Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Opowieści z Kimiro
#1
[...]
Odpowiedz
#2
przeczytam i skomentuję wieczorem, a Ty do tego czasu leć się przywitać: http://www.inkaustus.pl/dzial-przedstaw-si%C4%99.
Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#3
W zasadzie to ja już kiedyś się przywitałam... O tutaj --> http://www.inkaustus.pl/temat-nie%C5%9Bm...uk%C5%82on
Tylko jakoś weny nie było, to na forum też nie zaglądałam. <Przepraszam>
Odpowiedz
#4
Historia jakich wiele. Gdy ją bardziej dopracujesz i pozbędziesz się błędów może okazać się wciągająca i interesująca. Postaci masz trochę blade, nieco drewniane dialogi. Przegadujesz tam, gdzie nie trzeba, nie dopowiadasz tam, gdzie więcej rzec powinnaś. Pomysł jest dobry. Nadaj swoim bohaterów więcej głębi, wywnętrz ich trochę, wyjaśniając, skąd u nich takie, a nie inne zachowanie. Dla Europejczyka nie musi być jasne, dlaczego pani Sugiatmi tłumi wszystkie swoje emocje, dlaczego ci ludzie, bardzo od nas odmienni, zachowują się właśnie tak, jak to opisujesz.

Ja mam to szczęście, że nieco w temacie jestem obeznana. Nie jestem co prawda ani kulturoznawcą, ani tym bardziej wielką fanką japońskich klimatów, ale czytałam Shoguna (który bardzo mi się podobał) oraz prowadziłam kiedyś Legendę Pięciu Kręgów, widziałam Ostatniego Samuraja, w związku z czym blade pojęcie o tamtejszym stylu bycia posiadam.

Pierwsza i najważniejsza rzecz: w swoim komentarzu nie czepiam się, po prostu zawarłam uwagi, które przyszły mi na myśl w trakcie czytania Twojego tekstu, więc nie odbieraj ich personalnie.



(15-12-2011, 16:20)Kandara napisał(a): Na początku zaznaczam, że nie jestem pewna, gdzie poniższe opowiadanie znaleźć się powinno. Z pewnych przyczyn jednak zamieszczam je tutaj... Jak coś to proszę je odpowiednio przenieść... dziękuję i przepraszam za kłopot.

Prolog

.......... Okolica pogrążona była w ciemności, a wokół panowała przenikliwa cisza tylko od czasu do czasu przerywana odgłosami wydawanymi przez dzikie, nocne zwierzęta. Na bezchmurnym niebie świecił jasny sierp księżyca, wokół którego widoczne były całe roje gwiazd, [zarówno]pojedynczych [jak i zamiast oraz] oraz zebranych w różnego rodzaju gwiazdozbiory. Dzięki temu naturalnemu oświetleniu można było zauważyć czarne zarysy wielkich, smukłych drzew rosnących szpalerem wzdłuż wąskiej, kamienisto-piaszczystej, lekko wijącej się ku górze ścieżki, po której właśnie poruszała się gęsiego grupa jeźdźców. Jadący na przedzie, dość wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w samurajskiej zbroi i hełmie z pióropuszem, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa był nie tylko przywódcą tej grupy, ale także władcą okolicznych ziem. Oddział w milczeniu przemierzał kolejne metry, coraz bardziej zbliżając się do małej wioski, położonej na zboczu niewielkiego wzniesienia. Na jego szczycie znajdowało się obszerne, trzypiętrowe domostwo, otoczone wysokim na dziesięć metrów kamiennym murem [gwarantuję, że nikt z calówką nie latał i nie mierzył Smile BTW, trzypiętrowego budynku zza dziesięciometrowego muru nie byłoby zbytnio widać... Na jego szczycie znajdowało się obszerne, trzypiętrowe [b]domostwo, otoczone skrywającym je przed ciekawskimi spojrzeniami, wysokim murem.[/b]. Chociaż już dawno minęła północ, z okien wspomnianej budowli [wywal to] sączyło się delikatne, migocące światło lamp oliwnych.
.......... ]Jadący na czele oddziału wojownik spojrzał w tamtym kierunku z lekkim zdziwieniem. Nie spodziewał się tego [wywal], myślał raczej [wywal], że o tak później porze, [zbędny przecinek] zastanie wszystkich domowników oraz służących pogrążonych w błogim śnie, a jedynymi ludźmi, którzy go powitają[,] będą strażnicy wrót. Nikt nie mógł przecież wiedzieć o jego powrocie, nie przesłał w końcu żadnego listu, żadnej, chociażby krótkiej wiadomości. A jednak[,] mimo to [imo tego], wszystko wskazywało na to, że mieszkańcy fortecy, [zbędny przecinek] prawdopodobnie na niego czekają. Mężczyzna poczuł[,] jak serce podchodzi mu do gardła [mogę się mylić, ale serce podchodzi do gardła, gdy się boimy... Nie lepiej byłoby: "Serce mężczyzny ścisnęło wzruszenie."?], w jednej chwili ogarnęło go dziwne, jakże przyjemne wzruszenie. "Wreszcie w domu", powtarzał sobie "wreszcie w domu" [drugie do wywalenia]. Przed oczami [wyobraźni, no chyba, że ducha spotkałWink] mignęła mu na chwilę łagodna, uśmiechnięta twarz szczupłej, czarnowłosej kobiety. Już niedługo, jeszcze tylko kilka minut[,] i nie będzie musiał przywoływać w pamięci jej oblicza, tak jak robił to przez dziewięć długich miesięcy wojennej wyprawy.[spacji zabrakło]Westchnął cicho, zawsze był bardzo, ale to bardzo nietypowym, lecz chyba także najszczęśliwszym wojownikiem, jaki kiedykolwiek stąpał po tej części świata. [coś mi nie gra z tym zdaniem. 1. Za dużo do niego władowałaś. 2. zdecyduj się na stopień obu przymiotników - będzie brzmiało lepiej. 3. Najlepiej podziel je na dwa niezależne: Westchnął cicho. Zawsze był chyba najbardziej nietypowym (napisz dlaczego, jeśli nie, to pozbądź się tego fragmentu) i najszczęśliwszym jednocześnie wojownikiem (i tutaj wstawiasz nazwę państwa/ krainy, w której rozgrywa się akcja).] Chociaż jego małżeństwo nie było spontanicznym, wynikłym z wielkiego uczucia aktem złączenia ze sobą dwóch dusz.[wywal kropkę, wstaw przecinek łączący to zdanie z następnym] To jednak, [zbędny przecinek] poszanowanie wobec woli rodziców, [zbędny przecinek] oraz swoisty szacunek dla rodziny, z której wywodziła się jego przyszła żona, połączone z zachwytem wobec jej urody, od kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, przerodziły się z czasem w prawdziwą miłość. Miłość, która została odwzajemniona i która stała się podstawą ich rodziny. [chciałabym wtrącić słówko. Do tej pory piszesz o samuraju, Daimio jakiejś ziemi, jeśli się nie mylę. Kandaro, nie możesz patrzeć na tamtą kulturę przez pryzmat swojej europejskości, i to jeszcze tej dwudziestowiecznej. To psuje wszystko, co do tej pory zbudowałaś, jest jak podła rysa na gładkiej szybie. Cały ten fragment o rodzinie bym wywaliła albo zamieniła na inny, mówiący o tym, jak to główny bohater w duchu dziękuje rodzicom za wybór tak mądrej, gotowej do rodzinnego życia w posłuszeństwie wobec niego kobiety. ]
.......... Samuraj uśmiechnął się delikatnie [nieznacznie. To samuraj, do cholery]. Wspominał [z rozrzewnieniem]teraz ostatnią spędzoną w domu noc, tuż przed wyjazdem na tą jakże uciążliwą wojnę. Nic więc dziwnego, [spacja]że w sercu tego pozornie [pozwolę sobie na małe powtórzenie: to samuraj, do cholery, przez samo swoje przeszkolenie JEST groźny. "Pozornie" do wywalenia] groźnego i majestatycznego mężczyzny rozlało się jakieś błogie ciepło, a twarz przybrała rozmarzony wyraz. Nawet nie zauważył, kiedy jego czarny ogier przebył zbocze, a on sam, [zbędny przecinek] oraz towarzyszący mu oddział, znaleźli się przed wrotami prowadzącymi do górującego nad okolicą domostwa.
.......... Strażnicy fortecy, chodź [dobrze, już idę. Choć] zdumieni widokiem konnych i nieco zaspani, bez większego [wywal] trudu rozpoznali w tym rosłym, odzianym w zbroję mężczyźnie [wywal - przecież facet przez dziewięć miesięcy nie urósł pół metra ani nie przytył czterdziestu kilo, co najwyżej mógł przywlec jakąś francę, ale tego przecież nie widać]] swojego pana. Z uśmiechami zadowolenia [zadowoleniem], których w nocnym mroku i tak nie było widać, pośpiesznie, nie czekając na zbędny rozkaz,[wywal] otwarli podwoje posesji.
.......... Przywódca natychmiast zsunął się z konia i nie przejmując się już więcej losem zwierzęcia, którym zajęli się jego podwładni, skierował swoje kroki ku wejściu do mieszkalnej części warowni. Po przestąpieniu progu, [zbędny przecinek]od razu zauważył, że w domu panuje lekkie, wydawałoby się kontrolowane[,] zamieszanie, obejmujące w najwyższym stopniu żeńską cześć służby. Drobne, dziewczęce postacie biegały w tę i z powrotem po komnatach, dzierżąc w rękach rozmaite akcesoria, takie jak czyste ręczniki, czy też misy z gorącą wodą. Na powrót pana domu nikt nie zdawał się zwracać większej uwagi. Zaintrygowany, ale i poirytowany zastąpił więc drogę jednej z służek. Dziewczyna na jego widok zatrzymała się gwałtownie, a następnie uśmiechnęła szeroko [FEJK. Gdy Daimio wraca, to wszyscy mają w nosie jego rodzącą, jak się domyślam, żonę, tylko padają na pyszczki wypinając kuperki, albo pan ścina im głowy a wioskę, z której pochodzili, każe poćwiartować.]:
- Oh, Harumi-sama! – wykrzyknęła szczerze uradowana – jak dobrze, że pan już jest – powiedziała i skłoniła się głęboko. – Co za cudowny dzień, albo raczej noc.
- Co się tu dzieje? – zapytał mężczyzna, chociaż powoli, bardzo powoli zaczął domyślać się o co w tym wszystkim chodzi. Uśmiech, wciąż obecny na wargach dziewczyny, tylko utwierdził go w tych domysłach, podobnie, jak wypowiedziane przez nią słowa:
- Klan Sugiatni doczekał się nowego potomka. – Usłyszawszy do zdanie, Sugiatni Harumi, oparł się ścianę [,]i jako że jeszcze przed wejściem do domu ściągnął hełm, otarł twarz dłonią.
- Jak się czuje moja małżonka? – zapytał, czując jak mimo zmęczenia długotrwałą podróżą i późną porą, wspiera [chyba: wzbiera] w nim nowy entuzjazm.
- Bardzo dobrze. – Służąca wciąż uśmiechała się i uśmiech ten był słyszalny w jej głosie. – Nie długo [Niedługo] powinno być po wszystkim, a teraz pan wybaczy. - W jednej chwili dziewczyna [straciła głowę za obrazę swego pana] zniknęła w zakamarkach domu, a mężczyzna udał się do niewielkiej, stojącej w ogrodzie kapliczki, aby pomodlić się do duchów swoich przodków.

.......... Jakiś czas później Harumi trzymał w objęciach dwa małe zawiniątka. Jedno z nich, wykazujące się wyjątkową, jak na noworodka ruchliwością, było dziewczynką, a drugie znacznie spokojniejsze, chłopczykiem.
- Hisako – powiedział w przestrzeń mężczyzna wpatrując się zawiniątko, chciałbym, aby tak właśnie nazywała się moja córka. – Oddał dziecko w ręce niewysokiej kobiety, tej samej[,] która przed chwilą przyniosła świeżo narodzoną dwójkę [eeee... Wybacz, ale to brzmi jak świeżo upieczoną... Tak przynajmniej mi mój mózg podpowiedział, zanim oczy zobaczyły literki. Niefortunne wyrażenie, zmień je]. Harumi spojrzał na chłopczyka, uważnie przyjrzał się bratu małej Hisako:
- Hiroshi – szepnął. – Hiroshi i Hisako, to chyba dobre imiona - powiedział jakby do siebie, a szczęście napełniało całe jego serce. Czego mógłby chcieć więcej? Miał wszystko, piękny dom, kochającą żonę, a teraz jeszcze dwójkę cudownych, jak przewidywał[,] dzieci.

Rozdział I

.......... Pora roku zmieniała się. Powoli, ze zdumieniem ciężko rannego wojownika, który nie pogodził się jeszcze z przegraną w zakończonym już niemal pojedynku i ostatnimi siłami próbuje rozpaczliwie obrócić sytuację na swoją korzyść [ja uwielbiam homeryckie porównania, ale nawet jak dla mnie to jest za długie. Skróć, proszę], odchodziła zima. Chociaż dni wciąż były chłodne, słońce wschodziło nisko nad linię horyzontu, a w zakamarkach i kątach ogromnego podwórca głównej twierdzy klanu Sugiatni zalegały brunatne kępki zlodowaciałego śniegu.[chociaż co? Słowo chociaż na początku wskazuje na złożoność wypowiedzi. Wywalamy kropkę i wstawiamy przecinek] To jednak rozłożyste gałęzie strzelistej, sięgającej dachu najwyższego zamkowego budynku śliwy, [zbędny przecinek] pokryły się już drobnym, różowym kwieciem. Północny wiatr niosący za sobą ostre, mroźne powietrze, już tylko od czasu do czasu potrząsał gwałtownie konarami wspomnianego [wywal, bo zgrzyta jak Freddy Krugger szponami o zardzewiały piec w kotłowni] drzewa. Szarpał je niemiłosiernie i sprawiał, że zawodziły żałośnie. Jednakże lodowate podmuchy coraz wyraźniej ustępowały miejsca ciepłemu, wiosennemu oddechowi.
.......... Dla mieszkańców fortecy zmiana ta oznaczała rozpoczęcie nowego, równie długiego i niemal tak samo, beznadziejnego roku oczekiwania. Oczekiwania na powrót pana domu i władcy okolicznych ziem, trzydziestodziewięcioletniego Sugiatni Harumi [wywal, bo brzmi jak z notatki policyjnej]. Ponad dwa lata temu wyruszył on [wywal] na kolejną zbrojną wyprawę przeciwko klanowi Murahito. Ród ten, od ponad dekady sprawujący niepodzielną władzę nad wschodnimi obszarami kontynentu Ui oraz wyspami Gomen i Fumiro, w ostatnich czasach znów zaczął agresywnie nastawać na dziedzictwo dwóch pozostałych, [przecinek, imo, zbędny] wielkich panów krainy Kimiro. Po zaledwie czterech odmianach pór roku, jakie upłynęły od podpisania traktatu pokojowego, wyszkolona i bezwzględna armia wkroczyła na objęte traktatem terytoria. Dowództwo nad nią sprawował generał Murahito Isamo, bratanek samego Murahito Masahiro, daymio nowo powstałej prowincji i władcy najpotężniejszego obecnie klanu. I choć metody stosowane przez generała Isamo [Jak dobrze pamiętam, Japończycy najpierw podawali nazwisko a potem imię, więc powinno być metody stosowane przez generała Murahito, nie Isamo], napawały odrazą oraz wstrętem każdego, [zbędny przecinek] prawego wojownika, to jednak żaden z nich nie mógł odmówić im skuteczności. Tak oto wymieniona [wywal, zamień na: straszna, upiorna, krwiożercza, mordercza, plugawa, cokolwiek, tylko nie "wymieniona"] armia pojawiła się nagle w górach Chunzu, bardzo blisko głównej siedziby zaprzyjaźnionego z Sugiatni klanu Ashida. Obowiązek sojuszniczy nakazał więc panu Harumi [Sugiatmi, z nazwiska poprosimy Smile] ruszyć z odsieczą.
.......... Utrzymujący się od kilku, może kilkunastu tygodni [zdecyduj się, bo to dość istotne dla dalszych rozkazów i taktyki], [zbędny przecinek] brak jakichkolwiek wieści o losach tej wyprawy, [zbędny przecinek] sprawiały,że krótkie, zimowe dni ciągnęły się w nieskończoność. Zaś długie, mroźne, pełne śnieżnych zawiei noce, [zbędny przecinek] nie przynosiły sennego ukojenia. Jak podczas zimy, tak i teraz, po mimo [pomimo] budzącej się do życia przyrody, a także delikatnego piękna kwiatów śliwy [wywal - pasuje jak beznogiemu adidasy], domownicy, służący oraz strażnicy, [zbędny przecinek] mieli niewesołe miny. Jednakże nikt z wymienionych osób [wywal] nie ośmielił się głośno mówić o tym, co takie milczenie wedle wszelkiego prawdopodobieństwa oznacza. Forteca pogrążyła się zatem w pozornie spokojnej, pełnej oczekiwania ciszy. Ciszy zakłócanej jedynie zwykłymi odgłosami dnia codziennego, takimi jak szczęk mytych przez służące glinianych naczyń, skrzypienie desek drewnianej podłogi, proste rozmowy o pogodzie i niepogodzie. [po zażyciu mogą wystąpić niepożądane objawy, takie jak:... Wywal ten fragment, bo gryzie po kostkach] A także bojowe okrzyki, połączone z klęczącymi dźwiękami, wydawanymi przez, uderzające o siebie dwa drewniane kije [jak dobrze pamiętam nazywało się toto bakemono, ale ręki nie dam sobie za to obciąć]. Codziennie na podwórcu, tuż pod opiekuńczymi konarami tej samej wspominanej już kilkakrotnie [WYWAL!!!] śliwy, tkwiącej tutaj od samego początku istnienia warowni, odbywały się zaciekłe, pełne pasji pojedynki.
.......... Tak też było i dziś. Para nastoletnich bliźniąt odzianych jedynie w granatowe, treningowe kosode i błękitne Hakama [yyy Hakama to jakaś specjalna nazwa, jak Nike czy Reebok, że piszesz ją wielką literą?], nie zważając na wciąż jeszcze utrzymujące się nad okolicą zimno, zawzięcie okładała się tęgimi razami. Zupełnie jakby nie był to trening, lecz walka na śmierć i życie. Jedno z rodzeństwa, odznaczające się smukłą, wysportowaną, ale delikatną sylwetką, długimi, związanymi w koński ogon, kruczoczarnymi włosami. [Jedno z rodzeństwa co? Jeśli nic, to nie "odznaczające się" a "odznaczało się", chociaż nie jestem przekonana, czy długie czarne włosy są czymś wyjątkowym wśród Japonek, by pisać o tym, jak o wyróżnianiu się. Zdanie generalnie do solidnego przeredagowania.]Czy też bystrym spojrzeniem, [zbędny przecinek] ciemnobrązowych, lekko skośnych oczu [jeszcze podaj, pod jakim kątem. Wywal lekko, bo wszystko psuje. Same skośne oczy wystarczą, czytelnik nie jest idiotą, więc nie pomyśli, że są nieomal w pionie Big Grin], osadzonych w jasnej[,] owalnej twarzy o delikatnych rysach i malutkim, haczykowatym nosie, używało ćwiczebnej naginaty o wąskim, podłużnym ostrzu. [aaa, teraz kapuję, jak miało, prawdopodobnie brzmieć zdanie. W takim razie przed "czy" powinien być przecinek, a nie kropka. Tak czy inaczej, do korekty, bo jest tu zdecydowanie za dużo epitetów, zdanie jest długie jak PRLowskie kolejki za mięsem] Drugie zaś odrobinę tęższe, ale równie wyćwiczone, posługiwało się drewnianym mieczem, którym usiłowało bronić się przed wściekłymi atakami siostry. Dziewczyna jak zawsze okazała się lepsza. Wyważone, płynne ruchy jej dłoni i stóp, [zbędny przecinek] spokojnie wyprowadzały kolejne zamachy i sztychy, zręcznie blokując tym samym ciosy chłopca [szermierzem nie jestem, ale według mojej miernej znajomości walki bronią białą śmiem twierdzić, że sztychami i zamachami to raczej skutecznie się ciosu nie sparuje... Spróbuj tak: Wyważone, zharmonizowane ruchy jej dłoni i stóp precyzyjnie wyprowadzały kolejne zamachy i sztychy, jednocześnie zręcznie blokując ciosy chłopca] . Natomiast umiejętnie wykorzystywana, pokaźna długość broni, bez trudu utrzymywała przeciwnika na dystans. Kolejne uderzenie. Kolejny wściekły[,] bojowy okrzyk wypełniający powietrze, [zbędny przecinek] ponad zamkiem, [zbędny przecinek] oraz kolejne, silne zbicie lipowego ostrza. Ostatnie, jak się okazało, bo zręczny[,] szybki ruch bez trudności [trudu] wytrącił bokken z dłoni Hiroshiego. Widząc jak podenerwowany dziedzic klanu Sugiatni pośpiesznie podnosi z ziemi swój oręż, Hisako zaśmiała się cichutko, zasłaniając usta dłonią. To doprawdy niewiarygodne, że on jeszcze nie pogodził się z faktem, iż ona lepiej włada naginaną, niż on mieczem. Że nie pojął jeszcze, tego, że ona po prostu ma odrobinę większy niż on talent do pojedynkowania się. Oraz tego, że co tu dużo mówić, jej broń ma nad mieczem pewną przewagę, chociażby z racji swoich rozmiarów. Jednocześnie mimo wszystko musiała przyznać, że chłopak z każdym dniem robił coraz większe postępy. O ile więc jeszcze jesienią wystarczyły jej zaledwie trzy ruchy, aby rozbroić i unieszkodliwić młodszego o pięć minut brata, o tyle teraz potrzebowała na to przynajmniej siedmiu skrzyżowań broni. Chociaż nadal oboje pobierali osobne lekcje fechtunku, [zbędny przecinek pod czujnym okiem swoich nauczycieli.[przecinek zamiast kropki] To jednak wzajemna chęć sprawdzenia swoich umiejętności, jak również popisania się jednego przed drugim, pchała ich ku codziennym, popołudniowym pojedynką {łomatkoboskoczęstochowsko, a cóż to o.O pojedynkOM]. Tak właśnie upłynęła rodzeństwu zima, a i wiosna zapowiadała się podobnie.
- Coraz lepiej ci idzie, Hiroshi [san]. - Dziewczyna poklepała brata po ramieniu. - Kto wie, może jeszcze tej wiosny zdołasz mnie pokonać - ciągnęła dalej swoim rezolutnym, zbyt chłopięcym, według niektórych[,] głosem, pozbawionym sztucznej dziecinności.
- Mówisz tak, jakbyś sama nie czyniła żadnych postępów, moja siostro - w słowach chłopca dało się wyczuć kwaśny ton, tym wyraźniej, że po wygłoszeniu tejże kwestii [opinii] jego usta faktycznie wykrzywiły się nieładnie. Stworzyło to dość zabawny kontrast z zadowoloną miną panienki [panienka mi tu jakoś nie pasuje.].
- Powinieneś docenić to, że staram się ciebie [cię, ciebie brzmi sztucznie] podtrzymać na duchu i podziękować mi, [zbędny przecinek] za piękne słowa otuchy, które staram się wlać do twojej zmartwionej duszy wojownika.
Spojrzał na nią z pode łba.
- Drwisz sobie ze mnie? - zapytał ponuro, odgadując tym samym prawdziwe intencje bliźniaczki.
- Ależ to dla twojego dobra [Gdzież bym śmiała Tongue]- pośpieszyła z wyjaśnieniem dziewczyna - Fumi-sensei powiada, że drwina to jedna z najlepszych dróg motywacji młodych ludzi - wygłosiła stanowczym, spokojnym głosem, naśladującym sposób mówienia jej nauczycielki od [wywal] naginaty. Bezczelny błysk w brązowych ochach [oczach], [zbędny przecinek] sprawił, że i chłopiec uśmiechnął się leciuteńko unosząc kąciki ust.
- To jak? Jutro o tej samej porze? - zapytał nagle całkiem już rozchmurzony, pierwszy syn klanu Sugiatni [wywal].
- A jakże -Hisako znów się zaśmiała, lecz tym razem nie zakryła warg. Zamiast tego wyciągnęła otwartą prawą dłoń w kierunku brata, a on pojednawczo przyłożył do niej czubek środowego palca swojej wyprostowanej prawicy. Ten dziwny, prosty gest, został wymyślony przez rodzeństwo jeszcze w czasach wczesnego dzieciństwa. Oznaczał zaś całkowite i ostateczne przebaczenie sobie wszelkich wzajemnych krzywd i złośliwości zaznanych danego dnia od siebie.
.......... Być może długo by jeszcze stali tak i rozmawiali pod pięknie ukwieconymi konarami starego drzewa [nie wiem, być może to tylko moje odczucie, ale ta śliwa zaczyna budzić we mnie paranoiczną agresję], gdyby nie nagły ruch i zamieszanie dobiegające spod bramy wjazdowej. Podniesione, ostre głosy mężczyzn. Skrzypnięcie otwieranych wrót. Czy wreszcie głuchy stukot kopyt jednego [jak konia, to wiadomo, że nie pięciu] konia, [zbędny przecinek o bruk podwórca, wskazywały na coś niezbyt dobrego. [ A to dlaczego? Moze Daimio wrócił, jak ostatnio? Może sąsiad przyjechał z wizytą? Nie widzę żadnych przesłanek zwiastujących klęski jakoweś]Dziewczyna mlasnęła ustami, wyrażając w ten sposób swoje zaniepokojenie, chłopak nie zrobił nic, tylko krew nagle odpłynęła mu z twarzy. Serca rodzeństwa zabiły szybciej, gwałtownie podskoczyły do ich gardeł. Czyżby jakieś wieści o ojcu? Zaciskając mocno w dłoniach swój drewniany oręż, oboje bez jednego słowa ruszyli [biegiem] przed siebie. Gnając na złamanie karku, wybiegli za węgła głównego budynku, na dziedzińcu którego jeszcze kilka chwil temu spokojnie gawędzili. Omal nie wpadli pod kopyta zatrzymującego się właśnie kasztanowego ogiera [kasztana]. Wierzchowiec ów [wywal] niósł na swoim silnym grzbiecie rosłego, barczystego mężczyznę, odzianego w brudne, podtarte szaty, które kiedyś niewątpliwie należały do wytwornych. Długie, smoliste, rzadkie włosy przybysza, w nieładzie opadały na kark, ramiona i plecy, a z małych, czarnych oczu wiało smutkiem. Natomiast u jego lewego boku widniał komplet dwóch mieczy: katany i wakizashi. [to nie sesja RPG, tylko opis postaci. Gdy kogoś przedstawiasz, to go nie inwentaryzuj, subtelnie wplataj elementy wyglądu w tekst.]
.......... Hisako jako pierwsza lekko wyhamowała i odskoczyła w bok na widok mężczyzny, a potem czynności te równie sprawnie powtórzył Hiroshi [przeredaguj]. Niemile zaskoczona księżniczka szybko zamrugała powiekami, by jej rozbiegane gałki oczne uspokoiły się. [a co ona jest, gekon, żeby każdym okiem w inną stronę patrzeć? Do obróbki]
- Stryj Kenshiro - szepnęła do siebie, tak, jakby wypowiadała imię największego zagrożenia, po czym [wywalamy, stawiamy kropkę i rozpoczynamy nowe zdanie] uniosła wzrok, aby przyjrzeć się dokładniej zasępionemu, niewróżącego dobrych wieści obliczu ojcowskiego brata [wuja. Potem piszesz, że to brat ojca, co bardziej tam pasuje]. Tym czasem [tymczasem] Jeździec [jeździec] zatrzymał konia i ciężko zsunął się z siodła. Rodzeństwo obserwowało go w milczeniu. Strażnicy zerkali ukradkiem ze swoich stanowisk, a ci ze służących, którzy przebywali akurat niedaleko bramy, zamarli nagle nieruchomo w swoich pozycjach. [służba to powinna plackiem na glebie leżeć, w końcu to brat pana!] Pan Sugiatni westchnął bardzo cicho, prawie niedostrzegalnie. Następnie zaś rozejrzał się po miejscu, do którego przybył. [wokół] Niemalże od razu dostrzegł dzieci swojego starszego brata, stojące obok ścieżki prowadzącej w głąb [wgłąb] posesji. Podszedł do nich i ukłonił się obojgu, a szczególnie bratankowi [jak kłania się obojgu, to obojgu. Poza tym, to oni powinni zaryć pyszczkami o ziemię na widok starszego krewnego, imo. Dopiero potem może im powiedzieć, że ich ojciec, jak zgaduje, nie żyje i młody jest dziedzicem landu],tak nisko, że dotknął czołem ziemi. Zaskoczony i wstrząśnięty młodzieniec cofnął się gwałtownie, a jego dłonie, zarówno ta wolna, jak i ta wciąż zajęta przez drewniany miecz, zacisnęły się mocno, niemal boleśnie[,] w pięści. Dziewczyna odruchowo [dziwne ma odruchy. Ja bym spojrzała na brata...] spojrzała w niebo, a jej powieki ponownie zamigotały. Więc jednak dobrze zrozumiała sytuację, gdy tylko spostrzegła stan, w jakim znajdował się samuraj, domyślała się, jakie przynosi on wieści. [jaki stan? Bo był zmęczony i miał przerzedzone włosy? Za mało emocji, nawet jak na Japończyków]
.......... Zamek ponownie się ożywił, służba z pewnym ociąganiem wróciła do swoich zajęć, strażnicy wycofali się na swoje stanowiska. Cokolwiek by się nie wydarzyło, zadaną pracę trzeba przecież wykonać.
.......... - Paniczu Hiroshi, panienko Hisako! -Niespodziewanie do uszu zebranych w pobliżu bramy wjazdowej ludzi dobiegło donośne kobiece, nieco natarczywe wołanie. - Pa... - wypowiedź została przerwana niemal równo z ukazaniem się na zewnętrznym podwórcu właścicielki głosu, niskiej, przygarbionej, niemłodej już, ale też nie starej jeszcze służącej. Po wyrazie jej twarzy można było z łatwością rozpoznać, iż dopiero teraz odkryła obecność gościa, na widok którego zatrzymała się raptownie. Kiedy zaś tamten, za pozwoleniem Hiroshigo, podniósł się wreszcie z podłoża [ziemi] i stanął prosto, rozpoznała go równie szybko jak wcześniej zrobiło to szlachetne rodzeństwo. Natychmiast odgadła także, że stało się coś niedobrego. Skłoniła się w milczeniu, a następnie cichym, stłumionym z szoku i osłupienia głosem powiedziała do bliźniąt:
- Pani was wzywa - po czym zwracając się do mężczyzny dodała - Witaj Kenshiro-sama, proszę łaskawie pozwolić za mną.

*

.......... Sugiatni Tamao, ukochana żona pana Harumi była drobną, dystyngowaną i prawdziwie szlachetną damą. Chociaż przekroczyła już trzydziesty piąty rok życia, to jej uroda nie całkiem jeszcze przeminęła. Jasną, pozbawioną widocznych z daleka zmarszczek twarz otaczały długie, gęste, proste ciężko spływające na ramiona, czarne [za dużo przymiotników] włosy. Delikatnie zarysowane brwi tworzyły całość z małymi, podobnymi do szparek brązowymi oczami oraz niewielkim, kształtnym okrągłym [za dużo przymiotników] nosem. Pomimo wieku oraz zmartwienia, którego zaznała wiele w ostatnim czasie, wciąż pozostawała dumną, wyprostowaną i na pozór całkowicie spokojną kobietą. [a co ma wiek do dumy i spokoju o.O?] Pani Sugiatni nigdy nie pozwoliła by [pozwoliłaby] sobie na to, żeby liczna zamkowa służba poznała jej obecny stan ducha. A tym bardziej, aby ktokolwiek ujrzał jej łzy, czy też jakikolwiek chociażby najmniejszy cień na jej wybielonym pudrem obliczu. Nawet teraz, gdy z okna znajdującej się na pierwszym piętrze sali audiencyjnej, zauważyła przypadkiem przybycie szwagra, o czym z resztą wkrótce została powiadomiona przez służkę imieniem Sata [służkę Satę]. Tę samą, która chwilę wcześniej przywitała gościa i poprosiła go, aby poszedł za nią [wywal. Służka=eta, nieistotne, która to była]. Pani Sugiatni nie pozwoliła sobie na żaden nerwowy ruch, żaden gest zaniepokojenia czy smutku. Po prostu siedziała wyprostowana na macie ze słomy ryżowej. Wpatrywała się przy tym w znajdujące się na przeciwko jej siedliska przesuwne drzwi, ozdobione melancholijnym, utrzymanym w przytłumionych barwach górskim krajobrazem, namalowanym w stylu Yamato-e. Nie drgnęła także wtedy, gdy drzwi pomieszczenia rozsunęły się, a jego próg przekroczyła para nastolatków.
.......... Po złożeniu zwyczajowego pokłonu i podniesieniu głów, pomiędzy członkami rodziny zapadło krótkotrwałe, pełne napięcia milczenie.
- Moje drogie dzieci - odezwała się wreszcie dama melodyjnym, modelowanym głosem, jaki zazwyczaj jest używany w podlonych [nie mam pojęcia, co autor miał na myśli?] sytuacjach przez kobiety zajmujące wysoką pozycję w hierarchii własnego klanu. - Chciałam dziś napić się z wami herbaty i porozmawiać spokojnie o waszych naukach, oraz przyszłości. Lecz w zaistniałych okolicznościach - zrobiła krótką pauzę, w trakcie której ponownie zerknęła na zamknięte drzwi. Choć wyraz twarzy kobiety nie zmienił się, wciąż pozostając spokojny, jakby pozbawiony wszelkich uczuć i emocji, to jednak oni wiedzieli, że to tylko pozory, że tak naprawdę jej serce jest równie zasmucone, jak ich własne.
- Wybaczycie mi chyba, jeśli zmienię te plany - dokończyła, wypuszczając powietrze z płuc.
- Oczywiście matko... A - Hiroshi chciał jeszcze coś dodać, ale został uciszony ruchem ręki.
- Synu, podejdź tu i usiać obok mnie. - Wskazała mu miejsce po swojej prawej stronie, to samo, które jeszcze niedawno należało do jego ojca. Chłopak bez entuzjazmu podniósł się z podłogi i krzyżując nogi przysiadł na niewielkim, drewnianym podwyższeniu.
.......... Drzwi komnaty ponownie rozsunęły się, a wówczas do środka wszedł Kenshiro. Wykąpany, uczesany i przebrany w czyste, jedwabne szaty. Bez jednego słowa zajął miejsce na przygotowanej dla niego macie i tak jak wcześniej na podwórzu przed rodzeństwem, tak samo teraz w pomieszczeniu upadł na twarz przed synem i żoną swojego starszego o pięć lat brata.
- Domyślamy się - łagodny, melodyjny głos pani Tamao, po raz kolejny rozległ się w komnacie - że nie przywodzisz dobrych wieści.
- Istotnie bratowo [Sugiatini sama]. - Samuraj nadal dotykał czołem podłogi z lipowych desek. - Moim obowiązkiem, [zbędny przecinek] jest poinformować cię pani, ciebie młody panie, oraz ciebie panienko, o śmierci mojego czcigodnego brata, a twojego męża i waszego ojca, pana Sugiatni Harumi [samy]. .......... Wiadomość, choć nie była zaskoczeniem, spowodowała kolejną tego dnia, przeciągłą chwilę ciężkiego milczenia. Powietrze w sali zdawało się wibrować i buczeć, a sztucznie kontrolowane oddechy wszystkich obecnych w komnacie osób stały się doskonale słyszalne. W końcu cisza ta została przerwana przez Hiroshiego. Chłopiec bardzo się starał, aby mówić spokojnym, wyważonym, pozbawionym nuty żalu głosem, lecz w przeciwieństwie do matki, nie bardzo mu to jeszcze wychodziło.
- A zatem drogi stryju - wygłosił pomiędzy jednym, a drugim głębokim oddechem - Wygląda na to, że teraz to ja zostałem przywódcą tego klanu. I jako przywódca, nakazuję ci wyprostować plecy oraz - tutaj jakby zawahał się na moment, ale tylko na moment, po czym podjął dalej - przybliżyć nam okoliczności śmierci męża mojej drogiej matki, a także mego i mej siostry rodziciela [zgrzyta mi ten rodziciel. Rodzicielka, tak, ale rodziciel? Faceci niewiele mają wspólnego z rodzeniem...].
Gość wyprostował się, ułożył dłonie na kolanach i takim samym jak wcześniej pełnym szacunku tonem, rzekł:
- Ojciec twój[,] panie, zginął śmiercią wojownika. Chroniąc od hańby siebie i swój klan, rozpruł własnym mieczem swój brzuch.[eee... wojownika? Przecież to oznacza, że stracił swój honor i aby zmazać hańbę popełnił sepuku... Wiesz, oczywiście, że gdy daimio ginie, to jest w dobrym tonie, by wszyscy jego samurajowie wypruli sobie flaki, popełnili sepuku, chciałam rzec... Inaczej okazują się być niewiernymi banitami. Jeszcze jest możliwość, że szef wszystkich szefów mu kazał to zrobić, ale z treści wychodzi na to, że to ten jak-mu-tam sama jest jednym z trzech głównych bossów. Trochę się kupy nie trzyma]
.......... Hisako poczuła jak robi się jej niedobrze. Prawdę mówiąc nigdy nie dopuszczała do siebie myśli, że jej ukochany ojciec będzie zmuszony do czegoś podobnego, chociaż oczywiście wiedziała jak ważną rzeczą jest dla samuraja jego honor.
- Ja zaś dostąpiłem zaszczytu pomocy mu w owym czynie.
Hisako omal nie zemdlała. W całej swojej dziewczęcej naiwności, której w piętnastym roku życia miała jeszcze w sobie nad wyraz wiele, nie potrafiła uwierzyć w to, że honor ten zarządzał właśnie jednego z największych możliwych poświęceń od członków jej rodziny. [no dobra, przyznaję się, nie łapię ni groma o co Ci chodzi w tym zdaniu]

pozdrawiam

Kapadocja
Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#5
Tak właściwie to, to Japonia nie jest, tylko Kimiro, świat inspirowany Japonią... z naciskiem na inspirowany. Przyznaje, że jest tutaj mnóstwo uproszczeń, własnych interpretacji itp. Na opisywanie prawdziwej Japonii się nie porywam, bo mam jeszcze trochę mało wiedzy.
Co się tyczy postaci, to powiem tak: po tym fragmencie faktycznie mogą się wydawać drętwe. Nie chciałam jakoś bardzo rozwiać ich osobowości tuż po wprowadzeniu, ale z czasem nieco bardziej zagłębiam się w ich psychikę, uczucia, myśli... jakoś wydaje mi się, że takie stopniowanie jest lepsze od natychmiastowego poznania "całej duszy" danego bohatera. Jeśli chodzi o dialogi, to większości z nich staram się nadać oficjalne brzmienie, a co do pozostałych, chociażby ten pomiędzy rodzeństwem, to cóż chciałam, żeby był mieszanką "japońskości" i jakiś "normalnych" układów panujących pomiędzy rodzeństwem... najwidoczniej trochę mi nie wyszło. W sumie nic w tym dziwnego, sama wiem, że z dialogami mam problem i cóż... nie za bardzo wiem jak go przeskoczyć (jakieś rady?)

"Pierwsza i najważniejsza rzecz: w swoim komentarzu nie czepiam się, po prostu zawarłam uwagi, które przyszły mi na myśl w trakcie czytania Twojego tekstu, więc nie odbieraj ich personalnie."

Oczywiście rozumiem...

Ale jeśli mogę...

"Na jego szczycie znajdowało się obszerne, trzypiętrowe domostwo, otoczone wysokim na dziesięć metrów kamiennym murem [gwarantuję, że nikt z calówką nie latał i nie mierzył Smile BTW, trzypiętrowego budynku zza dziesięciometrowego muru nie byłoby zbytnio widać..." - wydawało mi się, że skoro to wtrącenie wszystkowiedzącego narratora, to taka informacja mogła zostać tam zamieszona. A czy byłoby widać, czy nie zależy od wysokości piętra. Nie chce się kłócić, czy udowadniać swoje racje za wszelką cenę, ale tak mi się jakoś nasunęło.

"żadnego listu, żadnej, chociażby krótkiej wiadomości." - powtórzenie tak? Jeśli o to chodzi, to zapewniam, że jest celowe.

"jak serce podchodzi mu do gardła [mogę się mylić, ale serce podchodzi do gardła, gdy się boimy... Nie lepiej byłoby: "Serce mężczyzny ścisnęło wzruszenie."?]" - Mi się wydawało, że mocne przejęcie może wywoływać podobne wrażenie, a tamto zaproponowane wyrażenie jest jak dla mnie zbyt patetyczne.

"Wreszcie w domu", powtarzał sobie "wreszcie w domu" [drugie do wywalenia]. - Wydawało mi się, że gdzieś spotkałam się z podobną konstrukcją... ale nie jestem pewna.

"[chciałabym wtrącić słówko. Do tej pory piszesz o samuraju, Daimio jakiejś ziemi, jeśli się nie mylę. Kochanie, nie możesz patrzeć na tamtą kulturę przez pryzmat swojej europejskości, i to jeszcze tej dwudziestowiecznej. To psuje wszystko, co do tej pory zbudowałaś, jest jak podła rysa na gładkiej szybie. Cały ten fragment o rodzinie bym wywaliła albo zamieniła na inny, mówiący o tym, jak to główny bohater w duchu dziękuje rodzicom za wybór tak mądrej, gotowej do rodzinnego życia w posłuszeństwie wobec niego kobiety. ]"- A mogę prosić, żeby nie nazywać mnie "kochaniem" nie uważam, że miałaś złe intencje, tylko jakoś tego nie lubię. A ten fragment o rodzinie, to cóż, boję się, że w dalszej fabule ma odrobinę za duże znaczenie fabularne, jednak pomyśle, co z tym zrobić. I jak mówiłam wcześniej... To tylko Kimiro, więc pewne dziwne rzeczy zdarzyć się mogą.

"delikatnie [nieznacznie. To samuraj, do cholery]." - Czytałaś "Shoguna" (ja też), oglądałaś "Ostatniego Samuraja", więc wiesz, że jak chcą mogą być i delikatni.

[FEJK. Gdy Daimio wraca, to wszyscy mają w nosie jego rodzącą, jak się domyślam, żonę, tylko padają na pyszczki wypinając kuperki, albo pan ścina im głowy a wioskę, z której pochodzili, każe poćwiartować.]: - W sumie racja, ale on czasami był dziwny... I naprawdę czuł do niej coś, co można nazwać miłością.

" który nie pogodził się jeszcze z przegraną w zakończonym już niemal pojedynku i ostatnimi siłami próbuje rozpaczliwie obrócić sytuację na swoją korzyść [ja uwielbiam homeryckie porównania, ale nawet jak dla mnie to jest za długie. Skróć, proszę]" - tak wiem... postaram się jakoś... chociaż polubiłam to zdanie.

" [chociaż co? Słowo chociaż na początku wskazuje na złożoność wypowiedzi. Wywalamy kropkę i wstawiamy przecinek] To jednak rozłożyste gałęzie strzelistej, sięgającej dachu najwyższego zamkowego budynku śliwy, [zbędny przecinek] pokryły się już drobnym, różowym kwieciem." - no tak... ale czy wtedy zdanie nie będzie zbyt długie?

"Dla mieszkańców fortecy zmiana ta oznaczała rozpoczęcie nowego, równie długiego i niemal tak samo, beznadziejnego roku oczekiwania. Oczekiwania na [...]" - Kolejne celowe powtórzenie. Z resztą z tego co wiem, taka konstrukcja jak tutaj jest dopuszczalna.

" trzydziestodziewięcioletniego Sugiatni Harumi [wywal, bo brzmi jak z notatki policyjnej]." - a miało być encyklopedycznie...

" [Jak dobrze pamiętam, Japończycy najpierw podawali nazwisko a potem imię, więc powinno być metody stosowane przez generała Murahito, nie Isamo] - Bo tak było. Ale używam imion, żeby się w tym wszystkim nie pogubić.

" Utrzymujący się od kilku, może kilkunastu tygodni [zdecyduj się, bo to dość istotne dla dalszych rozkazów i taktyki]" - Po prostu nikt nie pamiętał dokładnie, kiedy "kontakt" się urwał... ale faktycznie mało w tym logiki.

" kije [jak dobrze pamiętam nazywało się toto bakemono, ale ręki nie dam sobie za to obciąć]" - Mi się wydawało, że bokken to określenie drewnianego "miecza", ale nazwy na naginatę nie znam i dlatego użyłam słowa, którego użyłam.

"[Jedno z rodzeństwa co? Jeśli nic, to nie "odznaczające się" a "odznaczało się", chociaż nie jestem przekonana, czy długie czarne włosy są czymś wyjątkowym wśród Japonek, by pisać o tym, jak o wyróżnianiu się. Zdanie generalnie do solidnego przeredagowania.]" - wyróżniające się z pośród tej dwójki... ech dobra pomyślę nad tym.

" Kolejne uderzenie. Kolejny wściekły[,] bojowy okrzyk wypełniający powietrze" - znowu się celowo powtarzam...

"- Coraz lepiej ci idzie, Hiroshi [san]." - Celowo nie dodałam sufiksu, bo przynajmniej wtedy, kiedy byli sami Hisako mówiła do brata po prostu po imieniu (i wiem na co zwrócić uwagę w przyszłości)

" niemile zaskoczona księżniczka szybko zamrugała powiekami, by jej rozbiegane gałki oczne uspokoiły się. [a co ona jest, gekon, żeby każdym okiem w inną stronę patrzeć? Do obróbki]" - hum czyli nie można użyć tego jako synonim szybko poruszających się gałek ocznych... ok.

" ojcowskiego brata [wuja. Potem piszesz, że to brat ojca, co bardziej tam pasuje]." -stryj! Wuj to brat matki. Tak, wiem, że dziś mało kto tego przestrzega.

" służkę imieniem Sata [służkę Satę]. Tę samą, która chwilę wcześniej przywitała gościa i poprosiła go, aby poszedł za nią [wywal. Służka=eta, nieistotne, która to była]." - planuję gdzieś w przyszłości rozbudować ją (Satę) bardziej, więc zależy mi na tym, żeby na razie "poprzewijała" się nieco przez opowieść.

"na żaden nerwowy ruch, żaden gest zaniepokojenia czy smutku." - ok. nadużywam tego.

" - Istotnie bratowo [Sugiatini sama]. - Samuraj" - pisząc to opieram się na scenie z filmu Akiry Kurosawy "Ran", tam pada właśnie takie określenie. Z resztą na osobności rozmawiali ze sobą nieco inaczej...

" [eee... wojownika? Przecież to oznacza, że stracił swój honor i aby zmazać hańbę popełnił sepuku... Wiesz, oczywiście, że gdy daimio ginie, to jest w dobrym tonie, by wszyscy jego samurajowie wypruli sobie flaki, popełnili sepuku, chciałam rzec... Inaczej okazują się być niewiernymi banitami. Jeszcze jest możliwość, że szef wszystkich szefów mu kazał to zrobić, ale z treści wychodzi na to, że to ten jak-mu-tam sama jest jednym z trzech głównych bossów. Trochę się kupy nie trzyma]" - tutaj znów mówię, to Kimiro, nie Japonia. Z cała sprawa resztą wyjaśni się później (a przynajmniej powinno, bo mam to w planach)

Odpowiedz
#6
Rada: Wyobraź sobie, że słyszysz taki dialog na filmie i zastanów się, czy tak właśnie brzmieć powinien.

Inspiracja Japonią jest bardzo silna, więc jeżeli są jakieś znaczne różniece, to na Twoim miejscu dokładnie wyjaśniłabym co i jak. Tak samo motywacje bohaterów, od początku w tak orientalnym klimacie musisz rysować powody, które kształtują tak, a nie inaczej sylwetkę postaci.

Pisz dalej, na pewno zajrzę Wink
Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#7
(15-12-2011, 23:06)kapadocja napisał(a): Inspiracja Japonią jest bardzo silna, więc jeżeli są jakieś znaczne różniece, to na Twoim miejscu dokładnie wyjaśniłabym co i jak. Tak samo motywacje bohaterów, od początku w tak orientalnym klimacie musisz rysować powody, które kształtują tak, a nie inaczej sylwetkę postaci.

Pisz dalej, na pewno zajrzę Wink

Mimo wszystko mam wrażenie, że to byłoby za dużo informacji na raz... Może gdym wywaliła tamte informacje o wojnie, ale wtedy czytelnik zostałby rzucony w sam środek nie wiadomo czego. Tongue
A co do tych różnić... zupełny laik się nie zorientuje, znawca zjedzie od góry do dołu...
Chociaż w blogowej wersji opowiadania mam coś w rodzaju krótkiego wstępu, w którym zaznaczam, że pewne elementy, znajdujące się w opowiadaniu zostały zapożyczone z kultury daleko wschodniej (głównie z Kraju Kwitnącej Wiśni, ale nie tylko i przełożone z dużą dawką swobody, na alternatywne realia mojego świata). To znaczy, że jeśli ktoś chciałby poznać tradycję, obyczaje i zwyczaje dawnej Japonii, to źle trafił. Zmian jest sporo, a w dodatku mogą pojawiać się "pewne przemieszania epokowe" . Nie wymieniam ich jednak dokładnie, bo nie o to w tym chodzi.
(15-12-2011, 23:06)kapadocja napisał(a): "Rada: Wyobraź sobie, że słyszysz taki dialog na filmie i zastanów się, czy tak właśnie brzmieć powinien."

Tak szczerze, to czasami tak robię... nie specjalnie pomaga, ale dziękuję.
Odpowiedz
#8
To jest Twój świat i znasz go doskonale. Czytelnik nie. Jeśli mu o nim nie opowiesz, to będzie jak ślepiec. I pójdzie tam, gdzie światło.

edit: Pozbyłam się nielubianej przez Ciebie poufałości, wybacz, nie chciałam Cię urazić.
Czekam na dalszy ciąg Smile

edit II: A tak między nami, to ja się tu spodziewam naprawdę niezłej rozróby, mordów, zemst, skrytobójstw, szantaży, politykowania, przekupstwa i matactw. Kimiro, nie Kimiro, klimat ten sam Smile
Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#9
Rozumiem... Tak mi się jednak nasuwa, że twórcy "tradycyjnego" fantasy też nie do końca trzymają się zasad panujących w średniowiecznej Europie. Smile

"edit II: A tak między nami, to ja się tu spodziewam naprawdę niezłej rozróby, mordów, zemst, skrytobójstw, szantaży, politykowania, przekupstwa i matactw. Kimiro, nie Kimiro, klimat ten sam"

Spokojnie, wszystko przed nami... (chyba, że pomysł rozejdzie się rozejdzie po kościach)

Edit: A jeszcze przepraszam za poprawianie poprawiającego, ale pisze się daimyo. (a nawet daimyō)
Odpowiedz
#10
Ale tych ogólnych, jak nie poklepywanie króla po ramieniu czy mówienia do księżniczek: "hej, laska, ale masz wyczesaną kieckę" jak najbardziej... Podstawy kulturowe są zachowane, wiadomo, to nie są opowiadania historyczne, jednak pewne normy obowiązują. Nawet w fantastyce. Wszystkiego magią nie wytłumaczysz. Zwłaszcza niewłaściwego języka, zachowania i światopoglądu. Wyobrażasz sobie na przykład związki zawodowe chłopów pańszczyźnianych?
Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#11
(16-12-2011, 01:30)kapadocja napisał(a): Wyobrażasz sobie na przykład związki zawodowe chłopów pańszczyźnianych?

Szczerze? W pewnym stopniu tak. Oczywiście takiej mocno kulejącej formie i tylko wtedy, gdy ktoś nimi pokierował. I rzecz jasna nie nazywałoby to się
"związkiem zawodowym".

Ale jak mówiłam, rozumiem. Co do tych uzasadnień... pomyślę jak je "po przemycać".
Odpowiedz
#12
(16-12-2011, 01:20)Kandara napisał(a): Edit: A jeszcze przepraszam za poprawianie poprawiającego, ale pisze się daimyo. (a nawet daimyō)

Możliwe. Jak już mówiłam, nie jestem japonistycznym specem, pisałam fonetycznie. Ale faktycznie, coś mi świta. Nie chciałam udziwniać. Dzięki Smile
Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#13
[...]
Odpowiedz
#14
Ty to nie zaczynaj w siebie wątpić, tylko do roboty! Pomysł jest dobry, trzeba popracować nad wykonaniem. W tym fragmencie znalazłam zdania, których znaczenia wybitnie ciężko się doszukać. Konstruujesz za długie myśli, w których sama się często gubisz. Buduj zdania złożone, wielokrotnie również, ale nie przesadzaj, bo to znacznie utrudnia odbiór. Zbyt duża ilość epitetów też nie ułatwia czytania. Gdy chcesz wzbogacić rzeczownik przymiotnikami, to wybierz dwa, maksymalnie trzy, takie, które wydają Ci się najistotniejsze. "Toteż" oraz "pomimo" piszemy łącznie, tak na przyszłość.

Do roboty Smile trzeci rozdział wklejać!

(17-12-2011, 01:27)Kandara napisał(a): Chyba troszkę zaczynam w siebie wątpić. W każdym razie dodaje następny rozdział. Miały być dwa, ale stwierdziłam, że tak będzie lepiej dla mojego wzroku, którym chyba nie jest za dobrze. Prolog i rozdział pierwszy w trakcie edycji. Zaś rozdział, który dziś daje gotowy jest już od kilku miesięcy, chociaż próbowałam jeszcze dziś poprawić w nim parę rzeczy. Tyle, że coś czuję, że jakoś słabo to wyszło.

Rozdział II

......Biesiada trwała w najlepsze. Podrzędny szynk wypełnił się podniesionymi, zachrypniętymi i nabrzmiałymi [bełkotliwymi]od wypitego alkoholu[,] męskimi głosami, dźwiękiem opadających na podłogę drewnianych kości do gry oraz zwyczajowych [wywal, imo], pijackich przyśpiewek. Duszne, niezbyt przestronne, pogrążone w lekkim półmroku pomieszczenie oświetlało[pomieszczenie oświetlało? o.O W stronie biernej: było oświetlane.] jedynie kilka niewielkich lamp o papierowych kloszach, ustawionych po jednej obok każdego z kilkunastu boksów. Przez małe, znajdujące się tuż pod sufitem okna, zabezpieczone jedynie bambusową kratą, widać było jak jasność jednego z pierwszych wiosennych dni powolutku odchodzi w zapomnienie. Na jej miejsce wkraczała teraz zwyczajowa [zwyczajowe, wyżej wymienione, wspomniane, nadmienione i inne tego typu zwroty nadają się do prac naukowych, a nie do opowiadań Smile]szarość, która następnie przeistaczała się w czarną ciemność chłodnej[,] marcowej nocy. Jednak zebranym w zajeździe mężczyznom w niczym to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Popijawa tak naprawdę dopiero teraz zdawała się rozkręcać na dobre. Głosy stawały się coraz głośniejsze, przyśpiewki coraz bardziej swobodne, a żarty coraz bardziej sprośne. Wszystkie te dźwięki zlewały się ze sobą, tworząc jedną wielką kakofonię, ponad którą od czasu do czasu wybijały się jakieś pojedyncze tony. Siedzący na słomianych matach wojownicy, próbowali przekrzyczeć się wzajemnie, dowieść swoich racji w jednej z licznych[,] pijackich kłótni, zakomunikować coś reszcie, bądź zwyczajnie wyrazić swoje zadowolenie, [zbędny przecinek]lub rozgoryczenie. I chociaż niektórzy z nich zdążyli już odpłynąć w objęcia głębokiego, niezdrowego snu, to jednak rwetes wcale się nie zmniejszył.
......Zwinne, małe, jakby skurczone w sobie postacie służących zgrabnie poruszały się pomiędzy boksami. Cierpliwie znosząc zaczepki gości, wciąż stawiały przed nimi coraz to nowe butelki sake oraz miski pełne ryżu i kiszonych warzyw. Starały się przy tym nie widzieć tego, że większość z tych potraw chwilę później ląduje na podłodze w nieco zmienionej formie. Unoszący się w powietrzu fetor wielu zmieszanych ze sobą woni, [zbędny przecinek] także jakby im nie przeszkadzał.
......Jednakże nie wszyscy, którzy tego chłodnego wieczora zgromadzili się w szynkowej izbie, zrobili to po to, aby korzystając z ostatnich wolnych chwil upić się do nieprzytomności. Wyjątek stanowiła chociażby [wywal] trzyosobowa grupka oficerów najemnej armii, służącej obecnie pod sztandarem klanu Murahito. Mężczyźni ci [wywal] zajmowali jeden z najbardziej odległych, ale też najlepiej oświetlonych zakątków izby. Na niskim, prostokątnym stoliku stała co prawda pękata ceramiczna karafka wypełniona ryżowym winem, to oni tylko z rzadka sięgali po napitek. [Na niskim, prostokątnym stoliku stała pękata karafka z ryżowym winem, jednak żaden z nich nawet nie skosztował trunku.] Pogrążeni w przyciszonej, poważnej[,] przemieszanej z partią kości rozmowie, zdawali się nie pasować do wesołej, beztroskiej kompanii. Dodgy[To w końcu była poważna rozmowa, czy gra w kości? Albo rybki, albo akwarium Smile]
- Zatem Sugiatni Kenshiro uciekł - mówił [powiedział] właśnie jeden z nich. Niemłody już, ale cięgle pozostający w sile wieku, barczysty osobnik [to nie program przyrodniczy National Geographic Smile Określenie "osobnik" jest nietrafione, spróbuj zastąpić je innym.], niepokaźnego wzrostu o ogolonej na łyso, nieproporcjonalnie małej głowie. Dwaj pozostali podnieśli na niego swój wzrok.
- Ano uciekł, a pościg, który za nim wysłałem do tej pory nie wrócił. Podejrzewam, że ani chybi, tamci już dawno stracili życie, a nasz ptaszek przekroczył granice prowincji. Jeśli tak, to nie prędko ujrzymy go znowu, chyba, że na czele przegrupowanej, klanowej armii. - Przytaknął ten, który siedział po jego [czyjej?] lewej ręce, będący mniej- [bez pauzy]więcej w tym samym wieku, odrobinę przysadzisty oficer o przejmującym spojrzeniu małych, wciąż jeszcze błyszczących i bystrych czarnych [używasz za dużo przymiotników] oczu. Na jego szerokim, poważnym obliczu widniały już jednak pojedyncze zmarszczki, usytuowane [To nie przewodnik turystyczny, a opowiadanie Smile Jego szerokie, poważne oblicze przecinane było cienką siecią zmarszczek] w okolicy powiek i ust. Zaś w krótkie, czarne włosy wplotły się pojedyncze siwe kosmyki.
- No właśnie. - Podjął najmłodszy z tego towarzystwa, dwudziestokilkuletni, szczupły wojownik, o wydłużonej, trójkątnej twarzy, z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi. Czarne włosy związał na karku w luźny kucyk, inny jednak od tego, jaki nosiły kobiety. - Ptaszek wyfrunął, wymknął się niczym wąż z klatki, a my w naszej nieudolności nie sprowadziliśmy go z powrotem. W tej sytuacji liczyłbym się z tym, że nie tylko nie dostaniemy obiecanej zapłaty, ale także stracimy głowy. I to wszyscy, począwszy od kapitana, a skończywszy na szeregowym wojowniku.
- Ależ co ty gadasz! - zaprotestował gwałtownie pierwszy z mężczyzn, ten z ogoloną czaszką [łysy weteran, imo]. - Nie jesteś samurajem, żeby zostać ukarany w tak miłosierny sposób. Gwarantuję ci, Manabu że generał Murahito zapewni mam atrakcje[,] jakich nie widziałeś w najgorszych koszmarach. - Dokończył na pozór spokojnym, nieco żartobliwym tonem, aby w ten sposób ukryć kiełkujące w nim uczucie strachu. Nie przed śmiercią, jako stary najemnik z nią stykał się już zbyt wiele razy, zarówno na polu bitwy, jak i podczas swoich wędrówek w poszukiwaniu zatrudnienia. Przed [b]cierpieniem, przed powolnym konaniem i wymyślnymi torturami, którym na pewno wraz ze wszystkimi swoimi ludźmi, jak tylko cała sprawa wyjdzie na jaw [Co autor miał na myśli? Wydaje mi się, że nie dokończyłaś tego zdania Smile][/b].
Młodzik wyraźnie pobladł.
......Powietrze w izbie po raz kolejny wypełniło się gromkim, pijackim śmiechem. Śmiech ten jednak nie zdołał zaradzić [zarazić? Jeśli tak, to czym? Śmiech nie zaraża, kogoś można zarazić śmiechem] debatujących przełożonych.
- Bój się[,] bój - skwitował oficer o przenikliwym spojrzeniu, jednocześnie wykładając kości do kubka i potrząsając nim kilkakrotnie - Bo i jest czego. - Uderzając drewnianym naczyniem o blat stołu uwolnił jego zawartość. - Ha... Parzyste. - Na jego wargach ukazał się cień uśmiechu. Nieważne, co czeka go w przyszłości. Teraz jest tutaj i powinien raczej skupić się na tej konkretnej chwili. Cieszyć się z kolejnej wygranej partii, z porcji wcale nie najgorszego [nie z przymiotnikami stopnia najwyższego piszemy oddzielnie] sake, z tego, że jest mu ciepło i że na pewno nie pójdzie dzisiaj spać głodny, tak jak niekiedy mu się to zdarzało. Co zaś będzie potem? To nieistotne. Śmierć wcale nie jest zła, a cierpienie to naprawdę niewielka cena za spokój, jaki stanie się jego udziałem, gdy to wszystko się skończy.
- Jak możecie mówić o tym tak spokojnie? - Manabu nie mógł uwierzyć własnym uszom - Przecie...
- A jak mamy mówić? Może i jesteśmy tylko najemnikami i dla samuraja nie znaczymy więcej niż jakiś brudny chłop z jakie[b]jś [/b]plugawej wsi, ale bez względu na to, co oni o nas myślą, to swój honor mamy. Jesteśmy w końcu wojownikami, a nie tchórzliwymi rolnikami. Nawet jeśli prawo zabrania nam noszenia mieczy. Dlatego właśnie powinniśmy postępować jak wojownicy, niech ci zafajdani panowie nie myślą, że łatwo nas złamać. - Mocno zaakcentował słowo "zafajdani" wkładając w to całą swoją pogardę wobec klasy samurajskiej, której członkowie zawsze traktowali go jak nic nieznaczącego[,] pełzającego robaka. Nienawidził ich za to. Kochał jednak wojnę i tylko dlatego, że zapewniali mu zatrudnienie[,] wciąż bił przed nimi czołem. [śmiem twierdzić, że gdyby nie bił, to całkiem szybko straciłby to czoło Wink]
- Ale, ale przecież... - Manabu podjął kolejną próbę wypowiedzi [coś mi tu zgrzyta], urwał jednak[,] aby napić się odrobiny sake, gdyż nagle poczuł intensywną [drapiącą?] suchość w gardle. Nie rozumiał swoich towarzyszy, nie pojmował jak mogli tak spokojnie grać w kości, podczas gdy tam[,] gdzieś poza tą podłą izbą ważył się ich los. Chociaż podobnie jak oni nie bał się śmierci, wiedział, że nastąpi ona wcześniej, czy później - w jego fachu raczej wcześniej, to jednak wolałby, aby jego los dopełnił się na polu bitwy, a nie w sam nie był jeszcze pewien gdzie i w jaki sposób [nie kumam tego stwierdzenia], lecz po zapewnieniach starszego oficera, był pewien, że nic dobrego go już nie spotka. [Kobito, zamordujesz mnie tak długimi zdaniami. Wstaw tu przynajmniej ze dwie kropki, plisss] Tym bardziej, że przez ostatnie dwa lata dość napatrzył się na to, co generał Murahito robił z wieśniakami z podbitych terenów oraz niektórymi wrogimi wojownikami, w tym także z tymi samurajami, których udało się ująć żywcem. Przymknął oczy. Ponownie sięgnął po flaszkę i wypełnił czarkę przeźroczystym płynem. Wypił jednym haustem po[spacja]czym spojrzał na swoich towarzyszy.
- Skoro nasz los i tak już jest przesądzony, to może wyręczymy generała i sami się zabijemy? - zaproponował, gdy już alkohol, niczym kwas[, imo] rozpuścił większość jego lęków.
- I Tak właśnie zrobimy, ale najpierw zabawimy się odpowiednio - stwierdził łysy oficer. - Wcześniej jednak zabawimy się odpowiednio.
-A tak w ogóle, jak to możliwe, że Pan Murahito nie wie jeszcze o tym, że nie tylko starszy z braci Sugiatni zdołał wyśliznąć mu się z rąk? - zapytał nagle chłopak, zmieniając tym samym nieco temat rozmowy.
- Wyobraź sobie, że aż do dzisiaj, [zbędny przecinek] nawet nie raczył o to spytać, jednak nie będzie to przecież trwać wiecznie. - Mówiąc to przywołał do siebie jedną ze służących. Młodą, drobną dziewczynę, o rozpuszczonych, sięgających ramion ciemnych włosach, a kiedy podeszła, poklepał ją po pośladkach. [zawołał ją, żeby poklepać? To zdanie jest nie po polsku, popraw je]
- Dlatego właśnie - podjął znowu[,] nie patrząc przy tym na pozostałych - proponuję, aby każdy z nas zabawił się odpowiednio, póki jeszcze może.
- Ależ... - Usiłował protestować młodzieniec, ale nikt już go nie słuchał.

*

......Generał Murahito Isamo miał zmartwienie. Właśnie teraz, w chwili gdy w pobliskim szynku rozbrzmiewały dzikie tony pijackiej pieśni. On siedział zasępiony w pokoju, który należał kiedyś do Ashidy Ieyasu i nerwowo zaciskał palce na materiale swojej wojskowej szaty. Owszem, zakończona jesienią kampania wojenna należała do udanych. Świadczył o tym już sam fakt zajęcia twierdzy i uczynienia z niej swoistego bastionu, skąd zwycięski ród roztaczał swoją władzę nad podbitą okolicą. Jednak zasięg tej władzy, a także jej podstawy[,] wydawały się wyjątkowo kruche.[zamień kropkę na przecinek] Pomimo bowiem [wywal] zdobycia głównego zamku i urządzenia regularnej rzezi wszystkich jego mieszkańców, od pana Ieyasu zaczynając, a na stajennym kończąc. To jednak przyczyniło się to do utworzenia jedynie małej wysepki zwierzchnictwa klanu Murahito nad tą okolicą. Wysepkę tą otaczało zaś wzburzone morze rozwścieczonych, pomniejszych rodzin pokonanego rodu. Jednakże zima minęła spokojnie, do czego przyczyniły się dwa niezależne czynniki:
......Pierwszym z nich było to [po pierwsze], że po śmierci przywódcy członkowie zwyciężonego klanu pogrążyli się we wzajemnych waśniach i sporach. Sprawa sukcesji pozornie zdawała się prosta. Najbliższym krewnym władcy warowni usytuowanej w górach Chunzu, po śmierci jego dwunastoletniego syna Usuiego, był pan Akinori. Rezydował on na zamku w Erikawie, tuż przy granicy z ziemiami Sugiatni. Niestety, członkowie pozostałych czterech rodzin klanu Ashida nie chcieli uznać jego praw.
......Drugim natomiast był fakt, że zima tego roku należała do wyjątkowo ciężkich. Śnieg zamknął górskie przejścia, zasypał drogi, sprawił, że prowadzenie jakiejkolwiek walki stało się niemożliwe. Teraz jednak przyszła wiosna, śniegi stopniały, a waśnie pośród członków klanu Ashida ustały. Akinori, sobie tylko znanym sposobem, wymusił na krewniakach posłuszeństwo i przeniósł stolicę prowincji do Erikawy. Uspokoiwszy nastroje i przeżywszy kilka prób skrytobójczych zamachów, rozpoczął zbieranie nowej armii.
......Lecz to nie odnowa i powolne przebudzanie się prawowitych władców tych okolic, [zbędny przecinek] stanowiły główne zmartwienie młodego jeszcze generała. Z takim obrotem spraw liczył się właściwie od samego początku, od dnia, w którym po kilku wygranych bitwach i potyczkach, zdecydował się atakować główną twierdzę. Już wtedy doskonale wiedział, że pomimo poważnych strat[,] jakie zadał swojemu wrogowi, będzie to jedynie wstęp do kolejnych, ciężkich miesięcy spędzonych na polu bitwy [ej, bez przesady, to nie Clash of Titans, miesiące to oni mogą spędzać na wonie, a nie na polu bitwy. Jakimi siłami musieliby dysponować?]. Toteż kwestia ta nie mogła zburzyć spokoju jego umysłu. Co innego sprawa Sugiatni. Jeśli bowiem istniała jakaś siła, która prawdziwie mogła przeciwstawić się potędze Murahitów, to była to właśnie siła rodu rządzącego zachodnimi ziemiami Krainy Kimiro. Isamo mocniej zacisnął dłonie na krawędzi szaty, a na jego wysokim czole pojawiła się wyraźna bruzda. Przecież miał ich w rękach, mógł zrobić z nimi praktycznie wszystko. Mógłby zbrukać ich imię tak, że każdy mężczyzna i każda kobieta noszący owe nazwisko, zostaliby zmuszeni do popełnienia seppuku. Prosty, wręcz banalny plan zagłady trzeciego wielkiego Kimirorskiego klanu, [zbędny przecinek] miał jednak pewne luki. Jedną z nich stanowiło pozostawienie panu Harumi wyboru. Jasnym było przecież, że jeśli głowa rodu Sugiatni dostanie choćby cień możliwości decydowania o sobie, to wybierze najbardziej honorową opcję. I oczywiście, tak właśnie się stało. Wspominając tamten dzień, Isamo przeklinał w myśli samego siebie, za to, że ten jeden jedyny raz w chwili nagłej słabości, okazał jeńcowi swoją łaskę. Gdyby nie to, najprawdopodobniej jeden z najpotężniejszych rodów tej krainy, [zbędny przecinek] już dawno zniknąłby z powierzchni ziemi. Niestety, cenny więzień wymknął mu się chyłkiem, prosto w chłodne raniona szybkiej, godnej śmierci wojownika. Sam fakt dokonania przez pana Sugiatni rytualnego samobójstwa w obecności świadków poprzedzone, co gorsza[,] przez zrzeczenie się przez więźnia tytułu daimyo na rzecz jego syna, związywał generałowi ręce. [Zwracam honor z pierwszego rozdziału, teraz wszystko jasne Smile]
"Przeklęci Sugiatni, jak długo jeszcze będą jemu i jego stryjowi kulą u nogi? Jak długo jeszcze będą panoszyć się na tym kontynencie i manifestować to, że oni także mają coś do powiedzenia, jeśli chodzi o podział władzy na tych terenach?" [myśli bohatera powinnaś zapisywać w pierwszej osobie liczby pojedynczej, tak mi się wydaje. Więc, nie "jak długo jeszcze będą jemu i jego stryjowi" a " jak długo jeszcze będą mnie i mojemu stryjowi"] Im bardziej intensywnie o tym myślał, tym gniew w jego duszy stawał się większy. Twarz dostojnika także się zmieniała. W małych, szparkowych[,] czarnych oczach zapalały się iskierki zawziętości, szerokie usta układały się w nieładny grymas. Jednakże nie wszystko było jeszcze stracone. Brat głowy tego, [zbędny przecinek] tak bardzo znienawidzonego przez niego rodu, nadal pozostawał przecież w jego mocy. Isamo kurczowo uczepił się teraz tej myśli. Owszem brat przywódcy, to nie to samo co przywódca, jednak jeśli postara się odpowiednio to Sugiatni będą skończeni. A skoro oni będą skończeni, to upadek Ashida także stanie się faktem. Niemożliwe w końcu, aby na wpół już pokonany ród mógł w pojedynkę przeciwstawić się im, wielkim Murahitom! Znalawszy [znalazłszy] w tym pewnie [pewne] pocieszenie, pozwolił sobie na westchnienie ulgi. O Tak. Kenshiro spokojnie wystarczy, aby zniszczenie owego przeklętego klanu dokonało się. On już tego dopilnuje! Zajmie się tym już jutro z samego rana! Chociaż właściwie dlaczego miałby czekać do jutra? Najlepiej zająć się tym już teraz. Uśmiechając się do własnych rozważań, głośno klasnął w dłonie. Niemal natychmiast dało się słyszeć w korytarzu tupot stóp połączony z ciężkim skrzypieniem desek podłogi. W końcu te ostatnie wydały z siebie coś na podobieństwo bolesnego jęku,[bolesny jęk] a papierowe drzwi, na których jakiś artysta namalował lecącego żurawia, odsunęły się bezgłośnie.
- Tak panie? - zapytał od progu pokorny, choć nie pozbawiony pewnej dumy głos. Jego właściciel klęczący tuż przy wejściu do komnaty, był niewysokim, krępym mężczyzną, znacznie starszym od swojego pana. Na wpół ogolona głowa samuraja, [zbędny przecinek] [no, nareszcie podwładni są w odpowiedniej pozycji Cool] pochyliła się w głębokim ukłonie.
- Przyprowadź więźnia - odrzekł rozkazująco Isamo. Klęczący mężczyzna jakby lekko zadrżał na dźwięk tych słów. Bystre, zaledwie dwudziestodwuletnie oczy młodego [jak ma dwadzieścia dwa lata to rozumie się samo przez się, że jest młody. Wybierz jedno z dwojga, lepiej, imo, "młody"] generała natychmiast to dostrzegły. Jednak postanowił zignorować ten fakt.
- Dlaczego jeszcze tu sterczysz? - zapytał lekko wykrzywiając swoje [wywal. Postaraj się nie przezaimkować tekstu] szerokie, głęboko wykrojone, symetryczne usta [za dużo epitetów do podmiotu], co sprawiło, że skóra na jego policzkach nieco się zapadła.
- Jakiego więźnia, panie? - Człowiek klęczący przy drzwiach w dalszym ciągu ani nie podniósł głowy, ani, też nie zrobił żadnego gestu, wskazującego na to, iż ma zamiar spełnić wydany mu przed chwilą rozkaz.
- A ilu ich mamy? - Isamo zdawał się panować nad sobą. Jego głos nie zawierał jeszcze wyraźnych nut gniewu, jeśli nie liczyć tego, że był wyjątkowo cierpki i zimny. Zimny tym specyficznym chłodem, zwiastującym nadciągającą burzę.
- Obawiam się, że z tych znaczących nikt już nam nie został.
- Co? - Pan Murahito zerwał się z miejsca, na którym siedział i w kilku szybkich susach znalazł się obok wezwanego wojownika - Co żeś powiedział?! - Dopytywał się, jednocześnie mocno uderzając mężczyznę w głowę za pomocą pustej pochwy swojego wakizashi.
- Gadaj zaraz, co się wydarzyło! Czyżby brat naszego szanownego nieboszczyka zdołał się wymknąć ze swojego, jak mnie zapewniano, doskonałego więzienia? A może także osunął się w ramiona śmierci? - Ostatnie słowa wręcz wykrzyczał, a zadawane przez niego ciosy przybrały na intensywności. Starszy samuraj nie bronił się jednak. Zamiast tego pokłonił się jeszcze niżej.
- Przepraszam panie, to moja wina - wybąkał, gdzieś pomiędzy jednym, a drugim tęgim uderzeniem drewnianego narzędzia tortur. - Nie ma dla mnie usprawiedliwienia. Proszę, pozwól mi się zabić [Przeredaguj. Poza tym, czy samurai nie powinien, gdy tylko więzień uciekł, przypełznąć do pana i wyskamleć, co się stało? Na co on liczył, że generał nie zauważy zniknięcia najważniejszego więźnia?!]... - Lecz rozgniewany nie na żarty generał rodu Murahito, [zbędny przecinek] zdawał się go nie słuchać. W reszcie jakby się zmęczył. Zaprzestał bowiem bicia i odepchnął kilka razy wciągając głośno powietrze do płuc, a następnie wypuszczając je z przeciągłym świstem. [Co autor miał na myśli?]
- Później! - Warknął wściekle - Natychmiast przyprowadź tu moich oficerów wszystkich co do jednego, nieważne najemnych, czy nie! Jeśli zabraknie choćby jednego możesz pożegnać się ze śmiercią od miecza.

Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#15
"Konstruujesz za długie myśli, w których sama się często gubisz."

Wcale nie jest tak źle. Jest jeszcze gorzej. Ja się w nich nie gubię, pewnie dlatego, że sama doskonale wiem co mam na myśli i zwyczajnie mam pojęcie o tym jak dane zdanie odczytać. Inna sprawa, że potem, już przy czytaniu/sprawdzaniu czegoś własnego moje myśli wyprzedzają oczy.

[zwyczajowe, wyżej wymienione, wspomniane, nadmienione i inne tego typu zwroty nadają się do prac naukowych, a nie do opowiadań Smile] - To tylko moja magisterka chorobliwie domaga się uwagi. AAA ona gryzie!

"Głosy stawały się coraz głośniejsze, przyśpiewki coraz bardziej swobodne, a żarty coraz bardziej sprośne." - "Celówka"

"lewej ręce, będący mniej- [bez pauzy]" - doprawdy nie rozumiem skąd tam się wzięła...Huh

"[To w końcu była poważna rozmowa, czy gra w kości? Albo rybki, albo akwarium Smile]" - No tak, to faceci. Zero podzielności uwagi.Tongue

"[używasz za dużo przymiotników]" - To jeszcze nic w porównaniu z tym co robiłam kiedyś...


"[ej, bez przesady, to nie Clash of Titans, miesiące to oni mogą spędzać na wonie, a nie na polu bitwy. Jakimi siłami musieliby dysponować?]." - No chodziło o wojnę, a to taka mała hiperbola.


"[Zwracam honor z pierwszego rozdziału, teraz wszystko jasne Smile]" - dziękuję Smile

"[wywal. Postaraj się nie przezaimkować tekstu]" - czasami mam takie wrażenie, że bez jakiegoś zaimka dzierżawczego dane zdanie byłoby dziwnie "łyse", "niepełne"/"urwane", nawet jeśli doskonale wiadomo o czyją rękę/nogę, chodzi. Dodgy

"[Przeredaguj. Poza tym, czy samurai nie powinien, gdy tylko więzień uciekł, przypełznąć do pana i wyskamleć, co się stało? Na co on liczył, że generał nie zauważy zniknięcia najważniejszego więźnia?!].." - Samuraj, rycerz, dragon, czy jakiś bardziej współczesny żołnierz... tak wiem, wszyscy oni zameldować o tym od razu... chyba, że liczą na to, że jakimś cudem uda się złapać uciekiniera, zanim pan się zorientuje. (albo coś w ten deseń)

Ech dobra dzięki.

Rozdział III jak ochłonę.




W księżycowym jasnym blasku
widziałam ciemne krople krwi,
co po twej dłoni na piasek spływały

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości