Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Lustra
#1
(Nie wiem, czy na pewno dobry dział, jakby co, to proszę o przeniesienie, opowiadanie zawiera śladowe ilości wulgaryzmów i innych brzydkich rzeczy)









LUSTRA




- Daj pograć, Alex, Ale-ex! no daj pograć!
- Robię lekcje, daj spokój, Kuba.
- Ale to dopiero na za tydzień! No Alex, no!
- Ech, masz. – Wstaję od komputera i czochram bratu włosy. Przeciągam się i wychodzę z pokoju, dziś mam ochotę coś zjeść, ochotę na truskawki, cukier, bitą śmietanę i biszkopty. Po drodze do kuchni skręcam w lewo. Staję przed lustrem i przyglądam się zmęczonym oczom naprzeciwko. Biorę z półki tusz, poprawiam sobie rzęsy, od kiedy pani psycholog stwierdziła, że moje malowanie się jest tylko sposobem odgradzania się od rzeczywistości i że jako takie jest skutkiem moich problemów, rodzice przestali się wściekać za każdym razem, kiedy umalowałem się jak trup. W każdym razie – próbują tego nie okazywać.
Wracam do przerwanego marszu, salon jest pusty, mama i Marek siedzą u siebie. W kuchni robię wszystko, co trzeba, by przygotować sobie truskawki z bitą śmietaną i biszkoptami. Kiedy wracam do gościnnego, siedzą już przy stole:
- O, widzę, że zrobiłeś sobie coś słodkiego. A ja się zastanawiałam, czy nie zrobić czegoś poważnego.
- Mhm.
- Usiądź, co tak stoisz – to Marek. Usiadłem.
- Jak ci minął dzień? – mama.
- Okej.
- Działo się coś?
- Nie.
- Nic się nie działo? – Marek.
JA: Nie, zwykły dzień w szkole.
MAMA: Ktoś coś mówił? pokłóciłeś się z kimś?
JA: Nie, wszystko ok.
MAREK: Jak tam biologia.
JA: Normalnie. (Dajcie mi już święty spokój)
MAREK: No ale co okej? Jak poszedł referat?
JA: Nie czytałem.
MAMA: A kiedy będziesz czytał?
JA: (Jezus-Maria) Nie wiem.
MAMA: Co taki ponury? Stało się coś?
JA: Nie.
MAMA: Na pewno?
JA: Na pewno.
MAREK: Dziewczyna cię nie rzuciła? (Śmiech)
JA: Nie.
MAMA: No! uśmiechnij się.
JA: Mhm. (Zaczynam jeść)
MAREK: No, powiedz coś.
MAMA: Opowiedz nam, chcemy wiedzieć, „jak ci się żyje”. (Brzmi jak w cudzysłowie)
JA: Mówiłem już, nic się nie działo.
MAMA: (Do Marka) Widzisz? Zawsze tak – „nic się nie działo”.
MAREK: Powiedz nam, jak będzie się dziać.
JA: Mhm. (Wstaję)
Cały niemal drżę z bezradnej złości. Jak tylko zaczynają coś mówić, wściekam się, sam nie wiem czemu.
Pokój Kuby, płyty walają się po podłodze, zbieram, wstawiam, łóżko niepościelone, zeszyty, mundurek, podręczniki, pudełka, nie chce mi się. Wychodzę, wracam do swojego. Nie ma co robić. Zaczynam się pakować. Chemia, biologia, angielski… Nie zrobiłem pracy domowej, zdążę rano? zdążę. Dwa polskie, tęsknię za Alicją, chcę, żeby już było jutro. Kształcenie słuchu, matematyka, historia. Dobra.
- W co grasz?
- W wampira.
- Nie powinieneś grać w takie gry, są za brutalne. Wiesz, że jest od osiemnastu?
Nie jest pewien, czy żartuję. W sumie fakt, nie powiedziałem tego zbyt wesołym tonem. Czochram mu włosy. Gdzie ja położyłem tę książkę? na górze? Wspinam się na palce i macam po poduszce. Jest. Zdejmuję. Siadam na krześle i zaczynam czytać, dopiero doszedł do komputera, ale chcę już iść spać.
Mija jakiś czas, zostało mi jeszcze jakieś sześćdziesiąt stron, ale nie dam rady dzisiaj skończyć. Podnoszę wzrok na lustrzane drzwi szafy. Nogi w tych rurkach wyglądają całkiem dobrze, lubię czarny. Lustrzany Kuba gra na komputerze, odkładam Kafkę, Alex zza lustra patrzy się na mnie. Biodra są za szerokie, wcięcie w talii wciąż za małe. Może dać mu jeszcze trochę pograć. Przynajmniej cycki nie są za małe, lustrzana Alex wstaje i odgarnia grzywkę. Boże, ale ja mam potargane włosy. Odwracam się do lustrzanego Kuby.
- Kończ już.
- Ale siostraa!
- Nie gadaj. Wyłączaj to, albo sama ci to wyłączę.
Burmuszy się – ale poszedł. Mały zboczeniec! Jestem pewna, że się na mnie gapił, gdy czytałam. Nie posprzątał nawet chusteczek z łóżka, bachor jeden.
Wyłączam komputer. Dlaczego w tych drzwiach nie ma zamka? Już sobie wyobrażam minę matki. A co mi tam, mam dość, powiem jej jutro. Idę do łazienki, zmywam makijaż, prysznic, zęby, piżama, oczywiście stoi w drzwiach – mówi, że czeka, aż zwolnię łazienkę. Zrobiłabym mu coś, ale nie za bardzo wiem, co. Wracam do swojego, wspinam się na łóżko – budzik nastawiony? – wreszcie się kładę. Oni mają siłę, żeby się jeszcze modlić? Chcę szybko zasnąć, żeby już było rano, żeby do Alicji.

+++

- Wyłącz ten budzik!
- Aeołaaa…
Zimno, i zwlec się z łóżka, Boże, ech, zsuwam się jakoś, kiedyś połamię sobie nogi. Kuba już się umył, łazienka wolna, prysznic, suszarka, najpierw zjeść. Marek już pewnie przygotował śniadanie.
- Jajecznica.
- A to nowość.
- Chciałabyś coś innego? Mogę zrobić na drugi raz.
- To ty umiesz zrobić coś innego?
- Jak ty się odzywasz? Niegrzeczna od samego rana.
- Och, daj mi spokój, nie mów do mnie, jakbyś był moim ojcem.
- Alex! Chyba już o tym rozmawialiśmy.
- Po pierwsze to rozmawiaaaliśmy. A po drugie, nie obchodzi mnie, co ty uważasz na ten temat. Idę
- Zjedz do końca.
- Nie jestem głodna. (Kurwa, muszę to wyrzygać)
Łazienka – to chyba jedyne miejsce w całym tym zasranym domu, gdzie mogę być sama.
- Siostra, wyłaź!
- Spieprzaj!
Palce – usta – ubikacja. Kurwa, jak ja wyglądam? Pochylam się nad lustrem, nalewam wody do kubka, płuczę usta, zdejmuję bluzkę, Alex za lustrem też zdejmuje. Pora wybrać coś do założenia, tak, to będzie dobre, Michał znów stwierdzi, że ubieram się jak pedał, ma problem. Oni wszyscy muszą nosić te obrzydliwe mundurki. Ja przynajmniej noszę to, co chcę, kochana pani psycholog. Dobra, teraz twarz, włosy, grzywka, puder, oczy, szminka, jeszcze kolczyki. Chyba się już przyzwyczaili, mam nadzieję, nie znoszę zwracać na siebie uwagi.
Wtedy jeszcze zabraniali mi się malować. Pierwszy dzień szkoły, najpierw zwracają na ciebie uwagę, bo masz dziwne imię (jedyna pamiątka po ojcu), potem myślą sobie, że dziwnie się ubierasz. Następnego dnia zauważają, że inaczej się zachowujesz, inaczej siedzisz, ciągle robisz coś z dłońmi. Za tydzień jesteś dziwadłem, obgadywany, oceniany. Nauczycielom też przeszkadzam – mimo że jestem zdolny, lepsze oceny ma tylko Wera. Teraz już przynajmniej mogę wyglądać tak, jak chcę.
Pokój – przedpokój. Mama wychodzi od siebie, w koszuli nocnej, zaspana.
- Wychodzisz już?
- Mhm.
- Co tak wcześnie?
- Lubię.
- Podwieźć cię? – odzywa się Marek.
- Nie, dzięki.
- Jak chcesz. (Zaczynam wychodzić)
- Pożegnaj się przynajmniej! (Matka, oczywiście)
- Pa.
- Cześć!
W szkole jak zwykle, wyjmuję angielski, prosty, dużo pisania po nic. Schodzą się powoli. Już nic nie robię, patrzę na nich znad książki. Przychodzą, rozmawiają ze sobą, wyjmują rzeczy z szafek, udają, że mnie nie widzą (potem, tuż przed ósmą, przyjdą dzieciaki, będą się we mnie wgapiać jak w jakąś pierdoloną monalizę). Alicji nie ma, czemu ona zawsze tak późno przychodzi?
- Cześć.
Otrząsam się z zamyślenia i odwracam głowę. To do mnie?
- Cześć.
Karola.
No, to by było na tyle. Wystarczy, jak na pierwszy raz. Zaraz będzie dzwonek, wpakowuję rzeczy do plecaka.
Lekcje, lekcje, lekcje. Alicja znów ma zły dzień, do mnie niemal w ogóle się nie odzywa, z Karolą rozmawia. Podchodzi do niej Kamila, pyta o coś, Alicja śmieje się (jaka ona jest piękna), odpowiada. Jak ona to robi – że nikt nic nie wie?
Nie do końca. Oczywiście wiem ja, Karola, a od niedawna wychowawczyni. Ona chyba uważa, że to moja wina, zły wpływ i tak dalej. Przestań obgryzać paznokcie, podchodzi do mnie.
- Co robisz po lekcjach?
- Nic.
- Okej, zaczekaj, aż skończę fortepian, okej?
- Jasne.
Nawet mnie nie dotknęła, coś się stało? Tak, cały czas coś się dzieje (nie bądź niesprawiedliwy – dobrze wiesz, co czuje). Ale i tak… Jak mogłem tego nie widzieć? Pół roku temu wydawała mi się taka pogodna (teraz przynajmniej wiem, jak bardzo jest mi bliska). Chcę się po prostu przytulić. Ostatni dzwonek. Wychodzimy, korytarze, 27, wchodzi na lekcje – ja siadam na parapecie. Wyjmuję książkę. Za oknem martwy gołąb, wokół niego wrony, co jakiś czas któraś podlatuje i wydziobuje kawałek. Smacznego.
- Hej, ty.
Ja nie mogę, Franek, do której on chodzi? Piątej? Szóstej? Wkurzający dzieciak. Myśli, że wszystko mu wolno.
- A po co ty się malujesz? – Nienawidzę tego tonu. Tak, jakby myślał, że nikt nie widzi zaczepki pod pseudo-zwykłym pytaniem. Jakby myślał, że mamy obowiązek nic mu nie robić.
- Idź sobie.
- No to odpowiedz.
- Lubię.
- Dziewczyny się malują.
- Nie zauważyłem.
- Chcesz być dziewczyną?
Chcę po prostu poczytać.
- Spadaj.
- Odpowiedz, chcesz?
Niech on się odczepi.
- Spadaj.
- To po co się malujesz? Dziewczyny się malują.
Wychodzi Alicja, wreszcie, nic nie mówi, schodzi na dół (czy ona w ogóle się na mnie spojrzała?), idę za nią, przynajmniej pozbyłem się Franka.
- Obejrzałem przedwczoraj bardzo dobry film, wiesz? Polańskiego, „Lokator”. Mówię ci, ściągnij sobie…
- Alex. – Odwraca się i zatrzymuje.
- Tak?
- Muszę ci coś powiedzieć.
- Tak, mała?
- Myślę, że nie powinniśmy być razem.





Nagle wszystko zatrzymuje się, zamiera w szkaradnej powłoce rzeczywistości jak ze snu.
Nie.
Nie.
Nie.
Nie, nie, nie, nie, nie. Nie, nie! Nie, po prostu… Stoję. Nie, nie, nie, nie, nie, nie. Ona, już, ale. Nie, nie, nie, nie wytrzymam. Nie! Błagam, nie! Łamię się, rzucam się przytulić ją. Ona stoi, jak lalka. Z tą jej miną, obojętną, jakby gdzieś w środku cierpiała, a z drugiej strony taką bezradną. Nie, nie, nie.
- Lepiej już pójdę, przepraszam cię.
Zostawia mnie. Samego. Nie wiem, co robić. Nie mogę się ruszyć. Alicja, Alicja! Chwiejnym krokiem dochodzę do poręczy. Wiedziałem, że to się kiedyś stanie. Ale kochałem ją, kocham ją tak bardzo!… Boli, boli, w środku mnie. Czułem to, już od dłuższego czasu, ale… O mój Boże, jak to boli! Co ja mam teraz zrobić? Wychodzę na dwór, na boisku bawią się dzieci. Udawaj, że wszystko w porządku. Po co? Po co? Przecież ja zawsze wyglądam, jak… Nie, nie, nie, nie, nie, boli, boli! Wracam do domu, na pamięć, nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem płakać. Wchodzę do windy, kulę się gdzieś w rogu. Czuję, jak drży, kiedy mechanizm wciąga ją na trzecie piętro. Nie wstaję, nie mam siły, zostaję tutaj, tu nikogo nie ma. Wciskam się głębiej w róg, płaczę.

+++

Nie wiem, ile czasu minęło. Łzy zaschły mi na twarzy, ból stał się tępy, nierealny. Na piętrze ktoś otwiera drzwi, szybko, bezwiednie podnoszę dłoń i wciskam guzik. Winda zaczyna jechać wyżej, na ostatnie piętro. Muszę coś ze sobą zrobić, wstaję, przyglądam się swojemu odbiciu – wyciąga coś z plecaka, mokrą chusteczką ściera rozmazany tusz, poprawia szminkę, nakłada puder, rozczesuje włosy, poprawia spódniczkę. Czuję się, jakbym tylko bezwiednie powtarzała ruchy własnego odbicia.
Dosyć tego. Zjeżdżam na swoje piętro, otwieram mieszkanie. Nikogo nie ma. Rzucam gdzieś plecak i wchodzę do swojego pokoju, wyjmuję telefon. Jak ona mogła! Odbieraj! Odbieraj! Miej odwagę, kurwa!
- Alex, proszę, nie dzwoń do mnie.
- Alicja, dlaczego? Już mnie nie kochasz?
- Alex, proszę cię…
- Nie pamiętasz, jak nam było razem dobrze? Nie pamiętasz Gdańska? Łodzi? Co się stało?!
- Nie bądź zła… Przepraszam cię, chyba po prostu… to się skończyło.
- Nie gniewaj się?! Popełniłaś najgorszy błąd w swoim życiu.
- Alex, zrozum, błagam… potrzebuję prawdziwego chłopaka.
Dość! Dość! Mój krzyk rozchodzi się po całym mieszkaniu, a może i po bloku. Rzucam telefonem, rozbija się, bateria, klawiatura, obudowa. Nie wiem, co robić. Już nie wytrzymam. Nie mam siły. Chcę tylko schować się, umrzeć, chcę tylko spokoju, spokoju! Rozglądam się, kątem oka widzę w lustrze siebie, siedzącego na fotelu, z twarzą zatopioną w chustce, którą od niej dostałem. Przekręca się klucz w drzwiach, wracają. Odwracam się nerwowo. Kroki w przedpokoju. Wchodzi mama z Markiem. Chowam chustkę do kieszeni i staram się wyglądać, jakbym coś robił. Zeszyt, komputer, chipsy (nie, nie połknę tego). Oczywiście zaraz przychodzą, nawet nie zdążyła zmienić butów.
- Cześć kochanie! (Co za ponura groteska)
- Hej, mamo.
- Jak było w szkole?
- Dobrze. (Odejdź, błagam)
- Dostałeś jakąś ocenę?
- Nie. (…Błagam…)
- Co z referatem?
- Okej.
- Mówiłeś?! (Krzyczy, jakbym co najmniej powiedział, że zamordowałem brata)
- Mhm.
- Alex! Czy od ciebie wszystko trzeba na siłę wyciągać?
- Nie. (Zostaw mnie)
- No i jak ci poszło?
- Nie wiem. (Zostaw mnie samego)
- Nie wiesz?! (Znowu, Boże, nie wytrzymam!…)
- Nie
- Jak to nie wiesz?
- Nie ma jeszcze ocen.
- Ale chyba czujesz, jak ci poszło?
- Nie.
- Nie wierzę.
- Dobra, nie chce mówić, to nie, co go będziesz na siłę zmuszać? (Marek, na siłę zmuszać…)
- Nie wiem, co myśmy ci zrobili, że traktujesz nas w ten sposób… (Płacz? Dlaczego ona zawsze tylko… Dlaczego nigdy tak, jak potrzebuję?).
Drzwi zamykają się, a ja czuję, że dłużej nie zniosę. Nie wytrzymam. Gdybym mógł zrobić cokolwiek, gdybym potrafił, gdybym się nie bał. Zaczynam krążyć po pokoju. Muszę, muszę. Odbicie zbliża się i oddala, ale jej kroki nie są tak beznadziejne, mają swój cel. Patrzę za nią, gdy wybiega z pokoju, sprawdzam kieszenie, jest bilet. Światła, ulica, przystanek, autobus. Nogi same mnie prowadzą, wbiegam do bloku, schody, drzwi numer 13 – ironia – naciskam klamkę, otwarte.
- Cześć Alex! Alicja nie wspominała, że wpadniesz.
- Chyba ma coś mojego, wpadłam odebrać, zaraz idę.
- Jasne, jest w swoim pokoju. – Biedna kobieta, o niczym nie wie.
Jestem w pokoju. Alicja bardziej niż na zdziwioną, wygląda na przerażoną.
- Co ty tutaj…?
Nie kończy zdania, uciszam ją moimi wargami. Przyciskam do ściany, wpijając usta w jej. Chwytam za nadgarstki. Przez chwilę szamocze się, próbuje wyrwać, protestować, cokolwiek. Ale wreszcie oddaje pocałunek, przyciska mnie do siebie… Ale nie przyszłam tutaj dla pocałunków. Przesuwam dłońmi wzdłuż jej rąk, obejmuję szyję – i zaciskam palce. Zaczyna wić się, skręcać, próbuje krzyczeć, ale gryzę ją w język. Drapie mnie, szarpie ubranie, ale jej wysiłki tracą coraz bardziej na sile, słabną, nikną, już tylko cicho jęczy, osuwa się, aż wreszcie opada bezwolnie na podłogę. Patrzę na nią i nie potrafię zrozumieć, co czuję. Uświadamiam sobie, że się śmieję, histerycznie, wybiegam z pokoju, z mieszkania, z bloku, biegnę przed siebie szaleńczo, wiem, że jej matka zaraz zobaczy, wiem, że zaraz mnie złapią – chcę tylko do domu, do domu! W ostatniej chwili wskakuję do tramwaju, za pięć minut moje kroki odbijają się echem po klatce schodowej. To już moje piętro, to już moje drzwi. Już zaraz, zaraz! Wpadam do domu, jeszcze kilka kroków i wreszcie będę w swoim pokoju, jeszcze tylko te kilka kroków…
Przed drzwiami stoi Kuba.
- Nie wchodź tam, Alex, nie wchodź tam…
Odpycham go, otwieram drzwi.
Nareszcie! Nareszcie!
Muszę stąd uciec, uciec, zaglądam w lustro, Alex siedzi oparty o ścianę, głowę położył na kolanach i patrzy na mnie… Coś jest nie tak – Szarpnięcie, czyjeś silne dłonie łapią mnie od tyłu i wykręcają ręce za plecy. Krzyczę, wyrywam się, ale nie mam wystarczającej siły. Alex wpatruje się we mnie. Widzi trzecią osobę, która podchodzi do mnie z tyłu. Widzę strzykawkę, którą trzyma. Ale nie mam siły jej ostrzec. Głowa ciąży mi na kolanach, powieki zaczynają opadać, chustka wysuwa się spomiędzy drętwiejących palców. Jej róg zanurza się powoli w powiększającej się, rubinowej kałuży. Rodzice wpadają do pokoju, Kuba ich ostrzegł, zobaczył, że coś się dzieje. A za lustrem trzech mężczyzn zakłada kaftan bezpieczeństwa rzucającej się i wrzeszczącej Alex. Przez jej krzyki dosłyszeć można jakieś rozmowy, szpital psychiatryczny, kuracja, morderstwo. Ale ja widzę już tylko jej obłąkane oczy utkwione we mnie. I wiem, że w moich gasnących oczach tli się ten sam obłęd. Ostatnim wysiłkiem, Alex zbija lustro i wszystko miesza się, wszystko gubi się, i wszystko rozmazuje w rosnącej, dławiącej, ogarniającej cały dom kałuży krwi.













.
[Obrazek: sygnatka.png]
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Lustra - przez Artychryst - 29-08-2011, 14:58
RE: Lustra - przez księżniczka - 29-08-2011, 17:06
RE: Lustra - przez Artychryst - 29-08-2011, 17:24
RE: Lustra - przez Morydz - 29-08-2011, 17:47
RE: Lustra - przez Artychryst - 29-08-2011, 18:15
RE: Lustra - przez Hobbit Kasandra - 29-08-2011, 20:51
RE: Lustra - przez Artychryst - 29-08-2011, 20:59
RE: Lustra - przez Liwaj - 29-08-2011, 21:30
RE: Lustra - przez Kassandra - 29-08-2011, 22:45
RE: Lustra - przez Artychryst - 29-08-2011, 23:04
RE: Lustra - przez księżniczka - 29-08-2011, 23:16
RE: Lustra - przez Artychryst - 29-08-2011, 23:17

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości