Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kierowca na leśnym dukcie
#1
Zamieszczanie na tym Forum dłuższych tekstów jest ryzykowne (mało komu chce się czytać), dlatego wklejam trzy pierwsze części opowiadania. Całość składa się z ośmiu mini rozdziałów. Jeśli wywoła jakieś umiarkowanie pozytywne reakcje, dołożę resztę, jeśli nie - proszę o usunięcie tematu.
To nie horror, raczej opowieść z dreszczykiem emocji, ale nie ma takiego działu Smile



1.

Puk, puk; ktoś zapukał w prawą szybę auta. Roman stał na dużym parkingu pod urzędem miejskim, właśnie z powodzeniem zakończył pewien spór z urzędnikami, więc humor miał nie najgorszy, czuł tylko lekkie zmęczenie i siedział za kierownicą, odpoczywając. Dopiero za kilka minut zamierzał przekręcić kluczyk w stacyjce.

Do okienka zapukała jakaś staruszka. „Pewnie coś sprzedaje”, przemknęło mu przez myśl, „albo chce kilka złotych na chleb”. Uchylił szybę i zapytał:

- Słucham panią.

Miała niezmiernie pomarszczoną twarz i była maleńka. Na początku myślał, że nachyla się, by z nim porozmawiać, ale naprawdę była tak mała i przygarbiona, że nie musiała tego robić.

- Mam prośbę, chłopcze.

- Śmiało, może coś poradzimy.

Uśmiechnęła się życzliwie. Wzbudziła u niego pewną sympatię, a nie każda starsza pani budzi pozytywne odczucia. Znał co najmniej kilka zrzędliwych i wyjątkowo nieżyczliwych światu emerytek. Ta należała do innej kategorii: sympatyczne staruszki.

- Ja też wyszłam z urzędu i nie mam jak dojechać do domu. Mogę iść na autobus, ale mieszkam w takim miejscu, że nie wiem, kiedy przyjedzie, a jeździ może cztery razy dziennie. Podwieziesz mnie, chłopcze?

- Chętnie, oczywiście jeśli nie mieszka pani sto kilometrów stąd.

- Nie, o wiele bliżej.

- Czyli gdzie? Na jakiej ulicy?

Roman pracował kiedyś jako taksówkarz i najbliższe tereny, kilka sąsiadujących ze sobą miast, znał lepiej niż większość kierowców. Miał w pamięci nazwy nawet krótkich dróg, ledwie widocznych na mapach. Kobieta przypadkiem wybrała dobrą osobę do podwiezienia pod dom, szczególnie jeśli mieszkała w niepozornej okolicy.

- Nie wiem. Nie mam głowy do nazw, a niedawno zmieniali ulice, wiesz, młodzieńcze. Inne czasy, inni patroni. Ale pamiętam, którędy jechać, i dokładnie poprowadzę.

- Dobrze. Otworzę drzwi i możemy ruszać.

Wysiadł i pomógł staruszce usadowić się na przednim fotelu.

2.

Wyjeżdżając z parkingu już włączył prawy kierunkowskaz, kiedy usłyszał:

- Pojedziemy w lewo.

Zmienił szybko sygnalizację i skręcił w stronę wskazaną przez babinkę. Urząd wybudowano w dość nietypowej okolicy, z daleka od centrum miasta, więc niemal wszyscy petenci kierowali się ku okolicom bardziej zabudowanym. Skręt w lewo oznaczał, że szybko znajdą się na głębokich przedmieściach, słabo zamieszkanych. Mógł się tego domyślić, powiedziała przecież, że mieszka na terenie, gdzie nawet autobusy dość rzadko zabierają pasażerów.

Wjechał na wiadukt, przejechał ponad torami kolejowymi, minął kilka jednorodzinnych, zaniedbanych domków, potem zakurzony i szary teren, gdzie po obu stronach drogi siedzibę miały różne firmy, najczęściej niewielkie. Korzystały z tego, że opłaty za korzystanie z tutejszych działek nie były tak wyśrubowane, jak bliżej centrum.

Jeszcze dalej rósł las, ale bynajmniej nie dzika puszcza, tylko posadzona ręką człowieka brzezina, tu i tam suche, splątane chaszcze. Przy drodze leżały porozrzucane puszki, odłamki butelek, jakieś szmaty. Prędzej spotkałby tutaj podpitego lumpa niż turystę z plecakiem.

Nagle przypomniał sobie, że odwiedzał te tereny jako dziecko. Przychodził tutaj z kolegami, by szukać dobrego miejsca na „kryjówkę”, zajmowali się budowaniem, a właściwie kleceniem wielkiego szałasu, a nawet popalali papierosy, które smakowały jak każdy zakazany owoc. Jedno wspomnienie pociągnęło za sobą następne; tak naprawdę przyjeżdżali tu na rowerach, pamiętał jak strugali patyki, na które nabijali wyniesione dyskretnie z domu kiełbaski i piekli je nad ogniem. Wrócił wspaniały zapach lasu, palonego drewna i smażonej wędliny.

- Zaraz skręcimy w lewo, chłopcze – staruszka wyrwała go z zadumy nad odległą przeszłością.

- Nie pamiętam, żeby w pobliżu było jakieś skrzyżowanie – odparł.

- A jednak jest, tam za tą kapliczką przy lesie.

Mówiła prawdę. Roman skręcił, zastanawiając się, dlaczego w ogóle nie kojarzy uliczki, w którą właśnie wjechali. A nie wyglądała na nowo powstałą. Ciekawe...

3.

- Muszę zwolnić, sporo tu dziur. Czym się pani zajmuje na co dzień? – zaczął rozmowę, by kobieta nie odebrała jego milczenia jako nieuprzejmości.

Patrzyła przed siebie, z uwagą obserwując drogę.

- W moim wieku to już głównie odpoczywam. Trochę spaceruję po lesie, lubię drzewa.

- Aktywny wypoczynek dobry w każdym wieku. Jak pogoda nie sprzyja, to pewnie telewizorek, ciepła herbata...

- Nie mam telewizora. Nie jest mi potrzebny. Moi synowie wiele razy proponowali mi, że przywiozą odbiornik, ale nie zgodziłam się. Widzisz chłopcze, mam czterech synów. Wszystkich przyciągnęło miasto, co nie jest dobre, ale trudno w ich wieku wymagać, żeby żyli jak traperzy sprzed lat. Są ambitni, chcą się sprawdzić, kupić wiele rzeczy. Jak minie ta gorączka, przypomną sobie skąd pochodzą. To zawsze musi trochę potrwać, zanim zrozumiemy, co jest naprawdę ważne. Ludzie zapomnieli o tym, ale moi chłopcy mają tą wiedzę głęboko ukrytą i ujawni się ona we właściwym czasie. Najgorzej ma najmłodszy, bo znalazł pracę w banku. To źle, w dodatku zarabia dużo, co jeszcze bardziej komplikuje sprawę. Na szczęście ma dopiero trzydzieści dwa lata.

Zdumiewała Romana ta nieznajoma staruszka. Najwidoczniej nie życzyła dzieciom osiągnięcia zbyt wysokich zarobków i jeszcze żałowała, że nie prowadzą traperskiego życia. Pierwszy raz spotkał taką kobietę. W dodatku mówiła wyraźnie, logicznie i bez zająknięcia, a przecież wyglądała tak, jakby lata temu utraciła dobrą pamięć i spędzała dni w domu starców pod ścisłą opieką.

- Mieszka pani sama? - zapytał, bo nie potrafił sobie tego wyobrazić.

- Można tak powiedzieć. Radzę sobie bez pomocy rodziny, a nawet pielęgniarki środowiskowej. Wątpiłeś w to, chłopcze?

- Ależ skąd, w żadnym wypadku. Uważam tylko, że raźniej mieszkać w towarzystwie. Pewnie ma pani sympatycznych sąsiadów.

Nie odpowiedziała. Wjechali ponownie w zabudowany teren. Ostatnie domy na przedmieściach, dalej rozpoczynały się tereny rolnicze. Minęli dużą, białą willę. Pewnie mieszkała w niej rodzina jakiegoś milionera, który nie musi codziennie jeździć do pracy, ma firmę i zarządza nią na odległość. A może już zakończył biznesową karierę i korzysta z owoców, mieszkając wygodnie, mając pod oknami ogród i sztuczny staw? Jeśli tak, to mu zazdrościł.

Ciekawe, w jakim domu mieszka jego pasażerka? Zerknął na nią kątem oka. Zdumiał się bardzo, bo miał wrażenie, że część zmarszczek znikła z jej twarzy i że siedzi bardziej prosto. Głowa już sięgała do zagłówka, a przecież na początku brakowało kilku centymetrów. „Co jest, do licha?” pomyślał i zaraz potem skorygował tor jazdy, bowiem zjechał na środek ulicy. Taka dekoncentracja nie zdarzyła mu się od dawna.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Kierowca na leśnym dukcie - przez Hillwalker - 01-05-2012, 19:16
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Jgbart - 01-05-2012, 22:30
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Scathach - 02-05-2012, 20:28
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Kruk - 02-05-2012, 20:41
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Hillwalker - 02-05-2012, 20:55
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Yarpen Zirgin - 02-05-2012, 22:08
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Scathach - 03-05-2012, 16:43
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Hillwalker - 04-05-2012, 12:38
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Scathach - 06-05-2012, 11:50
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez haniel - 03-06-2012, 10:19
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Brei - 04-07-2012, 08:52
RE: Kierowca na leśnym dukcie - przez Ginko - 11-07-2012, 13:32

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości