Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bagno
#1
część 1

Chlupnięcie. Zaraz po nim przekleństwo.
― Myślałem, że w tym miejscu jest w miarę twardy grunt – stwierdził Przemek, który stał teraz po kolana w grzęzawisku. Zaledwie o kilka metrów rosło drzewo, poza tym stanął na dużej kępie trawy.
― Dasz radę wyjść? – zapytał Szymek z niepokojem.
Przemek delikatnie poruszał nogami. Był to wysoki dwudziestopięciolatek o długich, ciemnych włosach. Wyglądał na fana gitarowej muzyki, najwyraźniej jednak lubił też włóczęgi po niedostępnych terenach.
― Nie zapadam się głębiej, jest dobrze.
Obaj mieli obuwie trekkingowe sięgające za kostkę. Dobrze chroniło przed wilgocią, przynajmniej dopóki woda nie miała okazji wlać się od góry. Pechowiec zdjął plecak i rzucił w stronę Szymka. Odchylił się do tyłu mając nadzieję, że obejdzie się bez brudzenia pleców; oparł na rękach i umiejętnie uwolnił z błota. Ociekał nim od kolan w dół.
― Muszę się osuszyć. Woda mi chlupie w butach. Znajdźmy dogodne miejsce do rozpalenia ogniska.
― Tam widzę kilka drzew – zauważył Szymek. – Będzie przyjemnie i nie braknie opału. Dwie godziny przerwy nam nie zaszkodzą. Pogoda ładna, zjemy coś, potem ruszymy dalej.
Słońce świeciło na bezchmurnym niebie. Zaledwie kilka godzin temu rozpoczęło swą wędrówkę, do południa brakowało pewnie jeszcze trzy godziny. Obaj piechurzy, ubrani w zielone, nie rzucające się w oczy ubrania, dźwigali duże plecaki z przymocowanymi karimatami i innymi większymi pakunkami. Mieli zatem dużo czasu, bo wszystko wskazywało na to, że zamierzają spędzić noc w tym wilgotnym, zdradliwym terenie.
Szymek różnił się od kolegi nie ekwipunkiem, a posturą. Był znacznie niższy i miał krótsze, lekko kręcone włosy. Wyglądał jednak na zaprawionego w bojach biwakowicza. Mimo to, kiedy zaczęli przygotowania do przymusowego postoju, mruknął cicho:
― Sam nie wiem, czy to dobry pomysł, by wrócić dopiero jutro...
Przemek nic nie usłyszał. Zdejmował buty i skarpetki. Znaleźli wygodne stanowisko z suchą i miękką trawą.
Wszyscy wiedzieli, że bagno jest złe. Niewielu wędrowców zapuszczało się na ten obszar.
W promieniu paru kilometrów od granic moczarów leżały tylko dwie wsie, a ich mieszkańcy omijali ten przeklęty teren szerokim łukiem. Już dzieci ostrzegano przed groźną okolicą.
Najdziwniejsze, że nie istniała żadna treściwa legenda, która wyjaśniałaby przyczyny tego strachu. Była to intuicyjna wiedza, przekazywana z pokolenia na pokolenie, a każdy przypadek zbłądzenia, czy nawet zaginięcia, rzecz przecież możliwa w tak zdradliwej okolicy, odbijała się głośnym echem wśród mieszkańców, którzy opowiadali go potem przez lata, dodając coraz to nowe wątki, by opowieść mroziła krew w żyłach. Trzeba jednak przyznać, że kilka zagadkowych wydarzeń miało tu miejsce.
― Błoto w skarpetkach, uwielbiam to – denerwował się Przemek.
― Różnie bywa na szlaku, chociaż tu właściwie nie ma żadnych oznakowanych ścieżek.
Szymek pocieszał kolegę, więcej razy biwakował, już od dziecka jakaś siła zmuszała go do podróżowania. Z opowieści rodziców wiedział, że będąc jeszcze brzdącem potrafił iść na nieodległy przystanek tramwajowy, wsiąść do pojazdu i jechać. Kilka razy wracał radiowozem. Burzliwe dzieciństwo, uśmiechał się do tych wspomnień.
― Dwie godziny popasu, potem wejdziemy w sam środek moczarów i znajdziemy miejsce na nocleg – powiedział Przemek, który już zdjął buty, skarpetki, a spodnie zamienił na spodenki.


część 2

― Opału nie mamy zbyt wiele, jakieś cienkie gałązki – rzekł Szymon. Rozłożył zwitki brzozowej kory, zawsze miał ich trochę w kieszeni plecaka. Położył bardzo suche źdźbła trawy i zaczął krzesać iskry, pocierając ostrze noża o krzesiwo.
― Tak się zastanawiam, czy nie byłoby lepiej nosić zapałki i podpałkę do grilla.. – Przemek żartował, sam lubił bawić się krzesiwem.
― Wiesz że zapałki też mam. Ale tak jest lepiej. Krzesiwo nie zamoknie, jest trwałe, no i potrzeba nieco wprawy. Potrzeć zapałką o draskę to potrafi każdy.
Pojawił się płomień. Szymek dmuchał delikatnie, podłożył więcej gałązek. Na szczęście nie wiało. Zaczątek ogniska już mieli, dokładali najsuchsze patyki jakie znaleźli.
Sznurek został rozwieszony, już wisiały na nim długie spodnie wysokiego Przemka. Buty stały opodal, na kawałku folii aluminiowej. Słońce grzało coraz przyjemniej, wlewając w serca optymizm, zniknęły też obawy co do dalszej wędrówki, choć młodzi ludzie ani przez chwilę poważnie nie rozważali powrotu. Pogoda dopisywała, a biwak na dziko nie stanowił dla nich niczego niezwykłego.
― Dowiedziałeś się o tym bagienku od znajomego? - zapytał Przemek.
― Tak. Opowiadał bardzo interesująco. Głównie przekazywał co słyszał od dziadków, co tu dużo mówić, same horrory. On mieszka niedaleko. Znalazłem potem trochę informacji w internecie. Wiesz, wychodzi na to, że jest to jedno z tych miejsc, które mają złą sławę. Nie wiadomo jednak, dlaczego.
― Chłopak nie chciał iść z nami?
― Nie – odparł Szymek – On nie bawi się w spanie pod chmurką, nie rozumie tego hobby. W sumie to ma rację. Jesteśmy dziwakami.
― Wielu ludzi śpi w namiotach, przynajmniej w wakacje.
― Na polach biwakowych, gdzie jest prysznic i w pobliżu można kupić piwo, zadupia są puste. Szczególnie tereny nawiedzone, tajemnicze, odludne. Nikogo tu nie spotkamy. Przemek, ty słuchasz takiej mrocznej muzyki, masz pewnie wyobraźnię pełną scen jak z filmu grozy. Nie czujesz niepokoju?
― Nie przy takiej pięknej pogodzie. Ale po zmroku – zobaczymy. W każdym razie nie wierzę w bagienne upiory. Ludzi można się bać, a tych dzisiaj nie spotkamy. Co do muzyki to nie jest taka mroczna. Wiele zespołów gra radosny melodyjny metal. Nie bądź jak te babcie, co na widok gościa z długimi włosami od razu mówią: satanista.
Szymon roześmiał się. Po chwili Przemek zapytał:
― A jaka opowieść o bagnie zrobiła na tobie wrażenie?
― Historia małego chłopca. Jest prawdziwa, może dlatego. Głośna sprawa. Bardzo trudne zadanie dla policji. Dwunastolatek zabłąkał się gdzieś tutaj i zaginął.
― Znaleźli go?
― Nie. Nigdy nie odnaleziono go żywego ani martwego. Po prostu zniknął.
― Po co samemu poszedł na bagno?
― Nie specjalnie. Idąc z jednej wioski do drugiej, stracił orientację. Podobno tego dnia nadeszła gęsta mgła, więc w sumie nic dziwnego. Niezwykłe natomiast, że nie odnaleziono tego dziecka.
― Za duży teren do przeszukania. Pewnie go wciągnęło. Smutne.
― Teren nie taki duży, biorąc pod uwagę, że znaleziono jego notatnik i skupiono poszukiwania wokół niego. Chłopak miał talent do pisania, dużo czytał. Jeśli chodzi o przedmioty ogólne, był w szkole najlepszy. Pisał krótkie wiersze, prowadził coś jakby pamiętnik, którego część znajdowała się w znalezionym zeszycie. Wiesz, Przemek, niezwykłe są ostatnie zdania, jakie napisał. A powstały już na bagnie, kiedy błądził.
― Pamiętasz je?
― Nie wiem, czy dokładnie. Napisał: „Ta mgła nie jest biała, tylko brudnoszara. Którędy do domu? Nie podoba mi się tutaj. Powinienem nosić przy sobie kompas.” Napisał jeszcze: „Słyszę śpiewy. To dzieci śpiewają. Dziwne i trochę przerażające.”


część 3

― Gotów do dalszej drogi? - zapytał Szymek.
― Jasne. Spodnie wyschły, buty niestety nie, ale patent z woreczkami na razie się sprawdza. Nie czuję wilgoci ani niewygody. Zobaczymy, czy mi się stopy nie spocą w czasie marszu. Na miejscu biwaku będę suszył dalej.
W patencie z woreczkami chodziło o to, że do mokrych butów wkłada się stopy wsunięte w folię, na którą dopiero są założone skarpety. Chroni to przed odparzeniami i do pewnego stopnia zabezpiecza przed zimnem, chociaż akurat tego dnia o niską temperaturę się nie martwili, przynajmniej przed zmrokiem.
Szli powoli i uważnie, od jednej grupy drzew do następnej, stąpając po pewniej wyglądających kępach traw. Mniej rozmawiali. Odganiali liczne irytujące owady, które potrafiły jakby złośliwie latać tuż przy uchu. Bardziej atakowały długowłosego Przemka, choć i Szymon nie miał lekko. Po godzinie stąpania zaczęli przeklinać.
― Nie cierpię bagien! - warknął wyższy z wędrowców a Szymek westchnął dając do zrozumienia, że nie zamierza się spierać. Minutę później sięgnął do kieszeni.
― Radykalny, mocny środek – trzymał w ręku preparat w aerozolu.
― Morduj wszystko co lata.
― Nieee, to dla nas. Psiknij sobie na głowę, kark. Staraj się nie wdychać.
― Dawaj – powiedział niecierpliwie Przemek i zrobił jak polecił kolega – Mam nadzieję, że mi po tym pióra nie wypadną.
― I tak masz za długie włosy – zażartował Szymek.
― Zetnę po trzydziestce. Na razie jestem piękny, młody i ekstrawagancki.
Chemikalia działały dobrze i przez jakiś czas latające hufce wrednych owadów cofnęły szyki. Czas płynął powoli, pokonali kolejne dwa kilometry. Bagno wydawało się coraz większe. Mieli wrażenie, że brną w niekończące się odludzie, jak samotnik płynący w pontonie po bezkresie oceanu. Częściej zapadali się kilkanaście centymetrów w głąb i wyrywali nogi z głośnym mlaśnięciem.
― Czy my jesteśmy rozsądni? - zapytał nagle Przemek.
― Nie. Mam wrażenie, że pora już rozejrzeć się za terenem na biwak. Nic nam nie da brnięcie dalej. Na mapie moczary nie wydawały się aż takie rozległe.
To była rozsądna propozycja. Przemek ucieszył się na nią, równocześnie wyobraził sobie jak będzie wyglądał sen pod trzymetrową płachtą. Prawdopodobnie nastąpi zmasowany atak małych stworzeń. Owszem, rozpalą ogień, tylko czy efekt nie będzie taki, że ściągną nawet z dużej odległości wszelkiego rodzaju muszki, meszki i ćmy? Te ostatnie zawsze wywoływały u Przemka dreszcz niepokoju. Ciche stworzenia, lgnące do światła nawet za cenę życia.
Już wolał pająki.
― Coś tam widzę za tymi drzewkami – powiedział nagle Szymon – Jakiś kształt.
― Zwierzę? - zapytał Przemek ale sam szybko się poprawił – To jakaś budowla. Idziemy.
Po dotarciu na miejsce z uśmiechem na ustach patrzyli na chatę. Zaskakujące, lecz bardzo szczęśliwe odkrycie. Parterowy domek, w dodatku murowany, tylko dach pokryty strzechą, jak w dawnych czasach.
― Ściany z kamienia – zdziwił się Szymon – To niezwykłe że w takim miejscu ktoś wybudował ściany z tego surowca, którego przecież w pobliżu nie ma. Cóż, ważne że drzwi są otwarte. Nikt tu już nie mieszka. Ja wiem, czyj to dom.
― Tak? - Przemek wytrzeszczył oczy.
― Miał na imię Bartosz. Mężczyzna z bagien. Mieszkał tu kiedyś, słyszałem o nim. Od dobrych kilku lat nie żyje. Mieszkał na bagnach długo, nie wiedziałem tylko, że w takiej solidnej chatce. Oczywiście uznany przez ludzi za dziwaka, co jest zrozumiałe. Wybrał samotność na stare lata, ale emeryturę odbierał, jeździł do miasta na zakupy.
― Mieszkać tu na stałe? Niezdrowo, za dużo wilgoci. A kim był, zanim został emerytem?
― Uczył dzieci w szkole.
― Aha...
Weszli do środka. Domek składał się z jednej dużej izby, służącej jednocześnie jako pokój, jadalnia, sypialnia i kuchnia. Duży kominek i piec obok niego z pewnością w czasie zimy mogły dobrze ogrzać to pomieszczenie. Solidne ściany, mocne drzwi i niewielkie okna utrzymywały ciepło. Okiennice otwierały się do środka. Na stoliku stały dwie lampy naftowe i pudełko ze świecami. Regał z dużą ilością półek mieścił wiele drobiazgów, kubki, sztućce, zapałki, jakieś pudełeczka. Niestety nie było ubikacji ani łazienki.
― Jak on dbał o higienę, szczególnie zimą? - zastanawiał się Przemek.
― Nieważne. Liczy się to, że mamy komfortowy nocleg. Jest małe łóżko, ale ja mam zamiar rozłożyć karimatę na podłodze. Trochę tu tylko zamieciemy.
― Też wolę podłogę. Nawet tu czysto. Rozpalimy mały ogień w kominku?
― Spróbujemy. Mam nadzieję że komin nie jest zapchany.


część 4

Kominek zapłonął oszczędnym ogniem. Uzbierali tyle drewna ile tylko mogli, odchodząc nawet dość daleko od domku i ścinając co suchsze gałązki. Drzewa w okolicy oczywiście były, lecz niewielkie i rosły w małych grupach. Sporo czasu zajęło zanim zebrali wystarczający zapas, by móc palić przez większą część nocy. Stertę ułożyli na metalowej pokrywie pieca kuchennego, którego nie mieli zamiaru rozpalać. Zgodnie ustalili, że jeśli poczują dym w pomieszczeniu, ze względów bezpieczeństwa wygaszą kominek. Tlenek węgla to podstępny zabójca.
Słońce dotknęło horyzontu. Przygotowania do noclegu zostały zakończone. Wystawili krzesła na zewnątrz a Szymon postawił na ziemi swój mały palnik turystyczny. Na nim zagotowali wodę na herbatę, którą napełnili kubki i termosy, by nie brakło jej później, kiedy zapadną zupełne ciemności i spadnie temperatura.
Przemek rozczesywał włosy długo i metodycznie, na co Szymon patrzył z lekkim uśmiechem. Sam był zwolennikiem prostych fryzur, takich, których utrzymaniem nie trzeba się zajmować, nie licząc porannej pracy grzebieniem, trwającej minutę.
Rozpoczął się wieczorny atak komarów, więc prędko umknęli do już nieco ogrzanego wnętrza. Mieli nadzieję, że owady które wpadły do środka, spłoną w ogniu i nie utrudnią spania natrętnym bzyczeniem przy uchu. Dodatkowo zaświecili lampę naftową, bowiem w chacie znalazł się i nieduży zapas paliwa do niej. Rozłożyli karimaty i śpiwory. Zmęczenie sprawiło, że obaj poczuli senność. Zamknęli drzwi na zasuwę, dołożyli jeszcze drewna do kominka, bagno w tym czasie spowił gęsty mrok. Nadciągnęły też, niespodziewanie, ciężkie chmury. Jeszcze bardziej docenili schronienie, które odnaleźli. Gdyby spali pod płachtą a w nocy zaczęło lać, mogło się zrobić bardzo nieprzyjemnie, szczególnie że wody gruntowe na bagnie i tak są płytko lub wręcz na powierzchni, więc mogli doświadczyć podtopienia. Chata, skoro stała tyle lat, musiała mieć pod sobą stabilne podłoże.
Pół godziny później już prawie spali. Deszcz nie nadszedł, natomiast ciemność zapadła całkowita, co stwierdzili, patrząc na szyby w oknach. Nie wpadał przez nie żaden blask. Trochę pewnie przez delikatne światło, jakie wypełniało izbę dzięki płonącemu kominkowi, chociaż ogień już przygasł.
― Dołożę drewna po raz ostatni, jest dość ciepło, najwyżej rano zużyjemy pozostałą część opału – zaproponował Szymon.
― Racja. Nie ma sensu pilnować ognia przez całą noc.
W domku zrobiło się przytulnie, dużo przyjemniej niż pod największą płachtą biwakową. Dla piechurów jak Przemek i Szymon niemal pełen komfort. Nie dane im było jednak zasnąć.
― Słyszę coś. Na zewnątrz - powiedział Szymon.
― Ja zupełnie nic. Pewnie od głośnego słuchania metalu uszy już nie takie czułe.
― Wstanę i sprawdzę przy uchylonym oknie – co mówiąc, wygrzebał się za śpiwora i podszedł do otworu okiennego. Po uchyleniu, do środka wpadło nieco wilgotnego powietrza i wyraźniejszy dźwięk. Głosy. Jakby odległa rozmowa.
― Teraz i ja słyszę – przyznał Przemek.
Jeden głos coś mówił, mocnym, męskim tonem. Od czasu do czasu odpowiadał jakiś dużo słabszy, piskliwy głosik. A jeszcze rzadziej następowało coś niezwykłego, jakby salwa śmiechu wielu osób naraz.
― Niemożliwe, żeby ktoś o tej porze prowadził po bagnie wycieczkę – stwierdził Szymon – Ale niestety mnie to przypomina przewodnika prowadzącego grupę młodzieży. Zastanawiam się, czy nie struliśmy się jednak dymem, bo to co słyszę, jest tu i o tej porze absolutnie nieprawdopodobne.
― Dymu nie czuję, zresztą bolałaby mnie głowa. Może to odpowiednik fatamorgany, tylko nie mamiącej wzroku a słuch? Słyszysz dźwięki, które w rzeczywistości dobiegają z bardzo daleka.
― Nie słyszałem o takim zjawisku.
― A może rzeczywiście jakiś przewodnik albo nauczyciel zorganizował imprezę pod hasłem: Poznajemy nocne bagno, czy to nie jest jakieś wytłumaczenie?
― Żaden dorosły nie poprowadzi grupy, a już szczególnie dzieci, w takie miejsce. Słuchajmy dalej – zaproponował Szymon. Słuchali zatem, lecz nie mogli rozpoznać pojedynczych zdań ani słów. Powtarzająca się wrzawa lub śmiech wywoływały ciarki na plecach.
― Proponuję zamknąć okno i iść spać – rzekł Przemek – Nie mam zamiaru wychodzić na zewnątrz, a tutaj jesteśmy bezpieczni i rankiem zupełnie inaczej spojrzymy na nasze nocne słuchowisko.
Szymon powiedział poważnie:
― Są coraz bliżej.
Teraz i jego kolega zmobilizował się do wyjścia ze śpiwora. Podszedł do okna:
― Słychać głośniej, ale nie bardziej zrozumiale. Jakbym stał pod drzwiami klasy, w której odbywa się lekcja. Powinniśmy jednak rozumieć, o czym mówią.
― Ciekaw jestem, czy te głosy na pewno dobiegają od strony okien. Nic nie widać.
― Nawet nie sugeruj otwierania drzwi – powiedział Przemek stanowczo – Otwierają się do wewnątrz, a ja zablokowałem je dwoma grubymi deskami. Nie będziemy wpuszczali komarów.
― Przyznaj lepiej, że się boisz – rzekł Szymon, ale i w jego tonie pojawił się niepokój – Coś tu jest nie tak, nie wierzę w zjawiska paranormalne, zjawy, duchy czy inne takie historie, i denerwuje mnie, że nie wiem co jest grane. Czasem zwierzęta wydają podobne głosy jak ludzie.
― Nie żartuj. Chyba że w pobliżu jest szkoła dla łosi, w której uczą się prawidłowej wymowy.
Nagle wszystkie głosy umilkły. Zapadła cisza i niemal w tej samej sekundzie zgasł kominek. Zgasł w sposób niesamowity, resztki płomieni zmniejszyły się i zniknęły a żar pociemniał i po chwili również zniknął. Nic nie trzasnęło, nie pojawił się dym.
Obaj poczuli zbliżające się zagrożenie, jakby jakaś niepokorna siła sunęła przez bagno prosto w stronę chaty.
― Zamykaj okiennicę! - krzyknął Przemek i nie musiał dwa razy powtarzać. Zamknęli je i zaryglowali. Na moment zapadł spokój.
― Tak się zastanawiam... - zaczął Szymon kiedy coś uderzyło w ścianę i obie okiennice drgnęły, a łomot głuchym dźwiękiem na moment wypełnił pomieszczenie.
― Gdzie są latarki?!
― Na stole.
Zaświecili je, i znowu słuchali uważnie wszelkich hałasów dochodzących z zewnątrz. Serca kołatały im głośno a tętno czuli nawet w uszach. Wtem jakaś siła uderzyła w drzwi. Obydwie zasuwy wytrzymały, żeby wyważyć to wejście, ktoś musiałby posiadać nadludzką siłę. Potem nastąpiło drugie uderzenie. I kolejne. W sumie naliczyli około dwudziestu uderzeń w same drzwi, wszystko to w ciągu nie więcej niż czterech minut.
Wreszcie nastąpiła cisza.
― To jakieś duże zwierzę – powiedział Szymon – Może i łoś, kto wie.
Przemek nie odpowiedział, bo nie potrafił. Gardło miał ściśnięte i musiał usiąść na posłaniu bo drżały mu nogi. Nie wierzył w nocny atak zwierzęcia, które bezmyślnie uderza w twarde drzwi.
Przez godzinę mieli spokój, chociaż o spaniu nie mogło być mowy. Dziwne wydarzenia skutecznie ich rozbudziły. Przemek spojrzał na zegarek:
― Jest pierwsza. Do świtu jeszcze daleko.
Kolejne uderzenie nadeszło niespodziewanie i skok adrenaliny, jaki wystąpił u obu wędrowców był tak nagły, że nieomal pozbawił ich przytomności. Kilka uderzeń otrzymała krótsza ściana, ta z kominkiem. Trochę popiołu uniosło się z paleniska. Następnie intruz ponownie i z uporem godnym lepszej sprawy, zaatakował drzwi. Uderzenia następowały rzadziej lecz miały większą siłę.
Przemek, który był w szoku i właściwie nie mógł zmusić się do jakiegokolwiek działania, zrozumiał, że gdyby coś z podobną siłą uderzyło w okiennice, wpadłyby z impetem do środka. Dlaczego napastnik tak nie postąpił? Może otwory okienne były zbyt małe, by dostać się do środka?
Szymonowi dudniło w głowie i mimo prób nie opanował strachu. Wszystkie kończyny mu dygotały a skóra na głowie była dziwnie naciągnięta. Patrzył tępo na drzwi, te na szczęście nie poddawały się. Nastąpił jeszcze jeden atak, uderzenia jedno po drugim, szybkie ale i słabsze, po nich chwila spokoju a potem rozdzierający noc krzyk, właściwie wycie, potępieńczy wrzask od którego dzieliła ich tylko kilkucentymetrowa warstwa drewna.
Szymon i Przemek osunęli się na posłania, nie wytrzymali zbyt wielkich emocji.


część 5

Kiedy Przemek otworzył oczy, nie zobaczył nic. Ciemność. Pomyślał, że może już nie żyje, ale szybko odsunął od siebie tę absurdalną myśl i zaczął szukać telefonu. Leżał nieopodal, na śpiworze. Zerknął na ekran. Siódma rano. Jeszcze nie wzeszło słońce? Przypomniał sobie o okiennicach, wstał i otworzył jedną z nich. Wpadł wspaniały blask, oświetlając izbę i Szymona, który zmrużył oczy i usiadł. Chwycił się za głowę i powiedział ciężko:
― Muszę łyknąć jakieś prochy, bo mi rozerwie czaszkę. Mamy już poranek? Znaczy się oblężenie odparte.
― Walczyliśmy dzielnie. – Przemek odzyskał poczucie humoru.
― Słuchaj, ubierzmy się jak najszybciej i trzeba zrobić przegląd chaty z zewnątrz. Na razie nie otwieramy zasuw, nie wiemy, czy można bezpiecznie wyjść.
― Świat za oknem wygląda spokojnie, ale masz rację. Ubierzmy się, noże w dłoń, i dopiero wtedy sprawdzimy teren.
Przygotowani, uzbrojeni, stanęli przed drzwiami. Czuli pewien niepokój, jednak dzienne światło dodawało otuchy. Jedna zasuwa wylądowała na podłodze. Za moment druga. Nie stanęli naprzeciwko wejścia, tylko nieco z boku. Szymon pociągnął za starą żeliwną klamkę i cofnął się jeszcze bardziej. Nikt nie wskoczył do domu, nie usłyszeli groźnego dźwięku. Wreszcie wyszli na zewnątrz. Rześki, pogodny dzień.
― Co za ulga – nie wytrzymał Przemek – Miałem stracha, nie będę ukrywał.
― Zobacz, nie ma śladów nocnego ataku. Spodziewałem się zrytej ziemi, tymczasem nic nie widać. Zerknijmy na drzwi – Odwrócił się i przyciągnął je do siebie, zamykając domek – No proszę, tutaj prawie nie ma zniszczeń, a te rysy i drobne pęknięcia nie wyglądają na nowe. Prawdopodobnie wczoraj już były, nie widzieliśmy ich w zapadającym zmroku.
― Oto zagadka. Naprawdę nie wiem, co nas w nocy napadło – rzekł Przemek.
― Napaść można wytłumaczyć agresją zwierzęcia, które mogło być chore. Gorzej z głosami – Szymon uparcie szukał racjonalnego wytłumaczenia – Może czasem na bagnie wydzielają się jakieś gazy i ludzie zaczynają majaczyć.
― Tak, ale niemożliwe, żeby dwie osoby słyszały to samo. Myślę, że nigdy nie dowiemy się, co się działo i dlaczego nie pozostały żadne ślady. Aha, Szymek, jedno pytanie, żeby upewnić się, że słyszeliśmy to samo. Pamiętasz ostatni akcent tego nocnego horroru?
― Tak. Krzyk – Szymon pobladł przypominając sobie niesamowite wycie.
― Właśnie. Nie ma mowy o złudzeniu ani majakach, były głosy, dobijanie się do chaty i wrzask, a rankiem nie ma śladów w pobliżu. Takie są fakty i wcale mi się nie podobają. Proponuję zwinąć manele i spadać. To nie jest fajna okolica, nie polecałbym nikomu założenia w pobliżu gospodarstwa agroturystycznego. Chyba że dla miłośników klimatów z filmów grozy albo kultowego obrazu Edwarda Muncha.
Przemek miał rację, powinni opuścić moczary od razu. Posilili się tylko suchym prowiantem, nie gotowali herbaty, zrobią to za dwie godziny, kiedy samotny domek zostanie daleko za nimi.
Szli ostrożnie, niewiele mówiąc. Najpierw prowadził Przemek, który wczoraj tak pechowo lecz niegroźnie ugrzązł. Nie popełniał błędów, wybierał dobry szlak. Kierunek zachowywali właściwy, nawet nie musieli specjalnie zerkać na kompasy. Gdyby nadeszła mgła, jak z opisów zaginionego chłopca, pewnie też nie pobłądziliby. Pogoda jednak dopisała, lekkie obłoki nie zwiastowały deszczu. Wczorajsze wieczorne zachmurzenie wydawało się dziwne, Przemek nazwał je pozornym załamaniem, nie przyniosło opadów ani spadku temperatury.
Szymon dwa razy został nieco z tyłu, więc kolega zapytał, czy nie chce odpocząć.
― Nie jestem zmęczony. Co chwilę mam wrażenie, że ktoś za nami idzie. Lekka paranoja, bo przecież widzielibyśmy go, teren w większej części otwarty. To pewnie po tej nocy...
― Zmień mnie na prowadzeniu. Wtedy tym kimś za plecami będę ja – rozsądnie zaproponował Przemek.
― Dobra.
Sytuacja poprawiła się o tyle, że Szymon miał spokój, za to podobne wrażenia dopadły Przemka. Przyspieszyli kroku, lecz niewiele. Trudny teren nie pozwalał na nabranie tempa. Uznali, że odpoczynku nie będzie dopóki nie opuszczą bagna. W pewnym momencie idący z tyłu Przemek zawołał kolegę.
― Co się dzieje?
― Spójrz tam – pokazał palcem.
― Widzisz kogoś?
― Spójrz na grunt.
Powierzchnia moczarów wybrzuszała się, jakby ktoś od spodu przesuwał gruby wałek długości kilkunastu metrów. Wybrzuszenie zbliżało się do nich, mając środek na linii ich marszu. Poczuli jak wszystkie mięśnie się napinają.
― Nie możemy wariować – powiedział Szymon, siląc się na spokój – Żadnego biegania. Nie wiem co to jest, ale kontynuujemy ostrożną wędrówkę. Do końca niedaleko. Ignorujemy te niewytłumaczalne zjawiska. Nie mam zamiaru moczyć dupy w błocie przez jakieś pierdoły. Ruszamy.
Nierówność terenu przyspieszyła, po chwili omal nie stracili równowagi, bo podłużny kształt przemknął pod nimi, by zatrzymać się kilkanaście kroków z przodu. Trudno mówić, że mieli odciętą drogę, bo niski pagórek mogli przekroczyć. Jednak się zawahali.
Teraz podłużny, przypominający porośniętą trawą miniaturową wydmę obiekt zaczął się zmieniać i wkrótce przekształcił w mały kurhan o regularnym kształcie.
Szymon gorączkowo myślał, jak mają zareagować. Potrzebowali jakiegoś fortelu, by przechytrzyć tajemnicze zjawisko, które najwyraźniej reagowało na ich obecność. Wreszcie wpadł na dobry pomysł, lecz zanim zdążył powiedzieć...
Pagórek nabrzmiał, potem wierzchołek został rozerwany i spod ziemi wyłoniła się niemal trzymetrowa postać, oblepiona szarym mułem, porośnięta płatami mchu, kępami trawy. Z głowy wyrastały mocne choć giętkie pędy, takie same jak na wierzbach. Twarz kryła się pod mułem, tylko oczy były wyraźne, szeroko otwarte i co zaskakujące, nie obserwowały młodych turystów, tylko wpatrywały się w przestrzeń pomiędzy nimi.
Śmierdziało stęchlizną, ciepły zapach z otwartej rany bagna wywoływał mdłości. Szymon wiedział, że czas działa na ich niekorzyść. Szepnął do Przemka:
―Uciekamy. Ty z lewej, ja z prawej – kiwnął głową w stronę nadal spokojnej istoty. Może pod ziemią czuła się pewniej, niż w świetle słońca, stąd wahanie, brak działania i to spokojne, poważne spojrzenie.
Ruszyli. Plan zadziałał. Bagienny potwór rozłożył ramiona, ale zbyt wolno. Potem zaczął mozolnie wyszarpywać z gruntu dolne kończyny, podobne do pni drzew rosnących w najbliższej okolicy. Wyglądał niczym skarlała odmiana enta, pozbawiona jednak majestatu opiekuna puszczy.
Przerażony Przemek w pełnym biegu obejrzał się za siebie i zobaczył jak ta potworna istota zaczyna niezgrabnie biec. Rozpoczął się pościg. Na dłuższym dystansie nie mieliby szans, ale dopadli skraju bagna, wbiegli pomiędzy drzewa i po kilku minutach stanęli, zdyszani. Wyglądało na to, że opuścili tereny bestii i są już bezpieczni.
Zło wróciło na środek moczarów.


D.G. luty 2012, poprawione w styczniu 2013.
Odpowiedz
#2
Cytat:Znajdźmy dogodne miejsce do rozpalenia ogniska
W lesie chyba nie wolno rozpalać ognisk.

Cytat: i innymi, większymi pakunkami.

Styl jest poprawny. Opisujesz bez fajerwerków, dość chłodno, z dystansem. O ile jednak można to zrobić rzeczywiście fajnie, to Tobie wychodzi średnio. W zasadzie jedyną rzeczą, która ciągnie to opowiadanie, jest zamysł z bagnem i otaczającą je grozą oraz towarzysząca czytelnikowi ciekawość, co się dalej stanie. Minusem jest chłopczyk, który spisuje w swoim notatniku ostatnie zdania przed zniknięciem - jeszcze jakby to był nastolatek, brzmiałoby to bardziej wiarygodnie.
Plusem jest wątek Bartosza i nocnej wycieczki. Nie poszedłeś w tą stronę i tylko zasugerowałeś takie wyjaśnienie tych nocnych odgłosów. To mi się podobało, bardzo cenię, kiedy autor nie kładzie wszystkiego łopatą w łeb.
Wypowiedzi bohaterów czasami brzmią nierealistyczne, kiedy stosujesz język pisany, nie potoczny, na przykład tu:
Cytat:To niezwykłe że w takim miejscu ktoś wybudował ściany z tego surowca, którego przecież w pobliżu nie ma.
tu:
Cytat:Spodziewałem się zrytej ziemi, tymczasem nic nie widać.
Bohaterowie są płascy, zwłaszcza Szymek; Przemek rzuci czasem jakimś zabawnym komentarzem. Brakuje im głębi; nie wzbudzają ani współczucia, ani zazdrości, ani żadnych innych emocji. Podobnie jest z bagiennym potworem. Śmiało mogłeś zawrzeć w jego opisie więcej szczegółów, spowolnić go, opisać jednocześnie reakcje chłopaków.
Miałeś dobry pomysł, ale jest sporo do dopracowania.
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#3
Cytat:nie rzucające się w oczy ubrania
;] zlituj się już.

w ogóle całe to zdanie...
Cytat:nie rzucające się w oczy ubrania, dźwigali duże plecaki z przymocowanymi karimatami i innymi większymi pakunkami
...dosłownie bije po oczach pośpiechem, a co za tym idzie mega amatorką. a amatorem (w sensie nowicjuszem) przecież nie jesteś. o ile dobrze kojarze - bo chybam coś twojego czytał, a nawet mi sie podobało.

w ogóle narracja nieprzemyślana, co już widać. nie wiem, jakie ci podać konkrety, bo to się widzi praktycznie na każdym kroku. spróbuję może odtąd co nieco cytować (a nawet się wrócę). do niektórych cytatów dodam parę słów, do niektórych nie - te będą po prostu przykładami "nieprzemyślanej" narracji, o której mówie. nieudanej, niezręcznej a nawet dziwacznej IMOUndecided
Cytat:Przemek delikatnie poruszał nogami.
o co tu miało chodzić z tą delikatnością?
Cytat:Słońce świeciło na bezchmurnym niebie. Zaledwie kilka godzin temu rozpoczęło swą wędrówkę, do południa brakowało pewnie jeszcze trzy godziny.
wystarczy to drugie zdanie.
Cytat:Mieli zatem dużo czasu, bo wszystko wskazywało na to, że zamierzają spędzić noc w tym wilgotnym, zdradliwym terenie.
Cytat:Szymek różnił się od kolegi nie ekwipunkiem, a posturą.
Undecided
żart?
Cytat:Wyglądał jednak na zaprawionego w bojach biwakowicza.
to jest, psze pana, pustosłowie. nie wystarcza.
Cytat:Już dzieci ostrzegano przed groźną okolicą.

Dobra, jestem po częsci pierwszej. Warsztatowo jest dołek. Aż się nei chce czytać. Dialogi też są sztuczne, ale to akurat jeszcze ujdzie, można na to machnąć ręką. Z tym "brakiem legendy" też się nie popisałeś. Dziś już się legend nie snuje, ale za to wciąż powstają ploty i kiełkują przesądy. Właściwie, to narrator (tudzież sam świat) właśnie sobie zaprzeczył, tam, pod koniec częsci 1.

Zamierzam wrócić.
Odpowiedz
#4
Ech, Miriad...
Nie jesteś turystą plecakowcem, to da się wyczytać z twojej wypowiedzi. Tak czy owak, dziękuję za komentarz, bo to zawsze jest poświęcona chwila i jakiś wysiłek.

Co ja tu mam wyjaśniać? "Nie rzucające się w oczy ubrania", to Cię ukłuło... Oczywiście, jesteśmy w terenie zielonym, wielu wędrowców ma odzież w barwach maskujących. Kamuflaż, kojarzysz? O to chodziło.
"Delikatnie poruszał nogami", też nie zrozumiałeś. Wiesz, jak Ci wpadnie noga w bagnisty grunt, to trzeba by ją jakoś uwolnić, gwałtowne ruchy mogą tylko pogorszyć sytuację.

Mnie turystyka piesza jest bardzo bliska, w różnym terenie. Mam w tym spore doświadczenie, ale wiem, że dla wielu to dziedzina zupełnie obca, stąd nie potrafią sobie wyobrazić pewnych sytuacji, a prawdę pisząc to opowiadanie powstało z myślą o pewnym forum turystycznym, nie chciałem wyjaśniać najprostszych rzeczy starym wygom. Podobało się.

Co do dialogów, biorę poważnie pod uwagę Twoje spostrzeżenia. To jest i tak wersja poprawiona opowiadania. Wygląda na to, że możnaby jeszcze podszlifować, ale mi się nie chce.
Co do fabuły, jest w porządku. Nie Twoje klimaty, trudno. Nie mogę sobie wiele zarzucić, nie ma zbędnego efekciarstwa, czego nie znoszę, a mimo to sporo się dzieje. Wszystkim nie da rady dogodzić. Ostatecznie to zawsze ja jestem sędzią swojego pisania Smile

Jak już napisałem, uwagi co do dialogów przyjmuję.
Przy okazji, ciekawi mnie Twoja opinia jako tak surowego krytyka odnośnie tekstu w Satyrycznych: "Wróżka z ogłoszenia". Rozporządzasz swoim czasem, więc nie czytaj na siłę, tylko w wolnej chwili.
Odpowiedz
#5
Cytat:Kamuflaż, kojarzysz? O to chodziło.
nie pytałem, o co chodziło, tak się składa, że nie jestem "turystą plecakowcem", ale militarii trochę liznąłem i lasów troche zwiedziłem. czepiałem się tego, jak to zostało napisane. tym bardziej, że było to zaraz po:
Cytat:Obaj piechurzy, ubrani w zielone,
rada: bądź albo dokładniejszy, albo oszczędź tego 'nie rzucania się w oczy', to jest wyrażone wprost śmiesznie. moro? no to pisz, że moro. khaki? napisz. kolory leśne? napisałeś teraz bardzo dobrze: kamuflaż. czemu tak nie stoi w tekście? Hillwalker, NIE, nie ma tragedii, ale to zdecydowanie defekt, czyta sie ten kawałek jak dzieło laika - słowo.

chodzi o sposób, w jaki piszesz. delikatne poruszanie najzwyczajnie tu nie pasuje. "ostrożnie", "powoli" - owszem. "delikatność" jest złą opcją. mówimy o rzeczach wyczynowych w końcu - a przynajmniej okołowyczynowych, bo, skoro już tak zależało im na wtopieniu w otoczenie, to być może (właściwie to NAJWIDOCZNIEJ) uwidzeli w tym jakąś misję. nie wiem jeszcze, spróbuję doczytać. na siłę trochę, ale w wolnej chwili;] gdybym się z deczka nie przymuszał, NIC bym na tym forum nie przeczytał.

Cytat:― Opału nie mamy zbyt wiele, jakieś cienkie gałązki – rzekł Szymon. Rozłożył zwitki brzozowej kory, zawsze miał ich trochę w kieszeni plecaka. Położył bardzo suche źdźbła trawy i zaczął krzesać iskry, pocierając ostrze noża o krzesiwo.
― Tak się zastanawiam, czy nie byłoby lepiej nosić zapałki i podpałkę do grilla.. – Przemek żartował, sam lubił bawić się krzesiwem.
― Wiesz że zapałki też mam. Ale tak jest lepiej. Krzesiwo nie zamoknie, jest trwałe, no i potrzeba nieco wprawy. Potrzeć zapałką o draskę to potrafi każdy.
zdaje się, iż powiedziałeś, że pisałeś to dla starych wyg ;>....
Cytat:Wiesz, wychodzi na to, że jest to jedno z tych miejsc, które mają złą sławę. Nie wiadomo jednak, dlaczego.
ranyUndecided absurd. absurd i będę się przy tym upierał.
- hej, starcze! co to za bagno?
- oooj, chłopcze, nie chodź tam. złą sławą to miejsce okryte.
- a czemu?
- nie wiem. ale niesława tam i horror.
- bo?
- nikt nie wie.
- aha...

HillwalkerUndecided no c'mon, man!
jesli coś z tym miejscem jest nie tak, to nie może być wyłacznie "pozór" (czego też nie zaznaczyłeś, więc nie mogę ci tego uznać) a koniecznei jakieś fakty. zaginięcia? zjawiska odbierane przez okolicznych? w sensie jakieś wrzaski, zimno lodowate, mgła ruchliwa nocą, kurde, cokolwiek. nawet jakieś durne "aura z piekła rodem, odczuwalna na skórze" czy inne bla bla, ale jednak.
Cytat:każdy przypadek zbłądzenia, czy nawet zaginięcia, rzecz przecież możliwa w tak zdradliwej okolicy, odbijała się głośnym echem wśród mieszkańców, którzy opowiadali go potem przez lata, dodając coraz to nowe wątki
no widzisz - i już jest COŚ na temat moczarów. przyczyny zaś zawsze ktoś dopisze, wyduma. zawsze. pomysł, że wszyscy, jak jeden, milczą na temat powodu, dla którego uważa się (choćby ICH zdaniem) bagno za przeklęte, złe, jest oryginalny ale, wybacz, kopnięty Tongue braw nie będzie.

Cytat:― Nie. Nigdy nie odnaleziono go żywego ani martwego. Po prostu zniknął.
hyyyy! tragiczne, ani chybi strzyga!

skończyłem część 2. i tutaj również odsapnę (nie obiecuję, że nie wrócę; być może wrócę, bo wierzę, chce wierzyć, że pojawi się wreszcie jakiś pozytyw w tym tekscie i zrekompensować ci to, co teraz napiszę).
zakończenie tej części było... brak słów. kanaliza, że klękajcie hydraulicy! nosz tak naciągane, tak z gier (nawet nie z filmów) wyjęte a przy tym sztuczne przecież, że się w czoło palnąłem, czytając. może przesadzam, może powinni się inni wypowiedzieć, ale dla mnie to jest naprawdę taaanioocha, aż wstyd. mówię o tym diariuszu Undecided znalezionym. historia o chłopcu, tak w ogóle, jest przekomiczna. dziecko się zgubiło na bagnach - zaiste paranormalne.
poziom narracji chyba ciut znośniejszy, nie wyłapałem nic rażącego, może dlatego, że to głównie dialogi.
daruj mi tak niepochlebny koment, ale poważnie nie mam za co chwalić.
Odpowiedz
#6
To opowiadanie można podzielić na trzy elementy. Fabuła, opisy i dialogi. Właściwie można by tak zrobić z każdym fabularnym tworem literackim, ale akurat w tym przypadku te trzy części składowe prezentują zupełnie różny poziom.
Zacznę od tego, co najbardziej mnie drażniło, a jest niestety bardzo istotne, bo współtworzy klimat. Czyli dialogi. Czytałem trochę Twoich rzeczy i zazwyczaj nie było z tym problemów. Natomiast w "Bagnie" jest jakaś tragedia.
Ludzie tak nie mówią. Język, jakim posługują się Przemuś i Szymuś (wybacz te zdrobnienia, ale same mi się nasuwają - o tym później) bardziej pasowałby do młodocianych literatów z XVIII wieku, którzy za każde nieładne słowo albo sformułowanie byli karani w dzieciństwie chłostą z pokrzyw. Używanie wyszukanych synonimów w młodzieżowej rozmowie dwójki kolegów idących przez las? Niestety nie był to jednorazowy zabieg. Drażniło mnie to od początku do końca. A żeby nie być gołosłownym, przytoczę kilka przykładów.

Cytat:- Znajdźmy dogodne miejsce do rozpalenia ogniska.

Zaiste, milordzie.

Cytat:- Co do muzyki to nie jest taka mroczna. Wiele zespołów gra radosny melodyjny metal.

Jestem pewien, że nigdy żaden metal nie powiedział czegoś takiego. I nigdy nie powie. I nigdy nie powiedziałby.

Cytat:- A jaka opowieść o bagnie zrobiła na tobie wrażenie?

Takie pytania zadają ciotki na rodzinnych obiadkach, albo nauczycielki polskiego na lekcji.

Cytat:- Radykalny, mocny środek – trzymał w ręku preparat w aerozolu.

Zadzwoń teraz, a dostaniesz gratisowo komplet noży! Nie przegap takiej okazji!

Cytat:― I tak masz za długie włosy – zażartował Szymek.
― Zetnę po trzydziestce. Na razie jestem piękny, młody i ekstrawagancki.

Szymek ma super żarty. Przemek super riposty. Dobrali się jak w korcu maku!

Cytat:To niezwykłe że w takim miejscu ktoś wybudował ściany z tego surowca, którego przecież w pobliżu nie ma.

Takiego zwrotu mógł użyć tylko narrator. W ustach bohatera brzmi to cholernie niewiarygodnie.

Cytat:― Dołożę drewna po raz ostatni, jest dość ciepło, najwyżej rano zużyjemy pozostałą część opału

Cholernie ugrzecznione i oficjalne.

Cytat:― Słyszę coś. Na zewnątrz - powiedział Szymon.
― Ja zupełnie nic. Pewnie od głośnego słuchania metalu uszy już nie takie czułe.
― Wstanę i sprawdzę przy uchylonym oknie – co mówiąc, wygrzebał się za śpiwora i podszedł do otworu okiennego. Po uchyleniu, do środka wpadło nieco wilgotnego powietrza i wyraźniejszy dźwięk. Głosy. Jakby odległa rozmowa.
― Teraz i ja słyszę – przyznał Przemek.

To nie Ty przypadkiem robiłeś polski przekład Biblii Tysiąclecia jakieś sto lat temu?

Cytat:― Proponuję zamknąć okno i iść spać – rzekł Przemek – Nie mam zamiaru wychodzić na zewnątrz, a tutaj jesteśmy bezpieczni i rankiem zupełnie inaczej spojrzymy na nasze nocne słuchowisko.

Ciocia Stasia z Klanu! Jako żywa! A może jeszcze czaju zaparzy?

Cytat:- Pamiętasz ostatni akcent tego nocnego horroru?

Proszę Cię, wyobraź sobie taki dialog. Wyobraź sobie, że ktoś się Ciebie tak pyta po tym, co przeżyliście wspólnie kilka godzin wcześniej. Łupanie w drzwi, przerażenie, niewytłumaczalne wygaśnięcie ogniska... Kto używa takich słów w ogóle, a po takich wydarzeniach w szczególności?
Nikt!

Cytat:- Ignorujemy te niewytłumaczalne zjawiska.

Świetna rada. Jakbym spotkał tego Przemusia i Szymusia, to bym ich chyba zastrzelił za słownictwo i dziwne reakcje.


Uff... I to są tylko wybrane fragmenty. Najbardziej rażące.

Dialogi są naprawdę bardzo sztuczne. Nie wiem skąd coś takiego u Ciebie, bo nie pamiętam, żeby było choć w połowie tak źle. Poobracaj się wokół ludzi, posłuchaj jak mówią, pooglądaj trochę filmów grozy, poczytaj trochę książek i zobacz jak się zwracają do siebie ludzie. Zwłaszcza w sytuacjach zagrożenia. Jak wyobrażałem sobie ten dialog, to co chwila śmiać mi się chciało. A nie powinno.

Nie zrozum mnie źle. Nie chcę Ci dokopać i zmieszać z błotem. Zwłaszcza, że poza dialogami jest już lepiej. Lubię czytać Twoje teksty, bo piszesz lekko i dobrze rozkładasz proporcje i zawsze masz ciekawe pomysły. Ale te dialogi są nie do zaakceptowania. Zauważyłem, że lepiej Ci wychodzą w tekstach satyrycznych. Kiedy przychodzi do naturalnych, spontanicznych konwersacji, to już niestety dialogi leżą i kwiczą.

Teraz czas na milszą część. Czyli opisy. Ale tutaj też bym rozróżnił na opisy ludzi i opisy wydarzeń. Niestety te pierwsze jakoś Ci nie idą. Przemuś i Szymuś byli dla mnie nijacy. Puści, płytcy i zapamiętałem tylko dwie rzeczy. Wysoki i metal. Charakterystyka niestety żadna. Wiem, że wspominałeś w tekście coś o włosach i ubraniach, ale zupełnie tego nie zapamiętałem. Czytelnicy wyobrażają sobie postać za pomocą wyobrażenia, które najlepiej utrwala skojarzenie. Tutaj nie było skojarzeń. Czyste opisy, które się czyta i od razu zapomina.
Jeśli zbudowałem sobie jakąś wizję Szymusia i Przemusia, to tylko taką, że to para gejów z oazy katolickiej z końcówki XIX wieku. Ale idę o zakład, że zupełnie nie trafiłem... Chociaż niestety nie świadczy to źle o mnie, bo takie wyobrażenie sobie zbudowałem na podstawie dialogów, opisów i zachowań postaci.

Lepiej rzecz się ma z opisem czynności i wydarzeń. Jesteś szczegółowy, ale też bez przesady, więc nie miałem problemów, żeby sobie wszystko ładnie wyobrazić. Scena w domku też zadziałała na emocjach i za to masz duży plus.
Nie pasowała mi tylko jedna rzecz:

Cytat:Szymon i Przemek osunęli się na posłania, nie wytrzymali zbyt wielkich emocji.


Są dwie opcje.
a) zasnęli - bez sensu! Jakiś potwór dobija się do drzwi (albo wściekłe zwierzę), a ktoś idzie spać? To nie jest normalna reakcja! Kilka lat temu pilnowałem domu mojego brata, który był w budowie. Stan surowy. Miał drzwi, okna i dach, ale był na odludziu, otoczony tylko przez ogródki działkowe. Spałem na jakimś prymitywnym legowisku. Każdy najmniejszy szmer za drzwiami sprawiał, że trząsłem się ze strachu, wyobrażając sobie złodziei, morderców i cholera wie co jeszcze. A potem cały się trząsłem. Jakby ktoś mi się dobijał do mieszkania, to darłbym się wniebogłosy, a nie poszedł spać! Nie zmrużył bym oka przez trzy noce!

b) zemdleli - naraz? To raczej nie jest sytuacja, w której dwóch zdrowych, zaprawionych w leśnych wędrówkach dwudziestolatków mdleje. To nie są jakieś panienki!

I wreszcie fabuła. Zdecydowanie największy plus opowiadania. Stopniujesz napięcie, od czasu do czasu wprowadzasz w dobrych momentach elementy tajemniczości i budujesz klimat. Tylko niestety psują go właśnie drętwe dialogi. Przez co wszystko jest trochę szarpane, bo naprzemiennie czuję dreszczyk emocji i jednocześnie chce mi się śmiać z tego jak Przemuś i Szymuś do siebie mówią. A szkoda, bo potencjał duży.

Mam wrażenie, że nie masz w sobie zbyt wiele empatii. Jakbyś nie potrafił sobie wyobrazić co mogą czuć ludzie z chyba bliskiej Ci grupy wiekowej. Bardziej sprawiasz wrażenie naukowca w laboratorium niż pisarza, który też jest człowiekiem. Jakby emocje były Ci obce i znajome dla Ciebie tylko z opowieści.

Gdyby nie to, ocena byłaby dużo wyższa. A tak tylko 2/5. Ale znam Twoje wcześniejsze i późniejsze teksty, więc wiem, że potrafisz lepiej Smile
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#7
Książka wyjątkowa, bo nie umiem powiedzieć, czy była totalnie beznadziejna, czy bardzo dobra.
''Gdyby ludzie mogli kierować własnym przeznaczeniem, mielibyśmy tylko świętych i bohaterów.'' Dodgy
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości