Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Malarz Zdarzeń
#12
Na wstępie kilka słów tłumaczenia.. Dziwny podział "rozdziału" zawdzięczam temu, iż wziąwszy sobie do serca wasze uwagi, postanowiłam napisać to "na próbę", czy dobrze je zrozumiałam i wyeliminowałam odpowiednio błędy. Nie chciałabym brnąć w to samo bagno drugi raz. Lepiej się wycofać, nim jeszcze nie jestem w nim po szyję. Co do ukazania, że jest to opowiadanie typowo fantastyczne... Będzie w drugiej części "Obrazu drugiego". Niedługo. No cóż, oczywiście przepraszam za wszelkie "byki" i życzę miłej lektury. Tongue


Obraz drugi
Część pierwsza

''Czy widziałeś kiedyś bluźniercy serca
Otchłań dziką, piekielną,
W której mrokach dłoń swą na złudzeniu pieniądza zaciska
Cień bogacza, który dostrzegł
Wartość swego ducha niewielką?

Czy widziałeś kiedyś górę jak serce wojownika,
Co mężnym swym szczytem bariery nieba łechce,
Lecz krwią pokryta jest jego śnieżna przyłbica,
Więc czeka próżno,
Bo w niebie nikt mordercy nawet za dobro nie zechce?

Nie, wy widujecie tylko lustra, a w lustrach siebie,
W swoim bezkresnym mieście ze szkła.
Chodzicie stopami bogów, pryzmatem złudzenia patrząc na świat.
Swe byty ciągniecie przed oblicze zatracenia, uwierzcie!
Zapominacie, że to pokusa na Bezkresy Cierpienia wszelkie byty pcha”

Lament istot ze Złych Światów,
znanych również jako Bezkresy Cierpienia




Malarz zsunął się wolno po drabince przymocowanej do krzesła.
- Pamiętasz mnie? - przemówił. Dźwięk jego słów odbijał się od setek obrazów zawieszonych w przestrzeni – Pamiętasz, Edmundzie? - Wyszeptał, usiłując wyzbyć się wpisanego w głos jadu. Schylił się lekko, jakby uznał, że będąc niższym wydaje się bardziej bezbronny. Nie tym razem. Zacisnąłem usta. Spojrzał na mnie trochę zbyt badawczo, spode łba. Nerwowość towarzyszyła każdemu jego ruchowi. Postąpił ku mnie bezgłośnie.
Nie odezwałem się. Stałem nieruchomo. Prawdę mówiąc zwyczajnie bałem się, że jeżeli spróbuję zrobić krok w tył, ugną się pode mną kolana.
- Edmundzie! - Krzyknął w końcu mężczyzna o dziecięcej twarzy. Wyprostował się nagle, jakby do niego dotarło, że równie dobrze mógłby spróbować psychologicznego podejścia z cielcem. Zrozpaczony wyraz malował się na jego twarzy. Westchnął.
Zdążył jedynie otworzyć usta. Nagle z mroku wokół nas, stamtąd, gdzie zdawał się być najciemniejszy, dobiegł mnie szmer. Nie odwróciłem się, ale Bóg jeden raczy wiedzieć, jak wielką miałem na to ochotę. Za to malarz spiął się jak spłoszone zwierzę. Kątem oka dostrzegłem, jak powietrze wybrzusza się, jakby rzeczywistość była tylko tkaniną, pod którą da się wejść. Ludzki kształt stanął na krawędzi dysku.
Artysta ściągnął krzaczaste, prawie łączące się we włochatą jedność brwi. Rozluźnił napięte mięśnie. Czego mógł się obawiać? Podążył wzrokiem za istotą, obracając w dłoniach błyszczący pędzel. Obserwowałem ruch jego pustych oczu. Drżałem też na całym ciele. Zawiesił spojrzenie nad moim lewym barkiem.
- Shi? - Uniósł głowę, wpijając wzrok coraz bardziej nachalnie za moje ramię – Przestraszyłem cię?
Z chwili na chwilę czułem się coraz bardziej przedmiotowo. Jak przeszkoda.
Czymkolwiek było, znów przemieściło się z cichym szelestem. Poczułem na plecach zimny dotyk.
- Zaciekawiłeś, Coramie. Czy to jest człowiek, o którym mówiłeś? Nie czuję od niego chłodu Podróżników – Melodyjny, zabarwiony zaciekawieniem głos rozbrzmiewał tuż obok mojego ucha. Kobieca sylwetka zbliżyła do mnie twarz. Gdybym tylko choć trochę mniej się bał, może byłoby to nawet przyjemne.
- Możliwe – Odparł wymijająco – Chciałbym, abyś zrobiła coś dla mnie.
Wszystko, co powiedział później, uczynił dla mnie niesłyszalnym. Jego wargi poruszały się bezgłośnie. Jednak zatajenie straciło dla mnie na wartości.
Byłem wstrząśnięty.
Coramie? Fala wspomnień zalała mój umysł. Czy ona powiedziała Coramie? Boże. TEN rudy C...
-...oramie Beringt? - Wydukałem nieświadomie, przerywając malarzowi. – Coramie Beringt, zmarły dwadzieścia sześć lat temu w pożarze?
Spojrzałem na twarz przyjaciela - bladą o ostrych rysach i zakrzywionym, orlim nosie. Niegdyś ciekawską, dziś chłodną i zdystansowaną. Pełną groteskowo starych uczuć, wobec jej lat. Patrzyłem na rdzawą aureolę włosów, wijących się to tu, to tam, w swoim dziwnym, niepokojąco hipnotycznym rytmie. Przepełniła mnie zwyczajna, bezwiedna radość.
- Ten sam. Cieszę się, że zdołałeś sobie w końcu przypomnieć – Odparł. Zmusił usta do uśmiechu. Jego wargom widocznie brakło obycia z tego rodzaju mimiką. Uparcie usiłowały znów powrócić do skrzywionej, sardonicznej pozycji – Cśś... - Szybko ukrócił moje pytania – Proszę cię, nie rozmawiajmy o tym tutaj. Bądź gościem w moim domu, Edmundzie.
Nim zdążyłem odpowiedzieć, szybkim ruchem dłoni malarz przygnał przed siebie zupełnie czarny, zniszczony obraz. Wystawił rudą głowę zza płótna.
- Teraz będziesz musiał mi zaufać. Jedyna droga do mojego domu prowadzi przez niego – Mruknął stukając długim palcem w brzeg ramy. Obszedł obraz i stanął obok mnie. Był o prawie pół stopy niższy – Idziesz? To dobrze, kamień spadł mi z serca. Chwyć mnie za rękę i zamknij oczy. Zamknij, powiedziałem. Inaczej zabije Cię szok Edmundzie, to ważne.
Nim złapałem jego dłoń, odwróciłem się. Kobieta zniknęła.
Poczułem pod palcami chłodny, zimny materiał. Ustępował. Moje dłonie zagłębiały się powoli w jego chłodne wnętrze. Z początku ciężko, później coraz lżej. Podejrzewałem, że jeżeli chciałbym je cofnąć, nie dałbym rady. Dzieło wchłaniało nas coraz szybciej, oblepiając powoli nasze torsy, uda i twarze. Poczułem, jak z ogromną siłą zaczęło zasysać moje ciało, pozbawiając tchu.
Nagle Coram mnie pchnął. Obraz jakby tylko na to czekał. Runąłem. W dal, w dół czy w górę – nie wiedziałem. Machałem bezradnie rękami.
W chwili, gdy byłem już prawie pewien, że zostałem zdradzony, i uduszę się zapomniany wśród tych ciemności, uderzyła we mnie fala dźwięków. Przez zamknięte powieki dotarło do mnie niemrawe światło pochmurnego dnia.
- Możesz już otworzyć oczy – Powiedział łagodnie Beringt. W końcu zdołałem dosłyszeć w jego głosie dawną, młodzieńczą nutę – Tylko nie przestrasz się. Będziemy musieli po nich zejść.
Widok przyprawił mnie o mdłości.
Stałem zipiąc na szczycie długich, szklanych schodów. Szybowały nad miastem. Dziękowałem Bogu, że nowa rzeczywistość wyhamowała mój pęd.
Samo miasto było ogromne. Wieżowce z barwionego szkła wznosiły się wysoko w niebo, mrugając do nas światłami rozlewającymi się wśród mżącego deszczu. Dziwnie samotnie odstawały od porozrzucanych w nieładzie niskich, drewnianych chat, przywodzących na myśl średniowiecze.
Ujadały psy, skrzypiały kołyszące się na wietrze szyldy, parskały cicho ciągnące wozy konie. Zupełnie, jakby nie dotyczył ich szum deszczu. Tonęły w nim tylko wszelkie ludzkie okrzyki.
Cały ten harmider zamykało milczące pasmo gór otoczone ciemnym masywem lasu. Niknęło coraz bardziej we mgle i deszczu.
Malarz wyciągnął zza poły poplamionego fartucha zwieńczony na górze małym haczykiem parasol, i rozłożył go nad nami. Zamiast rączki trzymał bladą, ludzką dłoń, która w odpowiedzi zacisnęła palce na jego dłoni. Obrzucił mnie przeciągłym spojrzeniem człowieka skrzywdzonego, gdy zdał sobie sprawę, jak oskarżycielsko na niego patrzę.
- Pamiętasz Annie? Małą Annie, której na Ziemi obiecałem, w przypływie młodocianej miłości, że zawsze, o ile tylko będę mógł, potrzymam ją za rękę, kiedy będzie jej smutno? - Zapytał. Kiwnąłem głową bez słowa – Umarła osiem lat temu. Uznałem, że deszcz jest prawie jak łzy.
- Czy to naprawdę jest jej... jej dłoń? Skąd... - Zapytałem niezręcznie. Coram westchnął słysząc to i próbując ukryć rozbawienie.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - Uniósł brew. Zmartwił mnie jego nonszalancki ton. Cisza zawisła między nami na dłuższą chwilę.
- Nie. Chyba nie.
Artysta wzruszył w odpowiedzi ramionami.
Jesteś idiotą, Edmund.
Coram Beringt kroczył lekko, z gracją. Nie zważał ani na deszcz ściekający ze schodów, ani na wysokość dzielącą nas od ziemi, podczas gdy sam miałem zdecydowanie zbyt bliskie spotkanie z poręczą. Przykurczony ześlizgiwałem się stopień po stopniu wijących się w nieskończoność schodów. Oplatałem ją ciasno ramionami. Nie mogłem stwierdzić, gdzie dokładnie prowadziły. Za każdym moim poślizgnięciem (i tym samym żałosnym jękiem), malarz chichotał tylko, mrucząc pod nosem niewyraźne komentarze.
Wciąż jednak, gdy zadawałem ważniejsze, dręczące pytania, odpowiadał jedynie;
- Później, przyjacielu,
albo po prostu kręcił głową. Co chwilę także przykładał bok dłoni do czoła, tuż nad oczami, wpatrując czegoś.


Schody skończyły się w najmniej oczekiwanym momencie, gdy nogi drżały mi już od nieustannego spinania mięśni, a ubranie zrobiło się ciężkie od spływającego po mnie deszczu.
Znajdujący się na przedmieściach dom malarza bynajmniej nie wyglądał zupełnie tak, jak tego oczekiwałem. Zrujnowaną rezydencję otaczał na wpół martwy żywopłot, wśród którego cienkich gałązek zawodził wiatr, poruszając żałobnie suchym liśćmi. Zaraz za nim stał jeszcze niski, zielony od mchów, obsypujący się stale murek z brudno-szarej cegły.
Pchnąłem zardzewiałe drzwiczki, wkraczając na wyłożoną kamieniami ścieżkę prowadzącą przez ogród.
Stare zabawki straszyły, usadzone na trawie w kręgu wokół większego kamienia. Obrośnięte bluszczem trzymały w małych, plastikowych rączkach kubeczki pełne brudnej deszczówki. Patrzyły oczami z paciorków na puste talerzyki.
- Klęska głodu – Skomentował malarz. A to ja byłem od siedmiu lat pacjentem zakładu psychiatrycznego imienia Królowej Wiktorii – Shi je uwielbia. Mówi, że talerz jednej z nich to ten, o którego kradzież oskarżono Okiku – Dodał na swoją obronę. Szybko jednak przyłożył palec do ust i, uciszając mnie jak cholerny hipokryta, minął jeden z wielu wetkniętych w ziemię wiatraczków, przystrojonych odłamkami szkła.
Sam budynek nie był w najgorszym stanie, choć drewno, z którego go wybudowano, butwiało powoli, a niektóre deski były również solidnie pęknięte. Największym problemem był chyba dach – nieprzyjemnie przechylony wyraźnie w stronę frontu domu. Nieco zapadł się również w połowie. Wieńczył go jednak radosny, stalowy kogucik.
Stanęliśmy na werandzie. Coram złożył parasolkę i wpatrywał się w drzwi.
- Może wypadałoby je otworzyć... - Podsunąłem niewyraźnie. Wędrowałem spojrzeniem po gzymsach, na których siedziały kamienne gargulce. Mężczyzna nie zareagował, za to jeden z gargulców odwrócił głowę w moją stronę. Natychmiast odwróciłem głowę w przeciwnym kierunku.
Utkwiłem wzrokiem na zawieszonej nad drzwiami tabliczce. ''Malarz Światów'', głosił wyraźnie świeży, napisany niezręcznie fioletową farbą napis. Spod niego prześwitywały kształty starych, nie do końca startych liter, których nie potrafiłem rozczytać.
- Zerhinie... - Upomniał się zmęczonym głosem artysta. Wciąż mnie ignorował.
Za jedną z trzech kolumn podtrzymujących mały balkonik nad nami drgnął podłużny kształt.
- Przepraszam, Paniczu. Czekałem na Pana i... To wszystko przez ten deszcz, jest taki... – Wysapał śpiąco staroświecki wieszak. Podrobił w kierunku drzwi na swoich trzech, krótkich nóżkach, zakończonych kulkami. Malarz przerwał jego tłumaczenia zdecydowanym ruchem ręki – Czy mógłbym może zabrać od Pana mokry płaszcz? - Pochylił się w stronę Corama, wystawiając ku niemu głowę ''porośniętą'' kilkunastoma haczykami. Beringt powiesił na nim okrycie, a następnie przyłożył do niego rączkę parasolki, która chwyciła się drewna i sama zawiesiła na jednym z haczyków. Zerhin wyprostował się, otworzył Coramowi drzwi i... dopiero teraz zdał sobie sprawę z mojej obecności. Zmierzył mnie spojrzeniem dwóch wielkich, złotych śrubek. Również na niego spojrzałem. Staliśmy chwilę w zupełnej ciszy, mierząc się spojrzeniami.
- Cześć... - Mruknąłem w stronę wieszaka.
- Dzień dobry – Odpowiedział niepewnie. Nie zapytał mnie jednak o płaszcz, którego zresztą nie miałem, ale o który wypadałoby zapytać. []To nic.[/i] Zacisnąłem usta.
Wszedłem do domu za Coramem. Zerhin zamknął za nami drzwi i znieruchomiał w kącie krótkiego korytarzyka. Zaraz przy drzwiach.
Rozległ się głośny, metaliczny dźwięk. Trwał chwilę, po czym nagle ucichł.
- Boż... - ...e, co to? Dokończyłem w myślach, bowiem malarz zacisnął mi dłoń na ustach.
- Nie wymawiaj tutaj takich słów. Najlepiej nawet o nich nie myśl! Nie w Lepszym Świecie! - Syknął. Porwał dopiero co zawieszone na wieszaku płaszcz i parasolkę. Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, gdy szarpnął za klamkę.
- Zaczekaj na mnie! - Krzyknął przez szarówkę. Biegł z powrotem ku podniebnym schodom.
Zostałem tylko ja, śpiący Zerhin i pusty, ponury dom Malarza.
Jedne z wielu umieszczonych wzdłuż korytarza drzwi były uchylone. Z pokoju sączyło się słabe światło, rzucające na ściany długie, koślawe cienie.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Malarz Zdarzeń - przez Hakai - 14-11-2015, 19:32
RE: Malarz Zdarzeń - Obraz pierwszy - przez Mirrond - 14-11-2015, 20:12
RE: Malarz Zdarzeń - Obraz pierwszy - przez Hakai - 14-11-2015, 20:29
RE: Malarz Zdarzeń - Obraz pierwszy - przez Hakai - 16-11-2015, 13:17
RE: Malarz Zdarzeń - Obraz pierwszy - przez BEL6 - 16-11-2015, 14:52
RE: Malarz Zdarzeń - Obraz pierwszy - przez BEL6 - 16-11-2015, 17:55
RE: Malarz Zdarzeń - Obraz pierwszy - przez Hakai - 16-11-2015, 18:30
RE: Malarz Zdarzeń - Obraz pierwszy - przez Hakai - 20-11-2015, 18:12
RE: Malarz Zdarzeń - przez czarownica - 20-11-2015, 19:22
RE: Malarz Zdarzeń - przez Hakai - 20-11-2015, 20:55
RE: Malarz Zdarzeń - przez czarownica - 20-11-2015, 21:17
RE: Malarz Zdarzeń - przez gorzkiblotnica - 21-11-2015, 00:34
RE: Malarz Zdarzeń - przez Hakai - 21-11-2015, 00:46
RE: Malarz Zdarzeń - przez Mirrond - 21-11-2015, 01:01
RE: Malarz Zdarzeń - przez BEL6 - 21-11-2015, 08:56
RE: Malarz Zdarzeń - przez Mirrond - 21-11-2015, 12:47
RE: Malarz Zdarzeń - przez gorzkiblotnica - 22-11-2015, 01:33
RE: Malarz Zdarzeń - przez czarownica - 22-11-2015, 09:32
RE: Malarz Zdarzeń - przez Hakai - 22-11-2015, 15:21
RE: Malarz Zdarzeń - przez czarownica - 22-11-2015, 15:55
RE: Malarz Zdarzeń - przez Hakai - 22-11-2015, 16:15
RE: Malarz Zdarzeń - przez Milion - 22-11-2015, 22:04
RE: Malarz Zdarzeń - przez gorzkiblotnica - 23-11-2015, 00:18
RE: Malarz Zdarzeń - przez Hakai - 24-11-2015, 18:58
RE: Malarz Zdarzeń - przez Milion - 24-11-2015, 21:38
RE: Malarz Zdarzeń - przez czarownica - 24-11-2015, 22:20
RE: Malarz Zdarzeń - przez gorzkiblotnica - 24-11-2015, 23:03
RE: Malarz Zdarzeń - przez Hakai - 25-11-2015, 12:13
RE: Malarz Zdarzeń - przez gorzkiblotnica - 25-11-2015, 22:16
RE: Malarz Zdarzeń - przez Hakai - 27-11-2015, 16:19
RE: Malarz Zdarzeń - przez gorzkiblotnica - 29-11-2015, 00:06
RE: Malarz Zdarzeń - przez Hakai - 01-12-2015, 23:19
RE: Malarz Zdarzeń - przez czarownica - 02-12-2015, 07:18
RE: Malarz Zdarzeń - przez Hakai - 02-12-2015, 20:03
RE: Malarz Zdarzeń - przez BassKatt - 05-12-2015, 15:13
RE: Malarz Zdarzeń - przez Hakai - 05-12-2015, 18:39
RE: Malarz Zdarzeń - przez BassKatt - 05-12-2015, 21:21
RE: Malarz Zdarzeń - przez gorzkiblotnica - 05-12-2015, 22:53
RE: Malarz Zdarzeń - przez Milion - 09-12-2015, 21:55
RE: Malarz Zdarzeń - przez Hakai - 21-12-2015, 21:54
RE: Malarz Zdarzeń - przez gorzkiblotnica - 21-12-2015, 23:28
RE: Malarz Zdarzeń - przez czarownica - 22-12-2015, 15:19

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości