30-07-2011, 10:26
Neutralność
I
Łowca szedł wolnym krokiem, mijał brudne namioty, ubłoconych wojaków. Każdy, kto spotkał jego spojrzenie odwracał wzrok. Mężczyzna przyśpieszył kroku. Był już blisko celu swej wędrówki, kiedy jego drogę zagrodził jeden z żołnierzy. Był wielki, barczysty, gruby i łysy. Oraz brudny.
- To nie miejsce dla ciebie, dziwaku – wychrypiał. Jego oddech mógłby powalić strzygę, pomyślał Łowca. - Wynocha natychmiast albo w rzyć dostaniesz!
- Jestem tu z rozkazu waszego króla, Sanina Drugiego, więc proszę usuń się.
Zbrojny nie poruszył się. Jego ręka powędrowała ku rękojeści miecza przyodzianego po prawej stronie pasa.
- Nie. Nie będę z tobą walczył mości panie. Jestem neutralny, niech tak zostanie. A teraz proszę cie, nastąp się, król czeka.
- Tak się składa mądralo – powiedział ze wstrętnym uśmiechem gruby – że króla ni ma.
Dźwięk wyciąganego miecza przyciągnął gapiów. Gapie otoczyli dwójkę mężczyzn okręgiem, odcinając wszelką drogę ucieczki. Gruby zawył wściekle, wścieklej niż dzikie zwierzę. Tłum zaczął wrzeszczeć, nawoływać do pojedynku.
- Nie będę z tobą walczył – powiedział ten, któremu zagrodzono drogę. - Powtarzam po raz ostatni. Nastąp się.
- O nie! Nie wyjdziesz stąd żywy, nie!
Gruby jak na swą masę ciała był zadziwiająco szybki. Zaatakował bez ostrzeżenia, ciął z góry. Łowca odskoczył na prawo, impet uderzenia przewalił grubego. Jego przeciwnik nie wyciągnął miecza. Stał, czekając aż gruby wstanie.
Ten podniósł się i od razu zaatakował ponownie. Tym razem obrócił się w biodrach i mocno zamachnął. Trafił. Lecz nie wroga. Jeden z gapiów zawył, złapał się za brzuch i upadł. Piasek pod nim zabarwił się na czerwono.
- Zawołajcie medyka – wrzasnął ktoś z tłumu.
- Nie – wrzasnął drugi. - Powieszą nas!
- Dokładnie – zakrzyknął trzeci. - Powieszą! To wszystko wina tego wyrzutka, dziwoląga. Zabijmy go, nikt się nie dowie.
Okrąg zaczął się zwężać ku łowcy.
Nie, pomyślał, muszę być neutralny. Taka jest cena mojego zawodu. Nie mogę ich zabić.
Odruchowo sięgnął po miecz, wyciągnął cienkie i płaskie ostrze. Jego boki były w niektórych miejscach poorane ząbkami niczym w pile do drewna. Ostrze było długie na 50 cali, wykonane z krasnoludzkiego metalu. Na pozłacanej rękojeści były umieszczone dwa kamienie – błękitny szafir i czerwony rubin. Tuż nad rękojeścią, na klindze ostrza był napis, elfie runy.
Tłum na widok tego ostrza zamarł na chwilę, lecz zaraz potem naparł na przód. Ze zdwojoną siłą. Gruby już szykował się do ataku. Nie zdążył. Padł na ziemie, miecz upadł obok niego. Nie ruszał się, był nieprzytomny.
- Rozejść się, idioci! - z części tłumu do której zwrócony był łowca wyszła kobieta. Jest piękna, pomyślał mężczyzna. Schował miecz, podeszła do niego. - Idioci, debile, nieodpowiedzialne dupki! Wiecie co by się z wami stało, gdyby nie ja? Nie? To dobrze, spieprzajcie stąd! I módlcie się byście nigdy się nie dowiedzieli o czym mówiłam!
Gapie rozbiegli się natychmiast. Gruby wciąż nieprzytomny, leżał pod nogami łowcy.
- Witaj, Serigard – wyjąkała kobieta. Zawsze się przy mnie jąka, nie wiedzieć czemu. - Czy nic ci nie zrobili? Nie odpowiadasz, to znaczy, że z tobą w porządku. Dobrze, chodźmy do namiotu króla, ten pacan siedzi jak na szpilkach, wyczekuje cię od wczoraj. Milczysz, lecz proszę odpowiedz na jedno proste pytanie. Czemu ich nie zabiłeś, czemu nie wyrżnąłeś tych dupków, przecież mogłeś to zrobić. Czemu?
- Muszę być neutralny, Zin, neutralny. Cena moje zawodu.
Tak, postanowiłem wrócić do pisania opowiadań. Krótkich opowiadań. Jest to moje pierwsze dzieło po długiej przerwie, proszę o krytykę.
Zaznaczam, że jest to tekst jeszcze nieoszlifowany, miałem wenę więc napisałem. Jest to wczesna wersja, wkrótce wstawię poprawioną.
Miłego czytania.
I
Łowca szedł wolnym krokiem, mijał brudne namioty, ubłoconych wojaków. Każdy, kto spotkał jego spojrzenie odwracał wzrok. Mężczyzna przyśpieszył kroku. Był już blisko celu swej wędrówki, kiedy jego drogę zagrodził jeden z żołnierzy. Był wielki, barczysty, gruby i łysy. Oraz brudny.
- To nie miejsce dla ciebie, dziwaku – wychrypiał. Jego oddech mógłby powalić strzygę, pomyślał Łowca. - Wynocha natychmiast albo w rzyć dostaniesz!
- Jestem tu z rozkazu waszego króla, Sanina Drugiego, więc proszę usuń się.
Zbrojny nie poruszył się. Jego ręka powędrowała ku rękojeści miecza przyodzianego po prawej stronie pasa.
- Nie. Nie będę z tobą walczył mości panie. Jestem neutralny, niech tak zostanie. A teraz proszę cie, nastąp się, król czeka.
- Tak się składa mądralo – powiedział ze wstrętnym uśmiechem gruby – że króla ni ma.
Dźwięk wyciąganego miecza przyciągnął gapiów. Gapie otoczyli dwójkę mężczyzn okręgiem, odcinając wszelką drogę ucieczki. Gruby zawył wściekle, wścieklej niż dzikie zwierzę. Tłum zaczął wrzeszczeć, nawoływać do pojedynku.
- Nie będę z tobą walczył – powiedział ten, któremu zagrodzono drogę. - Powtarzam po raz ostatni. Nastąp się.
- O nie! Nie wyjdziesz stąd żywy, nie!
Gruby jak na swą masę ciała był zadziwiająco szybki. Zaatakował bez ostrzeżenia, ciął z góry. Łowca odskoczył na prawo, impet uderzenia przewalił grubego. Jego przeciwnik nie wyciągnął miecza. Stał, czekając aż gruby wstanie.
Ten podniósł się i od razu zaatakował ponownie. Tym razem obrócił się w biodrach i mocno zamachnął. Trafił. Lecz nie wroga. Jeden z gapiów zawył, złapał się za brzuch i upadł. Piasek pod nim zabarwił się na czerwono.
- Zawołajcie medyka – wrzasnął ktoś z tłumu.
- Nie – wrzasnął drugi. - Powieszą nas!
- Dokładnie – zakrzyknął trzeci. - Powieszą! To wszystko wina tego wyrzutka, dziwoląga. Zabijmy go, nikt się nie dowie.
Okrąg zaczął się zwężać ku łowcy.
Nie, pomyślał, muszę być neutralny. Taka jest cena mojego zawodu. Nie mogę ich zabić.
Odruchowo sięgnął po miecz, wyciągnął cienkie i płaskie ostrze. Jego boki były w niektórych miejscach poorane ząbkami niczym w pile do drewna. Ostrze było długie na 50 cali, wykonane z krasnoludzkiego metalu. Na pozłacanej rękojeści były umieszczone dwa kamienie – błękitny szafir i czerwony rubin. Tuż nad rękojeścią, na klindze ostrza był napis, elfie runy.
Tłum na widok tego ostrza zamarł na chwilę, lecz zaraz potem naparł na przód. Ze zdwojoną siłą. Gruby już szykował się do ataku. Nie zdążył. Padł na ziemie, miecz upadł obok niego. Nie ruszał się, był nieprzytomny.
- Rozejść się, idioci! - z części tłumu do której zwrócony był łowca wyszła kobieta. Jest piękna, pomyślał mężczyzna. Schował miecz, podeszła do niego. - Idioci, debile, nieodpowiedzialne dupki! Wiecie co by się z wami stało, gdyby nie ja? Nie? To dobrze, spieprzajcie stąd! I módlcie się byście nigdy się nie dowiedzieli o czym mówiłam!
Gapie rozbiegli się natychmiast. Gruby wciąż nieprzytomny, leżał pod nogami łowcy.
- Witaj, Serigard – wyjąkała kobieta. Zawsze się przy mnie jąka, nie wiedzieć czemu. - Czy nic ci nie zrobili? Nie odpowiadasz, to znaczy, że z tobą w porządku. Dobrze, chodźmy do namiotu króla, ten pacan siedzi jak na szpilkach, wyczekuje cię od wczoraj. Milczysz, lecz proszę odpowiedz na jedno proste pytanie. Czemu ich nie zabiłeś, czemu nie wyrżnąłeś tych dupków, przecież mogłeś to zrobić. Czemu?
- Muszę być neutralny, Zin, neutralny. Cena moje zawodu.
Tak, postanowiłem wrócić do pisania opowiadań. Krótkich opowiadań. Jest to moje pierwsze dzieło po długiej przerwie, proszę o krytykę.
Zaznaczam, że jest to tekst jeszcze nieoszlifowany, miałem wenę więc napisałem. Jest to wczesna wersja, wkrótce wstawię poprawioną.
Miłego czytania.