Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kordelas
#1


Kordelas

Będąc podstarzałym, bezdzietnym rozwodnikiem bez widoków na pogodną starość, dziadka bez wnucząt, kultywuję przepiękne wspomnienia z pierwszej ćwiartki mojego bezcelowego teraz żywota.
Siedząc w ikeowskim fotelu, w grubym, brunatnym swetrze z dziurami na łokciach w mojej osiedlowej, kompaktowej kawalerce, w jesienne i zimowe wieczory, przywołuję pełne blasku wspomnienia mojej wczesnej, jakże obiecującej jeszcze wtedy młodości.
Piję cherry kordiał, najlepszy z możliwych, dla mojej kieszeni, rzecz jasna i palę szmuglowanego camela za camelem. Wielbłąd na opakowaniu jest dla mnie symbolem niezaspokojonego pragnienia.
Całe życie byłem bowiem jak wielbłąd, który tylko od czasu do czasu w przygodnej oazie czekał łyk upragnionej wody, w przerwie między długimi okresami posuchy.
Pamiętam jak dziś, pewne kwietniowe albo październikowe popołudnie, w domu moich dziadków, gdzie szczęśliwie i beztrosko spędzałem swoje naiwne i nieświadome dzieciństwo.
W owych czasach, wracając ze szkoły siadywałem zwykle na taborecie w dużej kuchni, której okno wychodziło na krzew jaśminu, a który szczególnie upodobały sobie bure, fertyczne wróbelki o małych, śmiesznych dzióbkach.
Babcia dawała mi wtedy obiad i pytała co w szkole.
Owego dnia, jak zwykle, usiadłem w kuchni przed oknem, a babcia dała mi obiad i zapytała co w szkole.
Dzień był słoneczny, choć może też padało.
Pamiętam to jak dziś.
Promienie zachodzącego słońca oświetlały pomarańczowo blat kuchennego stołu i stojące na stole apetyczne misy, kształtną makutrę, tudzież mosiężny moździerz, a także ręczny młynek do kawy przytwierdzony do ściany. Pamiętam że dość wtedy wysoko jak dla mnie, tam gdzie kończyła lamperia.
Pełen zwykłej sobie werwy jeden z wróbelków przyglądał mi się bacznie bujając na bezlistnej lub pączkujacej gałązce.
Pamiętam to jak dziś.
Babcia postawiła przede mną talerz pełen dyniowej zupy z domowymi zacierkami.
Mogła to być także pachnąca zalewajka z pływającymi kawałeczkami podsmażonej słoniny.
Pamiętam to jak dziś.
Na stole obok ciężkiej, dużej, stołowej łyżki, która ledwo mieściła mi się w usta, położyłem kordelas, z którym się nie rozstawałem, odkąd poprzedniego dnia zdjąłem go ze ściany w salonie.
Babcia, mało kiedy mi czegoś zabraniała, i także tym razem, nie miała nic przeciwko abym oswoił się ze starodawnym artefaktem, który stanowił zarazem czcigodną pamiątkę rodzinną.
Broń w mojej rodzinie była rzeczą naturalną, pełno jej było w całym domu, i dziwne było tylko to, że w garażu nie stał czołg, w którym wojował dziadek w bitwie pod Kurskiem, nie pamiętam już tylko po której stronie. Ta sprawa nigdy nie była jasna.
Temat szkoły nie był nigdy leit motivem naszych rozmów ponieważ nigdy nie byłem należycie zaangażowany w jej działania.
Byłem zbyt młody aby docenić doniosłą rolę oświaty w moim życiu.
Babcia natomiast, mimo że doceniała tą rolę jako osoba dojrzała, zarazem jednak, wykazywała głęboką rezerwę co do roli edukacji w wydaniu socjalistycznym.
W związku z powyższym, ten temat stanowił na ogół margines naszych rozmów.
„Babciu” – zapytałem owego dnia. „Babcia mi wszystko opowie. Jak ten kordelas, i co, i wszystko.”
„To długa historia, stare to dzieje, a historia przekazywana z pokolenia na pokolenie blaknie z czasem jak kawiarniany parasol na słońcu..” – babcia wałkowała właśnie ciasto na wielkiej stolnicy.
Miała ręce po łokcie uwalane w mące. Na czole miała krople potu.
Ja zastygnąłem z łyżką zupy w środku drogi do moich ust.
Kordelas leżał spokojnie obok talerza. Babcia z wytężeniem maglowała ciasto wałkiem, od czasu do czasu posypując je mąką, żeby się nie lepiło.
„To były dawne czasy, wiesz.” – sapnęła moja babka.
„Jak dawne?” – pamiętam jak dziś, jak się podnieciłem.
„To było wtedy kiedy była słynna bitwa pod Oliwą. Czyli powinieneś to wiedzieć, co? Masz przecież historię w szkole.” – babcia sypnęła mąką.
„To było dawno, babciu” – rzekłem i przełknąłem łyżkę letniej już zupy.
„Zgadza się, to było dość dawno. Wtedy kiedy była bitwa pod Oliwą. Twój prapraprapradziad był ogólnie rzec biorąc kupcem zbożowym wtedy. Handlował zbożem. To był dobry czas dla takich interesów. Wisłą oryle zwozili kupę zboża. Rzplita stała wtedy zbożem.” – babka ponownie sypnęła mąka.
„Twój prapra miał pinkę. Nazywała się Arka Noego. To był taki mały żaglowiec, wiesz..”
„Dlaczego mały?” – zapytałem rozczarowany. „Myślałem że przynajmniej miał fregatę lub korwetę.”
„Fregat zasadniczo jeszcze wtedy nie było”. – rzekła babcia i otarła spocone czoło dłonią białą od mąki. „Za pierwszą klasyczną fregatę uważa się Constant Warwick z 1945 a jak wiesz, bitwa pod Oliwą była wcześniej, dużo wcześniej. Korwety, natomiast, pojawiły się dopiero pod koniec XVII wieku.” – oznajmiła cierpliwie moja babka z białą smugą na czole.
„Ale mógł mieć przecież galeon!” – wykrzyknąłem, aż wróbel podskoczył na krzaku.
„Galeon. Galeon to wtedy był jak dzisiejszy krążownik. A ja ci powiedziałam że twój prapra był kupcem zbożowym. Wyobrażasz sobie kupca zbożowego który pływa krążownikiem?” – żachnęła się moja babka.
„Oczywiście jego marzeniem była karawela – kontynuowała – ale był dopiero na dorobku. Wiesz jak to jest”. – westchnęła i wytarła spocone czoło dłonią w białą od mąki.
Wziąłem kolejną łyżkę zimnej już zupy.
Zalewajki albo dyniowej. Pamiętam to jak dziś.
„Jednak zboże go nudziło. Był to człowiek szerszych horyzontów, esteta, i bardziej interesowały go sukna i jedwabie. Był również miłośnikiem biżuterii. No, handel o owych czasach kwitł na Bałtyku. Można powiedzieć że twój prapra się wstrzelił w czas. A to ważne – rzekła moja babcia z dwiema białymi smugami na czole.
Ja odsunąłem pusty talerz od siebie.
„Podaj no mi szklankę”. – poleciła mi.
„No ale co babciu, wzbogacił się na tym handlu zbożem?”.
„Zboże go nużyło, jak wspomniałam, a więc przerzucił się na sukno i biżuterię. Trochę też handlował artykułami korzennymi i alkoholem. Widzisz, onegdaj na Bałtyku handel był w rękach Hanzy, a twój prapra, który był patriotą nienawidził z całego serca tej germańskiej hydry, działał w tak zwanym drugim obiegu. Rozumiesz, walczył o wolność handlu i o wolny przepływu towarów i kapitału. I mimo że był łagodnym człowiekiem ostro występował przeciw monopolistycznym praktykom, szczególnie gdy napotykał jakiś hanzeatycki statek”.
„Co to była Hanza?”
„Nie wiesz? Przecież masz historię w szkole. Musisz wiedzieć, że była to wystarczająco złowieszcza organizacja” – babcia wykrawywała odwróconą szklanką kółka w rozwalcowanym cieście. Na obiad miały być pierogi z serem.
Za oknem okruszki spleśniałego chleba i czerstwej bułki znikały w śmiesznych małych wróblowych dzióbkach. Pomarańczowa kula słońca staczała się na dół z nieba, powietrze tężało od przymrozku nadchodzącego ze zmierzchem. To chyba był jednak listopad. Nie kwiecień.
„Jak zjadłeś to odstaw talerz do zlewu i podaj mi pieprz i cukier”. – powiedziała babcia.
Rozrabiała teraz serowy farsz do pierogów. Podrapała nos ręką umazaną w serze.
Ja odstawiłem talerz po zupie dyniowej do zlewu. Tak, skoro był to listopad to musiała to być dyniowa. Babcia zawsze robiła wtedy dyniową. Dynię nazywała banią.
„Babciu, babciu, ale czy prapra brał udział w tej słynnej bitwie pod Olejem?
Pewnie było na co popatrzeć, prawda?” – dodałem podekscytowany.
„Nie sądzę. Twój prapra był człowiekiem o poglądach pokojowych i nie znosił widoku krwi.”
„A na kordelasie jest wygrawerowany napis, którego nie rozumiem”.
„Bo to po łacinie, trahit sua quemque voluptas: każdy ulega swoim chętkom”. – wytłumaczyła moja babka z serem na nosie.
„Babciu, a po drugiej stronie ostrza jest wygrawerowane ‘Fur Liebe Ulrich’. To też po łacinie?”
„To jest po niemieckiu: dla ukochanego Ulricha.”
„Tak miał na imię mój prpapra?” – domyśliłem się.
„Nie, to nie było jego imię.” – babcia palcem nabrała serowego farszu aby popróbować.
„Ale dziadek mi mówił, że praprpa dostał ten kordelas za uratowanie komuś życia?” – również wziąłem palcem trochę sera.
„Bo to prawda.” – potwierdziła babcia z serem na brodzie.
„To dlaczego tu nie ma imienia prapra?”
„Widzisz, bo życie pewnego człowieka leżało w rękach twojego prapra, ale jak powiedziałam prapra był człowiekiem o łagodnym charakterze i darował mu życie.” – babcia sypnęła do farszu porządną łyżeczkę pieprzu.
„I on miał na imię Ulrich?” – domyśliłem się.
„Twój prpapra był wielkim człowiekiem. Za zasługi na morzu dla Korony został rajcą Pruszcza Gdańskiego, pobudował tam piękną kamienicę i założył fundację „Pro Ratio” wspierającą młodych, ambitnych ludzi i podobnie jak prapra, ciekawych świata, którzy się rwali na morze.”
„To piękna historia babciu”. – rzekłem.
„Teraz odwieś kordelas na miejsce, bo wiesz że jak dziadek wraca z pracy to lubi się nim pofechtować. Bardzo go to relaksuje.
Gdy dziadek wrócił z pracy w GUS’się, babcia ciągnęła opowieść:
„Stare to dzieje, a historia przekazywana z pokolenia na pokolenie blaknie w końcu jak kawiarniany parasol na słońcu…”.
Z salonu dochodziły odgłosy wydawane przez dziadka: „Ciach, ciach, zaraz cię skrócę o głowę tchórzliwy infamisie! Trzymaj gardę jak należy, partaczu! Do kroćset, zaraz ci tu wydryluję ten twój krabi móżdżek! Stawaj łotrze!”
„To był niezwykły człowiek, ten twój prapra” – ciągnęła babcia. „A jaki miał otwarty umysł! Nic dziwnego że ciągnęło go zawsze na otwarte morze. Tak to stare dzieje.. No rozkładaj talerze na stole. Dziadek pewnie już porządnie zgłodniał”.
„Zaraz ci zetnę ten twój mewi łepek!” – dochodziło z salonu.
Babcia kładła na talerze parujące, gorące pierogi. Słońce chowało się za horyzontem a gałązki jaśminu były już wolne od wróbli. Zachodził kolejny dzień w historii naszej czcigodnej rodziny.



Odpowiedz
#2
Hmm... Jak na razie napiszę tylko, że dialogi zapisuje się (w moim mniemaniu) całkiem inaczej. I byłoby miło, gdybyś pisał/a w ten inny sposób, ponieważ dużo łatwiej się czyta. Niemniej, zaraz, jak tylko wypełznę z wanny, edytuję posta, żeby napisać uwagi ogólnie do tekstu.
Odpowiedz
#3
Byłoby miło gdybyś zechciał/a napisać więcej o tych "moich dialogach"Smile
Bo być może że bym mógł na tym skorzystać. Oczywiście po tym jak skończysz kąpielWink
Odpowiedz
#4
Większość przyzwyczaiła się do zapisu dialogów w myślnikach, myślę, że tak byłoby wygodniej czytać, niż w cudzysłowie. No i jakby były akapity to też by fajniej było (wstawiasz na początku akapitu [p ] bez spacji). To tyle, jeśli chodzi o wygląd tekstu.

Ogólnie - jak dla mnie świetne. Można by wytknąć stylistyczne niedociągnięcia, czy coś, ale nie zrobię tego, bo wyglądają mi na zamierzone.
Uśmiałam się, dobrze napisane.
[lista zachwytów]

Tym, którzy bez czytania tekstu zjadą do komentarzy, polecam (;
Odpowiedz
#5
(22-02-2012, 19:18)księżniczka napisał(a): Większość przyzwyczaiła się do zapisu dialogów w myślnikach, myślę, że tak byłoby wygodniej czytać, niż w cudzysłowie. No i jakby były akapity to też by fajniej było (wstawiasz na początku akapitu [p ] bez spacji). To tyle, jeśli chodzi o wygląd tekstu.

Ogólnie - jak dla mnie świetne. Można by wytknąć stylistyczne niedociągnięcia, czy coś, ale nie zrobię tego, bo wyglądają mi na zamierzone.
Uśmiałam się, dobrze napisane.
[lista zachwytów]

Tym, którzy bez czytania tekstu zjadą do komentarzy, polecam (;

Odpowiedz
#6
Bardzo dobre.
Nawet brak akapitów nie przeszkadza.
Odpowiedz
#7
O i tutaj jest właśnie to, czego mi zabrakło w "Kobyłach flamandzkich..." - historia, opowieść, fabuła po prostu. Bardzo dobrze napisane, bardzo dobrze ujęte i dialog jest prawdziwy. Podoba mi się.
Wydaje mi się, że mógłbyś pominąć wstęp i zacząć od "Pamiętam jak dziś..."
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#8
(05-04-2012, 20:29)Kruk napisał(a): O i tutaj jest właśnie to, czego mi zabrakło w "Kobyłach flamandzkich..." - historia, opowieść, fabuła po prostu. Bardzo dobrze napisane, bardzo dobrze ujęte i dialog jest prawdziwy. Podoba mi się.
Wydaje mi się, że mógłbyś pominąć wstęp i zacząć od "Pamiętam jak dziś..."


Dzięki Kruku za opinię. Wiesz, może masz rację, z tym że kobyły są dla mnie w trochę innej konwencji..jakby zdecydowanie krótki metraż, jakaś po prostu scena skądś wycięta.. Ale też myślę że to kwestia gustu, choć może racja że kordelas udało mi się lepiej skonstruować.
No i może jest jest więcej klimatu..
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości