Haniel - ponieważ nie przywykłam do pozostawiania tematów w stanie "nie chce mi się z Tobą gadać" wyjaśniam:
W wyedytowanym dopisku jest tak:
tekst = to słowa, które napisałam ja, Natasza, tak? Autor. Nie narrator, bo narrator nie ma nic do gadania i musi gadać to, co mu napiszę.
Więc: Ja napisałam bełkot, jak przedszkolak, który jeszcze nie włada językiem. Przyjmuję to jako określenie pełne ekspresji: bardzo, ale to bardzo nie podoba Ci się językowe ujęcie. Twoje prawo. Nie zgadzam się, bo język w tym opowiadaniu daleki jest od umiejętności językowych przedszkolaka. Zapytam więc o intencje dla tego bardzo dosadnego określenia? Odczytałam jako złośliwość. Moje prawo? Chyba tak.
Może przejść taki zabieg, ale nie w dużych ilościach - ok, to opinia na temat Twoich oczekiwań.
Trauma nie spowoduje cofnięcia się w rozwoju... - nie wdaję się w rozważania, czy spowoduje, czy nie (w odniesieniu do ofiary przemocy). Następnie piszesz, że trauma spowoduje małomówność. To znaczy, że nie powinna moja bohaterka nic mówić. I rzeczywiście, nie wypowiada ona żadnego słowa, tzn. nie cytuje żadnej swojej wypowiedzi. Opowiada w czasie przeszłym, więc może to być równie dobrze 50 lat po zdarzeniu. Narrator opowiada słowami, które ja mu wymyśliłam - zaznaczam, że chciałam stworzyć poprzez narrację portret psychologiczny (tzn. nie opowiadać co się w niej dzieje wprost, ale stylizować język)
I zapytajmy: do czego odnosi się wyrażenie "cofnięcie w rozwoju"? Idąc tropem Twoich zapewnień odnosi się do języka narracji, a wiec do mnie, bo ja go stworzyłam.
Moja bohaterka mogła się cofnąć w rozwoju i zachowywać jak przedszkolak.
Ale język narracji nie cofnął się w rozwoju i nie zachowuje jak przedszkolak. Język narracji oddaje (chciałabym, żeby tak było) niestabilność emocjonalną, przerzutność, natręctwa myśli, potęgowanie się irracjonalnych skojarzeń. Całkowicie panowałam (starałam się) nad językiem. A tu bach! - język jest opóźniony w rozwoju. Ja jestem opóźniona w rozwoju, bo mówię takim językiem.
Rozumiesz?
Nieporozumienie polega na tym, że operujesz na zmianę różnymi pojęciami i sądzę, że ich nie rozumiesz (język, styl, narracja, stylizacja to dla Ciebie wszystko jedno). Próbowałam Ci to wyjaśniać, ale Ty tylko potęgowałeś dosadność określeń. Więc przyjęłam to za atak i postanowiłam nie odpowiadać (tłumaczyć) więcej, bo konflikt by się nasilał. I napisałam o tym.
Udało się nam rozbełtać komentarz i właściwie opowiadanie zupełnie zniknęło z zasięgu wzroku. Ale celem moim jest, byśmy stosowali pojęcia zgodnie z ich znaczeniem, a nie jak się komu chce.
Opowiadanie nie jest pewnie kierowane do tej grupy wiekowej, którą reprezentujesz, świadczyć może o tym fakt, że dyskutujemy o zachowaniu się psa i czy winda poprzyjeżdża nagle czy nie. Albo przesiewamy słowa, żeby się zrozumieć i nie możemy, bo mówimy różnymi językami (polskimi).
Pozdrawiam.
W wyedytowanym dopisku jest tak:
haniel napisał(a):Dla mnie większość tekstu jest jak bełkot dziecka z przedszkola, które jeszcze nie włada dobrze językiem. Może przejść taki zabieg, ale nie w dużych ilościach. I tak, rozumiem traumę, ale trauma nie spowoduje raczej cofnięcia się w rozwoju, przynajmniej tak mi się zdaje, a co najwyżej zamknięcie się w sobie, małomówność, coś takiego.
tekst = to słowa, które napisałam ja, Natasza, tak? Autor. Nie narrator, bo narrator nie ma nic do gadania i musi gadać to, co mu napiszę.
Więc: Ja napisałam bełkot, jak przedszkolak, który jeszcze nie włada językiem. Przyjmuję to jako określenie pełne ekspresji: bardzo, ale to bardzo nie podoba Ci się językowe ujęcie. Twoje prawo. Nie zgadzam się, bo język w tym opowiadaniu daleki jest od umiejętności językowych przedszkolaka. Zapytam więc o intencje dla tego bardzo dosadnego określenia? Odczytałam jako złośliwość. Moje prawo? Chyba tak.
Może przejść taki zabieg, ale nie w dużych ilościach - ok, to opinia na temat Twoich oczekiwań.
Trauma nie spowoduje cofnięcia się w rozwoju... - nie wdaję się w rozważania, czy spowoduje, czy nie (w odniesieniu do ofiary przemocy). Następnie piszesz, że trauma spowoduje małomówność. To znaczy, że nie powinna moja bohaterka nic mówić. I rzeczywiście, nie wypowiada ona żadnego słowa, tzn. nie cytuje żadnej swojej wypowiedzi. Opowiada w czasie przeszłym, więc może to być równie dobrze 50 lat po zdarzeniu. Narrator opowiada słowami, które ja mu wymyśliłam - zaznaczam, że chciałam stworzyć poprzez narrację portret psychologiczny (tzn. nie opowiadać co się w niej dzieje wprost, ale stylizować język)
I zapytajmy: do czego odnosi się wyrażenie "cofnięcie w rozwoju"? Idąc tropem Twoich zapewnień odnosi się do języka narracji, a wiec do mnie, bo ja go stworzyłam.
Moja bohaterka mogła się cofnąć w rozwoju i zachowywać jak przedszkolak.
Ale język narracji nie cofnął się w rozwoju i nie zachowuje jak przedszkolak. Język narracji oddaje (chciałabym, żeby tak było) niestabilność emocjonalną, przerzutność, natręctwa myśli, potęgowanie się irracjonalnych skojarzeń. Całkowicie panowałam (starałam się) nad językiem. A tu bach! - język jest opóźniony w rozwoju. Ja jestem opóźniona w rozwoju, bo mówię takim językiem.
Rozumiesz?
Nieporozumienie polega na tym, że operujesz na zmianę różnymi pojęciami i sądzę, że ich nie rozumiesz (język, styl, narracja, stylizacja to dla Ciebie wszystko jedno). Próbowałam Ci to wyjaśniać, ale Ty tylko potęgowałeś dosadność określeń. Więc przyjęłam to za atak i postanowiłam nie odpowiadać (tłumaczyć) więcej, bo konflikt by się nasilał. I napisałam o tym.
Udało się nam rozbełtać komentarz i właściwie opowiadanie zupełnie zniknęło z zasięgu wzroku. Ale celem moim jest, byśmy stosowali pojęcia zgodnie z ich znaczeniem, a nie jak się komu chce.
Opowiadanie nie jest pewnie kierowane do tej grupy wiekowej, którą reprezentujesz, świadczyć może o tym fakt, że dyskutujemy o zachowaniu się psa i czy winda poprzyjeżdża nagle czy nie. Albo przesiewamy słowa, żeby się zrozumieć i nie możemy, bo mówimy różnymi językami (polskimi).
Pozdrawiam.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]
Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".