Via Appia - Forum

Pełna wersja: Bilet w Jedną Stronę
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Szanowni Czytelnicy,


Po przeczytaniu tego pamiętnika, początkowo chcieliśmy schować go przed światem. Jednak po głębszej refleksji zdecydowaliśmy się na publikację, jednocześnie dodając tytuł, którego pamiętnik naturalnie nie posiadał. Wykreśliliśmy też nazwiska zarówno osób publicznych jak i niepublicznych, a także nazwy własne przedsiębiorstw, przy czym wszystkie wprowadzone zmiany zostały wyraźnie oznaczone oraz opisane. Ze względów osobistych postanowiliśmy zachować całkowitą anonimowość naszego Syna oraz całej rodziny, i prosimy Was o uszanowanie tej decyzji.

Rodzina Autora


27.01.2010
Szukając szczęścia w życiu, nieustannie biegam,
Moja młodość przemija, już jej nie dostrzegam,
Mimo, że jestem w wieku lat dwudziestu pięciu,
A nawet trochę młodziej wyglądam na zdjęciu.
Mam wspomnienia z dzieciństwa, które chcę przekazać,
Szkoda, gdyby się miały w pamięci zamazać,
Tym bardziej, że wciąż żyją i jest ich bez liku.
Chciałbym spisać je wszystkie w swoim pamiętniku,
Ale nie takim zwykłym kreślonym niezdarnie,
Którymi zalewają mnie tanie księgarnie.
Ja chcę stworzyć prawdziwy, intymny poemat,
Sprawdzić samego siebie, złamać pewien schemat
I nawet się nie przejmę, jeśli nie dam rady,
Przecież wszystkie te wiersze schowam do szuflady,
Dopiero moje wnuki dostaną po dziadku
Ten zeszyt pełen wspomnień osobistych w spadku.
Dziś ostatnie szczegóły sobie przypominam,
A od jutra rzetelne pisanie zaczynam.


28.01.2010
Pierwsze ujęcia, które pamiętam z dzieciństwa,
To niewyobrażalne akty barbarzyństwa,
Jakie starzy esbecy wyrządzili tacie,
Gdy go przetrzymywali na komisariacie
Za to, że miał odwagę krzyczeć na pochodzie,
Ile szkody wyrządza komunizm w narodzie.
Pamiętam, kiedy wrócił po trzech dniach do domu,
O drastycznych przeżyciach nie mówił nikomu,
Lecz miał na ciele takie rany i wypieki,
Że przez miesiąc wymagał lekarskiej opieki.
Wkrótce potem nastały czasy transformacji,
Która była marzeniem wielu generacji,
Przez co ludzie z nadzieją każdego wieczora
Przysuwali się bliżej do telewizora
Spragnieni przełomowych, historycznych zdarzeń.
Mój ojciec, który nadal czuł skutki obrażeń,
Pozwolił mi dotykać gojące się rany,
Szepcząc przy tym wyraźnie: ‘synku mój kochany,
Dziś wieczorem podziękuj bardzo pięknie Bozi,
Bo to, co ja przeżyłem, tobie już nie grozi’.


31.01.2010
Radość nie trwała długo, po kilku miesiącach
Atmosfera zrobiła się bardziej gorąca.
Mój ojciec, tak jak większość fabrycznej załogi,
Stracił pracę, nie mając żadnej zapomogi,
A musiał przecież jakoś utrzymać rodzinę.
Na polityków zaczął zrzucać całą winę
I gdy ich twarze widział podczas „Wiadomości”,
Nie umiał pohamować frustrującej złości,
Wykrzykiwał zajadle najgorsze przekleństwa,
Doprowadzając siebie niemal do szaleństwa.
Jednak się nie załamał i mimo napięcia,
Zaczął poszukiwania nowego zajęcia,
Ale nie mógł nic znaleźć przez wiele tygodni.
Niebawem już codziennie chodziliśmy głodni,
Gdyż rodzicom w portfelu brakowało kasy,
Powoli się ostatnie kończyły zapasy,
Więc jedliśmy wyłącznie wieczorem i rano.
Ojca w żadnym zakładzie zatrudnić nie chciano,
W państwowych nic nie znalazł – zaczęły upadać,
W prywatnych kulturalnie kazano mu spadać,
Bo nie potrzebowano ludzi bez dyplomu.
W demokratycznej Polsce, w okresie przełomu,
Kto nie mógł się pochwalić wyższym wykształceniem,
Skazany był na życie z biedą i cierpieniem.
Matka co dzień płakała, wywołując kłótnie,
Tata stał się nerwowy, często klął okrutnie
I wiem, że to dla niego był wysiłek wielki,
By nie wrzucić tych wszystkich zmartwień do butelki,
By za ostatnie grosze procentów nie kupić,
Zmieszać z jakąś trucizną i na śmierć się upić.
Jednak się nie poddawał, miał serce odważne
I to, co w moich oczach jest najbardziej ważne,
Pomimo iż przeżywał traumatyczne bóle,
Nie pozwolił mi tego odczuwać w ogóle.
Choć musiałem głodować, słyszeć jak przeklinał,
To kiedy tylko ze mną rozmawiać zaczynał,
Natychmiast się uśmiechał, głaskał moją głowę,
Oddawał do zabawy kredki kolorowe,
Kiedy byłem zmęczony sadzał na kolana,
A na dobranoc czytał mi „Piotrusia Pana”.
Nikomu w tamtych latach nie żyło się sielsko,
Lecz mimo to poznałem miłość rodzicielską
I dziś, gdy sam doświadczam życiowej niedoli,
A ktoś natrętnie pyta o moich idoli,
Wtedy zawsze się swoją odpowiedzią szczycę:
Najwięksi bohaterzy to moi rodzice.


3.02.2010
Chociaż w tych dniach niełatwych, przepełnionych łzami
Życie się wywracało do góry nogami,
Była rzecz, która nigdy nie uległa zmianie,
Mianowicie wieczorem jadaliśmy danie,
Lecz zanim zabraliśmy cokolwiek z talerza,
Klękaliśmy do bardzo długiego pacierza,
Podczas którego ojciec czytał Pismo Święte,
Dziękując za „te dary trudem osiągnięte”,
Chwaląc Boga i prosząc, by wziął nas do nieba.
Byłem dzieckiem, myślałem, że tak robić trzeba,
Więc uczyłem się modlitw, by później w niedziele
Recytować je pięknie w pobliskim kościele.
W ten sposób zasiliłem katolików grono,
Nie dlatego, że chciałem, lecz mi narzucono.
„Bóg jest wszechmocny” – ojciec mówił wiele razy,
A te wszystkie modlitwy i święte obrazy,
Które zdobiły ściany naszego pokoju,
Przynosiły mu w duchu namiastkę spokoju,
Wierzył, że przed nieszczęściem wiara go uchroni,
Rodzice więc pragnęli, żebym był jak oni
„Prawdziwym katolikiem”. Nie mogli przewidzieć,
Że to czego nie widzą, ja będę już widzieć.


7.02.2010
W kraju coraz trudniejsza była sytuacja
Zaczęły dominować złość oraz frustracja,
Które powodowały wybuchy agresji,
Niejeden nie wytrzymał panującej presji,
Na przykład w moim bloku, nasz sąsiad na górze
Dwa razy nieudanie wieszał się na sznurze.
Inny zdesperowany bił dzieci i żonę,
Chociaż przedtem miał życie bardzo ułożone.
Najgorsza była jednak bezmyślna nienawiść
I wszechobecna wrogość i szaleńcza zawiść
O to, że ktoś miał trochę ładniejszy samochód,
O to, że ktoś wykazał nieco większy dochód.
Dokoła panowała taka beznadzieja,
Że jeden w drugim widział wyłącznie złodzieja,
Z tego powodu większość utraciła zdolność
Cieszenia się wartością, jaką była wolność.
Każdy jej pragnie, ale nikt jej nie docenia,
Gdy egzystencja staje się nie do zniesienia.
Pewnego razu ojciec podliczał wydatki
I podenerwowany powiedział do matki:
‘Za ojczyznę walczyłem, wszystko mogłem stracić,
Dzisiaj nic z tego nie mam, jeszcze muszę płacić
Niechcianym bezrobociem, ciągłym poniżeniem,
Zszarpanymi nerwami, rosnącym ciśnieniem,
Setkami drogich opłat, podatków i danin.
Nie ma kogoś takiego jak mądry Słowianin.’
Trzynastozgłoskowcem?
No masz!
Z wrażenia przysiadłam...

Teraz trzeba kilkukrotnego przeczytania, bo to jest warte skupienia.
Coś bardzo wartościowego sjest dla mnie w tym "Pamiętniku". To suma przeżycia i refleksji, jaką daje autentyzm opowieści i odniesienie do pierwowzoru literackiego. Tak jakoś Norwidem pomyślałam: Przeszłość to dziś tylko cokolwiek dalej.
Chylę głowę.


(uwagi krytyczne potem :-))
Lichutkie to to jest.
Zamysł bardzo dobry.
Życiorysy zawiedzionych, jest sporo. Mój bardziej tragiczny, nie piszę, bo wstyd.
Wstyd się przyznać że było się debilem. Angry
Może Natasza coś z tego wyciągnie, ja znikam. Undecided

Narzekania polaków na własny wybór. Mój też.
Zbłądzenie nie jest grzechem, popełnić błąd, tragedią. Osobistą.
8.02.2010
Chociaż byłem szczeniakiem beztroskim, nieśmiałym,
To na tle innych dzieci nad wyraz dojrzałym
I kiedyś, gdy mój ojciec już po raz kolejny
Narzekał głośno jaki świat jest beznadziejny,
Bez namysłu podszedłem do niego odważnie,
Chwyciłem jego rękę i rzekłem poważnie:
‘Tato, nie martw się, proszę, zawsze mi mówiłeś,
Że na walce za Polskę pół życia spędziłeś,
Więc ludzie Cię kochają, bo jesteś żołnierzem.’
Zapadła martwa cisza, ojciec na papierze
Pisał jakieś notatki, coś liczył, szacował,
Zdziwiony pomyślałem, że mnie zignorował,
Lecz wtedy padła z jego ust odpowiedź szczera:
‘Żołnierz tym się cechuje, że szybko umiera,
A na jego cierpieniu i straconych latach
Zarabiają fortunę panowie w krawatach’.


11.02.2010
Po tygodniach szukania, znalazł gdzieś hurtownię,
W której dano mu pracę morderczą dosłownie,
Musiał dźwigać piętnastokilowe kartony,
Do domu zawsze wracał strasznie wycieńczony,
A co było dla niego najbardziej ponure,
Że w hierarchii społecznej zamiast piąć się w górę,
On się zniżał za cenę swojego honoru.
Przeżywał to, lecz nie miał większego wyboru.
Dziś, po dwudziestu latach od tamtych wydarzeń,
Zawiedzionych nadziei, niespełnionych marzeń,
Próbuję z perspektywy mego pokolenia
Podsumować wnikliwie ciężkie doświadczenia,
Nie formułując skrajnych wniosków, wręcz przeciwnie,
Staram się na historię spojrzeć obiektywnie,
Nawet gdy osobiście mnie ona dotyczy.
Żadne donośne kłamstwo prawdy nie zakrzyczy,
A przecież prawda zawsze leży gdzieś pośrodku,
Więc nie można zabijać dyskusji w zarodku,
Trzeba otwarcie zmierzyć się z tamtym okresem,
Mówić, co nam nie wyszło, a co jest sukcesem.
Wiadomo, komuniści przy Okrągłym Stole
Pragnęli „Solidarność” wyprowadzić w pole,
Ja to dobrze rozumiem – kiedy ktoś mi wrogi
Na mojej posiadłości chce postawić nogi,
A ja będąc bezradnym ustąpić mu muszę,
Rodzi się we mnie wrogość i złość w sobie duszę,
Która szybko przeradza się w wir nienawiści.
To samo odczuwali wtedy komuniści,
Dlatego w czasie obrad nie mieli powodu,
Żeby zadbać o dobro całego narodu
I skupili się tylko na swym interesie.
Przyniosło to efekty – w niedługim okresie
Esbek, który niedawno jeszcze był oprawcą,
W czasach kapitalizmu stał się pracodawcą,
Panem swych niewolników, największym z „pasterzy”,
Od którego decyzji i woli zależy,
Jaką pensję otrzyma podległa mu „owca”,
A gdy bezrobotnego zobaczy stoczniowca,
Powie, chwaląc się przy tym wielkością fortuny:
‘Głupcze, nie trzeba było obalać komuny.’
Tymczasem „Solidarność”, wskutek swego męstwa
Stała się przewodniczką wielkiego zwycięstwa,
Ci ludzie się do walki nadają bezsprzecznie,
Lecz do rządzenia krajem to już niekoniecznie,
Ponieważ doświadczenie dowiodło okrutnie,
Że prawicy najlepiej wychodziły kłótnie,
A gdy nie mieli wroga, to starym zwyczajem,
Zaczęli toczyć wojny ze sobą nawzajem
I kiedy się dorwali do rządowych sterów,
Prawie nic nie zostało z dawnych bohaterów.


15.02.2010
Pierwsze dwa lata szkoły zleciały bez stresu,
Bardzo mało pamiętam z tamtego okresu,
A tym, co mi utkwiło najbardziej w pamięci,
Były matczyne troski i ojcowskie chęci,
Bym uzyskiwał więcej ambitnych wyników
Od całej reszty moich szkolnych rówieśników.
Ojciec był konsekwentny, zatem na zachętę
Pożyczał do czytania stare Pismo Święte,
Każąc mi recytować wybrane wersety.
Co ciekawe nie mogłem przeczytać gazety,
Ojciec nawet nie kazał tego robić mamie,
Gdyż uważał, że prasa ogłupia i kłamie.
Oceniam to krytycznie, lecz dzięki tym lekcjom
W sztuce czytania mogłem chwalić się perfekcją,
Co pomogło przeskoczyć w życiu wiele murów
I z powodzeniem ścigać się w wyścigu szczurów.


23.02.2010
Później do biblioteki chodziłem publicznej
Wypożyczałem tylko książki historyczne,
Te mi się wydawały najbardziej ciekawe.
Historię przedkładałem nawet nad zabawę
I gdy inne dzieciaki chciały mieć komórkę,
Ja z podręcznikiem w dłoni siedziałem za biurkiem,
Czytając o dynastii Piastów, Jagiellonów,
O zaborach, rozbiorach i walkach Legionów.
Ja z tą pasją wiązałem życiowe nadzieje,
Tym bardziej, że mnie polskie zajmowały dzieje,
W które się zagłębiałem z ogromną ochotą,
Stając się z biegiem czasu oddanym patriotą.
Skąd to zamiłowanie? Ojciec mnie nie zmuszał,
Tematów historycznych wcale nie poruszał,
O patriotyzmie także nie wspomniał ni razu
Z powodu głębokiego do Polski urazu.
Samo na mnie spłynęło to uczucie szczere,
Marzyłem, żeby zostać wiecznym bohaterem
I jak poeta bólem wewnętrznym natchniony,
W imię wyższych wartości cierpieć za miliony.


24.02.2010
Pod koniec trzeciej klasy w mój świat ułożony
Zaczęły ingerować młodzieńcze hormony
I pojawił się pierwszej miłości zalążek,
Z tego powodu rzadziej sięgałem do książek,
Znacząco obniżając swe loty w nauce,
Lecz za to nadrabiając duchowo i w sztuce,
Ponieważ właśnie wtedy napisałem pierwsze
Miłosno – erotyczne rymowane wiersze.
Ich jakość była niska, to nie ma znaczenia,
Ważne, że je stworzyłem pod wpływem natchnienia
Tylko dla niej i o niej – zero kalkulacji.
Co dzień spotykaliśmy się w czasie wakacji,
Aż poczuliśmy miłość, co prawda dziecinną,
Lecz jakże pięknie szczerą, uczciwie niewinną,
Bez niepotrzebnych kłótni, końców i początków,
Bez myślenia o żadnym pieniężnym majątku,
Bez parszywych zamiarów, plecionych zdradziecko,
Chciałbym jeszcze raz w życiu pokochać jak dziecko.
Magdalena (---)* – pamiętam nazwisko,
Przez piętnaście miesięcy byliśmy tak blisko
Zarówno w czasie ferii jak i później w szkole,
Że ojciec bardzo zwiększył nade mną kontrolę,
Zatem kombinowałem ile miałem w mocy,
Więc często uciekałem pod osłoną nocy
Do Magdy, by smakować jej słodkiego wdzięku.
Gdy wracałem, już ojciec czekał z batem w ręku,
Krzyczał, groził, zabraniał i tak ciągle w kółko,
Było ze mnie naprawdę niepokorne ziółko,
Lecz jednego żałuję, że choć ją kochałem,
Wstydziłem się i prosić o wiele nie śmiałem,
Co prawda raz dotknąłem jędrnego cycuszka,
Ale nie zaciągnąłem jej nigdy do łóżka.
Teraz nie mam już z Magdą żadnego kontaktu,
Może mnie nie pamięta, nie zmienia to faktu,
Że gdybym ją zobaczył na jakiejś uliczce,
Położyłbym bezczelnie dłoń na jej spódniczce
I o nic nie pytając, zrobił po swojemu,
Co zrobić powinienem piętnaście lat temu.

* - wykreślono nazwisko osoby niepublicznej
Bardzo pięknie, bardzo. Zawsze mnie cieszy kiedy tak młody człowiek robi coś innego od tych w pubie - tylko może takie pamiętniki w innym dziale, to po pierwsze.
Po drugie, jak dla mnie. Zaznaczam raz jeszcze, to rymowanie, jak dla mnie, nuda. Tworzy się taka kataryna na rogu ulicy, kiedy przechodzisz to samo i już nigdy tan nie chodzisz więcej.
Jeżeli tam powyżej jakoś to przełknąłem to już tu staje się nie znośne, masakra. Rymy tu przeszkadzają, zabijają.
Proza, napisz tam, po co te RYMY Big Grin blisko ślisko, kółko ziółko, ce i ce ba i ba i pla pla pla.
Pamiętaj wyraziłem swoje zdanie. Nic do Ciebie. Tylko ten styl. Confused: huh:
Chętnie wyślę egzemplarz książki, gdyż powyższe wiersze są tylko częścią większej całości. Zainteresowanych proszę o kontakt:

dorianbart@wp.pl