A o to, ciąg dalszy opowiadanka. Mam nadzieje, że tym razem się spodoba.
Jednak gdy zdjąłem niedbale przybite deski z drzwi i wkroczyłem do środka, zrozumiałem że się myliłem, przede mną na podłodze leżało martwe ciało dziecka, w wieku może ośmioletnim. Ciało było obdarte i do połowy obnażone, wyglądało tak jakby ktoś miotał nim po ścianach pomieszczenia i ciągnął po podłodze. Nie był to przyjemny widok, powoli sięgnąłem po rękojeść miecza, zwisającego na plecach. W tym domu nie było żadnej zarazy, a przynajmniej jeszcze nie teraz.
- Wysłannik? Tutaj? – Odezwał się szept, który nie należał do żadnej znanej mi istoty. Spojrzałem w kierunku drzwi od sypialni. Stało w nich ciało mężczyzny, prawdopodobnie męża, głowy tej rodziny, po siniakach i obrzękach można było łatwo się domyśleć, że wszystkie stawy były powyrywane, a większość kości popękana.
- Tak.
Odparłem lustrując zachowanie umarłego, z którego wydobywał się głos.
- A po co przyszedłeś? Chyba nie po to, aby pomóc tym biednym wieśniakom?
- Właśnie po to.
Głos wydał rechot i odpowiedział.
- Zastanawiało mnie dlaczego nikogo nie czułem, a słyszałem jak ktoś otwiera drzwi od tej rudery, teraz wszystko stało się oczywiste! Plebs zatrudnił Wysłannika. A powiedz mi, jak już tutaj jesteś jak tam wasza służba, słyszałem, że co raz mniej nowicjuszy macie? To prawda?
Nie miałem pojęcia od czego miałem zacząć. To wyglądało jak opętanie ale ta istota, ten demon, był zbyt rozmowny zniszczenie ciała w takim przypadku nie pomogłoby, a raczej nie miałem pojęcia czy by pomogło. Nigdy jak do tej pory nie spotkałem ożywieńca w którym coś siedziało. Musiałem zaryzykować, rozmowa w tym przypadku była jedyną opcją poznania przeciwnika.
- Nie wiem skąd masz takie informacje, ale młodych adeptów nam nie braknie za to ciekawi mnie fakt, że Ciebie to interesuje…. Masz z nami na pieńku?
- Wysłanniku! Ach ręko sprawiedliwości i strażniku równowagi! Jestem tylko małą osobliwością, która z nikim nie trzyma ani nikogo się nie obawia, ale nie ukrywam, lubię być dobrze poinformowany.
W tym momencie przysiągłbym, że widzę na tej zmasakrowanej twarzy uśmiech, dlatego nie miałem zamiaru dalej bawić się w te gierki. Zapytałem się, więc wprost…
- Kim jesteś i czego chcesz?
-Oho ho! Jaki bezpośredni! Przepraszam, ale czy to dlatego, że JA CIE NUDZĘ?- Głos podniósł się delikatnie jak ciało chłopca, które leżało po mojej lewej stronie. Deski starego łoża też zaskrzypiały i za plecami martwego męża, stanęła jego żona. Powietrze powoli zaczynało mieszać się z zapachem zgnilizny i rozkładem. Sytuacja nie wyglądała barwnie.
Przypomniałem sobie wtedy że chłopi przecież nie powiedzieli mi o żadnym pochówku zmarłych. Mogłem się domyśleć że to ma jakiś związek z ożywionymi trupami. Ale nawet gdybym spodziewał się tego, co tutaj zastanę, nie domyśliłbym się że za tym może stać jakaś wyższa istota.
-Słuchaj, kimkolwiek jesteś! Wiesz dobrze że Twoje ożywione trupy nie są wstanie mnie zabić! Może jednak powiesz mi, po co to robisz, a może jakoś będę w stanie Ci pomóc.
Odparłem szybko. Mocno trzymając rękojeść miecza na plecach. Jeżeli dojdzie do walki, pierwsze cięcie sześciokilowego miecza spadnie z góry na ożywionego synka.
-TY! Ty mały bękarcie! Jak śmiesz nawet myśleć o wyciąganiu broni przeciwko Mnie! MNIE!
Nagle głos jakby się urwał. Ta Istota wciąż Tu była, po chwili odezwał się chłopiec, mówiąc gardłowym i przeraźliwym głosem.
-Nie mam czasu aby czekać aż te trupy zgniją, muszę znaleźć szybszy sposób. Do zobaczenia Wysłanniku.
Po tych słowach martwi małżonkowie rzucili się na mnie bez wydania żadnego dźwięku, a dzieciak wbiegł do sypialni i rozbijając okiennice nadludzką siła, uciekł do lasu.
Pierwszy cios spadł na głowę martwego faceta, powalając go na ziemie i rozcinając ją na dwie nierówne połowy martwa kobieta w tym samym momencie zacięła mnie w prawe ramię, rwąc trochę rękaw habitu. Mimo że miała nienaturalnie grube i ostre paznokcie, te uderzenie nie przebiło się przez wytrzymałą i twardą koszule, jaką miałem pod spodem. Jednym kopniakiem w piersi posłałem ją na ścianę, aby po szybkim wyszarpnięciu miecza z czaszki, obciąć jej głowę.
Jeszcze chwilę po walce stałem tak i nie mogłem dojść do siebie. To nie był bezrozumny demon, czy chociażby zła dusza. Ta istota coś planowała i na pewno nie będą to dobre rzeczy.
Po paru minutach siedziałem już u Starszego wioski. Nie byłem w dobrym humorze. Byłem raczej wściekły, że ten człowiek nie powiedział mi wszystkiego.
- To teraz, powiesz mi starcze. Co tak naprawdę stało się z tą rodziną? Powoli i spokojnie. Będę wiedział, kiedy kłamiesz, więc nawet nie próbuj. Siwy chłop, jeszcze bardziej posiwiał i z opuszczonymi oczami, głosem zażenowanym i zmęczonym zaczął opowiadać.
- To była normalna rodzina. Pracowici i uczynni ludzie. Zawsze gotowi pomóc sąsiadowi i …
Uderzyłem pięścią w stół.
-Przestań pieprzyć! Do rzeczy!
- To przyszło z lasu.
-Co?!
- Od jakiegoś czasu, widzieliśmy w każdą noc, jak na granicy lasu krąży jakiś wilk czy dzik. Chodził tak parę godzin i znikał. Potem dwa tygodnie temu w nocy usłyszeliśmy krzyki i wrzaski z domu Blams’ów, tej rodziny, u której szanowny Pan Zakonnik był. Jako, że noc była to nikt nie wychodził z domu, jeszcze ten dzik czy wilk straszny by kogo zagryzł, to wszyscyśmy czekali na świt. Rano, następnego dnia, poszedłem zobaczyć co się dzieje. W oknach widziałem ruch Blams’a jak coś robił, więc pomyślałem że nic takiego się nie stało, może kłótnia rodzinna czy coś. Wiadomo, baby.
Starszy uśmiechnął się kwaśne, ja udałem, że tego nie słyszałem.
– No i te „Nic” działo się przez tydzień, więc ja i mój syn oraz kilku innych chłopów poszliśmy do ich domu. Nie wychodzili z niego przez tydzień, nawet ich mały synek Edwin, nikt. Więc gdy otworzyliśmy drzwi, zobaczyliśmy jego…
Chłop przybrał obrzydliwy grymas na twarzy i z przerażeniem w głosie kontynuował.
-… Zaczął krzyczeć i wrzeszczeć. Widzieliśmy jego synka na podłodze w taki stanie, jakby po nim konie przebiegły. Tośmy wszyscy wybiegli i po kilkunastu minutach już zabijaliśmy dechami cały dom, wszystkie wyjścia, co by Blams nie wyszedł.
Widząc przerażenie chłopa, uspokoiłem się. Takie widoki mogłyby nawet namieszać komuś w głowie do końca życia. Więc nie miałem zamiaru jeszcze bardziej go denerwować ani oskarżać. Wstałem tylko z krzesła i dotykając jego głowy powiedziałem spokojnym głosem.
-Dobrze, już spokój. Otrzyj łzy i usuń strach nie ma już zła w Twojej wiosce. Teraz możecie spokojnie pochować obojga małżonków.
Starszy z łzami radości spojrzał się na mnie i zapytał.
- A co się stało z Edwinkiem?
Skłamałem, przecież nie mogłem mu powiedzieć, że demon wcielił się w tego małego chłopca i uciekł z powrotem do lasu.
- Muszę wziąć go do klasztoru i tam pochować go z specjalnym rytuałem.
-A, co z jego duszą?-
-Będzie dobrze, Panie Starszy, będzie dobrze…
Uśmiechnąłem się, ale w podświadomości wiedziałem, że teraz czeka mnie długa droga za „Edwinkiem”.
c.d.n.