16-07-2011, 18:28
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16-07-2011, 18:33 przez Kristoforus.)
Smutno mi Boże. Nie może być smutniej.
Stół podzielony już nożem - na pół.
Żagiel firany zwisa w oknie.
Pod biczem deszczu nasiąka i moknie.
Zanim się nić ostatnia, wyciągnięta zerwie,
kurtyna przed finałem aktu, tuż po przerwie,
zamiast unieść się jeszcze, ciężko, bezwładnie,
- opadnie w dół.
Wargi zacięciem świszczącym rozdzieli.
Ćwiekiem hańby się wedrze w głąb rozwartej rany.
Klnąc i błogosławiąc razem utonie w gardzieli,
spuszczając z łańcuchów zaślinione żądze
i myląc co prawo, co grzech, co pieniądze,
wyrzęzi bluźniąc istocie miłości:
- kochany.
---------------------------------------------------------
I tak oto pięknie finał sztuki mamy zbudowany.
Teraz z wdziękiem jeszcze aktorzy się pokłonią;
król, królowa i z dystansu – kochanek.
Ale zaraz, kiedy wybrzmią owacje i brawa,
zza dekoracji wyłoni się dziecko, które tam,
nie jeden akt na rodziców czeka,
sobie - niejedną dramatu przyswajając ranę.
Budując z iluzji jak bóg z gliny – człowieka.
Ojciec, sceniczny kochanek, ujmie je za rękę,
i pójdą do matki, która kostiumy i maski
zmienia w garderobie.
I wyjdą przez wąskie drzwi nad ranem,
kolejno po sobie,
i pójdą gdzieś, do jakiegoś domu,
nawet nie wiedząc, że wciąż grają swe role.
A ja – nie mając pójść dokąd, zostanę tu,
na pustej i mrocznej, dramatycznej scenie.
Czekam na brawa. Gdzie oklaski…?
Milczenie…
Życie to teatr,
A ja śmieszny Pierrot właśnie ten teatr - pier…..
16072011
Stół podzielony już nożem - na pół.
Żagiel firany zwisa w oknie.
Pod biczem deszczu nasiąka i moknie.
Zanim się nić ostatnia, wyciągnięta zerwie,
kurtyna przed finałem aktu, tuż po przerwie,
zamiast unieść się jeszcze, ciężko, bezwładnie,
- opadnie w dół.
Wargi zacięciem świszczącym rozdzieli.
Ćwiekiem hańby się wedrze w głąb rozwartej rany.
Klnąc i błogosławiąc razem utonie w gardzieli,
spuszczając z łańcuchów zaślinione żądze
i myląc co prawo, co grzech, co pieniądze,
wyrzęzi bluźniąc istocie miłości:
- kochany.
---------------------------------------------------------
I tak oto pięknie finał sztuki mamy zbudowany.
Teraz z wdziękiem jeszcze aktorzy się pokłonią;
król, królowa i z dystansu – kochanek.
Ale zaraz, kiedy wybrzmią owacje i brawa,
zza dekoracji wyłoni się dziecko, które tam,
nie jeden akt na rodziców czeka,
sobie - niejedną dramatu przyswajając ranę.
Budując z iluzji jak bóg z gliny – człowieka.
Ojciec, sceniczny kochanek, ujmie je za rękę,
i pójdą do matki, która kostiumy i maski
zmienia w garderobie.
I wyjdą przez wąskie drzwi nad ranem,
kolejno po sobie,
i pójdą gdzieś, do jakiegoś domu,
nawet nie wiedząc, że wciąż grają swe role.
A ja – nie mając pójść dokąd, zostanę tu,
na pustej i mrocznej, dramatycznej scenie.
Czekam na brawa. Gdzie oklaski…?
Milczenie…
Życie to teatr,
A ja śmieszny Pierrot właśnie ten teatr - pier…..
16072011
Każda droga jest prosta, gdy wiedzie do celu.
A cel jest jasny, jeśli w mroku jak pochodnia świeci.
Znajdziesz ścieżkę tajemną wśród zarosłych wielu
i skrzydło drugie niechybnie odszukasz
- rycerzu błędny, zdradzony rumieńcem
A cel jest jasny, jeśli w mroku jak pochodnia świeci.
Znajdziesz ścieżkę tajemną wśród zarosłych wielu
i skrzydło drugie niechybnie odszukasz
- rycerzu błędny, zdradzony rumieńcem