Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Las
#1
Opowiadanie będę wstawiał w częściach, ponieważ jest ono dość długie.

I
Wszystko zaczęło się od wypadku.
Była noc. Mariusz Lemański siedział za kierownicą swojego starego poloneza. W radiu leciał jakiś utwór hip-hopowy, którego wcześniej nie słyszał, ale przypadł mu do gustu. Gdzie i po co jechał nie ma najmniejszego znaczenia w tej historii więc nawet o tym nie wspomnę. Ważne jednak było to że jechał… Pogoda była całkiem w porządku jeżeli wziąć pod uwagę to, że było to najbardziej sroga zima od kilku lat. Asfalt teraz nawet nie był przesadnie zalodzony i nie było żadnego niemal niebezpieczeństwa wpadnięcia w poślizg, więc Mariusz pozwolił sobie na wciśnięcie pedału gazu, tym bardziej, że od dobrej pół godziny nie widział żadnego innego samochodu na szosie.
Bujał się w rytm muzyki wydobywającej się z głośnika radia i humor miał naprawdę niezły, aż nagle nie wiadomo z jakiego powodu stracił panowanie nad kierownicą. Samochód wpadł w paskudny poślizg, zrobił kilka obrotów na szosie i wypadł z trasy. Uderzył w jedno z drzew otaczającego drogę z obu stron lasu. Mariusz stracił przytomność.
II
Nie wiedział ile czasu minęło zanim się obudził. Było to na pewno kilka dobrych godzin, ponieważ teraz był już dzień. Otworzył oczy i zobaczył, że znajduje się w niemal całkowicie zniszczonym samochodzie i nie miał jak wyjść.
- Ratunku! Jest tu kto?!- krzyknął chociaż dokładnie wiedział, że jest to z góry skazane na porażkę. No bo kto mógł znajdować się przypadkiem akurat na takim pustkowiu. Mimo to kilka razy jeszcze starał się coś osiągnąć swoim krzykiem, po dłuższej chwili jednak zrezygnował i postanowił działać.
Obrócił się w pojeździe w ten sposób, że nogi znajdowały się na wprost drzwi i kopnął z całej sił. Chociaż usłyszał, że coś się poruszyło to drzwi się nie otworzyły. Po powtórzeniu kilka razy tej czynności zmęczył się niemiłosiernie i myślał, że nie da już rady się wydostać kiedy drzwi puściły i stanęły otworem. Z wielką i wcale nie ukrywana (bo przed kim miał to ukrywać?) trudnością wygramolił się na zewnątrz.
Stanął, rozejrzał się dookoła i oprócz ulicy ciągnącej się w obie strony dziesiątki kilometrów i wszechobecnych drzew nie zobaczył nic innego.
„Jestem w przejebanej sytuacji”- pomyślał. Nawet nie zastanawiał się czy samochód się jeszcze na coś przyda tylko jak najszybciej potrafił oddalił się od niego, ponieważ dało się już wyczuć dym, co było zwiastunem rychłego wybuchu pojazdu. Kiedy był już kilkaset metrów od samochodu obejrzał się za siebie i zanim zdążył po raz ostatni spojrzeć na swojego poloneza usłyszał ogromny huk i zobaczył łunę ognia.
- Gdybym obudził się kilka minut później spaliłbym się tam.- odezwał się do siebie i niemal podskoczył ze strachu kiedy usłyszał za sobą odpowiedź.
- Czyli nie można tego nazwać inaczej jak ogromnym szczęściem- powiedział starszy mężczyzna, który zakradł się najwidoczniej tak, żeby go nie zauważył. I mu się udało.
Po chwili szoku, kiedy Mariusz mógł już ogarniać to co dzieję się wokół niego, doszedł do wniosku, że człowiek, który stoi przed nim jest dużo starszy niż wydawało mu się od początku. Miał może około osiemdziesiąt lat, na pewno nie mniej.
- Eee, nie zauważyłem pana wcześniej.
- Oczywiście. Myślisz, że dlaczego zaszedłem Cię od tyłu? Gdybyś zdołał zobaczyć mnie wcześniej mógłbym powiedzieć, że się starzeje i nie mam już takiego talentu jak wcześniej. I nie myśl sobie, że jestem jakimś cholernym łotrem czy coś w tym rodzaju, który szuka każdej możliwej sytuacji aby kogoś przestraszyć. Ja po prostu lubię wywrzeć na kimś jak najlepsze pierwsze wrażenie.
- No i bez wątpienia pan wywarł- odpowiedział Mariusz.
- Cieszę się. Jestem Bronek. Współczuje tego co pana spotkało.
- Ma pan może jakiś telefon, żebym mógł zadzwonić po jakąś pomoc? Zdaję się, że mój został w samochodzie, a co z tego wynika przepadł bezpowrotnie. – Mariuszowi w głowie w tym momencie świtało wiele pytań, które mógł zadać w tej sytuacji temu człowiekowi, ale na początek postanowił wyjaśnić sprawę wypadku.
- Niestety nie. Ale mam chusteczkę. Proszę, niech pan weźmie bo zdaję się, że skaleczył pan się w głowę. – odparł Bronisław i rzeczywiście Mariusz poczuł ból w czole i wytarciu chusteczką odczuwanego miejsca zobaczył na niej ślad krwi.
- Chusteczka chusteczką. Jestem oczywiście wdzięczny, ale wydaje mi się, że mam teraz dużo poważniejszy problem. Przydałaby się tutaj policja, nie sądzi pan?
- Nie sądzę. Szczerze mówiąc ja też mam pewien problem.- w oku starszego pana dało się zobaczyć dziwny błysk i Mariusz oczywiście też go dostrzegł. – Nie wie pan gdzie jest tutaj cmentarz?
- Co!?
- Ano właśnie to. Tyle razy już tutaj byłem i przysiągłbym, że jest on gdzieś tutaj. Widzi pan, kilkadziesiąt lat temu pochowałem w tym miejscu żonę i co roku w rocznice jej śmierci tutaj przychodzę. To nie wie pan gdzie jest dokładnie ten cmentarz?
- Nie.- Mariusza najbardziej zdziwiła powaga z jaką teraz mówił do niego ten dziwny (już bez wątpienia mógł w swoich myślach go tak określać) człowiek.
- To pan tu jeszcze nigdy nie był?
- Szczerze mówiąc nie. Tylko teraz przejazdem i kurde nawet nie pamiętam po co jechałem i gdzie jechałem. Dziwne.- odarł i już miał dodać do tego coś jeszcze kiedy z lasu doleciał ich dziwny dźwięk.
- Wilki?- zapytał Bronisław i na jego twarzy dało się wyczytać przerażenie, którego także nie krył Mariusz.
- Nie wiem. Mi to bardziej brzmi jak szczekanie psów.- odpowiedział Lemański.
I rzeczywiście dźwięk był taki jaki często można usłyszeć na wsiach kiedy w nocy jakiemuś psu coś odbije i szczekając pobudzi resztę psów co wywołuje niemal niekończący się koncert nocnego szczekania.
- Wiedziałem. – szybko powiedział Bronisław.
- Co? O co panu chodzi?
- To miejsce, ten las. Zawsze wydawał mi się dziwny, jakby tajemniczy. I nie myliłem się, o nie. Zawsze wiedziałem, że się nie mylę. I teraz jeszcze te głosy…
- I cmentarz którego nie ma- dodał Mariusz i sam zdziwił się, że takie słowa wyszły z jego ust. Jakby jakaś siła, jakaś moc sama je wypowiedziała.
- Dokładnie. Dziwne nie?
- Nie interesuje mnie to. Ja idę do wraku samochodu, może jeszcze uda mi się tam coś wydostać. Poszukam telefonu. – szybko odpowiedział Mariusz i z całych sił próbował wyprzeć przerażenie jakie wybuchło w jego wnętrzu.
„Co się dzieje? Przecież tak naprawdę nic takiego się nie wydarzyło”- powiedział do siebie w myślach i z tym przekonaniem ruszył w stronę samochodu.
Podszedł do wraku, obszedł go ze wszystkich stron. Zdołał zauważyć, że drzewo w które uderzył było teraz bliskie przewrócenia się, chociaż jakoś się jeszcze trzymało. Po chwili Mariusz upewnił się już, że nie ma najmniejszych szans na to, aby udało się coś tutaj uratować. Samochód spalił się doszczętnie i należało powiedzieć to sobie wprost.
- I co ja teraz zrobię?- spytał dziwnego człowieka (tak określił sobie Bronisława w myślach).- jak wydostane się z tego pustkowia?
- Myślę, że pójście ulicą w jedną lub drugą stronę jest złym pomysłem. Szedłbyś niewiadomo ile godzin zanim trafiłbyś na jakiekolwiek domostwo. Lasy tutaj są ogromne, nikt tak naprawdę chyba nie wie ile kilometrów sobie liczą. I właśnie z tego powodu droga przez środek lasu też wydaje się porażką.- całkiem spokojnie i bez najmniejszego uśmiechu odpowiedział Bronisław.
- To mnie pan pocieszył. Czyli mam tu zostać i siedzieć na dupie?
- Może poszukamy mojego cmentarza? Przecież to cholerstwo gdzieś tu musi być. Jak ja też mogłem zapomnieć jego położenie? A właśnie, jak ty to określiłeś? „I cmentarz którego nie ma”. Dziwne, nie?
- Tak mi się tylko powiedziało. – surowo odparł Mariusz i usiadł na jezdni.- Poczekam aż ktoś będzie tędy przejeżdżał i zabiorę się na stopa. – dodał.
- Jak tam chcesz. Życzę powodzenia. Ja idę dalej szukać. – Bronek odwrócił się i ruszył w stronę lasu, aby po chwili iść już drogą na jego brzegu.
W Mariuszu odezwało się dziwne uczucie, jakby sympatia do tego człowieka. Do człowieka, który pierwsze wrażenie wywarł na nim tak naprawdę wcale nie dobre. W rzeczywistości było wręcz przeciwnie. Pierwsze wrażenie było bardzo paskudne. Teraz jednak Mariusz nie potrafił przeciwstawić się temu dziwnemu uczuciu sympatii do tego starca.
„ Doprawdy dziwne, ale niezmiernie ciekawi mnie finał tych całych jego poszukiwań”- odparł do siebie w myślach i nie pewny tego co robi wstał, po czym ruszył w stronę dziwnego człowieka…

III
Po chwili był już przy Bronisławie, który teraz stał w miejscu, patrząc dziwnie w głąb lasu.
- Nie pozostaje nam nic innego, jak wejście tam- powiedział starzec, po czym obrócił się w stronę Mariusza i dodał – Widzę, że Ci się to nie uśmiecha.
- Zgadł pan. Nie wiem czy pan już zapomniał, ale całkiem niedawno słyszeliśmy dobiegające stamtąd dziwne głosy.
- No racja. Ale może tak naprawdę ten cmentarz był w lesie, a nie przy drodze. Nie pamiętam. Chyba rzeczywiście się starzeje.
- Z drugiej jednak strony wiem, że tutaj nic nie zdziałamy. Jeżeli naprawdę potrzebujesz tam wejść to oczywiście wejdę z Tobą.
- I właśnie na taką odpowiedź czekałem. Nie mogłeś tak od razu młody człowieku- uśmiech pojawił się na twarzy Bronka błyskawicznie.
Ruszyli. Śnieg szeleścił im pod butami, lekki wietrzyk poruszał drzewami i od tego wszystkiego Mariusz czuł nieokreślone uczucie, któremu najbliżej było do strachu.
„Ale czego tu się bać?”- pomyślał, „przecież to tylko zwykły las”.
Nagle wyrwał go z zadumy krzyk Bronisława:
- Jest! Wiedziałem!
Około dwieście metrów na wprost od nich, ogrodzony krzywym płotem stał cmentarz. Nie był to jednak normalny cmentarz, był on ogromny. Czegoś takiego Mariusz jeszcze w całym swoim życiu nie widział na oczy. Momentalnie po plecach przeszły mu ciarki i poczuł, że na całym ciele ma gęsią skórkę. Zamiast pomników jak na normalnych cmentarzach tutaj były tylko niewielkie kopce kamieni, ale było tego od groma. Obok każdego kopca, na wbitym w ziemie patyku wisiała tabliczka informująca o tym kto leży w danym miejscu.
- To jest grób mojej żony- powiedział Bronek chwile po tym jak stanął obok jednego z tych kopców. – Podejdź no tu bliżej- dodał po chwili.
Mariusz bez pytania wykonał jego polecenie. Nie był teraz nawet w stanie przemyśleć wszystkich ruchów, które w najbliższym czasie miał wykonać, takie wrażenie zrobiło na nim to miejsce.
- Może opowie mi pan dlaczego pochował pan żonę akurat tutaj?- zapytał wstrząśnięty.
- Hmm. Powiem Ci chociaż jeszcze nikomu tego nie mówiłem. Otóż moja żona za życia uwielbiała przyjeżdżać do tego lasu. Nigdy z nią nie byłem, bo kiedy pytałem czy mogę wybrać się razem z nią za każdym razem odpowiadała, że są w życiu momenty, w których człowiek pragnie być sam, żeby nikt mu nie przeszkadzał. Zawsze tłumaczyła mi, że w tych lasach panuje przyjemna atmosfera. Nigdy do końca jej nie wierzyłem, że chodzi tylko o zwykły spacer po lesie, ale też nigdy nie wnikałem. I chyba już nigdy nie dowiem się po co tak naprawdę tu przychodziła. Pewnego dnia, kiedy leżała w szpitalu i lekarze nie zapowiadali jej więcej niż tydzień życia powiedziała mi, że jej ostatnim życzeniem jest, żeby pochowano ją tutaj. Dlaczego? Tego nie wiem i przez te wszystkie lata pozostawało to największą tajemnicą mojego życia- Mariusz dostrzegł w oczach tego człowieka lekką łzę, której ten jednak nie uronił.
- Hmm… Nie wiem co powiedzieć- odparł tylko.
Stali tak jeszcze nic nie mówiąc dobre dziesięć minut kiedy usłyszeli kolejne szczekanie. I jeszcze jedno. I kilka kolejnych. Za każdym razem jednak ten dźwięk był coraz bliżej. Bronisław spojrzał tylko na Mariusza i bez słów obaj porozumieli się, że nie zostaje im nic innego jak tylko ucieczka.
Wybiegli na ulicę, obrócili się w stronę lasu, którego przed chwilą wyszli i obaj zobaczyli coś czego nigdy by sobie nie wyobrażali.
Przed nimi stał pies. Nie byłoby w tym nic przerażającego gdyby był to pies normalny, taki jednak nie był. Wyglądał jakby był spalony, nie miał prawie wcale skóry, tylko cały czas ciekła z niego krew na oblodzony asfalt. Do tego pies bardzo głośno warczał i obaj panowie niemal w tym samym czasie doszli do jednego wniosku: zginą, ponieważ pies wyglądał tak jakby szykował się do ataku. Jednak nie atakował, co Mariusza bardzo dziwiło, ponieważ każdy groźny pies jakiego znał szykował się do zaatakowania nie więcej niż kilka krótkich chwil, ten jednak stał już tak około pięciu minut i z tego co widać oprócz warczenia nie miał zamiaru wykonywać przez najbliższy czas żadnego ruchu.
Po chwili z pomiędzy drzew wyłoniła się kobieta, która podeszła do tego „stworzenia” (Mariusz doszedł do wniosku, że jednak nie można tego nazwać psem). Prawie nie można było zobaczyć jej twarzy, ponieważ miała czarne, długie i porozrzucane we wszystkie strony włosy. Strój też był cały czarny. Najbardziej wyraźnie jednak widać było jej oczy, które były czerwone jak krew.
- Nic wam nie zrobi jeżeli ja na to nie pozwolę. Ale jeżeli nie powiecie mi szczerze co tutaj robicie dam mu znak do zaatakowania. – głos kobiety brzmiał strasznie nieprzyjemnie.
- Miałem wypadek, jestem tu zupełnie przez przypadek- szybko odpowiedział Mariusz.
Był teraz tak przerażony jak jeszcze nigdy wcześniej.
- Ja natomiast przyszedłem na cmentarz. Dzisiaj mija trzydziesta druga rocznica śmierci mojej żony. Nie ma pani chyba nic przeciwko temu żebym uczcił jej śmierć? Mimo tego, że minęło już tyle lat, ja nie zapomniałem jak wyglądała i nigdy nie zapomnę. Tak samo jak nigdy nie przestane jej kochać. – czegoś takiego z ust Bronisława Mariusz się nie spodziewał. Starzec mówił to lekko, spokojnie, jakby to co zobaczył nie zrobiło na niego najmniejszego wrażenia.
- TU!?- wydarła się kobieta- Tutaj pochowałeś swoją żonę?- spytała, tym razem spokojnie.
- Tak. Co w tym dziwnego? Taka była jej ostatnia wola.
- Ha ha ha. Pochowałeś żonę w Misterium Silva!? W tym lesie? Widocznie była kimś ważnym w jego historii bo tutaj chowa się tylko takich ludzi!- dziki uśmiech nie znikał z jej twarzy ani na chwilę.
-Kim pani jest?- spytał Mariusz- I czym jest to coś co stoi przed panią?
-Jesteście nowi. Widzę to po waszych twarzach. Jak dobrze, że Misterium Silva znajduję się tak daleko od jakiegokolwiek miasta, czy jakiejkolwiek wsi. Dzięki temu nikt prawie o nim nie wie. Panie, żona panu nic nie mówiła o tutejszych lasach?
- Nie- odparł szybko Bronek- a co miała mówić?
- Haha, widocznie nie chciała, żeby pan za dużo wiedział. I w sumie miała rację. Gdyby powiedziała chociaż małą część tego co zapewne miała Ci do powiedzenia na pewno nie chciałbyś żeby dalej była Twoją żoną.
- O czym ty do cholery mówisz!?- wydarł się Bronisław i złość jaka w tym momencie od niego biła zszokowała Marcina, ale z tego co widział chyba także tą kobietę.
- Mam już dosyć tej rozmowy! Jednak… nie mogę was puścić, wiecie już, że Misterium Silva nie jest normalne. Moglibyście komuś to powiedzieć. Pewnie i tak nikt by wam nie uwierzył, ale są na świecie ludzie, którzy chociaż chcieliby sprawdzić czy aby na pewno zwariowaliście. A tego nikt kto przebywa teraz w tych lasach by nie chciał. – jej uśmiech był teraz jeszcze wyraźniejszy niż poprzednio i oprócz zadowolenia można było z niego wyczytać też to, że ta kobieta ma co do nich jakieś plany.
- Co z nami zrobisz?- spytał przerażony Mariusz.
Szczerze zazdrościł w tym momencie Bronkowi, że chociaż przez chwile mógł zachować spokój, u niego było to niemożliwe, ponieważ jak tylko spojrzał na to co stało przed nimi, nogi same się pod nim uginały.
- Wezmę was do swojego domu. Już nigdy nie opuścicie Misterium Silva, nie mogę na to pozwolić. I ostrzegam, że jak tylko spróbujecie uciekać, albo coś w tym rodzaju, mój czworonożny przyjaciel chętnie się wami zajmie. Idziemy!
- GDZIE!? Do jasnej cholery, gdzie ty chcesz nas zabrać? Ja się stąd nigdzie nie ruszam. I ostrzegam, że jestem w stanie załatwić i Ciebie i to cholerstwo, które stoi obok Ciebie jak tylko będziesz chciała mi się przeciwstawić!- krzyczał jak szalony Bronek.
Mariusz, chociaż poznał go nie dawno, nigdy by się nie spodziewał po nim takiej furii. Bardzo zastanawiało go dlaczego mała wzmianka o jego żonie tak go zdenerwowała. Nie miał teraz jednak czasu i głowy na to, żeby rozmyślać. Stał tylko i obserwował przebieg wydarzeń.
- Tak mówisz? No to zobaczymy.- kobieta spojrzała na stworzenie które stało obok niej, skinęła głową i potwór ruszył. Momentalnie stał już przy Bronisławie i zaatakował. Wbił swoje kły głęboko w ciało starszego człowieka, poczym ten padł martwy na oblodzoną ulicę.
- Ty też chcesz poznać co potrafi mój zwierzak?- zapytała kobieta kierując się w stronę Mariusza.
- Co pani zrobiła? Kim pani jest do cholery i co tu się dzieje!?- był teraz pewny, że wariuje. Spojrzał na zmasakrowane ciało leżące na jezdni, po czym zrobiło mu się słabo.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie! Też chcesz poznać co potrafi mój zwierzak?- spytała kobieta ze spokojem w głosie.
- Nie! Pójdę gdzie pani chce, tylko niech pani nie robi mi krzywdy. I niech mi jeszcze pani do cholery wytłumaczy co tu się dzieje?- nie tylko prosił, ale w tym momencie i błagał Mariusz.
- Dowiesz się. Wkrótce się dowiesz. Teraz powiem ci tylko jedno: do końca życia będziesz przeklinał dzień w którym znalazłeś się w Misterium Silva. – i kobieta zaśmiała się szyderczym śmiechem, po czym Mariusz po raz kolejny spojrzał na ciało człowieka, do którego zdołał już poczuć sympatię, a który leżał teraz martwy na ziemi, po czym zemdlał.
CDN.
Odpowiedz
#2
Po pierwsze primo: nie lubię opowiadań w częściach, więc będę stronniczy
Po drugie primo: jak na takie opowiadanie, styl jest strasznie... lekki. Wszystko toczy się strasznie szybko, lekko i przyjemnie.
Po trzecie primo: jakiemuś psu coś odbiję zmień na jakiemuś psu coś odbije
Po czwarte primo: Poszukam telefonu. – szybko odpowiedział Mariusz i z całych sił próbował wyprzeć przerażenie jakie wybuchło w jego wnętrzu. Ja bardziej obawiałbym się tego, że pięć minut wcześniej wybuchł mi samochód, a teraz już się nie pali Big Grin
Po piąte primo: Mariusz raz mówi do Bronka per "pan" a raz per "ty".
Po szóste primo: Szczerze zazdrościł w tym momencie Bronkowi, że chociaż przez chwile mógł zachować spokój No nie wiem... przed sekundą Bronek wydarł się, a złość jaka z niego biła zszokowała Mariusza... Zresztą chwilę po tym krzyczał jak szalony
No i po siódme primo: Czy ty czasem ostatnio nie oglądałeś/aś bądź czytałeś/aś Barkerowskiego "Nightbreed'a"?

Czekam na resztę, by napisać coś więcej.
One sick puppy.
Odpowiedz
#3
(05-08-2010, 19:46)Pan Kracy napisał(a): Po trzecie primo: jakiemuś psu coś odbiję zmień na jakiemuś psu coś odbije
Zmienione.
(05-08-2010, 19:46)Pan Kracy napisał(a): No i po siódme primo: Czy ty czasem ostatnio nie oglądałeś/aś bądź czytałeś/aś Barkerowskiego "Nightbreed'a"?
Nie wiem nawet co to jest Tongue. Wnioskuję, że chodzi Ci o jakieś podobieństwa? Na pewno są one przypadkowe.
Odpowiedz
#4
Ciąg dalszy opowiadania "Las":


IV
Powoli otworzył jedno oko. Była noc, a on leżał w śniegu, gdzieś w środku lasu, jednak przerażenie, które go ogarnęło nie pozwalało poczuć zimna.
Po chwili zauważył, że w odległości około 200 metrów od miejsca, w którym leżał stoi niewielka chatka, teraz niemal cała przykryta śniegiem, ponieważ leciał on z nieba grubymi płatkami. Mimo to dało się zauważyć, że w jedynym oknie domu świeci się światło.
Nieco później natomiast zauważył, że ktoś stoi obok niego. Z ulgą stwierdził, że nie jest to kobieta, którą całkiem niedawno poznał.
- Obudziłeś się. Czekałem na to.- powiedział mężczyzna i Mariusz od razu zauważył w nim coś charakterystycznego: długą, sięgającą niemal do kolan brodę. Stwierdził, że koleś może mieć w rzeczywistości około 40lat, ale ta broda postarzała go na około dziesięć więcej.
- Kim jesteś?- zapytał z podejrzeniem Mariusz.
- Możesz do mnie mówić Roman, wszyscy tak do mnie mówią i rzeczywiście to jest moje prawdziwe imię.
- Czy…
- Masz szczęście, że trafiłeś akurat na mnie, sam byś tutaj raczej nie przeżył- przerwał mu mężczyzna.
- Jak to trafiłem na Ciebie? Z tego co pamiętam to zemdlałem i obudziłem się dopiero teraz.
- Heh, dziwne, bo w rzeczywistości było tak, że ja przechadzałem się tutaj, zastanawiając się nad tym co może mnie dzisiejszej nocy jeszcze ciekawego czekać i nagle zobaczyłem dziwnego kolesia biegnącego przez las w moją stronę. Czekam aż do mnie dobiegnie i kiedy był już przy mnie upadł w śnieg i wtedy zemdlał. No to ja spokojnie oparłem się o moją laskę i czekam aż się obudzi. No i musiałem czekać dobrą godzinę. Aż śnieg zasypał Cię niemal całego.- wesoło powiedział Roman.
Mariuszowi przypominał on trochę Bronisława- w tym jak mówił, jak wyglądał (no, oprócz tej charakterystycznej brody) i tak samo jak tamten wywołał w nim sympatię.
- Mam pytanie- szybko odparł Mariusz- czy znasz kobietę mieszkającą gdzieś w tych lasach, która chodzi ubrana cała na czarno i…- tu chciał powiedzieć, że ma ze sobą dziwne stworzenie, którego nie można nazwać inaczej jak potworem, ale zrezygnował.
- I?
- Nic już. Nic nie chciałem już dodać, rozpędziłem się.
- Założę się, że chodzi Ci o Aurelię? Dziwne robi wrażenie na człowieku, nie?- teraz w głosie Romana dało się słyszeć jeszcze większe rozbawienie niż poprzednio, ale wcale nie przeszkadzało to Mariuszowi.
- Ta, dziwne. Z zimną krwią zabiła człowieka, który był ze mną, nawet nie spojrzała mu w oczy.- powiedział Mariusz.
- Sama zabiła? A nie jej przyjaciel?
- Co masz na myśli mówiąc przyjaciel? Czy to dziwne stworzenie, które jej towarzyszyło?
- Brawo! Dokładnie o to mi chodziło. Nie jest przyjemny, co?
- Masz rację nie jest. Ale… dziwi mnie to co mi powiedziałeś. Ja przecież zemdlałem przy niej, zaraz po tym jak mój przyjaciel padł trupem. No to jakim cudem mogłem biec tutaj przez las?
I rzeczywiście go to dziwiło. Wszystko to co spotkało go ostatnim czasem wydawało mu się teraz jakieś nierealne, tak jakby żywcem wyjęte z jednego z horrorów w telewizji, które przecież tak bardzo lubił oglądać. Nigdy by nie pomyślał, że kiedyś sam znajdzie się w takiej sytuacji. A po tym co widział doszedł do wniosku, że jego sytuacja wygląda nawet gorzej niż większości bohaterów tych filmów.
- Chcesz wiedzieć jak wyglądałeś? Jak człowiek opętany, albo co najmniej tak, jakbyś przed chwilą uciekł z szpitala psychiatrycznego i uciekał przed policją chowając się w lesie. Dokładnie tak.
- Co to za dom?- spytał Mariusz kierując wskazującym palcem na chatkę stojącą niedaleko nich.
- To mój. Niezły jak na tutejsze warunki, nie?
- Tak, niezła. Może byś mnie tam wpuścił? Muszę przyznać, że zaczynam czuć zimno. I nie powinno Cie chyba to dziwić.
- Nie dziwi mnie.- odparł Roman śmiejąc się- Jasne, możesz czuć się zaproszony. Poczęstuję Cię herbatą. Tylko nie zagościmy tam długo, bo chce jeszcze dzisiejszej nocy Ci coś pokazać. I gwarantuję, że jak to zobaczysz to będziesz do końca życia przeklinał dzień w którym znalazłeś się w Misterium Silva.
I po raz kolejny Roman zaśmiał się, a Mariuszowi jego słowa wydawały się dziwnie znajome, jakby ktoś mu już to kiedyś powiedział. Postanowił jednak nie zastanawiać się nad tym dłużej, ponieważ był przekonany, że to wspomnienie nie byłoby wesołe.
Ruszyli w stronę domu Romana.

V
-Gdzie chcesz mnie zaprowadzić?- spytał Mariusz chwile po tym jak wyszli z domu Romana.
Nie przeprowadzili tam żadnej poważnej rozmowy, ponieważ Roman nalegał, że Mariusz wszystkiego dowie się w swoim czasie, jak trafią tam gdzie chciał go zaprowadzić. Wypili tylko herbatę, która Mariuszowi zrobiła bardzo dobrze na chłód spowodowany leżeniem w śniegu, ale nie pomogła w ogóle na strach, który z biegiem czasu stawał się coraz większy.
-Powtarzam: chodź. Dowiesz się jak dojdziemy, a to jest jeszcze niezły kawałek drogi stąd.
- Dobra- odparł Mariusz ponuro.
Doszedł do wniosku, że nic z tego co w swoim życiu już przeżył nie było równie wyczerpujące niż ten spacer po śniegu, w lesie i w środku nocy. Domyślał się, że źródłem tego zmęczenia jest nie tylko gęsty śnieg i zimno, ale szczególnie przerażenie spowodowane tym co w ostatnim czasie przeżył i zobaczył.
„Co mnie może tu jeszcze spotkać?”, Chyba nic gorszego niż to co już widziałem”- takie i wiele innych myśli krzątały mu się po głowie. Najgorsze jednak było to, że zupełnie nie wiedział czego może się spodziewać i właśnie to najbardziej wytrącało go z równowagi.
Szli długo, Mariusz dokładnie nie mógł powiedzieć ile, ale był pewny, że na pewno nie mniej niż dwie godziny. Kilka razy w czasie drogi wydawało mu się, że słyszał identyczny głos jak wtedy- całe wieki temu jak mu się wydawało- zanim z lasu wybiegł ten potwór, ale nie śmiał spytać o to Romana, bo sam nie wiedział, czy ryki te są realne, czy tylko wytwarza je wyobraźnia. Skłonny był jednak bardziej uwierzyć w pierwszą ewentualność, szczególnie po tym co przeżył.
Kiedy dotarli na miejsce pierwszą rzeczą jaką zobaczył Mariusz była niewysoka, lecz bardzo szeroka piramida ciemnożółtego koloru, która teraz też była niemal cała przykryta przez śnieg.
- Jesteśmy- powiedział Roman- tutaj wszystko się zaczęło i jak mi się wydaje tutaj wszystko się skończy.
- O czym ty mówisz?- spytał Mariusz.
- Wiele lat temu, wydaje mi się, że będzie to już kilka setek, przybył na te ziemie dziki lud. Chcieli oni , aby miejscowi przyjęli ich tutaj jak swoich, ale ci wygnali ich. Nasz lud zmuszony został do ucieczki w te lasy i zamieszkania tutaj. Ta piramida była pierwszą rzeczą jaką postawił lud Misterium Silva.- powoli i spokojnie opowiadał Roman.
Mariusz wtedy właśnie po raz pierwszy zobaczył Romana poważnego. Wcześniej uśmiech nie znikał ani na chwile z jego twarzy, teraz jednak miała ona dziwny wyraz, jakby zadumy. Pewnym było, że ten człowiek w tym momencie myśli o czymś smutnym.
- Tylko to chciałeś mi pokazać? Opowiedzieć historie ludzi mieszkających w tym lesie i to wszystko?
-Nie, nie tylko to. – powiedział Roman, po czym krzyknął:- Aurelia!?
I w tym momencie spomiędzy drzew wyszła ta kobieta, a obok niej kroczył potwór. Tylko teraz był jakby większy, bardziej agresywny. Przez cały czas z gęby unosiła mu się para i ciekło coś żółtego, co wyglądało jak ropa, a krew, która zlatywała z całego ciała na śnieg przyprawiała Mariusza o mdłości.
- Jesteś nam potrzebny. – cicho powiedziała Aurelia.
W Mariuszu nagle odezwał się gniew, który przezwyciężył wszystkie inne uczucia ze strachem na czele. Nie pragnął teraz niczego innego jak zabić tą kobietę i to co kroczyło obok niej. Jednak musiał przyznać, że nie miał żadnych szans. Nie miał przy sobie żadnej broni, ani nawet jakiegoś dość dużego kija, który mógłby pomóc mu w walce. Musiał stać w miejscu i czekać na rozwój wydarzeń.
- Zabije Cie. Jeszcze nie teraz, ale uwierz mi, że przyjdzie taki czas, że zginiesz moich rąk.- zagroził.
- Nie wątpię. Tylko, że nie mogę Ci gwarantować, że przeżyjesz to do czego Cię wykorzystamy- odpowiedziała mu.
- O czym ona mówi do cholery!?- te słowa Mariusz skierował do Romana.
- Trafiłeś do Misterium Silva nie przypadkiem. Takie rzeczy nie zdarzają się przez przypadek.
- Przestań pieprzyć! Zaczynajmy!- głos Aurelii znowu rozbrzmiewał złością, tak samo jak poprzednim razem kiedy go słyszał.
- Wydaje mi się, że on ma prawo wiedzieć! Mariuszu, musisz wejść do piramidy. Jest tam długi tunel, który zaprowadzi Cie pod ziemią do tajemniczego miejsca. My nie wiemy jakiego!
Każdy kto tam wszedł już nie wracał, ale po tym co napisane jest na ścianie piramidy wnioskujemy, że ktoś obcy, nie z naszego ludu może to przeżyć! Przeczytaj sobie.- powiedział Roman po czym poprowadził Mariusza pod samą piramidę i ręką odgarnął śnieg ze ściany.
Ich oczom ukazał się ledwo widoczny napis:

NASZE OCZY ŚLEPNĄ
I TAK BYĆ MUSI
LECZ TEN, KTÓRY NIE ZNA
TEN Z OBCYCH
ZOBACZY!
- Co o tym sądzisz?- zapytała Aurelia.
- I wy chcecie żebym ja tam wszedł? Uważacie, że tylko człowiekowi obcemu może się udać przejść ten tunel?
- Nie wiemy kto dokładnie zbudował tą piramidę. Została ona postawiona w ukryciu, tak żeby nikt z nas o tym nie wiedział. Dopiero kilkanaście lat temu odkryliśmy to miejsce i od tego czasu bez przerwy staramy się dowiedzieć którzy z naszych przodków zbudowali tą piramidę. Jesteśmy prawie pewni, że w środku kryje się odpowiedź. To nie przypadek, że znalazłeś się akurat w miejscu gdzie my potrzebujemy takiej pomocy- wyjaśnił Roman.
- Nie masz wyjścia! Musisz tam wejść!- wydarła się Aurelia, a potwór, który do tej pory stał przy jej nogach zaczął krążyć w kółko brudząc pod sobą śnieg.
- Powiedz mi jeszcze tylko jedno Romanie. Od początku umówiłeś się z nią, że to będzie tak wyglądało. Wcale nie widziałeś mnie biegnącego przez las, mam rację? Ona mnie doniosła do Ciebie?
- Nie! Ani razu Cie nie okłamałem, tylko nie powiedziałem Ci całej prawdy. Naprawdę biegłeś przez las, tylko że kiedy upadłeś pojawiła się za Tobą Aurelia i wyjaśniła mi całą sytuację.- odpowiedział mu Roman, po czym zaczął okrążać piramidę i palcem wskazał, żeby Mariusz szedł za nim.
Chwile później stali przy małych drzwiczkach, które- jak wywnioskował Mariusz- prowadziły do wnętrza piramidy. Roman otworzył drzwi, następnie podeszła do nich Aurelia (stworzenie cały czas krążyło obok niej) i powiedziała:
- Właź Mariuszu Lemański!
- Skąd znasz mo…- nie dokończył jednak tego co chciał powiedzieć, ponieważ został wepchnięty do środka, po czym drzwi za nim się zamknęły.
Znalazł się w całkowitych ciemnościach.
Odpowiedz
#5
Czy ja już nie wspominałem, że nie lubię... Ech, mniejsza z tym Wink

Robi się ciekawie. Przyznaję i chcę więcej. Jeśli nie piszesz tego na bieżąco, to wstawiaj resztę od razu, bo wkurza mnie ten taki stosunek przerywany Dodgy

- Co to za dom?- spytał Mariusz kierując wskazującym palcem na chatkę stojącą niedaleko nich.
- To moja. Niezła jak na tutejsze warunki, nie?

Pytanie brzmiało: "Co to za dom", a nie "co to za chatka. W/g mnie, odpowiedź winna brzmieć: To mój. Niezły jak na tutejsze warunki, nie?
-//-
chłód i przemoczenie ubrania w wyniku leżenia w śniegu
Nie wiem jak bym to zmienił, ale dziwne jakieś to to...
One sick puppy.
Odpowiedz
#6
Cytat:- Co to za dom?- spytał Mariusz kierując wskazującym palcem na chatkę stojącą niedaleko nich.
- To moja. Niezła jak na tutejsze warunki, nie?
Pytanie brzmiało: "Co to za dom", a nie "co to za chatka. W/g mnie, odpowiedź winna brzmieć: To mój. Niezły jak na tutejsze warunki, nie?
Rzeczywiście Tongue. Sam nie wiem czemu napisałem to w taki sposób. Zmieniłem.
Cytat:chłód i przemoczenie ubrania w wyniku leżenia w śniegu
Nie wiem jak bym to zmienił, ale dziwne jakieś to to...
I to też rzeczywiście dziwne. Zmieniłem na coś takiego:chłód spowodowany leżeniem w śniegu. Teraz chyba lepiej, nie Tongue?
Dzięki za komentarz!
Odpowiedz
#7
Tak, lepiej.
One sick puppy.
Odpowiedz
#8
Ciąg dalszy:


VI
Zaczął się rozglądać we wszystkie strony, ale mimo że bardzo się starał nie mógł nic zobaczyć. Przypomniało mu się jednak, że w kieszeni powinien mieć zapalniczkę. I rzeczywiście miał. Po chwili niewielki płomień oświetlał mu już drogę.
- Rzeczywiście długi tunel- powiedział sam do siebie chwile po tym jak bez rezultatu spróbował dojrzeć zakończenie tunelu.
Powoli ruszył przed siebie.
Zupełnie nie wiedział czego mógł się spodziewać w najbliższej przyszłości, jednak nieznany głos w głowie mówił mu, że na pewno nie będzie to nic przyjemnego. Bardzo bał się, żeby nie brakło mu gazu w zapalniczce, ponieważ wtedy z pewnością nie znalazłby wyjścia z tego miejsca, a był przekonany, że nikt nie wszedłby za nim, aby go odszukać. Z całych sił spróbował więc dodać sobie odwagi i lekko przyśpieszył kroku aby jak najszybciej wyrwać się z koszmaru na jawie, w jakim się teraz znalazł.
Tunel niemal przez cały czas prowadził prosto. Przez całe pół godziny jakie zajęła mu przechadzka w ciemności przyszło mu skręcić może ze dwa razy, na pewno nie więcej.
Wreszcie dotarł do kolejnych drzwi, a na nich dojrzał tabliczkę, na której widniał kolejny napis:

SŁUCHAJ TYCH CO MĄDRZY
BO SWOJEMU ROZUMOWI NIE WARTO UFAĆ
JEŚLIŚ SWÓJ: GIŃ!
JEŚLIŚ OBCY: RYZYKUJ!
Słowa te spowodowały, że w jego wnętrzu po raz kolejny odezwało się przerażenie. Teraz było ono jednak o wiele większe niż poprzednio. Sam nie wiedział, czy słowo przerażenie jest dobrym określeniem tego co czuł, wydawało mu się, że bardziej pasowałoby tutaj słowo: obłęd.
Wbrew tego co czuł i co podpowiadało mu serce nacisnął klamkę i wszedł do niewielkiego pokoju- rozświetlonego tylko małą żarówką zwisającą z sufitu- w którego wnętrzu dojrzał dziesiątki, a może nawet setki ludzkich szkieletów. A pomiędzy tymi szkieletami, na niewielkim stołku siedział młody mężczyzna odwrócony do niego twarzą.
- Witaj. Kim jesteś?
- Mariusz Lemański. Kim ty jesteś?- zapytał i chociaż bardzo się starał nie udało mu się odezwać w taki sposób, żeby w jego głosie nie było słychać strachu.
- Myślę, że jak będziesz do mnie mówił Wincent to będzie odpowiednio. Wiem, że na pewno od razu pomyślałeś, że to co tu widzisz, te trupy- to moje dzieło. Otóż, muszę od razu powiedzieć Ci, że to nie ja ich zabiłem. Ale chce żebyś wiedział, że widziałem jak ginęli i uwierz mi, że był to najgorszy widok jaki człowiek może sobie wyobrazić.
- W jaki sposób zginęli?
- He, tego ci na pewno nie powiem. Ciesz się, że tobie udało się tu dotrzeć i nie zamienić w zdechlaka.
Dopiero teraz Mariusz zauważył, że oprócz szkieletów i niewielkiego stołka z siedzącym na nim mężczyzną w pokoju znajduje się też półka, na której leżało kilka książek i wiele zapisanych kartek. Podszedł do półki, podniósł jedną z kartek, ale zanim zdążył zacząć czytać odezwał się tamten:
- Myślę, że mógłbym zostawić cię tu samego, żebyś mógł wgłębić się w historię tego miejsca, ponieważ zanim to wszystko przeczytasz minie wiele czasu. Nie zrobię tego jednak. Będę siedział tu i obserwował każdy twój ruch. Możesz być tego pewien.
Mariusz spojrzał w kartkę, na której znajdowała się notatka napisana odręcznie:

Otworzyłam oczy i zobaczyłam coś niezwykłego.
W moją stronę kroczył Dawid.
Czyż to nie jest piękne? Zobaczyć człowieka, który zginął w wypadku?
Dopiero po dłuższej chwili odkryłam prawdę!
Prawdę, że jednak nie jest tu tak pięknie jak myślałam.
Ale o tym opowiem Ci następnym razem.
Monika

Mariusz wziął w rękę następną kartkę. Tam natomiast przeczytał:

Uwielbiam spacerować po lasach, dobrze o tym wiesz…
Pewnego letniego dnia postanowiłem wybrać się do tych lasów w okolicy
Wiesz, że podobna nazywają się one Misterium Silva?
Ciekawe, nie?
Te lasy nie są normalne i proszę Cię:
Nigdy się tam nie wybieraj, wystarczy że ja się przekonałem!
Pamiętaj: kocham Cię!
Zenek

- O co w tym wszystkim chodzi?- spytał Mariusz i odwrócił się w stronę Wincenta.
I właśnie w tym momencie doznał chwilowego szoku i serce podskoczyło mu do gardła. Obok, na tym samym stołku siedziała teraz też kobieta. Była równie młoda jak tamten, miała długie, proste blond włosy i gładką cerę niezanieczyszczoną przez żadną zmarszczkę.
- Kim jesteś?- zapytała z uśmiechem.
- Yyy, jestem…
- Mariusz Lemański, człowiek z zewnątrz. Pierwszy obcy od dwudziesty trzech lat, który tutaj dotarł- przerwał mu Wincent.
- Kim wy jesteście?- zapytał Mariusz.
- Ja jestem Barbara Flińska, a ten obok mnie to Wincent. Czyli nie jesteś stąd?- po raz kolejny się uśmiechnęła, a Mariusz doszedł do wniosku, że w innych okolicznościach ten uśmiech mógłby mu się spodobać.
- Czyli ja nie jestem pierwszy? Już ktoś tu kiedyś był?
- No oczywiście. I to nie raz.- odparł Wincent.
- Tylko, że mieszkańcy tych lasów o tym nie wiedzieli?
- No mieli takiego pecha, że nigdy nie trafili na tych którzy tu weszli.- tym razem odpowiedziała mu Barbara.
- Proszę, wytłumaczcie mi o co tu chodzi. Mężczyzna, który mnie tu przyprowadził powiedział mi, że od tej piramidy wszystko się zaczęło i tutaj wszystko się skończy. Mam im dostarczyć wiadomość o tym kto zbudował to miejsce. Powiecie mi to?
- My! We dwójkę.- powiedział Wincent.
- Zaraz, zaraz. Przecież tamten powiedział, że piramida stoi tutaj od wieków. A wy jesteście młodzi!- ostatnie zdanie Mariusz wykrzyknął. Coraz bardziej zaczynało mu się to wszystko nie podobać.
- Po czym wnioskujesz, że jesteśmy młodzi? Po wyglądzie? Nigdy do końca nie wierz swoim oczom, prawda Wincencie?
- No oczywiście. Tym bardziej w Misterium Silva.
- Przyszedłeś tutaj, dostałeś się do nas i nie skończyłeś jak ci co leżą na podłodze. To znaczy, że nie jesteś nikim kto mógłby cokolwiek wiedzieć o tych lasach. I przyszedłeś po informacje? Dostaniesz je. Chodź!- Barbara złapała go za rękę i poprowadziła w stronę ściany.
Mariusz dopiero teraz zauważył, że są tu jeszcze jedne drzwi. Te były dużo większe od tych, którymi wszedł i w odróżnieniu od tamtych były tego samego koloru co ściana, więc nie było nic dziwnego w tym że wcześniej ich nie zauważył. Wincent pozostał tam gdzie był.
Poprowadziła go do kolejnego pomieszczenia, które natomiast było całkowitą przeciwnością tamtego. Tutaj poczuł się jak w salonie jakiejś willi. Trzy żyrandole wisiały na suficie, przy wszystkich czterech ścianach (pomalowanych na kolor czerwony) stały półki, także wypełnione książkami. Na środku pokoju natomiast znajdowała się wielka sofa, na której z powodzeniem zmieściłoby się pięć osób.
- Powiedz mi jak to jest znaleźć się w Misterium Silva kiedy nigdy wcześniej się tu nie było? Jak to jest zobaczyć takie rzeczy, których normalny człowiek w życiu by sobie nawet nie wyobraził?
- Dziwnie. Las sam w sobie nie jest może straszny, ale to co się w nim znajduje może przerazić. Ja sam nadal nie mogę uwierzyć w to, że tu jestem. Ciągle mam nadzieję obudzić się z tego koszmaru.- Mariusz poczuł dziwną chęć zwierzenia się komuś, a ta kobieta wydawała się do tego najlepsza.
- Heh. To co ty widziałeś jest pewnie nawet nie jednym procentem tego co można tutaj spotkać mieszkając tu tyle lat co tubylcy. Uwierz mi, że nie widziałeś jeszcze naprawdę przerażających rzeczy.
- Po co wam te wszystkie notatki, które widziałem w tamtym pokoju? I co stało się z tymi wszystkimi ludźmi, których szkielety tam leżą? I jak ty się tam znalazłaś skoro nie widziałem cie na początku i na pewno nie wchodziłaś żadnymi drzwiami?- pytając Mariusz miał wielką nadzieję, że Barbara odpowie mu chociaż na dwa z tych pytań, ale w głębi duszy wiedział już, że nie usłyszy odpowiedzi na ani jedno.
-Nie dowiesz się tego. Najgorsze jednak jest to, że nie dowiesz się też czyimi ja i Wincent jesteśmy przodkami. Można więc sobie powiedzieć wprost: ci ludzie, którzy kazali ci tu wejść nie dostaną odpowiedzi na pytanie, które męczyło ich przez te wszystkie lata.
- To znaczy, że mogę już iść?- powoli zapytał Mariusz.
- Możesz. Tylko nie wiem jak tamci zareagują na to, że im nie pomożesz. Nie wiem co będą chcieli Ci zrobić.
W jej głosie Mariusz poczuł teraz autentyczną troskę, której na pewno by się wcześniej nie spodziewał.
- To znaczy, że mogę być już przygotowany na najgorsze!- powiedział bardziej do siebie niż do niej, po czym wstał i nie odwracając się nawet w jej stronę wyszedł z pomieszczenia.
Gdy znalazł się po raz kolejny w ciemnym pokoju doznał kolejnego szoku.
Na podłodze, obok tych wszystkich szkieletów leżał teraz jeszcze jeden trup. Różnił się od tamtych tylko tym, że było to ciało człowieka, który zmarł przed chwilą. Mariusz mógłby przysiąść, że jest to mężczyzna, lecz z powodu wielu ran i okaleczeń nie był tego pewny w stu procentach.
- Co jest!?- wykrzyknął. – Czy ty to zrobiłeś?
- Nie. Po prostu kolejny człowiek starał się tu dostać, ale miał pecha. Wychodzi na to, że nie była to osoba z zewnątrz jak ty- odpowiedział mu spokojnie, z uśmiechem Wincent.
Chwile po tym podeszła do nich Barbara, a Mariusz powiedział do niej:
- Wiedziałaś o tym! Wiedziałaś, że takie coś będzie tutaj miało miejsce, ale nie chciałaś żebym to widział i dlatego kazałaś mi iść za sobą do tamtego pokoju! Przecież i tak nic ciekawego mi tam nie powiedziałaś!- obłęd który go ogarnął był niemożliwy do pokonania.
- Jesteś błyskotliwy. Uczysz się!- powiedziała Barbara, a po chwili dodała jeszcze: - A teraz się stąd wynoś! I żebyśmy cię już tutaj nie widzieli, bo obiecuję, że pokończysz jak ci tutaj- powiedziała i wskazała palcem na podłogę.
Jej złość tak zadziałała na Mariusza, że bez zastanowienia ruszył biegiem w stronę drzwi prowadzących do tunelu. Teraz chciał jak najszybciej się stąd wydostać. Poczuł lekkie objawy klaustrofobii mimo, że nigdy jej nie miał.
Kiedy kroczył tunelem w jego głowie krzątało się wiele myśli, większość sprzecznych ze sobą. Raz pomyślał, że marzy teraz o tym, żeby porozmawiać z Romanem, a może nawet z Auerlią, a za chwile modlił się już żeby jednak na zewnątrz nie spotkać nikogo. Miał zamiar od razu opuścić ten las i nigdy w życiu nawet się do niego nie zbliżyć.
Podobnie jak wcześniej oświetlał sobie drogę niewielkim płomieniem zapalniczki, ale mógłby przysiąc, że teraz droga ma jakby więcej zakrętów i w ogóle szło się jakby ciężej niż poprzednio.
Kiedy znalazł się przy drzwiach nawet nie zastanawiając się otworzył je silnym kopniakiem.

VII
Łyk świeżego powietrza okazał się dla niego zbawienny. Od razu poczuł się lepiej. Po chwili zauważył, że powoli robi się jasno i że śnieg już nie pada.
- I co!?- wydarła się na niego Aurelia.
- Gdzie jest Roman?- zapytał, ponieważ zauważył, że oprócz ich dwóch (no i potwora) nie było tam nikogo.
- Nie spotkałeś go tam!? Jak to go nie spotkałeś!?
- Czy… on tam wszedł?- spytał.
Od razu dotarła do niego tragiczna prawda. Ciało, które leżało w tamtym pokoju to było ciało Romana.
Pewnie wszedł tam, żeby zobaczyć czy Mariusz w ogóle ruszył się z miejsca. Kiedy zobaczył, że owszem prawdopodobnie poszedł dalej. Czy kierowała nim tylko ciekawość, czy może coś jeszcze trudno było stwierdzić.
- Widziałem ciało. Strasznie pokaleczone ciało. Nawet nie pomyślałem, że to mógłby być on- powiedział i nagle ogarnęło go nieziemskie przygnębienie.
„Czy prawie każdy człowiek, którego tu poznam musi od razu zginąć?”- pomyślał.
- Jak to się stało?- zapytała szybko Aurelia.
- Nie wiem. Nie widziałem tego. Teraz możemy to sobie tylko wyobrażać, ale uwierz mi, że na pewno było to coś strasznego.
Na jej twarzy pojawił się grymas, który Mariusz odebrał jako złość i wcale mu się to nie podobało.
- Dobra. Teraz ty mnie posłuchaj:
Kilkanaście lat temu w tej części lasu miał miejsce niewielki pożar. Nikt nie zna jego przyczyny, ale to dzięki niemu znaleźliśmy tą piramidę. Wszystkich zdumiewało to, że ogień nie ruszył nawet tej budowli. Zupełnie jakby była odporna na ogień.
Kilka dni po pożarze wielu z nas miało dziwne sny. Wszystkim śniło się to miejsce. Jedni śnili, że odprawiane są tu jakieś szamańskie obrzędy, inni że giną tu ludzie. Mi śniło się, że spotkałam tu swoją zmarłą matkę.
Nie dziwi cie zatem chyba to, że tak interesujemy się tym miejscem, tym bardziej, że kiedy obojętni kto z nas tam wchodzi to już nie wraca.
Opowiadam Ci to dlatego, że wnioskuje iż odkryłeś całą prawdę o tej piramidzie. Opowiedz mi wszystko co wiesz!- ostatnie zdanie wykrzyknęła tak głośno, że odezwało się echo.
- Problem w tym, że nie wiem nic. Spotkałem tam tylko dwie osoby i setki ludzkich szczątków. Mężczyzna i kobieta nie chcieli mi nic powiedzieć, oprócz tego, że żyją już setki lat i to oni wybudowali to miejsce- opowiedział Mariusz i obserwował obłęd, który stopniowo malował się na jej twarzy.
- CO!? To po chuj my cię tam wysyłaliśmy!?- wydarła się.
Odwróciła się w stronę stworzenia stojącego obok niej i powiedziała, tym razem spokojnie:
- No, przyjacielu. Wydaje mi się, że należy ci się uczta.
- Nie! Błagam!- krzyknął Mariusz, ale potwór powoli szedł już w jego stronę.
Później nie pamiętam z tego już prawie nic. Jedyne co zachowało się w jego pamięci to ogromny, niewyobrażalny ból.
Upadł.

CDN.
Odpowiedz
#9
Cytat:No bo kto mógł znajdować się przypadkiem akurat na takim pustkowiu.
Tutaj na końcu brakuje pytajnika. A przynajmniej tak mi się wydaje.

Cytat: Z wielką i wcale nie ukrywana (bo przed kim miał to ukrywać?) trudnością wygramolił się na zewnątrz.
Nieco hipokryzją mi to zalatuje (bo mi to wielokrotnie wypominano, ale ten wtręt taki mi się wydaje... nie pasujący.

Cytat:dookoła i oprócz ulicy ciągnącej
Hmm... ulica to mi raczej do miasta pasuje. No wiesz, z chodnikiem itd.... Tu by mi bardziej "droga" pasowała.

Cytat:na coś przyda tylko jak najszybciej
Po "na coś przyda" powinien być przecinek.

Cytat:Nawet nie zastanawiał się czy samochód się jeszcze na coś przyda tylko jak najszybciej potrafił oddalił się od niego, ponieważ dało się już wyczuć dym, co było zwiastunem rychłego wybuchu pojazdu.

Dwa błędy. Pierwszy to "potrafił oddalił". To potrafił to w ogóle niepotrzebne jest.
Do tego jeszcze coś. Od wypadku minęło kilka godzin (bo tak było wcześniej napisane) a dopiero teraz wybucha samochód ? Na dodatek najczęściej samochody nie wybuchają - po to właśnie są wyjątkowo wytrzymałe baki.

Cytat:powiedział starszy mężczyzna, który zakradł się najwidoczniej tak, żeby go nie zauważył. I mu się udało.
Gramatyka. Lepsze byłoby "który zakradł się tak, że go nie zauważył".

Cytat:Współczuje tego co pana spotkało.
Tu wystarczyłoby "Współczuję panu"

Cytat:żebym mógł zadzwonić po jakąś pomoc?
To "jakąś" jest niepotrzebne.

Cytat: i wytarciu chusteczką
Uciekło ci gdzieś "po"

Cytat:Nie wie pan gdzie jest tutaj cmentarz?
Przecinka brakuje.

Cytat:teraz przejazdem i kurde nawet nie pamiętam
To kurde bym wyrzucił. Niepotrzebne i niepasujące.

Cytat: po co jechałem i gdzie jechałem.
"Po co i gdzie jechałem"

Cytat:Dziwne.- odarł i już miał
Odarł ?

Cytat:- I co ja teraz zrobię?- spytał dziwnego człowieka (tak określił sobie Bronisława w myślach).- jak wydostane się z tego pustkowia?
Kropki i duże litery.
"- I co ja teraz zrobię?- Spytał dziwnego człowieka (tak określił sobie Bronisława w myślach).- Jak wydostanĘ się z tego pustkowia?"

Cytat: Jak ja też mogłem zapomnieć jego położenie?
Tu lepiej pasowałoby - Jak ja mogłem zapomnieć, gdzie on jest ? - Czy też coś w tym guście.

Cytat:. Do człowieka, który pierwsze wrażenie wywarł na nim tak naprawdę wcale nie dobre. W rzeczywistości było wręcz przeciwnie. Pierwsze wrażenie było bardzo paskudne.
Powtórzenie "Pierwszego wrażenia"

Cytat:Nie pozostaje nam nic innego, jak wejście tam
Zamiast Wejście, dałbym Wejść.

Cytat:Nie mogłeś tak od razu młody człowieku
Pytajnika brakuje.

Cytat: i od tego wszystkiego Mariusz czuł nieokreślone uczucie,
I DO tego

Cytat:: zginą, ponieważ pies wyglądał tak jakby szykował się do ataku.
Nieszczególnie to wygląda. Lepsze byłoby... "Pies szykował się do ataku. Czuli/wiedzieli/byli pewni, że zginą".

Cytat:ale z tego co widział chyba także tą kobietę.
Tutaj zamiast "ale" lepsze byłoby "a"

Cytat:Wbił swoje kły głęboko w ciało starszego człowieka, poczym ten padł martwy na oblodzoną ulicę.

Słowo "swoje" jest niepotrzebne. To po pierwsze. Po drugie - Wydaje mi się, że powinno być "po czym" ale tego akurat pewien nie jestem.

Cytat:nie tylko prosił, ale w tym momencie i błagał Mariusz.
Kiepsko sformułowane. Lepsze byłoby " Mariusz nie tylko prosił, ale i błagał".

Cytat:Po chwili zauważył, że w odległości około 200 metrów od miejsca
Niezłe wyczucie odległości. Poza tym, lepiej by było, gdyby cyfra napisana była słownie.

Cytat:Wypili tylko herbatę, która Mariuszowi zrobiła bardzo dobrze na chłód spowodowany leżeniem w śniegu
Coś tak nieszczególnie mi to brzmi.

Cytat:ale mimo że bardzo się starał nie mógł nic zobaczyć
Trochę bym to.. odwrócił. "Ale nie mógł nic zobaczyć, mimo że bardzo się starał."

Cytat: rozświetlonego tylko małą żarówką zwisającą z
No ja przepraszam bardzo. Raz mówisz, że to jakiś "dawny lud" a zaraz potem, okazuje się, że mają żarówki.

No dobra. A co do fabuły...
Jest... dziwna. Nieco za płytka i zdecydowanie za szybka. Dziwią mnie polskie imiona, dziwnie niepasujące do nazwy Misterium Silva. Szczególnie dziwie mnie żyjąca od setek lat kobieta o imieniu "Barbara Flińska". Wincent to jeszcze, ale tamto wybitnie mi nie pasuje. Wygląda mi na to, że miałeś ciekawy pomysł, ale wykonanie wyszło ci średnio. Mimo to - i tak twoja praca stoi na wyższym poziomie niż moje -.-
Gdy wyjdą kolejne części, z całą pewnością je przeczytam Big Grin
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.

Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje Tongue
Odpowiedz
#10
Sam nie sądziłem, że mogę mieć aż tyle błędów.
Ale dzięki, krytyka czasami jest ważniejsza niż pochwały, ponieważ popycha do dalszej pracy.
Powiem tylko, że jest to moje pierwsze opowiadanie, a każdy kiedyś od czegoś zaczynał, więc mam jeszcze prawo robić błędy.
A co do ciągu dalszego: niedługo się pojawi.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości