Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bo źli ludzie są na Topie.
#16
No dobra. Dajcie Mi trochę czasu.

A co do wyobraźni. O nią się u mnie proszę nie martwić i o sposób jak mam ją używać Tongue. Mój problem leży w gramatyce, spójności zdań oraz interpunkcji.

A tekst chciałem napisać tak jak gracz gra w Diablo II, bez zbędnych nudnych opisów, tylko akcja i rzeczowe porównania. Ale widzę że to nie przechodzi. Styl trzeba wypracować samemu więc i tak wam dziękuje za każdą krytykę i komentarz Smile

Siloe - Dobrze proszę Pani ;P



https://horyzontrpg.com
System fabularny space-apo. Indi.
Odpowiedz
#17
Wiesz gra a opowiadanie to co innego. Jak byś to wrzucił w komiks też prezencja byłaby inna. A tak wyszedł mały gniot. Popracuj nad tym. Sądzę, że wydoić by coś z tego szło, ale wszystko zależy od Ciebie. Skoro z Twoją wyobraźnią jest jak najlepiej to się kurka wykaż. Daj czadu. A tak to ja w alkoholizm przez Ciebie wpadnę. ;P
Nie wszyscy mogą być aniołami, ale każdy może być człowiekiem.

Odpowiedz
#18
Dobra dobra, nie od razu Stodołę wybudowano!

Muszę jeszcze dopieścić tekst i wrzucę go za dzień lub dwa Wink
A co do alkoholizmu, piwo, wino, wódka czy whyski? bo jak to ostatnie, to nie ma się o co martwić Tongue


Zdecydowanie piwo. Wino piję od święta. /// Sil.

Piwo! Dobra krasnoludzka rzecz! Wino to elfie... (dokończ zdanie:
a)szczyny
b)siki
c)sfermentowane owoce wiśni )
https://horyzontrpg.com
System fabularny space-apo. Indi.
Odpowiedz
#19
Przysiadłem, zastanowiłem się i zacząłem pisać od samego początku. Powiedzmy że wcześniejszy fragment był osobną historią która może wydarzy się w przyszłości. Tak więc zapraszam.


(na podstawie Larpowego świata „Zardzewiały Topór”)

Prolog
Doktryna w Zakonie Posłanników to „Droga”. Jest nieodłącznym elementem codziennej egzystencji. Gdy jest się uczniem, samo zamknięcie w klasztorze i nauki stają się smyczą, celem, katem i nauczycielem. Ale gdy zakonnik staje przed wyborem, świat czy służba w murach, doktryna staje się jego Panem. Gdy zakonnik podejmuje drogę Wysłannika i idzie między ludzi pilnować równowagi, wtedy jedynym ratunkiem i jedyną zasadą jest Doktryna. To właśnie ją Bezimienny stworzył, aby pilnowała nas, gdy On sam odejdzie w góry.

I właśnie Ja, Nevare jestem Wysłannikiem drugiego stopnia, który stopień określa jak wielce sięga jego poznanie człowieka, jako istoty i zasad, jakimi rządzi się życie. W skali trzech, gdzie trójka to ostatni stopień. A te historie, które niebawem będą znane i Wam, są moją historią. Moją spuścizną, którą pozostawię Wam, młodzi uczniowie Zakonu Posłanników.

Niepokój chłopa

Gdy wróciłem do klasztoru po wędrówce z Honorionu, Przeor następnego dnia poinformował mnie o nietypowych odwiedzinach chłopa z pobliskiej wioski. Człowiek ten prosił bardzo mocno o pomoc w pewnym problemie. Szczegółów nie mówił, dlatego trzeciego dnia wyruszyłem do owej mieściny na obrzeżach Kemocku. Sam fakt, że chłop dał radę dojść bezpiecznie śnieżnymi ścieżkami do centralnego klasztoru w górach, mógł świadczyć tylko o powadze sytuacji.

Wioska leżała u podnóża gór północnych, w maleńkim zasypanym liśćmi wąwozie. Było tutaj może kilkanaście chat, ale wszystkie wyglądały solidnie. Gdy wkroczyłem do wioski chyliło się już ku wieczorowi, ale mimo to od razu podbiegły do mnie dzieci. Zaczęły się przekrzykiwać i wrzeszczeć, aż jedno bardziej rozgarnięte, pociągnęło za mój habit i zapytało.
- Plose Pana, psyset pan do domu, w którym strasy? Dziecko wyglądało śmiertelnie poważnie, gdy zadawało mi te pytanie, więc od razu zrozumiałem, że to będzie moje zadanie. Nie zdążyłem dziecku nawet odpowiedzieć, gdy kilku chłopów podeszło do mnie i kłaniając się do kolan, zaprosiło na rozmowę do starszego wioski. Tam przywitano mnie strawą i ciepłym winem. Po wieczerzy starszy opowiedział jak to wysłał swego syna, aby ten zapytał przeora klasztoru o pomoc.
-Nie sądziłem, że zakon przyśle kogokolwiek, bez urazy. Stwierdził starszy, dolewają obu nam, wina. - Myślałem, że tak jak nasz Pan z pobliskiego zamku, odpowiecie że to nie jest wasza sprawa, czy coś podobnego. - Naszym świętym obowiązkiem jest pomagać ludziom. Z jakiegokolwiek stanu społecznego, oni by nie byli… Tak, więc co was trapi, drodzy bracia?

Starszy westchnął głęboko i spojrzawszy się po zebranych zaczął opowiadać.
- To zaczęło się kilka miesięcy temu, gdy w domu na końcu wioski zmarła cała rodzina. Nasza zielarka powiada, że to, jakie choróbsko straszne ich zmogło. Dlatego kazałem zabić dom dechami, co by nie rozlazło się te zło po reszcie naszej mieściny.
- Ale okazało się to złym posunięciem?
- Tak, bo o to jak mówi nasz kapłan, zamknęliśmy dusze biedaków w naszym świecie i teraz każdy, kto chodź próbuje zbliżyć się do domu, jest przeklinany i straszony śmiercią. Biedne dusze mają nam za złe, a my głupi nie wiemy, co mamy z tym zrobić. Starszy złapał się za głowę i zaczął biadolić nad swoją głupotą. Na co ja, po dłuższej chwili odpowiedziałem.
-Panie Starszy, proszę się nie denerwować, sądzę, że chyba da się to jakoś rozwiązać. Uśmiechnąłem się delikatnie. – Tylko musi Pan podpisać upoważnienie, że zezwolił Pan na działanie Wysłannika na terenie wsi.
Starszy spojrzał się zdziwiony, ale nie mówiąc nic podpisał zgodę osobiście. Gdyby Starszy, jako zarządca wioski nie zgodziłby się i nie podpisał, nawet gdyby to miało oznaczać że cała wioska zostanie wyrżnięta w pień, nie mógłbym nic zrobić. Zgoda to zgoda, upoważnia mnie do działania na terenie który nie podlega bezpośrednio zakonowi. Bez takiego upoważnienia nie chroni mnie nikt, ani nic ,gdyby cokolwiek się wydarzyło. Zakon po prostu woli nie mieszać się w problemy innych, bez zgody tamtejszego jakiegokolwiek organu władzy. I chodź naszym obowiązkiem jest pomagać ludzkości, czyli każdemu człowiekowi, są na tym świecie indywidua, którym nie jest to na rękę, i które z chęcią wytoczyłyby przeciwko nam swoje wojska.
Po dwóch kubkach wina, zostałem zakwaterowany u starszego na piętrze, bo jako jedyny miał piętrowy dom. Tam spokojnie odmówiłem słowa relaksujące umysł i dusze, aby po kilku minutach spokojnie położyć się spać. Obudziłem się wczesnym rankiem, kiedy jeszcze promienie słońca delikatnie muskały korony drzew. Po szybkiej strawie podróżnego prowiantu i wyszykowaniu się, wyszedłem z chaty sołtysa i podążyłem do nawiedzonego domu. Szczerze, to nie spodziewałem się nic nadprzyrodzonego. Chłopi od zawsze mieli w sobie bojaźń do różnych rzeczy, których po prostu nie rozumieli. Dlatego idąc w kierunku tego domostwa myślałem raczej, co takiego z żyjących istot na tej ziemi mogło chłopów tak wystraszyć. Poprawiłem więc na plecach swój zakonny dwuręczny miecz, zacisnąłem też mocniej gruby skórzany pas na biodrze, który utrzymywał habit w „ryzach”, co by za bardzo nie latał we wszystkie strony. Torbę podróżną przewiesiłem bardziej przez plecy, aby w razie użycia broni, nie majtała mi się przy rękojeści. Po paru minutach dostrzegłem dom, oddalony od reszty o kilkadziesiąt metrów w głąb lasu. Nie miałem żadnych wątpliwości, deski w oknach i w drzwiach mówiły same za siebie. Tylko teraz pozostawało pytanie, z kim lub z czym będę miał do czynienia? Domostwo nie wyróżniało się niczym od pozostałych budynków. Normalny człowiek mógłby jedynie stwierdzić iż dom ten jest niezadbany, oraz że mieszkała w nim góra, jedna rodzina. Człowiek z wyższą percepcją, stwierdziłby dodatkowo iż deski były przybijane na szybko i niedokładnie, ale ja jako zakonnik, widziałem jeszcze czarną plamę, gdzieś pośrodku domostwa. Jeżeli wszystkie domy miały taki sam układ pokoi jak dom sołtysa, była by to sypialnia. Ów czarna plama w większości przypadkach to coś podobnego do ludzkiej duszy, można by powiedzieć, że jest to pozostałość po niej. A dokładniej zło, które wygrało z dobrem za życia i teraz przywłaszczyło sobie ciało po śmierci. Mówiąc krócej, taka zła dusza.

c.d.n

(ps. następna część jutro albo pojutrze, a jak dobrze pójdzie (wena) to nawet dzisiaj wieczorem.)
https://horyzontrpg.com
System fabularny space-apo. Indi.
Odpowiedz
#20
A o to, ciąg dalszy opowiadanka. Mam nadzieje, że tym razem się spodoba.





Jednak gdy zdjąłem niedbale przybite deski z drzwi i wkroczyłem do środka, zrozumiałem że się myliłem, przede mną na podłodze leżało martwe ciało dziecka, w wieku może ośmioletnim. Ciało było obdarte i do połowy obnażone, wyglądało tak jakby ktoś miotał nim po ścianach pomieszczenia i ciągnął po podłodze. Nie był to przyjemny widok, powoli sięgnąłem po rękojeść miecza, zwisającego na plecach. W tym domu nie było żadnej zarazy, a przynajmniej jeszcze nie teraz.

- Wysłannik? Tutaj? – Odezwał się szept, który nie należał do żadnej znanej mi istoty. Spojrzałem w kierunku drzwi od sypialni. Stało w nich ciało mężczyzny, prawdopodobnie męża, głowy tej rodziny, po siniakach i obrzękach można było łatwo się domyśleć, że wszystkie stawy były powyrywane, a większość kości popękana.

- Tak.
Odparłem lustrując zachowanie umarłego, z którego wydobywał się głos.
- A po co przyszedłeś? Chyba nie po to, aby pomóc tym biednym wieśniakom?

- Właśnie po to.

Głos wydał rechot i odpowiedział.
- Zastanawiało mnie dlaczego nikogo nie czułem, a słyszałem jak ktoś otwiera drzwi od tej rudery, teraz wszystko stało się oczywiste! Plebs zatrudnił Wysłannika. A powiedz mi, jak już tutaj jesteś jak tam wasza służba, słyszałem, że co raz mniej nowicjuszy macie? To prawda?

Nie miałem pojęcia od czego miałem zacząć. To wyglądało jak opętanie ale ta istota, ten demon, był zbyt rozmowny zniszczenie ciała w takim przypadku nie pomogłoby, a raczej nie miałem pojęcia czy by pomogło. Nigdy jak do tej pory nie spotkałem ożywieńca w którym coś siedziało. Musiałem zaryzykować, rozmowa w tym przypadku była jedyną opcją poznania przeciwnika.

- Nie wiem skąd masz takie informacje, ale młodych adeptów nam nie braknie za to ciekawi mnie fakt, że Ciebie to interesuje…. Masz z nami na pieńku?

- Wysłanniku! Ach ręko sprawiedliwości i strażniku równowagi! Jestem tylko małą osobliwością, która z nikim nie trzyma ani nikogo się nie obawia, ale nie ukrywam, lubię być dobrze poinformowany.

W tym momencie przysiągłbym, że widzę na tej zmasakrowanej twarzy uśmiech, dlatego nie miałem zamiaru dalej bawić się w te gierki. Zapytałem się, więc wprost…

- Kim jesteś i czego chcesz?

-Oho ho! Jaki bezpośredni! Przepraszam, ale czy to dlatego, że JA CIE NUDZĘ?- Głos podniósł się delikatnie jak ciało chłopca, które leżało po mojej lewej stronie. Deski starego łoża też zaskrzypiały i za plecami martwego męża, stanęła jego żona. Powietrze powoli zaczynało mieszać się z zapachem zgnilizny i rozkładem. Sytuacja nie wyglądała barwnie.


Przypomniałem sobie wtedy że chłopi przecież nie powiedzieli mi o żadnym pochówku zmarłych. Mogłem się domyśleć że to ma jakiś związek z ożywionymi trupami. Ale nawet gdybym spodziewał się tego, co tutaj zastanę, nie domyśliłbym się że za tym może stać jakaś wyższa istota.

-Słuchaj, kimkolwiek jesteś! Wiesz dobrze że Twoje ożywione trupy nie są wstanie mnie zabić! Może jednak powiesz mi, po co to robisz, a może jakoś będę w stanie Ci pomóc.

Odparłem szybko. Mocno trzymając rękojeść miecza na plecach. Jeżeli dojdzie do walki, pierwsze cięcie sześciokilowego miecza spadnie z góry na ożywionego synka.

-TY! Ty mały bękarcie! Jak śmiesz nawet myśleć o wyciąganiu broni przeciwko Mnie! MNIE!

Nagle głos jakby się urwał. Ta Istota wciąż Tu była, po chwili odezwał się chłopiec, mówiąc gardłowym i przeraźliwym głosem.

-Nie mam czasu aby czekać aż te trupy zgniją, muszę znaleźć szybszy sposób. Do zobaczenia Wysłanniku.

Po tych słowach martwi małżonkowie rzucili się na mnie bez wydania żadnego dźwięku, a dzieciak wbiegł do sypialni i rozbijając okiennice nadludzką siła, uciekł do lasu.

Pierwszy cios spadł na głowę martwego faceta, powalając go na ziemie i rozcinając ją na dwie nierówne połowy martwa kobieta w tym samym momencie zacięła mnie w prawe ramię, rwąc trochę rękaw habitu. Mimo że miała nienaturalnie grube i ostre paznokcie, te uderzenie nie przebiło się przez wytrzymałą i twardą koszule, jaką miałem pod spodem. Jednym kopniakiem w piersi posłałem ją na ścianę, aby po szybkim wyszarpnięciu miecza z czaszki, obciąć jej głowę.

Jeszcze chwilę po walce stałem tak i nie mogłem dojść do siebie. To nie był bezrozumny demon, czy chociażby zła dusza. Ta istota coś planowała i na pewno nie będą to dobre rzeczy.
Po paru minutach siedziałem już u Starszego wioski. Nie byłem w dobrym humorze. Byłem raczej wściekły, że ten człowiek nie powiedział mi wszystkiego.

- To teraz, powiesz mi starcze. Co tak naprawdę stało się z tą rodziną? Powoli i spokojnie. Będę wiedział, kiedy kłamiesz, więc nawet nie próbuj. Siwy chłop, jeszcze bardziej posiwiał i z opuszczonymi oczami, głosem zażenowanym i zmęczonym zaczął opowiadać.

- To była normalna rodzina. Pracowici i uczynni ludzie. Zawsze gotowi pomóc sąsiadowi i …

Uderzyłem pięścią w stół.

-Przestań pieprzyć! Do rzeczy!
- To przyszło z lasu.

-Co?!

- Od jakiegoś czasu, widzieliśmy w każdą noc, jak na granicy lasu krąży jakiś wilk czy dzik. Chodził tak parę godzin i znikał. Potem dwa tygodnie temu w nocy usłyszeliśmy krzyki i wrzaski z domu Blams’ów, tej rodziny, u której szanowny Pan Zakonnik był. Jako, że noc była to nikt nie wychodził z domu, jeszcze ten dzik czy wilk straszny by kogo zagryzł, to wszyscyśmy czekali na świt. Rano, następnego dnia, poszedłem zobaczyć co się dzieje. W oknach widziałem ruch Blams’a jak coś robił, więc pomyślałem że nic takiego się nie stało, może kłótnia rodzinna czy coś. Wiadomo, baby.

Starszy uśmiechnął się kwaśne, ja udałem, że tego nie słyszałem.

– No i te „Nic” działo się przez tydzień, więc ja i mój syn oraz kilku innych chłopów poszliśmy do ich domu. Nie wychodzili z niego przez tydzień, nawet ich mały synek Edwin, nikt. Więc gdy otworzyliśmy drzwi, zobaczyliśmy jego…

Chłop przybrał obrzydliwy grymas na twarzy i z przerażeniem w głosie kontynuował.

-… Zaczął krzyczeć i wrzeszczeć. Widzieliśmy jego synka na podłodze w taki stanie, jakby po nim konie przebiegły. Tośmy wszyscy wybiegli i po kilkunastu minutach już zabijaliśmy dechami cały dom, wszystkie wyjścia, co by Blams nie wyszedł.

Widząc przerażenie chłopa, uspokoiłem się. Takie widoki mogłyby nawet namieszać komuś w głowie do końca życia. Więc nie miałem zamiaru jeszcze bardziej go denerwować ani oskarżać. Wstałem tylko z krzesła i dotykając jego głowy powiedziałem spokojnym głosem.

-Dobrze, już spokój. Otrzyj łzy i usuń strach nie ma już zła w Twojej wiosce. Teraz możecie spokojnie pochować obojga małżonków.
Starszy z łzami radości spojrzał się na mnie i zapytał.

- A co się stało z Edwinkiem?
Skłamałem, przecież nie mogłem mu powiedzieć, że demon wcielił się w tego małego chłopca i uciekł z powrotem do lasu.

- Muszę wziąć go do klasztoru i tam pochować go z specjalnym rytuałem.
-A, co z jego duszą?-

-Będzie dobrze, Panie Starszy, będzie dobrze…

Uśmiechnąłem się, ale w podświadomości wiedziałem, że teraz czeka mnie długa droga za „Edwinkiem”.



c.d.n.
https://horyzontrpg.com
System fabularny space-apo. Indi.
Odpowiedz
#21
Nareszcie. Teraz to ja widzę to twoje "jajo" ( bez podtekstów proszę).

Masz tam trochę błędów, ale po nogach nie kopią Wink

Tylko to:
Cytat:- Wysłannik? Tutaj? – Odezwał się szept, który nie należał do żadnej znanej mi istoty. Spojrzałem w kierunku drzwi od sypialni. Stało w nich ciało mężczyzny, prawdopodobnie męża, głowy tej rodziny, po siniakach i obrzękach można było łatwo się domyśleć, że wszystkie stawy były powyrywane, a większość kości popękana.

- Tak.
Odparłem lustrując zachowanie umarłego, z którego wydobywał się głos.
- A po co przyszedłeś? Chyba nie po to, aby pomóc tym biednym wieśniakom?

- Właśnie po to.

Głos wydał rechot i odpowiedział.

Zalatuje pospolitością. Demon i tego typu gadka z zakonnikiem? Jakoś do mnie nie przemawia. Powiem ci, że już tyle razy spotkałam się z tego typu początkiem rozmowy w filmach, jak i książkach, że mnie to normalnie zraża. Ale reszta jest całkiem interesująca. Będzie jakiś ciąg dalszy? Big Grin Fajnie by było. Wink

Ocena:

5/10

Dostajesz piątkę na zachętę. Dla mnie za mocne to jest na cztery ale za słabe na sześć. Pokaż więcej. Wink
Nie wszyscy mogą być aniołami, ale każdy może być człowiekiem.

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości