Moja Walentynko, mój Walenty...
#32
Minuta pożera minutę. Okruchy czasu spadają stopień po stopniu. Słowo w słowo. Dzień w dzień. 
A potem... Dłoń w dłoń. Poranek tylko po to, aby wystukać parę słów albo raczej patrzeć jak moje palce same je wystukują. Tak. Znów. Jak tysiąc razy przedtem i później. Pragnienia spełzły na słowach. Wczołgały się pod fasadę wygłodniałych przymiotników. Rytuał. 
A potem... Usta w usta.  Chcieć nie znaczy móc. Nie muszę wcale Cię całować codziennym szlakiem: wargi - kark - ramiona - obojczyk - brzuch, aby rozdrobnić się na słabostki. Aby rozpłynąć i wlać się w kontury. Lekko. Miękko. Doszczętnie. Jak kostka czekolady na języku. Nie muszę. Wystarczy, że odnajdę Twój szatynowy włos w pościeli i będę od nowa wiązać go w kokardki. Jak prezent...

I wciąż... Na dobranoc i na dzień dobry...
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
RE: Moja Walentynko, mój Walenty... - przez potisz - 03-02-2018, 18:27
RE: Moja Walentynko, mój Walenty... - przez Miranda Calle - 09-02-2018, 08:46

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości