Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Gniazda. Naznaczeni przez Tyche
#3
2
– Co to za facet?
– Poznałam go wczoraj dość przypadkowo, gdy skręciłam nogę. Pomógł mi.
– Zaciągając cię do łóżka. Ładna mi pomoc. Wykorzystał cię pod pozorem pomocy. Cwaniaczek.
– Żaden cwaniaczek, zachowywał się fair i wcale z nim nie spałam.
– To dlaczego tam nocowałaś?
– Bo mnie uśpił.
– Co? Uśpił, i mówisz, że nie spał z tobą.
– Nie, nie spał i odwieź mnie do lekarza. Chcę wiedzieć, co z moją stopą.
Przez dalszą drogę obydwoje milczeli. Rose zaczęła się zastanawiać, co się z nią działo, gdy spała. Próbowała sobie przypomnieć wszystko, co robiła, gdy się dowiedziała o środku nasennym, jak zamykała pokój, jak go otwierała po przebudzeniu. Była pewna, że nic się nie wydarzyło. Uspokoiła się. Teraz przypomniała sobie o pozostawionej bieliźnie i dresie. Będzie musiała odebrać swoje rzeczy, ale obawiała się ponownego spotkania z Jackiem, a przede wszystkim reakcji Richarda. Spojrzała na niego. Był nachmurzony. Niewątpliwie przystojny, brunet o brązowych oczach. Niejedna dziewczyna zazdrościła jej tej znajomości… no, nie tylko znajomości.
Po przyjeździe do szpitala pokuśtykała do lekarza. Richard szedł obok niej w milczeniu, nie starał się jej pomóc. Nie liczyła na to. Była przyzwyczajona do chodzenia o kulach i nie stanowiło to dla niej żadnego problemu. Radziła sobie doskonale. Pod gabinetem czekali dobre pół godziny. Gdy doktor Sanders zaprosił ją do siebie, wstała. Richard również się podniósł, chcąc jej pomóc. Odmówiła.
– Witam panią ponownie. Znowu skręciła pani nóżkę, widzę, że ktoś już się nią zajął.
– Tak, ale to była amatorszczyzna. Czy może pan ją dokładnie obejrzeć?
– Oczywiście. Proszę tu usiąść i pokazać stopę. Hmmm… bandaż profesjonalnie zawinięty, mówiła pani „amatorszczyzna”… ciekawe, a zwłaszcza ciekawy jest ten bandaż. Kiedyś czytałem o tym materiale, gdzieś w jakimś wydawnictwie o eksperymentalnych tkaninach wykorzystywanych w medycynie. Odwiniemy i popatrzymy. Brak opuchlizny. Kiedy ją pani zwichnęła?
– W nocy, dokładnie około północy.
– Opuchlizny nie ma. Pozwoli pani, że lekko poruszam stopą. Czuje pani coś, jakiś ból?
– Nie, kompletnie nic, żadnego bólu, tylko pana zimne dłonie.
– Zimne? Czyli ma pani lekko podniesioną temperaturę. Zbadajmy ją, zatem.
Dotknął termometrem.
– Temperatura w normie – stwierdził po chwili.
Po wykonaniu kilku coraz szerszych ruchów poprosił, aby wstała i oparła stopę o ziemię. Nic nie poczuła, wszystko w normie.
– Dla świętego spokoju zrobię prześwietlenie.
Po kilku minutach doktor Sanders trzymał w rękach kliszę z prześwietleniem. Przyglądał się z zainteresowaniem.
– Nie widzę żadnych śladów świadczących o przebytym urazie. Nie ma też śladów po pierwszym skręceniu stopy, chociaż na poprzednim badaniu kontrolnym były drobne zniekształcenia. Jest pani całkowicie zdrowa, a stopa w stanie idealnym. Kto zrobił ten opatrunek?
– Przypadkowy znajomy, nazywa się… Jack, ma na imię Jack. Twierdził, że trochę studiował medycynę.
– Ładne mi trochę, z tego, co widziałem, to był bardzo profesjonalny opatrunek. Według mnie pani nie skręciła stopy. Nie widzę tutaj żadnej ingerencji lekarskiej, gdybym zobaczył, powinienem złożyć zawiadomienie o nielegalnej praktyce. Musiałaby pani składać zeznania. Jest pani zdrowa, a to chyba najważniejsze.
– Dziękuję, kule nie są mi już potrzebne. Do zobaczenia, mam nadzieję, że poza gabinetem.
Po opuszczeniu przychodni obydwoje nadal milczeli. Rose oddała kule Richardowi.
– Musisz mi więcej opowiedzieć o tym tajemniczym Jacku – zaczął. – Powiedz, dlaczego podałaś mi zły adres? Zacisze dwadzieścia cztery, gdy naprawdę to było 124. Całą noc chodziłem od domu do domu, starając się ciebie odnaleźć. W końcu trafiłem na właściwy adres.
– Podałam 124, to ty źle zrozumiałeś.
– Przy tej ulicy było tylko kilkanaście budynków mieszkalnych, a pod dwudziestym czwartym jakieś magazyny. Budziłem ludzi w nocy w poszukiwaniu ciebie. W końcu przestałem, bo grozili mi policją.
– Dlaczego zatem nie odbierałeś telefonów?
– Komórkę zostawiłem w domu, spieszyłem się do ciebie.
– A w samochodzie? Przecież tu masz drugą.
– Szukałem ciebie i nie siedziałem w samochodzie, mogłaś zostawić wiadomość. Gdy wróciłem do samochodu, na telefonie miałem informacje o kilku próbach połączenia, ale z nieznanego numeru. Twoja komórka nie odpowiadała.
– Właściwie powinnam, ale już zasypiałam.
– Dlaczego on cię uśpił?
– Powiedział, że powinnam spać, aby stopa wyzdrowiała, chyba miał rację.
– Bronisz tego cwaniaczka. Sprawdzę, co to za jeden.
– Sprawdzaj sobie, ale gdy go spotkasz, to przeproś za swoje zachowanie i podziękuj za opiekę nade mną.
– Niedoczekanie twoje.
Kolejny przejaw nieuzasadnionej zazdrości – pomyślała.
To jest to, co ją najbardziej denerwuje u Richarda. Zazdrość z byle powodu, zazdrość, która niszczy związek. Spojrzała na niego z wyrzutem, lecz powstrzymała się od komentarza. Nie chciała kolejnej awantury. Pragnęła dotrzeć do swojego mieszkania, chciała wszystko na spokojnie przemyśleć.
Podjechali pod dom, w którym mieszkała, ostatnio przez większość czasu raczej sama. Po każdej awanturze Richard znikał na kilka dni, by po długich przeprosinach powrócić. Te przerwy w ich związku były coraz częstsze. Dzisiaj nie powinien wchodzić razem z nią, nadal czekała na kolejny bukiet. Wysadził ją, podał kule i poinformował, że tym razem ma coś do załatwienia. Nie oczekiwała od niego niczego więcej. Z ulgą odebrała dwa kije i ruszyła coraz pewniejszym krokiem do mieszkania. Kule zostawiła w kącie przy drzwiach i wpadła do sypialni. Rzuciła się na łóżko. Dzisiejsze zajęcia na uczelni odpuściła sobie, lecz jutro musi zaliczyć ćwiczenia z informatyki. Informatyka. To była jej pasja od roku. Pasja podobna do tej, jaka ją opanowała trzy lata temu na medycynie, a rok później na biotechnologii. Medycyna zaczęła ją nudzić na drugim roku, wtedy poznała Richarda. Była dumna, że tak interesujący mężczyzna zwrócił na nią uwagę. Tworzyli dobraną parę do pierwszych objawów jego zaborczości. Nie dawała mu żadnych podstaw, ale ich związek powoli się rozpadał. Już nie była pewna swoich uczuć, zaczęła dostrzegać jego wady. Nie miała jednak nikogo innego. Szybko musiała zacząć radzić sobie sama. Jedyną pamiątkę po rodzicach, wyblakłą fotografię, straciła jeszcze przed studiami.
Do tej pory trzymała na szafce przy łóżku pustą ramkę po zdjęciu. Teraz znowu na nią spojrzała, tak bardzo jej tego zdjęcia brakowało. Przypomniała sobie, jak je utraciła. Mieszkała wtedy z Formanami. Pewnego dnia wróciła do domu, a fotografia zniknęła. Pytała przybranych rodziców, co się z nią stało, nie otrzymała odpowiedzi. Po kilku tygodniach kolejny raz uciekła. Miała wtedy siedemnaście lat. Od tego czasu była sama, ale dała sobie radę. Była przecież nieprzeciętnie inteligentna, jedna z najwyższych wartości IQ, znacznie powyżej stu pięćdziesięciu. Gdy mając dwanaście lat, przeszła test, stwierdzono, że oszukiwała. To jej wystarczyło, nie poddała się kolejnemu.
Usnęła.
Obudziła się późnym wieczorem. Stwierdziła, że za późno na składanie wizyt. Richard nie zadzwonił. Postanowiła się wykąpać. Gdy się rozbierała, przypomniała sobie o bieliźnie. Ta, którą teraz zdjęła, idealnie na nią pasowała. Stanik podkreślał jej jędrne, kształtne piersi.
Skąd on wiedział, jaki noszę rozmiar? – zastanowiła się ponownie nad dziwnym zbiegiem okoliczności.
Weszła do wanny i powoli obmyła ciało. Nie odczuwała bólu w stopie. Przeleżała pół godziny. Przyjrzała się sobie w lustrze. Fryzura lekko potargana. Wzięła grzebień i zaczęła rozczesywać bujne rude włosy. Nie chciały się ułożyć. Zrezygnowała. Spojrzała na piersi. Znamię w kształcie róży umiejscowione na prawej piersi było jakby wyraźniejsze. Niedobrze. Czyżby to był objaw raka? Krawędzie jednak równe, rysunek delikatny, widoczne płatki. Dawno nie przyglądała się sobie, więc może to tylko naturalny proces. Przecież ma już dwadzieścia dwa lata. Niedługo, konkretnie za miesiąc, kolejne urodziny. Czy jest ładna? Raczej przeciętna z tymi licznymi piegami, które są nieodzownym atrybutem rudzielca. Jedynie co do sylwetki nie może mieć zastrzeżeń, na pewno jest zgrabna, przecież oglądają się za nią mężczyźni. Próżność. Która kobieta nie jest próżna?
– Ja nie – powiedziała głośno.
Noc przespała spokojnie. Rano kąpiel, szybkie śniadanko i biegiem na uczelnię. Nawet nie zajrzała do książek i notatek.
Dam radę – stwierdziła.
Miała rację. Kilkugodzinne ćwiczenia przebiegły bez zgrzytów. Zaliczyła je tak, aby się nie wyróżnić, lecz i tak był to najlepszy wynik. Wiedziała, że mógł być wyższy, specjalnie zaliczyła kilka potknięć. Po zajęciach poleciała do biblioteki, w której przesiedziała do późnych godzin. Richard milczał. A niech mu. Kolejny dzień przebiegł według utartego schematu. Zajęcia na wydziale, biblioteka, powrót do domu. Zbliżał się weekend. Nie lubiła tych dni. Dotychczas większość z nich spędzała w samotności, do czasu, gdy poznała Richarda. Zaczęła odczuwać jego brak. Nie odzywał się już trzy dni.
W sobotę postanowiła zrobić porządki. Zaczęła od przedpokoju i od razu natrafiła na kule.
O kurczę, powinnam je oddać i odebrać swoje ciuchy – pomyślała.
Odszukała bieliznę, którą otrzymała od Jacka, spakowała, a po chwili odłożyła ją. Zabrała jedynie kule i popędziła na Zacisze 124. Zbliżając się do budynku, postanowiła dokładnie obejrzeć otoczenie. Zaczęła od miejsca, gdzie upadła. Dość długo szukała bili: była wciśnięta między płyty chodnikowe, jedna z nich miała oderwany róg. Kula bilardowa była czarna i nie odbiegała zbytnio kolorem od płyty.
Nie dziwię się, że jej nie zauważyłam, musiała jednak być na krawędzi i sama ją wcisnęłam.
Podniosła bilę, zważyła ją w ręce i schowała do kieszeni. Zrobiła to odruchowo, myśląc już o budynku. Stał lekko cofnięty od ulicy, szary, bez wyrazu. Na pierwszy rzut oka trudno było go uznać za zamieszkany. Podjazd do bramy raczej rzadko używany. Brama solidna, sprawiająca wrażenie ciężko się otwierającej. Dobrze wtedy zauważyła – za nią był plac z drzewami. Nie były to jednak typowe drzewa, raczej ozdobne, dość rzadko występujące w tym rejonie. Świadczyły o tym, że w przeszłości ktoś zadał sobie dużo trudu, sprowadzając je tutaj i sadząc. Zasadzono je według określonego schematu, przez chwilę go analizowała. Gdy poznała zasadę, na jej ustach pojawił się uśmiech. Właściciel, czy też właściciele, wiedzieli, co czynią. Wzbudzili jej sympatię.
Sam budynek stanowił mieszankę różnych stylów architektonicznych, co wyraźnie kolidowało z parkiem, o ile tak można było go nazwać. Starała się zrozumieć, dlaczego powstał taki kontrast. Dla zwykłego obserwatora była to brzydota. Dla niej ta odpowiedź była zbytnim uproszczeniem. To było coś więcej. Stała zafascynowana, analizowała każde wgłębienie, każde okno.
Jednokondygnacyjna budowla z wysokim strychem. Od frontu stosunkowo wąska, lecz czuło się wyraźnie, że sięga głęboko w ogród. Fasada miała za zadanie tylko zamaskować jej ogrom, nie miała co do tego wątpliwości. Nie miała szans, aby obejść dom z boku. Front budynku blokował drogę, a za podjazdem stał parkan. Parkan, którego praktycznie nie było widać z ulicy.
No cóż, trzeba wejść do środka.
Energicznym ruchem chwyciła kołatkę i zastukała trzy razy. Cisza. Odczekała pół minuty i zakołatała ponownie. Nagle drzwi się otworzyły, za nimi stała dziewczyna.
– Witaj. Ty pewnie jesteś Rose, Jack mówił, że wpadniesz do nas. Wejdź, proszę. Przepraszam za mój wygląd, ale ja dzisiaj odwalam tu robotę sprzątaczki. Stąd ten fartuszek i lateksowe rękawiczki. Wejdź, zaraz przywitamy się jak należy.
Rose przez chwilę przyglądała się sprzątaczce. Śliczna blondynka o kręconych, bujnych włosach. Podobnie jak u Jacka, duże niebieskie oczy.
Czyżby byli rodzeństwem?– zastanowiła się.
Powoli przekroczyła próg. Gdy tylko znalazła się za nim, wpadła w ramiona sprzątaczki, która przytuliła ją do siebie i pocałowała w oba policzki. Pocałunki trwały trochę za długo jak na taką okoliczność, nie mówiąc o tym, że były raczej niewskazane. Rose poczuła lekki dreszczyk przebiegający przez jej ciało.
Co jest grane? To samo uczucie – pomyślała
– Anne – przedstawiła się blondynka, uwalniając ją z uścisku. – Proszę, wejdź do saloniku, pogadamy sobie. Jak poznałaś Jacka?
– Nie opowiadał? – zapytała Rose lekko zdziwiona.
– Powiedział tylko, że do nas wpadniesz i że mamy cię nie przestraszyć, boś jest płochliwą istotką. Mamy cię mile powitać, tego nie musiał nam mówić, zawsze jesteśmy miłe i uprzejme – stwierdziła z uśmiechem.
Zaprowadziła gościa do salonu i posadziła na tej samej kanapie, na której Rose siedziała poprzednio. Po chwili do pokoju wpadła druga dziewczyna. Równie śliczna, ale brunetka, tak przynajmniej można było ocenić na podstawie kilku kosmyków włosów wystających spod turbanu. Miała na sobie szlafrok. Nie zdążyła się wytrzeć, na smukłych nogach pozostały krople wody. Musiała pospiesznie zakończyć kąpiel.
– Monica – przedstawiła się dość szybko.
Ledwo Rose podniosła się z kanapy, już tkwiła w jej ramionach. Dwa delikatne, trochę dłuższe pocałunki i… lekki dreszczyk.
To już staje się niebezpieczne i co najmniej dziwne. Jest jeszcze jedna. Wykrakałam.
– Zeni.
Wysoka, najwyższa z nich, o hebanowej skórze powoli zbliżała się do Rose.
– Nie bój się mnie – poprosiła.
Biel delikatnych zębów uwydatniała idealnie skrojone usta.
– Nie uciekniesz przede mną i tak cię uściskam – tym razem ostrzegła.
Rose zrezygnowała, pozwoliła się wycałować i kolejny raz poczuć dreszcz. Dreszczyk, na którym teraz się skupiła. Wyraźne wyczuła, że kierował się do jej znamienia na piersi. Powoli, lekko oszołomiona opadła na kanapę. Rozejrzała się po nieznajomych, a właściwie już znajomych. Przez jakiś czas wszystkie przyglądały się sobie z wyraźnym zaciekawieniem, by po chwili usiąść na przeciwko siebie.
– A więc to jest Rose – rozpoczęła Zeni. – Witamy w naszej oazie.
– Przyszłam zwrócić kule, które dał mi Jack. Chciałam mu podziękować osobiście. Przepraszam, że tak późno. Czy jest tutaj?
– Jacka nie ma.
– Nie wiemy, gdzie się znowu włóczy.
– Jest nieobliczalny.
– Postrzelony – dodała trzecia.
– To samo powiedział o was – zauważyła Rose.
– No to sama widzisz, że jest nieobliczalny, skoro takie głupoty o nas opowiada. Przecież jesteśmy rozważne, urocze, miłe i wiesz… Same dobre rzeczy można o nas powiedzieć – stwierdziła Zeni.
– Opowiedz nam, jak go poznałaś, w jakich okolicznościach – kolejny raz zapytała Anne.
– Biegałam w nocy i przed tym budynkiem skręciłam nogę. Jack akurat był w pobliżu i mi pomógł. To wszystko, najzwyklejszy w świecie przypadek.
– Miał szczęście – stwierdziła Monica.
– Chyba ja miałam.
Skwitowały jej słowa uśmiechami. A potem zaczęły się pytania i odpowiedzi. Czuły się w swoim towarzystwie coraz swobodniej. Rose pozbyła się uprzedzeń i chętnie mówiła o sobie. Po pewnym czasie zorientowała się, że opowiedziała im całą historię swojego życia, w zamian zdobywając jedynie ogólne informacje na temat zajęć lokatorek. Jednak nie przeszkadzało jej to. Czuła się bardzo dobrze. Jedynym tematem, którego nie dotknęły, był Jack. Umiejętnie zmieniały temat, jakby on w ogóle tu nie mieszkał, jakby ich nie interesował. Nim się zorientowała, minęła północ.
Zaproponowały jej, aby po raz drugi spędziła noc w ich mieszkaniu. Zaoferowały pokój, który już znała. Nie odmówiła. Poczuła, jakby odzyskała coś, co utraciła dawno temu. Wiedziała już, co się kryje za poszczególnymi drzwiami. To były sypialnie. Każda miała swoją. Najdalszą, jeżeli można to tak określić, zajmowała Zeni, obok niej Monica, w środku była sypialnia Jacka, następnie jej i Anne. Co się kryło za pozostałymi drzwiami, pozostało tajemnicą.
W pokoju odnalazła umieszczoną w szafkach swoją bieliznę, idealnie wypraną. Na dresie nie było śladu po wypadku. Wykąpała się i położyła spać. Po raz pierwszy nie rozmyślała o Richardzie. Usiłowała zrozumieć „delikatny dreszczyk”. Nie zdążyła rozwiązać zagadki, nim usnęła. Spała głębokim, spokojnym snem.
Rano obudził ją rwetes dobiegający z kuchni. Szybko się umyła i poszła na śniadanie. Nie miała wyrzutów sumienia. Poczuła się jak gość, więc pora na posiłek. Jak najbardziej jej się należał, no, chyba powinna się do niego przyłożyć. Gdy weszła do jadalni, na stole stały już cztery nakrycia – brakowało ostatniego – Jack był nieobecny. Dziewczyny ubrały się w stroje domowe, luźne spodnie i bluzki. Czuły się swobodnie i nie zauważyły wejścia Rose, albo przynajmniej doskonale to ukrywały.
– Dzisiaj śniadanie przygotowała Anne – stwierdziła Monica – więc będzie trochę… trochę… Będziesz mogła sama je ocenić.
– Wczoraj sprzątaczka, dzisiaj kucharka. Czy tylko ja prowadzę ten dom? – zapytała lekko zirytowana Anne. – Im mniej zjecie, tym więcej dla tych, co potrafią docenić mój kunszt – dodała z promiennym uśmiechem.
– Czyli dla ciebie – odparowała Zeni.
Wbrew zapowiedziom śniadanie było wykwintne. Dziewczyny pałaszowały, aż im się uszy trzęsły. Nie zostało nic. Anne mogła teraz ogłosić z figlarnym uśmiechem:
– Nareszcie z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że dyżur pomywaczki obejmuje… Zeni.
– Może ja pozmywam – zaproponowała Rose.
– Ty jesteś tu gościem i… milcz dziewczyno – oświadczyła Anne.
– Na razie – szepnęła cichutko Monica.
Dziewczyny szybko spojrzały po sobie. Mimo ich starań nie umknęło to uwadze Rose.
Co one mają na myśli? Faktem jest, że wszystkie pomyślały to samo. Nie zwiodą mnie.
– Dziewczyny, miło było, ale na mnie już czas. Dzisiaj muszę posprzątać w domu, tam mam zapewnione wszystkie etaty, i to bez zwolnień czy zastępstw.
– Więc sama widzisz, że tutaj jest łatwiej – odparła Anne, okraszając swoją wypowiedź niewinnym uśmiechem.
Wszystkie trzy odprowadziły gościa do drzwi. Na koniec każda ją ucałowała, ale tym razem Rose nie poczuła żadnego dreszczyku, nic, pomimo że bardzo się starała. Normalny pocałunek przyjaciółek.
Wracając do domu, dużo rozmyślała o wieczorze spędzonym z dziewczynami.
Przyjęły mnie z otwartymi sercami. Potrafiły słuchać i umiejętnie sterowały rozmową, uzupełniały się bezbłędnie. Rozumiały się bez słów. Gdy jedna gdzieś się zapędziła, dwie pozostałe natychmiast jej pomagały. Cały czas były jednak czułe i wyrozumiałe. Na pewno są inteligentne, bardzo inteligentne. Nie miałam dotychczas do czynienia z takimi dziewczynami.
Poczuła, że stanowią dla niej pewne wyzwanie.
Wyzwanie? Czy to na pewno wyzwanie, czy potrzeba rywalizacji, a może zrozumienia? Nie zaproponowały jednak kolejnego spotkania. Dlaczego? Czyżbym nie pasowała do nich? Nie była taka piękna, taka kobieca jak one. Każda z nich to szczyt urody w swoim typie. Anne to… Słowianka, Zeni – śliczna czarnoskóra dziewczyna, a Monica urocza latynoska.
Podejrzewała Anne, że jest siostrą Jacka – teraz była już pewna swojej pomyłki.
Co je połączyło? Czyżby Jack? Lecz o nim nic nie mówiły. Chroniły go. Wyraźnie chroniły go przed mną. Czyżby były zazdrosne? Nie, przecież nie miały o co być zazdrosne. Znowu zazdrość, ta okropna cecha, źródło wszelkiego zła. Wyraźnie uczucie to mnie prześladuje, ale to wynik doświadczenia, efekt utrzymywania kontaktu z Richardem. Zazdrość i one? Nie, to niemożliwe. Ich zachowanie to pełne wzajemne zaufanie, miłość. Miłość? Czyżby to była miłość? Jeżeli miłość, to jaka? Siostrzana? Pochodzą z różnych kultur, więc jak tu można mówić o miłości siostrzanej. Są piękne i tajemnicze. Na pewno mają coś do ukrycia. I dlaczego te sugestie o jej miejscu w tamtym domu. Właściwie nie sugestie, lecz jedno wyrwane słowo, komentarz.
Gdy dotarła pod swoje drzwi, zastała siedzącego na schodach Richarda.
– Dlaczego tu siedzisz, a nie w mieszkaniu?
– Bo zgubiłem klucz.
– Coś za dużo ostatnio tych twoich zgub. Najpierw telefon, no tak, telefonu nie zgubiłeś, ale zostawiłeś.
– Gdzie spędziłaś noc? Znowu u Jacka? A może powinienem powiedzieć: z Jackiem? – zaatakował ją bezpardonowo.
– Skończ już z tymi oskarżeniami. Tak, spędziłam noc u Jacka, ale go nie było, wyjechał gdzieś. Były za to jego trzy współlokatorki i zostałam u nich.
– O Boże, tylko nie to. Wiesz, co robiłem przez ostatnie dni? Usiłowałem ustalić, co to za facet. I wiesz, czego się dowiedziałem? Niczego. Kompletnie niczego. Nikt go nie zna osobiście. Każdy tylko coś słyszał. Jakieś plotki, niesprawdzone informacje. Ten gość nie istnieje, a właściwie istnieje niebytem. Mieszka z jakimiś trzema lesbijkami, o których też niewiele wiadomo poza tym, że kręcą się po bibliotekach i knajpach. Ekskluzywnych knajpach, drogich. Knajpach, które nie są dostępne dla plebsu, lecz dla bardzo bogatych. Doskonale wiesz, jaki typ kobiet bywa w takich lokalach. To są ekskluzywne prostytutki.
– Tak? Ekskluzywne prostytutki? A od kiedy to ekskluzywne prostytutki bywają w bibliotekach?
Richard zaniemówił. Nie znalazł żadnej sensownej odpowiedzi.
– Powtórzyłeś plotki i na ich podstawie wyciągasz wnioski. Powiedz mi, ile kosztują te prostytutki?
– Nie wiem.
– Nie wiesz? Ale wiesz, że to prostytutki. Znasz facetów, którzy im płacili?
– Nie znam.
– Ja je poznałam i nie sądzę, aby były prostytutkami.
– To są lesbijkami.
Rose nie zaoponowała. Zastanawiała się.
– Widzisz, nie zaprzeczasz. Są lesbijkami.
– A jeśli nawet są, to co z tego? Co z tolerancją? Wiesz w ogóle, co oznacza to słowo? Wiesz?
– Jack ma powiązania z mafią. Nikt nie wie, skąd ma majątek, a ma, tego wszyscy są pewni. Ma duże pieniądze, nie wiadomo, jak je zdobył. Ukrywa swoje dobra.
– Znowu jacyś „wszyscy”. Kto konkretnie naopowiadał ci tych bzdur i co właściwie o nim wiadomo?
– Czyżbym wzbudził twoje zainteresowanie? Po co ci te informacje? Powinno ci wystarczyć to, co ja mówię. To człowiek mafii i masz z nim zerwać!
– Po pierwsze, nie mam czego zrywać, bo niczego nie ma, a po drugie, nie będziesz mi mówił, co mogę, a czego nie mogę. Wyrosłam już z tego. A teraz daj mi spokój, muszę lecieć na zajęcia.
– Dobrze, rób, co chcesz, ale dopóki nie zerwiesz z całą tą bandą, nie licz na mnie i nie wydzwaniaj po nocach, gdy stanie ci się jakaś krzywda. – Odwrócił się i szybko oddalił.
Rose przez chwilę patrzyła za nim, a potem otworzyła drzwi i z hukiem je zatrzasnęła. To, co powiedział jej Richard, pozostawiło ślad. Postanowiła jednak nie analizować usłyszanych słów. Pozbierała swoje materiały i pobiegła na uczelnię.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Gniazda. Naznaczeni przez Tyche - przez burak - 02-11-2016, 20:19
RE: Gniazda. Naznaczeni przez Tyche - przez burak - 07-11-2016, 10:52
RE: Gniazda. Naznaczeni przez Tyche - przez burak - 08-11-2016, 09:37
RE: Gniazda. Naznaczeni przez Tyche - przez burak - 09-11-2016, 09:00
RE: Gniazda. Naznaczeni przez Tyche - przez burak - 10-11-2016, 10:09
RE: Gniazda. Naznaczeni przez Tyche - przez burak - 12-11-2016, 21:33
RE: Gniazda. Naznaczeni przez Tyche - przez BEL6 - 14-11-2016, 23:46
RE: Gniazda. Naznaczeni przez Tyche - przez burak - 15-11-2016, 09:28
RE: Gniazda. Naznaczeni przez Tyche - przez BEL6 - 15-11-2016, 12:53
RE: Gniazda. Naznaczeni przez Tyche - przez burak - 15-11-2016, 20:00
RE: Gniazda. Naznaczeni przez Tyche - przez BEL6 - 15-11-2016, 22:22
RE: Gniazda. Naznaczeni przez Tyche - przez burak - 16-11-2016, 21:28
RE: Gniazda. Naznaczeni przez Tyche - przez BEL6 - 17-11-2016, 11:14
RE: Gniazda. Naznaczeni przez Tyche - przez burak - 17-11-2016, 12:17
RE: Gniazda. Naznaczeni przez Tyche - przez BEL6 - 17-11-2016, 17:21
RE: Gniazda. Naznaczeni przez Tyche - przez burak - 19-11-2016, 10:16
RE: Gniazda. Naznaczeni przez Tyche - przez burak - 19-11-2016, 21:20
RE: Gniazda. Naznaczeni przez Tyche - przez burak - 20-02-2017, 23:35

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości