Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bractwo Żywiołów ROZDZIAŁ 1 C.D
#16
ROZDZIAŁ 3
Arthur obudził się jak zwykle w swojej szarej, zatęchłej sypialni, z każdej strony obrośniętej grzybem. W jego pokoju nie było ani jednego kwiatka, ani jednego obrazka, niczego kolorowego, co mogłoby poprawić wygląd tego ponurego miejsca. Było tu zimno i wilgotno, ale jego rodzice nie interesowali się zbytnio jego zdrowiem. Można by powiedzieć, że wcale się nim nie interesowali. Chłopiec już nie pamiętał kiedy ostatnio przytuliła go matka, kiedy ostatnio porozmawiał z nim ojciec. Arthur już dawno przestał darzyć ich jakimkolwiek uczuciem. W stosunku do nich był obojętny i zimny. Nie oczekiwał, że któregoś dnia to się zmieni. Chłopiec odrzucił podziurawiony koc i usiadł na zniszczonym materacu swojego łóżka i zaczął rozmyślać. Z początku sądził, że wydarzenia poprzedniego dnia były snem. Tylko snem. Jej oczy, ich moce, Bractwo Żywiołów, Rytuał Przejścia... Że to jedno,wielkie kłamstwo. Ale powoli uświadamiał sobie, że to wszystko jednak się wydarzyło. Szybciej niż zwykle ubrał się w ten sam strój co wczoraj, strzepnął koc na łóżku i zszedł cicho na dół. Nie miał pojęcia, która była godzina, ale wiedział, że musi być bardzo wcześnie, bo na dworze było jeszcze ciemno. Przed wyjściem rozejrzał się czujnie po domu czy na pewno wszyscy śpią i wyszedł w ciemność, pozostawiając za sobą swój szary, nudny i bezduszny świat. Szedł starą wiejską dróżką prowadzącą na łąkę rozmyślając przy tym: 'Czy to możliwe,aby tak wspaniała dziewczyna jak Chelsea widziała we mnie przyjaciela? Przecież ona ma normalny dom, jest szczęśliwa i na pewno ma kochających rodziców. Nikt nigdy nie chciał ze mną zamienić nawet słowa, a ona sprawiała wrażenie, jakby mnie lubiła i rozumiała. Przecież to niemożliwe... Na pewno nie chce się ze mną przyjaźnić'. Jeszcze kilka minut wędrował w ciemności. Mimo, że prawie niczego nie widział, to doskonale znał drogę nad rzekę. Przychodził tu przecież przez tyle lat... Właściwie spędził tam całe swoje nieszczęśliwe dzieciństwo. Wreszcie dotarł pod ukochaną, starą topolę. Uważał ją za swoją jedyną przyjaciółkę, która go uspokajała i sprawiała, że zapominał o swoim okropnym życiu. Wiedział, że to głupota, żeby widzieć w drzewie swojego przyjaciela, ale myślał, że topola wie więcej o Arthurze niż jego rodzice. Usiadł na chłodnej ziemi, mokrej od rosy, i patrzył jak powoli hebanowa czerń nieba zamienia się w błękit oceanu. Od momentu wschodu słońca, Arthur niecierpliwie wypatrywał rudych włosów Chelsea pomiędzy wysokimi trawami, lecz czekał długo, a ona się nie pojawiała. ' Wiedziałem ' - pomyślał Arthur i oparł głowę o korę topoli. Westchnął ciężko i wstał zrezygnowany. Powlókł się z powrotem w stronę domu - a raczej budynku, w którym sypiał, bo trudno było go nazwać domem. Szedł powoli, a jego oczy napełniały się łzami, chyba pierwszy raz odkąd pamiętał. Jedna pojedyncza strużka popłynęła mu po policzku. W sercu czuł gorycz i zawód. ' Boże, ale ja jestem głupi. Większego naiwniaka nigdy w życiu nie spotkałem '. Jeszcze chwilę wyśmiewał tak w myślach samego siebie, gdy nagle poczuł podmuch wiatru. Nie... To był raczej szept powietrza. Próbował przypomnieć sobie skąd zna to uczucie, ale jego rozmyślania przerwał głos Jessiki.
- A dokąd to się wybierasz? - spytała rozbawiona dziewczyna, zagradzając mu drogę.
- Jessika? - spytał zdziwiony Arthur. - Co ty tu robisz?
- Tak, mnie też miło cię widzieć - powiedziała ironicznie i pociągnęła go za ramię. - Chodź.
- Zaraz - próbował wyszarpnąć ramię z zaciśniętej dłoni Jessiki. - Skąd ty się tu wzięłaś?
Jessika zrobiła tajemniczą minę:
- Powiedzmy, że użyłam nie wszystkim znanego środka transportu.
- Co? - spytał ogłupiały Arthur. - Czy ty umiesz się teleportować?
Dziewczyna nie puściła ramienia chłopca i powiedziała:
- Nie czas i miejsce na takie rozmowy. No chodźże!
- A mogę chociaż spytać dokąd mnie ciągniesz? - spytał zezłoszczony Arthur.
- Jak to gdzie? - spytała zdziwiona Jessika. - No to chyba jasne, że do siedziby Bractwa Żywiołów.
- Tak, przecież to takie oczywiste. - powiedział ironicznie Arthur. - A gdzie to jest?
- Zaraz się dowiesz. - powiedziała cicho dziewczyna.
Prowadziła go tak jeszcze najmniej z pięć minut prosto, gdy nagle skręciła gwałtownie w prawo do lasu. Przedzierali się przez chaszcze i paprocie, a po drodze napotkali trzy sarny, które uciekły szybko na ich widok. Przez całą drogę panowała cisza, jedynie dzięcioł stukał w drzewo niemiłosiernie. W końcu dotarli do miejsca, w którym Arthur jeszcze nigdy nie był. Pomiędzy wypłowiałymi wysokimi drzewami stał podniszczony krąg kamieni, podobny do tego, który Arthur widział kiedyś w którejś z niewielu książek w jego domu. Jessika stanęła na po środku kręgu i zaprosiła go gestem do siebie. Arthur nie miał pojęcia czego miał się spodziewać, ale po chwili stanął tuż koło Jessiki. Spojrzała na niego tak jak nauczycielka matematyki, pani Robbins, kiedy miała mu zacząć prawić kazania na temat jego nieprzykładania się do lekcji. Po chwili ciszy wzięła głęboki oddech i wyciągnęła do niego ręce. Przez jedną sekundę Arthur miał wrażenie, że chciała go przytulić, ale zaraz przemówiła wyniosłym głosem:
- Chwyć mnie za ręce.
Chłopiec zrobił tak jak mu kazała, choć niechętnie. Musiało to wyglądać bardzo głupio. Wyższa o głowę od niego dziewczyna trzyma go za ręce na kompletnym odludziu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Arthur miał na sobie pogniecioną bluzkę w renifery, za długie spodnie i lakierki, a ona schludną zieloną sukienkę w żółte kwiatki. Z tych rozmyślań wyrwał go głos Jessiki.
- Teraz wypowiedz głośno: movet ad Habitat.
- Że jak? - spytał głupio Arthur.
- Och przestań się zgrywać, bo nie mamy czasu! - powiedziała Jessika ze złością.
- No dobrze... - powiedział niepewnie Arthur. - Movet ad Habitat.
- Musimy to powiedzieć razem. Trzy, dwa, jeden...
- Movet ad Habitat.
Arthur poczuł, że staje się lekki jak piórko. Razem z Jessiką odfrunęli z piętnaście stóp nad ziemię i zaczęli się kręcić jak w karuzeli. Do pewnego momentu było to nawet zabawne, dopóki Arthurowi nie zaczęło się robić niedobrze. Zamknął oczy, a gdy je otworzył, był już w zupełnie innym miejscu. Stał tak otępiały na zimniej posadzce pomieszczenia, oświetlanego jedynie jedną, słabo się palącą pochodnią. Po prawej stronie były schody prowadzące do innego pomieszczenia. Podszedł nieśmiało do przodu, słysząc, jak echo jego kroków odbija się od kamiennych ścian komnaty. Przeszedł tak może z półtora metra, gdy usłyszał jak z prawej strony ktoś zbiega ze schodów. Odwrócił gwałtownie głowę w tamtą stronę i ujrzał Chelsea z rozwianymi, rudymi włosami i z szerokim uśmiechem na ustach. Ubrana była w białą, długą sukienkę, która doskonale pasowała do jej urody. Chyba nigdy za nikim tak nie tęsknił jak za nią. Miał ochotę ją uściskać, ucałować i nigdy jej nie puścić. Nie darzył nikogo takim uczuciem. Było mu to obce, nieznane, choć bardzo przyjemne. Dziewczyna podeszła do niego i wzięła go za rękę:
- Chodź. Wszyscy na Ciebie czekają. - powiedziała łagodnie Chelsea.
Arthur poszedł za nią rozkoszując się ciepłem jej dotyku i rozglądając się jednocześnie po mijanych korytarzach. W jednym znajdował się ogromny stół, przy którym niewątpliwie zmieściłyby się wszystkie dzieci z jego klasy. A trzeba by wiedzieć, że było ich trzydzieścioro pięcioro. W innym pomieszczeniu stał sekretarzyk zawalony książkami, pergaminami i innymi, nieznanymi Arthurowi przedmiotami. Ogólnie w tym miejscu było ciemno, cicho i tajemniczo. Był bardzo podekscytowany, że znalazł się w tym miejscu. Nigdy nawet nie śnił o takiej przygodzie. W końcu dotarli do dużej komnaty, gdzie stała tęga, miło wyglądająca kobieta w średnim wieku, oraz bardzo stary mężczyzna z długą, srebrną brodą. Oboje ubrani byli w fioletowe szaty z wyszytymi na nich złotymi wzorami. Koło nich stał niski, chuderlawy chłopiec o brązowych włosach, który ubrany był w przeciwieństwie do nich normalnie - w czerwoną bluzkę z długim rękawem i czarne dżinsy. Na widok Arthura, staruszek powiedział cicho:
- Witaj w siedzibie Bractwa Żywiołów, Władco Wody. - i ukłonił mu się nisko.
- Lily? After all this time?
- Always.
Odpowiedz
#17
ROZDZIAŁ 4
[align=left]
Arthur stał pośrodku komnaty bardzo zawstydzony, wpatrując się w marmurową posadzkę, kurczowo trzymając się za szlufkę od spodni. Wszyscy niecierpliwie czekali co zrobi, lecz cisza trwała, trwała, a chłopiec robił się coraz bardziej czerwony na twarzy. Arthur usłyszał szept w swoim uchu:
- Ukłoń się...
Chłopiec niezdarnie pochylił się do przodu, jednocześnie niespokojnie zerkając na twarz staruszka. Jednak ten uśmiechnął się promiennie, i przemówił głębokim, uspokajającym głosem:
- Jestem Ian. Mistrz Żywiołów. Przybyłem tu prosto z Japonii, ponieważ dostałem wiadomość o odnalezieniu Ostatniego Żywiołu. Jestem zaszczycony, że mogę Cię poznać Władco Wody - i znów skłonił się nisko.
- J-jestem Arthur Arterbert. - wyjąkał chłopiec.
- Arthur Arterbert...- powtórzył Ian, z zainteresowaniem. - Chyba znam to nazwisko...
Starzec spojrzał w jego oczy, a miał spojrzenie tak przenikliwe, iż chłopiec był pewien, że wie o nim wszystko. Po chwili odwrócił wzrok i mruknął coś pod nosem.
Kobieta zrobiła krok do przodu i wesoło powiedziała:
- Mam na imię Edith. Miło mi Cię poznać Arthurze- i wyciągnęła do niego dłoń.
Arthur potrząsnął ją niepewnie i szybko cofnął się o krok.
Chłopiec, który stał obok Iana, podszedł naburmuszony do Arthura, uścisnął mu dłoń i powiedział:
- Jestem Colin.
Kiedy odchodził na miejsce, puścił oko do Jessiki, a ta zarumieniła się. I znów zapadła cisza. Arthur znów począł wpatrywać się w podłogę, lecz teraz gdy przyjrzał się jej bliżej, zauważył, że wyżłobione są na niej symbole, których chłopiec nie rozumiał, choć domyślał się, że miały związek z żywiołami. Odwrócił wzrok od podłogi i spojrzał w sufit, na którym widniał znak, który wydawał się mu znajomy, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie już go widział. Spojrzał na ogromny stół, obok nich. Leżały na nim przeróżne rzeczy. Na brzegu stała wielka klepsydra, z przelewającym się ogniem. Arthur wiedział, że to niemożliwe, jednak w tej sytuacji nic nie mogło go zdziwić. Koło klepsydry leżał stos pergaminów, a na jeden z wylała się butelka czarnego atramentu. Do blatu przymocowany był także model układu słonecznego, a planety poruszały się nieustannie wkoło słońca, mimo tego, że wcale nie były podłączone do prądu. Oprócz tego, na wypolerowanym, mahoniowym stole, leżało mnóstwo opasłych ksiąg. Wszystko to było porzucone w nieładzie, a bladą poświatę rzucało zamknięta w ogromnym słoju, złota kula światła. W całej komnacie było mnóstwo ksiąg. Jedne były bardzo stare, inne całkiem nowe. Kolorowe i szare, zniszczone i poplamione. Jakby ktoś zamknął w tym pomieszczeniu wszystkie biblioteki świata. Arthur przyglądał się temu wszystkiemu z rozchylonymi ustami, a kiedy zdał sobie z tego sprawę, zamknął je, bardzo zakłopotany.
Wszyscy wpatrywali się teraz w Arthura. W tego " Dziwnego chłopaka od Arterbertów ". Wcześniej nikt nie zwracał na niego szczególnej uwagi, ale teraz, ta garstka ludzi, oczekuje na to, aby do nich przemówił, aby pokazał co potrafi. Może tego mu brakowało? Aby wreszcie ktoś zwrócił na niego uwagę?
- Więc... - zaczął Arthur. - To jest siedziba Bractwa Żywiołów?
- Tak. - odrzekł Ian. - Jest to nasza siedziba od wieków. Po śmierci mojego ojca, przejąłem panowanie nad tym miejscem.
C.D.N
- Lily? After all this time?
- Always.
Odpowiedz
#18
Witaj!
Cytat:Chłopiec już nie pamiętał kiedy ostatnio przytuliła go matka, kiedy ostatnio porozmawiał z nim ojciec. Arthur już dawno przestał darzyć ich jakimkolwiek uczuciem. W stosunku do nich był obojętny i zimny. Nie oczekiwał, że któregoś dnia to się zmieni. Chłopiec odrzucił podziurawiony koc i usiadł na zniszczonym materacu swojego łóżka i zaczął rozmyślać.
Powtórzenie.
Cytat:Nikt nigdy nie chciał ze mną zamienić nawet słowa, a ona sprawiała wrażenie, jakby mnie lubiła i rozumiała.
Hmmm... Spotkali się tylko raz, a on od razu miał takie odczucia?
Cytat:Stał tak otępiały na zimniej posadzce pomieszczenia, oświetlanego jedynie jedną, słabo się palącą pochodnią.
Wyrzuciłabym "jedną". To wynika z kontekstu zdania.
Cytat:Odwrócił wzrok od podłogi i spojrzał w sufit, na którym widniał znak, który wydawał się mu znajomy, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie już go widział.
Stwierdzenie "odwrócił wzrok od podłogi" jakoś mi nie pasuje. Ale to może być tylko moje zdanie, poczekaj na inne komentarze.
Cytat:Spojrzał na ogromny stół, obok nich
Chyba zabrakło "który".
Cytat:Wszystko to było porzucone w nieładzie, a bladą poświatę rzucało zamknięta w ogromnym słoju, złota kula światła.
Zgaduj, co w tym zdaniu jest nie tak?
Cytat:W całej komnacie było mnóstwo ksiąg. Jedne były bardzo stare, inne całkiem nowe.
Wcześniej już wspominałaś o książkach. Bez sensu dwa razy pisać o tym samym.

Ufff... Przebrnęłam przez całość. Ogólnie ciekawie, ale nie porywająco. Logicznie jest średnio. Zdziwił mnie fakt, iż po jednym spotkaniu można kogoś obdarzyć takim uczuciem.
Jednak samych opisów tego, co czuje chłopiec jest za mało. Popracuj nad wpleceniem ich w treść, a nie przeznaczaniem na nie nowych akapitów.
Rozdział IV w ogóle do mnie nie przemówił. Opisana akcja jest jakaś taka... Nierealna po prostu. Zbyt nierealna nawet na fantastykę. Za mało opisów odruchów innych postaci. Fragment składa się głównie z opisu...

Nie zrozum mnie źle. Nie chciałam aż tak krytykować xD Wybacz, że pewnie wyszłam na niemiłą i tak dalej... Nie zniechęcaj się, po prostu popracuj nad błędami. Wstawiaj dłuższe części, czytaj je raz jeszcze i doszukuj się błędów, które mogłaś popełnić. Jeśli nie jesteś czegoś pewna, odłóż wrzucenie na forum na później, prześpij się z tą częścią, która stwarza problemy i rano, zaraz po obudzeniu spróbuj nad tym popracować. Najlepsze pomysły przychodzą, gdy mózg jest wypoczęty. Możesz spróbować również wieczorem, przed zaśnięciem, bądź po południu na świeżym powietrzu. Smile
Dobra, odbiegłam od tematu, wybacz xD
Więc ogólnie tragedii jakiejś wielkiej nie ma. Zachęcam do dalszej pracy nad tym opowiadaniem, bo może być ciekawie Smile
Pozdrawiam!
Lexis
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#19
Odpowiedź do rozdziału 2

Błędy:
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): Chelsea spojrzała na nią czerwona ze złości, a jej siostra, widząc jej twarz, spuściła potulnie głowę.
Zimki, zaimki, zaimki. : )
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): - Pozwól, że się przedstawię(.) - Chelsea wyciągnęła dłoń w stronę Arthura.
Kropa.
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): Arthur spojrzał niepewnie na jej rękę,( )ale po chwili wahania chwycił ją i potrząsnął.
Spacja Ci uciekła.
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): - Arthur Arterbert. - (Z)znów utonął w jej oczach. - Ale o co chodzi z tymi żywiołami?
Wielka.
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): Ja władam powietrzem, ona ziemią, Colin ogniem, a (t)Ty wodą. - skończyła zarumieniona Chelsea.
To nie list, nie zaproszenie, nie dedykacja, nie e-mail, a wypowiedź w dialogu, w opowiadani. Zaimki osobowe z małej literki.
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): Nie mogę uwierzyć, że Cię znalazłyśmy. Teraz wreszcie możemy...
Jak wyżej.
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): - W takim razie beze mnie! Nie licz na moją pomoc! - krzyknęła zdenerwowana Jessika[,] i oddaliła się szybkim krokiem.
Zbędny przecinek.
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): Arthur patrzył(,) jak postać Jessiki znika wśród wysokich traw. Dosłownie rozpłynęła się w powietrzu.
Chyba przecinek, ale nie jestem do końca pewna... Poza tym te dwa zdania obok siebie niezbyt pasują, bo w jednym piszesz, że Jess znikła wśród traw, a w drugim, że jakby rozpłynęła się w powietrzu. Big Grin
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): - Wybacz[.] - szepnęła. - Ona zawsze taka jest. Nigdy nie potrafi mi zaufać. A wszystko przez te tajemnice.
Zbędna kropa.
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): - Przepraszam[.] - mruknęła i ciągnęła dalej.(: ) - W każdym razie, teraz możemy odprawić wreszcie Rytuał Przejścia.
Zbędna kropa, a zamiast drugiej kropki powinien być chyba dwukropek. Z tego, co wiem.
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): - Rytuał Przejścia? - spytał Arthur z zainteresowaniem. - A co to takiego?
- Rytuał Przejścia umożliwi nam w pełni panowanie nad naszymi żywiołami.
Rytuał Przejścia, Rytuał Przejścia, Rytuał Przejścia... Powtórzeń tego typu też da się uniknąć ; )
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): - Ale... Jak to jest w ogóle możliwe? - spytał niedowierzająco chłopiec. Przecież ja tylko... No... Robię te kule z wody. - powiedział zawstydzony Arthur.
Niepotrzebne wymienienie imienia. Wystarczyło by "powiedział zawstydzony", bo nie było zmiany postaci wypowiadającej się.
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): - Pozwól, że coś (c )Ci wytłumaczę[.] - powiedziała spokojnie rudowłosa.
Grr, zaimki osobowe z małej... : ) i zbędna kropka.
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): Dopiero pełny zakres panowania nad żywiołami pozwoli nam na zaprowadzenie spokoju na planecie[.] - skończyła swoją przemowę Chelsea, z wypiekami na twarzy i szaleńczym błyskiem w oku.
Hmm, tutaj nie jestem do końca pewna, mogę się mylić, ale chyba zbędna kropka : )
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): - No tak, ale bez twojej siostry nam się to nie uda[.] - powiedział zasmucony Arthur.
Wrr... Zbędna kropka ^^
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): - Nie martw się. Do tego czasu na pewno uda mi się ją do (c )Ciebie przekonać[.] - powiedziała z uspokajającym uśmiechem i poklepała go po ramieniu.
Kuffa, no nie. No po prostu no nie. <facepalm> Dwa najbardziej znienawidzone przeze mnie błędy w jednym zdaniu... Zaimki osobowe z małej, jak już wcześniej pisałam Big Grin oraz zbędna kropka.
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): Siedzieli i podziwiali piękne okoliczności przyrody.
Łatafak?
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): A było co oglądać. Nad rzeką rósł tatarak(,) a między łodygami pływały małe, brązowe kaczuszki, gdacząc i mocząc dzioby w wodzie.
Gdacząc? Kaczki? xDD Chyba kwacząc Big Grin
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): Za rzeką widać było las dzisiaj pełen grzybów, kwiatów i owoców.
A w sumie skąd wiadomo, że tam rosły grzyby, kwiaty i owoce? Może się czepiam, ale byli po drugiej stronie rzeki Big Grin
(08-05-2012, 20:26)Charsi13 napisał(a): Przykro mi, ale muszę już iść[.] - powiedziała zasmucona i wstała powoli.
Zbędnaaaa krooopka.

Fabuła: Jest okej. Czytałam z ograniczonym zainteresowaniem, ale wiesz... Rozwija się jakoś, to ważne ^^
Bohaterowie: Coraz bardziej lubię Arthura, natomiast Chelsea i Jess jakoś do mnie nie przemawiają. Tongue Poza tym przydałoby się więcej sytuacji, w których ujawniają się ich cechy charakteru : )
Styl: Nie jest źle. Co prawda błędów nadal sporo i nie uczysz się na własnych błędach i masz, przynajmniej jeszcze w tym fragmencie, głęboko gdzieś porady dotyczące interpunkcji i zaimków : D Ale to nie szkodzi. Trochę za dużo dialogów, nawet jak dla mnie, a wiedz, że lubię dialogi. Jednak dobry opis nie jest zły.
Ocena: Cóż, nie wiem, co Ci napisać. Myślę, że ilość błędów, dość prosta, choć coraz lepiej rozbudowywana fabuła składa się na ogólną ocenę... 4/10 Smile

Odpowiedź do rozdziału 3

Błędy:
(09-05-2012, 18:56)Charsi13 napisał(a): Chłopiec odrzucił podziurawiony koc i usiadł na zniszczonym materacu swojego łóżka i zaczął rozmyślać.
Trzeba troszkę to zmienić, bo MSZ nieładnie brzmi. Lepiej byłoby chyba coś takiego: "Chłopiec odrzucił podziurawiony koc siadając na zniszczonym materacu i zaczął rozmyślać." czy coś w ten deseń.
(09-05-2012, 18:56)Charsi13 napisał(a): Że to jedno,( )wielkie kłamstwo.
Spacja uciekła.
(09-05-2012, 18:56)Charsi13 napisał(a): Ale powoli uświadamiał sobie, że to wszystko jednak się wydarzyło.
Niby nie jest to taki wielki błąd, ale z reguły nie zaczynamy zdania od "ale". Tak, mi też się to zdarza, jednak w tym wypadku muszę wytknąć Ci Twój błąd ^^
(09-05-2012, 18:56)Charsi13 napisał(a): Szybciej niż zwykle ubrał się w ten sam strój co wczoraj, strzepnął koc na łóżku i zszedł cicho na dół.
Łatafak? Nie ogarniam. Jak można strzepnąć koc na łóżku? Big Grin
(09-05-2012, 18:56)Charsi13 napisał(a): Usiadł na chłodnej ziemi, mokrej od rosy, i patrzył(,) jak powoli hebanowa czerń nieba zamienia się w błękit oceanu.
Chyba brakujący przecinek, w takich wypadkach mam dylemat ^^ I ten błękit oceanu... Niby ładne sformułowanie, ale jednak niezbyt pasuje mi do określenia koloru nieba... Powiedziałabym raczej, że "hebanowa czerń nieba zamienia się w lazur/turkus/czysty błękit" albo jeśli już chcesz wykorzystać słówko "ocean", to "w oceaniczny błękit", będzie chyba lepiej.
(09-05-2012, 18:56)Charsi13 napisał(a): ' Wiedziałem ' - pomyślał Arthur i oparł głowę o korę topoli.
Myśli zapisujemy w cudzysłowie (""), nie w apostrofach ('') xD
(09-05-2012, 18:56)Charsi13 napisał(a): ' Boże, ale ja jestem głupi. Większego naiwniaka nigdy w życiu nie spotkałem '.
Jak wyżej.
(09-05-2012, 18:56)Charsi13 napisał(a): - A mogę chociaż spytać dokąd mnie ciągniesz? - spytał zezłoszczony Arthur.
Lepiej by było "rozzłoszczony" lub "zirytowany".
(09-05-2012, 18:56)Charsi13 napisał(a): - Tak, przecież to takie oczywiste[.] - powiedział ironicznie Arthur. - A gdzie to jest?
- Zaraz się dowiesz[.] - powiedziała cicho dziewczyna.
Zbędne kropki.
(09-05-2012, 18:56)Charsi13 napisał(a): Prowadziła go tak jeszcze najmniej z pięć minut prosto, gdy nagle skręciła gwałtownie w prawo(,) do lasu.
"Co najmniej", jak już, wtedy bez "z" przed "pięć minut" Big Grin To zdanie jest bardzo nasycone, bo zaraz po "nagle" masz "gwałtownie", zrezygnowałabym na Twoim miejscu z jednego z tych wyrazów.
(09-05-2012, 18:56)Charsi13 napisał(a): Przez całą drogę panowała cisza, jedynie dzięcioł stukał w drzewo niemiłosiernie.
Może "niemiłosiernie głośno"?
(09-05-2012, 18:56)Charsi13 napisał(a): Stał tak otępiały na zimn[i]ej posadzce pomieszczenia, oświetlanego jedynie jedną, słabo się palącą pochodnią.
Literówka, a potem trochę nieładnie brzmi reszta zdania. Lepiej by było: "Stał tak otępiały na zimnej posadzce pomieszczenia oświetlonego jedną, słabo palącą się pochodnią".
(09-05-2012, 18:56)Charsi13 napisał(a): Po prawej stronie były schody prowadzące do innego pomieszczenia.
W poprzednim zdaniu też masz "pomieszczenie". Wykorzystuj wyrazy bliskoznaczne: pokój, komnata, sala itd.
(09-05-2012, 18:56)Charsi13 napisał(a): Podszedł nieśmiało do przodu, słysząc, jak echo jego kroków odbija się od kamiennych ścian komnaty. Przeszedł tak może z półtora metra, gdy usłyszał jak z prawej strony ktoś zbiega ze schodów.
Nieładnie.
(09-05-2012, 18:56)Charsi13 napisał(a): Odwrócił gwałtownie głowę w tamtą stronę i ujrzał Chelsea z rozwianymi, rudymi włosami i z szerokim uśmiechem na ustach.
Myślę, że bez tego "gwałtownie" byłoby lepiej, klarowniej.
(09-05-2012, 18:56)Charsi13 napisał(a): - Chodź. Wszyscy na (c )Ciebie czekają. - powiedziała łagodnie Chelsea.
Niepotrzebnie wymieniłaś imię Chelsea, bo wcześniej to o niej jest cały czas mowa, więc można było wywnioskować z kontekstu, kto to mówi.
(09-05-2012, 18:56)Charsi13 napisał(a): Ogólnie w tym miejscu było ciemno, cicho i tajemniczo. Był bardzo podekscytowany, że znalazł się w tym miejscu.
Baaardzo nieładnie...

Fabuła: Jest coraz lepiej. Jestem ciekawa, co będzie dalej.
Bohaterowie: Oooch, jak ja uwielbiam Arthura! *.* Mogłabyś jednak sprecyzować jakoś ich wiek Smile
Styl: Jest coraz lepiej, nie perfekcyjnie, ale naprawdę okej. Błędów coraz mniej, a to gigantyczny plus.
Ocena: Jak dla mnie w tym momencie to będzie już jakieś 5/10 ^^

Odpowiedź do rozdziału 4

Błędy:

(05-06-2012, 17:45)Charsi13 napisał(a): - Jestem zaszczycony, że mogę Cię poznać(,) Władco Wody(.) - (I)i znów skłonił się nisko.
(05-06-2012, 17:45)Charsi13 napisał(a): - Mam na imię Edith. Miło mi Cię poznać Arthurze( )- (I)i wyciągnęła do niego dłoń.
Edith... *.* Kocham Cię! Big Grin Uwielbiam to imię.
(05-06-2012, 17:45)Charsi13 napisał(a): Arthur potrząsnął (nią)ją niepewnie i szybko cofnął się o krok.
(05-06-2012, 17:45)Charsi13 napisał(a): Odwrócił wzrok od podłogi i spojrzał w sufit, na którym widniał znak, który wydawał się mu znajomy, ale nie mógł sobie przypomnieć(,) gdzie już go widział.
Którym, który... Inaczej zbuduj to zdanie, najlepiej je rozbij na dwa, np. "Odwrócił wzrok od podłogi i spojrzał w sufit. Widniał na nim znak, który wydawał się mu znajomy, ale nie mógł sobie przypomnieć, gdzie już go widział."
(05-06-2012, 17:45)Charsi13 napisał(a): Spojrzał na ogromny stół, obok nich.
Lepiej "stojący obok nich".
(05-06-2012, 17:45)Charsi13 napisał(a): Na brzegu stała wielka klepsydra[,] z przelewającym się ogniem.
Zbędny przecinek.
(05-06-2012, 17:45)Charsi13 napisał(a): Koło klepsydry leżał stos pergaminów, a na jeden z wylała się butelka czarnego atramentu.
Chyba coś Ci uciekło w tym zdaniu. Trochę zmieniłabym też konstrukcję. "Koło klepsydry leżał pergamin. Na jeden arkusz wylała się butelka czarnego atramentu."
(05-06-2012, 17:45)Charsi13 napisał(a): Do blatu przymocowany był także model (U)układu (S)słonecznego, a planety poruszały się nieustannie wkoło (S)słońca, mimo tego, że wcale nie były podłączone do prądu.
(05-06-2012, 17:45)Charsi13 napisał(a): Wszystko to było porzucone w nieładzie, a bladą poświatę rzucało zamknięta w ogromnym słoju, złota kula światła.
Wait, wait, wait... Coś tu jest nie tak. Czy nie lepiej byłoby: "Na to wszystko, porzucone w nieładzie, rzucała mglistą poświatę kula światła zamknięta w ogromnym słoju."?
(05-06-2012, 17:45)Charsi13 napisał(a): W całej komnacie było mnóstwo ksiąg.
Już to wiemy xD
(05-06-2012, 17:45)Charsi13 napisał(a): W tego "[ ](d)Dziwnego chłopaka od Arterbertów[ ]".
Niepotrzebne te spacje... No i powinna być mała literka.
(05-06-2012, 17:45)Charsi13 napisał(a): Wcześniej nikt nie zwracał na niego szczególnej uwagi, ale teraz[,] ta garstka ludzi[,] oczekuje na to, aby do nich przemówił, aby pokazał co potrafi.
Niepotrzebne przecinki, zamiast "na to" - "tego".
(05-06-2012, 17:45)Charsi13 napisał(a): - Tak[.] - odrzekł Ian. - Jest to nasza siedziba od wieków. Po śmierci mojego ojca[,] przejąłem panowanie nad tym miejscem.
Zbędne znaki interpunkcyjne.

Fabuła: Właściwie nic ciekawego się tu nie dzieje : D
Bohaterowie: Noo... nic nowego, oprócz tego, że wiemy, iż: pulchna kobieta to Edith (*.*), Mistrz Żywiołów to Ian, Colin ma coś do Jessiki, a ona do niego (w pozytywnym znaczeniu), a Chelsea i Arthur prawdopodobnie będą w przyszłości parą : D
Styl: Coraz lepiej, ale wciąż popełniasz te same błędy.
Ocena: Utrzymuję 5/10



No, trochę się rozpisałam, bo opisałam trzy części za jednym zamachem. : ) Ale mam nadzieję, że w końcu nauczysz się czegoś na własnych błędach. Oby : D Nie jest źle, popełniasz ich coraz mniej (albo ich nie zauważam : D <żarcik>).
Pozostaje mi tylko czekać na dalsze części, bo czuję się trochę zaciekawiona. Trochę, nie na maksa, ale zawsze. Weny życzę!


PS. Słuchaj, zanim wstawisz tekst, daj go komuś do przeczytania. Wiem z doświadczenia, że autor nie wyłapie wszystkich błędów, nawet czytając tekst kilkakrotnie. A poza tym dobrą metodą na znalezienie błędów w interpunkcji jest czytanie tekstu na głos - wyeliminujesz część błędów z przecinkami w roli głównej. Po prostu czytając, akcentuj przecinek pauzą. Jeśli nie jest potrzebna pauza, w większości przypadków nie jest też potrzebny przecinek i na odwrót - pauza=przecinek.

PS 2: Jeśli chodzi o zapis dialogów, to pozwolę sobie wrzucić tutaj mały poradnik z innego Forum, dzięki któremu ja się nauczyłam poprawnego zapisu. Podkreślam, że nie jest mojego autorstwa:

1. ~ bohaterka coś powiedziała, odrzekła, parsknęła, wymamrotała czy wyszeptała (wydała z siebie dźwięk, głos) - to wszystko piszemy z małej litery, a przed myślnikiem nie ma wtedy kropki
A)– I? Co było dalej? Co było w tej paczce? – dopytywała się rudowłosa dziewczyna.
B)– Chcesz, aby się wam bezpiecznie kopało, to siedź cicho – odparła Merry.

2. ~ bohater coś zrobił: podniósł dłoń, przeszedł po korytarzu, usiadł, otarł łzę, poruszył wargami - wtedy piszemy to z wielkiej litery, a przed myślnikiem wstawiamy kropkę
A) – Nie wiem, była sobie paczka i już. – Downey otarł pot z czoła i pokiwał głową.
B) – Więc ja to zrobię. – Wyrwała mu z rąk pudełko i zanim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać, zajrzała do środka.

3. ~ wtrącenie do zdania (kiedy wyrazy przed i po wtrąceniu łączą się w jedno spójne zdanie) - wtedy nigdzie nie ma kropki, a co byś tak nie napisał, będzie z małej litery
A) – Ile razy mam ci powtarzać - parsknął oburzony – że wykopaliska archeologiczne to nie kopanie?!
B) – A więc opowiedz mi ją raz jeszcze - upiła łyk z manierki – bo nie czuję się ani trochę podniecona.

4. ~Kiedy po opisie zachowania ciągniesz wypowiedź, na końcu części narracyjnej ma być kropka, a nowa wypowiedź ma zaczynać się z wielkiej litery
A) – Wojna nie skończy się nigdy. – Mężczyzna popatrzył prosto w nienaturalnie jasne oczy przybysza. – Tak mawiają mędrcy.
B) – Ależ do kresu nie można dotrzeć, głupcze – zaśmiał się Rafuza. – Tak samo, jak nie można dojść do wschodu czy południa.

5. ~Inne problematyczne przykłady:
A) – Więc ja to zrobię. – Usłyszał głos Marry.
B) – Więc ja to zrobię. – Odpowiedź nadeszła od razu.
Ani czas, ani mądrość nie zmieniają człowieka – bo odmienić istotę ludzką zdolna jest wyłącznie miłość. ~Paulo Coelho



Jeżeli potrzebujesz kogoś, kto przeczyta Twój tekst i podzieli się spostrzeżeniami - pisz na PW. Na pewno odpiszę.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości