04-12-2011, 22:53
Szanowni Czytelnicy,
Po przeczytaniu tego pamiętnika, początkowo chcieliśmy schować go przed światem. Jednak po głębszej refleksji zdecydowaliśmy się na publikację, jednocześnie dodając tytuł, którego pamiętnik naturalnie nie posiadał. Wykreśliliśmy też nazwiska zarówno osób publicznych jak i niepublicznych, a także nazwy własne przedsiębiorstw, przy czym wszystkie wprowadzone zmiany zostały wyraźnie oznaczone oraz opisane. Ze względów osobistych postanowiliśmy zachować całkowitą anonimowość naszego Syna oraz całej rodziny, i prosimy Was o uszanowanie tej decyzji.
Rodzina Autora
27.01.2010
Szukając szczęścia w życiu, nieustannie biegam,
Moja młodość przemija, już jej nie dostrzegam,
Mimo, że jestem w wieku lat dwudziestu pięciu,
A nawet trochę młodziej wyglądam na zdjęciu.
Mam wspomnienia z dzieciństwa, które chcę przekazać,
Szkoda, gdyby się miały w pamięci zamazać,
Tym bardziej, że wciąż żyją i jest ich bez liku.
Chciałbym spisać je wszystkie w swoim pamiętniku,
Ale nie takim zwykłym kreślonym niezdarnie,
Którymi zalewają mnie tanie księgarnie.
Ja chcę stworzyć prawdziwy, intymny poemat,
Sprawdzić samego siebie, złamać pewien schemat
I nawet się nie przejmę, jeśli nie dam rady,
Przecież wszystkie te wiersze schowam do szuflady,
Dopiero moje wnuki dostaną po dziadku
Ten zeszyt pełen wspomnień osobistych w spadku.
Dziś ostatnie szczegóły sobie przypominam,
A od jutra rzetelne pisanie zaczynam.
28.01.2010
Pierwsze ujęcia, które pamiętam z dzieciństwa,
To niewyobrażalne akty barbarzyństwa,
Jakie starzy esbecy wyrządzili tacie,
Gdy go przetrzymywali na komisariacie
Za to, że miał odwagę krzyczeć na pochodzie,
Ile szkody wyrządza komunizm w narodzie.
Pamiętam, kiedy wrócił po trzech dniach do domu,
O drastycznych przeżyciach nie mówił nikomu,
Lecz miał na ciele takie rany i wypieki,
Że przez miesiąc wymagał lekarskiej opieki.
Wkrótce potem nastały czasy transformacji,
Która była marzeniem wielu generacji,
Przez co ludzie z nadzieją każdego wieczora
Przysuwali się bliżej do telewizora
Spragnieni przełomowych, historycznych zdarzeń.
Mój ojciec, który nadal czuł skutki obrażeń,
Pozwolił mi dotykać gojące się rany,
Szepcząc przy tym wyraźnie: ‘synku mój kochany,
Dziś wieczorem podziękuj bardzo pięknie Bozi,
Bo to, co ja przeżyłem, tobie już nie grozi’.
31.01.2010
Radość nie trwała długo, po kilku miesiącach
Atmosfera zrobiła się bardziej gorąca.
Mój ojciec, tak jak większość fabrycznej załogi,
Stracił pracę, nie mając żadnej zapomogi,
A musiał przecież jakoś utrzymać rodzinę.
Na polityków zaczął zrzucać całą winę
I gdy ich twarze widział podczas „Wiadomości”,
Nie umiał pohamować frustrującej złości,
Wykrzykiwał zajadle najgorsze przekleństwa,
Doprowadzając siebie niemal do szaleństwa.
Jednak się nie załamał i mimo napięcia,
Zaczął poszukiwania nowego zajęcia,
Ale nie mógł nic znaleźć przez wiele tygodni.
Niebawem już codziennie chodziliśmy głodni,
Gdyż rodzicom w portfelu brakowało kasy,
Powoli się ostatnie kończyły zapasy,
Więc jedliśmy wyłącznie wieczorem i rano.
Ojca w żadnym zakładzie zatrudnić nie chciano,
W państwowych nic nie znalazł – zaczęły upadać,
W prywatnych kulturalnie kazano mu spadać,
Bo nie potrzebowano ludzi bez dyplomu.
W demokratycznej Polsce, w okresie przełomu,
Kto nie mógł się pochwalić wyższym wykształceniem,
Skazany był na życie z biedą i cierpieniem.
Matka co dzień płakała, wywołując kłótnie,
Tata stał się nerwowy, często klął okrutnie
I wiem, że to dla niego był wysiłek wielki,
By nie wrzucić tych wszystkich zmartwień do butelki,
By za ostatnie grosze procentów nie kupić,
Zmieszać z jakąś trucizną i na śmierć się upić.
Jednak się nie poddawał, miał serce odważne
I to, co w moich oczach jest najbardziej ważne,
Pomimo iż przeżywał traumatyczne bóle,
Nie pozwolił mi tego odczuwać w ogóle.
Choć musiałem głodować, słyszeć jak przeklinał,
To kiedy tylko ze mną rozmawiać zaczynał,
Natychmiast się uśmiechał, głaskał moją głowę,
Oddawał do zabawy kredki kolorowe,
Kiedy byłem zmęczony sadzał na kolana,
A na dobranoc czytał mi „Piotrusia Pana”.
Nikomu w tamtych latach nie żyło się sielsko,
Lecz mimo to poznałem miłość rodzicielską
I dziś, gdy sam doświadczam życiowej niedoli,
A ktoś natrętnie pyta o moich idoli,
Wtedy zawsze się swoją odpowiedzią szczycę:
Najwięksi bohaterzy to moi rodzice.
3.02.2010
Chociaż w tych dniach niełatwych, przepełnionych łzami
Życie się wywracało do góry nogami,
Była rzecz, która nigdy nie uległa zmianie,
Mianowicie wieczorem jadaliśmy danie,
Lecz zanim zabraliśmy cokolwiek z talerza,
Klękaliśmy do bardzo długiego pacierza,
Podczas którego ojciec czytał Pismo Święte,
Dziękując za „te dary trudem osiągnięte”,
Chwaląc Boga i prosząc, by wziął nas do nieba.
Byłem dzieckiem, myślałem, że tak robić trzeba,
Więc uczyłem się modlitw, by później w niedziele
Recytować je pięknie w pobliskim kościele.
W ten sposób zasiliłem katolików grono,
Nie dlatego, że chciałem, lecz mi narzucono.
„Bóg jest wszechmocny” – ojciec mówił wiele razy,
A te wszystkie modlitwy i święte obrazy,
Które zdobiły ściany naszego pokoju,
Przynosiły mu w duchu namiastkę spokoju,
Wierzył, że przed nieszczęściem wiara go uchroni,
Rodzice więc pragnęli, żebym był jak oni
„Prawdziwym katolikiem”. Nie mogli przewidzieć,
Że to czego nie widzą, ja będę już widzieć.
7.02.2010
W kraju coraz trudniejsza była sytuacja
Zaczęły dominować złość oraz frustracja,
Które powodowały wybuchy agresji,
Niejeden nie wytrzymał panującej presji,
Na przykład w moim bloku, nasz sąsiad na górze
Dwa razy nieudanie wieszał się na sznurze.
Inny zdesperowany bił dzieci i żonę,
Chociaż przedtem miał życie bardzo ułożone.
Najgorsza była jednak bezmyślna nienawiść
I wszechobecna wrogość i szaleńcza zawiść
O to, że ktoś miał trochę ładniejszy samochód,
O to, że ktoś wykazał nieco większy dochód.
Dokoła panowała taka beznadzieja,
Że jeden w drugim widział wyłącznie złodzieja,
Z tego powodu większość utraciła zdolność
Cieszenia się wartością, jaką była wolność.
Każdy jej pragnie, ale nikt jej nie docenia,
Gdy egzystencja staje się nie do zniesienia.
Pewnego razu ojciec podliczał wydatki
I podenerwowany powiedział do matki:
‘Za ojczyznę walczyłem, wszystko mogłem stracić,
Dzisiaj nic z tego nie mam, jeszcze muszę płacić
Niechcianym bezrobociem, ciągłym poniżeniem,
Zszarpanymi nerwami, rosnącym ciśnieniem,
Setkami drogich opłat, podatków i danin.
Nie ma kogoś takiego jak mądry Słowianin.’
Po przeczytaniu tego pamiętnika, początkowo chcieliśmy schować go przed światem. Jednak po głębszej refleksji zdecydowaliśmy się na publikację, jednocześnie dodając tytuł, którego pamiętnik naturalnie nie posiadał. Wykreśliliśmy też nazwiska zarówno osób publicznych jak i niepublicznych, a także nazwy własne przedsiębiorstw, przy czym wszystkie wprowadzone zmiany zostały wyraźnie oznaczone oraz opisane. Ze względów osobistych postanowiliśmy zachować całkowitą anonimowość naszego Syna oraz całej rodziny, i prosimy Was o uszanowanie tej decyzji.
Rodzina Autora
27.01.2010
Szukając szczęścia w życiu, nieustannie biegam,
Moja młodość przemija, już jej nie dostrzegam,
Mimo, że jestem w wieku lat dwudziestu pięciu,
A nawet trochę młodziej wyglądam na zdjęciu.
Mam wspomnienia z dzieciństwa, które chcę przekazać,
Szkoda, gdyby się miały w pamięci zamazać,
Tym bardziej, że wciąż żyją i jest ich bez liku.
Chciałbym spisać je wszystkie w swoim pamiętniku,
Ale nie takim zwykłym kreślonym niezdarnie,
Którymi zalewają mnie tanie księgarnie.
Ja chcę stworzyć prawdziwy, intymny poemat,
Sprawdzić samego siebie, złamać pewien schemat
I nawet się nie przejmę, jeśli nie dam rady,
Przecież wszystkie te wiersze schowam do szuflady,
Dopiero moje wnuki dostaną po dziadku
Ten zeszyt pełen wspomnień osobistych w spadku.
Dziś ostatnie szczegóły sobie przypominam,
A od jutra rzetelne pisanie zaczynam.
28.01.2010
Pierwsze ujęcia, które pamiętam z dzieciństwa,
To niewyobrażalne akty barbarzyństwa,
Jakie starzy esbecy wyrządzili tacie,
Gdy go przetrzymywali na komisariacie
Za to, że miał odwagę krzyczeć na pochodzie,
Ile szkody wyrządza komunizm w narodzie.
Pamiętam, kiedy wrócił po trzech dniach do domu,
O drastycznych przeżyciach nie mówił nikomu,
Lecz miał na ciele takie rany i wypieki,
Że przez miesiąc wymagał lekarskiej opieki.
Wkrótce potem nastały czasy transformacji,
Która była marzeniem wielu generacji,
Przez co ludzie z nadzieją każdego wieczora
Przysuwali się bliżej do telewizora
Spragnieni przełomowych, historycznych zdarzeń.
Mój ojciec, który nadal czuł skutki obrażeń,
Pozwolił mi dotykać gojące się rany,
Szepcząc przy tym wyraźnie: ‘synku mój kochany,
Dziś wieczorem podziękuj bardzo pięknie Bozi,
Bo to, co ja przeżyłem, tobie już nie grozi’.
31.01.2010
Radość nie trwała długo, po kilku miesiącach
Atmosfera zrobiła się bardziej gorąca.
Mój ojciec, tak jak większość fabrycznej załogi,
Stracił pracę, nie mając żadnej zapomogi,
A musiał przecież jakoś utrzymać rodzinę.
Na polityków zaczął zrzucać całą winę
I gdy ich twarze widział podczas „Wiadomości”,
Nie umiał pohamować frustrującej złości,
Wykrzykiwał zajadle najgorsze przekleństwa,
Doprowadzając siebie niemal do szaleństwa.
Jednak się nie załamał i mimo napięcia,
Zaczął poszukiwania nowego zajęcia,
Ale nie mógł nic znaleźć przez wiele tygodni.
Niebawem już codziennie chodziliśmy głodni,
Gdyż rodzicom w portfelu brakowało kasy,
Powoli się ostatnie kończyły zapasy,
Więc jedliśmy wyłącznie wieczorem i rano.
Ojca w żadnym zakładzie zatrudnić nie chciano,
W państwowych nic nie znalazł – zaczęły upadać,
W prywatnych kulturalnie kazano mu spadać,
Bo nie potrzebowano ludzi bez dyplomu.
W demokratycznej Polsce, w okresie przełomu,
Kto nie mógł się pochwalić wyższym wykształceniem,
Skazany był na życie z biedą i cierpieniem.
Matka co dzień płakała, wywołując kłótnie,
Tata stał się nerwowy, często klął okrutnie
I wiem, że to dla niego był wysiłek wielki,
By nie wrzucić tych wszystkich zmartwień do butelki,
By za ostatnie grosze procentów nie kupić,
Zmieszać z jakąś trucizną i na śmierć się upić.
Jednak się nie poddawał, miał serce odważne
I to, co w moich oczach jest najbardziej ważne,
Pomimo iż przeżywał traumatyczne bóle,
Nie pozwolił mi tego odczuwać w ogóle.
Choć musiałem głodować, słyszeć jak przeklinał,
To kiedy tylko ze mną rozmawiać zaczynał,
Natychmiast się uśmiechał, głaskał moją głowę,
Oddawał do zabawy kredki kolorowe,
Kiedy byłem zmęczony sadzał na kolana,
A na dobranoc czytał mi „Piotrusia Pana”.
Nikomu w tamtych latach nie żyło się sielsko,
Lecz mimo to poznałem miłość rodzicielską
I dziś, gdy sam doświadczam życiowej niedoli,
A ktoś natrętnie pyta o moich idoli,
Wtedy zawsze się swoją odpowiedzią szczycę:
Najwięksi bohaterzy to moi rodzice.
3.02.2010
Chociaż w tych dniach niełatwych, przepełnionych łzami
Życie się wywracało do góry nogami,
Była rzecz, która nigdy nie uległa zmianie,
Mianowicie wieczorem jadaliśmy danie,
Lecz zanim zabraliśmy cokolwiek z talerza,
Klękaliśmy do bardzo długiego pacierza,
Podczas którego ojciec czytał Pismo Święte,
Dziękując za „te dary trudem osiągnięte”,
Chwaląc Boga i prosząc, by wziął nas do nieba.
Byłem dzieckiem, myślałem, że tak robić trzeba,
Więc uczyłem się modlitw, by później w niedziele
Recytować je pięknie w pobliskim kościele.
W ten sposób zasiliłem katolików grono,
Nie dlatego, że chciałem, lecz mi narzucono.
„Bóg jest wszechmocny” – ojciec mówił wiele razy,
A te wszystkie modlitwy i święte obrazy,
Które zdobiły ściany naszego pokoju,
Przynosiły mu w duchu namiastkę spokoju,
Wierzył, że przed nieszczęściem wiara go uchroni,
Rodzice więc pragnęli, żebym był jak oni
„Prawdziwym katolikiem”. Nie mogli przewidzieć,
Że to czego nie widzą, ja będę już widzieć.
7.02.2010
W kraju coraz trudniejsza była sytuacja
Zaczęły dominować złość oraz frustracja,
Które powodowały wybuchy agresji,
Niejeden nie wytrzymał panującej presji,
Na przykład w moim bloku, nasz sąsiad na górze
Dwa razy nieudanie wieszał się na sznurze.
Inny zdesperowany bił dzieci i żonę,
Chociaż przedtem miał życie bardzo ułożone.
Najgorsza była jednak bezmyślna nienawiść
I wszechobecna wrogość i szaleńcza zawiść
O to, że ktoś miał trochę ładniejszy samochód,
O to, że ktoś wykazał nieco większy dochód.
Dokoła panowała taka beznadzieja,
Że jeden w drugim widział wyłącznie złodzieja,
Z tego powodu większość utraciła zdolność
Cieszenia się wartością, jaką była wolność.
Każdy jej pragnie, ale nikt jej nie docenia,
Gdy egzystencja staje się nie do zniesienia.
Pewnego razu ojciec podliczał wydatki
I podenerwowany powiedział do matki:
‘Za ojczyznę walczyłem, wszystko mogłem stracić,
Dzisiaj nic z tego nie mam, jeszcze muszę płacić
Niechcianym bezrobociem, ciągłym poniżeniem,
Zszarpanymi nerwami, rosnącym ciśnieniem,
Setkami drogich opłat, podatków i danin.
Nie ma kogoś takiego jak mądry Słowianin.’