Ankieta: Który sezon Ścieżek krwi jest lepszy
Ankieta jest zamknięta.
Se01
100.00%
1 100.00%
Se02
0%
0 0%
Razem 1 głosów 100%
*) odpowiedź wybrana przez Ciebie [Wyniki ankiety]

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ścieżki krwi Sezon 2
#1
Z racji tego, że moje opowiadanie "Ścieżki krwi" stało się serialem pisanym. Zakończonym na 13 odcinki zatytułowanym "Drużyna" postanowiłem, iż kolejny odcinek stworzony po bardzo długiej przerwie będzie odcinkiem drugiego sezonu. Jeśli chodzi o numerację odcinków nie uległa ona resetowi, więc zapraszam do czytania odcinka 14.

Pozdrawiam

Kael De Kvatch.



Odcinek 14: Bracia



Xavier



Dogadałem się z Artemisem, który wyjaśnił mi wszystko co powinienem wiedzieć. Prawie wszystko. Nie znałem imienia wampira, który przywrócił mnie do życia. Mimo wszystko, byłem mu za to bardzo wdzięczny, a szansa ponownego starcia z Kaelem, była dla mnie niewyobrażalnie kusząca.
W trakcie mojej rozmowy z Artemisem w hotelu pojawił się kolejny Czerwony Smok. Miał na imię Aaron. Przyglądał mi się on chwilę swoimi brązowymi ślepiami. Uśmiechnąłem się lekko, a on przyklęknął oddając mi cześć.

- Witaj potężny Czerwony Łuskowcu. Przybywam, aby ofiarować ci me usługi i ślubować lojalną służbę.
- Powstań więc Lewitanie i służ mi jak niegdyś służyłeś Arazarowi.

Wymieniliśmy krótkie spojrzenia z białowłosym wampirem, ten skinął tylko głową i odsłonił swe zęby w złowieszczym uśmiechu. Kilka chwil później wraz z mym towarzyszem lecieliśmy już w stronę Nowego Yorku w poszukiwaniu mego brata.


Rayne



Wykonywałam właśnie zlecenie dla Brimstone. W okolicach Central Parku wykryto działalność niezidentyfikowanego wampira. Dostałam rozkaz, aby dowiedzieć się kim jest, ów nieumarły i zlikwidować go.
Zakamuflowana między zaroślami obserwowałam pary spacerujące sobie ścieżkami i rozmawiające o swojej przyszłości i jacy to są zakochani. Zdziwiło mnie, że dopadły mnie myśli o samotności. Większość wampirów tworzyło jakieś grupy, to fakt. Jeśli były w sobie zakochane to na zabój. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę narzekać na brak towarzystwa. Przez większość życia ciężko pracuję dla organizacji. Owszem zdarzały mi się przelotne romanse. Nawet z kobietami, co w moim odczuciu było o wiele przyjemniejsze. Kto wie, może jestem lesbijką.
W mojej głowie krążyły jeszcze inne myśli. Propozycja Kaela, była zaskakująca. Miałam dołączyć do drużyny, która uratuje świat… Co ja mówię. Dwa światy. Ziemia i Dragonar były poważnie zagrożone. Z jednej strony przez tajemniczego krwiopijcę, a z drugiej przez jakąś kobietę demona, z którą Kael spotkał się jakiś czas temu.
Zastanawiałam się, bardzo intensywnie nad tym, czy powinnam dołączyć do Adama, Kumiko, Ericki i Kaela. Gdybym się zdecydowała, byłaby nas piątka. Czy to, aby nie za mało?- Zastanawiałam się w duchu. Większość osób miała nadludzkie zdolności. Dwójka wampirów, ja, Elfka i łowca. Jeden człowiek. Adam był człowiekiem. Najsłabszym w całym tym zespole. Gdybym miała polegać na człowieku w tak ważnej misji, miałabym pewne obawy. Kael jednak mu ufał.


De Kvatch przebywał we Francji w rodzinnej posiadłości. Wraz ze swymi przyjaciółmi opracowywali zapewne strategie. Jeżeli, bym się zgodziła musiałabym słuchać Kaela. Nie znam go zbyt dobrze. Świat jest w potrzebie, ale ile ja ryzykuję? Nie lubię pytań bez odpowiedzi.
W pewnej chwili z rozmyślań wyrwał mnie kobiecy krzyk. Spostrzegłam tajemniczą postać w czarnym płaszczu trzymającą w objęciach młodą kobietę wysysając jej z żył krew.

- Puść ją przeklęty!- Krzyknęłam do krwiopijcy.

Wampir puścił nieprzytomną ofiarę, która upadła na ziemię. Światło latarni delikatnie padało na twarz mężczyzny. Wydał mi się znajomy.

- Kael?- Spytałam zdziwiona.

Facet uśmiechnął się złowieszczo. Rysy twarzy były podobne do rysów Kaela, ale to nie był on. Wampir wydawał się być starszy. Mógł być po czterdziestce. Krwiopijca rozłożył ręce i zaśmiał się w taki sposób, że przeszedł mnie dreszcz. Nie często czuję coś takiego. Od wampira biła dziwna aura. Nie był on zwyczajnym Dzieckiem Nocy. On był pierwotnym.



Kael




Znajdowaliśmy się w salonie w posiadłości Maximiliena. Adam oparty o futrynę z założonymi rękoma na torsie spoglądał w dół na swoje buty. Erica siedziała na ławie w swoim elfickim stroju z przewieszonym na plecach łukiem i strzałami. Kumiko stała pod purpurową ścianą, gdzie wisiał portret mego ojca i przyglądała mi się uważnie. Ja popijałem Whisky i droczyłem się z Kumiko parodiując jej spojrzenie.

- Mógłbyś przestać wreszcie?- Spytała.
- O co ci chodzi? Przecież nic nie robie.- Odparłem.
- Właśnie. Nic. Ile czasu minęło?
- Wystarczająco. W Tokio nie ma już Xaviera.
- Skąd wiesz?- Spytał nagle Adam.
- Cały czas obserwowałem go. Szuka mnie w NY.
- A więc miasto nie jest bezpieczne. – Dodała Erica.
- Zgadza się. Dlatego zaraz tam wyruszam.
- Chwila a co z nami?- Oburzyła się Kumiko.
- Powiedziałem, że Xavier opuścił Tokio. Jesteś więc bezpieczna. We trójkę polecicie do Japonii i odnajdziecie portal.
- A co ze smokami? Przecież chciałeś je zniszczyć?- Wtrącił Adam.
- I tak zrobię. Pozbędę się Xaviera i pozostałych Lewitanów.
- Sam?- Spytała Erica.
- To mój brat. Powrócił, aby się mścić. Nie dam mu tej satysfakcji.

Elfka zmarszczyła brwi.

- Nie polecisz tam sam. Chcę lecieć z tobą.
- To nie jest najlepszy…
- Bez dyskusji. Tworzymy drużynę, pamiętasz? Wiem, że nie chcesz nas narażać, dlatego wysyłasz nas do Japonii, ale to nie jest sposób. Bez ciebie i tak misja nie ma sensu. Polecę z tobą i będę cię chroniła.
Uśmiechnąłem się blado i skinąłem głową. Kiedy ostatnim razem wyruszyliśmy do Dragonaru, każdy tak naprawdę odpowiadał za siebie. Dopiero później ktoś objął przywództwo. To była wielka odpowiedzialność. Wiedziałem jednak, że sytuacja jest poważna i nie ma innego wyjścia. Muszę pokierować tą grupką osób. To w naszych rękach są losy dwóch światów.


Rayne




- Kim jesteś?- Spytałam stojącego przede mną mężczyznę.
Brak odpowiedzi.
- Kim jesteś?
Nic.
- Co tu robisz?

Wampir uniósł rękę i zaczął nakreślać coś dłonią w powietrzu. Przyglądając się dokładniej zorientowałam się, iż namalował on przed sobą pentagram. Zmrużyłam oczy. Chwilę później oberwałam silnym impulsem energii, który powalił mnie na ziemię. Bolało jak cholera. Poczułam swąd spalenizny. Zerknęłam przed siebie i zobaczyłam jak na drzewach dyndają nadpalone liście.

- Co do kurwy…

Pradawny zaśmiał się ochryple a ja poczułam jak moje ciało unosi się lekko nad ziemią, a potem z wielkim impetem padam na pobliskie drzewo.
Podniosłam się z wielkim wysiłkiem. Bolały mnie chyba wszystkie gnaty. Poczułam podmuch wiatru i zostałam przygnieciona do drzewa. Wampir chwycił mnie mocno za szyję i przyglądał się swoimi czerwonymi ślepiami. Miał szpakowatą twarz i hiszpańska bródkę. Mężczyzna przechylił delikatnie głowę i spytał.

- Gdzie on jest?- Mówił powoli. Głos miał mroczny niczym serce diabła.
- Kto?- Odparłam pytaniem na pytanie.
- Gdzie on jest?- Powtórzył wampir. Ścisnął mnie mocniej.
- Gha… Kt…Kto?- Powtórzyłam.
- Dobrze wiesz.

Pradawny spojrzał mi głęboko w oczy. Czułam jak w chodzi głęboko w mój umysł. Nie byłam wstanie się obronić. Nagle usłyszeliśmy ryk. Tylko raz w swoim życiu słyszałam taki dźwięk. To był smok. Zbliżał się do nas.
Ocknęłam się pod drzewem. Siedziałam na ziemi. Rozejrzałam się, ale nie było już tego gościa z czerwonymi oczami. Usłyszałam kolejny ryk smoka. Spojrzałam ku górze i zobaczyłam ogromnego czerwonego potwora przesłaniającego niemal całe niebo. Znajdował się tuż nade mną. Byłam w gotowości. Potwór rozbłysnął, a jego smocze kształty zaczęły bardziej przypominać ludzkie.
Młody chłopak stał do mnie plecami. Był krótko ściętym blondynem o potężnej budowie ciała. Nie wyglądał jak ćpuny Artemisa. Posiadał potężną muskulaturę, jakiej niejeden mógł mu pozazdrościć.
Zrobiłam krok na przód i w tedy Czerwony Smok odwrócił głowę i zobaczyłam jego szkarłatne oczy. Dobyłam mieczy i ruszyłam na niego. Blondyn wyjął swój oręż. Długie srebrne ostrze z czarną rękojeścią z rubinem na końcu. Kiedy ostrza się zetknęły zobaczyłam opadające na ziemie iskry.
Smok wyskoczył w górę, szykując się do kolejnego ciosu. Skrzyżowałam ostrza zasłaniając się i w tedy zobaczyłam jak kolejna postać w czarnym płaszczu kopie blondyna z półobrotu. Atakujący z zaskoczenia mężczyzna stanął bez problemu na ziemi po znakomitym wyskoku. Po chwili podbiegła do mnie dziwna dziewczyna z długimi uszami. Musiała to być Elfka od Kaela, a więc facetem, który zaatakował smoka był…

- Cześć Rayne. Co słychać?- Powiedział Kael.
- Nareszcie jesteś…. Bracie.- Powiedział Smok.


Koniec Odcinka Czternastego



Mam nadzieję, że się podobało i liczę na komentarze, oraz oczywiście wymienianie błędów. przed wrzuceniem tekstu tutaj zawsze go czytam, ale nie zawsze wszystko wyłapię.

Dziękuję Smile
Odpowiedz
#2
Cześć. Jak to robi Archanioł (co w sumie mi się podoba) najpierw będzie

1. Analiza

Cytat:a szansa ponownego starcia z Kaelem, była dla mnie niewyobrażalnie kusząca.

Przecinek zbędny.

Cytat:Dostałam rozkaz, aby dowiedzieć się kim jest, ów nieumarły i zlikwidować go.

Drugi przecinek zbędny.

Cytat:Zdziwiło mnie, że dopadły mnie myśli o samotności.

Powtórzenie "mimo".

Cytat:Jeśli były w sobie zakochane to na zabój.

Przecinek przed "to".

Cytat:Owszem zdarzały mi się przelotne romanse.

Przecinek przed "zdarzały".

Cytat:Czy to, aby nie za mało?- Zastanawiałam się w duchu.

Zbędny przecinek przed "aby" i zbędna duża litera w "zastanawiałam". Oprócz tego postawiłbym spację po znaku zapytania.

Cytat:- Puść ją przeklęty!- Krzyknęłam

Spacja po wykrzykniku musi być, oprócz tego jeszcze wydaje mi się, że "krzyknęłam" napiszemy z małej, ale ktoś mi kiedyś powiedział, że wykrzyknik kończy poprzednie zdanie. Nie wypowiem się więc na ten temat.

Cytat: - Kael?- Spytałam

Tu również spacja po pytajniku.

Cytat:Nie był on zwyczajnym Dzieckiem Nocy. On był pierwotnym.

Powtórzenie "był" chyba celowe, ale mi to jednak nie pasuje.

Cytat:- Mógłbyś przestać wreszcie?-

Okej, reszty tego błędu nie będę wypisywał. Sam poszukaj.

Cytat:- O co ci chodzi? Przecież nic nie robie.- Odparłem.

Ale tutaj nie mam wątpliwości. Ponadto literówka. Piszemy "
- O co ci chodzi? Przecież nic nie robię - odparłem.
"

Cytat:- Cały czas obserwowałem go.

Niczym mistrz Yoda.

Cytat:- A więc miasto nie jest bezpieczne. – Dodała Erica.

[...] bezpieczne - dodała Erica. Ten błąd też będę omijał.

Cytat:- To mój brat. Powrócił, aby się mścić. Nie dam mu tej satysfakcji.

Elfka zmarszczyła brwi.

- Nie polecisz tam sam. Chcę lecieć z tobą.

Po co te spacje?

Cytat:Głos miał mroczny niczym serce diabła.

Czy serce diabła jest mhroczne?

Cytat:Potwór rozbłysnął,

Rozbłysnął...? Nie wiem, może zabłyszczał, czy coś takiego, ale nie rozbłysnął Big Grin

Cytat:Był krótko ściętym blondynem o potężnej budowie ciała. Nie wyglądał jak ćpuny Artemisa. Posiadał potężną muskulaturę, jakiej niejeden mógł mu pozazdrościć.

Pogrubione - powtórzenie.

2. Zestawienie

Język - Prościutki, taki szkolny bardziej. Posiadasz bardzo ubogie słownictwo, ponadto w kilku miejscach są powtórzenia.
Logika - Z tym akurat nie ma problemów, choć nie czytałem reszty odcinków.
Interpunkcja - Słabo. Trzeba nad tym jeszcze popracować. Mogę Ci polecić http://www.inkaustus.pl/temat-zasady-pis...log%C3%B3w i http://www.inkaustus.pl/temat-interpunkcja-przecinki
Bohaterowie - Tu się nie wypowiem, musiałbym przeczytać resztę.
Pomysł - Nic specjalnego. Jest jakiś zły gościu, jakieś wampiry, smoki, elfy, ludzie i tak dalej. W sumie, to nawet dobrze, ale jak dotarłem do momentu, że tym dwóm światom zagraża jakieś tam niebezpieczeństwo, to odechciało mi się czytać.

3. Podsumowanie

Tekst słaby, nawet bardzo. Nic oryginalnego. Masz problemy z pisaniem dialogów, czyta się przez to bardzo opornie. Rozmowy bohaterów są miejscami bardzo sztuczne.

4. Plusy i Minusy


Plusy:

- ciekawa postać Rayne
- również ciekawy wątek o tych smokach (swoją drogą, jak ta nowa Shyvanna z Lol'a)

Minusy:

- toporność tekstu
- sztuczne dialogi
- źle postawione przecinki
- dobro - zło, czyli wyeksploatowany pomysł.

OCENA NUMERYCZNA 1-10:

3,5/10




"Człowiek rodzi się, by umrzeć."
Moje kreacje na Inku:
Jakub Wędrowycz - Polowanie na Czarownicę Pavlę (fanfiction)
Jakub Wędrowycz - Włamanie do aresztu (fanfiction)
Odpowiedz
#3
Odcinek 15: Pojedynek

Rayne




Cofnęłam kroku wraz z Elfką. Wymieniłyśmy spojrzenia, żeby upewnić się, iż myślimy o tym samym. Między braćmi miało dojść za chwilę do walki. Napięcie rosło z każdą upływającą sekundą. Wampir i smok stali naprzeciwko siebie wyczekując odpowiedniego momentu do rozpoczęcia pojedynku.

- Rayne, Erico. Mam prośbę. Znajdzie pozostałe dwa smoki. Trzeba się ich pozbyć jak najszybciej. – powiedział Kael.

Skinęłam tylko głową. Nigdy nie uciekałam przed walką, ale tym razem bałam się tego co może nastąpić. Chwyciłam Ericę, za rękę i pobiegłyśmy jak najdalej od pola bitwy. Długoucha nie była zadowolona z pomysłu wampira, ale jakaś jej część zmuszona była do akceptacji jego decyzji. Zupełnie jakby otrzymała rozkaz. Po chwili namysłu stwierdziłam, że to istotnie był rozkaz.



Kael



Dziewczyny opuściły park. Byłem już spokojniejszy. Pojedynek z Xavierem na pewno nie będzie należał do najprzyjemniejszych. Ostatnim razem ledwo uszedłem z życiem. Smok nie spuszczał ze mnie swego szkarłatnego wzroku. Uśmiechnął się do mnie zupełnie jakby nic złego nie miało się stać.

- Trochę nam się pokomplikowało braciszku. – zaczął.
- Zebrało ci się na pogaduszki? Może chcesz iść do spowiedzi?
- Och, Kaelu. Daję ci tylko do zrozumienia, że jestem gotowy ci przebaczyć.
- Przebaczyć? Ty mnie?! O czym ty gadasz?
- Chciałbym zakończyć braterskie waśnie.
- Bez jaj… Myślisz, że tak po prostu ci w to uwierzę?
- Spójrz na mnie. No czy te oczy mogą kłamać? – spytał poruszając zalotnie powiekami jak kobieta.
- Bo się porzygam. – powiedziałem i sięgnąłem po miecz.
- Cóż. Próbowałem.

Ostrze mego miecza zajęło się błękitnym ogniem. Xavier z poważną miną ruszył do ataku. Ostrza naszych mieczy zderzyły się. Odepchnąłem smoka, tak mocno, że ten upadł na ziemię. Nie spodziewałem się, że postąpię w taki sposób, ale podbiegłem i kopnąłem, próbującego się podnieść rywala w twarz. Takie zachowanie nie było honorowe, ale w moim odczuciu walka ta nie miała w sobie nic honorowego. Mym bratem kierowała chęć zemsty, a ja… Ja chciałem się go pozbyć jak najszybciej.
Smok zerwał się na równe nogi i w mgnieniu oka znalazł się przede mną wymierzając mi silny cios z pięści w twarz. Następnie szybkim ruchem skierował drugą pięść w brzuch i w podbródek a na koniec oberwałem z półobrotu w klatkę piersiową. Miecz św. Jerzego wypadł z moich rąk. Chciałem się podnieść, ale spostrzegłem Xaviera spadającego na mnie z łokciem wymierzonym w mój brzuch. W ostatniej chwili zrobiłem unik i przeturlałem się kawałek.
Kiedy wstałem poczułem dziwne wibracje energii, ale nie była to moc mego brata. Jakiś czas wcześniej był tu ktoś mi znany. Byłem jednak zbyt zajęty walką z bratem, żeby skupić się na rozpoznaniu tej drugiej energii.
Chwilę mojego zamyślenia wykorzystał smok, atakując wślizgiem i podcinając mi nogi. Upadając odbiłem się rękoma od ziemi i wyskoczyłem w górę. Latanie było jednym z najprzyjemniejszych uczuć. Xavier zniknął. Zacząłem się rozglądać. Odwróciłem się krzyżując ręce nad głową, aby zablokować nadchodzący cios. Xavier nie zrezygnował i kopnął mnie z całej siły w bok. Zgiąłem się bólu i spadłem na ziemię.
Podnosząc się usłyszałem jak smok powoli do mnie podchodzi. Uzyskał przewagę, więc poczuł się pewniej. Potrzebowałem czegoś mocnego, aby go powalić. Mając do dyspozycji dragonarską magię miałem szerokie pole manewru. Zacząłem wypowiadać po ciuchu zaklęcie.

- Czerni ciemniejsza niż oczy samej nocy. Wyzwól moc piekła i daj mi ją w ręce. Niechaj rozpali się piekło mej duszy. Śmierć niech zapuka do mojego serca!

W moich dłoniach pojawiła się czarna kosa, z której biła mroczna energia czarnej magii. Smok przystanął i uśmiechnął się chytrze.

- Sądzisz, że te tanie sztuczki uratują cię przed śmiercią? – spytał.
- Przyszło mi to do głowy.

Zniknąłem w ułamku sekundy. Tego mój rywal nie przewidział. Sekundę później mój oręż uderzył w Xaviera zadając mu nie tylko niewyobrażalnie silny ból, ale i wywołał intensywne krwawienie. Każdy cios zadawałem z coraz większą siłą. W pewnym momencie osłabiony smok chwycił za ostrze kosy i ściskając ją zneutralizował zaklęcie.
Mój brat był poważnie ranny, ale za dobrze go znałem i wiedziałem, że to go nie powstrzyma przed zemstą. Plunął mi w twarz swoją krwią i lekko się chwiejąc uderzył w brzuch. Odparowałem cios. Xavier zarechotał i wymierzył pięścią w podbródek.
Uderzenie było precyzyjne i silne. Przekoziołkowałem i padłem na ziemię.



Artemis



Biegłem co sił, byleby tylko uniknąć kolejnego śmiercionośnego promienia. Gonił mnie Paradise. Blond włosy smok. Nie mam pojęcia dlaczego dostał rozkaz zabicia mnie. Schowałem się za jednym z tokijskich budynków. Byłem osłabiony. Potrzebowałem krwi i to natychmiast. Usłyszałem kroki. W moją stronę szła kobieta, stukanie obcasów stawało się coraz wyraźniejsze.
Azjatka przyglądała mi się z zaciekawieniem. Uśmiechnąłem się do niej zalotnie i spojrzałem jej głęboko w oczy. Długowłosa Japonka nie poruszyła się ani na krok. Mój wzrok sparaliżował ją całkowicie. Nie tracąc czasu odchyliłem lekko głowę kobiety, obnażyłem kły i wgryzłem się w delikatne ciało ofiary. Zastawiłem jej usta dłonią, aby stłumić krzyk.
Puściłem ją nieprzytomną, a ta osunęła się na ziemię. Pozostawiłem ją tam i zacząłem uciekać dalej. Paradise’a nie było nigdzie w pobliżu. Musiałem się ukryć i jak najszybciej skontaktować się z Kaelem.



Adam Neex



Wraz z Kumiko przyjechaliśmy do jej domu. Usiadłem przy stoliku, a dziewczyna zaparzyła mi herbaty. Siedzieliśmy po turecku. Wampirzyca popijała krew z kupka przez słomkę. Miałem poczucie, że minęły całe wieki odkąd byłem tu ostatni raz. Dom mieścił w sobie wiele wspomnień. Niestety tych smutnych. Kiedy woda się zagotowała, Kumiko podała mi filiżankę herbaty.

- Wybacz Adamie, ale zabrakło mi jakiegokolwiek alkoholu.
- Nie szkodzi. I tak nie mam ochoty. Herbata w zupełności mnie uszczęśliwia.
- Wiesz… Tyle się ostatnio wydarzyło. – zaczęła dziewczyna przysiadając się do mnie. – Straciłam kolejną osobę, na której mi zależało.
- Wiem Kumiko. Nie jest łatwo poradzić sobie ze stratą bliskich osób. Alex był dla mnie wzorem. Był jak Ojciec, Guru. Teraz go nie ma. Teraz ja stałem się ojcem dla pozostałych… Zawsze bałem się tego dnia. Sądziłem, że to Kael zostanie przywódcą VHO, ale jest wampirem i…
- Ćśśśśś… - uciszyła, mnie Kumiko przykładając palec do ust.- Nic nie mów.

Patrzyliśmy na siebie przez kilka sekund, które zdawały się być wiecznością. Po chwili nasze usta zetknęły się. Czerpałem rozkosz z jej ust. Wampirzyca wysunęła kły. Zahaczyłem o nie językiem i przeciąłem go. Krew napłynęła Kumiko do ust. Dziewczyna czując jej smak przycisnęła mnie do ziemi i zaczęła całować coraz namiętniej. Wampirzyca zerwała ze mnie koszulę i spodnie, a ja ściągnąłem jej bluzkę. Byliśmy jak w transie. Nigdy wcześniej nie czułem niczego podobnego. Seks z krwiopijczynią, był ryzykowny, ale w tym momencie pragnąłem tego bardziej niż niczego innego na świecie.
Kumiko złapała mnie za ramiona i w ułamku sekundy rzuciła na łóżko w pokoju na piętrze. Kochaliśmy się długo. Dziewczyna była namiętna, spokojna i dzika. Te chwile były wręcz nie do opisania.

Następnego dnia praktycznie bez słowa ruszyliśmy wypełnić naszą misję. Miałem poczucie tego, że wytworzyła się między nami jakaś więź. Docierało do mnie, że powoli zakochiwałem się w niej.
Staliśmy teraz na polanie niedaleko domu wampirzycy. To tutaj po raz pierwszy otworzył się portal. To w tym miejscu przeszliśmy do Dragonaru.


Kumiko




Stojąc na polanie przed moim domem rozglądaliśmy się uważnie. Poczułam dziwne wibracje. Nie byliśmy tutaj sami. Po chwili zostaliśmy otoczeni, przez grupę zakapturzonych łuczników. Wraz z Adamem cofnęliśmy kroku.

- W imieniu Salastry! Stać! – krzyknął jeden z osobników.
- Czarne Elfy. - Syknął Adam.
- Poddajcie się bez walki, a nic wam się nie stanie.
- Ja mogłabym szybko zareagować. – powiedziałam do Adama. – Ale oni mogą równie szybko załatwić ciebie.
- Masz jakieś inne pomysły?
- Sądziłam, że ty na coś wpadniesz.

Nagle nad nami pojawiły się czerwone jak krew chmury, z których zaczął padać ognisty deszcz. Elfy zaczęły w popłochu uciekać. Ku naszemu zdumieniu ogniste krople omijały nas szerokim łukiem. Dragonardczycy zniknęli, a my zastawialiśmy się co, albo kto wywołał ognisty deszcz.

- Kael? - Spytałam ni to Adama, ni to samą siebie.
- Czemu sądzisz, ze tylko Kael, potrafi panować nad magią? – zabrzmiał kobiecy głos za naszymi plecami.

Naszym oczom ukazała się piękna blondynka o niebieskich oczach ubrana w czarny T-Shirt i obcisłe jeansy. Na nogach miała wygodne adidasy.

- Martha?- Spytałam zaskoczona.
- A kogo się spodziewałaś? Świętego Mokołaja?
- Co ty tu robisz?
- Oj nie kochana. To ja tu zadaje pytania. Gdzie do cholery jest Kael de Kvatch!?


Kael



Xavier nie dawał za wygraną. Zaskoczyło mnie jak szybko odzyskuje siły. Jego ciało nie było już zakrwawione, a siła była niemal taka sama jak na początku walki. Ktoś mu pomagał. Musiałem się dowiedzieć kto to był. Teraz nasz pojedynek wyglądał jak zabawa w berka. On starał się trafić we mnie pięściami, a ja wykonywałem zgrabne uniki. W końcu odparowałem jeden z ciosów Czerwonego Smoka i wymierzyłem mu silnego kopniaka w twarz. Mój brat wzbił się dość wysoko, ja ruszyłem w jego stronę i splecionymi dłońmi zadałem silny cios w głowę. Xavier wbił się w ziemię. Złożyłem ręce jak do modlitwy.

- Pora to zakończyć! – krzyknąłem do brata. - Ciemności piękna, ciemności młoda. Niechaj niewiernych wszystkich mych wrogów rychło zabije Twoja uroda. Niech ból spowije ciało pyszałka, który swą pychą uraził i spaczył wszystko co kochasz kochana ciemności. Zniszcz i złam duszę tych ścierw nieokiełznanych co przeciw Tobie wyszli pokonani!

Ciało mojego brata skamieniało momentalnie. Przynajmniej dla mnie tak to wyglądało. Dla niego były to najgorsze chwile życia. Czarny Pacierz dawał mi nadzieję na to, że mój brat więcej do życia nie wróci. Jedyne co powinienem zrobić, żeby się w tym upewnić to przeżyć, przez najbliższą dobę.
Nie czekając dłużej ruszyłem na poszukiwania Rayne i Ericki.



Xavier



Jedyne co pamiętam to przeogromny ból pękającej duszy. Mój jebany braciszek użył na mnie Czarnego Pacierza. Kiedy się ocknąłem i zobaczyłem, że jednak żyję stwierdziłem, że ktoś zdołał zabić Kaela. Jednak zmieniłem zdanie, kiedy przede mną znalazłem zalakowaną kopertę zaadresowaną do mnie. W środku znajdował się list.

Drogi Xavierze,
Uważnie obserwowałem waszą walkę i muszę stwierdzić, iż dużo sobą reprezentujesz. Jest to jednak za mało, żeby pokonać Kaela. Chcę ci pomóc w tym dziele. Jestem przyjacielem i to dzięki mnie jeszcze żyjesz. Znalazłem sposób na zneutralizowanie działania czaru, jaki użył na tobie twój adopcyjny brat. Liczę, że ruszysz za nim w pogoń i uporasz się z tym problemem jakim jest wiecznie żywy Kael de Kvatch.
Z poważaniem. M. de Kvatch.


Po przeczytaniu listu zgniotłem kartkę i spaliłem ją w dłoni. Zmieniłem się w smoka i ruszyłem znaleźć brata pałając jeszcze większą rządzą zemsty.

Koniec Odcinka Piętnastego



(05-12-2011, 11:19)Kael de Kvatch napisał(a):
Odcinek 15: Pojedynek

Rayne




Cofnęłam kroku wraz z Elfką. Wymieniłyśmy spojrzenia, żeby upewnić się, iż myślimy o tym samym. Między braćmi miało dojść za chwilę do walki. Napięcie rosło z każdą upływającą sekundą. Wampir i smok stali naprzeciwko siebie wyczekując odpowiedniego momentu do rozpoczęcia pojedynku.

- Rayne, Erico. Mam prośbę. Znajdzie pozostałe dwa smoki. Trzeba się ich pozbyć jak najszybciej. – powiedział Kael.

Skinęłam tylko głową. Nigdy nie uciekałam przed walką, ale tym razem bałam się tego co może nastąpić. Chwyciłam Ericę, za rękę i pobiegłyśmy jak najdalej od pola bitwy. Długoucha nie była zadowolona z pomysłu wampira, ale jakaś jej część zmuszona była do akceptacji jego decyzji. Zupełnie jakby otrzymała rozkaz. Po chwili namysłu stwierdziłam, że to istotnie był rozkaz.



Kael



Dziewczyny opuściły park. Byłem już spokojniejszy. Pojedynek z Xavierem na pewno nie będzie należał do najprzyjemniejszych. Ostatnim razem ledwo uszedłem z życiem. Smok nie spuszczał ze mnie swego szkarłatnego wzroku. Uśmiechnął się do mnie zupełnie jakby nic złego nie miało się stać.

- Trochę nam się pokomplikowało braciszku. – zaczął.
- Zebrało ci się na pogaduszki? Może chcesz iść do spowiedzi?
- Och, Kaelu. Daję ci tylko do zrozumienia, że jestem gotowy ci przebaczyć.
- Przebaczyć? Ty mnie?! O czym ty gadasz?
- Chciałbym zakończyć braterskie waśnie.
- Bez jaj… Myślisz, że tak po prostu ci w to uwierzę?
- Spójrz na mnie. No czy te oczy mogą kłamać? – spytał poruszając zalotnie powiekami jak kobieta.
- Bo się porzygam. – powiedziałem i sięgnąłem po miecz.
- Cóż. Próbowałem.

Ostrze mego miecza zajęło się błękitnym ogniem. Xavier z poważną miną ruszył do ataku. Ostrza naszych mieczy zderzyły się. Odepchnąłem smoka, tak mocno, że ten upadł na ziemię. Nie spodziewałem się, że postąpię w taki sposób, ale podbiegłem i kopnąłem, próbującego się podnieść rywala w twarz. Takie zachowanie nie było honorowe, ale w moim odczuciu walka ta nie miała w sobie nic honorowego. Mym bratem kierowała chęć zemsty, a ja… Ja chciałem się go pozbyć jak najszybciej.
Smok zerwał się na równe nogi i w mgnieniu oka znalazł się przede mną wymierzając mi silny cios z pięści w twarz. Następnie szybkim ruchem skierował drugą pięść w brzuch i w podbródek a na koniec oberwałem z półobrotu w klatkę piersiową. Miecz św. Jerzego wypadł z moich rąk. Chciałem się podnieść, ale spostrzegłem Xaviera spadającego na mnie z łokciem wymierzonym w mój brzuch. W ostatniej chwili zrobiłem unik i przeturlałem się kawałek.
Kiedy wstałem poczułem dziwne wibracje energii, ale nie była to moc mego brata. Jakiś czas wcześniej był tu ktoś mi znany. Byłem jednak zbyt zajęty walką z bratem, żeby skupić się na rozpoznaniu tej drugiej energii.
Chwilę mojego zamyślenia wykorzystał smok, atakując wślizgiem i podcinając mi nogi. Upadając odbiłem się rękoma od ziemi i wyskoczyłem w górę. Latanie było jednym z najprzyjemniejszych uczuć. Xavier zniknął. Zacząłem się rozglądać. Odwróciłem się krzyżując ręce nad głową, aby zablokować nadchodzący cios. Xavier nie zrezygnował i kopnął mnie z całej siły w bok. Zgiąłem się bólu i spadłem na ziemię.
Podnosząc się usłyszałem jak smok powoli do mnie podchodzi. Uzyskał przewagę, więc poczuł się pewniej. Potrzebowałem czegoś mocnego, aby go powalić. Mając do dyspozycji dragonarską magię miałem szerokie pole manewru. Zacząłem wypowiadać po ciuchu zaklęcie.

- Czerni ciemniejsza niż oczy samej nocy. Wyzwól moc piekła i daj mi ją w ręce. Niechaj rozpali się piekło mej duszy. Śmierć niech zapuka do mojego serca!

W moich dłoniach pojawiła się czarna kosa, z której biła mroczna energia czarnej magii. Smok przystanął i uśmiechnął się chytrze.

- Sądzisz, że te tanie sztuczki uratują cię przed śmiercią? – spytał.
- Przyszło mi to do głowy.

Zniknąłem w ułamku sekundy. Tego mój rywal nie przewidział. Sekundę później mój oręż uderzył w Xaviera zadając mu nie tylko niewyobrażalnie silny ból, ale i wywołał intensywne krwawienie. Każdy cios zadawałem z coraz większą siłą. W pewnym momencie osłabiony smok chwycił za ostrze kosy i ściskając ją zneutralizował zaklęcie.
Mój brat był poważnie ranny, ale za dobrze go znałem i wiedziałem, że to go nie powstrzyma przed zemstą. Plunął mi w twarz swoją krwią i lekko się chwiejąc uderzył w brzuch. Odparowałem cios. Xavier zarechotał i wymierzył pięścią w podbródek.
Uderzenie było precyzyjne i silne. Przekoziołkowałem i padłem na ziemię.



Artemis



Biegłem co sił, byleby tylko uniknąć kolejnego śmiercionośnego promienia. Gonił mnie Paradise. Blond włosy smok. Nie mam pojęcia dlaczego dostał rozkaz zabicia mnie. Schowałem się za jednym z tokijskich budynków. Byłem osłabiony. Potrzebowałem krwi i to natychmiast. Usłyszałem kroki. W moją stronę szła kobieta, stukanie obcasów stawało się coraz wyraźniejsze.
Azjatka przyglądała mi się z zaciekawieniem. Uśmiechnąłem się do niej zalotnie i spojrzałem jej głęboko w oczy. Długowłosa Japonka nie poruszyła się ani na krok. Mój wzrok sparaliżował ją całkowicie. Nie tracąc czasu odchyliłem lekko głowę kobiety, obnażyłem kły i wgryzłem się w delikatne ciało ofiary. Zastawiłem jej usta dłonią, aby stłumić krzyk.
Puściłem ją nieprzytomną, a ta osunęła się na ziemię. Pozostawiłem ją tam i zacząłem uciekać dalej. Paradise’a nie było nigdzie w pobliżu. Musiałem się ukryć i jak najszybciej skontaktować się z Kaelem.



Adam Neex



Wraz z Kumiko przyjechaliśmy do jej domu. Usiadłem przy stoliku, a dziewczyna zaparzyła mi herbaty. Siedzieliśmy po turecku. Wampirzyca popijała krew z kupka przez słomkę. Miałem poczucie, że minęły całe wieki odkąd byłem tu ostatni raz. Dom mieścił w sobie wiele wspomnień. Niestety tych smutnych. Kiedy woda się zagotowała, Kumiko podała mi filiżankę herbaty.

- Wybacz Adamie, ale zabrakło mi jakiegokolwiek alkoholu.
- Nie szkodzi. I tak nie mam ochoty. Herbata w zupełności mnie uszczęśliwia.
- Wiesz… Tyle się ostatnio wydarzyło. – zaczęła dziewczyna przysiadając się do mnie. – Straciłam kolejną osobę, na której mi zależało.
- Wiem Kumiko. Nie jest łatwo poradzić sobie ze stratą bliskich osób. Alex był dla mnie wzorem. Był jak Ojciec, Guru. Teraz go nie ma. Teraz ja stałem się ojcem dla pozostałych… Zawsze bałem się tego dnia. Sądziłem, że to Kael zostanie przywódcą VHO, ale jest wampirem i…
- Ćśśśśś… - uciszyła, mnie Kumiko przykładając palec do ust.- Nic nie mów.

Patrzyliśmy na siebie przez kilka sekund, które zdawały się być wiecznością. Po chwili nasze usta zetknęły się. Czerpałem rozkosz z jej ust. Wampirzyca wysunęła kły. Zahaczyłem o nie językiem i przeciąłem go. Krew napłynęła Kumiko do ust. Dziewczyna czując jej smak przycisnęła mnie do ziemi i zaczęła całować coraz namiętniej. Wampirzyca zerwała ze mnie koszulę i spodnie, a ja ściągnąłem jej bluzkę. Byliśmy jak w transie. Nigdy wcześniej nie czułem niczego podobnego. Seks z krwiopijczynią, był ryzykowny, ale w tym momencie pragnąłem tego bardziej niż niczego innego na świecie.
Kumiko złapała mnie za ramiona i w ułamku sekundy rzuciła na łóżko w pokoju na piętrze. Kochaliśmy się długo. Dziewczyna była namiętna, spokojna i dzika. Te chwile były wręcz nie do opisania.

Następnego dnia praktycznie bez słowa ruszyliśmy wypełnić naszą misję. Miałem poczucie tego, że wytworzyła się między nami jakaś więź. Docierało do mnie, że powoli zakochiwałem się w niej.
Staliśmy teraz na polanie niedaleko domu wampirzycy. To tutaj po raz pierwszy otworzył się portal. To w tym miejscu przeszliśmy do Dragonaru.


Kumiko




Stojąc na polanie przed moim domem rozglądaliśmy się uważnie. Poczułam dziwne wibracje. Nie byliśmy tutaj sami. Po chwili zostaliśmy otoczeni, przez grupę zakapturzonych łuczników. Wraz z Adamem cofnęliśmy kroku.

- W imieniu Salastry! Stać! – krzyknął jeden z osobników.
- Czarne Elfy. - Syknął Adam.
- Poddajcie się bez walki, a nic wam się nie stanie.
- Ja mogłabym szybko zareagować. – powiedziałam do Adama. – Ale oni mogą równie szybko załatwić ciebie.
- Masz jakieś inne pomysły?
- Sądziłam, że ty na coś wpadniesz.

Nagle nad nami pojawiły się czerwone jak krew chmury, z których zaczął padać ognisty deszcz. Elfy zaczęły w popłochu uciekać. Ku naszemu zdumieniu ogniste krople omijały nas szerokim łukiem. Dragonardczycy zniknęli, a my zastawialiśmy się co, albo kto wywołał ognisty deszcz.

- Kael? - Spytałam ni to Adama, ni to samą siebie.
- Czemu sądzisz, ze tylko Kael, potrafi panować nad magią? – zabrzmiał kobiecy głos za naszymi plecami.

Naszym oczom ukazała się piękna blondynka o niebieskich oczach ubrana w czarny T-Shirt i obcisłe jeansy. Na nogach miała wygodne adidasy.

- Martha?- Spytałam zaskoczona.
- A kogo się spodziewałaś? Świętego Mokołaja?
- Co ty tu robisz?
- Oj nie kochana. To ja tu zadaje pytania. Gdzie do cholery jest Kael de Kvatch!?


Kael



Xavier nie dawał za wygraną. Zaskoczyło mnie jak szybko odzyskuje siły. Jego ciało nie było już zakrwawione, a siła była niemal taka sama jak na początku walki. Ktoś mu pomagał. Musiałem się dowiedzieć kto to był. Teraz nasz pojedynek wyglądał jak zabawa w berka. On starał się trafić we mnie pięściami, a ja wykonywałem zgrabne uniki. W końcu odparowałem jeden z ciosów Czerwonego Smoka i wymierzyłem mu silnego kopniaka w twarz. Mój brat wzbił się dość wysoko, ja ruszyłem w jego stronę i splecionymi dłońmi zadałem silny cios w głowę. Xavier wbił się w ziemię. Złożyłem ręce jak do modlitwy.

- Pora to zakończyć! – krzyknąłem do brata. - Ciemności piękna, ciemności młoda. Niechaj niewiernych wszystkich mych wrogów rychło zabije Twoja uroda. Niech ból spowije ciało pyszałka, który swą pychą uraził i spaczył wszystko co kochasz kochana ciemności. Zniszcz i złam duszę tych ścierw nieokiełznanych co przeciw Tobie wyszli pokonani!

Ciało mojego brata skamieniało momentalnie. Przynajmniej dla mnie tak to wyglądało. Dla niego były to najgorsze chwile życia. Czarny Pacierz dawał mi nadzieję na to, że mój brat więcej do życia nie wróci. Jedyne co powinienem zrobić, żeby się w tym upewnić to przeżyć, przez najbliższą dobę.
Nie czekając dłużej ruszyłem na poszukiwania Rayne i Ericki.



Xavier



Jedyne co pamiętam to przeogromny ból pękającej duszy. Mój jebany braciszek użył na mnie Czarnego Pacierza. Kiedy się ocknąłem i zobaczyłem, że jednak żyję stwierdziłem, że ktoś zdołał zabić Kaela. Jednak zmieniłem zdanie, kiedy przede mną znalazłem zalakowaną kopertę zaadresowaną do mnie. W środku znajdował się list.

Drogi Xavierze,
Uważnie obserwowałem waszą walkę i muszę stwierdzić, iż dużo sobą reprezentujesz. Jest to jednak za mało, żeby pokonać Kaela. Chcę ci pomóc w tym dziele. Jestem przyjacielem i to dzięki mnie jeszcze żyjesz. Znalazłem sposób na zneutralizowanie działania czaru, jaki użył na tobie twój adopcyjny brat. Liczę, że ruszysz za nim w pogoń i uporasz się z tym problemem jakim jest wiecznie żywy Kael de Kvatch.
Z poważaniem. M. de Kvatch.


Po przeczytaniu listu zgniotłem kartkę i spaliłem ją w dłoni. Zmieniłem się w smoka i ruszyłem znaleźć brata pałając jeszcze większą rządzą zemsty.

Koniec Odcinka Piętnastego

Odpowiedz
#4
Odcinek 16: Początek podróży



Maximilien De Kvatch

Trzy tygodnie wczesniej, Watykan



- Nareszcie! Nareszcie moja potęga odrodzi się. Już wkrótce ten świat padnie u mych stup, a ja Maximilien de Kvatch stanę się jego niekwestionowanym władcą.

Wiedziałem doskonale, że chwila mojego tryumfu jest bliska. Zgromadziłem na nowo wszystkie swoje księgi. Czułem jak moja moc budzi się z głębokiego snu. Siedziałem w swoim gabinecie z nadzieją, że nikt mi nie będzie przeszkadzał. Po chwili jednak usłyszałem pukanie do drzwi.
Schowałem okultystyczne księgi i poszedłem otworzyć. W przejściu stał młody ksiądz. Był wysoki, o krótkich brązowych włosach i zielonych oczach. Rzygać mi się chciało na sam jego widok. Przepełniała go… Dobroć. Dobroć, której ja nie pojmowałem. Dobroć chrześcijańska, tfu!
- Witaj Ojcze Święty. - powiedział młodzieniec.
- Szczęść Boże, księże. - odparłem.
- Czy mógłbym zająć Waszej Świątobliwości chwilę czasu?
- Ależ… Naturalnie. Zapraszam.

Nie miałem najmniejszej ochoty nikogo gościć. Zwłaszcza teraz, ale pojawienie się tu tego klechy mogło okazać się dla mnie korzystne.
Ksiądz rozglądał się po moim gabinecie nieco zaniepokojony. W pomieszczeniu panował istnie mroczny klimat. Ciemności rozświetlane przez pojedyncze świece i ogólny bałagan. Zaniedbywałem się ostatnimi czasy.

- Usiądź drogi chłopcze. Co cię do mnie sprowadza?
- Drogi Ojcze Święty wiem, że takie rozmowy powinno odbywać się w konfesjonale, ale ja nie mogłem czekać. – powiedział siadając na zakurzonym fotelu.
- Nawet jeśli, to wnioskuję, iż jest to sprawa niecierpiąca zwłoki mój synu. Skoro pragniesz zabrać mi czas, mów w czym rzecz.
- Wasza Świątobliwość zapewne wie, czym się zajmuję.
- Wspierasz nieuleczalnie chore dzieci i ich rodziny.
- Właśnie. W ostatnich dniach zmarł jeden z chłopców, chorych na białaczkę. Jego matka samotnie go wychowywała….

O ciemności… To chyba powinna się cieszyć, że nie ma już gówniarza na karku.- Pomyślałem kiedy ksiądz gadał dalej.

- …. Spotkałem się z nią kilka razy, była bardzo załamana. Wczoraj doszło do incydentu, do którego dojść nie powinno. Ta kobieta pocałowała mnie. Nie wiem jak to się stało i…
- I co w związku z tym? Mam ci udzielić ślubu?

Klecha spojrzał na mnie zdumiony.

- Oj… Ojcze Święty…
- Wybacz, mi synu. Uniosłem się gniewem. – powiedziałem rozumiejąc swój błąd.

Nagle poczułem głód. Głód, którego dawno już nie odczuwałem. Łaknienie krwi. Młody duchowny, był zestresowany i jego serce biło szybciej niż normalnie. Poczułem jak kły mi się wydłużają. Moje ciało przeszył dreszcz. Zacząłem się przyglądać młodemu księdzu wsłuchując się w jego przyspieszające tętno.

- Ten pocałunek proszę, Waszej Świątobliwości nie był z mojej winy. To była inicjatywa tej kobiety, ja…
- Wiem, synu. Ta nieszczęsna matka straciła swe dziecko. Postarajmy się zrozumieć jej ból. Była zagubiona i potrzebowała wsparcia. – podszedłem do księdza i nachyliłem się. – Odpuszczam ci grzechy, ale musisz odbyć pokutę.
- Jaką?
- Ile jesteś wstanie zrobić dla Jezusa, by go przerosić?
- Zrobię wszystko, aby odzyskać jego miłość.

Spojrzałem księdzu głęboko w oczy i zahipnotyzowałem go. Klecha siedział sparaliżowany, jednak zdawał sobie sprawę z tego co się dzieje. Czuł zagrożenie. Chciał krzyczeć, ale nie był wstanie. Na jego twarzy malowało się teraz przerażenie. Uwielbiałem, kiedy moje ofiary się bały. Chwyciłem głowę młodzieńca i lekko ją odchyliłem. Obnażyłem kły i wbiłem je w ciało księdza. Krew spłynęła ciurkiem z jego szyi, a ja zacząłem ją chłeptać. Miałem wrażenie, jakby minęły całe wieki od ostatniego takiego posiłku.
Młody duchowny upadł na ziemię całkowicie osuszony.

- Muszę pozbyć się ciała. – powiedziałem do siebie wycierając resztkę krwi z ust.


Rayne



Kael znalazł nas dość szybko. Siedziałam z Ericą w jakimś pubie. Obskurna melina, ale miałyśmy tylko przeczekać. Wampir wkroczył do lokalu i stanął obok nas.

- Załatwione. Xavier poległ.
- To świetnie, Kaelu. – powiedziała Erica z radością w glosie.
- Co dalej? – spytałam po chwili.
- Więc chcesz dołączyć do drużyny?
- Tak. Nie zamierzam siedzieć z założonymi rękami, kiedy ty będziesz się dobrze bawił.
- Heh. – zaśmiał się.
- Kaelu, a pozostałe smoki? – spytała nagle elfka.
- Bez Xaviera nie wiele zrobią. Sądzę, że już wróciły do Dragonaru.
- To co my tu jeszcze robimy? Zabierzesz nas na swoim smoczym grzbiecie?
- Oczywiście Rayne. Chyba, że…- zmierzył mnie wzrokiem.- … Ważysz więcej niż na to wyglądasz.
- Co?!

Wkurzona wybiegłam za Kaelem z pubu. Erica pobiegła za nami. Nie wiem dlaczego, ale poczułam się jak dziecko i było mi z tym nawet dobrze. Przez krótką chwilę wraz z młodym de Kvatch’em bawiłam się w berka. W pewnym momencie wampir przystanął i zmienił się w złotego pięknego smoka.

- Wskakujcie. – powiedział donośnym głosem.


Kael


Dość szybko dotarliśmy do Japonii. Kumiko czekała na nas przed domem. Kiedy podeszliśmy, wydała mi się lekko zaniepokojona.

- Cześć. Wszystko gra? – spytałem.
- Tak… Jest O.K.
- Na pewno? Wydajesz się być zdenerwowana. – wtrąciła Rayne.
- To nic. Naprawdę.
- Czołem drużyno. - Powiedział Adam wychodząc z domu. – Jesteście gotowi?
- A przygotowałeś plecaki z zapasami?
- Się rozumie. Wejdźmy po nie do środka.

Zabraliśmy przygotowane przez Adama rzeczy i ruszyliśmy w drogę. Kumiko wciąż wyglądała, jakby coś ją niepokoiło. Dotarliśmy już do miejsca, gdzie znajdował się portal, a w tedy i ja poczułem się nieswojo. Zawiał lekki wiatr, a do moich nozdrzy doleciała znajoma woń. Spojrzałem za siebie.
- Martha! – syknąłem.
- Kael. W końcu!
- Chcesz walczyć?
- Nie. – Powiedziała podchodząc bardzo blisko. W ułamku sekundy złożyła pocałunek na moich ustach. – Chcę ci pomóc.

Stanąłem jak wryty. Spojrzałem na Kumiko i Adama. Dwójka moich przyjaciół wzruszyła tylko ramionami.

- Kobiety. Kto je zrozumie.- Powiedział Adam.

Ja stałem dalej, niczym posąg. Cała reszta ruszyła dalej. Czułem się jakby w letargu. Nie ogarniałem.

- Idziesz?- Zabrzmiał głos wampirzycy.
- Tak… Tak, idę. – Odparłem podążając za Marthą.



Koniec Odcinka Szesnastego
Odpowiedz
#5
Odcinek 17: Długa droga do zamku



Kael



Szliśmy przez stary, wyniszczony las. Otaczała nas wysuszona trawa i wypalone drzewa. To co kiedyś było najwspanialszym pomnikiem przyrody w Dragonarze, stało się obrazem rozpaczy Matki Natury. Erica nie była wstanie przestać płakać. Cierpiała wraz z lasem, a raczej z tym co niego zostało.

- Erico. Głowa do góry. Wasi druidzi poradzą sobie z tym problemem.
- Kaelu… Ten las był dumą całego Dragonaru. Elfy mają legendę. W momencie, gdy ten las umrze. Dragonar upadnie i już nigdy się nie odrodzi. – powiedziała dziewczyna.
- Poradzimy sobie z tym. Zwyciężymy, tak jak zawsze.

Elfka otarła łzy i wtuliła się we mnie. Czułem jakbym rozmawiał teraz z dzieckiem, a nie z wojowniczką. Przycisnąłem ją do siebie i pogłaskałem po głowie. Wymieniłem spojrzenia z każdym po kolei. Rayne westchnęła ciężko, Adam i Kumiko spuścili głowy, a Martha jako jedyna zachowała kamienną twarz. Zaczynałem sądzić, że ta cała sytuacja jej wcale nie obchodzi.
Weszliśmy na teren, który wyglądał nieco lepiej. Tutaj zieleń była bardzo wyraźna i czuło się moc walczącej o przetrwanie przyrody. Ściemniło się i każdy z nas odczuwał zmęczenie. Wyjąłem z plecaka porcję krwi. Zerknąłem na Rayne i podrzuciłem jej drugą. Uśmiechnęła się lekko co uznałem za nieme „dziękuję”. Odkąd przenieśliśmy się do tego świata dhampirzyca praktycznie ciągle milczała. Adam rozpalił ognisko i usiedliśmy.

- Rayne. – zacząłem – Wszystko w porządku?
- Tak. Czemu pytasz?
- Cały czas milczysz.
- To nic… Ja tylko obserwuję. Ten świat zdążył już wiele wycierpieć.

Kiwnąłem potakująco głową.
- Dlaczego opuściłeś tak wspaniałe miejsce? – spytała Rayne.
- Tęskniłem za swoim domem i przyjaciółmi. Zresztą Ziemia też potrzebuje wsparcia.
- Racja. Jednak, porzuciłeś bycie królem. Dlaczego?
- Bycie władcą, to nie taka prosta sprawa. Nie czułem się komfortowo w tej roli. Ocaliłem Dragonar przed złymi mocami i wróciłem do Nowego Jorku. To tam czuję się najlepiej.
- Dom, to zawsze dom. – wtrącił Adam.
- Ale wy smęcicie… Chryste… - zajęczała Martha. – Idę się przejść. Kael, przyłączysz się? – spytała zalotnie.
- Nie.
- Jak tam chcesz.
Idźcie spać. Ja zostanę na czatach. – Powiedziała dhampirzyca.

Spojrzałem na nią zdziwiony, ale potem skinąłem głową. Rayne została na posterunku, a my odpłynęliśmy we własnych snach.



Rayne



Fascynujące. Nigdy nie przypuszczałam, że tuż obok nas istnieje tak przepiękny świat. Kurwa, ale ten Kael jest głupi. Opuścić taki raj dla świata nieumartych. To co się tu dzieje jest przerażające. Już to mogę stwierdzić, nie wiedząc jeszcze wszystkiego. Nie mogę dopuścić, aby inwazja przeniosła się na nasz świat.

Moje myśli biegły zadziwiająco swobodnie. Powietrze w tym świecie było zupełnie inne. Czułam się silniejsza niż zwykle. Jasny okrągły księżyc patrzył na mnie z góry. Gwiazdy ułożone w nieznane mi konstelacje. Kiedyś już tu byłam. W strasznej wizji po ataku Paradise’a Czerwonego Smoka. Widziałam w tedy przygotowania do powrotu Salastry – demonicznej istoty, z którą Kael miał już do czynienia.

- Zastanawiam się… - szepnęłam do siebie.
- Nad czym się zastanawiasz? – Spytała wyłaniająca się z mroku Martha.
- Myślę, kim jest ten tajemniczy wampir, który dowodzi Smokami.
- Heh. Macie problemy. Jeśli się nie pokazał do tej pory to najpewniej jest tchórzem.
- Śmiałe stwierdzenie. Myślisz, że jak jesteś Czystokrwistą to wszystko ci wolno?
- Masz jakieś ale, mieszańcu?
- Dziewczyny! Uspokójcie się natychmiast. – zabrzmiał głos Kaela, który podszedł do nas. – Idźcie spać. Teraz moja kolej.


Kael




Następnego dnia z samego rana ruszyliśmy w dalszą drogę. Ścieżka prowadziła w dół do małej ludzkiej osady Lakeville. Nieopodal znajdowało się małe jeziorko, stąd nazwa. Jakiejś piętnaście minut zajęło nam dojście tam. Weszliśmy na teren osady i automatycznie każdy z nas zaczął się rozglądać.

- Pusto. – powiedziałem.
- Cicho. – rzucił Adam.
- Nie podoba mi się to. – dodała Erica sięgając po łuk.

Idąc za przykładem Elfki dobyłem miecza. Rynek główny był pusty, w powietrzu unosiły się obłoki kurzu. Budynki wyglądały na nienaruszone, chociaż kiedy przyjrzałem się im dokładniej nie było to już tak oczywiste.

- Mam złe przeczucia. – powiedziała Kumiko.
- Yhm. – wydusiłem stwierdzając to samo.
- Ktoś tu jest. – stwierdziła Martha.

Kilka chwil później ku naszej drużynie zmierzały trzy postaci. Wysokie, przemieszczające się powoli. Miały na sobie rycerskie zbroje, tarcze i miecze. Symbol na tarczach przedstawiał literę „D” w połowie czarną na białym i w połowie białą na czarnym tle. Rycerze mieli na głowach hełmy z ptasim dziobem więc nie widzieliśmy ich twarzy.

- To rycerze Ravena.
- Revana? – spytała Rayne.
- Wojownicy z Domino, sojusznicy Dragonaru.
- No nie wiem, nie wiem. – zaczęła Martha. – Jak dla mnie nie wyglądają na przyjaźnie nastawionych.

Przyjrzałem się trzem osobnikom. Faktycznie nie wzbudzali zaufania. Stali nieruchomo i wpatrywali się w nas niewidocznymi oczyma.

- Wiecie może co tu się stało? – spytałem.

Rycerze nie udzielili żadnej odpowiedzi. Za to osobnik stojący po środku ruszył w moją stronę. Wyskoczyłem w górę unikając ostrza miecza. Rayne podbiegła do drugiego i kopnęła go w głowę. Hełm padł na ziemię, a wojownik okazał się… nie mieć głowy.

- Co jest kurwa? – Spytał Adam.
- Nie mam bladego pojęcia. – odparłem.

Martha wyciągnęła ręce przed siebie. Wyszeptała coś niezrozumiale i po chwili tam, gdzie stali rycerze pojawił się ognisty symbol pentagramu, który pochłonął mrocznych wojowników. Przyglądałem się temu spektaklowi z nie lada zdziwieniem. Rayne wyglądała tak, jakby już kiedyś widziała taką sztuczkę, a spojrzenie jakim obdarowała Marthę, było mordercze.

Po pokonaniu rycerzy ruszyliśmy dalej. Miałem cichą nadzieję, że po do dotarciu do zamku znajdziemy odpowiedzi na nurtujące nas pytania.

- Już niedaleko. Zaraz powinniśmy zobaczyć… Co do cholery?
Naszym oczom ukazał się częściowo zniszczony zamek Złotego Smoka, w którym wcześniej urzędowałem. Wysoko na jednej z wież powiewała flaga Państwa Domino.

- Kaelu? – Spytał niepewnie Adam.
- Co tu do kurwy nędzy się dzieje?!
- Myślę, że odpowiedź znajdziemy w środku. – powiedziała Rayne.
- Chodźcie! – warknąłem i ruszyłem w stronę zamku.


Koniec odcinka siedemnastego
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości