słowa stają się złośliwe
ubierają zimowe stroje banału
a jest dopiero maj
najgorsze kiedy chwytaj się za ręce
i w niewinnym tańcu podskakują uparcie
a głowa chce by ją roztrzaskać o bruk
zakochany poeta gorszy jest od schizofrenika
kiedy siada za biurkiem i dymem cedzi słowa
później zbiera resztki spokoju
z poplamionego szaleństwem dywanu
jej delikatność pełniejsza jest niż słowa
i tylko próżnia butelki
jest zawsze taka sama
ubierają zimowe stroje banału
a jest dopiero maj
najgorsze kiedy chwytaj się za ręce
i w niewinnym tańcu podskakują uparcie
a głowa chce by ją roztrzaskać o bruk
zakochany poeta gorszy jest od schizofrenika
kiedy siada za biurkiem i dymem cedzi słowa
później zbiera resztki spokoju
z poplamionego szaleństwem dywanu
jej delikatność pełniejsza jest niż słowa
i tylko próżnia butelki
jest zawsze taka sama