Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Rozpacz rozłąki
#1
[Bardzo nieśmiały debiut, będę wdzięczna za krytyczne uwagi. Tekst jest fragmentem większej całości (jeśli nie jest to dobry pomysł, to proszę o uświadomienie mnieSmile) - przeżycia bohaterki po śmierci jej ojca.
Zapraszam.]




Ból.
Zimny, palący ból – to wszystko, co jej zostało.
Całą sobą czuła, jak ogień rozpaczy wypala w jej duszy pustkę, nie pozostawiając nic na swej drodze. Nic, oprócz bólu.
Świat wokoło spowiła czarna mgła. Jednak Rosa patrzyła jedynie w puste oczy taty, w których już nigdy nie miało zagościć życie. Były idealnie szare, niegdyś pełne blasku – a teraz tak przerażająco martwe.
- Nie, nie, nie… to nie mogło się stać… On po prostu… nie może… – łkała dziewczyna, potrząsając ciałem Oriona, jakby mogła go obudzić. Jego skóra była jeszcze ciepła…
Rosa położyła głowę na jego ramieniu, aby nie patrzeć już dłużej w te puste oczy. Rozrywała ją bezgraniczna rozpacz, żal i gniew. O tak, była zła. Zła na zabójcę, że odebrał jej tatę, zła na siebie, że do tego dopuściła, zła na wszystko i wszystkich… Przytłaczało ją to niewyobrażalnie, a jedynym ujściem dla cierpień okazały się łzy. Płakała, płakała bez końca, nawet nie zauważyła, kiedy położyła się na brudnej ziemi i płakała.
Wszystkie myśli odpłynęły z jej umysłu. Miała wrażenie, że unosi się wysoko w górę i odbywa daleką podróż przez niebo, przemierza gwiazdy i galaktyki. Czas przestał dla niej istnieć. Niech płynie sobie gdzieś indziej, tutaj zabrakło dla niego miejsca. Tu zostało tylko cierpienie.
Świat fizyczny wydał jej się kompletnie nierealny, zbyt silnie przeżywała wszystkie kłębiące się w jej duszy uczucia. Jedyną rzeczą, z jaką porównać mogła porównać swój ból, było zimne, zakrwawione ostrze, które przebiło pierś Oriona.
Dziewczyna otworzyła oczy, patrząc w niebo. Wokół wciąż unosiła się gęsta, czarna mgła. „To kawałek śmierci na ziemi” – powiadali ludzie, ale Rosa nigdy w to nie wierzyła. Śmierć? To był dla niej brak życia. Jak więc mogła mieć formę?
Rosa leżała, trzymając dłoń Oriona. Czuła, jak staje się on coraz zimniejszy – bezlitosny chłód szybko przeszywał każdą cząstkę jego ciała. Dziewczyna powoli dotknęła swojej twarzy. Mokre policzki były zaskakująco ciepłe, a z opuchniętych oczu wciąż sączyły się słone łzy.
Znów spojrzała na twarz ojca. Jego policzki były blade jak śnieg, usta zsiniały w odcień fioletu, a oczy bez życia spoglądały w bezkresną przestrzeń. Rosę przeszedł dreszcz, kiedy uniosła się i siedząc, podparta na jednej ręce, spojrzała z góry na ojca.
- Kocham cię, tato – rzekła cicho roztrzęsionym głosem, po czym drżącą ręką zamknęła mu powieki.


Nie zapamiętała, jak dostała się do domu. Po prostu nagle spostrzegła, że siedzi przy kuchennym stole, z kubkiem wystygłej herbaty w dłoni. Dławiło ją już od przełykania słonych łez, lecz ich smak przynajmniej odwracał uwagę. Nie miała już siły myśleć o tym, co się stało.
Zamknęła jego oczy. Tylko tyle dała radę zrobić. Było to niewiele, ale dla niej znaczyło to tak dużo – że odszedł, naprawdę odszedł. Zostawił ją samą.
Dziewczyna upiła łyk miętowej herbaty. Smutek sprawiał, że działały na nią tylko ostre smaki, więc gdyby miała wypić napar z melisy, raczej nic by nie poczuła. Z jej oczu cały czas sączyły się łzy – słone, miękkie łzy, a wydobyte tak zimnym i twardym ostrzem. Gdy przełknęła kolejną łzę, szybko upiła łyk zimnej herbaty, lecz i tak zrobiło jej się niedobrze. Wszystko wokół wydawało się mdłe, mętne, wręcz zgniłe.
Cisza domu była nie do zniesienia. W dogasającym kominku żarzył się jeszcze ogień, który jednak dawał niewiele ciepła, a świeczki paliły się równym, nieporuszonym płomieniem. Wszystkie rzeczy leżały na swoim miejscu, jakby nigdy nic. Garnki nie ruszyły się z brązowych szafek, filiżanki i kubki z drewnianych półek, a fartuszki nadal wisiały przy drzwiach. W piecu wciąż spoczywało świeżo zrobione ciasto, na blacie leżały brudne naczynia. Nic się nie zmieniło.
„Wszystko się zmieniło”
A może wcale nie? Ściany były tak samo zielone, jak dzień wcześniej.
„Już nigdy nie będzie tak jak dotąd”
Szklanki wciąż są obtłuczone, a klucze zardzewiałe.
„Straciłam ojca.”
Ogień tańczy w kominku, świece wolno się wypalają…
„Straciłam tatę!”
Słońce wschodzi i zachodzi….
- A nie powinno! – krzyknęła na głos Rosa, nie wytrzymując już bezruchu domu. Poczuła, że musi z niego wyjść, musi wydostać się na zewnątrz... Przez ciężkie drzwi, korytarzem i schodami dotarła na ostatnie piętro, po czym sprawnie wspięła się po drabinie na strych.
Panował tu zaduch, w powietrzu unosiły się tumany kurzu. Stare meble, ubrania i zabawki spoglądały na Rosę z każdej strony, z każdego kąta. „Na strychu mieszka historia” – słyszała czasem od rodziców, lecz nawet tutaj było lepiej niż na dole, gdzie żyły wspomnienia. Dziewczyna nie zatrzymywała się, pospiesznie torując sobie drogę między starociami. Za każdym razem, kiedy czegoś dotknęła, unosił się w górę kurz i brud, tak że niemal od razu zaczęła kaszleć. Zasłoniła sobie usta dłonią, aby nie wdychać ciężkiego powietrza, jednak coraz trudniej było jej posługiwać się tylko jedną ręką. Co chwilę musiała coś przesunąć, przeskoczyć, przed czymś się uchylić…
W końcu dotarła w pożądane miejsce. Na pozór nie było tam nic szczególnego – ot, po prostu przystanęła, między niczym nie wyróżniającymi się starociami. Musiała jednak dobrze zdawać sobie sprawę, gdzie się znajduje, bo sprawnie wskoczyła na stojącą obok, staromodną komodę. Jej ruchy były tak zwinne, jakby robiła to już wcześniej setki razy i w ogóle nie musiała się nad tym zastanawiać. Z komody od razu wspięła się na wysoką, mahoniową szafę. Te naturalne, niemal mechaniczne ruchy pomagały zapomnieć o wcześniejszych wydarzeniach. Tu miała jeden cel, do którego dążyła po tych starych meblach. Tu wszystko było proste.
Rosa pięła się coraz wyżej i wyżej – z szafy dostała się na belkę, która rozpinała się pomiędzy dwoma spadami skośnego sufitu, a z niej na następną. Gdy była już tak wysoko, że mogła poruszać się wyłącznie na klęczkach, przeszła po wąskiej desce, jednocześnie opukując dach, jakby czegoś szukała. Po chwili odnalazła ten właściwy, pusty dźwięk, uniosła drugą rękę i jeszcze przez moment badała fakturę dachu palcami. Trudno byłoby zauważyć, kiedy wyjęła kilka śrubek, cofnęła się i ostrożnie opuściła klapę w suficie.
Porywisty wiatru od razu rozmierzwił jej włosy i uśmierzył ból w sercu. Kojące uczucie rozlało się po jej ciele, jak woda gasi pragnienie w upalny dzień. Dziewczyna zamknęła oczy, chłonąc ulgę. Wreszcie coś się wokół działo, wreszcie szumiało jej w uszach, wreszcie czuła zapach życia, a nie tylko śmierci… Poddając się temu kojącemu uczuciu, dziewczyna położyła się. Bała się obudzić się z tego stanu. Za nic nie chciała, aby wrócił ból.
Powoli uchyliła powieki. Po niebie nad nią wędrowały nieliczne chmury, których kształt rozpoznać mogła dzięki jasnym promieniom księżyca. Poza tym firmament był właściwie czarny, jakby cały granat nocy opuścił te strony.
Dziewczyna dopiero teraz poczuła jak bardzo jest wyczerpana, ale przyniosło jej to ulgę – przynajmniej nie miała już siły myśleć o tym, jak podły jest świat. Dzisiaj było już na to zbyt późno.
Świat jest zagadką, tak jak ja,
Każda chwila jest jak skarb,
A marzenia - to wszystko, co mam...

Odpowiedz
#2
Masz za dużo słowa "zła". W wielu wypadkach możesz je albo pominąć, albo zgrabnie zastąpić jakimś innym sformułowaniem.
Musisz popracować trochę na składnią, bo tu troszkę to zawiewa dziecinadą. Pomysł masz ciekawy, tego się nie czepiam, ale jeśli chcesz aby twoje opowiadanie było brane na poważnie pod uwagę to musisz popracować nad swoim stylem piśmienniczym. By tekst brzmiał rasowo. W tedy przyjemnie się go czyta i czeka z niecierpliwością na dalszy ciąg.
Pracuj dalej. Staraj się przed wstawieniem tekstu przeczytać go sam/a abyś znalazł/a błędy. I czytaj książki w tych klimatach, dzięki temu będziesz mieć bogate słowotwórstwo. A ja nie będę się czepiać Cool

Ocena:

2/10
Nie wszyscy mogą być aniołami, ale każdy może być człowiekiem.

Odpowiedz
#3
W Twoim nieśmiałym debiucie całkiem dobrze posługujesz się językiem. Tworzysz zgrabne zdania, gramatycznie bez zarzutu, ale... bardzo banalne. Pierwsza część tekstu (do przerwy między linijkami) jest niestety dosyć nudna. Niby opisujesz głębokie przeżycia bohaterki, jednak w sposób, że tak powiem, nieindywidualny. Tym fragmentem można by opisać każdą podobną sytuację, zmieniając tylko bohatera. Mam na myśli brak jakichś przemyśleń i uczuć, które czyniłyby Rosę konkretną osobą, nie everymanem. Drugi fragment jest odrobinę lepszy, głównie dlatego, że w przeciwieństwie do pierwszego coś się w nim dzieje, nie opiera się na jednej, statycznej scenie. Trochę jest jednak niewiarygodny, bo nie wydaje mi się, by ktokolwiek zaraz po śmierci bliskiej osoby zrobiłby sobie herbatę i poszedł na wycieczkę po strychu.

Na koniec mam jedną uwagę. Jak napisałem na początku, słowem pisanym posługujesz się nieźle, ale pewna rzecz Ci umyka - czasami mieszają Ci się czasowniki dokonane i niedokonane. Wybacz, ni chce mi się jeszcze raz czytać od początku, by wskazać konkretne przypadki, ale rzuciły mi się w oczy dwa czy trzy zdania, w których dobrze by było zmienić formę jednego z czasowników.
Odpowiedz
#4
Dobrze, że Dis nie urządził sobie łapanki, bo dzięki temu czuję, że moja praca ma sens Smile Głównie dlatego, że generalnie zgadzam się z tym, co napisał.

Ale najpierw wspomniana łapanka:

Cytat:Przytłaczało to niewyobrażalnie_, a jedynym ujściem dla jej cierpień okazały się łzy.
Tutaj wkradła się niepotrzebna spacja, a dodatkowo dość paskudne powtórzenie.

Cytat:Nad nią wciąż unosiła się gęsta, czarna mgła. „To kawałek śmierci na ziemi” – powiadali ludzie, ale ona nigdy w to nie wierzyła. Śmierć? To był dla niej brak życia. Jak więc mogła ona mieć formę?
Generalnie zauważyłam u ciebie dość częstą u początkujących pisarzy manierę wpychania po szkolnemu wszędzie gdzie się da ta/ten/ona/ itp. W wielu przypadkach zabieg, który niby miał służyć podkreśleniu okazuje się zbędny, a nawet uciążliwy, bo tworzy powtórzenia i powoduje utratę płynności tekstu.

Cytat:Dziewczyna powoli dotknęła swojej twarzy, jakby chciała sprawdzić, czy mieszka w nich jeszcze życie.
IMO jak już to w niej. A tak ogólnie to zdanie wydaje mi się nietrafione.

Cytat:Dławiło już od przełykania słonych łez, lecz ich smak odwracał jej uwagę. Zamknęła jego oczy. Tylko tyle dała radę zrobić. Było to niewiele, ale dla niej znaczyło to tak dużo – że odszedł, naprawdę odszedł. Zostawił samą.

Cytat:- A nie powinno! – krzyknęła na głos Rosa, nie wytrzymując już bezruchu tego domu.
Tego jest całkowicie zbędne. Spróbuj wyrzucić i przeczytać na głos, a przekonasz się, że bez niego zdanie brzmi o niebo lepiej.

Cytat:Zasłoniła sobie usta dłonią, aby nie wdychać tego ciężkiego powietrza, jednak coraz trudniej było jej posługiwać się tylko jedną ręką.
Ta sama uwaga co wyżej.

Cytat:Wybiegła przez ciężkie drzwi, dobiegła korytarzem aż do schodów, dotarła na ostatnie piętro i sprawnie wspięła się po drabinie na strych.

Cytat:To kojące uczucie rozlało się po jej ciele, jak woda gasi pragnienie w upalny dzień. Dziewczyna zamknęła oczy, chłonąc ulgę.
Kolejne zbędniaki.

Cytat:Dziewczyna była dopiero teraz poczuła jak bardzo jest wyczerpana, ale przyniosło jej to ulgę – przynajmniej nie miała już siły myśleć o tym, jak podły jest ten świat.
Zaznaczone słowa też bym wyrzuciła.

A teraz uwagi ogólne:
Styl nie jest zły. Praktycznie nie znalazłam błędów, a za interpunkcję należą Ci się gratulacje. Jednak jeszcze trochę pracy przed tobą. Przede wszystkim cierpisz na zaiskrzę, ale to jest wyleczalne.
Zgadzam się z Dis'em, że część druga była lepsza, jakbyś nadała bohaterce więcej indywidualności. Mój problem z tym opowiadanie polegał na tym, że, przeczytawszy dziwne imiona bohaterów, nie mogłam nijak dopasować dziejących się zdarzeń do konkretnego miejsca i czasu. Lubię czuć kontekst, ale jest to moje indywidualne odczucie.
Zanim przejdę do ostatniej sprawy, posłużę się cytatem. Jak Dis słusznie zauważył:

Cytat:Niby opisujesz głębokie przeżycia bohaterki, jednak w sposób, że tak powiem, nieindywidualny.

Bo widzisz... Nie wystarczy napisać, że ktoś był w rozpaczy, żeby czytelnika ścisnęło za serce, a łzy popłynęły mu po policzkach. Żeby poczuć emocje, zżyć się z postacią, poczuć, że nie jest ona papierowa czytelnik potrzebuje niestety pewnej dozy indywidualności, bijącej od bohatera. A tę z kolei nie tworzy się tylko poprzez nazywanie rzeczy po imieniu, ale także porównania, metafory i indywidualne skojarzenia, które kojarzą się postaci z danym uczuciem.

Na to przyjdzie czas później. Masz dobrą bazę i możesz się spokojnie rozwijać.

To tyle ode mnie.
Pozdrawiam, mając nadzieję, że moja pisanina się do czegoś przydała.
Odpowiedz
#5
Dziękuję bardzo za uwagi, naniosłam poprawki Kassandry (mam nadzieję, że niczego przy okazji nie spartaczyłam)Smile.
Z pewnością z "dzieciniadą" i banalnością muszę walczyć, bo w rozwoju literackim zatrzymałam się na etapie dwunastolatki i od niedawna bardzo powoli do tego wracam. Postaram się pamiętać o wszystkich uwagach przy kolejnych tekstach, może po jakimś czasie będzie lepiejBig Grin

Pozdrawiam,
Tess
Świat jest zagadką, tak jak ja,
Każda chwila jest jak skarb,
A marzenia - to wszystko, co mam...

Odpowiedz
#6
Pracuj, pracuj. Ja na pewno chętnie poczytam twoje nowe dziełka. Wink
Nie wszyscy mogą być aniołami, ale każdy może być człowiekiem.

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości