25-11-2010, 02:37
Lubię przytułki bólu, szpitale, gdzie starzy…
Lubię przytułki bólu, szpitale, gdzie starzy,
Chorzy ludzie zmieniają się z wolna w organy
Pod okiem obojętnych lub drwiących lekarzy,
Którzy drapią się w głowę i jedzą banany.
W czystych salach, skąd jednak ohyda wyziera,
Dostrzega się tę nicość, która ich otacza,
Zwłaszcza to widać rano, gdy się ich ubiera,
I słychać to o fajkę błaganie palacza.
Starzy umieją płakać dźwięku nie wydając,
Zapominają myśli i proste wyrazy,
Nie śmieją się zbyt często, a wszystko, co mają
Przez te kilka miesięcy przed ostatnią fazą,
To tych prostych słów parę, wciąż tych samych prawie:
Dziękuję, syn, jak zwykle, przyjdzie w poniedziałek;
Nie jestem głodny, syn się w końcu jednak zjawi.
Syna nie ma, a ręce mają prawie białe.
Autor : MICHEL HOUELLEBECQ
Lubię przytułki bólu, szpitale, gdzie starzy,
Chorzy ludzie zmieniają się z wolna w organy
Pod okiem obojętnych lub drwiących lekarzy,
Którzy drapią się w głowę i jedzą banany.
W czystych salach, skąd jednak ohyda wyziera,
Dostrzega się tę nicość, która ich otacza,
Zwłaszcza to widać rano, gdy się ich ubiera,
I słychać to o fajkę błaganie palacza.
Starzy umieją płakać dźwięku nie wydając,
Zapominają myśli i proste wyrazy,
Nie śmieją się zbyt często, a wszystko, co mają
Przez te kilka miesięcy przed ostatnią fazą,
To tych prostych słów parę, wciąż tych samych prawie:
Dziękuję, syn, jak zwykle, przyjdzie w poniedziałek;
Nie jestem głodny, syn się w końcu jednak zjawi.
Syna nie ma, a ręce mają prawie białe.
Autor : MICHEL HOUELLEBECQ