie przypadki w realnym świecie, czy "złe towarzystwo" zawsze równa tylko w dół.
Dobry kierunek Wink Na ich relację mocno rzutuje fakt, że Frederica nie wykształciła w sobie zasad moralnych, które wpaja się zwyczajnym ludziom w procesie wychowania. Nie rozumie za dobrze zasad i norm społecznych, dopiero się ich uczy, więc chłonie wszystko. Może dlatego niekiedy zachowanie Łowcy nie wzbudza w niej skrajnych emocji.
Myślę, że zdarzają się takie sytuacje. Czasami ktoś "wychodzi na ludzi", pod wpływem innej osoby Smile
Odpowiedz
Przymknął oczy, słysząc, jak Olek hałaśliwie przestawia kubki w szafce. W milczeniu zniósł trzask drzwiczek i grad przekleństw, skierowanych w stronę dyspozytora. Zignorował huk patelni gwałtownie odstawianej na płytę grzewczą. Wpatrywał się w monitor, oczekując finału tej zabawy. Był pewien, że mężczyzna chce coś powiedzieć. Podejrzewał, że to będzie długa rozmowa. Nie poruszył się, kiedy Olek usiadł obok, podsuwając mu kawę. W drugiej dłoni miał talerz jajecznicy. Było jasne, że nie przyniósł jej dla niego. Clyton nienawidził jajek z proszku. Normalnych nigdy nie jadł. Podziękował mu skinieniem głowy i oderwał oczy od monitora.
- Słabo w pracy? – zapytał, obejmując kubek obiema dłońmi. Wciąż były obandażowane, ale mógł poruszać palcami. Pozwalał sobie na trzydzieści minut pracy każdego dnia. Niewiele, ale nie chciał utrudniać rekonwalescencji.
- Dlaczego nic jej nie powiesz? – Olek zaczynał bez rozgrzewki. Nokaut w pierwszej rundzie. Wpatrywał się w Clytona, przeżuwając jajecznicę w taki sposób, jakby zrobiła mu krzywdę. Blondyn odstawił kubek.
- Co mogę jej powiedzieć? Szuka rozwiązań. Nie znasz jej dobrze. Jej historię znasz jeszcze mniej. Mogę nie popierać tego, co robi, ale nie mogę jej zabronić. Należy jej się prawda – stwierdził i zwiesił wzrok na kolorowej naklejce. Frederica ozdobiła nią obudowę ekranu tydzień wcześniej. Przez następne sześć dni prawie jej nie widywał. Rudzielca nie satysfakcjonowało takie wyjaśnienie.
- Ty chcesz to robić? Umożliwiasz im zabijanie ludzi. – Ten aspekt bulwersował go najbardziej. Dopiero teraz w pełni pojął pytanie, które blondyn zadał mu dawno temu, na balkonie. Czy zabić kogoś boli. Bolało. – Clay, to jest współudział – dodał, chociaż nie musiał. Twarz, którą widział, odpowiadała na jego pytanie. – Nie chcesz – stwierdził, mówiąc to prawie tryumfalnie. Odstawił talerz na biurko, nagle kompletnie niezainteresowany jajecznicą. – Clay, nie jesteś do niczego zobowiązany. To jest jej zemsta. Po za tym, znalazła zajebistą osobę do współpracy. – Ten wybór był równie zaskakujący, co oczywisty. Nie mogła wybrać do tej zabawy lepszego kandydata. Blondyn milczał, zapatrzony w powierzchnię kubka.
- Jestem zobowiązany – stwierdził, nie podnosząc wzroku na mężczyznę. Zagryzał dolną wargę, formułując wypowiedź. Nie wiedział, czy chce to usłyszeć. – Podejrzewam, że to przeze mnie nie może odzyskać pełni umiejętności. Nasza poprzednia próba ją uszkodziła. Źle oceniłem szanse. Działałem za szybko, bo chciałem się dowiedzieć, co pamięta. Ładunek był zbyt duży. Wstrząs zbyt mocny. – Zamilkł. Podejrzenie brzmiało gorzej, niż przewidywał. Poczuł na sobie ciężar odpowiedzialności. Ani słowa Olka, ani jakiekolwiek inne, nie były w stanie go zdjąć. Rudzielec nie miał dosyć.
- Oboje znaliście ryzyko. Nie robiłeś tego wbrew jej woli. Wiedziała, co się dzieje – zaprotestował. Blondyn przelotnie się uśmiechnął. Przypominając sobie Fredericę i samego siebie z początku ich pokręconej opowieści, miał wrażenie, że oboje byli kompletnie zagubieni. Jak dwójka dzieci porzucona na środku miasta. Dziewczyna znalazła nawigatora. Nie był nim Clyton.
- To wszystko trochę trud… - Gwałtownie wyprostował się na krześle i wystrzelił dłońmi w kierunku klawiatury. Olek zerwał się z miejsca, wbijając wzrok w rozświetlone monitory. Sprzęty w domu zajęczały i zamilkły, tracąc możliwość poprawnego działania. M-0 wyforsował się naprzód z siłą, która w ułamku sekundy zgruchotała ułudę, że potrafią go kontrolować. Z niezdrową pasją w prześwietlonym oku wpatrywał się w okno wiadomości, otwarte na centralnym monitorze.
S725x. Mam propozycję.
Nadawcą był Troian Schindler.
 
*~*~*
 
Frederica oceniła mieszkanie jako estetyczne. Luksusowe wnętrza, zaawansowane mechanizmy ochronne, najnowsze technologie. Drogie rozwiązania, dedykowane aktualnej sytuacji. Potrzebowała więcej czasu na zneutralizowanie czujek nawigacyjnych i autoalarmów, niż przewidywała. Gross zajął się mniej wyszukanym czynnikiem, unieszkodliwiając fizycznych ochroniarzy obiektu. Eva Greenwood dobrze się przygotowała.
Przemierzając zacieniony salon, dziewczyna czuła jej perfumy. Drogie i ciężkie, unosiły się w mieszkaniu jak lepka chmura. Znalazła kobietę w jadalni, odwróconą w stronę blatu. Wąska łuna światła pod okapem odbijała się w butelce wina i kieliszku. Rękawy marynarki miała podciągnięte pod łokcie, odsłaniając żylaste nadgarstki. Światło zamrugało i zgasło, a kobieta na chwilę przerwała wykonywane czynności. Zacisnęła wargi, rozluźniła twarz, ujęła kieliszek w palce i odwróciła się w stronę Fredericy.
- Wiedziałam, że tu przyjdziesz – stwierdziła, przyglądając się dziewczynie tak, jak mogłaby patrzeć na tkankę pod mikroskopem. Analitycznie. Skrzywiła wąskie, uszminkowane wargi w grymasie pogardy. – Za trzy minuty będą tutaj służby. – Z pewnością w głosie rozejrzała się po jadalni. Stołowe nogi kładły na podłodze podłużne cienie. Stłumione światło z zewnątrz nie rozjaśniało pomieszczenia. Były same. Dziewczyna zbliżyła się do stołu.
- Gdyby autoalarm działał, pewnie miałabyś rację. – Uniosła dłoń. Pomiędzy palcami trzymała płytkę, wymontowaną ze skrzynki alarmowej. Kobieta upiła łyk wina, maskując chwilową utratę kontroli. Zakręciła płynem w kieliszku.
- Podejrzewam, że wyłączyłaś też system monitorujący i czujki? Imponujące. Moje badania wykazywały, że uczysz się dość wolno. – Wydęła wargi, po raz kolejny patrząc na dziewczynę z wyższością, jakby chciała ją sprowokować. Frederica była stabilna.
- Co jeszcze możesz mi powiedzieć na temat swoich badań? – Wpatrywała się w oczy laborantki. Ciężkie, umalowane powieki opadały, nadając jej wygląd zmęczonej, wyniosłej diwy. Skręcone włosy sięgały kości szczęki. Luźna szyja wyglądała tak, jakby przeszła szereg zabiegów, które nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Kobieta mogła być rówieśniczką Klemensa Schindlera. Być może była starsza.  
- Niewiele. Od zawsze byłam zdania, że jesteś błędem w sztuce. Oporna, opóźniona. Nieprzystosowana. Agresywna. Musiałam radzić sobie z tobą ciężką chemią. Nie chciałaś współpracować. – Prześlizgnęła się wzrokiem po ciele Fredericy. W mroku wyglądała na jeszcze chudszą i słabszą niż zazwyczaj. – Tak nieodpowiednia. Klemens powinien wybrać lepiej. Z drugiej strony, boję się pomyśleć, co by się stało, gdybyś została Obiektem Wzorcowym. Zmarnowałabyś projekt. Nigdy nie byłaś godną reprezentantką. – Widziała zmiany w mimice dziewczyny. Jej policzki stężały, a oczy stały się ciemniejsze. Stała nieruchomo, wpatrzona w dumną twarz kobiety. Nie zauważyła, jak wsuwa chudą dłoń w kieszeń spódnicy. Adrian zauważył.
Fredericę pochłonął huk. Szklane półki roztrzaskały się wewnątrz regału, rozpryskując ozdobne kieliszki w drobny pył. Eva osunęła się po froncie mebla, ogłuszona atakiem znikąd. Nie wiedziała, że w domu był ktoś jeszcze. Wrzasnęła, kiedy mężczyzna chwycił ją za włosy i postawił na nogi. Miała wrażenie, że mięśnie i więzadła w odgiętym ramieniu trzeszczą, ostrzegając ją przed zerwaniem. Trzasnął pękający nadgarstek. Połamał jej palce, brutalnie wyjmując z dłoni przedmiot, który trzymała. Wyciągnęła ręce, żeby nie polecieć na twarz, gdy ją odepchnął. Leżąc na ziemi, przyjęła między łopatki cios twardego buciora. Skowyt uwiązł w jej piersi.
Fredericę ogłuszało dudniące tętno i szumienie krwi w uszach. Patrzyła na Łowcę, zdezorientowana nagłą ciszą po chaotycznej scenie. Na nadajnik, który trzymał w dłoni. Był zbudowany tak samo, jak ten, który Schindler wręczył mu dawno temu, przed realizacją zlecenia. Poczuła gwałtowną falę furii.
- Ile jest jeszcze tych zabawek? – warknęła, patrząc na otumanioną masę, zwiniętą pod nogami Adriana. Postękując, Eva próbowała podnieść się na kolana. Zdeptał jej okaleczoną dłoń, gruchocząc kości śródręcza. Zawyła i starała się od niego odczołgać. Chwycił ją za włosy i skierował wykrzywioną grymasem twarz w stronę dziewczyny. – Ile? – Frederica nie odpuszczała. Nienawiść, którą czuła do kobiety wzrastała z każdą chwilą, wychodząc poza skalę. Pamiętała te rysy. Wibrujący głos kojarzył się z najbardziej bolesnymi okresami jej laboratoryjnego życia. Przesłuchiwana wypluła krew, brudząc kuchenne płytki. Połamane palce drżały, wyjęte spod kontroli układu nerwowego. Obnażyła zęby i kazała jej się pierdolić. Frederica przez moment przetrawiała te słowa. Potem spojrzała na Adriana. Jego nastrój nadal był podły, a może nawet gorszy, niż ostatnio. Prawie z nią nie rozmawiał. Teraz też bez słowa skinął głową i podniósł kobietę na nogi. Eva poczuła ból w kościach biodrowych, którymi uderzyła w drewniany blat. Piersi rozpłaszczyły się między stołowymi podkładkami. Ukłucie paniki narosło w brzuchu, gdy usłyszała coś, co mogło być szczęknięciem kluczy, lub sprzączki paska. Szarpnęła się w panice, czując, jak zadzierał jej spódnicę ku górze. Ból i wrażenie rozrywania wyparło wszystko inne. Frederica odwróciła się od tego widoku i skowytu. Wyszła z jadalni, żeby poszukać służbowego laptopa. Nie była pewna, czy dobrze zrobiła, godząc się na przesłuchanie, gdy był taki, jak teraz.
 
Nośniki były puste. Nie znalazła żadnej korespondencji, a wszystkie potencjalnie przydatne informacje zostały usunięte. Przekopała się przez historię i bezcelowo połamała kilka szyfrów, natrafiając na bezwartościowe raporty finansowe. Złapała się na tym, że je czyta. Chciała robić cokolwiek, byle nie słyszeć, co działo się w jadalni. Docierały do niej strzępki emocji, zapach traumy. Starała się je od siebie odpychać, przerażona możliwością przyjęcia ich głębiej. Skala okrucieństwa, które czuła, wydawała się nadnaturalna. Patrząc na wygaszony ekran, uciekała przed myślą, że pośrednio za to odpowiadała. Szczątkowa empatia i strach przepełzały na jej nerwy. W Łowcy nie było podobnych emocji. Pomyślała, że był twardy i pusty. Profesjonał.
Skóra przesłuchiwanej wyglądała jak sierść dalmatyńczyka. Przy każdym uderzeniu, sprzączka wżerała się głęboko w tłuszcz i mięśnie. Opuchnięte łopatki, stawy kolanowe, łokcie i paliczki przypominały sine narośle. Okrążał nagie ciało, co jakiś czas uderzając paskiem w pozdzierane piszczele. Nie zadał ani jednego pytania, metodycznie doprowadzając kobietę na skraj desperacji i histerii. Pod czujnym spojrzeniem jasnych oczu wkładała w siebie przedmioty, które wskazywał. Kiedy Frederica weszła do jadalni, Eva przypominała łkający odpad. Dziewczyna spojrzała na dezodorant sterczący z jej odbytu i pustą butelkę na podłodze. Na krawędziach denka, ciemna jak wino, połyskiwała krew. Poczuła, że robi jej się sucho w ustach. Spojrzała na Łowcę i pokręciła głową, nie wiedząc, czy ten gest znaczył cokolwiek. Jeżeli któreś z nich kontrolowało sytuację, to nie była to ona. Ukucnęła przy kobiecie. Spojrzała na ciało stężałe w bólu i na mokre policzki. Fluid rozmazał się w brunatne smugi.
- To dobry moment, żeby zacząć odpowiadać – mówiła prawie szeptem. Odsunęła zakrwawiony kosmyk włosów z upudrowanego czoła. – Ile jest jeszcze nadajników? – zadała to samo pytanie, co dwie godziny wcześniej. Musiała się pochylić, żeby usłyszeć odpowiedź.
- Były dwa. Mój… i Schindlera. – Charczenie urywało się na końcówkach. W kącikach ust zabłysła ślina.
- Dlaczego dał ci ten nadajnik? – Frederica zmieniła pozycję. Drgnęła, słysząc, że Adrian się porusza. Szukał nieroztrzaskanej szklanki.
- Musiałam cię neutralizować. Przed badaniami… byłaś… byłaś nieobliczalna. Kazałam cię… wygłuszyć – mówiła niewyraźnie. Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- W jaki sposób? – Czuła, że gniew wracał na swoje miejsce. Nieoczekiwanie stan Evy Greenwood przestał wzbudzać empatię. Poczuła się twarda i pusta. Tak jak Gross.
- Wyciszałam obszar C. Nie umieliśmy sobie z tobą radzić… potem… potem było…  - Zaczynała tracić przytomność. Frederica gwałtownie się cofnęła, kiedy Adrian chlusnął wodą na twarz przesłuchiwanej. Zapluta i zdezorientowana wróciła do świadomości.
- Co było potem? – Dziewczyna chwyciła dłonią brudne policzki. Potrząsnęła twarzą laborantki, skupiając na sobie uwagę rozmytych oczu.
- Nie mogłam pozwolić, żeby cię rozmnażali. Zablokowałam cię… dla dobra projektu. Byłaś zbyt niestabilna. Wadliwa. – Głowa kobiety bezwładnie poleciała w tył. Frederica tępo wytarła palce o spodnie, analizując to, co właśnie usłyszała. Jej wygląd nie był efektem projektu, tylko świadomym działaniem laborantki. Podjęła decyzję, żeby pozbawić ją naturalnego cyklu dojrzewania i zrobiła to, ponieważ mogła. Świadomość, że ci ludzie mieli taką władzę nad jej życiem, ponownie wyzwoliła agresję.
- Dlaczego inaczej rozwijaliście Obiekty? Mów, albo cię z nim zostawię – warknęła, ciągnąc kobietę za włosy i ponownie przywracając do świadomości. Zajęczała, ale Frederica nie była pewna, czy z bólu, czy ze strachu.
- Ciebie według wytycznych… on miał być tylko dla Klemensa. Lepszy niż założenia Sortu. – Prawie nie dało się zrozumieć, co mówiła. Nieoczekiwanie Adrian ukucnął obok nich.
- Który Sort dał zlecenie? – zapytał, wymierzając kobiecie krótki policzek. Instynktownie próbowała się od niego odsunąć. Zaczęła kręcić głową. – Który? – Zmiażdżył jej sutek w palcach. Zawyła i zaczęła mówić.
- Nie wiem. Tylko Klemens j… tylko on z nimi rozmawiał – załkała. Podjęła żałosną próbę zmiany pozycji.
- Sort wie o drugim Obiekcie? – Łowca niebezpiecznie mocno zacisnął palce na luźnej szyi. Frederica chwyciła go za przegub. W spojrzeniu wymienionym między nimi, było coś nieidentyfikowalnego. Odpuścił. Kobieta na ziemi nieskładnie pokręciła głową i zaczęła poruszać ustami. Dziewczyna przerwała kontakt wzrokowy z Grossem i nachyliła się, żeby ją usłyszeć.
- …dzą, eż o…czt…osiem… - Gasła. Otworzyła oczy szerzej, stymulowana wiązką prądu. Odbił się od neuronów, delikatnie wstrząsając układem nerwowym.
- Jeszcze nie. – Frederica nie miała zamiaru odpuszczać na końcówce. – O czym wiedzą? – zapytała, kontrolując przepływ ładunku.
- Nie wiedzą o kolejnym. Rośnie. Zostały jeszcze cztery miesiące. Nie masz znaczenia. – Wywróciła oczyma, próbując złapać głębszy oddech. – Nie masz znaczenia, bo wszystko t… wszystko toczy się nadal – wycharczała i obnażyła zęby w tryumfalnym uśmiechu szalonej wizjonerki. Dla Fredericy to było zbyt dużo. Wstała, czując, jak coś rozpiera jej pierś, dłonie i gardło. – Będzie… będzie ich legion. – Laborantka wpatrywała się w twarz dziewczyny, podrygując na ziemi w czymś, co mogło być konwulsją, lub chichotem. Frederica nie odwróciła spojrzenia. Wygenerowała celowany ładunek. Mięsień sercowy Evy Greenwood zacisnął się jak imadło i rozluźnił. Umiejętności dziewczyny nie pozwalały na szybką śmierć. Spróbowała ponownie. I jeszcze raz. Czterominutowa agonia była bardziej wyczerpująca, niż Frederica mogłaby przypuszczać. Po śmierci, na twarzy laborantki została tylko ulga.
Adrian poczuł zapach ozonu i słaby wstrząs, jakby dotknął drutu pod niskim napięciem. Chwycił Fredericę za ramię, kiedy się odwracała.
- Ćwiczyłam – wyjaśniła i odsunęła się od niego. Ponownie ją zatrzymał, gdy chciała się wycofać. Zacisnęła usta i tym razem się wyszarpnęła. – Mówię, że ćwiczyłam – syknęła. Rozpoznawał w niej zmianę. Jej mowa ciała była inna. Jakby obrazy, które zobaczyła, odcisnęły się na jej fizyczności. Zaciskała wargi, patrząc na niego w taki sposób, że poczuł się niepewnie.  
- Co.
- Zastanawiam się, kto ci to zrobił. – Odwróciła się i poszła w kierunku wyjścia. Musiała minąć chwila, zanim do niej dołączył. 

*~*~*
Odpowiedz
(26-09-2019, 09:09)Eiszeit napisał(a): - Jestem zobowiązany – stwierdził, nie podnosząc wzroku na mężczyznę. Zagryzał dolną wargę, formułując wypowiedź. Nie wiedział, czy chce to usłyszeć. – Podejrzewam, że to przeze mnie nie może odzyskać pełni umiejętności. Nasza poprzednia próba ją uszkodziła. Źle oceniłem szanse. Działałem za szybko, bo chciałem się dowiedzieć, co pamięta. Ładunek był zbyt duży. Wstrząs zbyt mocny. – Zamilkł. Podejrzenie brzmiało gorzej, niż przewidywał. Poczuł na sobie ciężar odpowiedzialności. Ani słowa Olka, ani jakiekolwiek inne, nie były w stanie go zdjąć. Rudzielec nie miał dosyć. 
Chyba niepotrzebnie obarcza się odpowiedzialnością. Pierwsza naukowiec, którą zlikwidowali, stwierdziła, że była uszkodzona jeszcze wcześniej z tego co pamiętam.

(26-09-2019, 09:09)Eiszeit napisał(a): Przemierzając zacieniony salon, dziewczyna czuła jej perfumy. Drogie i ciężkie, unosiły się w mieszkaniu jak lepka chmura. Znalazła kobietę w jadalni, odwróconą w stronę blatu. Wąska łuna światła pod okapem odbijała się w butelce wina i kieliszku. Rękawy marynarki miała podciągnięte pod łokcie, odsłaniając żylaste nadgarstki. Światło zamrugało i zgasło, a kobieta na chwilę przerwała wykonywane czynności. Zacisnęła wargi, rozluźniła twarz, ujęła kieliszek w palce i odwróciła się w stronę Fredericy. 
Ładny opis lokalizacji.

(26-09-2019, 09:09)Eiszeit napisał(a):  Skowyt uwiązł(nadliczbowa spacja)  w jej piersi. 

- Ćwiczyłam – wyjaśniła i odsunęła się od niego. Ponownie ją zatrzymał, gdy chciała się wycofać. Zacisnęła usta i tym razem się wyszarpnęła. – Mówię, że ćwiczyłam – syknęła. Rozpoznawał w niej zmianę. Jej mowa ciała była inna. Jakby obrazy, które zobaczyła, odcisnęły się na jej fizyczności. Zaciskała wargi, patrząc na niego w taki sposób, że poczuł się niepewnie.  
- Co. 
- Zastanawiam się, kto ci to zrobił. – Odwróciła się i poszła w kierunku wyjścia. Musiała minąć chwila, zanim do niej dołączył.  
Tu nie jestem pewien, kto wypowiada dwie ostatnie kwestię. Jeśli brać pod uwagę rozdzielność akapitów, to ostatnie zdanie należy do dziewczyny.
No i czy po "co" miał być pytajnik?

Tak jak dawno temu przewidziałem, produkują broń super-żołnierzy. Zaskoczeniem pewnym jest, że to nie Troian był głównym projektem. Klemens "majstrował" go na boku dla samego siebie (z jednej strony to oczywiste, skoro funkcjonował jako jego syn i osoba publiczna, że ukrył przed rządem, że zrobił egzemplarz dla siebie). Zaś Federica miała być prototypem dla rządu, więc wobec niej nie było żadnych sentymentów. 
Przed strzelaniną Klemens chyba rozważał zrobienie z Troiana obiektu testowego.
Inna kwestia to na skalę czasową - dzieci z próbówki zanim dorosną to kilkanaście lat, ale widać rząd liczy się z tym, że nad użyteczną bronią trzeba długo pracować.
Coś mi się zdaje, że z kolejnym naukowcem już nie będzie tak łatwo.

Pozdrawiam i wypatruje kolejnej części.
Odpowiedz
(28-09-2019, 18:46)Gunnar napisał(a): Chyba niepotrzebnie obarcza się odpowiedzialnością. Pierwsza naukowiec, którą zlikwidowali, stwierdziła, że była uszkodzona jeszcze wcześniej z tego co pamiętam.
Reiss mówiła o tym, że skanowali Fredericę, kiedy Adrian przyniósł ją po realizacji zlecenia. W teorii ich plan miał wyglądać w ten sposób, że dziewczyna po przyjęciu odpowiednich środków wygląda na martwą i stąd decyzja o jej bezużyteczności. Klemens podjął decyzję o utylizacji na podstawie uszkodzeń obszaru C. Teraz można spekulować - czy Łowca za długo naciskał nadajnik i spowodował to uszkodzenie, czy jednak to próba przeprowadzona przez M-0 miała większe znaczenie. Zostawiam tę kwestię bez doprecyzowania.

(28-09-2019, 18:46)Gunnar napisał(a): Tu nie jestem pewien, kto wypowiada dwie ostatnie kwestię. Jeśli brać pod uwagę rozdzielność akapitów, to ostatnie zdanie należy do dziewczyny.

No i czy po "co" miał być pytajnik?
Tak, ostatnie zdanie wypowiada Frederica.
Nie chciałam dawać pytajnika po "co", żeby zaznaczyć, że Adrian nie intonował tego pytająco.

(28-09-2019, 18:46)Gunnar napisał(a): Przed strzelaniną Klemens chyba rozważał zrobienie z Troiana obiektu testowego.

Inna kwestia to na skalę czasową - dzieci z próbówki zanim dorosną to kilkanaście lat, ale widać rząd liczy się z tym, że nad użyteczną bronią trzeba długo pracować.
Dokładnie tak Wink W momencie, kiedy stracił dwadzieścia sześć lat pracy nad projektem i nie miał czego zaprezentować Rządowi, zaczął kombinować w taki sposób, żeby przekazać im syna i jakoś wymiksować się z tej afery. Niestety, nie zdążył, a teraz Troian musi płacić długi.

Dzięki za wizytę.
Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
Roxana zacisnęła oczy i mocno potrząsnęła odchyloną głową. Piana, wciskająca się pod powieki, drażniła jej rogówkę. Jeszcze raz opłukała włosy i twarz, prychając jak rozjuszony kot. Ostatnio często traciła cierpliwość podczas standardowych czynności. Brakowało jej opanowania. Sprawy przedsiębiorstwa stały na głowie, a Maud nie ułatwiała pospinania ich w całość. Niedawna propozycja Troiana stawała się coraz bardziej interesująca. Zaproponował jej pracę wyłącznie dla Xernagenu. Odpowiedziała, że tylko wówczas, gdy zrobi ją współwłaścicielem. Nie miała zamiaru dać się uzależnić, a on odłożył temat na bok. Sytuacja między nimi nadal była napięta. Przez kilka dni kobieta spodziewała się kontaktu ze strony Fredericy, ale nic się nie wydarzyło. Nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle.
Przytrzymała palec na czujce i wyłączyła strumień wody. Kiedy szum ucichł, usłyszała pracę kostkarki w kuchni. Brzęk lodu w szklance, potem regularny dźwięk napuszczania elektrolitowego napoju energetycznego. Zrozumiała, że za mniej niż dziesięć minut mężczyzna będzie w mieszkaniu. Odpowiednio kalibrował domowe urządzenia, żeby zastać na miejscu wszystko tak, jak sobie zaplanował. Roxana wiedziała, że za chwilę w salonie uruchomi się komunikator z najnowszym zestawieniem doniesień branżowych. Mężczyzna usiądzie przed nim i będzie go analizował, popijając prozdrowotnego drinka. Potem da sobie kwadrans na zebranie myśli, a następnie będą mogli zacząć rozmawiać. Kobieta coraz częściej ewakuowała się do sypialni, zanim nastąpił ostatni punkt programu.
Wyszła spod prysznica i natarła ciało balsamem. Przebrała się w nową bieliznę, którą kupiła wyłącznie dla siebie i podeszła do lustra, żeby ocenić efekt. Jej piersi wydawały się większe, ale wiedziała, że to nie kwestia biustonosza. Ostatnio ciągle były opuchnięte. Biodra też wydawały się bardziej pełne, niż przed ostatnimi zakupami. Czuła się mniej komfortowo w nowych sukienkach. Podejrzewała, że zbliża się jedna z nielicznych menstruacji, które znosiła wyjątkowo podle. Przesuwając dłonie po talii spróbowała wsłuchać się w swój organizm. Prawie nie jadła. Układ trawienny odmawiał posłuszeństwa, ale w badaniach krwi nie wykryła żadnych nieprawidłowości. Miała wrażenie, że odstawienie trucizn przynosi efekt odwrotny do zamierzonego. Wiele lat adaptacji organizmu upominało się o swoje. Minęły prawie cztery miesiące od czasu, kiedy zaprzestała wykonywania prób. Coraz częściej łapała się myśli, że chce wrócić do badań. Uznała, że jeszcze raz zaplanuje strategię, a potem powie Troianowi, co zamierza. Usłyszała, że wszedł do domu i sięgnęła po szczotkę. Poświęciła kilka minut na rozczesywanie włosów, słuchając jego standardowej krzątaniny. Wszedł do łazienki, gdy zaplatała kucyk. Zdziwiła ją nieoczekiwana zmiana schematu. Położył dłonie na jej biodrach i złożył pocałunek na boku szyi. Jego ubrania były chłodne.
- Dobry wieczór. Wychodzisz? – zapytał, patrząc na ich odbicie. Stosował znaną i sprawdzoną taktykę. Zaczynał traktować ją tak, jak zawsze, ignorując unoszącą się między nimi elektryczność. Roxana opuściła ramiona.
- Nie. Pracuję dzisiaj z domu. – Miała zamiar rozpocząć planowanie nowej metodyki. Spojrzała na jego dłonie i zsunęła je ze swoich piersi. Jej libido umarło kilka tygodni wcześniej. Atmosfera pomiędzy nimi nie sprzyjała zbliżeniom. Ani obawa, którą wywoływały coraz częstsze utraty świadomości. Mężczyzna obserwował jej twarz, nie próbując po raz kolejny. Pocałował nagie ramię.
- Chciałem zaproponować wspólny wieczór. Moglibyśmy przesłuchać płytę, którą kupiłaś. Zjeść coś oryginalnego. Zamówiłem twoje ulubione wino do kolacji – mówił do niej tak samo, jak Klemens. Nie miała pojęcia, kiedy zrobili się aż tak podobni. Uśmiechnęła się sztywno, co natychmiast wyłapał.
- Moglibyśmy przeznaczyć ten wieczór na rozmowę. Wydaje mi się, że ostatnia urwała się bardzo nieoczekiwanie. – Pokłócili się o badania, których nadal nie miała zamiaru zrealizować. W efekcie po raz kolejny obudziła się kilka godzin później, w ich łóżku. Poczuła, że bawił się jej włosami. Pocałował miejsce pod uchem.
- Myślę, że obojgu przyda się chwila przerwy. Zostawmy kilka spraw za sobą. Co pani na to, pani Schindler? – Dostał, co chciał. Roxana zawiesiła na nim badawcze spojrzenie, niepewna, co zamierzał przez to powiedzieć. Odwrócił ją twarzą ku sobie. – Uważam, że powinniśmy coś postanowić. Dawno przestaliśmy udawać, sprawa powoli przestaje być medialna. Chciałabym dokończyć temat naszego narzeczeństwa. Byłbym w stanie poruszyć odpowiednie struny, żeby wszystko odbyło się korzystnie szybko. – Przesunął palec po jej wargach. Widziała, że był z siebie zadowolony. Nagłym zwrotem akcji wytrącił jej większość argumentów i zmusił do zastanowienia. Nie miała pojęcia, czy chce za niego wyjść. Z drugiej strony momentalnie nabrała pewności, że nie chce go zostawiać. Zanim sformułowała myśl, odezwał się jego telefon. Chciał zignorować połączenie.
- Odbierz, może to coś ważnego – powiedziała, ponownie odwracając się do lustra. Zauważyła urazę w jego oczach i coś, co wyglądało na rozczarowanie. Scenariusz nie poszedł według planu. Troian Schindler nie przepadał za sytuacjami, które nie przebiegały zgodnie z jego wyobrażeniem. Słyszała, że kręcił się po salonie, wymieniając z kimś uprzejmości. Założyła szlafrok, natarła dłonie kremem i poszła do kuchni po szklankę wody. Usiadła na kanapie w salonie, przysuwając do siebie laptop. Znieruchomiała z wyciągniętymi dłońmi, słysząc urywki rozmowy. Jej serce gwałtownie przyspieszyło, do twarzy napłynęła krew.
- …o której to się stało? Wszystkie systemy były wyłączone? Musieliby działać jednocześnie, jeżeli to, co wykazała sekcja jest prawdą. Kiedy ją znaleźli?... – Roxana lekko odwróciła głowę, marszcząc brwi. Poruszyła wargami, słysząc, jak zmieniał się ton mężczyzny. – Nie macie DNA? Wymaz z pochwy, odbytu, nic? Jaki był przebieg wydarzeń? Nie pytam o sam gwałt, nie obchodzi mnie, że była podduszana. Chcę znać konkretny przebieg. Poczekaj. Poczekaj chwilę. – Troian zawiesił połączenie. Zdarzyło mu się to po raz pierwszy w karierze. Spojrzał w stronę kanapy, na której jego narzeczona tępo wpatrywała się w szklankę wody. Pomyślał, że szkło za chwilę pęknie. – Roxana…? – Nie zawracając sobie głowy rozmówcą po drugiej stronie, zakończył rozmowę. Podszedł do kobiety i usiadł obok niej. Chciał zobaczyć jej twarz, ale odwróciła głowę w kierunku okien. Przycisnęła wierzch dłoni do ust, starając się powstrzymać łzy. Dobrze znała scenariusz. Momenty utraty świadomości, cenniejsze od wszystkiego, co kiedykolwiek wydawało się ważne. Poczuła, że jej wargi krzywią się w histerycznym uśmiechu. Pomyślała o Frederice. O skali desperacji i szaleństwa, które popchnęły ją w stronę tego człowieka. Nie miała złudzeń. Wiedziała, kto pracował w ten sposób. Wszystkie puzzle znalazły się na miejscu. – Roxana? – Własne imię wydało jej się obce. Troian próbował dotknąć jej ramienia, ale nie pozwoliła. Uniosła dłoń, przełykając gulę nabrzmiałą w gardle. Zabolało.
- Adrian Gross. – Szept był zdławiony. Próbowała odzyskać panowanie. – Człowiek, którego szukasz, który z nią współpracuje, to Adrian Gross – dopowiedziała, odkładając uniesioną dłoń na udo. Wbiła palce w szlafrok, w skórę. Ból był cząsteczką stabilności. Czuła, że Troian na nią patrzy. Nie próbował jej dotknąć, ale nie miał zamiaru odpuścić. Nie teraz, gdy z opóźnieniem wyjawiła mu długo skrywane informacje.
- Dlaczego on? Skąd wiesz, że z nią pracuje? Czemu mówisz to teraz? – Miał wrażenie, że ma to ścisły związek z telefonem. Obserwował, jak przełykała ślinę, a potem asekuracyjnie piła wodę. Pierwszy raz widział u niej takie rozchwianie.
- Znam to z autopsji – rzuciła głucho, nie podnosząc na niego wzroku. Zrozumiał.
Chciał coś powiedzieć, albo zrobić cokolwiek, co dałoby jej wsparcie. Emocje, które odczuwała, pośrednio sprawiały, że sam czuł się potwornie. Nie wiedział, czy potrzebowała słów, czy dotyku. Wziął ją za rękę, ale nie odwzajemniła uścisku. Jego telefon zadzwonił po raz drugi. Spojrzał na kobietę, próbując wybadać sytuację. Ponownie odwróciła głowę w kierunku okien, a on sięgnął po komórkę. Wstał, kontrolnie patrząc na Roxanę, zanim dotknął przycisku akceptacji połączenia. Szedł do kuchni, żeby przynieść jej środki uspokajające. Zatrzymał się w połowie drogi, słysząc informację w słuchawce.
Klemens Schindler wrócił do świadomości.
 
*~*~*
 
Wychylił się w kierunku lustra i trzema palcami odsunął dolną powiekę. Kolor białek w normie. Rozmiar źrenicy bez zmian. Brak zaburzeń strukturalnych. Oderwał dłoń od twarzy i przetarł przegubem mokry kark, wpatrując się sam w siebie. Bez przekonania. W ciągu czterech miesięcy mechanizm przeszedł szereg renowacji i drobnych napraw. Adrian miał wrażenie, że to trochę za dużo. Odczuwał drętwienie lewej ręki. Krótkie, szybko przechodzące usztywnienia mięśni mimicznych po lewej stronie twarzy. Czasem miał problem z zaciśnięciem pięści. Strużka wody ściekła z włosów za ucho i na bark. Przestał sznurować spodnie i odwrócił głowę w kierunku salonu. Ktoś zbliżał się do drzwi. Wyszedł z łazienki, szerokim łukiem okrążył wejście do mieszania i przykucnął przy materacu. Podniósł broń i wstał. Powoli, bezdźwięcznie. Starał się wyrównać rytm serca. Nie podobał mu się przyśpieszony puls. Potrafił rozpoznać strach, chociaż widywali się rzadko. Jeden nie przepadał za drugim.
Krok po kroku przysunął się do drzwi. Oparł się o framugę, wyłapując niewyraźny dźwięk kroków. Skupienie i napięcie. Odbezpieczył pistolet, odsuwając się bardziej na lewo. Czekał. Trzasnęły elektryczne zamki. Opuścił ramiona, w zdezorientowaniu patrząc na Fredericę. Weszła do mieszkania, zaskoczona równie mocno, co on. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a potem mężczyzna odwrócił się i poszedł w stronę materaca. Dziewczyna powiodła za nim oczyma. Czuła jego zniecierpliwienie, ulgę i silną niechęć. Rzucił broń na materac. Zatrzasnęła drzwi.
- Nie rozpoznałeś mnie po krokach – zauważyła, idąc za nim. – Gdybyś rozpoznał, nie czekałbyś na mnie z pistoletem. – Wskazała na wymięty koc, na którym leżała broń i  porozkładane części drugiej. Wydało jej się to interesujące. – To może oznaczać, że nauczyłam się być cicho. – Była zadowolona. I ciekawa. Łowca zawzięcie regulował okna.
- Nigdy nie miałaś z tym problemu. – Wydawał się kompletnie pochłonięty prowadnicą. W mieszkaniu było niecodziennie cicho. Frederica zmarszczyła brwi.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytała, na chwilę zapominając, po co przyszła. Odwrócił głowę w jej stronę.
- Nie chodziłaś za głośno. To ja mam nadwrażliwy słuch – wyjaśnił i wrócił do przerwanej czynności. W dziewczynie zawrzało. Przypomniała sobie wszystkie wieczory, w które ćwiczyła oddychanie z przepony i bezszelestny chód. Podeszła bliżej.
- Dlaczego jesteś takim sukinsynem? – syknęła, zła na niego i na swoją naiwność. Wzruszył ramionami, odwracając się od okien.
- Masz nową umiejętność. Możesz zabijać ciszej. Przy twoich możliwościach nie wygląda na nie wiadomo co, ale jednak… Obserwował jej twarz. Rozluźniła brwi, jej spojrzenie zrobiło się mniej chmurne. Przyszła po coś innego.
- Troian Schindler wymienił cię z imienia i nazwiska. Zawęził krąg poszukiwań. Zgłosił się z tym do M-0, widziałam wiadomość. – Chciała przekazać mu to osobiście. Mężczyzna przechylił głowę na bok i poświęcił minutę na gapienie się w linię jej obojczyków. Cierpliwie czekała na kontynuację, zbyt dobrze znając te zagrania.
- Przyszłaś tu po to, żeby mi powiedzieć? Mogłaś wysłać wiadomość – stwierdził, wsuwając dłonie w kieszenie spodni. Po ostatnim zleceniu ustalili, że robią sobie przerwę. Miał wrażenie, że będzie znacznie dłuższa. I że to, co widziała w mieszkaniu Evy Greenwood, dość dużo zmieniło w ich współpracy. Zastanawiał się, czy nie będzie chciała zrezygnować ze zleceń. Widocznie znów jej nie docenił.
- Nie tylko on cię szuka. – Wypowiedź powinna zabrzmieć jak pytanie, ale w zasadzie nim nie była. Dziewczyna domyśliła się jakiś czas temu. Sposób, w jaki dziś ją przywitał, potwierdzał jej teorię. Odwrócił głowę, najwyraźniej widząc coś interesującego na popękanej ścianie. Wiedziała, że jej nie odpowie. Nauczyła się, że jego sprawy były jego. Nie próbował się dzielić. Zbliżyła się o pół kroku. Co zamierzasz? – zapytała, nie licząc na odpowiedź. Tym razem to jemu udało się zrobić coś nieoczekiwanego.
- Mam zamiar go odwiedzić – stwierdził, zatrzymując wzrok na wysokości jej bioder. Podobał mu się pasek. Od jakiegoś czasu widywał na jej ciele określniki charakteru. Nazywał tak części garderoby, które nie były niezbędnym elementem. Biżuteria, naszywki. Rzeczywiście się wyrabiała. Jej reakcja wydała mu się interesująca. Dziewczyna momentalnie pokręciła głową.
- On nie jest taki jak inni. Potrafi znacznie więcej niż ja. To nie jest zwykły człowiek – zaprotestowała, będąc pewna, że go nie doceniał. Sama nie rozumiała skali umiejętności swojego brata, ale wolała jej nie sprawdzać. Podejrzewała, że kule mogły stanowić dla niego problem, ale nie był to problem nie do rozwiązania. Odwróciła wzrok, widząc uśmiech Łowcy. Pewny siebie uśmiech osoby, której wiele rzeczy jest obojętne.
- Mała, ty się o mnie martwisz. – Był rozbawiony. Dziewczyna po raz kolejny pokręciła głową, wiedząc, że jako jedyna rozumie skalę zagrożenia.
- Nie. Wysyłanie wiadomości w twojej sytuacji byłoby idiotyczne. Elektroniczną korespondencję bardzo łatwo namierzyć – stwierdziła. Przez chwilę milczała. On też się nie odezwał.   Twoje rzeczy leżą w kartonach. Śpisz prawie na podłodze, nie masz większości urządzeń. W każdej chwili jesteś gotowy do ucieczki. Bez sensu byłoby spieprzyć ten system, pozwalając namierzyć się po połączeniu – dodała. Wiedziała, że mówi za dużo, jakby na zapas. Obudowywała słowami jego teorię, w której ukrywała się cząstka prawdy. Niezręczność zaczęła ją uciskać. Próbowała skupić gdzieś wzrok.
- Po czym to jest? – zapytała, patrząc na siny okrąg wysoko na barku mężczyzny. Domyślała się odpowiedzi.  
- Ugryzła mnie szczytująca kurwa.
- Nieprawda – ucięła. – To była kondygnacja zero. Wtedy, kiedy zaatakował cię jeden z nich. Krwawiłeś z tego miejsca – przypomniała i bezwiednie wyciągnęła palce, jakby chciała go dotknąć. Jej dłoń znieruchomiała, a chwilę później się cofnęła. Dziewczyna zacisnęła wargi, próbując przeforsować pytanie, które natrętnie wracało do jej głowy. To, dla którego naprawdę tutaj przyszła. Co to jest? To, co czujesz? – zapytała. Jego aura była dla niej splątana. Nie potrafiła jej zrozumieć.
- Ciekawość – odpowiedział. Tak naprawdę sam nie potrafił tego nazwać.
- A to, co ja czuję? – Tego nie rozumiała jeszcze bardziej.
- To samo – stwierdził, wyczerpując arsenał pomysłów. Ich rozmowa zrobiła się niewygodna. Dziewczyna przez chwilę analizowała odpowiedź, a potem pokręciła głową. Wyminęła go i asekuracyjnie podeszła do materaca. Przykucnęła przy rozłożonej broni i zaczęła macać element po elemencie, nie zadając mu żadnych pytań. Wciąż stojąc, obserwował jej nieporadną zabawę, najprawdopodobniej nie potrafiąc się odnaleźć w takim samym stopniu, jak ona.
- Dlaczego nie uczyłaś się strzelać? – przerwał wiszące między nimi milczenie. Strzały do celu stanowiły podstawę jego edukacji. Miał trudność ze zrozumieniem, że nie każdy lokował tak swój czas. Nadal na niego nie spojrzała.
- Nie było mi to potrzebne – stwierdziła, odkładając tłumik.
- Mi było. Między innymi.
- Widziałam.
- Ja też widziałem. Umierała prawie cztery minuty.
Nie odpowiedziała. Trudno było go nie oceniać, bez ocenienia samej siebie. Dotarło do niej, że są całkiem podobni. Potrzebowała go zrozumieć. On też tego potrzebował, chociaż odpychał od siebie tę świadomość. Usiadł obok niej i zaczął składać broń. Tkwili w tym zawieszeniu ponad kwadrans.
- Dlaczego zapytałeś ją o Sort? – Fredericę zaskoczył moment jego aktywności. Nigdy wcześniej nie zadawał pytań przesłuchiwanym. Przeładował i sprawdził, czy mechanizmy chodzą płynnie.
- Myślałem, że Dziewiątka zmieniła profil – przyznał. Niewiele wiedział na temat miejsca swojego urodzenia. Chwycił broń za kolbę i podał dziewczynie. Zamrugała i wzięła ją do rąk. Była cięższa, niż przypuszczała. Mógłbym ci pokazać, jak się strzela – zaproponował, przyglądając się drobnym dłoniom, którymi poznawała budowę pistoletu. Spojrzała na niego i uniosła brew.
- To element zlecenia? – zapytała.
- Nie.
- Więc? – Odłożyła broń na kolana.
- Nie było tematu – stwierdził i zajął się drugim pistoletem. Nie zauważył jej uśmiechu. Nastąpiła druga runda milczenia.
Znieruchomiał, gdy go dotknęła. Z wahaniem i strachem, śmiesznym dla osoby ukształtowanej w normalnym środowisku, położyła palce na bliźnie po lewej stronie mostka. Poczuła nagły opór, fajerwerk agresji, a chwilę później cichą akceptację. Nie lubił, gdy go dotykano. Mimo wszystko, jej dłoń nie wydawała się najgorsza.   
- A to? Po czym to masz? – zapytała.
- Po wiertle. Odmowa realizacji obowiązków szkolenia. – Niechętnie wracał do przeszłości. Czasami wolałby jej nie pamiętać. – Z dawna. Byłem wtedy kimś innym.
- Kim byłeś?
- Nie pamiętam.
Opuściła rękę. Przez chwilę obserwowała, jak czyścił mechanizmy, a potem zaczęła robić to samo. Nie protestował. Zajęło jej dwie godziny, zanim wyszła. Nie zamienili w tym czasie ani słowa, ale oboje czuli, że w ten sposób jest dobrze. 
Odpowiedz
(29-09-2019, 10:47)Eiszeit napisał(a):  – Roxana…? – Nie zawracając sobie głowy rozmówcą po drugiej stronie (przecinek?) zakończył rozmowę. Podszedł do kobiety i usiadł obok niej.
(...)
Klemens Schindler wrócił do świadomości.
No, bo już straciłem nadzieję, że wróci do gry Wink

(29-09-2019, 10:47)Eiszeit napisał(a): - Nie rozpoznałeś mnie po krokach – zauważyła, idąc za nim. – Gdybyś rozpoznał, nie czekałbyś na mnie z pistoletem. – Wskazała na wymięty koc, na którym leżał pistolet i części porozkładanej broni. Wydało jej się to interesujące. – To może oznaczać, że nauczyłam się być cicho. – Była zadowolona. I ciekawa. Łowca zawzięcie regulował okna. 
Bliskie powtórzenie.


(29-09-2019, 10:47)Eiszeit napisał(a):
 I że to, co widziała w mieszkaniu Evy Greenwood(przecinek?) dość dużo zmieniło w ich współpracy.
(...)
- Mała, ty się o mnie martwisz. – Był rozbawiony. Dziewczyna po raz kolejny pokręciła głową, wiedząc, że jako jedyna rozumie skalę zagrożenia. 
- Nie. Wysyłanie wiadomości w twojej sytuacji byłoby idiotyczne. Elektroniczną korespondencję bardzo łatwo namierzyć – stwierdziła. Przez chwilę milczała. On też się nie odezwał.   Twoje rzeczy leżą w kartonach. Śpisz prawie na podłodze, nie masz większości urządzeń. W każdej chwili jesteś gotowy do ucieczki.
Rzeczy w kartonach? Dotąd myślałem, że jest jak Leon Zawodowiec - jedyny majątek ruchomy to roślinka i spluwa Big Grin

Przyczajenie przed kolejną rundą. Zobaczymy, co dalej.

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
(29-09-2019, 17:52)Gunnar napisał(a): No, bo już straciłem nadzieję, że wróci do gry Wink
To by było za proste Big Grin

(29-09-2019, 17:52)Gunnar napisał(a): Rzeczy w kartonach? Dotąd myślałem, że jest jak Leon Zawodowiec - jedyny majątek ruchomy to roślinka i spluwa Big Grin
Posiłkowałam się tą wizją, ale nie poszłam aż tak daleko Big Grin

Dzięki za wizytę, skorzystałam ze wszystkich sugestii.
Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
_019

 
Troian nie tego się spodziewał. Siedząc przy łóżku ojca, wpatrzony w nowoczesny monitor przed sobą, miał wrażenie, że zderza się ze ścianą. Nie przypuszczał, że rozczarowanie będzie tak namacalne. Zrozumiał, że potrzebował go usłyszeć. Był ciekaw, jak zabrzmi jego głos, kiedy zorientuje się, że wszystko wymknęło mu się spod kontroli. Kiedy zrozumie, że przegrał własną grę.
Wrócił wzrokiem do monitora, na którym Klemens Schindler formułował myśli. Nie chcieli angażować ciała. Dużo mówili o bólu i negatywnym wpływie na regenerację rdzenia. Innym aspektem był nowotwór, który zaburzał pracę układu trawiennego i stawiał Klemensa w sytuacji, w której wolał pozostać nieprzytomny. Zależność od służb medycznych odzierała go z prywatności. Troian czekał. Zapytał, czy ojcu zaimplementowano najnowsze doniesienia. Bardzo szybko okazało się, że w istocie, zajęto się tym obszarem. Migający kursor napawał mężczyznę niezidentyfikowanym stresem. Zdarzyło się zbyt dużo. Nie wiedział, w jaki sposób obaj będą musieli kłamać, żeby uciec od konsekwencji. Zwłaszcza Klemens.
W pierwszej kolejności chcę wiedzieć, jak przebiega śledztwo w sprawie zamachu. Opublikowano nazwisko podejrzanego, ale nie dostałem informacji na temat dalszego postępowania. Nie mogą znaleźć jednego, sortowego Łowcy?
- To nie jest proste. Sort nie udostępnia informacji na temat swoich ludzi. Szukałem ich u źródła. – Troian sięgnął po szklankę z wodą. Stała na szafce nocnej, na której nie było nic poza tym. Cały pokój przypominał sterylne pudełeczko. Nadal pachniał szpitalem, tak jakby Klemens nie adaptował się do tego miejsca. Był poza nim. – Liczę, że służby posiadając nazwisko i rysopis znajdą zamachowca najdalej w tym tygodniu – stwierdził, przyglądając się nieruchomej twarzy ojca. – Dlaczego zdecydował się na atak? – zapytał. Powoli wchodzili w fazę niewygodnych odpowiedzi. W tym stanie nie potrafił odebrać nastawienia mężczyzny, a litery pojawiające się na monitorze były stabilne i bezpłciowe.
Skorzystałem z usług konkretnego Łowcy, który pracował już dla firmy. Przechwytywano nam patenty. Xernagen nie był odpowiednio zabezpieczony.
Gdyby mógł powiedzieć to na głos, najprawdopodobniej brzmiały tak, jakby obwiniał za to syna. Kursor migał. Schindler myślał. I kłamał.
Siatka zleceniodawców była szeroka i nie obejmowała jedynie działań na poziomie Sieci. Musiałem uciec się do mniej konwencjonalnych metod. Myślał, że go nie opłaciliśmy. Aplikacja cofnęła przelew, nie sprawdziłem tego.
Troian był pod wrażeniem. Klemens zręcznie dostrajał rzeczywistość do aktualnej sytuacji. Przekazywał mu łatwo weryfikowalne dane. Gdyby mężczyzna nie znał ich faktycznej historii, pewnie zaakceptowałby tę twórczość. Zastanawiał się, jak wiele razy pozornie nieistotne poszlaki posłużyły jako narzędzia manipulacji, które ojciec kierował w jego stronę. Sztuczne, ale wyglądające naturalnie.  Milczał, obserwując migający kursor.
Jest też możliwość, że chodziło mu o Roxanę Gosslin. Pamiętam, że była u mnie tamtego wieczora. Nie wiedziałem dlaczego. Doniesienia prasowe szybko uzupełniły luki.
To z kolei zabrzmiałoby jak wyrzut. Możliwe, że pozwoliłby sobie na ironiczny uśmiech. Troian odstawił szklankę.
- Realizacja planu przebiegła wzorowo. Kontroluję tę kobietę. Mam dostęp do jej badań. Skończyła prace nad próbkami, na których ci zależy. Nie sądzę, że powinieneś mieć obiekcje. – Obserwował nieruchome dłonie. Przesunął wzrok niżej, na nogi ukryte pod szpitalną pościelą. Wydawały się chudsze. Zastanawiał się, jak to możliwe, że słaby, mizerny i prawie pokonany, nadal ma nad nim władzę. Sprawia, że musi się tłumaczyć. Zamknął oczy i policzył do trzech.
Na jakim etapie jest komórka immunologiczna?
- Na ten moment ją rozwiązałem.
Bardzo długo nie było wiadomości zwrotnej. Mężczyzna czekał jeszcze chwilę, a potem podjął temat.
- Spełniła swoje zadanie. Generowała zbyt duże koszty. Chcę wiedzieć, jaka transakcja doprowadziła do zadłużenia, które prawie udało mi się uregulować. – To było kłamstwo. Nadal nie miał pojęcia, w jaki sposób opłacić roszczenia Sortu. Odłożył dywagacje na bok, zbyt ciekaw odpowiedzi.
Myślałem, że mam więcej czasu. Objąłeś prezesurę, ale to nie znaczyło, że wtajemniczę cię we wszystko, co dzieje się w firmie. Chciałem wprowadzać cię stopniowo. Były pewne projekty, które pociągnęły za sobą straty.
Gdyby Troian mógł odebrać jakiekolwiek emocje, byłaby to niepewność. Weszli na grząski grunt, a Klemens nie miał gotowej odpowiedzi.
- Dopóki tutaj leżysz, powinienem mieć wszystkie dane – zaczął, spoglądając na monitor z pomiarem tętna. Mężczyzna był coraz mniej stabilny. Troian nie wiedział, jaki wydatek energetyczny ponosił ustrój na rzecz tego typu komunikacji, ale był pewien, że kończy im się czas.
Już niedługo. Chciałbym, żebyś przedstawił mi najnowsze zestawienia. Znajdę sposób na rozwiązanie sprawy i przekażę ci odpowiednie wytyczne.
Protegowany. To było jedyne słowo, które weszło do jego głowy. Poczuł ukłucie protestującej dumy. Mimo wszystko się nie odezwał. Przez chwilę obaj studiowali tę sytuację, doskonale świadomi faktu, że rozsypało się zbyt wiele elementów, żeby poskładać wszystko tak, jak było.
Mógłbym życzyć ci szczęścia. To nie jest łatwa kobieta.
Młody Schindler się nie uśmiechnął. Wiadomość była przesadnie jednoznaczna. Przez chwilę odczuwał tylko wstręt. Zastanawiał się, czy miał w sobie te emocje za każdym razem, kiedy kontaktował się z ojcem. Czy były w nim zawsze, kiedy spotykali się na rozmowach. Podejrzewał, że tak. Jednak dopiero teraz potrafił je nazywać. Wstał, uznając, że trzask zamkniętych drzwi będzie wystarczającą informacją, że wizyta dobiegła końca.
Na korytarzu zatrzymał jednego z pielęgniarzy i kazał prowadzić się do lekarza nadzorującego sprawę ojca. To była krótka rozmowa, pełna profesjonalnych uśmiechów i mocnych uścisków dłoni. Mężczyzna był wdzięczny, za zdjęcie części kosztów z dedykowanej serii plastrów stabilizujących dla Klemensa Schindlera. Zapytał, kiedy może spodziewać się dostawy. Powiedział, że półtora tygodnia to bardzo dogodny termin. Dodał, że załączenie dokumentacji laboratoryjnej świadczy o wysokim standardzie Xernagenu. Wyglądał na zadowolonego. Troian również był usatysfakcjonowany. Zaczął pozbywać się problemu.
 
*~*~*
 
- Nie chcę, żebyś to robił. – Jej głos był napięty. Zaciskała pięści, czując opór w każdej komórce ciała. Jej skóra ścierpła, palce stóp poruszały się w butach na koturnie. Miała wyjść dwadzieścia minut temu. Chlasnęli ją wiadomością w twarz, pozbawiając poczucia równowagi. Przestało istnieć bezpieczeństwo. Nie było między nimi zaufania. Jak długo rozmawiali o tym, zanim się pojawiłam?
- Nie chcę.
- To jest jedyna szansa.
- Dla niego.
- Dla nas. Dla mnie. Bez tego mnie nie ma. Osobno mnie nie ma. – Clyton pochylił głowę i położył dłonie na wygolonej czaszce. Dotykał się w ten sposób coraz częściej. Jakby sprawdzał, czy wszystko jest na miejscu. Utożsamiał się z ciałem.
- Ty stamtąd nie wyjdziesz. – W głosie dziewczyny był lęk. I pewność. Nie miała złudzeń. Kręciła głową w geście zaprzeczenia, szukając oparcia w Olku, siedzącym na kanapie. Mężczyzna jej nie pomógł. Wpatrywał się w protezę stopy, co jakiś czas zerkając na Clytona. Zaśmiała się, nerwowo i całkowicie pusto. Pomyślała, że kolejny idiota idzie do miejsca, którego wszyscy powinni unikać. Konfrontacja była zbyt ryzykowna. – Nie wiesz, czego będzie chciał w zamian. Wie, że ze mną pracujesz. – Kolejny argument, który miał skończyć to szaleństwo. Nie zadziałał.
- Nie wiemy, ile mówiła mu Roxana. Sama też wie niewiele. On myśli, że jestem tylko maszyną. – Clyton wyprostował się na krześle. Siedział prawie na środku pomieszczenia, po drugiej stronie biurka, tyłem do monitorów. Tworzyli trójkąt, w małym salonie będąc od siebie dalej, niż kiedykolwiek przedtem. Frederica po raz kolejny pokręciła głową.
- Radziłeś sobie bez tego. Możesz spróbować na własną rękę. – Wiedziała, że przegrywa. Podjęli już decyzję, a jej przy tym nie było. Jej zdanie stawało się nieistotne wprost proporcjonalnie do czasu, jaki poświęcała rozpadającej się relacji. Coś przegapiła. Jakiś moment. – Mówiliście, że nie może przejść do innego ciała. – Jej krtań nabrzmiała desperacją. Blondyn nie spuszczał z niej wzroku. Jedno oko zamigotało, drugie pozostawało puste.
- Przechodząc, rozpadnie się jeszcze bardziej – zgodził się Clyton, cały czas obserwując Fredericę. Jej protest go przerażał. Pokazywał, jak bardzo rozwinęła się w kierunku człowieczeństwa, które jemu wciąż wymykało się z rąk. Liczył, że propozycja Schindlera coś naprawi. – Jeżeli moje ciało będzie w stanie spełnić oczekiwania wspólnego umysłu, będziemy w stanie pogodzić interesy. Ta sytuacja trwa zbyt długo. Jesteśmy jedno. – Wypowiedzenie ostatnich słów wiele go kosztowało. M-0 milczał, przysłuchując się ich rozmowie, wszyty w podstawę jego świadomości. I charakteru. Clyton nie potrafił ocenić, kiedy jest sam dla siebie. Czy kiedykolwiek rozpoznał taki stan.
- Dasz mu więcej swobody. Będzie silniejszy.
- I tak robi, co chce. – Olek odezwał się po raz pierwszy w tej rozmowie. Wyglądał na zmęczonego. Potarł twarz szerokimi dłońmi i klepnął się w udo tak, jakby chciał skończyć temat. – Jeżeli jest szansa, żeby Clyton się z nim dogadał, to trzeba z niej skorzystać. – Dziewczyna zaśmiała się z czystym niedowierzaniem i pokręciła głową. Nie ruszała się z miejsca, chociaż czuła potrzebę ruchu. Coś rozpychało ją od środka.
- Skąd taka zmiana? Niedawno próbowaliśmy trzymać go na dystans…
- Będzie mnie krzywdził. – Clyton poruszył palcami, ukrytymi pod opatrunkiem. – Szukał tego przez całe życie. Jeżeli odmówię, nie przestanie mnie dręczyć.
- Ale on…
- On nie czuje bólu. Jemu jest wszystko jedno. – Zrozumiała, że się poddał. Rozumiałaby więcej, gdyby słyszała w głowie to, co słyszał on.
Zabiję cię we śnie Zabiję gdy będziesz czuł Zostawię cię a twoja głowa pęknie
Te szepty towarzyszyły mu nocami. Dziewczyna próbowała zrobić krok naprzód, cofnęła się, stanęła w miejscu. Wpatrywała się w mężczyznę z protestem w zaciśniętych pięściach. Nieznacznie pokręciła głową, wiedząc, że wszystko już przegłosowane. Nie patrzyła na Olka. Clyton wstał i wrócił do biurka, żeby rozpocząć pracę. Musiał przygotować się do wizyty.
- Zawiozę cię na miejsce. – Słowa Olka były gdzieś poza nią. Słyszała, chociaż była kompletnie nieobecna.
 
*~*~*
Odpowiedz
Ciekawy motyw na komunikację w trakcie uśpienia ciała. No i szykuje się ojcobójstwo. Ciekawe też, co Troian kombinuje z wirusem.
Nie znalazłem w tym fragmencie żadnych potknięć, nie mam więc propozycji zmian Smile
Ostatnia rozmowa pod względem psychologicznym bez zarzutu. Przyjemnie czyta się takie naturalistyczne psychologicznie opisy relacji.

Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
(03-10-2019, 12:19)Gunnar napisał(a):
Ciekawy motyw na komunikację w trakcie uśpienia ciała. No i szykuje się ojcobójstwo. Ciekawe też, co Troian kombinuje z wirusem.
Odpowiedzi na te pytania już niedługo.
Dzięki Wink Wynika z tego, że za nic nie potrafiłam sobie wyobrazić ich zwyczajnej rozmowy na tym etapie.

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
Trzykrotnie dotknęła palcami paczki papierosów i trzykrotnie zrezygnowała. Skupiona na opracowywanych notatkach, wykonywała mechaniczne gesty, nie poświęcając im uwagi. Widział, że jej oczy są nieruchome. Upiła drobny łyk kawy i odstawiła filiżankę poza spodek. Marszczyła brwi. Rozmazany tusz zabarwił brzeg jej dłoni na niebiesko. Czuł, że jeszcze nie jest gotowa. Nad wyspą kuchenną paliła się pojedyncza lampa. Nad kanapą, gdzie siedział, także. Mieszkanie było ciemne i ciche. Żadne z nich nie czuło się gotowe na konfrontację. Zauważył, że pochyliła się niżej i z większą uwagą skreśliła kilka wzorów. Jej łopatki były czyste i białe. Szpetny wzór zniknął, jakby nigdy go tam nie było. Zamknął książkę i odłożył ją na bok, czując, że zbliża się moment kulminacji. Nogi krzesła zgrzytnęły o podłogę. Obszerny sweter, który miała na sobie, spłynął z nagiego ramienia, kiedy do niego podchodziła. Bose stopy nie wydawały dźwięków. Usiadła na podłokietniku kanapy, będąc odrobinę wyżej, niż on. Płocha przewaga, ze znaczeniem tak samo nikłym, jak merytoryczność jej argumentów. Wyciągnęła rękę i wsunęła palce w jego włosy, poprawiając je w zamyśleniu. Czekał.
- Chcę wrócić do moich badań. Opracowałam nową metodologię. Wiem, że jest bezpieczniejsza. – Cofnęła dłoń. Weszła w fazę napiętego oczekiwania. Troian pomyślał, że to dość oryginalny temat, biorąc pod uwagę fakt, że nie rozmawiali ze sobą od tygodnia. Nie odwrócił wzroku, ani nie zmienił pozycji.
- Twój organizm wraca do stabilności. Na tym etapie powrót do badań byłby błędem i krokiem wstecz.
- Czuję się potwornie. Miała być krótka przerwa, a nie wdrażałam nowych substancji od miesięcy. Reakcje mojego ciała są… to… – urwała, marszcząc brwi i odwracając wzrok. Faza przekonywania. Zupełnie, jakby to on miał ostatnie słowo w kwestiach, które niedawno były tylko jej. – To mnie przeraża – dokończyła. Spojrzała na niego i wytrzymała spojrzenie, którym ją sondował. Skubała rękaw swetra. Zamknął jej dłoń w swojej i przysunął ku sobie. Przesuwał kciuk po jasnej skórze kolistym, protekcjonalnym gestem.
- Wiedziałaś, że nie będzie łatwo. – Opuścił wzrok, bawiąc się pierścionkiem zaręczynowym na jej serdecznym palcu. Dwukrotnie go obrócił. – Od pewnych decyzji nie da się uciec bez konsekwencji. – Przesunął palec po lśniącym oczku biżuterii. Spojrzał na kobietę, mocniej ściskając jej dłoń. Wycofała się, kręcąc głową.
- Umawialiśmy się, że przerywam tylko na chwilę. To całe moje życie, to…
- Nie chcę cię takiej widzieć – przerwał jej. Zbyt dobrze pamiętał obraz, który zastał w łazience. Jej wzrok błagający o pomoc. Wyzwalał w nim zbyt wiele sprzecznych składowych i skłaniał do decyzji, które mogły okazać się zmienne. Wolałby nie podejmować ich drugi raz. Nie dotknął jej, ale też nie odwrócił wzroku. – Daj sobie jeszcze czas. Wróć do pełnej stabilności. Zawsze możesz zacząć na nowo. Wdrażanie nowej metodyki w momencie, kiedy ustrój nie jest gotowy, wydaje się być nielogiczne. Nie jestem specjalistą, ale myślę, że to właściwa obserwacja – mówił rzeczowo i łagodnie. Widział, że nie jest przekonana. Zaciskała palce na zeszycie powalanym tuszem, jakby chwytając się argumentacji, którą przygotowała. – Roxana. – Chciał, żeby na niego spojrzała. Kiedy to zrobiła, powoli wyjął notatnik z jej rąk. Nie zaprotestowała. – Zależy mi na twoim bezpieczeństwie. Potrzebuję cię. Chcę, żebyś była w tym ze mną. – Mówił prawdę. Kobieta też musiała to wyczuwać, bo poza niepewnością, w jej oczach nie było sceptycyzmu. Pokręciła głową, przekręcając dłoń w taki sposób, żeby spleść ich palce.
- Chcesz, a jednocześnie mnie odsuwasz. O czym mi nie mówisz? – Wiedziała, że są takie obszary. Zdawała sobie sprawę, jak często znikał. Widziała jego rozdrażnienie. Mówił, że to z powodu ojca. Nie wierzyła. – Każdy z raportów dotyczący produkcji plastrów oddawałam twojej sekretarce. Nigdy nie było cię na miejscu. Gdzie ty jesteś? Nie mów, że nic się nie dzieje. Nie jestem głupia. – Nie była. Zdawał sobie sprawę, że w obecnej sytuacji stanowi to największą trudność. Czuł na sobie jej wzrok. Wiedział, że oczekiwała wyjaśnień. Nie miał pewność, czy była gotowa na prawdę, którą chciał jej pokazać.
- Nawiązałem ścisłą współpracę z hakerem. Za cztery dni nastąpi relokacja do klinik Xernagenu. Rozpocząłem pracę nad jego nowym ciałem. – Zdecydował się na najmniej istotną tajemnicę z pełnego arsenału. Roxana szerzej otworzyła oczy.
- Jak do tego doszło? – Zbyt dobrze pamiętała lojalność Mikaela, żeby bezkompromisowo uwierzyć w ten scenariusz. Jednocześnie logika szeptała, że mogła nie mieć pełnego obrazu sytuacji. Wiele się zmieniło. Może nie była jedyną osobą, którą rozczarowała postawa Fredericy. Jej nowe metody i nowe znajomości. – Czego chcesz się dowiedzieć? – Podejrzewała, że chodzi o szczegóły współpracy między M-0, a dziewczyną. Troian dotykał jej palców, wybierając fakty, które mógłby przekazać.
- W rzeczywistości haker jest projektem Xernagenu. Znalazłem dokumentację w archiwum, kiedy szukałem informacji o Łowcy. Zdecydowałem się zaproponować mu rozwiązania, które pozwolą ciału obsłużyć zaawansowany technologicznie mózg. Widziałaś go. Podejrzewam, że nie był w dobrym stanie. – Sam nigdy nie spotkał się z M-0. Jego wiedza bazowała na archiwalnych notatkach i podejrzeniach pionu technicznego, który rozpracowywał projekt S725x. Kobieta przytaknęła. Pamiętała aż nazbyt dobrze.
- Przestali ze sobą współpracować? – zapytała. Nawet teraz wyczuł w jej głosie mniej przyjazną nutę. Pojawiła się w noc, kiedy poznali okoliczności śmierci Evy Greenwood, a ona wreszcie wyznała mu prawdę. Troian przechylił głowę.
- Nie jestem pewien. W zasadzie to nie ma znaczenia. Jedyne, co mnie interesuje, to przekierowanie jego uwagi na Xernagen. Chcę go po swojej stronie. Na pytania przyjdzie czas później. Po zakończeniu prac.
- Liczysz, że będzie zobowiązany – stwierdziła, bezbłędnie odczytując intencje. Coś w spojrzeniu Troiana kazało jej iść o krok dalej. – Sprawisz, że będzie zobowiązany – dokończyła. Uśmiech, który poruszył jego wargami, stanowił wystarczającą odpowiedź. Nie wiedziała, czy jej się spodobał. Czy cała sytuacja przebiega w zgodzie z nią. Zmieniło się za dużo, żeby potrafiła bezbłędnie ulokować swoją lojalność. Mężczyzna o tym wiedział. Poczuła jego dotyk na przedramieniu.
- Sytuacja się zmienia. Poszłyście w różnych kierunkach, sama mogłaś to zauważyć. – Zrobił pauzę. Pozwolił, żeby niedawny gniew powrócił i wybrzmiał wewnątrz kobiety. Czuła go nisko w brzuchu, a potem na poziomie mostka. Odwróciła głowę, wbijając wzrok w okna. – Tak zachowuje się ofiara? – zapytał, obserwując pracę jej szczęki. Kobieta nie odpowiedziała. Zdawała sobie sprawę ze skali desperacji, która popchnęła Fredericę do takich, a nie innych metod. Po drugiej stronie stało poczucie zdrady. Darzyły go taką samą nienawiścią. Dzieliły ze sobą strach. Dla obu był uosobieniem potworności, której trzeba unikać. Płocha myśl, ulotna i bolesna, pojawiła się w głowie Roxany sekundę po tych rozważaniach. Czymś podobnym był dla nich kiedyś Troian. Zastanawiała się, jak duże poczucie zdrady musiała odczuwać Frederica i jakim cudem udało jej się to przeoczyć. Odpowiedź była oczywista. Pragnęła pomóc wszystkim, ignorując świadomość, że jest to niemożliwe. Spojrzała na mężczyznę i mocniej zacisnęła dłoń, którą trzymał. – Musisz zdecydować – powiedział, chociaż czuł, że tego nie potrzebowała. Wiedział, że buduje bardzo niepewny grunt. Z drugiej strony kobieta była tym, czego potrzebował do sfinalizowania swoich planów. Wolał, żeby patrzyli w tym samym kierunku. Chciał tego nie tylko ze względu na powodzenie sprawy. Potrzebowała chwili czasu na przepychanie się z wątpliwościami. Widział wahanie w jej mimice. Niepewność schowaną w drobnym ruchu warg. Wreszcie pochyliła się w jego kierunku, a on wyciągnął rękę, żeby zebrać białe włosy przelewające się przez prawe ramię. Obdarzyła go pocałunkiem, który odwzajemnił. Niósł za sobą słowa niemożliwe do powiedzenia na głos.
 
*~*~*
 
Spotkali się w gabinecie Klemensa Schindlera. Wszedł do środka, doprowadzony na miejsce przez sekretarkę i raportującego androida. Mógł przechwycić informacje, które robot przesyłał dalej. Każda z nich dotyczyła wizyty, odbywającej się w okolicy godziny czwartej nad ranem, na ostatnim piętrze Xernagenu. W pokoju było jasno. Wydawało mu się, że mężczyzna zapalił zbyt wiele lamp, lub ustawił za dużą ostrość. Nie zmrużył oczu. Nie reagowały na zmiany natężenia światła. Prawa soczewka zamigotała, wyrażając wewnętrzną ekscytację M-0. Czuł się na miejscu. Czuł, że wrócił do domu.
Troian podniósł się z fotela i zaczekał, aż za gościem zamkną się drzwi. Wyciągnął do niego rękę, z nieukrywanym zainteresowaniem przyglądając się zniszczonemu ciału. Dotknięcie obandażowanej dłoni było słabe. Jego palce zginały się w dwudziestu procentach. Zajęli swoje miejsca. Clyton odwrócił wzrok od twarzy Schindlera, kierując uwagę na plik dokumentów przed sobą.
- Umowa została skorygowana zgodnie z naszym ostatnim ustaleniem. – Troian nie spieszył się z przejściem do meritum. Po raz pierwszy miał przed sobą jednostkę kompletnie niewrażliwą na otoczenie. Jego gość ani razu nie rozejrzał się wokół, od kiedy wszedł do środka. Całą uwagę scentrował na rozmówcy, a potem na umowie, którą wziął do rąk. Mężczyzna zauważył nieznaczny ruch prześwietlonej tęczówki. Zorientował się, że S725x zapoznawał się z dokumentacją. Odniósł wrażenie, że przekładanie stron zajmowało mu więcej czasu, niż samo czytanie i uznał, że pobieżnie zerkał na dokumenty. Złożył plik kartek, niezręcznie operując obandażowanymi dłońmi i podniósł wzrok na Troiana.
- Wszystkie klauzule pokrywają się z wcześniejszym ustaleniem ustnym. Terminarz jest tożsamy z tym, który został mi przedstawiony. Nie uwzględniono kosztorysu. Tabela dotycząca umowy barterowej jest dla mnie klarowna. Chcę zapytać, czy rozumiesz na jakiej zasadzie wykonam zabezpieczenie sieci Xernagenu. – Jego głos był bezbarwny. Młody Schindler nie miał pojęcia, jak wiele czasu Clyton poświęcił na dostrojenie się do tego spotkania. Jego nadrzędnym celem było ukrycie pierwiastka ludzkiej tożsamości. Chciał być potraktowany jak maszyna. Liczył na to, że taki profil skutecznie zminimalizuje liczbę pytań dotyczących jego współpracy z Fredericą. Mógł nazwać się zleceniobiorcą i niczym ponad to. Mężczyzna za biurkiem oderwał wzrok od umowy i splótł przed sobą dłonie. Nie zwrócił uwagi na fakt, że blondyn darował sobie kurtuazję, zwracając się do niego bezpośrednio.
- Wstępne założenia są dla mnie jasne. Wyjaśniłeś mi, na czym polega zapora samo-mutująca i dlaczego będzie konieczna w tym przypadku – przyznał. Jeżeli zależało mu na ochronie, której nie będzie w stanie złamać nawet autor, potrzebowali nietuzinkowego rozwiązania. Kwestią, która go zajmowała, były ewentualne zmiany w strukturze. – Zastanawiam się, kto będzie nanosił poprawki w razie awarii? – zapytał. Gość nie zmienił wyrazu twarzy, chociaż jego oko zamigotało.
- Nie będzie awarii. Zapora samo-mutująca to osobny organizm. Dba o siebie w taki sam sposób, jak twój ustrój dba o homeostazę – stwierdził, mimochodem zauważając, że przygasły światła. – Współpracuje z bieżącymi potrzebami i dostraja metodyki do aktualnych zadań. Będziecie pierwszą organizacją posiadającą takie rozwiązanie. Na twoim miejscu wystosowałbym pismo do Rządu. Wychodzicie poza ramy kontroli – zauważył. Troian pokiwał głową, bezwiednie przesuwając palcami po linii zarostu.
- I gwarantujesz, że będziesz w stanie wykonać to zlecenie po dwóch wstępnych korektach? – doprecyzował. Nie był pewien, czy mężczyzna zdawał sobie sprawę z rozległości zadania, jakie przed nim stawiano. Dłoń Troiana znieruchomiała, gdy blondyn się uśmiechnął. Nienaturalność tego grymasu wprawiała w zakłopotanie.
- Zapoznałem się ze szczegółowym przebiegiem struktury zabiegowej. Znam swoje możliwości. Wiem, czego potrzebuję, żeby osiągnąć pełny potencjał mózgu. Już to u was robiłem. – Było mu niewygodnie. Mówienie za projekt, o którym przez kilka lat nie miał pojęcia, wydawało mu się nienaturalne. Dostrojenie się do historii S725x i zmapowanie jego charakteru stanowiło najtrudniejszą część przedstawienia. Ten drugi nie pomagał. Chciał mieć pełną kontrolę nad sytuacją, ale w obecnych warunkach byłoby to szalone. Clyton miał wrażenie, że zgodziłby się na wszystkie zmiany. Nawet te, które całkowicie pozbawiłyby go człowieczeństwa. Troian Schindler pokiwał głową.
- Zgodnie z umową, opuścisz kliniki Xernagenu po czwartej turze testów. Chcę, żebyś mógł zareagować w trakcie wdrażania zapory. Przez krótki czas będziesz osobą decyzyjną. Punkt o sprawdzeniu twoich ustawień nadal obowiązuje. – Dla mężczyzny ten zapis był gwarantem bezpieczeństwa. Umówili się na przeskanowanie sieci M-0, zanim opuści firmę. Troian chciał mieć pewność, że w jego głowie nie ma klucza do połamania zapory, lub innych, groźniejszych komponentów. Blondyn przystał na układ.
- Te zapisy są dla mnie jasne. Dlaczego proces adaptacji może ulegać wydłużeniu? – odniósł się do dodatkowej klauzuli na szóstej stronie dokumentu. Schindler nie był pewien, czy mężczyzna zapamiętał umowę po jednokrotnym przeczytaniu, ale uznał, że to prawdopodobne. Jakby ją zeskanował. Skala możliwości budziła w nim coraz większe zainteresowanie. I chęć wykorzystania ich zgodnie ze swoim interesem.
- Zespół naukowy nie jest w stanie przewidzieć, w jaki sposób twój organizm zareaguje na wstępne zmiany. Muszą ocenić twój aktualny stan i dostosować tempo przeprowadzanych badań. Jeżeli ustrój jest zbyt słaby, dodatkowy tydzień w procesie pozwoli bezpiecznie wejść w fazę zmian – wyjaśnił, biorąc do ręki długopis. Wyciągnął go w stronę gościa. M-0 się nie poruszył.
- Zanim podpiszę dokument, chcę zastrzec możliwość kontaktu zewnętrznego. Moi zleceniodawcy nie mogą czekać. Zabezpieczę łącza w odpowiedni sposób. Jeżeli chcesz, możesz mieć wgląd w sieć kontaktów i specyfikę zleceń. – Nie był pewien, czy Młody Schindler na to pójdzie. W rzeczywistości Clyton chciał mieć kontakt z Olkiem. Całkowite zerwanie relacji mogło doprowadzić do przejęcia kontroli przez tego drugiego. Poza tym, potrzebował tych interakcji na poziomie emocjonalnym. Kontakt z Fredericą będzie zupełnie niemożliwy, ale nie mógł pozwolić sobie na utratę wszystkich składowych poprzedniego życia. Nie chciał, żeby ta historia skończyła się w murach Xernagenu. Schindler długo się nie odzywał, skupiony na sondowaniu nastawienia M-0. Nie umiał klarownie go odczytać, spotykając się z tym samym utrudnieniem, co jego siostra. Dodatkowo pozostawało wrażenie, że jego gość mieści w sobie kilka sprzecznych sygnałów. Odpuścił.
- Myślę, że w granicach kontroli jestem w stanie zrealizować twoją prośbę. – Skinął głową, jeszcze raz wyciągając długopis w jego stronę. Clyton się nie zawahał. Złożył podpis drukowanymi literami. Sygnatura Troiana, razem z pieczątką Xernagenu, zajęła miejsce po drugiej stronie dokumentu. Przez chwilę obaj w milczeniu podsumowywali transakcję. W jednym z nich było znacznie więcej obaw, niż w drugim. – Zanim przekażę cię zespołowi odpowiedzialnemu za wstępne zakwaterowanie, chciałbym zlecić ci pierwszą pracę. Potraktuj to jako sprawdzenie. – Troian położył dłoń na blacie, z lewej strony. Oczy gościa pozostały nieruchomo skupione na jego twarzy. – Odczyt profilu impulsowego. Do jakiego stopnia byłbyś w stanie, na ten moment, zmienić specyfikację, umożliwiając mi rozkodowanie tej szuflady? – zapytał. Zorientował się, że oko mężczyzny, chociaż nadal utkwione w jednym punkcie, stanowczo na niego nie patrzy. Był gdzieś poza naturalnym kontaktem.
- Są szybsze metody przełamania profilu impulsowego – wybrzęczał, przez moment brzmiąc jeszcze bardziej maszynowo, niż wcześniej. – Podstawienie sprzecznych ustawień, nałożenie impulsu anonimowego, dezinformacja wtyczek. Te, którymi dysponował twój ojciec są dobrej jakości – zaraportował. Troian nie mógł oprzeć się wrażeniu, że mężczyzna widzi to, o czym mówi. Nieznacznie pochylił się do przodu. – Elektroniczne zepsucie impulsu nie rozwiąże problemu. W takim przypadku, nie potrzebowałbyś mnie do tego zadania. – Kolejne stwierdzenie sprowokowało skrzywienie mocnych brwi. Mężczyzna nie był przygotowany na nawiązanie do jego własnych umiejętności. Do tej pory zdarzało mu się o nich rozmawiać jedynie z Roxaną. Wtrącenie gościa było tak naturalne, jakby rozmawiali o zdolnościach logicznego myślenia.
- Czego potrzebujesz, żeby zrealizować to zdanie? – Zdecydował się przejść do meritum. Zaoferował mu kilka urządzeń, które uznał za potencjalnie przydatne. Drgnął i znieruchomiał, słysząc przeciągły wizg i cichy dźwięk rozsuwanej szuflady. Zawiesił wzrok na tym widoku na dziesięć sekund, zanim spojrzał na osobę siedzącą naprzeciwko siebie.
- Niczego nie potrzebuję. Właśnie dlatego nawiązałeś ze mną współpracę – stwierdził, a Troian nie mógł oprzeć się wrażeniu, że wyczuł w jego głosie niezdarne rozbawienie. Splótł dłonie przed sobą i na moment zwalczył pokusę natychmiastowego przeszukania szuflady.
- Imponujące – przyznał. Niełatwo było wywrzeć na nim wrażenie. Tym bardziej docenił krótką prezentację umiejętności, której był świadkiem. – Skoro wszystko jest jasne, proponuję rozpocząć proces. – Dotknął panelu na biurku, wysyłając sygnał do sekretarki. – Zostaniesz oddelegowany do pomieszczeń socjalnych. Od jutra zacznie się cykl wstępnych badań – poinstruował. Clyton skinął głową.
- Zanim zespół odprowadzi mnie na miejsce, chcę wyjść na parking. Zostawiłem kilka prywatnych rzeczy w samochodzie, chcę odebrać je od kierowcy – poinformował, nie zakładając, że Schindler może się nie zgodzić. W tym momencie stanowił zbyt cenny projekt, żeby bojkotować jego warunki. Troian skinął głową.
- Mogę dać ci dodatkowe pięć minut – stwierdził, nie podnosząc się z miejsca. Skinął głową, gdy sekretarka zajrzała do gabinetu. – Proszę odprowadzić gościa na parking – polecił i wstał. Clyton także. Wymienili krótki uścisk dłoni. – Zobaczymy się jutro. Będę pośrednio nadzorował postępy pracy projektowej. – Deklaracja Schindlera wydawała się niejednoznaczna. Blondyn nie wiedział, czy jego udział jest dobrym, czy złym aspektem całej sprawy. Skinął głową i pozwolił zaprowadzić się do wyjścia.
Troian usiadł. Kiedy drzwi zamknęły się za gościem i sekretarką, sięgnął pod biurko i wysunął szufladę. W środku leżał pojedynczy przedmiot. Mały, analogowy klucz.
 
*~*~*
 
Padało. Olek wyłączył wycieraczki. Chciał zapalić, ale wizja wyjścia na zewnątrz skutecznie zniechęcała. Drgnął, słysząc stukanie w okno po stronie kierowcy. Odblokował zamki, widząc rozmazaną sylwetkę Clytona. Mężczyzna wsiadł na fotel pasażera i zatrzasnął za sobą drzwi. Był przemoczony.
- Jak? – Olek nie potrafił wyczytać emocji z jego twarzy. Sam był zestresowany przyjazdem pod firmę i rozmową, która w jego ocenie dłużyła się jak najnudniejsze zajęcia w szkole średniej. Nie wiedział, czego się spodziewać.
- Tak, jak przewidywaliśmy. Projekt jest jasno opisany. Za cztery miesiące wracam do domu – stwierdził, starając się mówić naturalnym tonem. – Będę się z tobą kontaktował – dodał i tym razem uśmiechnął się bardziej autentycznie. To była dobra informacja. Olek pokiwał głową, przesuwając dłonie po kierownicy.
- Chcesz coś zjeść? – Nie wiedział, co innego mógłby zaproponować. Najchętniej po prostu zawiózłby ich do mieszkania i zapomniał o całej sprawie. Śmierdziała na kilometr. Fakt, że nie mieli wyjścia, wcale go nie pokrzepiał. Clyton pokręcił głową.
- Mam tylko pięć minut. Precyzyjniej, zostało mi trzy minuty i czterdzieści dziewięć sekund – wtrącił, prowokując mimowolny uśmiech Rudzielca.
- Masa czasu – stwierdził z przekąsem, wyjmując paczkę fajek.
Potem, znacznie później, zdarzało mu się myśleć, że długość jednego papierosa to mało, żeby się pożegnać.  
 
*~*~*
Odpowiedz
(06-10-2019, 10:50)Eiszeit napisał(a):  Brzeg jej dłoni zabarwił na niebiesko rozmazany tusz.
Tu bym odwrócił: Rozmazany tusz zabarwił brzegi jej dłoni na niebiesko. 

(06-10-2019, 10:50)Eiszeit napisał(a): - Umowa została skorygowana zgodnie z naszym ostatnim ustaleniem. 
Wiem, że jest to poprawne, ale nawet jeśli zmiana była tylko jedna, to chyba naturalniej brzmi w liczbie mnogiej "naszymi ostatnimi ustaleniami"

(06-10-2019, 10:50)Eiszeit napisał(a): Przeczytał całość pięciokrotnie szybciej, niż normalna osoba
Mistrzom szybkiego czytania więcej zajmuje przekładanie kartek niż samo czytanie i nie są podrasowani technologicznie Wink

(06-10-2019, 10:50)Eiszeit napisał(a):
Mały, analogowy klucz.
(...)
Potem, znacznie później, zdarzało mu się myśleć, że długość jednego papierosa to mało, żeby się pożegnać.  
Intrygujące wstawki. Rozbudzają ciekawość, do czego jest klucz i co takiego się wydarzy, że Olek będzie wspominał to pożegnanie.

Czekam an ciąg dalszy.
Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
(06-10-2019, 18:44)Gunnar napisał(a): Wiem, że jest to poprawne, ale nawet jeśli zmiana była tylko jedna, to chyba naturalniej brzmi w liczbie mnogiej "naszymi ostatnimi ustaleniami"
Tutaj muszę się jeszcze zastanowić. To dwie jednostki, które nie są do końca naturalne w kontaktach z ludźmi i może to wybrzmiewać w tego typu szczegółach. Przemyślę to jeszcze.

(06-10-2019, 18:44)Gunnar napisał(a): Mistrzom szybkiego czytania więcej zajmuje przekładanie kartek niż samo czytanie i nie są podrasowani technologicznie
Nie wiedziałam o tym. Wobec tego jaką "krotność" proponowałbyś dla M-0? Big Grin

Z pozostałych korekt skorzystałam.
Dzięki za wizytę Smile
Pozdrawiam.
Odpowiedz
(07-10-2019, 09:46)Eiszeit napisał(a):
(06-10-2019, 18:44)Gunnar napisał(a): Mistrzom szybkiego czytania więcej zajmuje przekładanie kartek niż samo czytanie i nie są podrasowani technologicznie
Nie wiedziałam o tym. Wobec tego jaką "krotność" proponowałbyś dla M-0? Big Grin
Ciężko to pobić Wink
Ale opisowa ocena umiejętności na poziomie dzisiejszych mistrzów (że przekładanie kartek zajmowało mu dłużej niż samo czytanie, co Troian mógł odebrać jako pobieżne przeglądnięcie) + to o czym już dalej w tekście wspomniałaś, że nie tylko przeczytał ze zrozumieniem ale zapamiętał 100% treści, jakby ją zeskanował, to chyba by było wystarczające.
Odpowiedz
(07-10-2019, 12:08)Gunnar napisał(a): Ciężko to pobić Wink
Ale opisowa ocena umiejętności na poziomie dzisiejszych mistrzów (że przekładanie kartek zajmowało mu dłużej niż samo czytanie, co Troian mógł odebrać jako pobieżne przeglądnięcie) + to o czym już dalej w tekście wspomniałaś, że nie tylko przeczytał ze zrozumieniem ale zapamiętał 100% treści, jakby ją zeskanował, to chyba by było wystarczające.
Zmieniłam w taki sposób: "Całą uwagę scentrował na rozmówcy, a potem na umowie, którą wziął do rąk. Mężczyzna zauważył nieznaczny ruch prześwietlonej tęczówki. Zorientował się, że S725x zapoznawał się z dokumentacją. Odniósł wrażenie, że przekładanie stron zajmowało mu więcej czasu, niż samo czytanie i uznał, że pobieżnie zerkał na dokumenty. Złożył plik kartek, niezręcznie operując obandażowanymi dłońmi i podniósł wzrok na Troiana."

Dzięki za ten koncept, podoba mi się i lepiej wybrzmiewa w całości Smile
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 4 gości