Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
The Secluded Age [+18]
#13
Skoro prolog nieważny, to nie zmuszam się do czytania. Patrząc na komentarze zakładam, że nowszy tekst jest lepszy. Mam nadzieje, że jest też w miarę dobry.
Cytat:W jednym z największych więzień o [najbardziej] zaostrzonym rygorze na świecie, w samym San Francisco[samo San Francisco, czy świat?], trwała kolejna, cicha, nocna zmiana.
To zdanie można by rozczłonować, bo aż jakoś tak dziwnie brzmi, że nie wiem, czy się skupić na największym czy najbardziej zaostrzonym.
Chyba ukradnę komuś metodę poprawiania tekstów...
Ale najpierw - jest sens próbować dalej. Zawsze. Aż do skutku. Tak długo aż inni wreszcie zrozumieją, że zawsze była szansa, że napiszesz coś na prawdę dobrego.
Cytat:Na piętrze głównego budynku przechadzał się ciemnowłosy strażnik, świecąc po ścianach swoją jasną latarką. Powolnym krokiem zmierzał do jednej z cel, znajdującej się w najdalszym kącie piętra[przechadzał się bez celu, czy gdzieś zmierzał?]. Z silnym tupnięciem lewej nogi zatrzymał się tuż przy żelaznych kratach. Wyciągnął przed siebie latarkę, którą zaczął świecić prosto na leżącego na swojej pryczy więźnia. Jej blask był tak jasny, że po chwili ciemnoskóry skazaniec otworzył lekko oczy i nieco nieobecnym głosem powiedział:
- Co to, kurna? - W tej samej chwili zakrył oczy swoją[a czyją inną? niepotrzebne] dłonią i przewrócił się na drugi bok. Jednak nie miał co liczyć na spokojny sen.
- Bryan, Bryan... - odrzekł stanowczo strażnik. - Nawet nie wiesz, jak mi jest ciebie żal...
- Daj mi do cholery święty spokój. Idź stąd.[bez kropki] - przerwał [mu] senny skazaniec. Idealnie [lepiej: doskonale] wiedział, że ten wnerwiający, chudy jak patyk gliniarz[jaki gliniarz?] nie da mu za grosz spokoju, dlatego zdjął nogi z pryczy i usiadł na jej krańcu. Przetarł oczy i chciał spojrzeć na twarz zbyt pyszałkowatego faceta po drugiej stronie krat. Jednak przez[może lepiej: z powodu] oślepiające[go] światło[a] latarki gwałtownie odwrócił swoją głowę w lewo i znowu zaczął dłonią przecierać oczy. [wychodzi na to, że chciał spojrzeć, ale tego nie zrobił, bo oślepiło go światło dochodzące z miejsca, w które nie spojrzał]
- Orientujesz się może jeszcze w tym, jaki mamy dzień? - zapytał strażnik, po czym skierował światło na sufit, aby nie przeszkadzać więźniowi w rozmowie.[światło mu zatykało usta? aby nie utrudniać więźniowi prowadzenia rozmowy]
- Niby skąd[jak]? Daj mi kalendarz, przywieszę go sobie na ścianie i będę liczył dni do końca mojego wyroku... Użyj tej makówki, żółtodziobie... - odpowiedział podenerwowany[wielokropek zaprzecza jego zdenerwowaniu] Bryan.
- Pyskuj dalej, szmato[to jest rodzaj żeński. Może lepiej coś bardziej pasującego?]! Ale to nie ja muszę[będę musiał/przesiedzę] siedzieć w tym pierdlu przez najbliższe dwa lata! - Po tych słowach łysy więzień wstał ze swojej pryczy i podszedł do krat. Złapał dłońmi zimne, żelazne rury[pręty] i zabójczym wzrokiem wpatrywał się w strażnika.
- Już wiem do czego dążysz, żałosny pozerze.[bez kropki] - burknął cicho pod nosem, jednak [wciąż] na tyle głośno, aby stojący metr od niego brunet usłyszał obrazę. - Tak, dwa lat temu tutaj trafiłem[nic nie było o siedzeniu w więzieniu od dwóch lat tylko o najbliższych dwóch. Skąd więc potwierdzanie?]. To właśnie wtedy, 24 maja 2064 ostatni raz widziałem twarze swojej rodziny. Żony... Córki... I syna... Już dwa lata gniję w tym zasranym pierdlu. Codziennie tylko żarcie z psich resztek, spacerniak i znowu sen. Nic kurwa innego, nic! A tu jeszcze kolejne dwa lata... - Podczas, gdy wypowiadał te słowa, strażnik uśmiechnął się lekko i cicho, zupełnie przez przypadek, parsknął, próbując powstrzymać śmiech. - I z czego się cieszysz, dziwko[on mówi do faceta, czy nie?]? Że za kilka godzin, gdy skończy się twoja zasrana zmiana, będziesz mógł wrócić do domu, tak? Do rodziny? Widzisz... Niektórzy to mają szczęście. Ale nie wszyscy. I nie jest to żaden powód do tego, aby teraz wyśmiewać i bawić się uczuciem innego człowieka. Nawet takiego nic nieznaczącego i skończonego skazańca, jak ja.[bez kropki] - zakończył swoją wypowiedź Bryan, po czym policjant jeszcze bardziej uśmiechnął się pod nosem. Tym razem wybuchł[wybuchnął takim] śmiechem, [że] aż ręką otarł [musiał otrzeć] łzę, która spływała mu po policzku. Kiedy już otrząsnął się, odparł do[aż nie wiem, co zrobić z tym wyrażem. Chyba zwykłe 'powiedział' bardziej pasuje] zmieszanego[zmieszani ludzie nie są agresywni, a to jest linijkę niżej...] więźnia, który coraz mocniej ściskał żelazną kratę, jakby chciał na niej wyładować swoją agresję:
- Wiesz co? Mam gdzieś to, co do mnie mówisz. Dla mnie jesteś zwyczajnym śmieciem i, według mojego zdania[według mnie/moim zdaniem], powinieneś tutaj siedzieć jeszcze z 5 lat!
- Ty szmato[może 'ty chuju!"? Albo zmień bohaterom płeć]! - wykrzyknął Bryan, po czym wyciągnął gwałtowanie rękę przez kraty[długie zdania tracą na dynamice] i złapał strażnika za kołnierz granatowego munduru. Ten jednak bez problemu wydostał się ze słabego uścisku i opluł Bryana[owi] prosto w[bez 'prosto w'] prawy policzek[albo splunął Bryanowi prosto w...]. Gliniarz zaświecił jeszcze raz swoją latarką prosto[powtórzenie, chyba, że wybierzesz w poprzednim zdaniu sugerowaną wersję(1)] w twarz więźnia, po czym ze swoim charakterystycznym, wnerwiającym[denerwującym] śmiechem podszedł na dalszy obchód piętra[albo: odszedł kontynuować obchód.| Chociaż miałam wrażenie, że on raczej poszedł tam czysto rozrywkowo]. Bryan podniósł prawą rękę do policzka i wytarł paskudną[sama w sobie była paskudna? Proponuję: wytarł z obrzydzeniem] ślinę, którą pozostawił mu parszywy zasraniec. Zdenerwowany i pełen agresji uderzył z pięści[uderzył pięścią] w ścianę, chcąc pozbyć się wstrętnego uczucia, jakie w nim[go] [o]panowało. Walnął w nią tak mocno, że zaczęła krwawić mu dłoń[że jego zaciśnięta dłoń zaczęła krwawić], a na betonowej ścianie pozostawił po sobie czerwone plamy i lekkie pęknięcie[no bez przesady]. Złapał się za krwawiące śródręcze, po czym położył się powoli na skrzypiącą, drewnianą pryczę, chcąc jak najszybciej zasnąć i zapomnieć o ostatnich kilku minutach. Jednak zdążył jedynie zamknąć na chwilę oczy, ponieważ w całym, liczącym sobie chyba z 10 hektarów ośrodku więziennym zabrzmiał głośny alarm. Niespodziewający się niczego Bryan aż podskoczył ze strachu,[bez przecinka] jak pewnie większość śpiących o tej porze więźniów.
Podczas, gdy niczego nieświadomi skazańcy czekali na bieg wydarzeń, w niewielkim biurze głównym ośrodka trwała wrzawa. Znajdowały się tam cztery osoby - sam dyrektor więzienia, w dość podeszłym wieku, o niezwykle bujnych, siwych wąsach i łysinie, jego zastępca - o wiele młodszy okularnik, wyglądający niczym typowy, akademicki kujon[co tu robi słowo 'kujon'?], znany nam wszystkim dobrze z filmów, a także dwójka strażników więziennych. W pewnej chwili do biura wbiegł jeden z policjantów[strażnicy to nie gliny], który patrolował parter więzienia.
- Panie dyrektorze, co się stało? Skąd ten nagły alarm? - zapytał zakłopotany[czym zakłopotany? Ktoś go zawstydził? Zdenerwowany, rozgorączkowany, zdziwiony, niepewny, zaniepokojony].
- Musimy działać szybko! - odpowiedział wąsaty dyrektor. - Właśnie dostałem pilną[na pewno nie pilną - pilne, czyli ważne, do natychmiastowego wykonania. Pilna może być sprawa, albo list] informację od centrali. Wykryto poważne zagrożenie w całym San Francisco i okolicach. Wszyscy są zobowiązani do natychmiastowej ewakuacji. Za kilka chwil na otwartym parkingu wyląduje sześć śmigłowców, które po nas wysłano. Proszę przeprowadzić spokojną ewakuację więźniów. Szybko! [coś nie widzę tutaj pośpiechu. Długo gadał] - Po tych słowach wszyscy ruszyli do akcji. Strażnicy więzienni wyciągnęli swoje bronie[swoją broń] i ustawili się w całym ośrodku tak, aby skazańcy mogli bez problemów wyjść przez główne wejście[wydaje mi się, że w takich sytuacjach używa się wyjść ewakuacyjnych] na zewnątrz, do oczekujących helikopterów. Obserwujący wszystko więźniowie, wciąż stojący w swoich celach, nie wiedzieli co się właściwie dzieje[no właśnie, kto ich wypuści, jeśli wszyscy stoją i czekają na ich bezproblemowe wyjście?]. Widzieli jedynie ustawionych w rzędach, uzbrojonych gliniarzy[strażników], którzy z kamiennym wyrazem twarzy spoglądali przed siebie.
"Hej! Co tu się dzieje? O co chodzi?" - takie i wiele innych krzyków słychać było na każdym piętrze ośrodka. Nagle z głośników słychać było[rozległ się] głos dyrektora więzienia.
- Uwaga! Ogłaszam stan nadzwyczajny! Wszyscy są zobowiązani do natychmiastowej ewakuacji na zewnątrz do oczekujących śmigłowców! Nie są to żadne ćwiczenia! Prosimy zachować spokój i słuchać zaleceń zarządców!
Po chwili rozbrzmiał krótki, jednak niezwykle głośny sygnał, a wszystkie cele w jednym momencie zostały otworzone. Więźniowie szybko opuszczali swoje miejsce, które zajmowali od dobrych paru lat i kierowali się do głównego wyjścia. Niestety, ale wszystko trwało strasznie wolno ze względu na ogromną liczbę osób. Nie udało się uniknąć żadnych bójek, ani popychanek[mieli grzecznie iść i grzecznie szli do śmigłowców. Wsadzili ich za pyskowanie, czy co?]. Bryan właśnie schodził ze schodów, kiedy zauważył przed sobą, jak wielkie tłumy[jakie tłumy? Jest jeden tłum. Chyba, że duże zgrupowania ludzi znalazłyby się w różnych miejscach] więźniów zaczynają atakować strażników.
- Na nich! To nasza szansa! - wykrzyczał ktoś z licznej grupy, po czym rozpoczęła się krwawa bijatyka. Z początku skazańcy, którzy ruszyli jedynie z swoimi pięściami i chęcią do wolności, dominowali nad zaskoczonymi [takim] zwrotem sytuacji[akcji] policjantami. Ci sądzili, że całkiem posłusznie wyjdą oni z ośrodka i wsiądą do śmigłowców. Po paru chwilach już cały parter był w stanie bijatyki[chaosu]. Bryan, który chciał szczęśliwie uniknąć jatki, tak jak niektórzy inni więźniowie, przedzierał się przez kopiące się i bijące tłumy[kopiący i bijący się tłum]. W pewnej chwili usłyszano[usłyszeli] strzał. Strażnicy dostali od zarządców zezwolenie na użycie swoich broni[swojej broni], jednak mieli przede wszystkim spróbować trafiać tak, aby nikogo nie zabić. Po tym role się odwróciły. Skazańcy zaczęli uciekać od uzbrojonych gliniarzy[wiesz, co chcę powiedzieć, prawda?], którzy stanowczo[nie wiem co tu dać, ale na pewno nie to] celowali we wszystkich, którzy tylko[chociaż] na pozór[a jak nie tylko wyglądali agresywnie, ale też tak się zachowywali?] wyglądali im na agresywnych. Wiele osób padało na podłogę po oberwaniu kulką albo to[bez 'to'] w nogę, albo w rękę. Bryan, który był już dość blisko wyjścia do upragnionej wolności[wydostania się na upragnioną wolność], po chwili poczuł rwiący[rwący] ból. Spojrzał na swoje prawe ramię, które ociekało krwią. Zatrzymał się w miejscu i z bólu przymknął oczy. Lewą ręką zakrył i ścisnął ranę[ramię, nie ranę, chyba, że chciał wycisnąć kulę, czy coś w ten deseń]. Przeszywał go tak ogromny ból, że upadł z[na] kolana z łzami w oczach, a następnie położył się na plecy. W myślach klnął do siebie samego[bez 'do siebie samego'], że już tak niewiele brakowało do głównego wyjścia[o! A wcześniej miałeś wejście]. Kilka sekund później stracił przytomność, a jego prawa ręka była cała okrwawiona[zakrwawiona]. [już wiem czego mi brakowało! Nie było momentu strzału, dźwięku wszelkich wystrzałów, ani informacji o tym, co robili inni więźniowie]
Tymczasem dookoła niego nie zrobiło się ani trochę spokojniej. Wciąż oddawano strzały w kierunku zbuntowanych więźniów, których to[bez 'to'] coraz więcej kończyło jak Bryan.
- Wstrzymajcie ogień! To wszystko za długo trwa! - wykrzyczał przez swój megafon stojący przy wyjściu zastępca dyrektora, który miał kontrolować akcją[kontrolować akcję/sterować akcją/biegiem wydarzeń] aż do odlotu ostatniego śmigłowca. Po chwili strażnicy skończyli strzelać, a ci, którym udało się nie oberwać kulką, w pośpiechu kierowali się na główny parking, aby nareszcie skończyć tą męczarnie. Ale na to było za późno.
- Spójrzcie w górę! - krzyknął jeden z policjantów stojących na zewnątrz budynku. - Już po nas![wewnątrz było głośno i nikt nie mógł tego usłyszeć, a jeśli się nie mylę, to tam tkwiłeś ze swoją narracją]

Nieprzytomny Bryan leżał tak[tak czyli jak?] przez wiele godzin. W jego głowie snuło się wiele myśli, jednak najwięcej[ z nich było] nie o samym zdarzeniu, przez które właśnie oberwał kulką w ramię, a o jego rodzinie, którą[której] nie widział od dwóch lat. Widział[powtórzenie] przed sobą swoją ukochaną żonę Abby,[bez przecinka] z dwójką dzieci - starszą córką Dylan[Dylan to imię męskie] oraz młodszym synek[synkiem] Luke'm, który był jego oczkiem w głowie. Przez myśli przesuwało mu się wiele obrazów z czasów, kiedy to nie dostał jeszcze swojego wyroku[kiedy jeszcze nie został skazany]. Widział swoją[przypominał sobie] zabawę z dziećmi w zielonym ogrodzie, tuż przy ich letniskowym, drewnianym domku na kalifornijskim wybrzeżu. Spędzali za sobą cały swój czas. Świetnie się razem dogadywali. Jednak nie wszystko było tak piękne, jak mogło się wydawać. A szczególnie to jedno wydarzenie, które obróciło ich świat do góry nogami. To, przez które dostał swój czteroletni wyrok w więzieniu o zaostrzonym rygorze. Wlepiono by mu o wiele więcej, gdyby nie jeden z najlepszych prawników w stanie i liczna rodzina, którą szczerze kochał. Ale czy na pewno? Czy zrobiłby to, co zrobił, gdyby ich naprawdę kochał? Czy tak postępuje członek szczęśliwej rodziny, który zawsze chciał jej dobra?[zdecyduje się w jakim czasie chcesz napisać to zdanie]

Po wielu dramatycznych[dramatyczne to są sytuacje] myślach, Bryan odzyskał przytomność. Otworzył lekko[a może ciężko? Uchylił lekko/uniósł lekko powieki] oczy, ale widział jedynie zamazany obraz[wszystko było zamazane]. Wciąż czuł okropne pieczenie w prawym ramieniu, które na szczęście przestało już krwawić[pieczenie?O_o Tak to brzmi]. Wyciągnął[Podniósł] lewą dłoń do twarzy, aby przetrzeć oczy, które zaczęły mu łzawić. Zupełnie, jakby został potraktowany jakimś gazem. Po paru odsapnięciach[głębokich oddechach] spróbował się podnieść, jednakże ból był tak mocny, że upadł z powrotem na podłogę. Zmarszczył twarz i złapał się za ramię, które z każdą chwilą czuł coraz mocniej. Po otwarciu[otworzeniu lepiej brzmi] oczu obrócił głowę w lewą stronę, aby się rozejrzeć[to jest tak, jakby poruszył się, żeby następnie się poruszyć. Bezsens]. Ale tam niczego nie było - same pustki, jak gdy wychodził na spacerniak każdego dnia swojego wyroku[jedynie pustka, taka sama jak każdego dnia swojego wyroku, gdy wychodził na spacerniak]. Tyle, że wtedy [tam] byli jeszcze nieliczni strażnicy patrolujący parter. Teraz zupełnie nikogo [Teraz w tym miejscu nie został zupełnie nikt]. A nawet niczego[nic] podejrzanego, co rzucałoby się w oczy[miało być zupełnie pusto, tak?]. Z głośnym jęknięciem obrócił głowę w prawo, w stronę swojego rannego ramienia. Tam także nikogo nie spostrzegł. Dookoła [były] jedynie szarawe ściany, pancerne[kuloodporne/pociskoodporne/grube] szyby i drzwi do biura głównego oraz stołówki.[Bezsensownie wytykasz pustkę. Nie czuję tego. Może to z powodu ilości błędów] Pełen pytań i niewiedzy spojrzał[odnszę wrażenie, że wcześniej miał trudności z poruszaniem się] na swoją ranę, z której ponownie zaczęła lać się krew. Nie dużo, jednak znowu pojawiła się świeża plama na jego czarno-białej koszuli[a pojawiła się wcześniej?].
- Co tu[bez tu. Wie co tutaj się wydarzyło, wiec pytanie powinno być ogólne] się mogło do cholery wydarzyć? - zapytał cichym głosem wiedząc, że i tak nikt mu nie odpowie. Dalej kontynuował w myślach - "Przecież to niemożliwe, żeby wszystkich ewakuowali, a jedynie mnie pozostawili samego. To nienormalne. Coś musiało się stać!"[Postać- debil. Postrzelili go, co, nie wie?]
Bryan był tak ciekawy tego, co stało się dookoła, że nawet nie zważając na okropny ból z ramieniu próbował wstać na nogi. Na szczęście tym razem mu się udało i stanął w pionie. Wciąż trzymając się za ranę, udał się powolnym i chwiejnym krokiem do drzwi gabinetu dyrektora, mając nadzieję, że kogoś tam zastanie[Przed chwilą stwierdził, ze jest kompletnie pusto]. Po zrobieniu kilkunastu kroków doszedł do nich i chwycił lewą ręką za gałkę klamki. Przekręcił ją i otworzył szeroko drzwi. Rozejrzał się w środku i tu także nie znalazł ani żywej duszy. Stracił już nadzieję na spotkanie kogokolwiek w tym budynku, dlatego postanowił wyjść na zewnątrz i tam poszukać jakieś pomocy. Wejście główne było cały czas otwarte, tak samo, jak w chwili, kiedy uciekał z swojej celi. Wychodząc z budynku światło Słońca mocno błysnęło mu po oczach, więc zakrył je lewą ręką[co, co? Światło słońca komuś błyszczy?]. Kiedy już się przystosował[Kiedy jego wzrok się przyzwyczaił. On chodzi z przestrzelonym ramieniem, tak ? i już nie zarzuca czytelnika opisami bólu?], odsłonił je[a, to przystosowały się do sytuacji zasłonięcia. Teraz znowu słońce go oślepi] i ukazał się mu przerażający widok. Stał tuż przed doszczętnie rozwalonymi śmigłowcami, którymi to[bez to] mieli ewakuować się bezpiecznie jakiś czas temu[bez 'jakiś czas temu']. Jeden z nich jeszcze lekko płonął, a części pozostałych porozrzucane po całym parkingu, przyprawiały o gęsią skórkę. Ale [to] chyba nie to było najgorsze dla Bryana. Dookoła było pełno zwłok osób[bez 'osób'], które miały nadzieję na szczęśliwe opuszczenie więzienia[chyba raczej na ucieczkę z niego]. Byli to zarówno strażnicy, którzy mieli dopilnować, aby wszyscy trafili do śmigłowców, a także sami więźniowie, którzy mimo rozpętanych zamieszek chcieli poczuć się bezpiecznie[no już, jasne] i wrócić do rodziny[to brzmi jakby to strażnicy mieli ich tam odwieźć]. A teraz wszystko stracili. Ciała leżały dosłownie wszędzie. Zarówno bezpośrednio na betonowym parkingu, jak i w samych zrujnowanych helikopterach. Niektórzy bez dłoni, inni [bez] stóp, a [niektórzy] nawet pozbawieni głów. Ten widok tak zszokował Bryana, że łzy spłynęły mu po policzkach, a z niedowierzania upadł na kolana i oparł się rękoma[to za co go uwięzili w takim więzieniu? Pomyślałam, ze za jakieś morderstwo. A on się boi i przejmuje martwymi ciałami i się 'szokuje'?]. "Nie! To aż[bez 'aż'] niemożliwe!" - krzyczał w duchu. W pozycji tej klęczał kilkanaście minut. Łzy kapały na beton. W pewnej chwili otarł wilgotne oczy i wstał na nogi[a ramię?]. Przez tą tragedię, którą miał przed sobą, całkowicie zapomniał w[o] bólu ramienia. Spojrzał jeszcze raz przed siebie, z wielkim przekonaniem[o czym?] i twardym[zaciętym/nie wiem jakim] wyrazem twarzy.
- Nie mogłem nic na to poradzić! Ale ja się tak łatwo nie dam, cokolwiek ich spotkało! Słyszycie? Mnie tak łatwo nie weźmiecie![jaki uduchowiony...]

Błędy i końcówka - koszmarne. Ale mniej więcej do połowy czytało mi się całkiem przyjemnie. Tekst ma w sobie to coś. Przydałaby ci się beta.
Poza tym... Nie jestem w stanie tego wszystkiego ogarnąć przy tej ilości poprawień. I to tylko tych koniecznych.
Pozdrawiam i nie poddawaj się w trudach prób literackich!
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
The Secluded Age [+18] - przez Seternam - 02-04-2012, 19:20
RE: The Secluded Age [+18] - przez Natasza - 02-04-2012, 19:37
RE: The Secluded Age [+18] - przez Hillwalker - 02-04-2012, 19:40
RE: The Secluded Age [+18] - przez Seternam - 02-04-2012, 19:45
RE: The Secluded Age [+18] - przez Natasza - 02-04-2012, 19:45
RE: The Secluded Age [+18] - przez Magiczny - 02-04-2012, 20:13
RE: The Secluded Age [+18] - przez Predator - 04-04-2012, 22:06
RE: The Secluded Age [+18] - przez Seternam - 06-04-2012, 11:14
RE: The Secluded Age [+18] - przez Natasza - 06-04-2012, 12:07
RE: The Secluded Age [+18] - przez Seternam - 06-04-2012, 12:09
RE: The Secluded Age [+18] - przez Natasza - 06-04-2012, 12:11
RE: The Secluded Age [+18] - przez Magiczny - 06-04-2012, 12:38
RE: The Secluded Age [+18] - przez Changed - 06-04-2012, 14:15
RE: The Secluded Age [+18] - przez Seternam - 07-04-2012, 13:14
RE: The Secluded Age [+18] - przez Changed - 07-04-2012, 14:09
RE: The Secluded Age [+18] - przez Seternam - 07-04-2012, 21:29
RE: The Secluded Age [+18] - przez Changed - 08-04-2012, 11:05
RE: The Secluded Age [+18] - przez Seternam - 09-04-2012, 21:16
RE: The Secluded Age [+18] - przez Changed - 10-04-2012, 10:54
RE: The Secluded Age [+18] - przez Seternam - 11-04-2012, 18:08
RE: The Secluded Age [+18] - przez Predator - 11-04-2012, 19:04
RE: The Secluded Age [+18] - przez Changed - 12-04-2012, 14:41
RE: The Secluded Age [+18] - przez Seternam - 26-04-2012, 18:25
RE: The Secluded Age [+18] - przez Yarpen Zirgin - 27-04-2012, 10:30
RE: The Secluded Age [+18] - przez Okruszek - 27-04-2012, 23:34
RE: The Secluded Age [+18] - przez Piramida88 - 18-01-2013, 11:44

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości