Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kierowca na leśnym dukcie
#5
Oto reszta opowiadanka:


4.

Po prostu jestem zmęczony i powinienem zaraz wracać do domu, przespać się, zjeść coś pożywnego. Niebawem staruszka wysiądzie, to zawrócę.

Mało ruchliwa a przy tym niezbyt atrakcyjna widokowo okolica sprzyjała rozmyślaniom. Wspomniał swoją babcię. Przebywał u niej dziesiątki razy , szczególnie w czasie wakacji, ferii, czasem weekendów. Nie mieszkała na wsi, ale i tak w przyjemniejszym miejscu niż on z rodzicami, mieszkańcy hałaśliwego centrum. U babci miał więcej przestrzeni, osiedle składało się z trzypiętrowych bloków, w pobliżu nie przebiegała żadna większa droga. Niedaleko był atrakcyjny plac zabaw z drewnianymi zabudowaniami, jakby zameczkami, gdzie dzieci radośnie przemierzały małe korytarze, wspinały się po schodkach i wyglądały przez otwory na szczytach mini wież. Babcia mieszkała na skraju osiedla, za jej blokiem zaczynały się rozległe tereny, na których rozpoczęto jakąś budowę i chyba czasowo ją przerwano, pozostał bowiem duży obszar, nieogrodzony, rozkopany, gdzie nie ocalało wiele roślin, natomiast istny labirynt dolinek i wąwozów przyciągał maluchów, zachęcał do wypraw w nieznane.

Po zabawach z kolegami wracał zmęczony do małego mieszkania babci. Czekała już gorąca herbata z cytryną i kromka z prawdziwym masłem, pomidor z cebulką, jajko na twardo. Czasami jadł pyszne kiełbaski z musztardą. Bardzo miło wspominał tamte lata, beztroskie dzieciństwo, kiedy każdy rok trwał tak bardzo długo, a wakacje zapewniały mnóstwo wrażeń.

Teraz Roman doświadczał zjawiska typowego dla człowieka w wieku dojrzałym: gwałtownego przyspieszenia czasu. Czymże są teraz dwa miesiące, dawne dziecięce wakacje? Chwilą.

- Rozmyślasz, młodzieńcze? - usłyszał pytanie

- Tak, dawne dzieje. Daleko jeszcze? Proszę mnie wcześniej uprzedzić, to podjadę pod sam dom.

- Przyhamuj teraz.

- Dlaczego? - zdziwił się ale uważniej spojrzał na drogę.

- Wciśnij hamulec!

Głos brzmiał stanowczo, więc posłuchał i zwolnił, choć nie gwałtownie. Bez pisku opon.

Dwadzieścia metrów przed nim przemknęła w poprzek drogi ciężarówka. Skąd? Rzeczywiście, główną szosę przecinała podrzędna, gruntowa wręcz droga. Ciężarówka przemknęła, wznosząc tumany żółtawego pyłu. Jej kierowca zignorował konieczność ustąpienia pierwszeństwa, zresztą widok przesłaniały dość wysokie krzewy.

5.

- Ciekawe, czy gdybym nie zwolnił, drogi mojego samochodu i tamtego idioty by się przecięły? - zapytał pobladły Roman.

- Możliwe. Nadjeżdżał z prawej strony, więc ja miałabym najgorzej.

- Skąd pani wiedziała, że może dojść do wypadku?

- Nie wiedziałam. Po prostu złe przeczucie. Nie zawsze wiadomo, jak na nie zareagować.

- Przeczucie? W sumie niewiele to wyjaśnia.

- Po prostu, u niektórych staruszek wraz z pogarszaniem się wzroku i słuchu, wyostrzają się inne zmysły. Nie patrz na mnie, jak na wiedźmę.

Odwrócił wzrok skupił go na drodze, nie potrafił jednak pozbyć się wrażenia, po raz kolejny zresztą, że staruszka odzyskiwała wigor. Po zgarbieniu nie pozostał już prawie ślad, głębokie zmarszczki zmalały, a najbardziej zmieniły się oczy, większe teraz i bardziej błyszczące.

Jak nic, wiedźma – pomyślał i uśmiechnął się. Nie czuł niepokoju, przeciwnie, ta sytuacja ożywiła go, zniknęło znużenie. Ciekaw był, jak pasażerka, którą wiózł, mieszka.

- Tutaj skręcimy – powiedziała – Stąd już dwa rzuty kamieniem, tylko wyboje będą okrutne.

- Pewnie tak, skoro wjeżdżamy do lasu – rzekł – Czy to jakiś skrót?

- Nie. To jedyna droga.

Wszystko wskazuje na to, że mieszka w domu z piernika – stwierdził w myślach, wspominając bajki, które czytał i oglądał jako dziecko. Często puszczę przedstawiano w nich jako miejsce mroczne, zamieszkane przez ciemne siły, albo przynajmniej przez tą zwariowaną Babę Jagę, marzącą o posiłku z małych dzieci. Dobrzy bohaterowie książek często musieli przemierzać lasy, i zazwyczaj wiązało się to z jakimś zagrożeniem.

Jechał bardzo wolno. Leśny dukt miał od trzech do czterech metrów szerokości, wokół rosły potężne drzewa. Ze zdziwieniem zauważył, że są to dęby, i to wiekowe. Nie znał tego lasu. Za to babcia czuła się jak w domu, z jej ust nie schodził uśmiech. Chyba jeszcze bardziej urosła, a obwisłe wcześniej policzki uniosły się i wygładziły.

6.

Auto co chwilę musiało pokonywać nierówności, jakby ktoś poukładał w poprzek leśnej drogi „leżących policjantów”, czyli sztuczne garby przytwierdzane ochoczo do osiedlowych ulic każdego miasta. Tutaj zostały one starannie zamaskowane i wyrosła na nich trawa.

Roman zwolnił przed kolejnym wybojem, silnik zgasł. Zatrzymali się.

- Niełatwo dojechać do pani domu – powiedział i spróbował uruchomić samochód. Bez powodzenia. Awaria?

- No nie. Tego nie oczekiwałem. Jak ja wytłumaczę pomocy drogowej, gdzie stoję? Dobra, przerwa – zdecydował – Proszę sobie spokojnie siedzieć, ja zajrzę pod maskę, chociaż niewiele to da, mechanik ze mnie kiepski.

Staruszka pokiwała głową ze zrozumieniem, a on wysiadł. Ogarnęła go cisza. Drugim wrażeniem była niezwykła rześkość powietrza, jakby zawierało dwa razy więcej tlenu, niż w mieście. Relaksująca zieleń otaczała go ze wszystkich stron, drzewa stały, spokojne i dumne. Otworzył bez przekonania klapę, obejrzał dokładnie, szukając jakiejś widocznej gołym okiem usterki. Luźny kabel albo odłączony wężyk. Nic nie znalazł. Co zrobić? Przecież nie poprosi babiny, żeby popchała.

- Młody człowieku! - zawołała.

Tylko żeby nie zasłabła, bo kłopotów na razie i tak dość – myślał, podbiegając do drzwiczek.

- Co się stało? - zapytał z niepokojem. Niepotrzebnie. Uśmiechała się i patrzyła spokojnie.

- Nie wiem, jak naprawić automobil, ale może zjedziemy z górki i wtedy odpali? - zaproponowała

- Z jakiej górki?

- Przecież stoimy na pochyłości. Może by pchnąć i kawałek zjechać...

- Jakiej pochyłości? - zdumienie Romana osiągnęło maksimum. Stanął, oparł się o drzwi i spojrzał na trakt wprost przed nim – Kuuuurwa mać – stęknął po czym pochylił się do wnętrza pojazdu i mruknął – Przepraszam.

Naprawdę stał na stoku. Niespecjalnie stromym, ale na pewno wystarczająco wyraźnym, by w żadnym wypadku go nie przegapić. Tymczasem do tej pory nie miał wątpliwości, że jedzie po płaskim terenie. Jednak dróżka opadała.

- Nie wiem, jak to sobie wytłumaczyć, ale ma pani rację – usiadł za kierownicą, wrzucił na luz. Nie ruszyli, musiał wysiąść i lekko pchnąć. Teraz się udało, w dodatku zdołał uruchomić silnik. Dwie minuty później usłyszał słowa:

- No to jesteśmy na miejscu.

7.

Zatrzymał wóz. „Na miejscu” oznaczało: w najgłębszej głębinie tego lasu, w punkcie gdzie Słońce z trudem przebija korony wiekowych dębów. Dukt miał nieco większą szerokość, porastała go niska, za to gęsta trawa. Obok pobliskiego pnia stał wiklinowy koszyczek.

- To mój – ucieszyła się kobieta, która właśnie energicznie wysiadła z samochodu. Jak do niego wsiadała, ocenił jej wiek na ponad osiemdziesiąt lat. Teraz ubyło jej co najmniej dwadzieścia.

- Czy dalej pójdzie pani pieszo? - zapytał

- Oczywiście. Dziękuję ci bardzo za przysługę, jesteś miłym człowiekiem. Wracaj do miasta. Ja już sobie poradzę, trafię bez problemu.

Wzięła koszyczek i ruszyła dziarskim krokiem. Po chwili zniknęła w gęstwinie. Został sam. Zrozumiał, że nie będzie w stanie zawrócić, pozostało zatem włączyć wsteczny bieg i próbować pokonać tą samą drogę tyłem, aż dojedzie do wyjazdu, skąd już trafi na drogę do miasta. Zaczął cofać, klnąc cichutko pod nosem na całą sytuację. Dobrze chociaż, że silnik pracował pewnie i nie zamierzał gasnąć.

Pojawił się za to inny problem. Kiedy jechał naprzód, dróżka, choć nie szeroka, pozwalała jednak na swobodną jazdę. Cofając miał kłopot, by nie szorować to jednym, to drugim bokiem auta o konary. Wkrótce dotykały go z obu stron, aż w końcu stanął, poirytowany.

- Porysuję karoserię. Co jest, drzewa urosły?

Z trudem wysiadł i poszedł obejrzeć dalszą drogę. Szybko zrozumiał, że nie da rady wyjechać. Wyglądało na to, że wjechał w inne rozwidlenie, choć nie mógł w to uwierzyć. Ponownie usiadł za kierownicą, trzasnął drzwiami i pojechał na wprost. Zaraz powinien dotrzeć do miejsca, gdzie wysiadła staruszka. Uważnie obserwował dukt. Nie zauważył innej drogi niż ta, którą jechał. Wyobraził sobie sytuację jak z horroru: oto nie trafia do celu tylko po raz kolejny samochód staje przed ścianą drzew, które otaczają go już z wszystkich stron... Na szczęście spokojnie dojechał tam, gdzie chciał. Oczywiście kobiety dawno już tu nie było. Wziął telefon do ręki, by zadzwonić i uprzedzić rodzinę, że powrót się trochę przeciągnie.

Nie miał zasięgu.

8.

- Co dalej? - zapytał cicho, lecz nikt nie udzielił odpowiedzi. Liczył na wewnętrzny głos rozsądku, który podpowie najlepsze rozwiązanie, lecz i on milczał.

Wysiadł z samochodu, zamknął go i podszedł do wielkiego dębu. Usiadł pod nim i zaczął myśleć.

- W sumie okolica ładna, deszcz nie pada, nie widzę żadnych zagrożeń... Na upartego można by zostawić samochód i wrócić pieszo – coś jednak mówiło mu, że wtedy na pewno nie odnalazłby auta. Takiego scenariusza nie należało brać pod uwagę.

Wtem usłyszał dźwięk, jakby miękkie stopy szurały po trawie, szeleszcząc leżącymi suchymi liśćmi. Spojrzał w tamtą stronę. Zdziwił się, ale nawet nie wstał, zmęczony sytuacją; kultura nakazywała to uczynić, bowiem zobaczył czterdziestoletnią kobietę, ubraną w długą, ciemną suknię, która błyszczała niczym wykonana z delikatnego atłasu. Kolor pasował do czarnych włosów i jeszcze ciemniejszych oczu. Dzięki koszuli i skórkowej kamizelce wyglądała dość oryginalnie.

- Córka leśnika? - zapytał słabo, ale spokojnie. Teraz może zdziwiłby się, gdyby z lasu wyszła grupa futrzastostopych hobbitów, kobieta w stroju z innej epoki nie robiła już wrażenia. Roman zawsze słynął z mocnych nerwów i stoickiego spokoju.

- Nie – odparła i roześmiała się.

Ten śmiech! Jakby była córką babci, niedawnej jego pasażerki.

- Naprawdę jesteś sympatyczny, młody człowieku – powiedziała po chwili.

- Pozwoli pani, że nie wstanę, nogi mam jak z gumy – wymamrotał.

Tymczasem z przeciwnej strony nadszedł dorodny wilk. Prawdziwe, wyrośnięte wilczysko, nie pies, przypominający to zwierzę, ani mieszaniec. Duży, kroczący dumnie przedstawiciel budzącej niegdyś grozę rasy. Spojrzał z ufnością na kobietę.

- Zmieniłem zdanie – powiedział Roman – Wstaję – co mówiąc poderwał się i szybko ocenił sytuację. Z jednej strony miał nieznajomą, choć nie do końca nieznajomą. Aż bał się głośniej wyrazić swoje podejrzenia. Z drugiej strony stało dzikie zwierzę. Przed sobą, lecz o wiele za daleko, parkował samochód. Nie zdąży dobiec. Zresztą, po co uciekać? Dokąd?

Stanowczym głosem wydała polecenie, patrząc wilkowi w oczy. Słowa w obcym języku, przypominającym sposób mówienia Skandynawów. Zwierzę podeszło do niej, dotknęło nosem sukni, po czym oddaliło się. Teraz spojrzała na Romana:

- Chcę, żebyś zapamiętał jedno. Gdybyś kiedykolwiek potrzebował pomocy, znalazł się w sytuacji pozornie bez wyjścia, męczącej, a nawet niebezpiecznej, gdyby wydarzyło się coś niewyobrażalnego dla was, ludzi współczesnej cywilizacji i nie wiedziałbyś, co można zrobić... - zamilkła.

Czekał na ciąg dalszy, lecz tym razem nie wykazał się cierpliwością i zapytał:

- To co wtedy?

- Uciekaj w stronę lasu – dokończyła.

Myślał nad tymi słowami długo. Na razie ich nie rozumiał. Pokiwał głową i wskazał na samochód:

- A jak mam postąpić teraz, kiedy chcę wrócić do rodziny?

Nie odezwała się, tylko pokazała dłonią kierunek. Miał jechać prosto, nie zawracać.

Była to dobra rada, po piętnastu minutach odnalazł ulicę, niedługi czas potem wiedział, gdzie jest. Z ulgą dotarł wreszcie do osiedla, na którym mieszkał. Zaparkował na ostatnim wolnym miejscu, kiedy zamykał samochód, zaczepił go sędziwy staruszek, pytając, czy nie podwiózłby go w pewne miejsce.

- Wykluczone – odparł stanowczo.

Emeryt pokiwał głową z dezaprobatą. Odszedł powoli, stukając laseczką.


***
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Kierowca na leśnym dukcie - przez Hillwalker - 01-05-2012, 19:16
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Jgbart - 01-05-2012, 22:30
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Scathach - 02-05-2012, 20:28
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Kruk - 02-05-2012, 20:41
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Hillwalker - 02-05-2012, 20:55
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Yarpen Zirgin - 02-05-2012, 22:08
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Scathach - 03-05-2012, 16:43
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Hillwalker - 04-05-2012, 12:38
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Scathach - 06-05-2012, 11:50
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez haniel - 03-06-2012, 10:19
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Brei - 04-07-2012, 08:52
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Ginko - 11-07-2012, 13:32

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości